„Mężczyzna na plaży” oraz „Śmierć fotografa” to kolejne dwa opowiadania Henninga Mankella, których bohaterem jest komisarz Kurt Wallander. Przedstawiają one najsłynniejszego, obok Martina Becka, szwedzkiego detektywa w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku, a więc niemal tuż przed sprawą, jaką dane mu było rozwiązać w „Mordercy bez twarzy” – pierwszej powieści serii.  |  | ‹Mężczyzna na plaży. Śmierć fotografa›
|
W opowiadaniach opublikowanych przed dwunastoma laty w tomie „Piramida” Henning Mankell przedstawił Kurta Wallandera w czasach poprzedzających wydarzenia opisane w – początkowo ośmio-, a ostatecznie dziewięciotomowej – serii powieści o detektywie z Ystad na południu Szwecji. Akcja „ Ciosu” rozgrywała się w czerwcu 1969 roku, kiedy to dwudziestojednoletni Kurt – początkujący funkcjonariusz po Wyższej Szkole Policyjnej – zaczynał dopiero karierę w szeregach służb porządkowych w Malmö. Z tekstu tego dowiedzieliśmy się przede wszystkim, w jaki sposób trafił do upragnionego wydziału zabójstw i przestępstw na tle seksualnym. Wydarzenie opisane w „ Szczelinie” miało miejsce sześć lat później, w wigilijny wieczór 1975 roku. Wallander wciąż jeszcze pracował wtedy w Malmö, ale jego rodzina – żona Mona i pięcioletnia córeczka Linda – przeniosły się już do Ystad, gdzie on miał znaleźć pracę dopiero za pół roku. W kolejnych dwóch tekstach zaczerpniętych z „Piramidy” ulubiony bohater Henninga Mankella jest już doświadczonym policjantem, z prawie dwudziestoletnim stażem, jednym z najlepszych w tym niewielkim nadmorskim miasteczku, z którego odpływają promy do Świnoujścia. Akcję „Mężczyzny na plaży” pisarz umieścił w ciągu kilku dni na przełomie kwietnia i maja 1987 roku. Wallander przeżywa właśnie kłopoty rodzinne; małżeństwo z Moną okazało się bowiem katastrofą, a i Linda, zbuntowana nastolatka, postawiła sobie chyba za punkt honoru sprawiać rodzicom jak najwięcej kłopotów. Teraz wprawdzie obie panie odpoczywają na dwutygodniowych wczasach na Wyspach Kanaryjskich, ale Kurt wcale nie ma z tego powodu spokoju – zatruwa się myślami na temat przyszłości. Z zadumy wyrywa go telefon i informacja o niecodziennym zdarzeniu. Pewien taksówkarz z Ystad poinformował policję o śmierci swojego pasażera, którego miał przywieźć do miasta z niedalekiego Svarte. Tymczasem okazało się, że choć do wozu wsiadł jeszcze żywy człowiek, dojechał już – trup. Początkowo policja jest przekonana, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych (zawał serca), ale sekcja zwłok wyklucza tę możliwość – czterdziestodziewięcioletni Göran Alexandersson, przedsiębiorca w branży elektronicznej ze stolicy, został otruty (lub sam się otruł) miksturą, którą wykonać mógł tylko specjalista – chemik bądź biolog. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że siedem lat wcześniej w dramatycznych okolicznościach życie stracił nastoletni syn Görana, Bengt. Chłopak został napadnięty na ulicy w centrum Sztokholmu, sprawców jednak nie wykryto, a śledztwo umorzono. Wallander ma zaś dziwne wrażenie, że obie te śmierci mają ze sobą związek. Dokładnie rok później rozgrywają się wydarzenia opisane w „Śmierci fotografa”. Pewnej kwietniowej nocy w swoim zakładzie uderzeniem w głowę zostaje pozbawiony życia pięćdziesięciosześcioletni Simon Lamberg. Jego ciało znajduje o świcie sprzątaczka Hilda Waldén, która – choć sprząta jego atelier od dwunastu lat – nie potrafi powiedzieć na jego temat nic konkretnego. Co ciekawe, niewiele więcej mają do dodania żona ofiary Elisabeth oraz były pracownik Lamberga, Gunnar Larsson. Wszyscy są zgodni co do tego, że Simon nie miał wrogów, był osobą bardzo spokojną i zamkniętą w sobie. Czyżby więc był to zwykły bandycki napad? Wallander ma wątpliwości; głównie dlatego, że na miejscu zbrodni nie znaleziono narzędzia, którym posłużył się morderca, a to oznacza, że musiał je przynieść (a potem zabrać) ze sobą. To z kolei prowadzi do wniosku, że działał z premedytacją. Policja długo nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, jaki był motyw zbrodni. Być może krył się on w dziwnym zamiłowaniu fotografa do tworzenia wynaturzonych portretowych zdjęć ludzi z pierwszych stron gazet, którym nadawał nowe, koszmarne oblicza. Kurt i jego współpracownicy – Martinsson, Hansson i Nyberg – starają się ustalić jak najwięcej faktów z przeszłości, mając nadzieję, że przynajmniej tam odkryją jakiś punkt zaczepienia. Henning Mankell w serii powieści o policjancie z Ystad przyzwyczaił czytelników do rozległych, wielopoziomowych fabuł (vide „ Zapora”, „ Niespokojny człowiek”); można więc było mieć wątpliwości, czy równie dobrze poradzi sobie w formie nieporównywalnie krótszej. I otóż, dał radę! Co prawda, w „Mężczyźnie na plaży” i „Śmierci fotografa” nie znajdziemy, typowych dla Szweda, rozważań na temat współczesnego świata i zagrożeń płynących z globalizacji, ale to wcale nie znaczy, że problemy społeczne, tak zawsze bliskie autorowi „ Chińczyka”, zeszły na znacznie dalszy plan. W pierwszym z opowiadań Mankell daje wyraz niezadowoleniu szwedzkich stróżów prawa z niedofinansowania służb policyjnych (i pokrewnych), wskazując jednocześnie na koszty tego zjawiska, jakie ponosi całe społeczeństwo. Borykające się z problemami finansowymi prokuratury i sądy, nie są bowiem w stanie zapewnić sprawnego funkcjonowania całego systemu prawnego i tym samym należycie chronić obywateli. W drugim tekście pisarz przygląda się rozkładowi więzi rodzinnych, który – w skrajnych sytuacjach – może, jak w efekcie domina, doprowadzić do wielkiej tragedii. Jest to tym boleśniejsze dla głównego bohatera, że rozgrywa się na tle jego osobistych kłopotów małżeńskich.
Tytuł: Mężczyzna na plaży. Śmierć fotografa Tytuł oryginalny: Mannen på stranden. Fotografens död Cena: 12,– Data wydania: 16 lutego 2011 Ekstrakt: 70% |