powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Autor
O wszystkim, o niczym
Terrence Malick ‹Drzewo życia›
„Drzewo życia” Terrence’a Malicka zostało nagrodzone Złotą Palmą w Cannes. Czy werdykt festiwalowego jury można uznać za trafny i sprawiedliwy? Tylko jeśli zaakceptuje się chaos twórczy, patos i monstrualne ambicje reżysera.
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
‹Drzewo życia›
‹Drzewo życia›
„Drzewo życia” wygląda tak, jakby scenarzysta i reżyser w jednej osobie – Terrence Malick – usiadł nad czystą kartką papieru i stwierdził, że napisze, a potem nakręci poruszające arcydzieło, w którym przeplatać się będą dzieje jednostki i dzieje stworzenia, kwestie życia i śmierci, Bóg i ulotność rzeczy przyziemnych. To dlatego bohaterowie filmu nie potrafią mówić zwyczajnie, tylko operują złotymi myślami i krzepiącymi truizmami, a patos i pretensjonalność rozsadzają ekran. Wyrywkowe epizody z dzieciństwa głównego bohatera układają się w paralelę do biblijnej historii Hioba i narodzin życia na planecie Ziemi. Obraz ewolucji zderza się z wizerunkiem wszechmocnego Boga, który poddaje ludzi próbom, i z historią rodzinną, w której matka symbolizuje naturę, a ojciec jawi się jako prywatny Bóg – nauczyciel kochający, acz srogi. Mieszanka obrazów, dźwięków, idei artystycznych, treści, wątpliwości i pytań miało z pewnością tworzyć dzieło równie skomplikowane jak całe życie. Malick pokazuje wątłość człowieka, po czym zaprzecza sobie samemu, próbując bawić się w pana stworzenia, który odszyfruje wszystkie zagadki egzystencji. Pycha i wygórowane ambicje artysty na pewno negatywnie wpłynęły na finalny kształt filmu, ale największym problemem jest to, że nie wiadomo, o czym reżyser chce w „Drzewie życia” opowiedzieć.
Na początku rodzice dostają informację o śmierci jednego ze swoich synów. Mogłoby się wydawać, że to doskonały punkt wyjścia do obserwacji tego, jak traumatyczne wydarzenie wpłynęło na rodzinę, a w szczególności na braci zmarłego chłopca. Malick wybiera jednak inną drogę i zaczyna mozolną opowieść o życiu w całej jego okazałości, o powiązaniu narodzin i śmierci, o doskonałości dzieła bożego (albo ewolucyjnego), o dzieciństwie i uczeniu się bycia człowiekiem. Po cierpieniu rodziców przychodzi czas na przyjęcie szerokiej perspektywy świata: sekwencje przedstawiające kosmos zostają szybko zastąpione obrazami jednokomórkowców, a potem symbolicznymi scenami z dinozaurami. Dopiero po lekcji ludzkiego pochodzenia, fabuła znów skupia się na rodzinie głównego bohatera – oglądamy małe stworzenie świata, świata nowonarodzonego dziecka. Gdyby pozbyć się pretensjonalnych złotych myśli dobiegających z offu, to środkowa część filmu pokazująca dorastanie małego człowieka mogłaby stanowić trzon filmu przynajmniej bardzo dobrego. Malickowi udało się uchwycić prawdę – pierwsze reakcje dziecka, poznawanie świata, radości i rozczarowania, figury matki i ojca. Dopiero pod koniec seansu, film znowu rozpływa się w filozoficzno-religijny bełkot z Seanem Pennem włóczącym się po wydmach i obserwującym ludzi, którzy odegrali ważną rolę w jego życiu. Wraca też – ostudzony nieco w środkowej części – patos i nieznośny kicz. Bynajmniej nie robi to pozytywnego wrażenia na zamknięcie seansu.
„Drzewo życia” stanowi doskonały przykład zasady, że mniej często znaczy więcej. Malick chce opowiedzieć o wszystkim, ale w rezultacie jego opowieść charakteryzują chaos i przesada. Filmowi najlepiej zrobiłoby gruntowne przemontowanie. Ograniczenie fabuły do historii rodzinnej ze wskazaniem na nierozłączność życia i śmierci oraz roli rodziców w dorastaniu i kształtowaniu osobowości wyeliminowałoby z filmu niepotrzebne paralele i analogie. Oznaczałoby to wycięcie sekwencji rodem z Discovery i całego, nachalnie symbolicznego zakończenia, oraz natchnionych banałów rzucanych regularnie z offu. W obecnym kształcie „Drzewo życia” pozostawia widza z mieszanymi uczuciami, a nawet z lekką irytacją. Film tak bardzo podporządkowano artystycznym ambicjom reżysera, że próżno szukać na ekranie emocji. Bohaterowie to marionetki, narzędzia, które służą twórcy do osiągnięcia zamierzonego celu. Mimo uprzedmiotowienia postaci, część rodzinna pozostaje najlepsza także ze względu na aktorów. Brad Pitt przekonująco odnajduje się w roli ojca, człowieka surowego, który stanowczością maskuje słabości, niespełnienie i wstyd. Jessica Chastain jako matka wygrywa wszystkie najbardziej ulotne nuty składające się na postać kobiety delikatnej, bliskiej naturze, kochającej i wyrozumiałej. Obiecująco wypadają również debiutanci w rolach braci wspólnie poznających arkany życia.
Malick pewną ręką odmalowuje na ekranie portret rodziców jako czynnika decydującego o dalszym życiu każdego człowieka. Dla dziecka rodzice decydują o stworzeniu i niebycie, pełnią funkcję prywatnego Boga, którego można czcić, ale od którego można się też odwrócić w niezrozumieniu i buncie. Malick dość konserwatywnie rozdziela role, czyniąc z matki naturę, a z ojca – boskiego posłańca. Kobieta jest według reżysera istotą ciepła i delikatność, natomiast mężczyzna – przemocy, stanowczości i władzy.
Namiastki ciekawych ideologii i masa dobrych pomysłów giną w odmętach dydaktyzmu, hiperboli i natrętnych metafor. Niestety, „Drzewo życia” zostało bezkrytycznie wyniesione na piedestał przez jury festiwalu w Cannes. Jeśli z perspektywy najsłynniejszego festiwalu filmowego świata w tym roku nie było żadnego lepszego filmu niż filozoficzny potwór celuloidowy Malicka, to albo źle dzieje się z kinem artystycznym i kinem w ogóle, albo źle dzieje się z ludźmi, którzy są odbiorcami kina. I to chyba najważniejsza refleksja po seansie „Drzewa życia”.



Tytuł: Drzewo życia
Tytuł oryginalny: Tree of Life
Reżyseria: Terrence Malick
Scenariusz (film): Terrence Malick
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 10 czerwca 2011
Czas projekcji: 138 min.
Gatunek: akcja, dramat, przygodowy
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

173
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.