Bestia jest gorsza niż całe wiadro pinezek. Gorsza niż druciana wycieraczka, niż Brodzenie w Kałuży! Słuchajcie! Bestia jest zdolna rozszarpać każdego z nas na strzępy. W Innym Mieszkaniu była Bestia. Osaczyła Damskie Czółenka rozmiar 37 i je pożarła! Kapeć nie pamiętał, jak stracił swojego partnera. Opowiadał różne wersje tego zdarzenia. A raczej: opowiadałby, gdyby ktokolwiek zechciał go wysłuchać. Jednak w szafce mieszkały tylko inne buty, a te nie miały ochoty zadawać się z Niesparowanym. Gdyby jeszcze prezentował się poważniej! Ale nie: matka fabryka obdarzyła go iście świńskim wyglądem. Z przodu miał ryjek, nad nim zwieszały się klapnięte uszy. Po bokach dyndały krótkie nóżki z raciczkami, z tyłu – tak, odgadliście – zakręcony ogonek. Dodajcie jeszcze kompromitująco różowy kolor i już macie pełny obraz nieszczęścia. Nie wiem, czy Kapeć czuł się nieszczęśliwy. Nauczył się ignorować poszturchiwania, unikał przydepnięć i nie reagował na podkładanie sznurówek. Nie mógł pełnić Służby, zatem zazwyczaj tkwił w kącie szafki i układał kolejne historie o utracie drugiego kapcia, na wypadek gdyby ktoś kiedyś go zapytał. A czasem marzył. Czasem po prostu spał. W snach niekiedy wracały doń wspomnienia z czasów, gdy cieszył się łaską Onych. Często wtedy pełnił Służbę i wiedział, że robi to dobrze. Po obudzeniu zwykle czuł się przygnębiony. Na ogół jednak nie narzekał. Przyzwyczaił się. Spał, marzył i rozmyślał; rozmyślał, marzył i spał. Tak było i zdawało się, że tak już pozostanie. Któregoś dnia obudziły go przyciszone głosy. Dochodziły z górnej półki. – W życiu nie myśleliśmy, że coś takiego się stanie – powiedziały Sfatygowane Buty Robocze. – Czym zasłużyliśmy na gniew Onych? – dodały Męskie Sandały. – Bluźnierstwem i niewiernością! – wtrąciły Półbuty. – Nas na pewno nie potępią – rzekły jedyne prawdziwie markowe buty w szafie, Sportowe Nike. Kapeć rozpoznał je bezbłędnie po nieco przemądrzałym tonie. – A właściwie co się stało? – chciały wiedzieć Czółenka. – Jak to, nie wiecie? – Nie… – Te baby… Armageddon się zbliża, a one o zelówkach. Słuchajcie więc: Oni zesłali Bestię. – Bestię? – Tak. Chwilę trwała cisza. – Słabo nam – jęknęły Wysokie Szpilki. – Właściwie czym jest Bestia? – spytało Lewe Czółenko, wyjątkowo nie unisono. – Tego też nie wiecie? Słuchajcie więc: Bestia to kara za grzechy zesłana przez Onych. Niszczyciel Butów. – No dobrze, ale co to jest? – Pewnie taka większa pinezka – skwitowały Nike. – Pinezka! Pinezka! – uniosły się Sfatygowane. – Bestia jest gorsza niż całe wiadro pinezek. Gorsza niż druciana wycieraczka, niż Brodzenie w Kałuży! Słuchajcie! Bestia jest zdolna rozszarpać każdego z nas na strzępy. W Innym Mieszkaniu była Bestia. Osaczyła Damskie Czółenka rozmiar 37 i je pożarła! Znów zapadło milczenie. – Oba? – dało się słyszeć konkretny, rzeczowy ton Półbutów. – Oba. I na tym się nie skończyło. – Wy się boicie, Sfatygowane – zauważyły Nike. – I słusznie, bo jesteście stare i… no właśnie. Ale większości z nas nic nie grozi. Oni nas ochronią. – Akurat. A myślisz, że te Czółenka były stare? Byle jakie? Nie piły, nie cisnęły i miały tylko jeden sezon. Jeden sezon! – To czemu pozwolili… – Nie pozwolili. – Nie pozwolili? – Nie! – Mdlejemy – jęknęły Wysokie Szpilki. Po chwili Sfatygowane ciągnęły dalej: – Bestię zsyłają Oni, ale nie powstrzymują jej. Sama wybiera sobie ofiary. Pożera grzeszników i wiernych, uciskających i najlepszych. Nikt nie wie, czym się kieruje. Mówią… – Tak? – Mówią, że Bestia to próba wiary. Że Bestia zagląda w duszę każdemu i sama osądza. I nie to co widać – to każdy z nas jest w stanie dostrzec – lecz naszą wewnętrzną słabość i podłość. Bo można być nawet ładnym i wygodnym, ale nie być wiernym! – Mdlejemy – powtórzyły Wysokie Szpilki znacząco. – Czasem Oni wybierają kogoś i rzucają jej… na pożarcie. Buty na górnej półce się wzdrygnęły. Kapeć