powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Wariacje literackie: Wiewiórki Nabokova
Co jakiś czas spotykam się z zarzutami (autorów, czytelników), że nie zrozumiałem danego dzieła. Tak się jakoś składa, że oskarżenia pojawiają się najczęściej, gdy krytyk zjedzie omawianą pozycję. Warto jednak zastanowić się nad zagadnieniem. Co to znaczy zrozumieć książkę? Czy można zrozumieć książkę właściwie i niewłaściwie?
Archeologia przez długi czas mnie nudziła. Na studiach uczono jej podobnie jak polskiego w „Ferdydurke”. Tam Słowacki był wielkim poetą, tutaj mieliśmy wielkie epoki prahistoryczne i oficjalną ich wykładnię. Nie wszyscy wykładowcy na szczęście się z tym zgadzali. Dzięki nim mogłem dowiedzieć się, że te same materiały archeologiczne można interpretować na odmienne, często bardzo odmienne sposoby. Przykład? Chociażby Biskupin, który wbrew obecnej „rekonstrukcji” wcale nie musiał być grodem obronnym, a na przykład zwykłą zaporą, chroniącą mieszkańców przed wodami jeziora. Albo poglądy o pochodzeniu Słowian, procesie neolityzacji Europy czy też wiązanie tzw. kultur archeologicznych z konkretnymi etnosami.
Najciekawsze w archeologii, z czego niestety zdaje sobie sprawę niewielka część polskich badaczy, jest właśnie tworzenie różnych interpretacji. To one pozwalają nam zdobyć znacznie szerszy obraz – nawet jeśli poszczególne koncepcje wzajemnie się wykluczają – aniżeli w klasycznej metodzie, zakładającej wypracowanie jednego, ogólnego modelu. Podobnie rzecz ma się z literaturą. Jedną z najpiękniejszych cech dobrych książek jest możliwość ich współtworzenia przez czytelnika – podczas lektury.
Oczywiście wiemy, że istnieje coś takiego jak intencja tekstu i intencja autora. Dzieło literackie nie jest czystą kartą, na której możemy mazać, co nam się żywnie podoba. Więcej, w przypadku niektórych książek, jak chociażby tych autorstwa Vladimira Nabokova, wejście w świat stworzony przez autora wymaga ścisłego podporządkowania się jego wymaganiom. Nigdy jednak nie zdarza się, aby było tylko jedno, oficjalne odczytanie dzieła. Nawet w przypadku „Pana Tadeusza” od pokoleń wałkowanego w szkole (por. kapitalna interpretacja Miłosza w „Ziemi Ulro”).
Zadie Smith w „Jak zmieniałam zdanie” ma piękny esej o zadomawianiu się w lekturach (reszta książka brytyjskiej autorki nie jest już taka dobra). Na przykładzie wiewiórek pojawiających się w „Pninie” pisarka pokazuje jak akademicy, ale też dociekliwi recenzenci, potrafią rozkładać powieści na czynniki pierwsze. Ufają oni, że wytłumaczywszy wszystkie elementy struktury osiągną pełne zrozumienie „co autor miał na myśli”. Oczywiście ci, którzy czytali powieść Nabokova wiedzą, że nie o wiewiórki w książce chodzi.
Jak zatem właściwie, po bożemu, odczytać książkę? Zgodnie z czyją intencją – tekstu, autora, a może krytyka? A może po prostu z własną? Szukając nie ogólnych prawd moralnych, przesłania czy innych banałów, ale własnej relacji z dziełem. Tak jak zdrowe relacje tworzą się między ludźmi – nie tylko na zasadzie wymiany wiadomości czy wspólnego światopoglądu, ale czegoś jeszcze, czego nie do końca potrafimy nazwać. W przeciwnym razie ganiamy tylko za wiewiórkami.
powrót; do indeksunastwpna strona

155
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.