– Młoda kobieta, dwadzieścia cztery lata. Barbara Romska. Mieszkała tutaj sama. Jakieś dwie godziny temu znalazł ją sąsiad. Technicy mówią, że ciało leży tak już drugi dzień. Nikt nic nie wie. Zmierzchało. Światło księżyca w pełni padało na korony drzew, mieniąc się i srebrząc powierzchnie liści. Nieruchome cienie kładły się na ulicach. Daniel szedł powoli – zdenerwowany co chwila rozglądał się dokoła. Wiedział, że ktoś go śledzi. Czuł wzrok prześladowcy od kilkunastu minut. Liście zaszumiały wzbudzone wiatrem. – Może mi powiesz, kto mnie śledzi? Straszno tak iść samemu, przemierzając te „kładące się na ulicy cienie”. Gdzie on dokładnie jest? Ułatwisz mi sprawę, Autorze, i będę Ci naprawdę bardzo wdzięczny. A tak na marginesie, nie podoba mi się to wszystko. Zmieniłbyś scenerię na słoneczną plażę obmywaną błękitnym, szumiącym morzem. HEJ! Wiem, że jesteś zdziwiony i zapewne zszokowany faktem, że odezwała się do Ciebie postać z opowiadania, ale ON SIĘ ZBLIŻA! I co ja mam teraz robić?! Zwykle to Ty kierowałeś moimi poczynaniami. Jeszcze jedno: jeśli masz ochotę coś mi przekazać, to PRZESTAŃ MÓWIĆ, bo i tak Cię nie usłyszę i PRZELEJ TO NA PAPIER. Tylko WCZEŚNIEJ zrób coś z tym kimś/czymś, co mnie śledzi, bo za chwilę wyskoczy zza krzaków i będzie szybki THE END. A to nie spodoba się ani Tobie, ani tym bardziej mnie. … – Fajny trzykropek. Teraz czuję się naprawdę bezpieczny. Pff… Czujnik ruchu, zamontowany nad drzwiami garażowymi, uruchomił reflektor. Jasny promień rozświetlił podjazd i część ulicy. Szary kontur poruszył się na granicy widoczności i znikł między drzewami. Przez chwilę słychać było szelest i trzask łamanych gałązek, gdy istota oddalała się pośpiesznie, wiedząc, że nie zdoła już zaatakować z zaskoczenia. – Tak się wystraszył zwykłej żarówki, że aż łamał gałęzie uciekając? Ciekawe, cóż to był za straszny potwór? Może pudel? W każdym razie… dzięki. Trochę nie za dobrze stylistycznie, ale w końcu to nie ja jestem tutaj pisarzem i się pewnie nie znam. Teraz możemy spokojnie porozmawiać :-) Gwoli wyjaśnień – to był uśmiech, bo przecież nie wiesz co robię, dopóki tego nie opiszesz. Pozwól, że zapytam, bo ciekawość mnie zżera – opisujesz te miejsca z wyobraźni czy masz jakieś niemiłe przeżycia z dzieciństwa? Zawsze się, cholera, szlajam po zaułkach, „deszczową porą” i pewnie kiedyś będę cierpiał z powodu artretyzmu. – Nie możesz mieć artretyzmu, dopóki tego nie opiszę. Tak zrozumiałem. – Naprawdę powalająca pierwsza kwestia! Nie ma co! Bohater opowiadania odzywa się do Ciebie, a Ty błysnąłeś ciętą ripostą. Och, Ty mój błyskotliwy obserwatorze rzeczywistości. Ja pewnie próbowałbym użyć BACKSPACE myśląc, że to jakieś przeoczenie i wklepałem przypadkowo kilka literek za dużo. Zdarza się po wódce. – Tak zrobiłem, ale to nic nie dało. I nie, nie piję. Przynajmniej nie dzisiaj. – To trzeba było mi to napisać. Skąd niby mam wiedzieć co Ty tam robisz? W końcu Ty żyjesz w prawdziwym świecie, a ja na papierze. – Na ekranie monitora. Dawno już nie pisałem na papierze. – Właśnie, właśnie. Wiedziałem, że coś się zmieniło, bo pewnego dnia poczułem się naprawdę dziwnie. Biegnę POD drzwi jakiegoś budynku, nagle świat mi się rozmazuje i biegnę DO drzwi budynku. Wcześniej dostawałem gumką w łeb. – Urok cyfrowego zapisu. Mogę poprawiać wszystko na bieżąco. – To zmień scenerię na przytulny pokoik z gorącą herbatą czekającą na stoliku, ładnie proszę? Zamarzam tutaj. Daniel siedział wygodnie w czerwonym skórzanym fotelu. Poprawił mankiety białej koszuli i teatralnym gestem strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa markowej marynarki. Na drewnianym stole, solidnym, ale subtelnie wykończonym ręką zdolnego stolarza, stała filiżanka gorącej malinowej herbaty. – Nie możesz chyba zamarznąć, jeśli nie