Lata 60. ubiegłego wieku były dla duetu René Goscinny i Albert Uderzo bardzo pracowite. Każdego roku publikowany był co najmniej jeden nowy album o przygodach dzielnych Galów. W dziesiątym w kolejności „Asteriksie legioniście” przyjaciele dobrowolnie wstępują do wojska rzymskiego, aby ratować swego ziomala Tragikomiksa. By to uczynić, muszą po raz kolejny wybrać się na Czarny Ląd.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwodruk „Asteriksa legionisty” tradycyjnie miał miejsce w magazynie „Pilote”. Komiks ukazywał się na jego łamach między listopadem 1966 a kwietniem 1967 roku; natomiast wydanie albumowe dziesiątej odsłony serii trafiło do sklepów już trzy miesiące od publikacji ostatniego odcinka w prasie, czyli w lipcu. Na ekranizację historia ta musiała czekać jednak znacznie dłużej, bo aż przez osiemnaście lat, do czasu, kiedy do kin trafił animowany film braci Gaëtana i Paula Brizzich zatytułowany „Asteriks kontra Cezar” 1). Co ciekawe, scenariusz tego obrazu został skompilowany z dwóch oryginalnych komiksów René Goscinny’ego i Alberta Uderzo – „ Asteriks gladiator” (1964) oraz właśnie „Asteriks legionista”. I dziwić to w zasadzie nie powinno, ponieważ oba mają podobną – co nie znaczy, że taką samą – konstrukcję i w obu jako jeden z głównych adwersarzy sympatycznych Galów pojawia się Juliusz Cezar. W „Gladiatorze” Asteriks i Obeliks ruszają do Rzymu, aby odnaleźć uprowadzonego przez swoich śmiertelnych wrogów barda Kakofoniksa; punkt wyjścia do historii opowiedzianej w „Legioniście” jest nieco inny. Radując się spokojem i sprzyjającą pogodą, przyjaciele postanawiają wyprawić się do lasu, aby zapolować na dziki. Los jednak sprawia, że w drodze po największy przysmak Obeliksa, mijają piękną blondwłosą Falbalę, w której olbrzym, jak nastolatek, zakochuje się bez pamięci od pierwszego wejrzenia. Od tej pory zaczyna zachowywać się, delikatnie mówiąc, dość dziwnie i zaskakująco; Asteriks, przekonany nawet, że wierny towarzysz mocno zachorzał, prosi o pomoc druida Panoramiksa. Tymczasem rozwiązanie zagadki okazuje się oczywiście znacznie prostsze i banalniejsze, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Obeliks stara się znaleźć drogę do serca swojej wybranki, co okazuje się tym trudniejsze, że ona już ma narzeczonego. Jest nim młody i przystojny Tragikomiks, którego Falbala poznała podczas dwuletniego pobytu w szkole w Condate (współczesnym Rennes). Planowali nawet ślub, aż tu nagle listonosz Pneumatiks przynosi dziewczynie list od ukochanego, w którym żali się on, że Rzymianie siłą uczynili z niego legionistę i chcą wysłać do północnej Afryki, gdzie Juliusz Cezar wciąż jeszcze toczy bratobójczą wojnę ze zwolennikami Gnejusza Pompejusza. Widząc rozpacz pięknej blondynki, Obeliks – Gal o niezbyt może wielkim rozumku, ale za to odwrotnie proporcjonalnym sercu – postanawia ruszyć Tragikomiksowi na odsiecz. Nie trzeba chyba dodawać, że to sytuacja dla niego mocno niekomfortowa – ma przecież ratować głównego konkurenta do ręki oblubienicy. Mimo to, z Asteriksem u boku, robi wszystko, by ulżyć jej skołatanemu tragiczną wieścią sercu. A to z kolei źle – oj, bardzo źle! – wróży Rzymianom. Galowie wychodzą bowiem z założenia, że najprostszą drogą dotarcia do poszukiwanego ziomka będzie wstąpienie do legionów i podążenie wraz z nimi do Afryki. Zanim jednak Asteriks i Obeliks po raz kolejny postawią nogę na Czarnym Lądzie (wcześniej uczynili to w albumie poświęconym królowej Egiptu Kleopatrze), dane im będzie posiać niezły chaos w szeregach rzymskich żołnierzy. Jak każdy z albumów serii, także i ten zawiera masę odniesień do czasów współczesnych i obfituje w dowcipy, które w połowie lat 60. ubiegłego wieku musiały wydawać się ówczesnym czytelnikom jak najbardziej aktualne. Dość powiedzieć, że Tragikomiks wygląda jak – wypisz, wymaluj – Jean Marais, legendarny francuski aktor, znany w tamtym czasie przede wszystkim z filmów płaszcza i szpady oraz komediowo-sensacyjnej serii o Fantomasie. Poza tym drobnym prztyczkiem w nos wielkiej gwiazdy ekranu „Legionistę” można odebrać także – i wtedy, i teraz – jako ostrą satyrę na życie koszarowe, jak i wszechwładną (również w armii) biurokrację. Nie brakuje też bardzo zabawnych docinków pod adresem różnych nacji zamieszkujących Europę (i nie tylko). Wstępujący do legionów Grek Olimpiados od samego początku targuje się o żołd (i, jak widać, do dzisiaj nic się pod tym względem w mentalności Greków nie zmieniło), Goci Chimeryk i Figuralegoryk sprawiają wrażenie mocno nieokrzesanych, Bryt Effaks jest natomiast bardzo wyniosły, z kolei Egipcjanin Kortenis w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, dokąd trafił. Jedynie Asteriks i Obeliks od samego początku wiedzą, czego chcą i konsekwetnie dążą do osiągnięcia celu. A że przy okazji wszystkich innych doprowadzają do szewskiej pasji – taki już widocznie ich galijski urok. Za to ich przecież kochany już od półwiecza. 1) W 1999 roku Francuzi – w koprodukcji z Niemcami i Włochami – nakręcili aktorską wersję tej animacji, choć z nieco zmienionym tytułem: „Asteriks i Obelix kontra Cezar”. W jeszcze mniejszym stopniu przypominała ona fabułę „Legionisty”, ponieważ powstała z wymieszania wątków pochodzących z aż pięciu oryginalnych albumów. Galów zagrali, podobnie jak w późniejszej o trzy lata „Misji Kleopatra”, Christian Clavier i Gérard Depardieu; Cezarem był natomiast niemiecki aktor Gottfried John, a całością pokierował Claude Zidi.
Tytuł: Asteriks #10: Asteriks Legionista ISBN: 9788323724742 Cena: 19,99 Data wydania: sierpień 2011 Ekstrakt: 80% |