„To tylko seks” – przekonują nas Mila Kunis i Justin Timberlake pod batutą Willa Glucka. Jednak nie bądźmy naiwni. Gdy dwójka znajomych zasmakuje wspólnie słowa na S, ich relacje nigdy nie będą już takie same.
‹To tylko seks›
Okres wakacyjny powoli dobiega końca, a dystrybutorzy z nieustanną gorliwością próbują zwerbować nas na seans komediowy. Tego lata w multipleksach niepodzielnie rządziły: „Kac Vegas w Bangkoku” oraz „O północy w Paryżu”. Reszta produkcji przeszła bez większego echa i podobny los czeka zapewne przeciętną w swym gatunku komedię „To tylko seks”.
Headhunterka Jamie (Mila Kunis) werbuje na zlecenie swojej agencji dyrektora firmy internetowej Dylana (Justin Timberlake). Okazuje się, że wiele ich łączy, nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Jamie i Dylan dopiero co zakończyli swoje związki i nie planują w najbliższym czasie żadnych zmian. Zapracowana dwójka szybko się zaprzyjaźnia i miło spędza czas, lecz wkrótce zaczyna im doskwierać brak seksu. Postanawiają zostać sex buddies, stawiając na maksimum przyjemności i zero zobowiązań. Szybko przekonają się jednak, że nie tak łatwo zagłuszyć uczucia.
Pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa się po obejrzeniu „To tylko seks”, to film „Sex Story” z Natalie Portman i Ashtonem Kutscherem. Historia do złudzenia podobna, z niewielkimi, fabularnymi wyjątkami. Widzowie za granicą nie dali się jednak nabrać na to filmowe deja vu, bo „To tylko seks” – mimo podobnego budżetu – zarobił dwa razy mniej niż „Sex Story”. Czyżby współzawodnictwo Portman – Kunis nie rozgrywało się jedynie na planie „Czarnego łabędzia”?
„To tylko seks” Willa Glucka („Łatwa dziewczyna”) to produkcja, która rozgrywa się dwuetapowo. Pierwsza połowa filmu naszpikowana jest niesmacznym i wymuszonym żartem. Po kilkudziesięciu minutach następuje mały zwrot i opowieść zaczyna dryfować w całkiem znośnym kierunku… A finał – choć absolutnie przewidywalny – jest przyjemnym powiewem ulgi po niezbyt udanym wstępie. Nie wiem, czy taki nielinearny charakter filmu to wynik współpracy czwórki scenarzystów, ale summa summarum całość nie wypada najgorzej. I choć Justin Timberlake powetował swój beznadziejny występ w „Złej kobiecie”, „To tylko seks” pozostaje pozycją wyłącznie dla koneserów lekkich komedii romantycznych made in USA.