powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Dzikie dzieci
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Otworzył oczy. Ktoś okrył go kocem.
– Dzień dobry, panie Marcinie – powiedział Jonasz do znajomego policjanta. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilku techników kręciło głowami z niedowierzaniem, nagrywając świątynię.
Marcin Morkisz wręczył gejszy ubranie znalezione w jego bagażach. Gdy Jonasz przebrał się, funkcjonariusz podał mu butelkę z napojem, mówiąc:
– Proszę wypić. Witaminy i środki pobudzające, przytrzymają pana na nogach do czasu powrotu do domu.
– Wracamy?
– Tak, pustułka odlatuje za chwilę, choć technicy jeszcze tu zostają, część funkcjonariuszy też.
Jonasz zabrał swoje rzeczy z pomieszczenia mieszkalnego i z miejsca odizolowania kobiet.
Na zewnątrz, obok wejścia do budynku ze szkieletem, krzątała się kolejna grupa techników. Transportowiec przycupnął niedaleko, niczym gigantyczny żuk z rozłożonymi na boki skrzydłami. Jonasz w życiu by nie uwierzył, że kiedykolwiek aż tak ucieszy go widok pustułki.
– No i jak tam, panie Jonaszu, udała się pańska antropologiczna wyprawa? – zapytał policjant, powstrzymując śmiech.
– Szkoda gadać – odrzekł gejsza. Nie miał nawet siły się wyprostować. – Jak to się stało, że tutaj przylecieliście?
– To przez próbki i film wysłany przez pana – odrzekł Marcin. – Gdy dostaliśmy film, to jeszcze nie mieliśmy zbyt wiele podstaw do interwencji. Owszem, wiedzieliśmy, że ludzie na ekranie to recydywa, ale przecież nie działo się nic złego. Jednak gdy przysłał pan DNA i wyświetliło się w laboratorium, od razu zostaliśmy tym zaalarmowani. Miał pan spore szczęście, że znalazł pan Żubera. W okolicy zazwyczaj lata kilka patroli. Jeden wylądował tutaj i kilku naszych chłopaków, szukając pana, wpadło na… ceremonię. Obezwładnili kapłana i wezwali posiłki.
– To cud, że zdążyliście.
– Wcześniej próbowałem się z panem skontaktować, ale gdy nie odbierał pan telefonu, pomyślałem, że coś jest nie tak. Skontaktowałem się z pańskim przełożonym, sprawdził czarną skrzynkę, co tylko potwierdziło moje przewidywania.
– Jestem pańskim dłużnikiem. – Gejsza z wdzięcznością uścisnął rękę detektywa. – Kim był ten cały Żuber?
– Doradcą finansowym. Jakieś siedemnaście lat temu zrobił niezłe wałki, naciągając kilka wpływowych osób na wielkie pieniądze i zniknął. Pewnie zaszył się tutaj, spotykając dzikie dzieci. Grał na lewych kontach, o czym nie wiedzieliśmy. Okazuje się, że pieniądze były cały czas przez kogoś pomnażane, mimo śmierci Żubera. Czy te dzieci aby na pewno są dzikie?
– Dzieciak, który został kapłanem, nie rozumiał zbyt wiele z tego, co Żuber robił, ale jakimś cudem udało mu się skopiować jego działania. Skutecznie.
– Tak, to niesamowite. – Marcin zaśmiał się. – Ślepa wiara bywa przydatna.
– A ci mężczyźni, którzy ich dokarmiali?
– Albo wynajęci przez facetów, którym Żuber leciał kasę, albo przez kogoś, z kim współpracował. Prześledzimy ruch pieniędzy z rachunków maklerskich i pewnie wszystkiego się dowiemy. Ale przyzna pan, że to była bardzo ciekawa… – Marcin szukał odpowiedniego słowa – forma kulturowa? – dodał, szczerząc się od ucha do ucha.
