powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Dzikie dzieci
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– No tak. Mogłem się tego domyśleć. Nie, nie mam tam krwi. Nie wiem, dlaczego mnie tu zamknięto.
Uśmiech znikł z twarzy dziewczyny. Umilkła na chwilę, jakby szukając powodu ulokowania go razem z nimi, ale po chwili wzruszyła ramionami i poszła do sąsiedniego pomieszczenia razem z kilkoma towarzyszkami.
– Chcesz jeść? – zapytała Jonasza idąc.
– Z miłą chęcią – odrzekł.
Rozejrzał się. Dziwne więzienie nie ograniczało się do jednego pokoju – było to całe mieszkanie. Po prawej stronie widział kuchnię, po lewej otwartą sypialnię. Zamknął oczy i skoncentrował się na zapachach. Wyczuwał jedzenie, niemyte ciała, stęchliznę, fetor ubikacji, zapach menstruacyjnej krwi… „Dużo tego” – pomyślał otwierając oczy.
Ściany udekorowano obrazami zebranymi pewnie ze wszystkich okolicznych biur. Również meble skompletowano z kilku zestawów. Wszystko sprawiało wrażenie squatu zajmowanego przez kloszardów na dorobku.
Wniesiono talerze i miski z jedzeniem – usmażonymi rybami i ziemniakami. Wszyscy usiedli za stołem. Kobiety patrzyły na Jonasza z wyczekiwaniem. Nałożył trochę na talerz i skosztował ostrożnie.
– Dobre – skłamał, uśmiechając się. – Skąd macie to jedzenie?
– Modły zostały wysłuchane – odrzekła jedna z dziewczyn.
„Ziemniaki są jeszcze w stanie wyhodować, ale skąd mają ryby, pal licho, że genetycznie modyfikowane?” – zastanawiał się Jonasz, gdy poczuł w ustach charakterystyczny smak.
Zaczęły jeść palcami, mlaskając przy tym bez skrępowania. Nic nie mówiły, ale co jakiś czas zerkały na Jonasza. Po posiłku najmłodsze zebrały naczynia i wróciły do stołu. Kobiety wbiły wzrok w gejszę.
– Jestem Jonasz.
– Nana – przedstawiła się dziewczyna, z którą rozmawiał wcześniej.
– Czy to jest jakiś rodzaj więzienia? – zapytał gejsza.
– Wię…zienia? – powtórzyła Nana, najwidoczniej nie rozumiejąc słowa.
– Drzwi są zamknięte.
– Nie wolno wychodzić, żeby nie uciekł żubr – wyjaśniła półgłosem Nana. – Krew płoszy żubra.
– Żubra? – Spojrzał, czy dyktafon na pewno działa. – Macie tu żubra?
– Teraz czas żubra.
– A gdzie ten żubr?
– W świątyni.
– Czy mogę wejść do świątyni zobaczyć żubra? – zapytał zaciekawiony. W końcu ostatnie zwierzęta tego gatunku wymarły kilkadziesiąt lat temu, zarażone jakąś chorobą bydła. Jonasz domyślał się, że to nie może być żywy żubr, ale mimo wszystko był ciekaw.
– Obcy nie! – Zrobiła wielkie oczy. – Tylko my i kapłan.
Jonasz próbował wydobyć z kobiet więcej informacji, ale nie dowiedział się już niczego istotnego.
Kobiety odeszły od stołu. Część udała się do kuchni, reszta do sypialni. Przy nim została tylko Nana. Gejsza spojrzał na zegarek – dwudziesta.
– Gdzie mogę się położyć? – zapytał.
– Wszędzie – odrzekła, poprawiając włosy.
Nagle dotknęła jego bluzy. Wzdrygnął się, ale pozwolił jej na to. Zafascynowana przesuwała materiał pomiędzy palcami, zostawiając na nim tłuste plamy. Gdy skończyła, sięgnął do plecaka.
– Spójrz na to – powiedział, wyjmując kurtkę. Był ciekaw, jak zareaguje na naszpikowaną elektroniką tkaninę z włókien lżejszych od jedwabiu.
Dziewczyna odsunęła się do tyłu. Zacisnęła usta i ściągnęła brwi.
– Nie możesz! – krzyknęła. – Schowaj!
Jonasz spoglądał to na kobietę, to na kurtkę. „O co chodzi?” – zastanawiał się.
– Krew! – pokazała na wyjęte ubranie, wstając i wywracając krzesło. – Będzie spadać! Schowaj!
Pospiesznie wepchnął kurtkę z powrotem i zapiął suwak.
Nana obeszła go szybkim krokiem i wskazała na plecak.
– Jesteś tu przez to! Krew!
– Jaka znowu krew? – zapytał, ale dziewczyna bez słowa ruszyła do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Kilka kobiet zerkało z kuchni ukradkiem, ale i one po chwili udały się za Naną.
