powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CVIII)
sierpień 2011

„Ludzie tu w ogóle nie żyją, a jedynie umierają”
Dezső Kosztolányi ‹Ptaszyna›
Pisanie o niczym albo pisanie o rzeczach błahych w ten sposób, aby zaintrygować czytelnika, to nie lada sztuka. Udaje się ona nielicznym autorom, do których z pewnością należy Dezső Kosztolányi. W „Ptaszynie” sztukę pisania pozornie o niczym węgierski autor opanował po mistrzowsku.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Ptaszyna›
‹Ptaszyna›
A parlament a falra ment, głosi węgierskie przysłowie przytoczone w przedmowie przez Pétera Esterházyego. Dosłownie znaczy ono: parlament wszedł na ścianę, a bardziej zrozumiale, że parlament zaczął chodzić po ścianach. W powiedzonku kryje się nie tylko żart z władzy, ale – twierdzi Esterházy – również piękno węgierskiego języka. Co do tego ostatniego mam pewne wątpliwości, no ale niech tam sobie Węgrzy uważają, że mają ładną mowę. Jeżeli jednak A parlament a falra ment odnieść do twórczości Kosztolányiego, wszystko się zgadza.
Najpierw jednak parę słów o fabule. Na pierwszy rzut oka „Ptaszyna” jest opowieścią o niczym, obrazkiem pokazującym małomiasteczkową rodzinę, która wyprawiwszy córkę, tytułową Ptaszynę, na wakacje, nie bardzo wie co ze sobą zrobić. Autor pisze o zwykłych czynnościach, takich jak strzyżenie włosów, zajadanie obiadu w pobliskiej knajpie czy grze w taroka z kolegami. Prędko jednak zauważamy, że robi to z wyjątkowym wyczuciem. Język Kosztolányiego jest ładny, delikatny, a zarazem niezwykle konkretny. Jak na przykład w opisie brzydoty Ptaszyny, na którą patrzy jej ojciec: „Właśnie teraz, w tym różowym snopie światła, rzucanym przez parasolkę, w tym jakby scenicznym oświetleniu zobaczył to wyraźnie. »Wygląda jak gąsienica pod krzakiem róży« – pomyślał”.
Być może właśnie warstwa językowa jest pierwszym sygnałem dla czytelnika, że powieść węgierskiego autora nie jest jedynie błahą kroniką paru dni z życia pana Akacjusza i jego żony. Już po paru stronach zaczynamy odkrywać, że pod opowiastkami o wizycie w teatrze czy o spotkaniach ze znajomymi, kryje się coś znacznie poważniejszego, chociaż nie potrafimy jeszcze powiedzieć, co. Uczucie owo nie opuszcza nas do ostatnich stronic „Ptaszyny”, a swoją kulminację znajduje w nocnej rozmowie pijanego ojca rodziny z żoną.
Trawestując przytoczone powiedzenie, można stwierdzić, że w książce Kosztolányiego Węgrzy chodzą po ścianach. Autorowi udała się rzecz wyjątkowo, jednocześnie serwuje czytelnikowi przyjemną, dowcipną opowieść, którą czyta się bardzo przyjemnie, a zarazem jest ona niezwykle ponura, niepokojąca. Jak w opisie zakładów pogrzebowych w miasteczku: „Ktoś, kto znalazł się tu po raz pierwszy, kto słyszał to ogłuszające bicie dzwonów i widział sklepy z trumnami i kamieniami nagrobnymi, mógł sądzić, że ludzie tu w ogóle nie żyją, a jedynie umierają”.
Za pomocą prostej opowieści pisarz demaskuje absurd życia, jego bezcelowość i zagubienie. Najciekawsze w „Ptaszynie” jest to, że Kosztolányi nie czyni tego otwarcie, delikatnie sugeruje czytelnikowi, że opisywanym w książce bohaterom daleko jest od prawdziwego szczęścia czy spokojnego życia. Że ich życie jest nawet nie tyle udawaniem, co pewnym zagubieniem i nieporadnością. Najlepiej nazywa to chyba Esterházy: „to my; to nasze życie – takie drętwe, obliczalne, takie bezosobowe, takie węgierskie. Ptaszyna jest wieczna”.



Tytuł: Ptaszyna
Tytuł oryginalny: Pacsirta
Wydawca: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-983-9
Format: 200s. 135×202mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena: 34,99
Data wydania: 1 czerwca 2011
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.