Dead or Alive to seria, która potrafi wywrócić do góry nogami pojęcie ciągłości. Całość łączą Sho Aikawa i Riki Takeuchi jako odtwórcy głównych ról. Nic poza tym nie łączy tych filmów – z wyjątkiem może Japonii i eksploatowanych w pierwszych dwóch częściach motywów yakuzy. Tak naprawdę wszystkie trzy filmy traktują o tożsamości człowieka – tylko że pierwsza część była groteskowym filmem sensacyjnym, druga – dramatem obyczajowym, a trzecia… cóż, trzecia jest tym, w czym Japończycy się specjalizują: zakręconą dystopią w konwencji SF.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ryô (Aikawa) jest replikantem. Robotem, który ma tego świadomość. Jest zabójcą, stworzonym w dawnych czasach, który przypadkowo trafia na ściganego przez policję chłopca. Chłopiec sam w sobie nie jest nikim specjalnym – problem polega na tym, że Yokohama XXIV w. to miejsce, gdzie burmistrz Woo reguluje życie prywatne mieszkańców za pomocą narkotyków. Nie ma tu miejsca na miłość inną niż wywołaną kolorowymi tabletkami, rodzenie dzieci jest ściśle kontrolowane, a ci, którzy odmawiają brania, są ścigani przez policję. W tym również grupa, której przewodzi Fong i jego kochanka, Jun. Z tej grupy właśnie się wywodzi ścigany chłopak, którego postanawia wziąć pod swoje skrzydła Ryô. Ryô, paradoksalnie, jest bardziej ludzki niż cała reszta bohaterów – zna wartość życia, wie, że spokój jest celem do osiągnięcia tego, co się chce. I wie również, że życie poza Yokohamą jest takie samo. Jednak replikant postanawia pomóc uciekinierom Fonga, gdy ci przez przypadek po nieudanej próbie porwania Woo zabierają ze sobą dziecko szefa policji Takeshiego Hondy (Takeuchi). Kryzys związany z utratą dziecka powoduje, że Honda zaczyna zauważać niedoskonałości systemu – po jednej z rzezi wśród oponentów Woo, zaczyna dostrzegać to, że społeczeństwo umiera. I wtedy dopiero rozpoczyna się tragedia. Niestety, film wygląda tak różowo tylko na papierze. Tak naprawdę od mniej więcej połowy widz jest świadkiem dwóch rozwijających się niezależnie historii – ucieczki Ryô, Jun i chłopca oraz dramatu rodzinnego Hondy. Science fiction też nie ma za specjalnie wiele – ot, jeden z głównych bohaterów jest robotem, ale to i tak wygląda bardziej na usprawiedliwienie dla bullet time’ów niż na faktyczny wkład w kreację świata przedstawionego – przynajmniej do finału. A finał, rytualnie konfrontacja, ukazuje prawdziwy związek wszystkich trzech części. Ryô i Honda są skazani na walkę ze sobą, bo są jednością – przemoc i pokój nie mogą istnieć w oderwaniu od drugiego. „Dead or Alive 3” to film gorzki, zagrany w takt jazzu i muzyki klasycznej. To kino, w którym widz musi przyjąć bezkompromisową wizję świata Miike, w której ten nawet nie jest szary. Tak naprawdę nic nie jest jasne, bo ludzie nie potrafią się opowiedzieć po stronie czyichś racji – nawet swoich. Problem w tym, że jest to najbardziej męcząca narracja ze wszystkich trzech – pierwsza odsłona była woltyżerką umiejętności reżyserskich, druga – jedną wielką medytacją. Część trzecia sprawia wrażenie dokończenia trylogii niejako na siłę i o jej wyrazie stanowią przede wszystkim jednostki i drobne epizody. To dobry film, ale nie na tyle, by przebił swoje pozostałe poprzedniczki.
Tytuł: Dead or Alive III: Finał Tytuł oryginalny: Dead or Alive: Final Rok produkcji: 2002 Kraj produkcji: Japonia Cykl: Dead or Alive Dystrybutor: Blink Data premiery DVD: 8 września 2010 Czas projekcji: 89 min. Gatunek: sensacja Ekstrakt: 70% |