powrót; do indeksunastwpna strona

nr 05 (CVII)
czerwiec-lipiec 2011

Kapeć. Powiastka eschatologiczna
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Stwór podniósł się niespiesznie. Kapeć skulił się, starając się zajmować jak najmniej przestrzeni. Zakrył ryjek przednimi nóżkami.
Owionął go straszny smród, gdy Bestia nachyliła się nad nim, i Kapeć zrozumiał, że czas pożegnać się z życiem. Nie miał żadnych szans.
Wiem, że widzicie, że zawsze w Was wierzyłem, pomodlił się w myślach.
Czekał.
I czekał.
W końcu zaczął się niecierpliwić. Ileż w końcu można czekać na śmierć?!
W końcu ostrożnie spojrzał w górę. Nie zobaczył nikogo.
Rozejrzał się wokół. Bestia znów leżała na kanapie! Nawet nie patrzyła na Kapcia!
Przeszedł próbę!
Częściowo się czołgając, częściowo biegnąc, walcząc z odrętwieniem, parł jak najszybciej przed siebie. Aż wreszcie zarył ryjkiem w gromadzących się pod Kanapą pokładach kurzu. Był uratowany. Co prawda kichał potężnie od kurzu, ale mógł trochę odetchnąć i zebrać myśli.
– Aj! Złaź ze mnie! – pisnął ktoś cienko i wyjątkowo przenikliwie.
Kapeć właśnie rozkichał się na dobre, nie dałby rady dojrzeć nikogo, choćby i stał tuż przed nim. Ale głos dochodził jakby z dołu.
– Pod tobą, ofiaro! Złaźżeż wreszcie ze mnie! – rozległ się znowu przeraźliwy pisk.
– A… przepraszam – Kapeć przesunął się bliżej ściany, wzbijając kolejne chmury pyłu.
Spojrzał – i zgłupiał. Przez chwilę niewyobrażalnej konsternacji wydawało mu się, że patrzy na swojego partnera. Widział ryjek. I uszy. I – na litość Onych! – przybrudzony różowy kolor.
Ale przenikliwy głosik maskotki uświadomił mu, że to jednak nie cud.
– No! Musisz uważać, gdzie chodzisz! Mogłeś mi coś złamać!
Kapeć spojrzał z powątpiewaniem na całkowicie szmacianą świnkę przed sobą i rozsądnie powstrzymał się od komentarza.
– Bardzo przepraszam – bąknął. – Uciekałem przed Bestią i…
– Bestią? Zaraz, zaraz, czy ty nie masz na myśli Psa?
– Psa?
– No, Psa. To to ożywione bydlę, które mości się na kanapie.
– To jest Bestia!
– Jak zwał, tak zwał. A ty kto jesteś? Ja się nazywam Świnka Przytulanka z Materiałów Ekologicznych. Pochodzę z Regału.
– Świnka Przylu…
– Wystarczy Świnka – trudno westchnąć piskliwie, ale maskotce się to udało. – To arystokratyczne nazwisko, dlatego takie długie.
– Aha. A ja jestem Kapeć Bez Pary.
– Bez pary? Ale czy buty nie powinny być…
– Tak, nie mylisz się – przerwał Kapeć z goryczą.
– Ach… Chyba rozumiem. I rzucili cię mu do zabawy?
– Co proszę?!
– No, Psu?
Kapeć dumnie podniósł ryjek.
– Przeszedłem próbę, jeśli o to ci chodzi.
– Jaką próbę?
– Próbę Bestii. Zajrzała w moją duszę i pozwoliła mi żyć.
Świnka parsknęła.
– Akurat. Nie miał na ciebie ochoty, po prostu.
– A skąd to wiesz? Przyznasz, że Oni zesłali Bestię… Psa… jako karę za grzechy.
– Myślę, że nie.
Kapeć aż się zatchnął i przez dłuższą chwilę kichał rozpaczliwie.
– Myślę, że sprowadzili go dla rozgrywki – powiedziała Świnka, gdy wreszcie doszedł do siebie.
– Rozgrywki?
– Tak. A rozgrywani jesteśmy my.
– Nie bluźnij.
– Mówię, jak jest.
– Mówisz, jakbyś nie wierzyła, że Oni chcą naszego dobra.
– Myślę, że się nami bawią… I przestań się tak miotać, kurz podnosisz.
– Po co mówisz takie głupoty, bez urazy.
– Głupoty to mówisz ty. I pewnie jeszcze się modlisz do Onych.
– A ty nie?!
– A ja nie.
Kapeć osłupiał. Nigdy w życiu nie spotkał prawdziwej poganki. Wiedział, że powinien ją nawrócić, sęk w tym, że nie miał pojęcia jak się do tego zabrać.
– Oni troszczą się o nas – zaczął kulawo. – Gdy zniszczymy się całkiem, dadzą nam Zbawienie, lub strącą w Śmietnik.
– Myślę, że Oni się nami po prostu bawią. Dla zabawy pozbawili cię tego drugiego, dla zabawy zesłali Psa i rzucili cię na pożarcie.
– A, widzisz, i tu się mylisz! Bestia mnie nawet nie tknęła. Mówię ci, wiernego nie ruszy.