– Przyznam. – Jonasz chrząknął. – Takiej wersji kultu cargo nawet Bronisław Malinowski by się nie spodziewał.
– Kultu cargo?
– Dziwaczne religie z początków XX wieku. Tubylcy z wysp Oceanu Spokojnego budowali pasy startowe, bo wierzyli, że dzięki temu przylecą z nieba, od bogów i zmarłych przodków, samoloty z ładunkiem cennych darów, jak to było w przypadku białych.
– No proszę, jakie te małpki zmyślne były – skwitował Marcin pod nosem, kiwając głową.
– Możliwe, że to kapłan zabił Żubera? – zapytał gejsza po chwili milczenia. – Najprawdopodobniej chodził w jego garniturze.
– Tak, to możliwe. Wszystko zbadamy dokładnie.
– Hmm. Obowiązkiem każdego ucznia jest pokonać swego mistrza – powiedział Jonasz, wchodząc do wnętrza ciemnej pustułki.
– Mała prośba. Proszę nie rozmawiać z nikim o tym, co tutaj się wydarzyło. Poinformujemy rektora, żeby nie zamęczał pana pytaniami. Gdy zamkniemy śledztwo, wtedy można będzie o wszystkim opowiedzieć.
„Jeszcze tylko chwila męczarni” – pomyślał gejsza, sadowiąc się w fotelu, i ucieszył się, że w końcu będzie mógł wziąć prysznic i zjeść coś smacznego.
• • •
Śledztwa nigdy nie zamknięto, sprawa utknęła gdzieś na twardych dyskach sądów i prokuratury. Istniały podejrzenia, że zaangażowane są w nią wysoko postawione osobistości Silesii. Świadkowie dziwnym trafem znikali, niczym konta użytkowników z niemodnych portali społecznościowych.
Jonasz dowiedział się od detektywa, że najmłodsze dzieci trafiły najpierw do ośrodka resocjalizacyjnego, a później do adopcji. Cine i Nana byli rodzicami dwójki z nich, inne kobiety również miały tam swoje potomstwo, co dowiedziono testami DNA. Cześć dorosłych nie wyszła już z ośrodka, innych deportowano po ustaleniu tożsamości, gdy okazało się, że nie są z Silesii.
Żuber przygarnął gdzieś dzieciaka, który z nie do końca własnej woli stał się jego pomocnikiem, ale dzięki temu sporo się nauczył, między innymi obsługi paneli słonecznych. W ciągu kolejnych lat trafili do nich Cine i Nana. Doradca grał na giełdzie skradzionymi pieniędzmi, a na zewnątrz miał pomocnika, który dostarczał pożywienie i niezbędne rzeczy. Żuber wysyłał po wszystko dzieci, mówiąc im wcześniej, że zsyła to bóg giełdy. Byli bardzo młodzi, więc uwierzyli w to, jak w świętego Mikołaja. Kapłan dzień po dniu podpatrywał handlującego mężczyznę i w końcu nauczył się podstaw. Prawdopodobnie musiało to trwać kilka lat. To przyszły kapłan zabił Żubera, z zemsty i zwykłej, ludzkiej zazdrości. Podobno tamten traktował ich jak zwierzęta i niewolników. Później jego następca spróbował grać, ale nie wiedział nawet, że instynktownie stosuje podstawową zasadę gry na giełdzie: pozwól zyskom rosnąć, straty ucinaj jak najszybciej. Robił to nieświadomie, aż w końcu stało się to częścią ich ślepej wiary – między innymi znienawidzili kolor czerwony, oznaczający straty.
Jonasz z własnej woli jeszcze przez jakiś czas śledził losy Michy, który został objęty programem przymusowej adopcji, ale na szczęście trafił do stosunkowo normalnej rodziny. Jednak wszystko wyglądało w miarę dobrze, więc gejsza pozostawił chłopca samemu sobie, a po wszystkim postanowił z większą rozwagą dobierać sobie pracę w terenie.
powrót; do indeksunastwpna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.