powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXII)
grudzień 2011

Bohater
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Trochę wyobraźni, w której wszystko „żyje”, później przelewanie tego na monitor, zapewne trochę wspomnień…
– I sporadycznie urwany film jak po zbyt dużej ilości alkoholu. Czasem rozglądam się dokoła i widzę białe plamy. Dla przykładu za oknem w łazience nie ma nic. Wychyliłem się przez nie i wydawało mi się, że mieszkanie lewituje w pustce. Moim zdaniem, a mogę się mylić, nie opracowałeś do końca lokalizacji opowiadania.
– Jak to nie?! Przecież jest komisariat, jest Kraków, masz Rynek, gdzieś w Rynku zapewne Sukiennice!
– Tak, wszystko jest. A jeśli nie ma, to wyobraźnia i wspomnienia dopracowują resztę. Ale nie pomyślałeś o tym, żeby ulokować dokładniej mieszkanie. To samo teraz. Są Błonia, są drzewa, jest deptak, ale za drzewami znowu mam pustkę.
– Chciałem wykreować ogólny nastrój Krakowa, ale zachować dystans do miejsca akcji; nie wpisywać jej w konkretną lokalizację, tylko „zawiesić w próżni” krakowskiej tkanki miejskiej. Mniej opisów równa się bardziej dynamiczna akcja.
– Udało Ci się aż za dobrze.
– Ech. Teraz lekcji będzie mi udzielał wyimaginowany bohater opowiadania? Ale dobrze, dopracuję to. W końcu Ty ryzykujesz Zajdlem, więc źle mi nie podpowiesz.
– Dobra, to bierzmy się za robotę. Na wszelki wypadek odstaw alkohol…
– Bardzo śmieszne.
Obszedł samochód i otworzył Magdzie drzwi. Sięgnął do bagażnika i podał jej parasol.
Deszcz monotonnie bębnił o ziemię, czasem wiatr zaszumiał w koronach drzew. Na deptaku nie było nikogo, a i żaden kierowca nie zdecydował się na podróż tą częścią miasta. Tutejsza okolica była cicha i kojąca. Wprawdzie zaraz po drugiej stronie Błoni znajdowały się już bloki, pętla tramwajowa i przystanki, a autobusem do Rynku można było dojechać w kwadrans, ale Błonia były niezwykle spokojnym miejscem. W Krakowie niemal za każdym razem, gdy zboczyłeś z głównej arterii miejskiej (takiej jak Aleje Trzech Wieszczy tudzież ulica Królewska), mogłeś zostać przeniesiony do bajkowej krainy magicznych ulic, skwerków i parków. Albo do krainy pomroku, zamieszkanej przez demony.
Magda z Danielem przeszli obok trzech ławek, w niewytłumaczalny sposób wyglądających na opuszczone. Błonia bez ludzi wydawały się wyjątkowo niegościnne. Ilekroć Magda patrzyła w stronę centrum placu, czuła ogarniającą ją pustkę. Pustkę, która wdzierała się do jej duszy. Przytuliła się do ramienia Kowala, starając patrzeć w innym kierunku. Pustka jednak przyciągała. Było w niej coś niepokojąco pięknego. Skręcili w uliczkę prowadzącą na drugą stronę Błoń. Oddalając się od głównej ulicy, pogrążali się coraz bardziej w ciemnościach. Gdyby nie deszcz, byłoby przytulnie. Wyglądaliby jak zakochana para, chcąca sobie skraść całusa w „swoim” miejscu, z dala od ciekawskich spojrzeń. Gdyby nie deszcz. I wiatr. I błyszczące co jakiś czas w oddali oczy kotów. Przynajmniej Magda miała nadzieję, że to były koty. Daniel wiedział, że nie.
• • •
W zaułku, kilkanaście metrów przed nimi, żerował kolejny demon. Przypominał czarny dym o ludzkim kształcie. Krople przebijały się przez niego, nie napotykając oporu. Co chwila wydawał się rozmazywać i z powrotem przybierać ludzką formę. Magda stała tuż przy uszkodzonej lampie. Daniel dwa kroki przed nią.
– Cześć, Derr`kh. Dawno się nie widzieliśmy – Kowal sięgnął po papierosy, ale nie spuszczał wzroku z istoty.
Demon nie tyle odwrócił się, co raczej przeobraził, wpatrując się teraz w nich wściekle czerwonymi ślepiami. Rozmazał się na chwilę i skoczył na Kowala, rycząc histerycznie. Ten wyrzucił papierosa, kucnął, wyciągając spod płaszcza coś, co następnie rozsypał przed sobą. Podymnik odbił się od niewidzialnej bariery, lądując w kałuży. W okamgnieniu wstał. Kowal wyciągnął przed siebie szklaną kulkę i rozbił ją w dłoni na wysokości czoła demona, uwalniając śnieżnobiałe, lśniące w półmroku piórko. Derr`kh zaryczał wściekle. Upadł na plecy. Daniel podszedł do niego, wydobył swój nóż z międzywymiarowym ostrzem i wbił go aż po rękojeść w nogę podymnika. Z rany,zamiast krwi, wylał się ogień niczym podpalony wyciek benzyny. Kowal miał w dłoniach coś, co Magda dojrzała dopiero po chwili – pajęczą nitkę, którą związał nogi i ręce podymnika.
