powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXII)
grudzień 2011

Bohater
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Chłopak zacisnął zęby. Jego usta zamieniły się w cienką linię, a uśmiech zniknął.
– Tak. Podobno ma Zwój i chce dokonać rytuału. Tylko za cholerę nie mogę znaleźć w internecie informacji, na czym to gówno polega. – Założył rękę na rękę.
– Ja wiem.
– Och tak? – Chłopiec spojrzał na niego z politowaniem. – Jeśli czegoś nie ma w necie, to to nie istnieje.
– Rozmawiałem ze Strażnikiem Bramy – Daniel ochłonął po informacji o panu Wlazło. Zaciągnął się głęboko. – Kurwa, ludzie są popierdoleni – mruknął pod nosem.
Chłopak wyglądał na zdenerwowanego. Uderzył dłońmi w klawiaturę.
– Taak… Strażnik. Wkurwiają mnie te analogowe ścierwa.
– Życie, synku, życie. Nie internet.
– Kowal, nie pierdol. Wiesz, że jestem od ciebie starszy, więc wsadź sobie tego „synka” w dupę.
– Może i tak. Na pewno jesteś głupszy – Daniel wpatrywał się w monitor, próbując odgadnąć, w czym przerwał demonowi. Kompletnie nie rozumiał ciągów znaków na ekranie.
– Na pewno chcesz tego kogoś o inicjałach „R” i „E”?
– Bierz się do roboty i nie pierdol, bo następnym razem nie pomogę, jak cię odetną od sieci i przyjdą skopać to ezoteryczne dupsko. Nieźle się wtedy wystraszyłeś, nie? Nie było się gdzie przetransferować. „Maaamuuusiu, pomocy. Duzi panowie chcą załatwiać dorosłe sprawy, a ja się posikałem w majtki!” – Daniel wlepił w niego wzrok na dłuższą chwilę. 1GN1T3 rozdziawił usta, w końcu chrząknął i ponownie wsączył się do gniazda. Po kilku minutach wrócił.
– Mam. Rozalia Einrich. W Krakowie, poza Renatą Edel, jest tylko ona. I nie posikałem się w majtki. W ogóle mógłbyś… dojrzeć.
– W tak wielkim mieście są tylko te dwie osoby? – Daniel niedowierzająco uniósł brew.
– Tak.
– To dość… wygodne. Jakby ktoś BARDZO – podkreślił wypowiedziane z niezwykłym pietyzmem słowo, teatralnie gładząc się po brodzie – ułatwiał sobie zadanie poprzez przyjęcie dość nierealnych założeń. – Kowal pomyślał, zupełnie bez powodu, że przeprowadzenie literackiego śledztwa byłoby istną igraszką w porównaniu ze śledztwem prawdziwym.
– Co ci znowu odjebało? – 1GN1T3 wyglądał na zagubionego w rozmowie.
– Nieważne, nieważne. To prawdziwe nazwisko, czy też… coś zmieniała?
– Prawdziwe.
– 1GN1T3, tak swoją drogą to zmieniłbyś sobie pseudo. Brzmi jak z bloga jedenastoletniej idiotki.
• • •
Pod mieszkanie Rozalii przyjechali późnym wieczorem. Mieszkała w ogromnym wieżowcu, na czternastym piętrze. Zaparkowali samochód i weszli do środka. Bez problemu minęli śpiącego ochroniarza i wjechali windą. Daniel miał nadzieję, że zdążą na czas. Szli korytarzem obitym drewnem, stąpając po ciemnoczerwonym dywanie.
– Szerokie przejście, kwiaty w donicach, elegancki dywanik. Czynsz musi być zabójczy – Daniel szedł szybko, zdecydowanym krokiem. Tuż obok Magda musiała podbiegać.
Zbliżając się do drzwi, sięgnął po rewolwer. Dał znak, żeby zrobiła to samo ze swoim coltem.
Zapukał.
Usłyszeli chrobot przy drzwiach. Otworzyła im kobieta w średnim wieku. Stała boso, w czarnym żakiecie i białej koszuli. Widocznie niedawno wróciła z pracy albo jakiegoś spotkania.
– Komisarz Kowalski – Daniel pokazał odznakę. – Możemy wejść? – Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu.
Rozalia otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła ich do środka. Była zdezorientowana i trochę wystraszona, ale nie robiła problemów.
– Stało się coś? Widzę, że państwo są wyjątkowo zdenerwowani.
Daniel podszedł do okna i zawiesił na nim jeden z medalionów. Na podłodze rozsypał szary proszek. To samo zrobił z kolejnymi oknami.
– Pani Rozalia Einrich? – zapytał w końcu, otrzepując dłonie.
– Tak, to ja. Powie mi pan, co się stało? – Zamknęła i zaryglowała drzwi. Magda stała obok i podziwiała przestronne, bogato urządzone mieszkanie. Skórzane meble, drewniane podłogi, szklane dodatki. Zauważyła jedno uchylone okno – wiatr podnosił delikatnie firanę.
