powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Dzikie dzieci
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Nie był z siebie zadowolony – nie dowiedział się niczego ważnego. Zdenerwowany ruszył korytarzem. Induktor działał dalej na pełnych obrotach, zapachy, kolory, dźwięki wdzierały się do umysłu. Mijając część mieszkalną, Hosala poczuł woń ludzkiego potu. Obok sali dzieciaków, w której przebywał kiedyś, zapachy były bardziej delikatne, bez ciężkiego testosteronowego posmaku. Szedł dalej, jakby to enteogen prowadził go za rękę. Mijając „więzienie” menstruujących kobiet niemal widział, jak drzwi pulsowały ciemną krwią.
Znalazł się na jakiejś klatce schodowej, ruszył na dół, trzymając balustradę. Chropowaty kurz pod palcami zapychał pory. Jonaszowi wydawało się, że ma go nawet na zębach. Przeszedł kilka ciemnych przejść oraz korytarzy o ścianach szarych niczym skóra palacza, halę i kolejne klatki schodowe, wyszedł nawet na zewnątrz, gdzie kolory i dźwięki natarły na zmysły z całą mocą, szukał więc miejsca, gdzie mógłby się ukryć. Wszedł do kolejnego budynku i nawet nie wiedział, ile czasu minęło, zanim zdał sobie sprawę, że się zgubił.
Stał obok zatarasowanego zejścia do piwnicy. Induktor podsuwał obraz ciernistych krzaków, rozciągających się na całą szerokość korytarza. Za nimi majaczyły drzwi.
– Człowieku, co ty robisz? – zapytał Hosala sam siebie, rozglądając się wokoło.
Z kieszeni spodni wyjął pudełko i zażył antypsychotyk, znoszący działanie enteogenu. Usiadł na stopniu i obserwował myśli, a one znikały jakby z wrodzonej nieśmiałości, gdy tylko skoncentrował się na którejś z nich. W ten sposób oczyścił umysł i czekał na przyjście mniej malowniczej wersji rzeczywistości. W końcu kolory wyblakły, a zapachy już tak nie drażniły.
Wyjął komputer i uruchomił mapę. Nigdy nie był w tej części ruin. Przeszedł kawał drogi, tylko po co? Czy induktor chciał mu coś powiedzieć, czy to czysty przypadek? Ale przecież wiedział, że przypadki nie istnieją.
Enteogen potrafił to zrobić, gdy odsuwał logiczną część umysłu w tło psychiki, ciałem kierowały jakieś inne siły, jakby z wnętrza nieświadomości. Wystarczyło im wtedy nie przeszkadzać, a można było znaleźć odpowiedzi na najróżniejsze pytania. Jonasz nauczył się tego w domu gejsz, ale induktor jeszcze nigdy nie działał na niego z taką siłą, jak dziś. „Pewnie z powodu złej diety, zaburzającej poziom hormonów” – pomyślał. „Nieważne. Teraz liczy się tylko powód, dla którego tu jestem.”
Przedarcie się przez stertę rupieci zajęło kilkanaście minut. Brudny i spocony stanął w końcu przed drzwiami. Nacisnął klamkę. Nawet nie drgnęły. Wyglądały na zbutwiałe, więc oparł się dłonią o ścianę i kopnął w okolice zamka. Odskoczyły z trzaskiem, odsłaniając ciemną piwnicę. Założył czołówkę, uruchomił nagrywanie i wkroczył do środka.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie dostrzegł niczego ciekawego, ot, kolejny wybebeszony warsztat. W rogu majaczyły jakieś śmieci. Podszedł do nich i zaczął nogą przesuwać stare pudła, gdy nagle zauważył coś białego. Ukląkł ostrożnie i skierował promień latarki w kierunku znaleziska. Światło odbiło się od białych kości spoczywających na podłodze. Podniósł kawałek tektury, spod której ludzki czerep szczerzył zęby, a ciemne, puste oczodoły zdawały się patrzeć hipnotyzująco.
– Co to? – mruknął Jonasz pod nosem.
Na pierwszy rzut oka szczątki należały do osoby dorosłej. Leżała z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała, jakby ot tak położyła się i zasnęła na zawsze. Wokół kości, na podłodze, gejsza dostrzegł ciemną plamę pozostawioną najprawdopodobniej przez gnijące tkanki miękkie. Przypominała czarną aurę. Nie czuł charakterystycznego, słodko-mdłego zapachu, więc domyślił się, że człowiek ten zmarł dawno temu. Wszystko przykryto śmieciami.
Zabrał paliczek lewej dłoni, zdrapał trochę ciemnej substancji z podłogi i zapakował to do woreczka. Sfilmował szkielet z bliska, starając się uchwycić jak najwięcej szczegółów. Wracając do części mieszkalnej, oznaczył miejsce na mapie.
Na miejscu użył minitesterów, które potwierdziły rzecz oczywistą – próbki były resztkami mężczyzny. Na tym jednak nie poprzestał. Skorzystał z awaryjnego połączenia i wysłał wyniki badań do obróbki w policyjnym laboratorium. Dopiero po skonfrontowaniu ich z bazami danych mógł dowiedzieć się czegoś więcej.
