powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXII)
grudzień 2011

Niepołomni
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Zerknęła bacznie na jedno, potem na drugie, jakby spodziewała się po nich najgorszego, lecz po chwili srogi wyraz twarzy ustąpił miejsca radosnemu uśmiechowi.
– Więc to tu się skryliście – stwierdziła z udawanym wyrzutem. – Ale od toastu się nie wykpicie, lada chwila północ.
To rzekłszy, podsunęła im pod nos kryształowe kieliszki wypełnione w trzech czwartych złocistym, musującym płynem. Winowajcy posłusznie przyjęli brzemię i mrucząc z cicha, zgodzili się z gospodynią w kwestii nakazów tradycji. Zuzanna wydała się wyraźnie udobruchana jawną skruchą. Zrezygnowała nawet z połajanki, jaką szykowała bratu, który w jej mniemaniu zdążył już zawłaszczyć najważniejszą osobę przyjęcia sylwestrowego.
Bzowska odruchowo przyjęła zwyczajną dla niej, swobodną acz nieco powściągliwą postawę. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, wydawał się być tak szczery i naturalny, iż Raszewski nabrał niemalże przekonania, że ich rozmowa musiała się mu przywidzieć. Mimo starań nie mógł dostrzec najmniejszych nawet oznak znużenia i smutku, które przecież doskwierały jego rozmówczyni jeszcze przed minutą.
– I jak, Jaguś? Jak ci się podoba mój Janek? – spytała wprost Zuzanna.
– Przemiły – odparła radośnie Bzowska.
Raszewski odchrząknął dyskretnie i zapytał z żartobliwym błyskiem w oku:
– Zuza, a nie powinnaś przypadkiem mnie przedstawić?
– Gdzie ja mam głowę? – przeraziła się gospodyni, odruchowo łapiąc się oburącz za poszukiwany fragment swojej anatomii. – Wybacz, kochana. Mój brat, kapitan Jan Raszewski. Jadwiga Bzowska.
– Najnowsza zdobycz – uzupełniła z pełną powagą przedstawiana, wywołując tym stwierdzeniem ogólną wesołość. Wszyscy wiedzieli, że Zuzanna z upodobaniem otacza się osobami co najmniej nieszablonowymi. – Proszę mi mówić Jaga.
– Jaguś, sprawdzałaś już? – Zuzanna nie ustępowała i nadal starała się pociągnąć przyjaciółkę za język.
– O co chodzi? – zapytał oficer, widząc lekko spanikowane spojrzenie Bzowskiej. Domyślił się, że kobieta starała się wymyślić na poczekaniu jakąkolwiek wymijającą odpowiedź. Niestety wyczerpujący seans musiał dać się jej mocno we znaki, gdyż milczała jak zaklęta.
– O przepowiadanie przyszłości, głuptasku. Więc jak? – Zuzanna nie rezygnowała.
– Na razie jedynie zauroczyła mnie zniewalającym spojrzeniem – rzucił swobodnie, starając się jednak zbyć nachalne nagabywania siostry. – Przyszłaś w ostatniej chwili, inaczej zostałbym tu na wieczność spętany mocą Królowej Śniegu.
Był przekonany, że Bzowska z ulgą podejmie błahą konwersację, traktując ją jako doskonałą wymówkę, zdumiał się więc niezmiernie, gdy twarz kobiety stężała nagle w nieprzyjemnym grymasie. Jaga szybko opanowała się, lecz zrobiła to zbyt późno, by skierować rozmowę na inne tory.
– Och, podaj jej rękę i po bólu. – Zuzanna chwyciła dłoń brata i niemal siłą zacisnęła na niej szczupłe palce Bzowskiej.
Kapitan zamarł w oczekiwaniu. Wiedział już, że nie grożą mu dzikie spazmy ani popisy aktorskie na miarę Miry Zimińskiej, ale pobieżna obserwacja wcześniejszych działań Bzowskiej nie pozwalała mu nawet zgadywać, co w czasie seansu odczuwały ofiary – jak nazwał je w myślach – jasnowidza.
Ku swemu niemałemu zaskoczeniu nie poczuł niczego ponad delikatny uścisk dłoni w chwili, gdy mięśnie trzymającej go za rękę kobiety spięły się na moment. Tylko dlatego, że wypatrywał wszelkich znaków teatralności zachowania Bzowskiej, wychwycił moment, w którym niebieskie oczy straciły szklisto-nieobecny wyraz. Bez tego nie zauważyłby też niewyraźnego grymasu – ten zresztą zniknął z twarzy blondynki szybciej niż się na niej pojawił.
– I co, i co? – Zuzanna również zauważyła zmianę w wyglądzie i zachowaniu przyjaciółki, więc zaatakowała ze zdwojoną siłą. Wyglądała teraz zupełnie niczym pięciolatka w wieczór wigilijny.
– Zuza! – upomniała ją Bzowska. – Kapitan może sobie nie życzyć…
– Ależ skądże, bardzo jestem ciekaw – Raszewski wpadł jej w słowo – a i tak nie zdołałbym ukryć wyników pani wizji przed Zuzą, więc nie widzę powodu, by w ogóle próbować.
