O Pati Yang już nieraz pisałem wiele dobrego. Czy będę miał do tego kolejną okazję po przesłuchaniu „Wires And Sparks” – jej czwartej studyjnej płyty?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po intrygującej i mrocznej „Jaszczurce”, która niestety (pomimo niewątpliwie dużej muzycznej klasy) nie zyskała odpowiedniego rozgłosu, nastąpił długi rozbrat Patrycji z polską alternatywną sceną. Efektem zagranicznych wojaży było nie tylko międzynarodowe doświadczenie czy liczne znajomości, ale i kolejne dwa wartościowe krążki solowe; a wspomnieć należy także o współpracy z mężem Stephenem w ramach projektu FlyKKiller. Ukształtowana i dojrzała artystka dopiero niedawno zawitała znowu do rodzimego studia, czego efektem jest właśnie omawiany tutaj album. Nie wiem, czy to za sprawą zmiany miejsca nagrywania, czy może naszego wschodnioeuropejskiego klimatu, ale „Wires And Sparks” brzmi wyraźnie odmiennie od swoich poprzedników. Mimo że już poprzednie „Faith, Hope And Fury” (z 2009 roku) było trochę bardziej wyważone i popowo wystylizowane, to nie brakowało na nim specyficznej zadziorności i drapieżności. Natomiast nowa płyta wydaje się znacznie bardziej ugładzona muzycznie – aż trudno doszukiwać się starego, klasycznego trip hopu, który tak uwodził słuchaczy. Pierwsze, playlistowe „Let It Go” to co prawda sporo energii i rozmytych dźwięków, jednak raczej w popowym wydaniu, co na pewno nie stanowi stuprocentowego spełnienia oczekiwań. Na dodatek numer najzwyczajniej wypada słabo – ani jego prostota, ani wokal Pati nie przykuwają wystarczająco uwagi. Kolejne „Near To God” przynajmniej pod tym ostatnim względem wypada znacznie lepiej. Żywy kawałek, o mocnym, klubowym beacie jest na tyle przebojowy, że z powodzeniem może gościć w radiowych, popowych notowaniach. Zresztą dość podobnie prezentują się późniejsze: „Kiss Is Better” czy „Darling”. Za muzyczną stronę przedsięwzięcia odpowiada Joe Cross, z którym współpracę Polka kończyła już w Manchesterze. Ich kolaboracja zaowocowała przede wszystkim melodyjnymi podkładami, łączącymi w sobie przestrzenny pop z nieskomplikowaną i niezbyt wyrafinowaną elektroniką. Na nieszczęście na takim tle nijako wypada również sama Pati, która tylko momentami przypomina o swojej wielkiej wokalnej klasie, potwierdzanej wcześniej w takich znakomitych utworach jak choćby: „Air Stands Still” albo „Supernatural”. Na „Wires And Sparks” na podobne wyróżnienie zasługują moim zdaniem jedynie: balladowe, uzupełnione o smyczki „Breaking Waves” i senne, dobrze zaśpiewane, końcowe „Fold”. Przyzwoicie wypadają też: całkiem chwytliwe „Revolution Baby” oraz tytułowe „Wires And Sparks”. Siląc się na obiektywizm, trzeba napisać, że komplet dziesięciu tracków i tak na pewno znajdzie odbiorców, którym przypadnie do gustu. Jednak na tle dotychczasowej dyskografii Polki i jej szerokich możliwości stanowi po prostu rozczarowanie. Wydawca w zapowiedzi nowej płyty napisał, że „Pati przy okazji tworzenia najnowszego albumu przyjechała do Polski odnaleźć ten kawałek siebie, który zgubiła wyjeżdżając w 2001 roku.” Jak dla mnie, stylistyczna odległość „Wires And Sparks” od polskiej „Jaszczurki”, ale nawet od późniejszych projektów, obrazuje coś zgoła odmiennego. Jeśli mamy mówić o zagubieniu, to chyba właśnie teraz. Co więcej, to także najlepsze określenie na odczucia po przesłuchaniu tego albumu.
Tytuł: Wires And Sparks Nośnik: CD Data wydania: 17 marca 2011 Czas trwania: 49:01 Utwory CD1 1) Let It Go: 4:30 2) Near To God: 4:16 3) Hold Your Horses: 4:39 4) Kiss It Better: 4:39 5) Breaking Waves: 4:51 6) Revolution Baby: 4:48 7) Darling: 5:09 8) Take A While: 5:59 9) Wires And Sparks: 4:39 10) Fold: 5:31 Ekstrakt: 60% |