powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CIX)
wrzesień 2011

Czarna Gwardia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– O co chodzi? Coś nie tak? – zapytał z ironicznym uśmiechem.
– Nie, nie, wszystko w porządku. – Strasznie się speszyłam, myśląc, że może zbyt nachalnie się gapię. Wysoki, odziany na czarno, jak wszyscy tutaj, z łukiem i kołczanem na plecach, wyglądał po prostu jak młody elfi łucznik. Wyróżniały go krótkie srebrne włosy, no i imię… – Po prostu… Te wszystkie historie.
– Opowieści! Według opowieści elfki noszą zwiewne szaty i zajmują się sztuką, a nie szpikują potworów strzałami i – nachylił się by przyjrzeć się bliżej – nie noszą kolczyków w nosie. Ani nie mają tatuaży, jak słyszałem, na całym ciele – szepnął. Nagle staliśmy bardzo blisko. Miał bardzo piękne, ciemne oczy, w których teraz błyszczało rozbawienie. Moje usta drgnęły w uśmiechu.
– Być może jakieś inne elfy. Nie Drauri. My wszystko robimy na swój sposób – odparowałam. W jego oczach błysnęło coś, czego wtedy nie rozpoznałam. Tęsknota.
– Drauri. Zatem nie tylko piękne malowidła, ale i przydatne.
Już wtedy czułam, że coś nas przyciąga, jakaś siła, której trudno się było oprzeć, choć wiedziałam, że jeśli jej ulegnę, to skończy się katastrofą. Ale potem była wyprawa na Wrzosowiska, z której wróciliśmy tylko my, i oboje… odmienieni.
Zawsze wydawało mi się, że Isylor jest osobą, która potrafi sobie poradzić ze wszystkim, a jeśli zginie, to z hukiem.
A teraz…
Nie tylko nasza misja poszła fatalnie. Wysłany na daleki Wschodni Archipelag oddział Justyna, sześć osób, nie wrócił. Wśród nich była bliźniacza siostra Isylora, Thornavienne. Ta wiadomość uświadomiła mi, że może istnieć coś gorszego niż obdarzenie uczuciem wojownika z Gwardii – posiadanie w Gwardii rodziny.
Isylor nie radził sobie, choć trzeba było choć trochę go znać, by to stwierdzić. Siedział na krawędzi łóżka, wpatrzony w mrok swojej komnaty. Gdy zatrzymałam się na progu, sama nie wiedząc, co tu robię, popatrzył na mnie i odłożył trochę pomięte kartki. Wyglądał na kogoś… zagubionego.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc nie powiedziałam nic. Sama nie wiem, dlaczego pozwoliłam mu się przyciągnąć, całować… Chyba chciałam mieć co pamiętać.
A on?
Nie pytałam.
Odjechałam ze świtem.

