Istotą serii „Piraci z Karaibów” jest Jack Sparrow – pirat cudownie nieprzewidywalny, czarujący i pomysłowy, z dezynwolturą i humorem zagrany przez Johnny’ego Deppa. Czwarty odcinek serii pokazuje jednak, że nie wystarczą popisy świetnego aktora i duży budżet, żeby powstał porywający film.  |  | ‹Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach›
|
Wszelkie niedostatki „Piratów z Karaibów: Na nieznanych wodach” wydają się mało ważne w porównaniu z rekordowymi wpływami filmu w Europie. Ludzie chcą oglądać Johnny’ego Deppa i bawić się z Jackiem Sparrowem. Jeśli chce się tylko podziwiać ulubionego aktora, blockbuster Roba Marshalla sprawdza się świetnie: Depp utrzymuje formę nieokiełznanego, szczwanego kapitana i wplątuje się w coraz to bardziej pomysłowe i szalone eskapady. Jeśli natomiast ma się ochotę na dobrze zagrane, ale także zrealizowane z werwą, porządne kino przygodowe, można się rozczarować. Zawód będzie oczywiście częściowy, bo „Piraci z Karaibów” to ciągle przyjemna rozrywka, ale niesmak pozostanie. I tak jak zawód, tak w filmie wszystko jest „częściowe”, czyli po prostu połowiczne: fantastyczne pomysły odpływają niewykorzystane razem z falami, a trybiki wielkiej filmowej machiny nie potrafią zaskoczyć na swoje miejsca. Na pierwszy rzut oka fabuła pasuje do „Piratów…” idealnie. Jack Sparrow przybywa do Londynu ratować dobrego znajomego, Gibbsa. Po drodze trafia na audiencję do króla Anglii, który indaguje go na temat Źródła Wiecznej Młodości, szukanego przez Juana Ponce’a de Leona. Sparrow nie chce współpracować, ale król ma w zanadrzu zastępstwo: przemianowanego na korsarza floty kapitana Barbossę. Po widowiskowej ucieczce, drogi Jack szuka oszusta, który werbuje w jego imieniu marynarzy. Oszustem okazuje się piękna Angelica. Za jej przyczyną Jack budzi się na statku przerażającego Czarnobrodego, który także szuka legendarnego źródła. Zresztą kto tutaj źródła nie szuka! Sparrow, Czarnobrody, Angelica, Barbossa, Brytyjczycy i Hiszpanie. Po drodze mnóstwo manewrów i intryg, klątwy i niesamowite istoty, takie jak zombie lub żarłoczne syreny, epizody Judi Dench i Keitha Richardsa, a do tego postrzelony Jack zawsze na pierwszym planie. Niestety wszystkie elementy układanki zostały ułożone w scenariuszu bardzo mechanicznie, bez polotu. Kolejne atrakcje pojawiają się na ekranie na zasadzie etapów, które należy przejść. Przerywnikiem dla akcji i często pustych dialogów są wyczyny kapitana Sparrowa. Oczywiście Depp sprawdza się dalej w kategoriach one man show. W niektórych momentach przechodzi wręcz sam siebie, na przykład w sekwencji ucieczki z pałacu króla lub w starciu z syrenami. W kontekście Sparrowa jedyne, co rozczarowuje, to podporządkowanie postaci innym bohaterom. Przecież istotną cechą Jacka była zawsze jego niezależność! Tymczasem, pozbawiony własnego statku i pchany rozkazami innych, nasz kapitan traci połączenie z wizją atrakcyjnej wolności. Motyw pirata symbolizującego wolność został w „Na nieznanych wodach” przygnieciony ciężarem głównej linii fabularnej. Kolejnym problemem filmu jest brak wyrazistości innych postaci. Penélope Cruz dobrze czuje się jako zadziorna Angelica, lecz trudno zrozumieć motywacje jej bohaterki. Czarnobrody to morski złoczyńca jak się patrzy, ale nie ma możliwości solidnie postraszyć publiczności, jak kiedyś czynił to przemieniony w upiora Barbossa albo obślizgły Davy Jones. Nawet Barbossa, spętany rolą potulnego poddanego Jego Królewskiej Mości, wydaje się cieniem dawnego mistrza pirackiej sztuki. Motywy, dla których Barbossa zmienił charakter też wyglądają wątle. Poza tym, wyeliminowano wszystkich bohaterów drugoplanowych z poprzednich części – załogę „Czarnej Perły”, żołnierzy brytyjskich. Wszyscy zniknęli wraz z odejściem z serii Keiry Knightley i Orlando Blooma. Zamiast nich dostajemy kilku figurantów, którzy nie zaznaczają swojej obecności na planie. A już zupełnym marnotrawstwem okazuje się wątek młodego kaznodziei i złapanej w sidła Czarnobrodego urodziwej syreny. Cóż to mógł być za niezwykły romans! Szkoda, że Marshall traktuje go zdawkowo i bardzo swobodnie z logicznego punktu widzenia. Świetnym rozwiązaniem okazał się natomiast pomysł włączenia w fabułę syren jako stworów nęcących żeglarzy w odmęty wód. Znakomicie prezentuje się także statek „Zemsta Królowej Anny” kontrolowany przez Czarnobrodego za pomocą kordelasa. Tym bardziej szkoda, że większość scen toczy się na lądzie. Z kolei dobrym pomysłem było ograniczenie fabuły do jednego wątku. W końcu nadmierna mnogość postaci i wątków stała się kulą u nogi trzeciego odcinka serii – „Na krańcu świata”. Ponadto Johnny Depp nadal daje radę jako Jack Sparrow, Dariusz Wolski zrobił piękne zdjęcia Hawajom, a jakość techniczna realizacji trzyma się najwyższego poziomu. Skąd więc pojawia się uczucie niewykorzystanej szansy? Odpowiedź jest prosta: „Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” to wyliczanka kolejnych atrakcji, które nie dostają godnego rozwinięcia i zwieńczenia. Kultowy bohater, świetne pomysły i piękna realizacja – teoretycznie wszystko gra, w praktyce brakuje spójności i serca. Chyba jednak wolę trylogię z wszystkimi jej niedociągnięciami i wadami.
Tytuł: Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach Tytuł oryginalny: Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: USA Data premiery: 20 maja 2011 Gatunek: akcja, komedia, przygodowy Ekstrakt: 60% |