Jeżeli chcecie wiedzieć, na co – obejrzyjcie załączony obrazek, nie czytając tego tekstu i zobaczcie, czy też się dacie nabrać.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marek Raczkowski sławny jest na równi z Andrzejem Mleczką – publikował w „Polityce”, w „Przekroju”, tworzy reklamy. Jednak w odróżnieniu od Mleczki jego rysunki rzadziej są komentarzami do bieżącej sytuacji politycznej, często natomiast zdążają w stronę surrealizmu. Postaci Raczkowskiego nieraz zdają sobie sprawę z bycia postaciami i prowadzą dialogi w rodzaju „A ciebie kto narysował?” albo „Skąd pan bierze takie dziewczyny?! – Z innych komiksów”. Autor bardzo pomysłowo wykorzystuje materię graficzną: na przykład po zażyciu przez bohaterów jakiejś substancji psychoaktywnej litery w ich dymkach stopniowo stają się kolorowe, albo widzimy facecika, który rozwija tapetę, starannie przykleja do ściany, po czym ze zmartwioną miną patrzy, jak zwija się… skraj kadru. Rysunek z lunatykiem (zwróćcie uwagę na ładnie współgrające ze sobą kolory) nabrał mnie układem kadrów, które jednocześnie są częścią scenografii. Patrzę: no, jest wieżowiec, na ostatnim piętrze jakiś mężczyzna się budzi, ubiera i wychodzi przez okno w padający śnieg. Przez chwilę nie bardzo wiedziałam, gdzie tu dowcip, aż nagle spojrzałam na rysunek bardziej całościowo i wtedy, jak to się mówi, zatrybiło. A swoją drogą, to pomysł, którego nie powstydziłby się sam Rene Magritte. |