Sprzedawana jako horror „Wiedźma” w istocie jest czymś w rodzaju thrillera sądowego z drobną nutką romansu i niejasnym, ledwo wyczuwalnym akcentem nadprzyrodzonym. Grozy nie ma tutaj ani grama.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Mimo posiadania identycznego tytułu oryginalnego, co starsze o dwie dekady „ Zabobony”, nakręcona w 2001 roku „Wiedźma” nie dość, że nie jest żadnym remakiem czy kontynuacją starszego filmu, ale wręcz w ogóle nie ma z nim nic wspólnego. Co więcej, nigdy nie była obliczona na straszenie widza i jako horror sprzedawana jest w sumie prawem kaduka. W rzeczywistości jest to bowiem historia oparta na faktach (luźno, bo luźno), koncentrująca się wcale nie na zjawiskach nadprzyrodzonych, a na przeżyciach posądzonej o czary dziewczyny. Główną bohaterką filmu jest młoda Brytyjka, pracująca we Włoszech w charakterze opiekunki do dziecka. Któregoś dnia, gdy wracający z przyjęcia małżonkowie, ignorując obecność dziewczyny, hałaśliwie uprawiają seks ledwie przekroczywszy próg mieszkania, w dziecięcym pokoiku samoistnie zaczynają płonąć zasłony. Jako że ojciec brzdąca niemal dosłownie ślini się na widok powabów dziewczyny, zdarzenie zostaje puszczone w niepamięć i za jakiś czas cała czwórka jedzie na wieś do babki. Tam następuje katastrofa. Babka, widząc swojego syna dobierającego się do opiekunki, wini za całą sytuację dziewczynę i nazywa ją dziwką. Nie trzeba długo czekać, by dom stanął w ogniu. Jednak jako że ginie wówczas latorośl (co w filmie hollywoodzkim byłoby nie do pomyślenia), dziewczyna – formalnie oskarżona o podpalenie – ląduje w więzieniu. Cała reszta fabuły to dochodzenie rzeczywistych przyczyn pożaru i proces, toczący się w atmosferze rzucanych przez okolicznych mieszkańców (a za nimi i prasę) oskarżeń o czary. Tu na arenę wkracza broniący bohaterki, owdowiały adwokat, stopniowo zyskując coraz istotniejszą rolę w historii. Jak widać, bliżej „Wiedźmie” do thrillera sądowego, niż do horroru, z którego – notabene – nie ma w filmie literalnie nic. Oczywiście jeśli nie liczyć kilku przedziwnych zbliżeń na jakieś czarne ptaszysko. Tylko co miały one wnieść do fabuły? Za Boga – nie wiem. Żeby było zabawniej, „Wiedźma” nie do końca się sprawdza również jako thriller sądowy, ponieważ nie skupia się na samym procesie czy przygotowaniach do niego, a raczej śledzi starania adwokata próbującego dojść sedna tragicznych zdarzeń oraz naświetla jego relacje z oskarżoną. Relacje, dzięki którym film chwilami wygląda jak ckliwe romansidło. Z biegiem czasu coraz wyraźniej staje się więc jasne, że scenarzysta, który najwyraźniej zamarzył sobie regularny dramat z leciutką sugestią zjawisk nadprzyrodzonych, nie poradził sobie z materią i zlepił historię interesującą, ale złożoną z takiej liczby łatek, że trudno dostrzec pierwotny zamysł. Podczas seansu wielokrotnie można bowiem zaobserwować, że fabuła, miast podążać jasną ścieżką do kulminacyjnego rozstrzygnięcia, dziwacznie meandruje, skręcając w rozmaite mniej lub bardziej ciekawe dygresje, retrospekcje i paranaukowe przewody, co niepotrzebnie gmatwa obraz i powoduje, że główny wątek opowieści coraz mocniej się rozmywa. Sytuacji w najmniejszym stopniu nie poprawia końcówka filmu, stanowiąca nie tyle elegancką klamrę spinającą wszystkie wątki, ile zwyczajną kropkę postawioną w losowo dobranym miejscu. A jednak mimo to „Wiedźmę” ogląda się ze sporą przyjemnością. Zapewne główna w tym zasługa Sienny Guillory, wcielającej się w rolę opiekunki. Aktorka jest bardzo sympatyczna i wiarygodnie potrafi oddać szeroki wachlarz emocji, dzięki czemu łatwo przejąć się losami odgrywanej przez nią postaci. Umiejętności Sienny docenili zresztą i inni twórcy, obsadzając ją później w eksponowanych rolach między innymi w „ Wehikule czasu”, „ Resident Evil 2: Apokalipsie”, „ Eragonie” czy „ Atramentowym sercu”. Do towarzystwa dziewczyna dostała doświadczonych, choć nieprzemęczających się na planie aktorów, czyli Davida Warnera oraz Charlotte Rampling. Ta ostatnia zresztą z niejasnych przyczyn awansowała na okładce płyty na pierwsze miejsce w obsadzie, wyprzedzając nawet Siennę, bez której filmu w ogóle by nie było. Warto więc rzucić okiem na „Wiedźmę”, jeśli nawet nie dla interesującej mieszanki thrillera sądowego i dramatu, to choćby ze względu na ładną rolę Sienny oraz prześliczne plenery, wśród których prym wiedzie droga ocieniona iglastymi drzewami. I tak się tylko zastanawiam, czemu tłumacz nie pokusił się o przełożenie „Superstition” na zwyczajny „Przesąd”. Bo tytuł „Wiedźma”, choć w sumie trafny, znacznie lepiej pasuje do „Zabobonów”, które przed długi czas były sprzedawane na Zachodzie właśnie jako „The Witch”…
Tytuł: Wiedźma Tytuł oryginalny: Superstition Kraj produkcji: Holandia, Luksemburg, Wielka Brytania Data premiery: 22 stycznia 2007 Gatunek: horror Ekstrakt: 60% |