powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Autor
Głowa w mikrofalówce
James W. Roberson ‹Zabobony›
Jednym z nielicznych dostępnych na naszym rynku starszych horrorów – i to takich, w których powstaniu nie maczał palców nikt bardziej znany – są „Zabobony”. Minus polega na tym, że tak naprawdę jest to reedycja tytułu wydanego u nas ongiś na VHS.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Zabobony›
‹Zabobony›
„Zabobony” to horror szalenie trudny do zaszufladkowania. Owszem, wiele w nim sztampy i klasycznych zagrywek, ale jednocześnie fabuła od czasu do czasu skręca w kompletnie nieprzewidywalnym kierunku, proponując rozrywkę krwawą i trzymającą w napięciu niemal do samych napisów końcowych. Co ważniejsze, dochodzi tu do złamania kilku żelaznych hollywoodzkich zasad, przez co nie sposób być pewnym, który z bohaterów – i to niezależnie od wieku czy zachowania – dożyje finału. Ta obfitość krwi i urywanych kończyn, a także obecność w fabule dzieci prawie że doprowadziły swego czasu do wpisania „Zabobonów” na brytyjską listę video nasties. Sytuacja staje się nieco bardziej zrozumiała, gdy nadmienić, że wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu obraz wcale nie powstał w USA, a w położonej po sąsiedzku Kanadzie. Tam zaś przemysł filmowy rządzi się innymi prawami, dalekimi od tych rodem z Hollywood.
Fabuła „Zabobonów” generalnie jest prosta. Na terenie kościelnych dóbr stoi sobie złowieszczy dom. Ponoć już któryś z rzędu na tych samych, sięgających XVI wieku fundamentach. Nieustannie giną w nim ludzie, jak choćby dwójka młodocianych dowcipnisiów, którzy na samym początku historii usiłowali nastraszyć jakąś zmotoryzowaną parkę pogrążoną w amorach. Zgony oczywiście są okrutne i jak najbardziej widowiskowe, choć nieraz tu i ówdzie można się dopatrzyć nadmiaru gumy i szmat. Podobnie ponurą sławą (oczywiście nie w kwestii gumy i szmat) cieszy się położony w pobliżu posesji staw, ewidentnie zamieszkany przez jakąś istotę. I to istotę potrafiącą dogadać się z głuchoniemym synem dozorczyni i nakłonić go do pilnowania całego terenu w taki sposób, w jaki jest to dla tajemniczego rezydenta najdogodniejsze. Problem zaczyna się wówczas, gdy postraszony przez lokalne władze ksiądz, nie chcąc doprowadzić do przymusowej rozbiórki budynku, decyduje się zrobić z miejscem porządek i prócz wyszykowania domu dla nowych lokatorów, przymierza się również do osuszenia stawu. A to bardzo poważny błąd.
Jak już nadmieniłem, momentami film jest irytująco sztampowy, zarówno jeśli chodzi o drobne elementy fabuły (choćby i klasyczne wyskakiwanie zza winkla), jak i o niektóre dialogi, które od dziesięcioleci można usłyszeć dosłownie w co drugim horrorze. Jednak o ile w pierwszych kilku minutach seansu sytuacja taka może zniechęcać do brnięcia w fabułę, o tyle później irytacja na tanie zagrywki dość szybko zaczyna się rozchodzić po kościach z powodu niespodziewanych skrętów fabuły i zaskakującego sposobu eliminacji bohaterów historii. Nie działa tutaj bowiem żaden z klasycznych schematów rozwoju linii fabularnej, mimo że początkowo „Zabobony” przejawiają zbieżność z młodzieżowym slasherem, a potem na chwilę wpadają w koleiny opowieści o zemście wywieranej przez martwą od stuleci wiedźmę. Jakość filmu jednocześnie podnosi to, iż nie ma tu najmniejszego śladu politycznej poprawności, a i trudno uświadczyć happy end.
Niezbyt tradycyjna jest też forma realizacji. W wielu scenach bardzo silnie wyczuwa się sztuczność dekoracji, co zdaje się być celowym działaniem. Pozorna ruina domu (w ponoć od dawna opuszczonym budynku jest prąd, działają lampy, ściany są schludnie czyste, jedynie tu i ówdzie dla przyzwoitości porozrzucano trochę śmieci), melodramatyczne zachowanie dozorczyni (rzuca posępne komentarze z okna swojej chatki) i osobliwa „rekonstrukcja” zdarzeń sprzed stuleci (kiczowate trzaski piorunów, wicher szarpiący szatami uczestników egzekucji, równocześnie tajemniczym sposobem pozostawiający w spokoju gałęzie pobliskich drzew) powodują, że chwilami historia wygląda raczej jak pastisz kina grozy, niż rzeczywisty horror. Wrażenie takie wzmaga ponura, doskonale budująca klimat ścieżka dźwiękowa, oparta na spowolnionym motywie ze średniowiecznego „Dies irae”, nie przystająca jednak swoją powagą do niektórych skomplikowanych choreograficznie zgonów.
Szkoda tylko, że w filmie lekko zgrzyta polskie udźwiękowienie, czego najlepszym przykładem księga zwąca się „Malias Malafakorum”. A przecież wyraźnie chodzi tutaj o swojski „Młot na czarownice” w oryginalnej, łacińskiej formie „Malleus Maleficarum”, tyle że czytanej z angielska. Niestety, tłumacz chyba w ogóle nie słyszał o tej książce i zostawił jej tytuł w brzmieniu oryginalnym, zaś lektor najprawdopodobniej nie wiedział, jak to się czyta, więc poszedł po najmniejszej linii oporu i po prostu skopiował brzmienie wypowiedzi ze ścieżki angielskiej. I wyszedł potworek.
W ogólnym rozrachunku „Zabobony” ogląda się więc zaskakująco dobrze, głównie dzięki oryginalnemu przebiegowi fabuły oraz licznym, rozsądnie rozsypanym po historii zgonom. Filmowi pomaga też to, że nie jest nakręcony śmiertelnie serio i rzeczy, które normalnie drażniłyby absurdalnością, dzięki lekkiemu przymrużeniu oka dają się nadspodziewanie gładko przełknąć.



Tytuł: Zabobony
Tytuł oryginalny: The Witch
Reżyseria: James W. Roberson
Zdjęcia: Leon Blank
Scenariusz (film): Galen Thompson
Muzyka: David Gibney
Rok produkcji: 1982
Kraj produkcji: Kanada, USA
Data premiery:
Gatunek: horror
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

191
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.