powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

50… 40… 30… 20… 10…: Maj 2011
Skoro piąty miesiąc w roku, to czas na roczniki z piątką na końcu. Tym razem przedstawiamy proste piosenki zapomnianego barda, jedną z najlepszych płyt wielkiego multiinstrumentalisty, diabelnie chwytliwy industrial, debiut zasłużonych elektroników i szalony żydowski jazz w hołdzie Lovecraftowi.
‹Jackson C. Frank›
‹Jackson C. Frank›
1965 – Jackson C. Frank „Jackson C. Frank”
Pierwsza i jedyna płyta Jacksona C. Franka zawiera muzykę, o której w zasadzie nie powinno się pisać. Z jednej strony to piosenki tak nieskomplikowane i oczywiste, że można zamknąć je w trzech zdaniach ogłoszonych już tysiące razy na temat setek różnych albumów. Z drugiej – jak zwykle w przypadku utworów opartych na umiejętnym dozowaniu emocyj i na tym nieuchwytnym czymś, które albo łapie za serce, albo nie – owe trzy krótkie zdania będą wydawać się zbędną paplaniną. Nic bowiem lepiej niż prymitywny folk czy blues nie udowadnia jałowości nieakademickiego „tańczenia o architekturze” (jak pisanie o muzyce nazwał kiedyś ktoś, co do czyjego nazwiska nie ma zgody). Otóż na swoim debiucie Jackson C. Frank – niczym wielu przed nim i tyluż po nim – śpiewa, akompaniując sobie brzdąkaniem na gitarze akustycznej. Wykonuje proste piosenki, nie podnosi miękkiego, czystego głosu, nie wokalizuje ani nie krzyczy – ot, prowadzi narracje. W jednym utworze pomaga mu – też na gitarze – sam Al Stewart. W dodatku Paul Simon wyprodukował płytę, Art Garfunkel siedział z nimi w studiu, a „Jackson C. Frank” to krążek na miarę „Bridge Over Troubled Water” i żaden z dziesięciu numerów nie przeszkadza takiemu postawieniu sprawy. Tylko o czym tu pisać?
Mieszko B. Wandowicz
1975 – Mike Oldfield „Ommadawn”
‹Ommadawn›
‹Ommadawn›
Niestety, chyba już na zawsze „Ommadawn” pozostanie w cieniu pamiętnego debiutu Mike’a Oldfielda – „Dzwonów rurowych” z 1973 roku. Szkoda, ponieważ album ten co najmniej mu dorównuje, jeśli go nie przewyższa. Jest to trzeci krążek w dorobku angielskiego multiinstrumentalisty i tak jak poprzednie składa się z dwóch długich utworów, choć w późniejszych wydaniach z „Ommadawn, Part Two” wydzielono (i słusznie) trzyminutową kompozycję „On Horseback”, która zamyka całość. Album stanowi logiczną kontynuację muzycznych poszukiwań Oldfielda i jest szczytowym momentem jego pracy nad długimi formami. Udało mu się zachować melodyjność znaną z „The Tubular Bells”, ale jednocześnie całość jest spokojniejsza i bardziej klimatyczna. W większym stopniu ujawniają się na niej wpływy muzyki celtyckiej, którą Mike fascynuje się w takim stopniu, że w latach 90. nagrał cały krążek o folkowym zabarwieniu – „Voyager”. Na tym jednak nie poprzestał i na „Ommadawn” możemy również usłyszeć zespół afrykańskich bębniarzy Jabula. Płyta brzmi nadzwyczaj spójnie – dzięki pieniądzom zarobionym na „Dzwonach rurowych” Oldfield mógł sobie pozwolić w studio na mniej spartańskie warunki niż w czasie nagrywania wspomnianego klasyka, ale również słychać, że podszlifował warsztat producencki, dzięki czemu postarał się o to, by krążek był dopracowany w najdrobniejszych elementach. Może nie znajdziemy na „Ommadawn” aż tak charakterystycznych dźwięków, jak początek „Dzwonów rurowych”, ale siła albumu tkwi w niepowtarzalnej atmosferze. Nie nadaje się on do słuchania w każdym momencie, wymaga większego skupienia, ale każdego, kto się nad nim pochyli, przeniesie w cudowny świat dźwięków i muzycznej wrażliwości, którą posiadają tylko nieliczni.
Piotr „Pi” Gołębiewski
1985 – Scraping Foetus off the Wheel „Nail”
‹Nail›
‹Nail›
Australijczyk James George Thirlwell wydawał albumy pod tyloma różnymi szyldami, że nie sposób zapamiętać wszystkich. Najważniejsze są krążki nagrane jako Foetus, a raczej z wyrazem „foetus” w podpisie wykonawcy – i tutaj bowiem występują różne wariacje. Oto więc pojawiały się nazwy You’ve Got Foetus on Your Breath, Foetus under Glass, Foetus Interruptus czy Foetus in Your Bed, a oprócz tego Clint Ruin, Steroid Maximus albo Manorexia. Jakby tego było mało, Thirlwell współpracował między innymi z Nickiem Cave’em, Markiem Almondem, Lydią Lunch i Einstürzende Neubauten, brał udział w industrialnej supergrupie Pigface, flirtował z noise’em, bigbandowym jazzem i Bóg wie, z czym jeszcze; innymi słowy: nawet jeśli jego nazwisko większości niewiele mówi, napracował się w życiu nielicho. Jeden z najlepszych i prawdopodobnie najpopularniejszy album to „Nail” z 1985 roku, podpisany mianem Scraping Foetus off the Wheel, powyższa lista przedsięwzięć dobrze zaś koresponduje z jego zawartością. Po pierwsze bowiem, wystarczy spojrzeć na wymienione szyldy, by dostrzec czarne, niepoprawne poczucie humoru Thirlwella, po drugie – „Nail” to płyta bardzo zróżnicowana. Zaczyna się pseudoklasyczną introdukcją, by przejść w patologiczne, zindustrializowane rockabilly; zachrypnięty głos artysty, wykrzykujący mizantropijne hasła lub przeliterowujący czasownik „niszczyć”, wszystko ze sporą dawką ironii, uzupełniony jest to przez samplowane smyczki czy cytat z Griega, to przez kompletną kakofonię. Co ważne, gdyby zagrać te utwory inaczej, wiele mogłoby stać się po latach klasykami muzyki rozrywkowej: „Nail” to kopalnia przebojów, tylko powykręcanych, przypalonych i potraktowanych młotkiem. Obowiązek dla miłośników nietuzinkowych eksperymentów – przynajmniej tych, którym niestraszny zgiełk, zgorszenie i, jeśli nawiązać do Świetlickiego, brejkanie wszystkich ruli.
