– Cholera jasna! Dobra. Ale to ostatni raz! – Obiecuję. Skoro już ze sobą rozmawiamy, to pomyślałem, że zrozumiesz moją inwencję. Wkład w rozwój postaci… – Tak, jasne. Liczysz na Zajdla. Pamiętam. Wracam do narracji trzecioosobowej. – Jak chcesz. Jest mi dziś bardzo… wszystko jedno. Wybacz. Daniel, potwornie skacowany, starał się chodzić po mieszkaniu jak najciszej. Zaparzył kawę, wziął dwie aspiryny i masował delikatnie skronie. Dzwonek telefonu, przeraźliwie świdrując mózg, rozbrzmiał z kieszeni płaszcza. Podbiegł, klnąc pod nosem, i odebrał. Dopiero za drugim razem trafił w odpowiedni przycisk. – Kurwa, co jest? – zapytał bełkotliwie. – Eeee… Panie komisarzu, komendant pana wzywa. Mamy drugą ofiarę. Takie samo modus operandi. – Psiakrew. Zaraz tam będę. – Rozłączył się. – Dzięki za dzień odpoczynku, Autorze. Naprawdę wielkie, kurwa, dzięki. – Nie marudź. Zaraz napiszę, że tabletki bardzo Ci pomogły. Chyba że naprawdę potrzebujesz wolnego dnia? – Ech, nie. Jak mus to mus. W końcu moja wina. – Będzie dobrze. Na posterunek wszedł kilka minut po dziesiątej. Tabletki znacznie wyciszyły dolegliwości związane z poranną niedyspozycją. Już w wejściu odpalił papierosa i poprosił Barbarę o przygotowanie kawy i dostarczenie do gabinetu. Po cichu starał się przemknąć obok drzwi pokoju komendanta, ale ten wyszedł z niego dokładnie w chwili, gdy Daniel przechodził. – Kowalski! Do gabinetu. W tej chwili! – ryknął. – Dzięki, pisarzu, po prostu dzięki! Daniel wszedł do pokoju i usiadł przy biurku Gwiazdy. – Gdzie ty się kurwa podziewałeś do tej pory?! – Gwiazda krzyczał tak dźwięcznie i donośnie, że aż drobinki śliny zawisły w powietrzu. – Naprawdę musimy się tak unosić, komendancie? – Daniel złapał się rękoma za głowę, mrużąc oczy. Zwierzchnik chwycił papierosa trzymanego przez Kowalskiego w ustach i, wyciągnąwszy go, zgasił szybkim ruchem w popielniczce. – Tu się nie pali! – Co się stało, komendancie? Żonę głowa bolała? – Ty sobie, Kowalski, nie żartuj, bo stracisz odznakę. Bo przecież jaja już straciłeś. – Nie żartujcie, komendancie. Wszyscy wiemy, że nie stracę. Nawet mnie pan nie zawiesi. – Ach tak? Skąd ta pewność? – Po mieście chodzą słuchy, że możesz stracić stołek. To powinno wystarczyć. Gwiazda ucichł na chwilę, zastanawiając się, jakie kontakty miał Kowalski. Szkoda było ryzykować i psuć sobie dzień. Albo karierę. Opadł ciężko na krzesło. – Jeszcze jeden taki numer z dziennikarzem i wylatujesz – komendant obrócił się do okna. – A teraz wypierdalaj, nie chcę już patrzeć na twój parszywy ryj. Daniel podszedł do drzwi. Sięgnął do klamki, ale zatrzymał się w połowie drogi. Odpalił kolejnego papierosa, zaciągnął głęboko, wypuścił chmurę dymu. – Tak jest, panie komendancie! Wyszedł. W gabinecie czekała na Kowala świeżo zaparzona, aromatyczna kawa. Nim jednak zdążył zdjąć płaszcz, usłyszał pukanie. Przycisnął palcem deseczkę żaluzji, wyginając ją znacznie. Przed drzwiami stał Nowy. – Właź. Co mamy? – zapytał Daniel, gdy ten był już w progu. – Podwójne morderstwo, komisarzu. Kolejne dwie dziewczyny: Agnieszka Gruz, lat dwadzieścia dwa i Elżbieta Nikło, w tym samym wieku. Studentki. Wynajmowały dwupokojowe mieszkanie na Bronowicach. To samo co wczoraj. Obie ułożone w sypialni w ten sam sposób i ich inicjały na ścianie. „A”, „G” i „E”, ”N”. – Mamy już raport z wczorajszego zabójstwa? – Jeszcze nie. Ale pójdę zapytać – Kamil zbierał się do wyjścia. – Nowy? – Tak, panie komisarzu? – Kowal. Mów mi po prostu Kowal. I skończ z tym pedalskim „panie