– Trzeba wezwać kapłana. „Do zwarcia?” – zastanawiał się Jonasz, obserwując rozwój wydarzeń. Po chwili gejsza zauważył mężczyznę otoczonego świtą, co pozwoliło wywnioskować, że oto nadchodzi tajemniczy kapłan. Miał na sobie stary, o kilka numerów za duży garnitur. Brudnoniebieską koszulę z naderwanym kołnierzem wcisnął w spodnie, które przewiązał sznurkiem. Poza dziwnym ubiorem i tym, że był najstarszy, niewiele różnił się od reszty członków grupy, wpatrzonych w niego wzrokiem pełnym fascynacji oraz obawy, niczym dzieci w rodzica, który zaraz je za coś ukarze. Zauważył Jonasza, który pokłonił się głęboko. Kapłan skinął głową i ruszył dalej. Mężczyźni przesunęli meble, robiąc przejście. – Zły znak – powiedział kapłan i zasępił się. Kopnął martwe zwierzę i ukląkł, badając zniszczenia. W końcu wstał. – Na szczęście nie jest przerwane, ale żubr jest niezadowolony. To ostrzeżenie. Mamy tu szczura. Jonasz poczuł, jak na te słowa myśli obecnych osób zaczynają krążyć wokół niego. Niektórzy nawet zaczynali zerkać w jego stronę. „Jak łatwo znaleźć kozła ofiarnego” – pomyślał i gorączkowo szukał wyjścia z sytuacji. Nagle podszedł szybko do wersalki i kucnął mówiąc: – Patrzcie. Wszyscy zwrócili oczy na Jonasza. Cine odsunął gejszę na bok, robiąc miejsce kapłanowi, który schylił się i spojrzał pod tapczan. Szczurki w gnieździe zaczęły piszczeć przeraźliwie. Kapłan wskazał na Jonasza, mówiąc: – Zabij je. Może tym przebłagamy Pana. Gejsza położył bezbronne gryzonie na podłodze. Drapały łapkami, próbując uciec, ale jedyne co im się udawało, to przesunąć sąsiada lub lekko na niego wejść. Otwierały pyszczki, kwiląc za mamą. „To i tak cud, że tyle wytrzymałyście bez jedzenia” – pomyślał Jonasz, po czym zadeptał gryzonie z chrzęstem, mantrując w myślach: „Niech współczucie moje będzie absolutne, a miłość niech nie przytępi zmysłów. Niech współczucie moje będzie bezstronne, a litość niech nie staje na mej drodze…” Zabijał bez nienawiści i miał nadzieję, że zgodnie ze stanem dzisiejszej nauki, zwierzęta odrodzą się w jakichś lepszych okolicznościach. Reinkarnacja była faktem, choć nie znano mechanizmów jej działania. Pozostała po nich krwawa plama, a resztki przyczepiły się do podeszwy. Kapłan spojrzał na makabryczne podłogowe malowidło i pokiwał głową z zadowoleniem. Jonasz zdążył zauważyć, że garnitur mężczyzny niegdyś musiał kosztować niemałe pieniądze. Gdy wszyscy wyszli, gejsza zmówił kolejną modlitwę za zmarłych. Przez najbliższych kilka dni osoby wychodzące z świątyni wydawały się Jonaszowi zadowolone. Rozmawiali chętniej, śmiali się, a na ołtarzu pomiędzy chłodniami zauważył więcej jedzenia niż zwykle. „Żubr przestał się gniewać? – pomyślał Jonasz. – Chodź – powiedział Cine któregoś poranka i zaprowadził zaskoczonego Jonasza do sali mieszkalnej mężczyzn. Wskazał posłanie. – Twoje miejsce. – Dziękuję. – Gejsza uśmiechnął się i spojrzał na chwilę w oczy mężczyzny, po czym spuścił wzrok i poszedł po bagaże. W kompleksie mieszkalnym były trzy duże sale. W jednej mieszkali mężczyźni – najbliżej wejścia, w środkowej dzieci, a w głębi kobiety. Jonasz znalazł miejsce dla siebie i rozkładał swoje rzeczy. Cine wyglądał, jakby był w dobrym nastroju, rozmawiał z członkami grupy, uśmiechając się. Gejsza chciał skorzystać z sytuacji – podszedł do przywódcy i zapytał:  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Powiedz mi, skąd kapłan zna się na elektryczności? – Elektryczności? – Prąd, ogniwa słoneczne na zewnątrz. – Jonasz pokazał dłonią w kierunku pomieszczenia z martwymi szczurami. Hosala widział wahanie mężczyzny, więc rozluźnił mięśnie twarzy i zaśmiał się szczerze oczyma, zgodnie z tym, czego nauczył się w okiya. W ten sposób wyglądał bardziej dziecinnie, chciał wzbudzić zaraźliwą łagodność. Przypomniał sobie jakieś radosne wydarzenie z dzieciństwa i czuł, jak staje się to widoczne w jego postawie, energii. Liczył na wykorzystanie nieświadomych instynktów Cine – na widok dzieci większość ludzi staje się bardziej ufna, otwarta i opiekuńcza. Takimi stworzyła nas natura, bez tego niektórzy porzuciliby potomstwo nie zostawiając