Nie spotkaliśmy się potem. Pewnie dlatego, że gdy odjeżdżałam, nie wiedziałam, dokąd jadę, a kiedy już wiedziałam, nie byłam pewna, czy go to jeszcze interesuje.
Zwyczajnie bałam się. Bałam się, że wcale nie będzie mnie szukać. Zresztą, radziłam sobie, choć czasem było krucho, bowiem Aya urodziła się bardzo słaba i długo chorowała, a ja sama nie najlepiej się czułam po połogu, zwłaszcza że nie byłam przygotowana na ciążę i małe dziecko.
Większość tego, co miałam, poszło na jej leczenie, do tego życie w podróży jej nie sprzyjało. Musiałam znaleźć miejsce, w którym byłaby bezpieczna, zdrowa, ale tak naprawdę sama bardzo potrzebowałam pomocy. Wtedy spotkałam Aliaandrę.
Na początku byłam zła, ale Aya sprawiła, że nie mogłam się dłużej gniewać. Była tylko małym, bezbronnym słodkim dzieckiem. Starałam się o tym pamiętać, choć czasem czułam gorycz. Aliaandra nie mogła mi zastąpić rodziny, a wychowywanie samotnie małego dziecka dla elfki, która przez całe swoje życie zajmowała się wojaczką, było bardzo trudne. Czasem potrzebowałam siły i odwagi bardziej niż wtedy, w Gwardii. Największym wrogiem – wciąż niepokonanym i rosnącym w siłę – wydawała się być samotność. Czasami myślałam, żeby napisać jakiś list, przesłać wiadomość, ale nigdy nie umiałam się do tego zabrać.
Wmawiałam sobie, że to smutek, a nie tęsknotę czuję.
Minęło pięć lat i zdecydowałam się wrócić. Tłumaczyłam sobie, że potrzebuję pieniędzy, ale tak naprawdę chciałam przekonać samą siebie, że sprawa jest zamknięta. Że to nie jego potrzebuję. Że pogrzebałam go tak samo jak wspomnienia z Gwardii i koszmary, sny o śmierci. Że nie on dawał mi siłę do życia, do przetrwania.
To nie była prawda.
Nigdy nie potrafimy odejść. Oddajemy część swojej duszy by służyła na murach, jako gorejące Oko, wiecznie na straży…
I po prostu nie można potem odejść… Tak naprawdę. Tak do końca. Obowiązek, pasja… Przeznaczenie? Może wszystko na raz.
W końcu swego opiekuna, Czarnego Kruka, boga i pana, zwiemy Panem Bólu.
Brama główna Twierdzy jak zawsze była otwarta, moje oko dawało mi wolny wjazd do środka. Wczesnym rankiem na dziedzińcu kręciło się zaledwie kilka osób. Z tych, którzy mnie minęli, nie rozpoznałam nikogo.
Dowiedziałam się natomiast od maga, który akurat pełnił służbę, że Isylor nadal jest dowódcą Czarnej Gwardii. Został w Twierdzy. Nie wiedziałam, czy się cieszyć czy nie. Kolejna informacja była mniej pomyślna. Szykował się Zwiad do Dziczy, Isylor miał nim dowodzić i nie było możliwości zastać go w Twierdzy wcześniej niż po powrocie. Jeśli wróci, brzmiało w domyśle.
Może nie chcieć wracać. Poczułam paraliżujący lęk. Przez te wszystkie lata okłamywałam się uparcie, że nie chcę go spotkać. Teraz myśl, że naprawdę może to nigdy nie nastąpić, prawie przyprawiła mnie o omdlenie.
Bogowie bywają złośliwi.
Wydawało się, że tutaj czas nie płynie, Twierdza stała jak przedtem, Czarna Gwardia trwała, tylko ludzie się zmieniali.
Usiłowałam rozsądnie wytłumaczyć sobie, że wcale nie będę rozpaczać, jeśli pojedzie i nie ujrzę go znowu. Jeżeli Aya nigdy nie spotka ojca.
Kiedy siedziałam na schodach na mury, sam na sam ze swymi myślami, nikt mnie nie zaczepiał, bo nadal pasowałam do tego miejsca.
Minęła mnie dwójka ludzi – nie, czarnoskóry, ciemnooki człowiek i… Na wszystkich Bogów, półelf! Jego spiczaste uszy i rysy twarzy całkowicie kłóciły się z ciemnobrązowym kolorem krótko przyciętych włosów. Może dlatego, że przyciągnął moją uwagę, usłyszałam co mówi.
– Widziałem dzisiaj pustułkę.
– To się zdarza. Pełno ich tutaj. – Głos człowieka był niski, lekko chropowaty. Potrząsnął lekko głową, zabrzęczały metalowe kuleczki wplecione w jego włosy.
– Czarną.
Milczenie.
– Ktoś jeszcze ją widział?
– Isylor. – Zamarłam. Może się pomylił. Może źle usłyszałam.
– I co powiedział?
– Że to ostrzeżenie, nie przepowiednia.
– Więc tak to potraktuj – beznamiętna odpowiedź.
– Mam złe przeczucia. Nie moglibyśmy…
– Zawsze masz złe przeczucia. Mamy coś do zrobienia. Coś ważnego. Nie zawracaj sobie głowy rzeczami, na które nie masz wpływu. Raczej zajmij się tym, co możesz zmienić.
– Ale… – Półelf wyglądał na nieprzekonanego, a ja miałam wrażenie, że te słowa skierowane były tak naprawdę do mnie. Poczułam ukłucie w sercu.
– Czas nas goni – ponaglił czarnoskóry, na moment zawieszając na mnie ciemne spojrzenie.
– Masz rację. Ruszajmy. – Półelf westchnął, skinął głową, po czym obaj szybkim krokiem poszli do stajni.
Nie wiedziałam, że wstrzymuję oddech, póki nie zrobiło mi się słabo.
Dwie godziny później jechałam na miejsce zbiórki. W końcu i tak chciałam odnowić kontrakt, prawda? Dla pieniędzy.
A Zwiad? Zawsze potrzebują kogoś, kto już raz tam był i przeżył… Nawet jeśli jakiś czas temu. Za to dwa razy.
Nawet dla mnie samej brzmiało to… Nieprzekonywująco.
Byłam przerażona. Co powiem mojej córce, jeśli zapyta, dlaczego? Jeśli nie wrócę, czy zrozumie? Że jej nie porzuciłam… tylko… tylko całym sercem kochamy jeden raz…

Tutaj Dzicz była tak blisko, że jej obecność przytłaczała, dławiła wszelkie inne myśli i uczucia poza strachem. Staliśmy prawie na samej Granicy, czarne, powykręcane konary niemal na wyciągnięcie ręki. Panowała ponura cisza, od czasu do czasu dźwięk przypominający skrzypienie starych drzwi, szelest.
Dziewiętnaście osób i Isylor. Wcale się nie zmienił. Wśród pozostałych rozpoznałam Hawata, jego ciemnoskóra twarz zdawała się być poznaczona nowymi bliznami.
Poza tym inne twarze, ludzkie, elfie. Zdeterminowane. Dwóch magów.
– Dobrze, do szczeliny mamy jakieś trzy godziny drogi – głos Isylora, rzeczowy, pewny. Beznamiętny. Była w nim pustka, jakiej nie słyszałam wcześniej. A może nie chciałam?
– Robimy krótki zwiad, ustawiamy obserwatora i wracamy. Przejście zamknie się o świcie, więc do tego czasu musimy wrócić. Trzymać się swoich par. Oczy i uszy szeroko otwarte. Ruszamy. – Jego wzrok prześlizgnął się po oddziale, zatrzymał na mnie. Jedyną reakcją było zmarszczenie brwi.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

14
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.