– Jakiś dupek zanieczyścił nam nagrania – precyzuje stary porucznik Reese – chwaląc się, że będzie sprzedawał trawkę podobnym do niego tłustym hipokrytom z klasy średniej. Nie przypominam sobie, żebym się czymś takim chwalił, ale moje położenie raczej nie pozwala na sprostowanie. Młody gliniarz kogoś mi przypomina, kiedy wyciąga przed siebie ręce i mówi: – Przez cztery lata pracujemy, żeby przyskrzynić bandę dzieciaków, a teraz… co? Dołączają do nich rodzice? Kolej na porucznika Reese’a: – Chciałem cię przyskrzynić z resztą tych nieudaczników, ale Randy powiedział: zaczekaj, ja znam tego faceta. To nie jest zły człowiek. Patrzę z wdzięcznością na Randy’ego. Nie! Nie jestem złym człowiekiem! Jestem dobrym człowiekiem! Gdyby tylko zechcieli lepiej mnie poznać… tak wiele oddałem do fundacji Wspólna Droga. – W rzeczywistości – wtrąca Randy – powiedziałem: „Poruczniku, ten gość nie jest handlarzem narkotyków”. Potrząsam głową. Nie, nie jestem. – Powiedziałem: „Właściwie powinniśmy z nim pogadać. Moim zdaniem na dnie duszy jest dobry”. Kiwam głową. Tak. Dobry. Przesycony dobrocią. Stary gliniarz przewraca oczami. – Powiedz mi coś, Matthew. Masz dzieci? Zanim odpowiem, młody dopytuje: – W jakim są wieku? Mimo że od tego zależy moje życie, nie pamiętam. – Eeee… Dziesięć lat? I… eee… osiem? Starszy: – Chłopcy czy dziewczynki? Młodszy: – Jedno i drugie? Ja: – Chłopcy? Młodszy: – Założę się, że są milutcy. Chwila. Na to znam odpowiedź. Kiwam głową. – Sam nie wiem… – Starszy gliniarz zwraca się do partnera: – Muszę być z tobą szczery, Randy. Coś mi nie leży. A ty jesteś pewien, że warto temu gnojkowi dać szansę? Tak, proszę. Dajcie mi szansę. Proszę. – Poruczniku… – Randy staje w mojej obronie. Uśmiecha się, nawet marszcząc brwi. Ale Reese nie da sobie wciskać kitu. – Pierdolić to, Randy. Oto, co dolega temu krajowi: brak odpowiedzialności. Podtatusiali handlarze narkotyków? Narkoman w Białym Domu? Randy patrzy na mnie przepraszająco. – Nie sądzę, żeby pan Prior był zainteresowany naszymi opiniami politycznymi, poruczniku. Porucznik Reese odwraca się znów do mnie. – Matthew, czy ty w ogóle masz pojęcie, jak głęboko siedzisz w gównie? Zerkam w dół, na swoje stopy, żeby przyjrzeć się gównu i swojej aktówce. Randy kładzie dłoń na ramieniu porucznika, może stara się go opanować. – Ile tam masz, Matthew? Dwie uncje? – Trzy. – Nie mówię, charczę. Chwila: co się stało z punktami od B do N? Siedź cicho, zachowuj dystans, zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj, muszą mieć nakaz? Bądź zamknięty w sobie? Szlag. Dałem ciała. Obaj gliniarze odchylają się na oparcie, chyba są trochę zakłopotani. Pewnie nie sądzili, że pójdzie im tak łatwo. Porucznik Reese kręci głową. – Hipokryzja. To ona jest najbardziej oburzająca. Ma rację, rzecz jasna. Spuszczam wzrok. Tak samo postępuje Franklin, kiedy napyta sobie kłopotów. Wyobrażam sobie, że policjanci zakładają mi kajdanki i ciągną do radiowozu na oczach moich synów. Zakrywam twarz rękoma. – Hej – mówi Randy. – Wszystko będzie dobrze… – Daj spokój, Randy – przerywa mu porucznik Reese. – Dobrze to było pięćdziesiąt mil temu. Nie słódź tutaj temu żyjącemu złudzeniami chujowi. Żyjący złudzeniami chuj – no tak. To zdumiewające, jak złą ocenę sytuacji można mieć, jak bardzo można być ślepym na prawdę. Na ile sposobów można się oszukiwać. Wierzyć, że coś się zmieniło, że świat jest przyjazny… a tymczasem… Właśnie tak się człowiek rozpada, nie delikatnie rozsypując się na poszczególne klocki, tylko z hukiem eksplodując jak pęknięta opona na autostradzie. Myliłem się co do wszystkiego. Na przykład wierzyłem, że to ten starszy okaże się dobrym gliną.
Tytuł: Krajobraz finansów poety Tytuł oryginalny: The Financial Lives of the Poets ISBN: 978-83-7508-344-6 Format: 292s. Cena: 34,90 Data wydania: 15 czerwca 2011 |