Raczej mało kto będzie twierdził, że w powieściach Harlana Cobena znaleźć coś więcej niż czystą rozrywkę. Ale jednak – gdy przyjrzeć im się dokładniej – odsłania się drugie dno. Niepozorne i niewyraźne, ale zawsze.  |  | ‹Na gorącym uczynku›
|
Lubię Cobena. Lubię za frajdę, jaką dają jego powieści podczas lektury. Tempo, humor, zwroty akcji, wszystko to, co decyduje, że książkę połyka się w kilka godzin. Tak naprawdę fabuła to rzecz drugorzędna. Wiemy, że będziemy mieć do czynienia z zagadką kryminalną, że najprawdopodobniej sceną akcją będą wyższe amerykańskie sfery (z obszarów biznesu lub sportu) że misterna intryga będzie stopniowo odsłaniać swoje oblicze, że na koniec czekają nas co najmniej 2-3 gwałtowne zwroty akcji, wreszcie – że jakiś czas po zakończeniu lektury będziemy się mocno zastanawiać na logiczną spójności całości. I najprawdopodobniej dojdziemy do wniosku, że kupy się to nie trzyma, co nie zmieni faktu, że czasu na lekturę nie uznamy za stracony. Coben do perfekcji opanował bowiem umiejętność prowadzenia narracji za pomocą dialogów. W jego książkach jest stosunkowo niewiele scen akcji (choć oczywiście się zdarzają), mało opisów, przemyśleń bohaterów – są rozmowy. Rozmowy pełne błyskotliwych sformułowań, ostrych ripost, humoru, ale i zjadliwości jeśli trzeba. To one popychają do przodu akcję i przybliżają bohatera do rozwiązania zagadki, a jednocześnie ich lektura jest doskonałą zabawa dla czytelnika. Dokładnie w te wszystkie schematy wpisuje się „Na gorącym uczynku” (mało zapadające w pamięć tytuły są z kolei pewnym mankamentem twórczości Cobena). Dla jasności stwierdźmy, że powieść nie należy do cyklu o Myronie Bolitarze (choć oczywiście wszystkie powyższe zasady obowiązują zarówno w ramach cyklu, jak i poza nim). Pracownik opieki społecznej i jednocześnie mężczyzna po przejściach Dan Mercer wpada w pułapkę zastawioną przez dziennikarkę Wendy Tynes, która prowadzi sensacyjny program telewizyjny dekaskujący pedofilów. Mercer twierdzi, że jest niewinny, a cała sprawa została ukartowana – to nie on prowadził internetową korespondencję z wyimaginowaną nastolatką, a zjawił się w miejscy schadzki, bo myślał, że prosiła go o to szukająca pomocy uczennica. Sąd uniewinnia Mercera, ale opinia publiczna jest święcie przekonana o jego winie. Zwłaszcza, że wypływa sprawa zaginionej siedemnastolatki Haley McWaid, która wydaje się łączyć z osobą Mercera… Wendy Tynes rozpoczyna śledztwo na własną rękę i… doskonale wiemy co będzie dalej. Skomplikowana intryga, szereg wplecionych w nią bohaterów, zaskakujące zwroty akcji i jeszcze bardziej zaskakujące zaskoczenie – o których oczywiście pisać tu nie będę. Dodajmy jedynie, że intryga jest jak zwykle mocno naciągana, co nie zmniejsza przyjemności z lektury. Między wierszami przebijają jednak u Cobena całkiem poważne tematy. Pojawiały się wątki związane z 11 września, z wojną w Iraku i Afganistanie, w „Na gorącym uczynku” mamy z kolei nawiązania do ogólnoświatowego kryzysu. Co ciekawa – nie tylko w formie prostej scenerii. Coben mimochodem wprowadza bardzo ciekawe scenki. Kilku finansistów, którzy stracili pracę i wysokie przychody i swą frustrację leczą w tak zwanym „Klubie Ojców”, w którym sami próbują przed sobą udowodnić, że wciąż mogą być prawdziwymi mężczyznami. Maklera, w czasach kryzysu pozuje na… rapera… Żony gardzące lub wspierające przegranych mężów. Takie scenki nadają książce pozorów realizmu i dają całkiem wiarygodne tło dla niewiarygodnych intryg. A jednocześnie są ciekawym znakiem czasów.
Tytuł: Na gorącym uczynku Tytuł oryginalny: Caught ISBN: 978-83-7659-353-1 Format: 480s. 125×195mm Cena: 36,– Data wydania: 27 maja 2011 Ekstrakt: 70% |