Bzowska przyglądała mu się przez chwilę z wyrazem lekkiego niedowierzania. Korzystając z okazji, że jego siostra skupia całą uwagę na osobie gościa, kapitan puścił do blondynki oko. Przypuszczał, że skoro do tej pory starała się ukryć przed zebranymi wizję nadchodzącego koszmaru, i tym razem oszczędzi Zuzannie prawdy, a w takim razie naprawdę nie miało znaczenia, czy historię zmyśli sam, czy zrobi to Bzowska.
– Dobrze, ale wejdźmy do środka. – Jasnowidz, owinięta jedynie krótką etolą, zadrżała, jakby dopiero w tej chwili mroźne powietrze zaczęło jej przeszkadzać.
Zuzanna, nieco zmieszana, że swym pojawieniem się zatrzymała gości na dworze, poprowadziła ich szybko do gabinetu męża – tego samego pomieszczenia, w którym Raszewski skrył się wcześniej z gronem wielbicielek.
Pokój tonął w mroku złamanym jedynie nikłym światłem latarni ulicznej przedzierającym się przez grubo plecione, wzorzyste firany. Goście Zuzanny zatrzymali się niepewnie po przekroczeniu progu, starając się dostrzec kontury mebli w mdłym, żółtym poblasku wpadającym do pomieszczenia z ulicy. Gospodyni nie kłopotała się szukaniem kontaktu ukrytego przemyślnie za stojącą przy drzwiach etażerką. Bez wahania przeszła przez środek pomieszczenia z bezbłędnym wyczuciem osoby od lat przemierzającej we własnym domu te same ścieżki i zapaliła stojącą na biurku lampę.
– Nie potrzeba nam tu żadnych ciekawskich – wyjaśniła.
Ostre światło żarówki rzucało jasny, niemalże biały krąg na blat ciężkiego biurka, jednocześnie wyławiając z mroku niewiele więcej niż kontury masywnych mebli. Wprawdzie poruszanie się po gabinecie stało się możliwe, ale trójka konspiratorów nadal z ledwością dostrzegała rysy swoich twarzy. Raszewski przez chwilę był niemal pewien, że widzi cień uśmiechu na twarzy stojącej obok kobiety, zwątpił jednak w trafność własnego spostrzeżenia.
– Grunt to właściwa atmosfera – szepnęła konspiracyjnie, rzeczywiście nie mogąc powstrzymać się od lekkiego chichotu.
– Zuzanna uwielbia takie gesty – odparł równie cicho, podając jej ramię.
Gdy dotarli do gospodyni, Jaga bez zastanowienia przysiadła na blacie dębowego biurka. Ten ruch, tak obcy i nienaturalny w obliczu jej nienagannych dotąd manier, zbił kapitana na chwilę z pantałyku. Siostra spojrzała na niego z wyższością – nieobliczalne zachowania Jagi już dawno przestały robić na niej wrażenie. Przyjmowała je jako rzecz zupełnie naturalną u osoby, która przynajmniej piątą część życia spędza na odbieraniu wizji przyszłości.
Szklana nóżka kieliszka stuknęła delikatnie o drewnianą powierzchnię. Chwilę później ciszę zmąciły dwa identyczne dźwięki, ustępując natychmiast pola niskiemu, ściszonemu, niemalże hipnotyzującemu słuchaczy głosowi Bzowskiej.
„Mruczy jak kot” pomyślał Raszewski, oczarowany bardziej niezwykłą barwą dźwięków niż przekazywaną treścią.
– Nadchodzący rok będzie dla pana bardzo pomyślny. Widziałam pewną rudowłosą damę. – Bzowska puściła oczko do kapitana. – Niestety nie obejdzie się bez zawirowań. Liczył pan na awans, prawda? – Raszewski skinął w milczeniu głową. – Nic z tego. Pański raport nie spotka się ze zrozumieniem, a pańscy przeciwnicy wykorzystają to bez chwili wahania…
Zaczerpnęła oddech, by mówić dalej, lecz w tym właśnie momencie stojący w salonie zegar wybił kwadrans do północy. Stłumiony pulchną dłonią okrzyk wyrwał się z drobnych ust Zuzanny, która dopiero teraz uświadomiła sobie, na jak długo porzuciła pozostałych gości. Pośpiesznie poderwała się z mężowskiego fotela i ponaglając pozostałą dwójkę, pobiegła w stronę salonu. Otwarte na oścież drzwi wpuściły nieco więcej światła do ciemnego pomieszczenia.
Jaga zsunęła się z gracją z blatu biurka i już chciała pójść w ślady spłoszonej gospodyni, gdy mocny uścisk dłoni na ramieniu zatrzymał ją w pół kroku.
– Rozumiem, że zaprezentowała nam pani wersję niepsującą nastroju – Raszewski mówił powoli, ważąc każde słowo, jakby chciał dać sobie jeszcze chwilę, nim podejmie ostateczną decyzję. – Proszę powiedzieć, co widziała pani naprawdę.
Bzowska nie odpowiedziała od razu.
– Przyznam, że nie patrzyłam – przyznała wreszcie ze wstydem. – Nie przypuszczałam, że interesują pana moje przepowiednie.
– Powiedzmy, że jestem ciekaw. Spróbuje pani? – zapytał, ujmując jej dłoń.
Skinęła z namysłem głową. Jej wzrok znów skrył się za mgłą, gdy stojąc naprzeciw rozmówcy, oglądała zupełnie inny obraz. Raszewski wyczuł, jak tężeją napinane lekko mięśnie. Blondynka relacjonowała na bieżąco wypranym z emocji, bezosobowym głosem.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

21
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.