powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CVIII)
sierpień 2011

Niektóre rzeczy się nie zmieniają
Foo Fighters ‹Wasting Light›
Foo Fighters długo kazali czekać na nowy album. Nie licząc „Greatest Hits”, wydanego w 2009 roku, ostatnia regularna płyta zespołu pojawiła się przed czterema laty. Długo, biorąc pod uwagę, że muzycy stawiają na skomplikowane, rozbudowane i połamane tysiącami motywów kompozycje. Foo Fighters gra prostego, czystego rock’n’rolla. I tak też jest tym razem. Pod jednym względem „Wasting Light”, bo o niej mowa, jest wyjątkowa. To naprawdę dobry i w większości równy materiał.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Wasting Light›
‹Wasting Light›
Z płytami Foo Fighters zawsze były pewne problemy. Każda zawiera prawdziwe petardy. Przeboje, wobec których trudno pozostać obojętnym, wyrywające na parkiet w szybkich podskokach kawałki. Na wszystkich krążkach Grohla i spółki znajdują się przynajmniej trzy, cztery takie hity. Resztę stanowią punkujące rock’n’rolle i niemalże harcerskie ballady, choć zawsze dopracowane w szczegółach i zaaranżowane na wysokim poziomie. Często jednak ta reszta jest tylko wypełniaczem, tłem dla tych kilku radiowych okupantów. Dlatego z takim entuzjazmem i radością słucha się wydanego przed dwoma laty „Greatest Hits”, gdzie każdy element to bomba atomowa. Jak jest tym razem? Przede wszystkim panowie postanowili porządnie skopać krytykom tyłki po ostatnich, mało pochlebnych, lecz niestety słusznych, recenzjach.
Początek jest genialny: ostry – „Bridge Burning”, szybki – „Rope” i agresywny – „White Limo”. Prawdziwą perłą okazuje się klasyczne „Dear Rosemary” z Bobem Mouldem wspomagającym kwartet. Jeżeli Kurt Cobain był nirvanowym Lennonem, to Grohl zasługuje na miano McCartneya. Ten facet potrafi układać niesamowicie zgrabne melodie. Weźmy – oprócz czterech wyżej wymienionych – jeszcze ”Walk”, który powinien zawojować wszelakie listy przebojów, czy harmonijnie rozwijający się „I Should Have Known” z gościnnym udziałem Krista Novoselica, a także na poły balladowy, ciekawie zaaranżowany „These Days”. Niestety, w „Back & Forth” ze zbyt nachalnym refrenem kapela trochę przynudza. Słabe wrażenie robi także „Miss the Misery” – hardrockowa dramaturgia i wysilona ekspresja sprawia wrażenie bardziej pastiszu, a wspomniane „These Days” jest zdecydowanie za długie.
Ale tak to już z Foo Fighters bywa – „Wasting Light” posiada wszystkie zalety i niektóre z wad każdego poprzedniego wydawnictwa. Są na niej momenty, które natychmiast wpadają w ucho, kilka kawałków to typowe dla nich, świetne stadionowe hymny. Są utwory, które pomija się po kilkukrotnym przesłuchaniu (na szczęście kilka), i są wreszcie te, które dopiero po jakimś czasie wracają do głowy. Genialnie spisał się Butch Vig – tak, ten od „Nevermind” – album brzmi organicznie i szczerze, niby garażowo, ale przejrzyście i dokładnie co do najmniejszego dźwięku. Świetnie nagrane są gitary, czasem aż przejdzie dreszcz, kiedy wchodzą przesterowane power-chordsy. Wyszła im ta płyta, ręce same składają się do oklasków i trudno wyjść z podziwu, ile jeszcze młodzieńczej ikry tkwi w tych weteranach. „Wasting Light„ broni się jako całość lepiej od ostatnich dokonań Grohla oraz jego bandu i można śmiało powiedzieć, że to najlepsza rzecz od czasów „There Is Nothing Left to Lose”.



Tytuł: Wasting Light
Wykonawca / Kompozytor: Foo Fighters
Nośnik: CD
Data wydania: 12 kwietnia 2011
Czas trwania: 47:56
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
CD1
1) Bridge Burning: 4:47
2) Rope: 4:19
3) Dear Rosemary: 4:26
4) White Limo: 3:22
5) Arlandria: 4:28
6) These Days: 4:58
7) Back & Forth: 3:52
8) A Matter of Time: 4:36
9) Miss the Misery: 4:33
10) I Should Have Known: 4:15
11) Walk: 4:16
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

192
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.