powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CVIII)
sierpień 2011

Seks, Smoleńsk i kryzys wieku średniego
Rafał A. Ziemkiewicz ‹Zgred›
Pełnoprawnym bohaterem prozy Borgesa bywała literatura, Conrada – marynarstwo, a Gravesa historia. Czemuż więc miałoby przekreślać Ziemkiewiczowskiego „Zgreda” uczynienie bohaterem bieżącej polityki?
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Oczywiście Rafał A. Ziemkiewicz nie jest twórcą tej rangi co wymienieni w leadzie pisarze, to i materią zajmuje się mniej szlachetną, ale przecież literatura, która nie pretenduje do miana wielkiej, nie musi być literaturą złą. Tym bardziej jeśli – i na to warto zwrócić uwagę – do swojej „ułomności” się przyznaje. To bowiem jeden z istotnych tematów „Zgreda”: człowiek pióra, który zauważył już z pewnym rozczarowaniem, że ponadczasowym artystą nie jest i nie będzie, czy to przez niedobór talentu, czy rozdrobnienie się w wojenkach prawactwa z lewactwem, czy może dlatego, że nie umie traktować o duszy (notabene właśnie o niej mówi, rozważając własną niemoc). Pozostaje mu więc wykorzystywać swój najważniejszy organ, owo pióro, do komentowania spraw bieżących, zwłaszcza że te stanowią dla niego ważną część życia. Dzięki temu zapewnia rodzinie godziwy status materialny, ale powieściowe plany (być może nie do zrealizowania) musi odkładać na odległą przyszłość (być może nieistniejącą). Jan Parandowski na kartach, należy tu użyć tego wyrazu, genialnej „Alchemii słowa” powiada:
Jeszcze nie tak dawno przestrzegano większej powściągliwości, czyniąc dyskretną różnicę między pisarzem a literatem. Pierwszy był pasowanym rycerzem, drugi zaledwie giermkiem. Literatowi pozwalano mieć nadzieję, że kiedyś zasłuży sobie na to zaszczytne miano, które następnie stopniują przymiotniki: znany, głośny, świetny, znakomity, wielki.
Bohater „Zgreda” pisze wprost, że pisarzem nie jest, i nie uzasadnia tego co prawda tak celnymi słowy, ale przecież, nie będąc pisarzem w postulowanym przez Parandowskiego sensie, ma do tego prawo – a duch jego przemyśliwań wydaje się ten sam.
„Zgred” przybrał formę sporządzonego żwawym stylem dziennika niejakiego Rafalskiego, czyli – w dużym stopniu – samego Ziemkiewicza. W dużym stopniu, bo trudno zanegować daleko idący autobiografizm, jak i nie odnieść opisanych już rozważań bohatera o własnej relacji z pisaniem do autora książki. Pokrewnie rzecz się ma z przedstawianymi co chwilę zapatrywaniami na polską rzeczywistość, żywcem wyjętymi z RAZ-owej publicystyki, tyle że pozbawionymi koniecznej w prasie, a niepotrzebnej w tak uformowanej powieści autocenzury. Poglądy to, choć wbrew woli niektórych – dalekie od skrajności, wyraziste, więc wyznawcom innych wizyj rzeczywistości nieraz może podskoczyć ciśnienie, co wielu od książki odrzuca. Nie do końca słusznie.
Sam pewnym politycznym tezom Rafalskiego-Ziemkiewicza przyklaskuję, inne wywołują u mnie grymas lub obojętność (które są które, pisać tu nie będę, bo to nie te łamy). Podobnie jeśli idzie o zapatrywania od polityki dalsze (to już te łamy: proszę o-oo-oo-odpieprzyć się od Houellebecqa!). Rzecz jednak traci znaczenie z pewnej istotnej perspektywy. Ziemkiewicz lubi, za Hłaską, powoływać się na dziewiętnastowieczną koncepcję prawdziwego zmyślenia: wedle niej literatura, nawet jeśli opowiada o wydarzeniach, które nie miały miejsca, powinna, choćby metaforycznie, mówić o realnym świecie. O tyle udało się autorowi wypełnić ten zamysł, że Rafalski jest postacią w stu procentach możliwą. Znajomym twórcy zostawiam rozstrzygnięcia, ile jest tutaj bohatera w literacie, a ile literata w bohaterze; nie widzę powodu, dla jakiego miałaby owa relacja interesować szarego czytelnika. Odbiorcy bez tej wiedzy objawia się zaś historia całkiem zwykłego osobnika w wieku średnim, który, zapatrzony w swoje dzieci, stara się przede wszystkim być dobrą głową rodziny; który ma różne obsesje (któż ich nie ma) i trudną, lecz nie najtrudniejszą z możliwych przeszłość w życiu osobistym; który wreszcie walczy z trudną, lecz nie najtrudniejszą z możliwych chorobą. Osobnika, który odniósł spory, ale nie do końca ten wymarzony sukces, zawdzięczany w pewnym stopniu talentowi, w pewnym udanemu wychowaniu. To ostatnie wypada podkreślić, bo dopiero teraz zaczyna bohater w pełni doceniać nieżyjącego już ojca i głębiej zaglądać w familijne losy. Jest również „Zgred” portretem człowieka, przeżywającego umiarkowany kryzys: „Ani nie czuję się już wystarczająco młody, żeby iść na totalną wojnę ze światem, ani, jeszcze, tak stary, żeby odpuścić. Trudny, zgredowski wiek”.
To prawda: książka kończy się krótkim, ale znaczącym wątkiem smoleńskim, jest jeszcze postać Irka, która momentami wydaje się próbą ukazania tego, jakich wyborów ideowych mógłby dokonać Rafalski-Ziemkiewicz w alternatywnym uniwersum, są mniej lub bardziej przychylne charakterystyki dużej grupy polskich osób publicznych, niekiedy określonych tylko imieniem, niekiedy przekręconym lub nieprzekręconym nazwiskiem. Jednak jeśli spojrzeć na powieść jak na owo studium statecznego pana po czterdziestce, co to, owszem, pasjonuje się polityką, ale nade wszystko próbuje prowadzić normalne życie codzienne, podpis na okładce: „najlepszy polski publicysta w najbardziej publicystycznej ze swych powieści” robi wrażenie nieco krzywdzącego. Sam Ziemkiewicz przyznał, że sposób promocji zostawia w gestii wydawcy, który tym razem – nie do końca po myśli autora – postanowił dla zwiększenia liczby nabywców w ten sposób książkę opisać. Taka redukcja jest równie myląca, co uznanie za sedno „Zgreda” nielicznych scen erotycznych, jak chcieli niektórzy niechętni twórcy recenzenci. Skąd więc u mnie taki tytuł? Aby skusić czytelników, oczywiście.



Tytuł: Zgred
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-814-4
Format: 272s. 130×205mm
Cena: 32,90
Data wydania: 4 maja 2011
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.