• • •
– Gdzie byłeś? – zapytał Cine. Światło zachodzącego słońca tworzyło cienie na jego twarzy, nadając jej drapieżny wygląd. Świdrował Jonasza wzrokiem, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że ma obowiązki względem grupy oraz przywódcy, nawet jeśli nie jest jej pełnoprawnym członkiem.
Gejsza zastanawiał się, czy powiedzieć o znalezisku, w końcu jednak zdecydował się poczekać do czasu otrzymania wyników badań.
– Źle się poczułem, musiałem się przewietrzyć – odrzekł.
– Pytaj – skomentował Cine. – Zawsze!
– Dobrze. – Jonasz pokornie opuścił głowę.
Wszystko zaczynało się robić coraz bardziej podejrzane. Najpierw dziwni faceci dokarmiający grupę dzikich dzieci, teraz trup. Czy te dwie sprawy miały ze sobą cokolwiek wspólnego? Szczątki były stare. Jak długo grupa jest na tym terenie? Gejsza nagrywał pojawiające się pytania na dyktafonie. Próbował jakoś połączyć fakty.
Z rozmyślań wyrwał go alert komputera. Wiadomość z wynikami testów. DNA należało do… Marka Żubera, zaginionego ponad siedemnaście lat temu. To wszystko. Reszta informacji była utajniona przez prokuraturę.
Serce gejszy przyspieszyło, gdy zrozumiał, że nareszcie coś zaczyna się klarować. Ruszył do piwnicy ze szczątkami. Na miejscu zbadał czaszkę – duże pęknięcie z tyłu sugerowało przebieg ostatnich chwil życia mężczyzny. Został zamordowany.
„Jaki związek ma wyznawany przez nich żubr z Żuberem? Kto go zabił?” – nagrywał pytania na dyktafon, później sfotografował czaszkę i wysłał to na policję w odpowiedzi na wiadomość zdradzającą tożsamość mężczyzny. „Czy grupa posiada jakieś relikwie pochodzące od mężczyzny, którym oddaje część? Czy to bardziej kult przodków, jakaś dziwaczna guru joga, a nie pogańskie wierzenia w święte zwierzę?” Wyłączył dyktafon. Po chwili jego twarz spoważniała. Włączył nagrywanie i powiedział: „Czy aby na pewno jestem tutaj bezpieczny?”
Wrócił do pomieszczenia mężczyzn i poszedł spać.
• • •
Obudził się późno w nocy. Coś nie pozwalało na spokojny sen. Sytuacja zaczynała wyglądać coraz bardziej podejrzanie, a być może odpowiedzi na większość pytań znajdowały się za drewnianymi drzwiami w świątyni. Leżąc w bezruchu, Jonasz przysłuchiwał się kolejnym mieszkańcom pokoju. Ich spokojne oddechy wskazywały na głęboki sen. Kilka osób chyba właśnie śniło, co poznał po krótkich drgnięciach ich ciał, ale po chwili i one uspokoiły się, zapadając głębiej w objęcia nocy. Gejsza wyczekał na moment, gdy wszyscy wydawali się mocno spać i wstał ostrożnie. Nie mógł zabrać ze sobą żadnego ekwipunku, bo szperanie w bagażu na pewno obudziłoby mieszkańców, więc wyszedł ubrany tylko w brudny dres. Gdyby został minutę dłużej, poczułby wibracje telefonu, mające związek z bardzo ważną informacją, którą ktoś właśnie chciał mu przekazać.
Badacze kultur pierwotnych spędzają długie dni na zdobywaniu zaufania grupy i wystrzegają się wszystkiego, co mogłoby je podkopać. On robił dokładnie na odwrót, mógł bezpowrotnie je stracić, a kto wie, może i ryzykował coś więcej. Miał tego świadomość.
Stał przed drzwiami świątyni. Wiedział, że zawsze znajduje się za nimi przynajmniej jeden członek grupy, ale zaryzykował. Otworzył ostrożnie i wszedł.
W środku paliła się stojąca na podłodze lampka. Zauważył mężczyznę wciśniętego w róg pomieszczenia. Głowa zwisała, a klatka piersiowa unosiła się miarowo – spał, ale niezbyt głęboko, co Jonasz poznał po płytkim, nerwowym oddechu. Nie spuszczając wzroku z gospodarza, ostrożnie zamknął drzwi i czekał. W końcu ruszył dalej. Gdy wyciągnął dłoń do klamki, mężczyzna chrząknął. Gejsza zamarł, serce waliło mocno. Powoli spojrzał za siebie. Głowa śpiącego opadła mocniej, a po chwili głęboki oddech znowu zaczął odmierzać spokojny rytm snu. Jonasz otworzył kolejne drzwi, które wcześniej tak go fascynowały.
Pomieszczenie skąpane było w bladej poświacie, w której wiły się leniwie smugi dymu ostrego kadzidła. Zaskoczony stwierdził, że blask pochodzi z monitorów ustawionych na biurku w centrum pokoju. Nie zastał kapłana, jednak po prawej stronie zauważył następne drzwi. „Pewnie tam się facet ukrywa” – pomyślał i podszedł do wielkiego ołtarza pod ścianą.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.