– Ok. Oczywiście. Już nic nie mówię. Buzia na kłódkę. Zaparkował tuż obok odrapanej, szarej kamienicy. Wysiadł, sięgnął na tylne siedzenie po sfatygowany płaszcz i wkładał właśnie lewą dłoń w rękaw, gdy podszedł do niego policjant. Jeden z tych, którzy do tej pory dzielnie stali w deszczu, pilnując porządku wśród gapiów. – Dobry wieczór, komisarzu. – Mężczyzna zmierzwił włosy pod policyjną czapką, poprawiając ją po chwili. – Tym razem wygląda to wyjątkowo paskudnie. – Dzięki, Roszyński. Widziałem już zdjęcia. Technicy zebrali materiał? – Pewnie w tej chwili kończą. Do Kowalskiego podszedł mały, chudy człowiek. Na nosie miał okulary, a w dłoni wyciągnięty przed siebie dyktafon. – Panie komisarzu, czy mógłby pan powiedzieć, co się tutaj wydarzyło? Piszę artykuł do gazety. Daniel poprawił płaszcz i nieoczekiwanie uderzył dziennikarza prawym prostym. – Opisz to – warknął. Dyktafon upadł w kałużę roztrzaskując się na kawałki pod butem Daniela. – Zabierzcie to ścierwo z chodnika! – rzucił do policjantów idąc w stronę klatki schodowej. Chudy wytarł dłonią krew z wargi i zebrał resztki sprzętu. – Zgłoszę to do komendanta, Kowalski! Nie jesteś pierdolonym szeryfem! W odpowiedzi Daniel pokazał mu środkowy palec i zniknął za drzwiami, zamykając je z hukiem za sobą. Skrzypiącymi schodami wszedł na pierwsze piętro. Kilku lokatorów przyglądało się zza uchylonych drzwi. Kolejni policjanci stali przy mieszkaniu numer 8, spisując zeznania sąsiadów. Kowalski niedbale machnął odznaką i wszedł do środka.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Co mamy, chłopaki? – zapytał odpalając kolejnego papierosa. Młody mundurowy podszedł do niego i przedstawił wstępny raport. – Młoda kobieta, dwadzieścia cztery lata. Barbara Romska. Mieszkała tutaj sama. Jakieś dwie godziny temu znalazł ją sąsiad. Technicy mówią, że ciało leży tak już drugi dzień. Nikt nic nie wie. Daniel wychylił się zerkając do sypialni, gdzie scena z przefaksowanego zdjęcia uderzała w oczy pełnią kolorów. – Oczywiście, że nikt nic nie wie. Jak zginęła? – Sprawca podciął jej gardło. Potem otworzył żyły na nadgarstkach i krwią wyrysował „B” i „R” na ścianie. Najprawdopodobniej jako inicjały. Nie wiem, co innego mogą oznaczać. – Znaleźliście coś przydatnego? – Daniel oglądał uważnie pokój. Zatrzymał wzrok na mokrym dywanie; deszcz dostawał się do środka przez rozbitą szybę. – Jeszcze nic. – Dobra, prześlijcie mi jak najszybciej raport. I dajcie znać, jeśli znajdziecie… – zamyślił się, marszcząc czoło – …ślady noża. Na ścianach albo na meblach. Gdziekolwiek. – Oczywiście, panie komisarzu. Świadkowie twierdzą, że ofiara tydzień temu pokłóciła się ze swoim chłopakiem. Trzasnął drzwiami i wyszedł. Maciej Zerek, mieszka przy Lea 33. – Taa… sprawdzę. – Daniel przygasił papierosa w popielniczce stojącej w przedpokoju. Nie pojechał pod wskazany adres. Zamiast tego udał się do swojego dwupokojowego mieszkania. Powiesił płaszcz w szafie, odpalił papierosa i wrzucił lasagne do mikrofali. – Nieciekawy widok. – Daj spokój, bywało… krwawiej. – Bywało. Ale i tak takie coś potrafi namieszać w głowie. Nie sądzisz, że narracja pierwszoosobowa pasowałaby bardziej do tego opowiadania? – Dawno już nie pisałem w ten sposób. – Wiem. Dlatego Ci podpowiadam. – Coś nie w porządku? – Opowieść o detektywie powinna być prowadzona w pierwszej osobie. – Ktoś mi ostatnio wypominał, że jestem mało oryginalny. A tak, czekaj – Ty. – Klimat człowieku, zrozum. – Taaa… jasne. Wyjąłem gorący posiłek i siadłem przy stoliku w pokoju. Miałem udać się do baru Północ, ale stwierdziłem, że równie dobrze mogę napić się jutro. Byłem już zbyt