– Jak się nazywasz? – zapytał gejsza. – Nazy…wasz? – powtórzył mały. – Ja jestem Jonasz. – Hosala wskazał na siebie. – Jonasz. Chłopiec kiwnął głową ze zrozumieniem. – Jes…tem Micha – wymówił z trudnością. – Micha, pokaż mi to miejsce. – Gejsza wskazał na korytarz i drzwi. Pokazał na oczy. Mały przez chwilę przyglądał się Jonaszowi, w końcu kiwnął głową i ruszył w głąb budynku. Gejsza założył czołówkę z kamerą i poszedł za przewodnikiem. Chłopiec prowadził go poprzez puste, zagracone pomieszczenia, jednak mężczyzna wiedział, że nie są sami – czuł na sobie wzrok innych mieszkańców, czasami zdawało mu się, że ktoś znikał za załomem korytarza. Przez kilka kolejnych godzin dzieciak oprowadzał gejszę po halach i biurach, choć w zasadzie wyglądało na to, że chłopiec się nudzi i chodzi trochę bez celu. Jonasz cierpliwie zapisywał wszystko w nawigacji, budując mapę otoczenia, na co chłopak patrzył z nieukrywaną fascynacją, ale mimo wszystko nie podchodził zbyt blisko, choć na jego twarzy można było zobaczyć odwieczną potyczkę: ciekawość kontra bezpieczeństwo. Hosala dopytywał się czasami o jakieś szczegóły, a Micha odpowiadał nieudolnie krótkimi słowami. W jednym z pomieszczeń chłopiec sięgnął po chromowany pręt przeoczony dawno temu przez złomiarzy i szarpiąc się z nim, wywrócił z hukiem stolik, wzbijając w powietrze tumany kurzu. Jonasz kaszląc wystawił głowę przez okno, żeby przeczekać na świeżym powietrzu, aż chmura trochę opadnie – i zaskoczony zauważył, że zewnętrzna ściana pokryta jest płachtami ogniw słonecznych. Niektóre powiewały leniwie w południowym wietrze, inne wisiały nieruchomo, jednak co najdziwniejsze, widać było wyraźnie, że niedawno ktoś je konserwował. Dostępność tych tanich źródeł energii spowodowała, że wiele z elektrowni, szczególnie węglowych, zamknięto na stałe. – Macie tutaj prąd? – zapytał Jonasz. Micha patrzył bezsilnie, najwidoczniej nie rozumiejąc. – Prąd. – Gejsza wskazał ogniwa za oknem. – Prąd? – Tak. Prąd – mruknął pod nosem. – Nieważne. Gdy kurz opadł, Jonasz zdjął plecak i usiadł na podłodze. Zgłodniał, więc wyjął czerwony pojemnik z liofilizowanym jedzeniem i manierkę z wodą. Micha spojrzał przerażony na pudełko i zrobił krok w tył, wpadając na wywrócone krzesło. Jego wielkie oczy patrzyły pytająco. Dzieciak kiwał głową lekko na boki i mruczał coś rytmicznie pod nosem, niczym ochronną mantrę lub modlitwę, a po chwili wybiegł z pomieszczenia. Jonasz zerwał się za nim, krzycząc: – Micha, zaczekaj! – Zobaczył małą sylwetkę znikającą gdzieś za zakrętem korytarza. Już chciał biec dalej, gdy przypomniał sobie o pozostawionym plecaku. Wrócił szybko po niego, jednak na widok rozpakowanego jedzenia stanął bezradnie, jakby nie wiedział, za co się zabrać. W końcu zaklął pod nosem, machnął ręką i usiadł obok. Przygotował posiłek i jadł powoli, zastanawiając się, co mogło wystraszyć Michę. Spojrzał na manierkę i pojemnik, ale nie zauważył nic, co usprawiedliwiłoby reakcję dzieciaka. Wyjął komputer i zaczął nagrywać spostrzeżenia dla Wydziału Antropologii. – Autochtoni kierują się jak dotąd nieznanymi zasadami i normami. Pierwszego dnia nie dopuścili mnie nawet do hali, drugiego dnia zrobili to praktycznie bez problemu, choć nie mogłem wejść do pomieszczenia, które prawdopodobnie jest świątynią. Spotkałem chłopca w wieku około ośmiu lat. Gdy wyjąłem manierkę z wodą i pudełko z jedzeniem, dziecko uciekło wystraszone. Nie mam pojęcia dlaczego. Grupa prawdopodobnie używa elektryczności. Na zewnątrz pomieszczenia, które nazwałem na mapie „ogniwa”, wokół okna wiszą działające płachty z bateriami słonecznymi. Dochodziła osiemnasta. Wprowadził resztę danych do mapy i załadował obraz z czołówki. Spakował się i ruszył z powrotem. Za kolejnym zakrętem zauważył mężczyzn idących w jego kierunku. W dłoniach trzymali pałki i noże, ich twarze wykrzywiały grymasy niezadowolenia i gniewu. Na widok gejszy zaczęli krzyczeć. Jonasz sięgnął po broń. Zawahał się jednak i postanowił nie wyjmować jej z kabury; zamiast tego ściskał kolbę pistoletu ukrytego pod długą bluzą. Wolną ręką włączył dyktafon. Zdenerwowany rzucił okiem za siebie, sprawdzając pole ewentualnej walki lub drogę ucieczki. Mężczyźni zatrzymali się kilka kroków od niego, wymachując bronią. – Nie możesz tu być! – powiedział w końcu jeden z nich, ten sam, który wcześniej poprowadził wszystkich przez halę. Wystąpił o krok przed grupę. Długie włosy opadały mu na ramiona. Mięśnie na szczupłych policzkach napinały się. – Dlaczego? – zapytał Jonasz.  | Ilustracja: Czarek Hoffman
