Skwar popołudniowego słońca nieco osłabł, ośmielając koniki polne ukryte w suchej trawie – koncertowały na całego. Jonasz skradał się za szpalerem karłowatych drzew rosnących wzdłuż traktu. W gruzie leżącym wokół jednego z wielkich kominów zauważył zaskrońca, wygrzewającego się leniwie na płaskim kamieniu. Nana z wózkowymi znikła za kominem, więc gejsza założył czołówkę. Z powodu coraz dłuższych włosów manipulował chwilę przy pasku, żeby rozluźnić ucisk. Włączył szerokokątne kamery i ruszył ostrożnie dalej. Zauważył śledzonych dokładnie pomiędzy chłodniami. Podchodzili do platformy, na której leżały worki, najprawdopodobniej z jedzeniem. Załadowali wszystko do wózków. Rozeszli się i zaczęli zrywać źdźbła trawy, wymawiając w ciszy jakieś słowa. Wyglądało na to, że wśród suchych roślin szukali najbardziej soczystych i zdrowych okazów. To, co nazbierali, przynieśli na platformę i w powadze ułożyli w niewielki stos.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jonasz obserwował ten dziwny rytuał, zastanawiając się, o co w tym wszystkim może chodzić. Gdy zaczęli wracać, taszcząc za sobą wózki, gejsza ukrył się głębiej w zaroślach. Poczekał, aż Nana z mężczyznami zniknie z pola widzenia, po czym ruszył w stronę platformy. To, co zobaczył, wprawiło go w jeszcze mocniejsze zdumienie. Platforma okazała się pokaźnej wielkości ołtarzem zbudowanym z drewna i gruzu. Na bokach wyrzeźbiono toporne podobizny żubra, przypominające nieco rysunki skalne, a całość pomalowano na zielono. Na wierzchu leżało kilka garści trawy. Obszedł okolicę i wypatrzył nie do końca zatarte ślady ciężkich butów i wózka, które prowadziły do starej asfaltowej drogi. „Czyżby ktoś przynosił im jedzenie, a oni myślą, że to żubr?” – zastanawiał się gejsza. Tylko kto i po co miałby dokarmiać grupkę dzikich dzieci? I dlaczego w taki dziwny sposób, jakby temu komuś zależało, żeby wszyscy pozostali tutaj? Jonasz wiedział, że takich grup jest wokół Silesii wiele. Państwo się nimi nie interesowało, bo nie miało na to pieniędzy. Czasami organizacje pozarządowe próbowały robić coś z tym problemem, ale z marnym skutkiem. Tak naprawdę niewielu obchodził los dzieci pochodzących z rodzin emigrantów, porzuconych, a nawet uciekinierów z domów dziecka. Gromadziły się, bo łatwiej było im przeżyć w opuszczonych zabudowaniach z dala od ludzkich siedlisk. Wybierały trudny los, szczególnie, gdy przychodziła zima, ale miały ten komfort, że nie zostaną sprzedane jako niewolnicy do nielegalnych fabryk, oraz że ich ciała nie staną się źródłem dochodu. Na kamieniu niedaleko ołtarza przymocował kamerę z czujnikiem ruchu. Gdy znowu ktoś zjawi się niedaleko, kamera prześle obraz na komputer gejszy. Chwilę konfigurował ustawienia, po czym ruszył z powrotem. Niezauważony wszedł do budynku jednym z bocznych wejść. Ilekroć Jonasz wyjmował komputer, zbiegały się dzieciaki i próbowały zaglądać mu przez ramię, a nawet usiąść na coraz bardziej kościstych kolanach. Na początku nie wiedział, jak się zachować, ale w końcu zdecydował się przyjąć rolę dobrego wujka – czasami pozwalał im patrzeć, jak pracował. Było koło południa, starsi członkowie grupy od kilku godzin siedzieli w świątyni, więc miał czas, żeby zająć się swoimi sprawami. Musiał nagrać kolejne przemyślenia i wnioski, a że chciał być przy tym sam, zabrał urządzenie i ruszył przed siebie. Doszedł do pomieszczenia, za oknami którego rozwieszono płachty paneli słonecznych. Usiadł w kącie i uruchomił komputer. Jednak bliskość ogniw przypomniała mu o tym, że ciągle nie wie, kto i czy w ogóle zajmuje się elektrycznością. Próbował wcześniej wypytać członków grupy, ale oczywiście nikt nie chciał zdradzić tej informacji. Mógł spróbować użyć jednego ze sposobów, których nauczył się w domu gejsz, ale nie miał pewności, jak zachowają się umysły dzikich dzieci. Nie był przecież szkolony do pracy z takimi osobami. Poza tym nie powinien manipulować badanymi w tej w sytuacji. W końcu przyznał się przed sobą również do tego, że mógłby zawieść, bo tak naprawdę był początkującym gejszą, a cała sytuacja jawiła się bardzo dziwnie i nietypowo. Wyjrzał przez okno. Panele kołysały się leniwie na wietrze, odbijając promienie słońca. Wiedział, że gdzieś niedaleko muszą być akumulatory i moduły funkcyjne