zmęczony. Sądziłem, że czeka mnie kilka tygodni odpoczynku po ostatnim zabójstwie, ale życie po raz kolejny zweryfikowało moje plany. Musiałem zająć się tą sprawą. Musiałem, bo nikt inny nie podejrzewałby demona. Właściwie to już WIEDZIAŁEM, że to demon. Rzadko zdarzają się w tym mieście psychole aranżujący w ten sposób miejsce zbrodni. Mimo naszego polskiego, wprawdzie dość urozmaiconego, ekosystemu seryjnych morderców – rozmaitych PRL-owskich Skorpionów, tudzież Wampirów z Zagłębia – nie jesteśmy Ameryką. Po kolacji włączyłem, jak zwykle niezastąpionego, Sinatrę i ułożyłem się na łóżku, z poduszką pod głową i wyciągniętymi nogami. Nie mogłem zasnąć do 3:17. Wiem to dokładnie, bo co chwila zerkałem na czerwone diody zegarka, układające się w cyfry. – O cholera. – Co się stało? – Im bardziej wczuwam się w postać, tym więcej o niej wiem. Straciłem syna, prawda? – Zaskakujący zwrot akcji w połowie opowiadania – skreślone. Dziękuję Ci za Twoje nieocenione zasługi w utrudnianiu mi pracy. – Nie wiedziałem, że fabuła ma się oprzeć na mojej przeszłości. – Już nie będzie. – Więc straciłem syna? – Tak, zabił go demon. Twoja dziewczyna, nie mogąc sobie z tym poradzić, odeszła. Zostałeś sam. Od tamtej pory zamknąłeś się w sobie i jesteś cynicznym odludkiem. – Jestem cynicznym odludkiem. Pójdę sobie strzelić w łeb. Chyba że mam jakieś tabletki nasenne gdzieś w mieszkaniu? – Cholera jasna. To było piętnaście lat temu! Doszedłeś już do siebie i podoba Ci się życie samotnika. – No tak, bo przecież komu by się nie spodobało? – Może zajmij się śledztwem, dobra? – Wczuwam się w rolę. Być może niedługo będą przyznawać Zajdla głównym bohaterom. Chciałbym dobrze wypaść. – Nie będą. – Jesteś pewien? – Absolutnie. – Dobra, to chcę dobrze urządzone mieszkanie. Dość mam już włóczenia się po slumsach. Mogę być samotnikiem, ale w stylowym mieszkaniu. – A skąd niby będziesz miał pieniądze na ten luksus? – Przypieprzyłem dziennikarzowi w zęby i mnie za to nie zawieszą, więc mogę też żyć w luksusie. – Dobrze, niech będzie. – I chcę mieć przy sobie dużo pieniędzy. Gdy odejdziesz od opowiadania, będę mógł iść do teatru. Albo gdzieś. – Odkąd to pokazy striptizerskie awansowały do miana spektaklu teatralnego? Ominęły mnie jakieś zmiany kulturowe? Ale DOBRZE. Masz pieniądze. Zastanawiałem się, czy to któryś z tutejszych demonów, czy też pojawił się nowy mieszkaniec pomroku. Miejscowych w większości znałem. Przesłuchiwałem ich wielokrotnie i wydawali się dość spokojni. Bliższym prawdy byłoby jednak stwierdzenie, że po prostu żaden nie miał powodu zabić człowieka. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Może warto przesłuchać tego… cholera, wyleciało mi z pamięci… Zereka? Wstałem o siódmej trzydzieści. Poszedłem do łazienki i przestraszyłem się własnego odbicia. Miałem tak podkrążone oczy i niezdrową cerę, że na miejscu zbrodni spokojnie ktoś mógłby pomylić mnie ze sprawcą. – EJ! – Tylko nie dużymi literami, proszę Cię, Autorze… Chyba za bardzo wczułem się w rolę. – Dlaczego nie mogę napisać, że szybko wziąłeś prysznic i poszedłeś na komendę? – Bo nie mogę szybko wziąć prysznica i pójść na komendę. – A to niby dlaczego? – Zostawiłeś mnie wczoraj na noc… – Fakt, zrobiłem sobie przerwę w pisaniu. Ale co to ma do rzeczy? – A to, że dałeś mi też pieniądze. Wczuwałem się w rolę i doszedłem do wniosku, że muszę śmierdzieć alkoholem. Klimat, rozumiesz. Więc jednak poszedłem do tego baru. Jest dwie ulice stąd. Nocą to miasto tętni życiem! – Wiem… właśnie jutro… tfu… dziś miałeś o tym opowiedzieć. – Nie przeciągając – mam potwornego kaca. Zróbmy coś niewymagającego ode mnie za dużo, dobrze? |