Zdezorientowany gejsza siedział przez chwilę w bezruchu, po czym rozłożył śpiwór na kanapie śmierdzącej stęchlizną. Usiadł, wyjął komputer i zaczął wprowadzać dane. Zaktualizował mapy, przekopiował ścieżki z dyktafonu. Nagrywał kolejne przemyślenia bezpośrednio do pamięci komputera:
– Zamknięto mnie z menstruującymi kobietami. Wygląda na to, że w tym okresie są one odizolowane od reszty grupy i ma to coś wspólnego z krwią. Moja kurtka również… – zawiesił głos, zerknął na drzwi i wyjął rękaw kurtki. – Kolor! Przecież to oczywiste! Jest czerwona. To dlatego Micha uciekł na widok pojemnika, który również jest czerwony. Pewnie to chłopiec sprowadził mężczyzn. Muszę się wystrzegać tego koloru. – To zdanie oznaczył etykietką „ważne”, po czym wrócił do nagrywania: – Ich religia ma coś wspólnego z żubrem. Nigdy nie zetknąłem się z takimi kultami. Uważają, że dzięki modlitwom on zsyła im jedzenie. Być może jeszcze w przedchrześcijańskich czasach poganie oddawali cześć żubrom w jakiejś formie. Choć nie ma faktów potwierdzających taką tezę, to jednak wydaje się ona oczywista, jako że żubr był największym zwierzęciem na tych terenach. Trochę przypomina to Indian Ameryki Północnej oraz ich święte zwierzę – bizona. Ale jakim cudem tutejsza grupa wpadła na coś takiego, nie mam pojęcia. To bardzo ciekawe i zaskakujące, bo rzadko zdarza się, żeby dzikie dzieci rozwinęły jakieś formy kultu. Do tego potrzeba pokoleń tworzenia tradycji i mitów, a te grupy rzadko przeżywają tak długo. Najczęściej giną z głodu, zimna lub porwane przez bandziorów. Ewentualnie ktoś w końcu je zauważy i próbuje ściągnąć na łono społeczeństwa. A tak w ogóle, ciekawe dlaczego unikają czerwonego koloru? Rzeczą potwierdzającą, że mam do czynienia z dzikimi dziećmi, jest słabe przyswojenie przez nie języka, które następuje najczęściej w okresie dzieciństwa, a później pozostaje praktycznie nie do poprawienia ze względu na zbyt mocno utrwaloną strukturę neuronów.
Położył się, na wszelki wypadek broń umieścił niedaleko. Długo nie mógł zasnąć, ale po zastosowaniu kilku ćwiczeń odprężających w końcu zapadł w lekki sen.
• • •
Wstał ze wschodem słońca. Zastanawiał się, co dalej? Bez problemu mógłby uciec, ale wtedy zapewne byłby dla grupy spalony. Ostrożnie, żeby nikogo nie zbudzić, poszedł do kuchni. W rogu ciemnego pomieszczenia stał elektryczny piec. Jonasz wcisnął przycisk – płyta rozgrzała się po chwili. „Czyli jednak używają elektryczności” – pomyślał zaskoczony.
Podczas gdy kobiety spały, wyjął wszystko z plecaka i sprawdził, jakich czerwonych rzeczy powinien się pozbyć. Na początku pomyślał, że nie będzie tego dużo: kurtka, pojemnik na jedzenie i etui na komputer, ale gdy zaczął przeglądać wszystko dokładnie, okazało się, że musiał nawet odpruć metki i plastrem zaklejać wszystkie czerwone diody LED na sprzęcie elektronicznym. Z ledwością zdążył przed obudzeniem się kobiet.
Ilustracja: Czarek Hoffman
Ilustracja: Czarek Hoffman
Szybko przygotowały jedzenie i nakryły do stołu. Jonasz odniósł wrażenie, że unikają jego wzroku. Nikt nie wspominał o wczorajszym wieczorze.
– Czy jest jakiś sposób, żebym mógł stąd wyjść? – zapytał Nanę podczas posiłku.
– Nie wiem – odpowiedziała z pełnymi ustami.
– A gdybym zostawił wszystkie… krwawe rzeczy tutaj?
– Może.
„Nie jest dzisiaj zbyt rozmowna”- zauważył Jonasz, po czym zapytał:
– Gniewasz się?
Podniosła wzrok znad miski i patrzyła, marszcząc brwi.
– Jem – powiedziała w końcu, jakby to była oczywistość.
„Ale ze mnie głupek” – pomyślał gejsza i zaczął jeść.
– Pomożesz mi? – zapytał, gdy skończyli.
– Tak – odrzekła Nana.
Pokazała mu, gdzie może schować „krew” – w worku na śmieci, w pomieszczeniu gospodarczym. Na wszelki wypadek przykrył wszystko kartonowym pudłem.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.