ogniw. Zaczął przebiegać wzrokiem po przewodach wchodzących do środka pomieszczenia i ciągnących się pod plastikowymi listwami w rogu. Znikały w ścianie, więc Jonasz udał się do sąsiedniego pokoju. Biuro zapełnione było śmieciami i gratami. W powietrzu unosił się jakiś drażniący zapach. Pomyślał, że urządzenia powinny być ukryte gdzieś z tyłu, więc zaczął przedzierać się w tamtym kierunku. Właśnie utknął pomiędzy meblami, gdy usłyszał pisk. Ze zdziwieniem szukał źródła dźwięku, którym okazał się dorodny szczur pędzący w jego kierunku. Zwierzę wyszczerzyło zęby i próbowało ugryźć nogę Jonasza, który nie wiedział, czy szarpać się z regałem, czy opędzać od szczura. W końcu zrzucił szafkę na agresywnego zwierzaka i odskoczył od jego ostrych zębów. Mebel upadł obok gryzonia i Jonasz mógłby przysiąc, że zwierzak ujdzie z życiem, ale ułamek sekundy później drzwi szafki otwarły się i przygniotły szczura do podłogi. – Ty mały świrze – powiedział gejsza zaskoczony szaleńczą szarżą. Schylił się nad zwierzęciem i z malą w dłoni odmówił modlitwę za zmarłych: – Obyś wyzwolił się w stanie pośrednim, obyś rozpoznał wszystkie wizje jako iluzje… Gryzoń drapał przez chwilkę drzwiczki, po czym znieruchomiał. – To by było na tyle – skwitował gejsza. Do uszu Jonasza doszły kolejne piski. Tym razem wystraszył się na dobre, przynajmniej jak na gejszę. Złapał leżący na podłodze kij i gdy podnosił wzrok, zauważył gniazdo ukryte pod starą wersalką, a w nim kilka szczurzych noworodków, przypominających szare serdelki z krótkimi łapkami. Kiedyś myślał, że małe szczurki są różowe, ale w okiya zauważył również ciemne, co zależało od późniejszego umaszczenia. Te piszczały wylęknione. – I wszystko jasne. Zostawił zwierzęta samym sobie i ruszył na poszukiwanie urządzeń. Zlokalizował przewody i śledził ich drogę. Okazało się, że wchodzą one w podłogę i biegną piętro niżej. Wiedział, że pod nim jest zamknięte pomieszczenie. „Przecież nie mogę się tam włamać” – pomyślał niezadowolony. Ruszył na korytarz, ale gdy przechodził obok martwej szczurzycy, wpadł na pomysł. „Zawsze mogę zasymulować prawdziwy wypadek”. Podniósł zwierzę za jeszcze ciepły ogon i wrócił z nim do odsłoniętych kabli. Położył truchło obok. Nożem zdarł izolację przewodu. Niechętnie złapał głowę zwierzęcia, jednak zaskoczył go dotyk delikatnej sierści. Rozwarł pyszczek i przyłożył do przewodów, zwierając je. Poczuł mrowienie w dłoni – natężenie prądu z ogniw było niewielkie, wiedział, że na budynku musiało wisieć więcej ogniw. Miał jednak nadzieję, że zwarcie spowoduje zauważalny spadek i ktoś będzie musiał się tym zająć. Szybko opuścił pomieszczenie i wrócił do pokoju mieszkalnego. Zjadł posiłek i zabrał się za uzupełnianie danych, gdy nagle na ekranie pojawił się sygnał alarmowy – czujnik ruchu uruchomił kamerę ukrytą pomiędzy chłodniami kominowymi. Na ekranie Hosala zauważył kilka postaci podchodzących do ołtarza. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie pójść tam, ale zrezygnował, gdy zauważył, że jeden z trójki mężczyzn jest uzbrojony. Szedł pierwszy, a za nim dwóch facetów taszczyło załadowany wózek. Nie wyglądali na pracowników organizacji pozarządowej ani na mieszkańców jakiegoś okiya zajmującego się bezdomnymi i dziećmi ulicy. Wyglądali na bandziorów. Jonasz zrobił zbliżenie, choć kamera nie pozwalała na zbyt wiele. Mężczyźni wrzucili worki na ołtarz, rozglądali się chwilę, po czym wrócili tą samą drogą, zacierając za sobą ślady pozostawione na suchej ziemi. „Co to do cholery ma znaczyć?” – głowił się gejsza. „Przychodzą w biały dzień. Ja bym podrzucił to nocą. I co to za ludzie?” Wysłał film na policję, nie licząc jednak na zbyt wiele. Wieczorem, w porze kolacji lampy w pomieszczeniu nagle przygasły. Dzieciaki zaczęły biegać podekscytowane, a starsi mówili coś niezadowoleni. Jonasz wyszedł na korytarz. – Awaria? – spytała Nana. – Zaraz sprawdzimy – odrzekł Cine, zwołując mężczyzn. – Włączyłyśmy piec i zamigotało. – Musimy to szybko znaleźć. Ruszyli na poszukiwania. Jonasz poszedł za nimi. Co jakiś czas zmieniał grupkę, żeby nie podejrzewano jego, ale powoli zbliżał się do pomieszczenia ze zwarciem. Gdy zauważył wchodzących do środka mężczyzn, poszedł w ich kierunku. Będąc w drzwiach, usłyszał jak Cine mówi zdenerwowany: |