– Możesz podejść – powiedział do niej krótko. Zerknął na w połowie wypalonego papierosa leżącego w kałuży.
Magda przystanęła obok demona, chwiejąc się na obcasach. Przyglądała się ciału, które raz po raz zmieniało kształt, pulsowało złowieszczo. Dojrzała w końcu twarz, przypominającą buzię młodego chłopca. Dym skupił się, przybierając postać mężczyzny szamoczącego się z cieniutką przecież pajęczynką.
– Czego chcesz? – Derr`kh zasyczał wściekle.
– Podobno włóczysz się po mieście. Widziałeś kogoś nowego?
– Może i widziałem. – Demon obrócił się na drugi bok.
Daniel długim krokiem przeszedł nad nim. Schylił się, sięgnął pod płaszcz.
– Kto to?
– Pierdol się.
Kowal odchylił płaszcz, pokazując demonowi fiolki. Udał, że sięga po jedną z nich. Demon wzdrygnął się. Daniel wyjął paczkę cameli.
– Widzę, że zregenerowały ci się rączki. Dobrze, że byłem w pobliżu, gdy chciałeś napaść na Dagena.
– Skurwysyn sprzedał mi uszkodzony znak Kherilla. Przez niego prawie zginąłem!
– Wiesz przecież, że Dagen nie zrobił tego specjalnie. A rączki masz jak nowe, więc o co się rzucasz?
– Kowal, ja ci też kiedyś poobrywam te pierdolone łapy!
– Wolałbym nie. – Komisarz strzepnął popiół. – Mów co wiesz. Nie mam czasu.
– Najpierw zdejmij ze mnie tę pierdoloną pajęczynę.
Daniel rozplątał go. Demon rozmasowywał przeguby i kostki.
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – warknął gniewnie, ale już bez agresji.
– Ktoś pojawił się w mieście. Chcę wiedzieć, dlaczego zabija kobiety.
– Ach… to. Bragenlofere przybył z Norwegii.
– I?
– I co?
Daniel palnął demona w łeb. Ten spojrzał na niego z miną skarconego pudla, ale zaczął mówić.
– Na mieście chodzą słuchy, że znalazł pradawny manuskrypt z jakimś rytuałem zwiększającym moc. Coś w tym stylu.
– Na czym polega ten rytuał?
– Nie mam pojęcia. Jakbym wiedział, sam bym go odprawił. Podobno będzie wtedy niezwyciężony! – Derr`kh uśmiechnął się jadowicie. Gdyby uśmiech mógł mieć kolor, ten byłby zielony. – Już teraz jest silny. Powyrywa ci łapki, jak staniesz mu na drodze. – Wyszczerzył jeszcze bardziej zęby.
– Czym jest Bragenlofere? – Kowal nie zwrócił uwagi na zaczepki. Był skupiony i oczekiwał ataku w każdej chwili.
– Drapionem.
– Czym jest? – Magdzie drżał głos.
– Drapionem. Nazwa pochodzi z jedenastego wieku. To demon posiadający zwinność czarnej pumy. Potrafi zakraść się do ofiary i rozszarpać ją ostrymi jak brzytwa szponami. Jest półcieniem. To dlatego jego postać mieniła ci się w oczach – wyjaśnił spokojnie Kowal, nie zważając na gniewne spojrzenia demona. – Derr`kh, dlaczego niby jest on taki potężny?
– Uczył się czarnej magii. Podobno zna zaklęcia i rytuały. Zabił kilku Wiedzących, zanim do nas przywędrował.
– To dlaczego Zeril jeszcze się nim nie zajął? – Daniel zdziwił się, że pozwolono komukolwiek uniknąć kary za zabicie Wiedzącego… cholera, kilku Wiedzących.
– Bo nikt o nim jeszcze nie wie, ciołku.
– Gdzie go znajdę?
– A skąd mam wiedzieć?
Daniel skrywał w dłoni lśniące, nieskazitelnie białe piórko. Wstał. Podymnik również się podniósł. Kowal ruszył w drogę powrotną do samochodu. Przyciągnął do siebie Magdę. Na odchodne, ręką z piórkiem klepnął demona po plecach. Skóra zaskwierczała i zapłonęła na niebiesko, wzbijając w powietrze czarny jak smoła dym. Derr`kh odskoczył, wyjąc wniebogłosy.
– Kowal, ja ci kiedyś upierdolę ten parszywy łeb! – syknął jadowicie podymnik, ale wycofał się w ciemność. Bał się kolejnego piórka.
• • •
Daniel z Magdą wrócili do Wrót, żeby odwiedzić Zerila. Za ogromnym biurkiem, w pokoju na parterze, siedział niepozorny człowiek o długich siwych włosach. Przeliczał pieniądze i przeglądał notatki. Usłyszawszy, że ktoś wchodzi, sięgnął pod biurko. W progu stanął komisarz.
– To tylko ja – wyjaśnił, wiedząc, że demon trzyma dłoń na obrzynie.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.