mu szansy na przeżycie, przez co ludzkie geny nie mogłyby się rozprzestrzeniać. Jedyną bronią dziecka jest bombardowanie dorosłych miłością i bezwarunkowym zaufaniem, żeby nieświadomie wykorzystać te mechanizmy. – Od mistrza – odrzekł w końcu przywódca. – Mistrza? – Kiedyś mieszkał z nami mistrz. Nauczył wszystkiego kapłana. Byłem dzieckiem i niewiele pamiętam, ale to dzięki niemu. – Co się z nim stało? – zapytał ostrożnie Jonasz, zastanawiając się, czy nie próbuje dowiedzieć się zbyt dużo. – Odszedł. Zostawił wszystko. Nas. – Mięśnie na policzkach mężczyzny zagrały. – Czekaliśmy długo, ale nie wracał, więc kapłan musiał się nami zająć. Gdy Jonasz uporządkował swój kąt, Cine bez słowa zaprowadził go do pokoju, do którego wcześniej gejsza nie miał dostępu. Okazało się, że za solidnymi drzwiami znajdowała się pusta sala konferencyjna. Na ścianie wisiał niedziałający ekran ledowy, a podłogi wyłożono starymi dywanami i wykładzinami. Było czysto. Jonasz poczuł kadzidło, ale nigdzie nie znalazł źródła zapachu. Obok ekranu zauważył jeszcze jedne, zatrzaśnięte drzwi. „Czyżby tam ukrywał się kapłan?” Ludzie schodzili się i zajmowali miejsca na sali. Hosala usiadł blisko wyjścia, włączył ukryty dyktafon i obserwował. Równo o ósmej rano Cine dał znak. Uczestnicy zaczęli mruczeć coś w rodzaju pieśni. Powtarzali ją przez pół godziny. Gejsza zauważył, że w tym czasie kilka osób weszło w trans, poznał to po nieobecnym wzroku i kołyszących ruchach ciała. Czasami wznosili okrzyki, brzmiące jak „nooo”, „ajeszzz” czy „tatatata”. Niektórzy uderzali pięściami w podłogę, zawodząc przy tym żałośnie. Przez kilka godzin zachowanie grupy niewiele się zmieniło, więc Jonasz postanowił zażyć induktor. Wiedział, że enteogen może spowodować podłączenie się nieświadomości pod nieznany rytuał, jednak uznał, że jego wytrenowany umysł poradzi sobie. Wyjął z kieszeni pudełko z wygrawerowaną tybetańską literą „A”, otworzył je i zażył niewielką pastylkę. Po chwili kolory zaczęły przybierać na sile, a dźwięki stały się wyraźniejsze. Logiczny umysł zniknął gdzieś za nawałą odczuć, niczym dorosły zakrzyczany przez bandę dzieciaków. Jonasz usiadł wygodniej, skoncentrował się na oddechu i wtedy poczuł energię świątyni. Od razu zrozumiał, że skądś ją zna, że zetknął się z nią w życiu wiele razy. Zaczął przypominać sobie doświadczenia mistyczne różnych religii i szkół duchowych, jakie przeżył w domu gejsz. Czuł, że to jedna z pierwotnych, podstawowych energii lub stanów umysłu, ale nie mógł jej odnaleźć, jakby próbował złapać żmiję w wysokiej trawie. Nie był to „jeden smak”, nie był to Logos. Myślał, że może Tao lub satori, ale też nie. Spróbował nawet libido oraz energii orgonalnej i choć wiedział, że jest blisko, to jednak nie. „A może to jakieś dawne, słowiańskie energie, które były tutaj jeszcze zanim powstały zalążki cywilizacji? Może dlatego wydaje się ona taka… pierwotna, podstawowa? Stąd to skojarzenie z żubrem?” – przemknęło Jonaszowi przez głowę, jednak ciągle brakowało mu pewności. W końcu dał sobie spokój, widząc, że zaczyna go wciągać myślotok nieprowadzący do żadnego konkretnego celu. Spojrzał na drzwi obok ekranu. Czuł, że to, co wywoływało dziwne emocje, ukrywa się właśnie za nimi. Wstał i powoli ruszył w ich kierunku, lawirując zręcznie pomiędzy osobami w transie. Usiadł przed drzwiami wykonanymi z prawdziwego drewna. Wzory słoi przyciągały wzrok niczym jakaś tajemnicza mapa. Śledził łagodne łuki zagęszczające się wokół sęków, co przypominało światło wciągane do czarnych dziur. Pomyślał, że siedzi przed portalem wsysającym energię, za którym zachodzi jakaś tajemnicza transformacja. Wyraźniej poczuł zapach kadzidła, a nawet zauważył cienkie smugi dymu sączące się ze szpary nad progiem. Dobiegł go niewyraźny głos. Hosala próbował się wsłuchać, wyłapać poszczególne słowa. Brzmiały jak „widły” lub „na widły”, ale nie był pewien. Postanowił wejść do środka. Wstał i gdy łapał za klamkę, poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Cine. Mężczyzna spojrzał stanowczo i pokręcił głową. Jonasz minął go i wyszedł z pomieszczenia. |