Mieszko B. Wandowicz
1995 – Boards Of Canada „Twoism”
‹Twoism›
‹Twoism›
Boards Of Canada jest w pewnych kręgach marką kultową. Dzisiaj to właśnie do duetu Szkotów porównuje się młodych muzyków próbujących swoich sił w ambientowej, minimalistycznej elektronice i pobliskich stylach. Nic dziwnego, bowiem Mike Sandison i Marcus Eoin wspólne nagrywanie rozpoczęli już w latach 80. ubiegłego wieku i szybko zdobyli popularność dzięki niespotykanemu wyczuciu w sklejaniu delikatnych sampli z nostalgiczną, przestrzenną elektroniką oraz tradycyjnymi instrumentami. Ich pierwszym wydawnictwem była kaseta „Catalog 3” z 1987 roku, po której pojawiło się jeszcze kilka innych albumów, ale za właściwy, oficjalny debiut (również dzięki późniejszej reedycji) uważa się minialbum zatytułowany „Twoism”, który ukazał się w limitowanym nakładzie w 1995 roku. Rozpoczyna go klimatyczny kawałek „Sixtyniner”, łączący w sobie migotliwą, stonowaną elektronikę z trochę mocniejszym beatem oraz ledwie słyszalnymi, recytowanymi wokalami. Odrobinę bardziej dynamiczne, ale i mroczne jest z kolei „Oirectine”, a następne „Icedy Cooly” to w pełni oldschoolowe i intrygujące brzmienia. W połowie playlisty pojawia się znakomite, minimalistyczne „Basefree” – znacznie przyspieszone, pulsujące, ale niepozbawione typowych dla Boards Of Canada muzycznych elementów. Po tym żywym przerywniku całość wraca na wcześniejsze tory i uwodzi słuchacza znowu spokojnymi, nawet sennymi dźwiękami, które trafiają do nas za pośrednictwem takich utworów jak: „Twoism”, „Seeya Later” albo „Smokes Quantity”. Mimo że omawiany tutaj album budzi czasem mieszane uczucia – zarzuca mu się chaotyczność, złe zaplanowanie czy nawet niedopracowanie – to dla mnie nie podlega dyskusji, że warto do niego wracać, a o muzycznej wartości zebranych na nim tracków niech świadczy także wspomniane już wznowienie krążka (pod szyldem wytwórni Warp), które miało miejsce w 2002 roku.
Michał Perzyna
2005 – Electric Masada „At the Mountains of Madness”
‹At the Mountains of Madness›
‹At the Mountains of Madness›
Sam tytuł mówi wszystko – wybierzmy się na wycieczkę na szczyt szaleńczych, pokręconych, jazzowo-klezmerskich dźwięków przyprawionych metalowo-rockowymi brzmieniami. Awangarda, fusion, free jazz – każde z tych określeń pasuje, ale dla fana Zorna nazwa Electric Masada nie wymaga szufladek. To wymieszane, ciężkie gitarowe riffy, piękne, przestrzenne sample i podkłady, zakręcone perkusjonalia, transowe basowe motywy, organowe kolaże, żydowskie melodie oraz dźwiękowe połamańce. Skład, zgromadzony przez nowojorskiego kompozytora pod tym szyldem, wykonując kompozycje bardziej akustycznego projektu – Masada – sprawdzał się na koncertach niesamowicie. Magia i energia, jaka bije z gry, wzajemnego oddziaływania i uzupełniania się instrumentalistów, jest tak nieziemska, że należy tych panów wymienić: Cyro Baptista i Kenny Wollesen – instrumenty perkusyjne, Ikue Mori – elektronika, Jamie Saft – klawisze, Trevor Dunn – bas, Joey Baron – perkusja, Marc Ribot – gitara i oczywiście sam John Zorn na saksofonie altowym. Być może „At the Mountains of Madness” jest za długie – dwie i pół godziny opętanych, wciągających i hipnotycznych, raz spokojnych i nastrojowych, raz agresywnych i niemalże katatonicznych partii zgromadzonych na dwóch krążkach (odpowiednio z występów z Moskwy i Lublany) potrafi przyprawić o niemały zawrót głowy. I być może wydana rok wcześniej w serii „50th Birthday Celebration” jako „Vol. 4” jedna płyta jest bardziej strawna dla słuchacza nieobeznanego z twórczością tego nurtu, gdyż zawiera muzykę w większym stopniu okiełznaną, a przez to łatwiej przyswajalną. Jednak „At the Mountains of Madness”, prezentująca mocniej rozimprowizowane wersje utworów znanych z poprzedniego krążka, lepiej obrazuje potęgę geniuszu Johna Zorna i to, jak w tak dzikiej jazzowej muzyce cudownie odnajdują się grający ją muzycy. Album z 2005 roku jest jedną z tych rzeczy, przed którymi należy nisko się pokłonić, ściągając czapki z głów. Kto nie wierzy, niech spróbuje zmierzyć się z klasycznie rozwijającymi się i zapierającymi dech w piersiach „Karaim” i „Kedemi” czy w końcu z rozpalonymi do białości „Metal Tov” i „Tekufah”, a następnie tej tezie zaprzeczyć.
Jakub Stępień



