Muzycy z Wild Beasts swoją przygodę ze sceną zaczęli już w 2002 roku i do dzisiaj wydali trzy, dobrze przyjęte, albumy. Ostatni z nich – „Smother” – który ukazał się na początku maja, to kolejny, pewny krok na drodze do zostania jedną z najbardziej klimatycznych i charakterystycznych indie kapel tego stulecia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Poprzednie dwa wydawnictwa Wild Beasts („Limbo, Panto” z 2008 oraz „Two Dancers” z 2009 roku) do dzisiaj wzbudzają we mnie mieszane uczucia. Trafiają się na nich utwory naprawdę znakomite (choćby „Hooting & Howling”), ale też zupełnie przeciętne, a nawet momentami irytujące. Dlatego mojemu obcowaniu z nowym albumem Brytyjczyków nie towarzyszyły przesadnie wygórowane oczekiwania, a jedynie mała nadzieja, że jednak tym razem będzie trochę równiej i bardziej porywająco. Na szczęście już pierwszy odsłuch „Smother” pokazał, że jest naprawdę dobrze – nie brakuje świetnych, melodyjnych hitów, ale i cała płyta zasługuje na duże uznanie – zarówno za niepowtarzalną, zmysłową warstwę muzyczną, wokale, niebanalne teksty, jak i sam intymny nastrój. Moimi zdecydowanymi faworytami na tym krążku są dwa wyjątkowo klimatyczne numery. Pierwszy to „Bed of Nails” – niezwykle rytmiczny, kołyszący i dobrze zaśpiewany przez charakterystycznego Haydena Thorpe’a, o którego głosie w zapowiedziach pisano, używając określenia „niebiański”. Drugi to, pojawiający się na playliście nieco później, „Plaything” – subtelniejszy, bardziej elektroniczny, powoli uwodzący spokojną melodią i świetnym śpiewem – rzecz zupełnie wyjątkowa. Na szczęście, jak już zdążyłem wspomnieć, „Smother” nie jest płytą tylko tych dwóch, udanych piosenek – używając kolokwializmu: „daje radę” cały komplet tracków. Wśród nich choćby: „Lion’s Share” z wiodącymi klawiszami oraz wspólnym śpiewem Haydena i Toma Fleminga (ten ostatni dobrze równoważy, często wysoki, śpiew frontmana grupy – szerzej swoje możliwości pokazuje m.in. na kolejnym „Deeper” – chociaż już na poprzednim albumie miał swoje momenty); wspólnie panowie czarują również na późniejszym, różnorodnym, choć z prowadzącymi utwór bębnami i delikatną gitarą „Reach a Bit Further”, a na większą uwagę zasługują jeszcze w pełni dreampopowe, rozmyte i senne „Burning” albo doskonale podsumowujące koniec albumu „End Come Too Soon”. „Smother” stanowi dla mnie nie tylko dowód talentu muzyków wchodzących w skład Wild Beasts, ale też potwierdza, że z każdym kolejnym krążkiem Brytyjczycy stają się coraz lepsi. To chyba dobra prognoza dla ich kolejnych wydawnictw, na które już teraz czekam z niecierpliwością.
Tytuł: Smother Nośnik: CD Data wydania: 9 maja 2011 Czas trwania: 42:03 Utwory CD1 1) Lion’s Share: 4:14 2) Bed of Nails: 4:18 3) Deeper: 3:01 4) Loop the Loop: 4:06 5) Plaything: 4:21 6) Invisible: 2:58 7) Albatross: 3:12 8) Reach a Bit Further: 3:36 9) Burning: 4:44 10) End Come Too Soon: 7:32 Ekstrakt: 90% |