powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

W północ się odzieję
Terry Pratchett
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– No więc tak po prawdzie, stoi tam napisane na tej wstązce, ze wstęp dla mieskańców tych wzgóz. Psecie my tu mieskamy, a nawet jesteśmy folklorem! Z folklorem nie mozna sie spierać. A zrestą zem chciał złozyć wyraz sacunku temu wielkiemu chłopeckowi bez portek. Pikny z niego wielki ciut chłopecek, ni ma co. – Rob przerwał na chwilę, po czym dodał cicho: – Znacy, moge jej psekazać, ze syćko u ciebie dobze?
Wyczuła w nim jakąś nerwowość, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale zdawał sobie sprawę, że nie będzie to dobrze przyjęte.
– Robie Rozbóju, będę ci wdzięczna, jeśli tak właśnie zrobisz – odparła. – Ponieważ w tej chwili wielu muszę zabandażować, jeśli dobrze widzę.
Rob Rozbój, wyglądający nagle jak ktoś w niewdzięcznej misji, pospiesznie wypowiedział słowa, które żona kazała mu powtórzyć:
– Kelda mówi, ze w mozu nie braknie innych ryb.
Przez chwilę Tiffany stała całkowicie nieruchomo. Potem, nie patrząc na Roba, rzuciła cicho:
– Podziękuj keldzie za tę wędkarską informację. Muszę się brać do pracy, Rob, więc wybacz. Ale podziękuj!
Większa część tłumu dotarła już do stóp wzgórza, żeby pogapić się, ratować, a może po amatorsku próbować udzielać pierwszej pomocy jęczącym poganiaczom serów. Dla widzów była to kolejna atrakcja: nieczęsto widuje się przyzwoitą plątaninę ludzi i serów, a kto wie, może trafią się w niej jakieś interesujące obrażenia?
Tiffany, zadowolona, że ma jakieś zajęcie, nie musiała się przeciskać – szpiczasty kapelusz potrafił stworzyć przejście przez tłum szybciej niż świątobliwy mąż przez płytkie morze. Gestem przepędziła radosny tłum, raz czy dwa razy energicznie popychając tych wolniej kojarzących. Okazało się na szczęście, że rannych w tym roku nie było wielu: jedna złamana ręka, jeden złamany nadgarstek, jedna złamana noga i ogromna liczba sińców, skaleczeń i otarć spowodowanych przez zjazd na sam dół – trawa nie zawsze jest przyjazna. Było tam kilku młodych ludzi, absolutnie pewnych, że nie będą dyskutować z damą o naturze swych urazów, uprzejmie dziękują, kazała więc im po powrocie do domu przyłożyć kompres na bolący obszar, gdziekolwiek się znajdował. Potem patrzyła, jak odchodzą, kuśtykając.
No więc poradziła sobie całkiem dobrze, prawda? Skorzystała ze swych umiejętności przed wyciągającym szyje tłumem i zgodnie z tym, co podsłuchała u starszych mężczyzn i kobiet, nieźle jej poszło. Może tylko to sobie wyobraziła, ale jedna czy dwie osoby były chyba zakłopotane, kiedy staruszek z brodą do pasa uśmiechnął się z wdzięcznością i powiedział:
– Dziewczyna, co umie tak kości nastawiać, szybko znajdzie sobie męża.
Ale to minęło i po chwili, nie mając tu nic więcej do roboty, ludzie zaczęli długą wspinaczkę na wzgórze. I wtedy przejechał powóz, a potem, co jeszcze gorsze… potem się zatrzymał. Na drzwiach miał wymalowany herb rodu Keepsake.
Wysiadł z niego młody człowiek – całkiem przystojny, choć jednocześnie tak sztywny, że można by prasować na nim pościel. To był Roland. Nie odszedł dalej niż o krok, gdy jakiś niezbyt przyjemny głos z powozu zwrócił mu uwagę, że powinien zaczekać, aż lokaj otworzy mu drzwiczki, i żeby się spieszył, bo nie mają przecież całego dnia.
Młody człowiek ruszył w stronę tłumu i nastąpiło ogólne poprawianie ubrań, bo w końcu był to syn barona, który miał na własność większą część Kredy i prawie wszystkie ich domy. A chociaż baron to porządny chłop, trochę uprzejmości dla jego krewnych na pewno nie zaszkodzi…
– Co się tu działo? Wszyscy są cali? – zapytał.
Życie w Kredzie było na ogół dość przyjemne i relacje między panem a ludem opierały się na wzajemnym szacunku. Jednak pracujący na farmach odziedziczyli przekonanie, że lepiej nie zamieniać zbyt wielu słów z mającymi władzę, na wypadek gdyby te słowa okazały się nie na miejscu. W końcu zamek wciąż miał swoją izbę tortur, chociaż od setek lat nieużywaną… W każdym razie lepiej się cofnąć i niech mówi czarownica. Jeśli ona będzie miała kłopoty, zawsze może odfrunąć.
– Nic poza tym, co czasem musi się zdarzyć, niestety – wyjaśniła Tiffany, świadoma tego, że jako jedyna z obecnych kobiet nie dygnęła. – Kilka połamanych kości, które się zrosną, i kilka zaczerwienionych twarzy. Wszystko już załatwione, nie ma się czym niepokoić.
– Właśnie widzę, właśnie widzę… Dobra robota, młoda damo.
Przez moment Tiffany miała wrażenie, że czuje smak własnych zębów. „Młoda damo” od… niego? To było prawie, choć nie tak zupełnie obraźliwe. Ale chyba nikt inny nie zwrócił na to uwagi. W końcu takiego języka używali jaśnie państwo, kiedy próbowali być przyjaźni i uprzejmi. On się stara mówić jak jego ojciec, pomyślała, ale jego ojciec robił to instynktownie i dobrze mu wychodziło. Nie można zwracać się do ludzi, jakby byli publicznym zgromadzeniem.
– Bardzo dziękuję, proszę pana – odpowiedziała.
No, jak dotąd całkiem nieźle, tyle że teraz otworzyły się drzwiczki powozu, wysunęła się delikatna biała stópka i dotknęła gruntu. To była ona – Angelica czy Letitia, a może coś jeszcze bardziej wymyślnego; oczywiście Tiffany doskonale wiedziała, że to Letitia, ale przecież można jej chyba wybaczyć odrobinę złośliwości w zaciszu własnej głowy? Letitia! Co za imię! Jak kichnięcie! A poza tym kim właściwie była ta Letitia, że nie pozwoliła Rolandowi zjawić się na szorowaniu? Powinien tu być! Jego ojciec przyszedłby na pewno, gdyby tylko był w stanie! I spójrzcie tylko! Białe pantofelki! Ile by wytrzymały u kogoś, kto uczciwie pracuje?
W tym miejscu się powstrzymała. Odrobina złośliwości całkiem wystarczy.
Letitia spojrzała na Tiffany i tłum z czymś zbliżonym do przerażenia.
– Jedźmy już, dobrze? Proszę. Mama się irytuje.
I tak powóz zniknął, kataryniarz na szczęście zniknął, słońce też zniknęło. Niektórzy z uczestników jarmarku zostali w ciepłych cieniach zmierzchu, ale Tiffany odleciała do domu sama, wysoko, gdzie tylko nietoperze i sowy mogły widzieć jej twarz.



Tytuł: W północ się odzieję
Tytuł oryginalny: I Shall Wear Midnight
Przekład: Piotr W. Cholewa
ISBN: 978-83-7648-709-0
Format: 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 17 maja 2011
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w
:
powrót; do indeksunastwpna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.