– Mamy powody przypuszczać, że grozi pani śmiertelne niebezpieczeństwo. – Kowal wyjrzał przez okno, z którego widać było niemal całe, tętniące życiem nawet o tej porze, miasto. W oddali widział światła Wawelu, trochę bliżej reflektor wskazywał jasną wiązką niebo nad Rynkiem. Przyglądając się dostatecznie uważnie można było dojrzeć poruszające się punkciki ludzi i wyraźniejsze już bryły samochodów. Próbował przypomnieć sobie, jaka impreza ściągnęła większość miasta pod Sukiennice. Bez skutku. Spojrzał w dół i dostrzegł, a bardziej wyczuł Zerila. Sprawa była poważna, bo Strażnik wyszedł z klubu wieczorem, gdy przychodziło najwięcej gości i był wtedy najbardziej potrzebny. Jego siwe włosy powiewały na wietrze. Stał przy jednym z drzew.
– Śmiertelne niebezpieczeństwo? – Rozalia opadła na fotel. Poczuła wzbierającą histerię, ale nie chciała poddać się tej emocji. – Co się dzieje?
– Prawdopodobnie ktoś chce panią zabić i dzisiaj tutaj przyjdzie.
Parsknęła śmiechem.
– Zabić? Niby mnie? Jestem urzędnikiem niższego szczebla, na Boga!
Daniel rozglądał się po okolicy, jednak ze względu na wysokość i ciemność jego pole widzenia było bardzo ograniczone. Wytężał wzrok jak tylko mógł, ale nawet wyostrzający widzenie wyciąg z nefretki nie pomagał.
– Czytała pani o ostatnich zabójstwach? – zapytał, nadal uważnie obserwując sąsiedztwo.
– Te rytualne mordy? – Urzędniczkę przeszył dreszcz.
– Tak.
– I on chce mnie zabić? – Skuliła się w fotelu, podciągając kolana pod brodę.
Kowal zajął miejsce przy ławie. Schował broń i wyciągnął paczkę cameli.
– Co pani, głucha jest?! – nie wytrzymał w końcu. Wyjął papierosa.
Obruszyła się.
– Nie jestem głucha, za to pan niegrzeczny. I proszę tutaj nie palić – ostentacyjnie pomachała dłonią przed nosem.
Daniel zgasił zapałkę. Wypuścił nosem dym.
– Zapewniam panią, że ma pani większe problemy niż moje maniery i palenie. – Przysunął wazon z kwiatami i strzepnął do niego popiół. Pani Einrich oburzyła się jeszcze bardziej teatralnie, sięgnęła po wazon i poszła po popielniczkę.
– Mógłby mi pan przypomnieć swoje nazwisko? Nie dosłyszałam przy wejściu.
Magda usiadła obok Kowala.
– Komisarz Daniel Kowalski z VI Wydziału Zabójstw – widocznie pytanie poprawiło Kowalowi humor, bo mówiąc to uśmiechał się szeroko.
– Nie powinno być was tu więcej, skoro grozi mi tak wielkie niebezpieczeństwo?
– Reszta przyjedzie, jak już będzie za późno. Jak zwykle. – Podliczał w myślach, ile dni upłynęło od pierwszego zabójstwa. – Dziś mija szósty – szepnął.
– Więc musi się pojawić. Ale jak on ją znajdzie? – Magda rozejrzała się po mieszkaniu. Wyczuwała zagrożenie. Adrenalina nie pozwalała zebrać myśli i siedzieć spokojnie.
– Wiesz, kim jest. Znajdzie sposób. – Zerknął na zegarek. – Ma jeszcze kilka godzin.
– A kim ON jest? – Rozalia położyła popielniczkę na szklanym blacie.
– Mordercą – uciął krótko Kowal. – Mogę prosić o herbatę?
– Jasne – posłała mu lodowate spojrzenie. Obróciła się na pięcie i wróciła do otwartej, połączonej z salonem kuchni, którą oddzielał od pokoju szeroki blat. Kowal poszedł sprawdzić, czy drzwi są na pewno zamknięte. Po upewnieniu się, że tak, położył rewolwer na stoliku. Patrzył czujnie na okna. Magda podążyła za jego wzrokiem.
– Na czternastym piętrze?! Żartujesz sobie.
– Nie, nie żartuję. Ma pani szczęście, pani Einrich. Ostatnią ofiarę musieli składać jak puzzle. Podobno do tej pory nie znaleźli palca.
Szklanka upadła na podłogę, tłukąc się na dziesiątki fragmentów.
– Ma-mamy tutaj o-ochronę – wyszeptała urzędniczka łamiącym się głosem.
– Oczywiście, że macie, ale w tej sytuacji to niewielka pociecha – wyszczerzył zęby Kowal. – Ale niech się pani nie martwi. Ja tu jestem. – Otworzył bębenek smith & wessona i sprawdził naboje, mimo pewności, że wszystkie są na swoim miejscu. – Zeril czeka na zewnątrz – szepnął Magdzie na ucho.
– Właśnie, zapomniałam zapytać. Kim on jest?
– Powiedzmy, że to uosobienie władzy sądowej demonów i organ egzekucyjny w jednym. Magda?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

15
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.