powrót; do indeksunastwpna strona

nr 08 (CX)
październik 2011

Przy herbacie: Bycie szczurem zmienia punkt widzenia
Były już ciekawe fanfiki o Snapie, więc dlaczego nie mogłyby być o Malfoyu? Tym razem nie ma tam żadnej Mary Sue, jest za to sporo humoru i niegłupie przemyślenia na temat niechęci między Ślizgonami i Gryfonami.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sporo ostatnio pisałam o, ekhm, niedociągnięciach różnych opowiadań internetowych, przez co czytelnicy tej rubryki mogli nabrać wrażenia, że w sieci – a już szczególnie wśród fanfików – nie ma niczego wartego uwagi z wyjątkiem trzech tytułów wymienionych w „Grzesznych przyjemnościach z pisania”. Pora więc wspomnieć o tekście, który ostatnio szalenie mi się spodobał.
„Draco Malfoy – zdumiewająco skoczny… szczur?” to anglojęzyczny fanfik, profesjonalnie przetłumaczony i zredagowany przez użytkowniczki potterowskiego forum Mirriel. Kojarzy mi się z cyklem „Slytherinada”, którego autorka ciekawie rozwinęła i pogłębiła postać Snape’a, a także kilkorga uczniów z Domu Slytherin. Twórczyni „Zdumiewająco skocznego szczura” wzięła na warsztat inną klasycznie negatywną postać. Draco najczęściej pojawia się w fanfikach jako ukochany Hermiony (ukuto już nawet określenie dla tych tekstów: „Dramiona”) – tu również ten wątek występuje, lecz o wiele ciekawiej zarysowany. Podobnie jak w wielu amerykańskich komediach romantycznych, relacja ewoluuje od obustronnej niechęci do cieplejszych uczuć.
W czwartym tomie cyklu o Harrym młody Malfoy zostaje za karę zmieniony we fretkę, którą Szalonooki Moody obija o podłogę – stąd nawiązanie w tytule. Szczurem staje się zaś po pewnym, można powiedzieć, zamachu w czasie lekcji eliksirów: niewiedza co do osoby sprawcy nadaje opowiadaniu lekko detektywistycznego charakteru. Nasz bohater (dziwnie pisać w ten sposób o Malfoyu…) zostaje adoptowany przez Rona Weasleya i szybko staje się maskotką całego Domu Gryffindor. Daje mu to możliwość przyjrzenia się z bliska życiu konkurencyjnej grupy. Chłopak z przerażeniem stwierdza, że zaczyna mu się tam podobać. Nawet pokój wspólny jest urządzony przytulniej niż ten w ślizgońskich lochach. W dodatku Ron stając w obronie ulubionego zwierzątka ryzykuje pobicie, co sprawia, że Draco stopniowo traci swą starannie wypracowaną pogardę.
Przemiana duchowa Malfoya ukazana jest realistycznie: nie jest to bynajmniej cudowne nawrócenie, lecz długa walka z samym sobą, nie uwieńczona przemianą w miłego chłopca, lecz zaledwie z sukinsyna w uroczego drania. Choć nawet sukinsyństwo jest tu dyskusyjne: autorka od pierwszych akapitów opisuje swego bohatera z taką dozą ciepłego humoru, że nie sposób go nie polubić:
Z drugiej strony, niski wzrost był pożądaną cechą jeśli chodzi o quidditcha. Najlepsi szukający byli drobni i mali, podobnie jak mugole zawodowo jeżdżący na koniach… Dżokery, nie, chwileczkę, to chyba figura w talii kart?
O ile karty w ogóle posiadały talię.
Draco usiłował przemyśleć sprawę jeszcze raz, ale nagle zdał sobie sprawę, że natychmiast potrzebuje kofeiny. Najlepiej dożylnie.
Jestem Malfoyem, pomyślał. Istotą mroku. Wczesny poranek zdecydowanie nie jest moją porą. (…) Mężnie podczołgał się do miejsca, gdzie poprzedniego wieczoru porzucił swoje szaty. Założył różne części garderoby na mniej więcej odpowiednie części ciała, z trudem przyjął postawę właściwą Homo Erectus i powlókł się do drzwi.
Czuł się jak wampir na głodzie, a wyglądał, jakby właśnie wstał z grobu.
Kawa! Muszę… Kawy!
Draco zyskuje także poczucie humoru, seksowność i urok osobisty – cechy, których w oryginale co prawda nie było, ale które autorka fanfika opisała tak przekonująco, że gotowa jestem przysiąc, iż były. Jego zgryźliwe komentarze i monologi (Cóż takiego uczyniłem, aby sobie na to zasłużyć? Hmm, no tak, ale oprócz tego wszystkiego?) – oczywiście niesłyszalne dla innych – stanowią doskonałe źródło humoru, podobnie, jak konsekwentnie prowadzone przez autorkę wątki malfoyowego uzależnienia od kawy oraz regularnych wstrząsów psychicznych Seamusa, sądzącego, że Draco i Rona łączy relacja ukazywana w fanfikach o wdzięcznej, japońskiej nazwie. Sporo humoru kryje się także w samej narracji: Draco posłał Ronowi Mordercze Spojrzenie (opatentowane przez Malfoyów w roku 1783) albo - Jestem pewna, że Draco nie skrzywdziłby nawet muchy – odparła Ginny, po krótkiej konsultacji z innymi, czy Neville Longbottom też się liczy. W tę groteskę autorka zręcznie wplata trzeźwy komentarz Hermiony dotyczący nieustannej wojny między Ślizgonami i Gryfonami, w której żadna ze stron tak naprawdę nie jest bez winy.
W książkach Rowling brakuje mi takiego rozwinięcia przeżyć, uczuć i motywacji postaci drugoplanowych. Oczywiście, gdyby pisarka to zrobiła, tom miałby nie siedem, ale pewnie z siedemnaście tomów. A zresztą... czego tu żałować. Przecież wtedy nie byłoby całej masy naprawdę dobrych tekstów.
powrót; do indeksunastwpna strona

56
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.