Tytuł: Jackson C. Frank
Wykonawca / Kompozytor: Jackson C. Frank
Nośnik: CD
Data wydania: grudzień 1965
Czas trwania: 32:25
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Blues Run the Game
2) Don't Look Back
3) Kimbie
4) Yellow Walls
5) Here Come the Blues
6) Milk and Honey
7) My Name Is Carnival
8) I Want To Be Alone
9) Just Like Anything
10) You Never Wanted Me

Tytuł: Ommadawn
Wykonawca / Kompozytor: Mike Oldfield
Nośnik: CD
Data wydania: 21 października 1975
Czas trwania: 36:41
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Ommadawn, Part one: 19:23
2) Ommadawn, Part two: 13:54
3) On Horseback: 3:23

Tytuł: Nail
Wykonawca / Kompozytor: Scraping Foetus off the Wheel
Nośnik: CD
Data wydania: październik 1985
Czas trwania: 40:04
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Theme from Pigdom Come: 1:52
2) The Throne of Agony: 5:18
3) !: 0:04
4) Pigswill!: 6:13
5) Descent into the Inferno: 6:17
6) Enter the Exterminator: 4:43
7) DI-1-9026: 4:40
8) The Overture from Pigdom Come: 3:01
9) Private War: 1:06
10) Anything [Viva!]: 6:50

Tytuł: Twoism
Wykonawca / Kompozytor: Boards Of Canada
Nośnik: CD
Data wydania: 1995
Czas trwania: 36:37
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Sixtyniner: 5:17
2) Oirectine: 5:11
3) Iced Cooly: 2:22
4) Basefree: 6:35
5) Twoism: 6:06
6) Seeya Later: 4:33
7) Melissa Juice: 1:32
8) Smokes Quantity: 3:10
9) 1986 Summer Fire: 1:36

Tytuł: At the Mountains of Madness
Wykonawca / Kompozytor: Electric Masada
Wydawca: Tzadik
Nośnik: CD
Data wydania: 2005
Czas trwania: 156:44
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Lilin: 16:14
2) Metal Tov: 5:35
3) Karaim: 16:15
4) Hath-Arob: 5:17
5) Abidan: 8:09
6) Idalah-Abal: 6:33
7) Kedem: 15:41
8) Yatzar: 6:05
9) Tekufah: 17:59
10) Hath-Arob: 6:55
11) Abidan: 9:59
12) Metal Tov: 5:52
13) Karaim: 15:15
14) Idalah-Abal: 6:08
15) Kedem: 14:47
powrót; do indeksunastwpna strona

262
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.