|
– Jesteś spadający. – Długowłosy zatoczył nożem szeroki łuk w kierunku ziemi. – Spadający? Nie rozumiem. – Zdezorientowany Hosala wzruszył ramionami. – Chodzi o to, że przywiozła mnie pustułka? – Jesteś spadający! – powtórzył z naciskiem zirytowany mężczyzna. – Idź tam. – Wskazał korytarz za plecami gejszy. Jonasz ruszył powoli tyłem, potem odwrócił się i szedł dalej. „Wyrzucają mnie?” Spowolnił oddech i lekko przymknął oczy. W okiya dzięki rozpoznaniu istoty wszystkich zjawisk nauczył się, że myśli to śmieciowy produkt ludzkiego umysłu. Dzięki rozpoznaniu ich natury nauczył się sterować nimi dla osiągnięcia swoich celów. Skierował oddech w kierunku podwzgórza. Za oddechem poszła energia, która pobudziła narząd do wydzielenia neurotransmiterów. Przebiegł wstecz łańcuch myśli, ogniwo po ogniwie, szybko, niczym na przyspieszonym filmie. Jako że czas mierzony jest ilością intelektualnej papki wyprodukowanej przez umysł, doświadczył subiektywnego zwolnienia jego upływu: idący obok i za nim ludzie poruszali się niczym w gęstym syropie, jak gdyby rzeczywistość zaczęła stawiać większy opór. Błyskawicznie analizował dzisiejszy dzień, tworzył nowe połączenia pomiędzy ogniwami, ale nie mógł znaleźć powodu, dla którego chcą się go pozbyć. Postawił banalną diagnozę: zbyt mało danych. Przed sobą zauważył kolejnych mężczyzn. Wyszli z bocznego korytarza, teraz prowadzili Hosalę i ograniczali mu drogę ewentualnej ucieczki. Domyślił się, że eskortują go poza teren grupy. „No, chyba że to pułapka” – pomyślał, mocniej zaciskając dłoń na kolbie i wysuwając broń lekko z kabury. – Stój! – krzyknął długowłosy. Gejsza zamarł w pół kroku obok masywnych drzwi, pobudził wydzielanie adrenaliny i szybko rozprowadził ją po ciele wraz z oddechem. Podszedł do niego kilkunastoletni chłopak, trzymając przed sobą nóż. Jonasz odsunął się powoli pod ścianę i leciutko ugiął nogi w kolanach, gotowy do walki. W podbrzuszu poczuł pęczniejącą kulę gorącej energii. Chłopak włożył klucz do drzwi i otworzył je na oścież. Skinął głową w kierunku pomieszczenia. Gejsza spojrzał przez próg. Nie wiedział, co zrobić. Gdyby chciał, poradziłby sobie z młodzieńcem i pewnie wyszedłby z całej sytuacji żywy, ale co potem? Byłby na nieznanym terenie, nie wiedząc, kiedy przybyłoby wsparcie. „A co, gdyby mnie zranili?” Gdy tylko wszedł do środka, drzwi zatrzasnęły się z hukiem i usłyszał szczęk zamka. Wewnątrz zastał kilka dziewczyn – stały w rogu i patrzyły zdziwione. Chichotały, pokazując gejszę palcami, szeptały coś. Były w różnym wieku, najmłodsze ledwo co dojrzewały, najstarsze nie miały więcej niż dwadzieścia kilka lat. Ich szczupłe ciała okrywały łachmany niewiele lepsze, niż u mężczyzn z korytarza. Hosala zdjął plecak i usiadł na krześle. „Co teraz?” – pomyślał i uśmiechnął się do rozbawionej grupki. „I co to za pomieszczenie? Więzienie? Harem? Co je tak śmieszy?” Jedna ze starszych dziewczyn usiadła niedaleko. Przyglądała się rozbawiona. Sięgnęła do tyłu głowy i związała ciemne włosy w koński ogon, pokazując szczupłe, żylaste ramiona. – Masz krew? – zapytała w końcu. – Wszyscy mamy krew – odrzekł po chwili gejsza, z uwagą przypatrując się dziewczynie. Koleżanki ryknęły śmiechem. Kilka podeszło bliżej. – Tu masz krew? – pokazała na krocze. Brwi na twarzy gejszy ściągnęły się, gdy myślał nad słowami i gestem dziewczyny. Po chwili pokiwał głową. – Macie okres? – zapytał i zrobiło mu się głupio. „Przecież to oczywiste” – pomyślał. Nie wpadł na to od razu, pewnie przez te wszystkie lata w zamknięciu spędzone głównie z facetami. „Już na zawsze zostaniemy małymi chłopcami, zamkniętymi w okiya w wieku dziesięciu lat? Tak długi trening, a mimo to wyłożyłem się na oczywistościach.” Dopiero przed kilkoma miesiącami wyszedł z domu gejsz, więc rzeczywistość ciągle zaskakiwała go sprawami, które dla innych były zupełnie zwyczajne. |