Z „Japońskiego wachlarza” Joanny Bator dowiemy się mnóstwa rzeczy o zwyczajach klasy średniej w Japonii. Jednak czy czytelnik naprawdę zainteresowany tym krajem znajdzie tam coś nowego?  |  | ‹Japoński wachlarz. Powroty›
|
Po „Japoński wachlarz” sięgnęłam, szukając lektury podróżniczej, jednak szybko okazało się, że jest to raczej książka z pogranicza socjologii. Autorka dużo pisze o roli kobiet w społeczeństwie, o relacjach kobiet z mężczyznami (a raczej częstokroć o ich braku) oraz o społecznych aspektach rozmaitych zachowań i zwyczajów, lecz mam wrażenie, że większa część dzieła mogłaby powstać bez ruszania się zza biurka, li i jedynie na podstawie źródeł. W przeciwieństwie do takiej na przykład „ Bezsenności w Tokio” opisy przygód w obcym kraju ograniczone są do minimum. Rozmowa z którąś z zaprzyjaźnionych Japonek, wspólne wyjście do restauracji czy na rewię jest zwykle tylko pretekstem do rozwinięcia długiego i szczegółowego eseju, z których praktycznie każdy mógłby być osobnym artykułem w jakimś piśmie. Zmniejszenie roli przeżyć osobistych nie jest, rzecz jasna, żadnym błędem – po prostu Joanna Bator oferuje czytelnikom co innego, niż Marcin Bruczkowski. „Japoński wachlarz” jest rodzajem kompendium wiedzy dla początkujących nipponofilów. Znajdą oni tam informacje o mniej i bardziej znanych elementach japońskiej popkultury (manga, cosplay, SMS-owe powieści), a także o różnych aspektach życia codziennego. Niewielu Polaków wie na przykład o tym, że japoński klimat przez znaczną część roku jest tak wilgotny, że ubrania i buty potrafią zapleśnieć w mieszkaniu. Ciekawostek jest w książce dużo: od słodyczy robionych z… czerwonej fasoli poprzez spożywanie żywych krewetek aż po profesora uniwersytetu śpiewającego karaoke. Jasne, że dla każdego czytelnika co innego będzie nową, ciekawą informacją: osoba nie wiedząca o Japonii praktycznie nic poza „znają karate i lubią miniaturyzację” pochłonie książkę z wielkim zainteresowaniem. Ktoś, kto interesuje się tym krajem choćby tylko na poziomie amatorskim, stwierdzi, że o większości opisywanych tam faktów już gdzieś czytał czy słyszał. Na dodatek może się zdarzyć, że fakty jakby nie do końca się zgadzają – na przykład informacje o historii i współczesności gejsz nieco inaczej (i o wiele bardziej szczegółowo) zostały przedstawione w prelekcji na Falkonie niż w „Japońskim wachlarzu”. Przy lekturze książki kilka razy miałam wrażenie, że autorka posługiwała się jakimiś anglojęzycznymi źródłami i tłumaczenie niezbyt się jej udało. Pal sześć Toma Podglądacza (ang. Peeping Tom), bo jego trudno zastąpić jakimś sensownym polskim odpowiednikiem, ale już tłumaczenie japońskiego przysłowia o wystającym gwoździu, który musi zostać wbity, na upiornie brzmiącą wersję o paznokciu 1) jest błędem, który powinna była wychwycić redakcja. Zaś wzmianka o „księżycowych żeglarkach” 2) rozbawi każdego czytelnika, który choć liznął informacji o anime i mandze – nawiasem mówiąc, konsekwentnie określanej przez autorkę mianem „komiksów manga”, jakby bała się odmieniać to słowo przez przypadki. „Wachlarz” ilustrowany jest zdjęciami zamieszczonymi na kolorowych wkładkach niejako w pęczkach, co nie ułatwia dopasowania ich do odpowiednich fragmentów tekstu. Jako migawki z życia fotki są naprawdę milutkie i ciekawe, choć byłabym bardziej zadowolona, gdyby wydawca, zapewne celem oszczędzania miejsca, nie pozmniejszał ich do rozmiarów czasem ledwo czytelnych. Reasumując, książka Joanny Bator jest ciekawym przewodnikiem po japońskich obyczajach i realiach, jednak niewielka liczba osobistych uwag sprawia, że czyta się ją niemal jak podręcznik. 1) „Nail” to po angielsku zarówno paznokieć jak gwóźdź. 2) No dobrze, w tytule serialu „Sailor Moon” jest żeglarz/marynarz, ale w Polsce był on tłumaczony jako „Czarodziejka z Księżyca”.
Tytuł: Japoński wachlarz. Powroty ISBN: 978-83-7414-953-2 Format: 376s. 142×202mm; oprawa twarda Cena: 44,90 Data wydania: 12 maja 2011 Ekstrakt: 60% |