na dolnej także. – Ale to chyba jakichś niewiernych? – dopytywały się rozpaczliwie Czółenka. – Bardzo niewiernych? – Albo niesparowanych. – Ech… Oby. – Niesparowany to tylko Kapeć przecież. – Chyba tak. – Niewielka strata – mruknęły Półbuty. – Ale szkoda go trochę – szepnął cichutko filigranowy Damski Sandałek. – No, szkoda. – Biedak, biedak – powtarzały buty, by zaraz potem stwierdzić: – Lepiej on niż my. – To prawda. – Zresztą my pełnimy Służbę, a on? Tylko się obija. – I jest różowy. – I ten jego durny ogonek. – Dziw, że Oni go tyle czasu znosili. – To pewnie przez niego nadeszła Bestia. – I strąci go w Śmietnik! – Ej! A czy on nas czasem nie słyszy? – Tam zaraz słyszy. Śpi gdzieś pod Zimowymi. – Jak zwykle. Jednak ściszyli głosy i Kapeć nie słyszał już dalszego ciągu rozmowy. – Nie pchaj się – burknął jeden z Zimowych, poszturchując Kapcia, więc ten się wcisnął jak najgłębiej w kąt. Rozmyślał. Ale tym razem zupełnie o czym innym. Nie miał pary, nie miał pary, nie miał pary. Właściwie niepotrzebnie zajmował miejsce. Ale kiedyś się cieszył – cieszyli – łaską Onych. Kapeć był wygodny, niezwykle wygodny i ciepły. I wyglądał zabawnie. Z jakiegoś powodu to się Onym podobało. Chyba dlatego, gdy stracił partnera, pozwolili mu zostać. Zamiast strącić do Śmietnika. Może rozumieją go, są przecież Doskonałością. A Kapeć zawsze miał jak najlepsze chęci, jak mogliby tego nie zauważyć? Na pewno rozumieją. Kapeć w ogóle nie musiał się niczym przejmować. Chyba że to nie wystarczy… Ciekawe, jak też wygląda Bestia. Trudno zrobić użytek z wyobraźni, mając krótką pamięć i doświadczenie obuwia pokojowego. Kapciowi majaczyły ostre krawędzie, zdradliwe, żrące substancje i – wbrew słowom Sfatygowanych – gigantyczne pinezki. Zastanawiał się, czy zdoła uciec? Ale przecież byli mniej wygodni od niego. Wysokie Szpilki na przykład. Udawały damy, no i wyglądały efektownie, ale dla nikogo nie było tajemnicą, że Oni rzadko wzywali je na Służbę. Nie, stanowczo nie miał się czego lękać. A może to naprawdę próba wiary? Oni w swej łaskawości mogli zesłać Bestię, aby przekonać się, jak silna jest wiara wśród butów. Być może stanie przed potworem i ten zajrzy w jego duszę i – może – nawet przywróci go do Pary? Jeśli Kapeć w ogóle wyobrażał sobie zbawienie, to tylko tak.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Życie toczyło się dalej. Kapeć spał, rozmyślał, marzył i się bał. Na początku kulił się, gdy tylko otwierały się drzwi szafy. Później uspokoił się, ponieważ wciąż nic nie mąciło zwykłej rutyny. Gdy pewnego dnia sięgnęła poń Ręka Onych, w pierwszej chwili sądził, że chodzi o sprzątanie. Później, gdy znalazł się w Dłoni, ogarnęło go – zwykłe w takich razach – uczucie obezwładniającej ekstazy i przestał w ogóle myśleć o czymkolwiek. A potem Kapeć pofrunął. Wylądował twardo, na środku podłogi. Święte oszołomienie już ustępowało, zastępował je niesprecyzowany niepokój. W dodatku nie miał pewności, gdzie właściwie wylądował. Nieożywione mają kiepski wzrok. Kapeć widział podłogę, ale dalsze plany ginęły w półmroku. Z jednej strony cienie wydawały się gęstsze, być może była to jakaś osłona? Niepewnie stanął na nóżkach. Udało mu się. Znaczyło to, że został sam – nigdy nie mógł jakoś ustać w obecności Onych. Być może również Bestii nie było w pobliżu. Kapeć pomajtał ogonkiem dla dodania sobie odwagi i ostrożnie ruszył w kierunku zbawczego mroku. Dość szybko przekonał się, że cień rzuca Kanapa. Znajdował się w Większym Pokoju. Przyspieszył kroku. Kanapa mogła dać mu schronienie. Wkrótce mógł już dostrzec zielony kolor obicia, a także bliższe szczegóły. Na Kanapie siedziała Bestia. Kapeć zdrętwiał, a nóżki rozjechały się pod nim. Nie potrafiłby wyjaśnić, skąd wie, że to akurat jest Bestia. Nie przypominała żadnej z rzeczy, których Kapeć nauczył się bać, ale dla jego instynktu była jak wrzask. |