komisarzu”. Chcesz się przejechać do podejrzanego? – Chętnie. Nie mam nic innego do roboty. – Chłopak wzruszył ramionami. – To leć pod Lea 33, do niejakiego… – Kowal podrapał się po skroni – …Macieja Zereka. Ostatnio widziano go kłócącego się z ofiarą i wychodzącego z jej mieszkania… To znaczy z tą poprzednią. – Jasne, panie… Daniel spojrzał na niego z dezaprobatą, wysoko unosząc brwi. – Kowal. Się robi. – Nowy odwrócił się i chwycił klamkę. – I proszę cię, nie trza… – huknięcie zmąciło ciszę. Daniel zakrył uszy, ale dźwięk zdążył się już wwiercić w mózg. – …drzwiami. Kurwa. Kowal zdjął płaszcz i siadł za biurkiem, zarzucając nogi na blat. Sięgnął po filiżankę, delektując się dłuższą chwilę zapachem kawy. Drzwi gabinetu otworzyły się ponownie. Stał w nich Szary – Patryk Górski, pięć lat doświadczenia w wydziale zabójstw. – Kowal? – Tylko nie trzaskaj tymi pieprzonymi drzwiami! Co jest? – Mogę zabrać się z tobą do tych dwóch pociętych? Podobno nasz kosiarz zostawia niezły burdel. Chętnie bym się rozejrzał. A jeszcze chętniej wpakował mu parę kulek. – Szary, kurwa. Nie teraz. Dam ci znać, jak będę jechał. – Kac męczy? – Górski zerknął z troską na kawę, którą tamten trzymał w dłoniach, a potem na niewyraźną minę Kowalskiego. – Ano. Szary miał już wyjść, ale obrócił się komicznie w drzwiach, podnosząc do góry palec, jakby miał zacząć czarować. – Właśnie, zapomniałbym. Komendant powiedział, że cię zawiesi, jeśli jeszcze raz zobaczy tego nieprzepisowego gruchota w kaburze. – Ta. Wiem. Niech mnie pocałuje w dupę. – Przekażę – Szary uśmiechnął się szeroko i wyszedł. Daniel pociągnął łyk kawy. Dokładnie tego potrzebował. Na miejsce zbrodni przyjechali po czternastej. Nie padało, ale sinoszare chmury nadal więziły słońce. Patryk przyglądał się obłokom. – Znów będzie padać – mruknął pod nosem, trzaskając drzwiami firebirda. – Cholera jasna, bądź delikatny! To prawdziwa dama, źle znosi trzaskanie. Następnym razem połamię ci palce. – Kowal opanował do perfekcji sztukę mówienia z papierosem w ustach. – Sorry, zapomniałem, że ci odpierdala na punkcie tego samochodu. – Patryk otworzył drzwi i zamknął je ponownie. Tym razem zdecydowanie delikatniej, niemal z czułością. Wiatr nosił ulicą pożółkłe liście. – Masz jakiś trop? – Górski poprawił grubą, wełnianą marynarkę, osłaniając się przed chłodem. – Jakiś mam. – Kowal rozglądał się po okolicy. Stare, odrapane kamienice stały jedna przy drugiej. Nikomu nie spieszyło się do remontu. Ceny za wynajem były jednakże, jak to w Krakowie, porażające. Zatrzymał wzrok na grupie młodych mężczyzn stojących na wysepce tramwajowej. Ostentacyjnie wlepiali wzrok w jego samochód. – Chodź, przesłuchamy świadków – wypuścił kłąb sinego dymu. – Powiesz mi, jaki masz ten trop? – Patryk zerknął na „świadków” i dyskretnie sprawdził, czy pistolet nadal znajduje się w kaburze. – Nie. Podchodząc do miejscowych, Daniel odchylił płaszcz i wyciągnął olbrzymi rewolwer. – Po pierwsze: jeśli coś się stanie z samochodem, przestrzelę wam kolana – skinął głową w kierunku firebirda i wycelował w nogi chłopaków. Każdy zrobił krok w tył, wykrzywiając usta w grymasie agresji. Komisarz schował pistolet. – I to chyba była ta ważniejsza informacja. Po drugie: ktoś odjebał wam dwie dziewczyny w sąsiedztwie. Jakieś przemyślenia? – Nie znaliśmy ich. Dwie studentki. Wprowadziły się jakiś miesiąc temu. Fajne dupy. – I nie widzieliście nic podejrzanego? – Nie. – Tak myślałem. – Skinął ponownie w stronę samochodu. – Rozumiemy się? – Taa, rozumiemy. |