Eastwood, mimo że najlepiej czuje się kręcąc westerny i kryminały, ma na swym koncie biografię muzyka („Bird”), komedię („Kosmiczni kowboje”) czy nawet melodramat („Co się wydarzyło w Madison County”). Filmem „Medium” ponownie wkracza na niezbadane wcześniej ścieżki. Z jakim skutkiem?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Clint Eastwood jest świetnym reżyserem. Do tego nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Co więcej, wbrew pozorom, jest reżyserem uniwersalnym, potrafiącym zaskakująco dobrze odnaleźć się w różnych gatunkach. Zgoda, najlepiej czuje się kręcąc westerny i kryminały, niemniej wielokrotnie dowiódł, że inne gatunki nie są mu obce. Tym samym „Medium”, obraz pozornie szalenie daleki od jego zainteresowań, wydaje się naturalną konsekwencją obranej przez niego artystycznej drogi. Matt Damon nie jest dobrym aktorem. O ile czasem udaje mu się błysnąć w kinie sensacyjnym (trzy odsłony zmagań Jasona Bourne’a), o tyle z pewnością nie jest w stanie wiarygodnie przedstawić złożonej psychologicznie postaci. Ma on bowiem zbyt ubogie środki aktorskiego wyrazu, niewykraczające poza kilka powtarzanych w każdym filmie ciągle tych samych min. Tym bardziej dziwi fakt, że do trudnej, wymagającej roli George’a Lonegana Eastwood zatrudnił właśnie Damona. Zdobywca Oscara za scenariusz „Buntownika z wyboru”, ponownie buntuje się bez większego powodu, lecz tym razem z dużo mniej wartościowym skutkiem. Lonegan, podobnie jak Will Hunting, ma dar – potrafi nawiązać kontakt ze zmarłymi. Sęk w tym, że nie uśmiecha mu się pomaganie innym. Woli raczej zadbać o siebie i wieść zwyczajne, pozbawione większych zaskoczeń życie. Podobnie więc jak bohater „Buntownika…”, Lonegan rozdarty jest między wykorzystaniem swego daru a prawem do decydowania o sobie, o własnym życiu. O ile jednak pamiętny obraz Gusa Van Santa angażował, o tyle z dzieła Eastwooda sączy się jedynie pretensja – do pokazania wielkich dylematów bohatera, do bycia wielkim kinem. Słuszniejszą drogę przed laty obrał twórca „Obywatela Milka”, równoważąc rozdarcie postaci humorem, zawartym w dialogach czy to mentora Willa (w tej roli Robin Williams), czy to jego kumpli. Tymczasem „Medium” jest obrazem chłodnym, paradoksalnie wyzbytym emocji, przez co nie angażuje – decyzje bohaterów, a już szczególnie cierpiącego za miliony Damona, pozostają nam obojętne. To obraz zadziwiająco nijaki, pozbawiony autorskiego piętna, tak silnie przecież odciskanego w innych projektach twórcy „Bez przebaczenia”. „Medium” ani nie wciąga, ani nie przekonuje psychologicznie – w czym zasługa nie tylko nieporadnego tym razem reżysersko Eastwooda, ale również snującego się z ponurą miną po ekranie Damona. Na przykładzie „Medium” widać, jak największe atuty łatwo mogą zmienić się w wady. No bo przecież Eastwood zawsze słynął z bezbłędnie dobranej obsady, występujący u niego aktorzy często dostawali Oscary (Hackman, Freeman, Swank, Penn, Robbins) czy nominacje (Jolie, Streep, Gay Harden). Dylematy bohaterów twórcy „Rzeki tajemnic” zwykle były wiarygodne i angażujące, a nierzadko nierozstrzygalne („Za wszelką cenę”). Reżyseria Eastwooda ujmowała prostotą narracji (jak w „Gran Torino”), ocierając się o ascetyzm – artysta skupiał się wyłącznie na tym, co niezbędne. Tymczasem w „Medium” Damon pokazuje, jak maksymalnie nieciekawie zagrać ciekawą skądinąd postać, a Eastwood – jak rozwodnić film w zbędnych pobocznych wątkach. Poza efektowną sekwencją otwierającą film, nie ma innego powodu, dla którego warto obejrzeć ukazujące się z pominięciem dystrybucji kinowej „Medium”. No chyba że sięgając po „Medium” Eastwooda, przypadkowo w ręce wpadnie nam inne „Medium” – znakomity, również niedawno wydany na DVD serial.
Tytuł: Medium Tytuł oryginalny: Hereafter Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 10 czerwca 2011 Czas projekcji: 123 min. Gatunek: thriller Ekstrakt: 20% |