– Akurat. Mnie też nie tyka, a trudno powiedzieć, że jestem wierna.
– Ciebie też nie…?
– Mnie też nie.
– Może widzi, że w głębi duszy jesteś dobra?
– To w końcu mam być dobra czy wierna, czy co tam jeszcze? Zresztą w Zbawienie i Śmietnik też nie wierzę.
Nie wierzyła w nic! Kapeć nigdy dotąd nie spotkał się z tak niebezpieczną osobą.
– Chyba się prześpię – powiedział wreszcie niepewnie. Wolał nie ryzykować dalszej rozmowy, bo kto wie, do czego by doszło.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Obudził go jakiś nieznany dźwięk. Kapeć poderwał się.
– Cicho – syknęła maskotka. Ryjkiem wskazywała…
Bestia wcisnęła straszliwy łeb pod Kanapę. Kapeć wyraźnie widział jej lśniące oczy, paszczę pełną ostrych przedmiotów i kałużę jakiegoś śluzu poniżej. Z paszczy dobywał się piekielny smród.
Chwilę zajęło Kapciowi uświadomienie sobie, że to nie on ani Świnka są celem ataku. Ostrymi rzeczami, które miał w ustach, potwór próbował uchwycić gumową kulę. Wydawał przy tym złowrogi charkot.
– Nie na nas poluje – szepnął Kapeć.
– Ćśśś…
W tej chwili szmaciane nóżki rozjechały się i zdrętwiały. Niesparowany padł, wzniecając kolejny obłoczek.
Bestia kichnęła – brzmiało to jak nagły grzmot. Tuż obok niej pojawiły się nagle klapki. Wyglądały na nieprzytomne i rozmarzone, zwyczajna rzecz podczas pełnienia Służby.
Zahuczał odległy głos Onych. Zaraz potem pojawiła się Ręka. Nim Kapeć zdążył zdrętwieć z przerażenia, Dłoń chwyciła gumową kulę i wyszarpnęła ją spod Kanapy.
– Widzisz – Kapeć odetchnął z ulgą. – Wiernych nie tyka…
– Nie ciesz się jeszcze – pisnęła maskotka.
I miała rację.
Ręka Onych znów zjawiła się pod Kanapą. Nim się Kapeć obejrzał, już szybował przez przestworza Mieszkania. Gdzieś nad nim przetaczał się prastary, potężny Głos Onych. W tym grzmocie dały się słyszeć Słowa, choć wypowiadane bardzo powoli:
– Rufus! Łap!
Tym razem upadł wprost przed Bestią. Nie, nie Bestią, przed Psem, któremu Oni rzucili go na pożarcie. Kapeć z oburzenia zapomniał się skulić. Pokaże tym… Onym, jak umiera Niesparowany! Uniósł bojowo ryjek – niestety, nie był w stanie ustać na nóżkach – i spojrzał wprost w przerażającą paszczę.
Z kłów kapała ślina. Powyżej sterczał jakiś wilgotny organ, świadczący o tym, że Pies należy do Ożywionych. Para wściekłych ślepi wpatrywała się w Kapcia. Bestia wydała przeraźliwy dźwięk. Kapeć stulił uszy, ale nie przestał wpatrywać się we wroga. Rozległy się kolejne wrzaski. Pies przypadł do ziemi, wrzasnął jeszcze raz.
A potem sobie poszedł.
W Szafce na Obuwie zapanowało niespotykane ożywienie. Z cholewy do cholewy, z języka do języka – co tam kto miał – przekazywano sobie wieści. Kapeć, ich dobry, stary przyjaciel Kapeć, przeszedł pomyślnie Próbę Bestii. Przebywa teraz w Przedpokoju.
– Pewnie wkrótce przybędzie do Szafki – obiecywały Sfatygowane Buty Robocze. – I będzie głosił Słowo Onych.
– Ach, jak cudownie – cokolwiek teatralnie westchnęły Wysokie Szpilki.
– Zawsze w niego wierzyliśmy – wyznały Półbuty.
– Bo prawości nie można ukryć – dodały Sfatygowane. – Kapeć jak te Hioby, stracił Parę, nie mógł pełnić Służby, żył na samym dnie, w pogardzie…
Zewsząd posypały się zapewnienia o ogromnej sympatii dla miłego Niesparowanego.
– …ale nigdy nie stracił wiary – dokończyły Sfatygowane spokojnie.
– Phi – parsknęły Nike; ale cichutko, żeby nikt nie usłyszał.
– Udamy się na pielgrzymkę – oświadczyły nagle Szpilki.
– Co?! Wy?
– My. A co, nie wierzycie, że możemy doznać Przemiany, tak? Udamy się do Kapcia i będziemy słuchać jego nauk.
– My też pójdziemy – powiedziały Półbuty. – O łaskę trzeba się trochę postarać, a nie czekać, aż sama spłynie.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

49
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.