napiszę, że zamarzasz? – O proszę, cóż za prezentacja zdolności dedukcyjnych! Ty jesteś pewnie jakimś profesorem, przyznaj się. Żebyś tylko w każdym opowiadaniu był takim tytanem logiki… Za oknem drugi już dzień prószył śnieg, przez co wewnątrz było przejmująco zimno. Syberia w tej chwili wydawała się być tropikalnym rajem. Ogrzewanie dwa tygodnie temu trafił szlag. – Dobra, dobra, żartowałem przecież. NAPRAWDĘ zamarzam! Na szczęście Daniel przygotował zapasy drewna, którym palił teraz w kominku. Płomienie wesoło tańczyły na suchym polanie, dając przyjemne ciepło. Co jakiś czas z paleniska strzelały iskry. – Całkiem nieźle. Szczególnie ten fragment o wesołym tańczeniu. Naprawdę. – Dzięki. – Co Ty właściwie teraz robisz? Na Twoim miejscu chodziłbym nerwowo w kółko – zdziwiony, zszokowany i zdezorientowany. Z drugiej strony widziałem już tyle rzeczy, że… hehe… pamiętasz akcję na krążowniku kosmicznym? Cholera, te pieprzone, pełzające kreatury z pancerzem na całym ciele nieźle mnie wtedy wystraszyły. Ale dałem im popalić, nie? – Aaaach, „Niemy krzyk”. Pamiętam to opowiadanie! Jedno z pierwszych. – Taaak… tylko dlaczego nie mogłem porozmawiać sobie z interesującą kobietą, z którą później wylądowałbym na plaży w Malibu? Romans. – Nigdy nie ciągnęło mnie do pisania romansów. Przepraszam, chyba powinienem… napisać Ci coś pogodnego. – Daj spokój, przynajmniej jest ciekawie! Zawsze miałem szczęście oraz potrzebne umiejętności. I nie przytrafiło Ci się opowiadanie bez happy endu. A pamiętasz ten wątek miłosny z Moniką? Naprawdę wspaniałą dziewczynę stworzyłeś! Więc co planujemy tym razem? – Jeszcze nie wiem. – Jak to nie wiesz? A ten śledzący mnie… ktoś? – Tak sobie pisałem. To miała być opowieść w stylu noir, ale w czasach współczesnych, w dodatku z elementami fantasy. Jak to się stało, że się do mnie odezwałeś? – Tak jakoś. Tyle czasu ze sobą spędziliśmy, a nigdy nie miałem okazji z Tobą porozmawiać. Ponadto czasem czuję się po prostu samotny. Szczególnie w scenach, w których podróżuję sam jak palec. Zawsze w deszczowe dni! No za cholerę nie ma do kogo mordy otworzyć! W każdym razie, wielkie dzięki za garnitur. Jest w porządku i do tego świetnie dopasowany. I wiesz co? Dopiję tylko herbatę i bierzemy się za robotę. Jestem ciekaw, w co mnie wpakujesz tym razem. A jeszcze bardziej tego, jak będę wyglądał. Stylistyka noir mi pasuje. – Może… napiszę Ci jakieś pogodne, optymistyczne opowiadanie… – Z kotkami i misiami koala? Przestań pieprzyć. Piszesz teraz dla jakiegoś magazynu dla trzynastoletnich dziewczynek? Owszem, chętnie bym sobie odpoczął gdzieś na plaży, ale zawsze możesz mi zafundować taki weekend w pierwszym lepszym opowiadaniu. Pisz normalnie, pisarzu! Chwyć wenę za bary! – Nie pajacuj. Chciałbym na chwilę przerwać pisanie. Poukładać to wszystko. Rzadko rozmawiam z kimś, kto nie istnieje. Powiedziałbym nawet, że nigdy, odkąd skończyłem siedem lat. – Ja tak mam każdego dnia. – Pójdę spać, a jutro weźmiemy się za opowiadanie. Dobrze? – Ty tu rządzisz. – Mam pewien pomysł… Daniel stał przed ogromnym oknem swojej sypialni, podziwiając miejski zachód słońca. Niebo barwiło się tysiącem odcieni czerwonego, żółtego i pomarańczowego koloru. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze apartamentowca. Widok z okna zapierał dech w piersiach. Urządzone było ze smakiem, a jego wystrój opierał się na szkle i drewnie. Bohater przeszedł do salonu, gdzie usiadł na wygodnej, obitej delikatną skórą kanapie. Przed nim, na dębowym stole ze szklanym blatem, znajdowała się butelka jacka danielsa, a tuż obok niej szklaneczki do whiskey, coca-cola i metalowa, lśniąca salaterka z kostkami lodu. Obok stała misa z owocami i wykwintne, wspaniale pachnące danie, które przygotowano na specjalne zamówienie i dostarczono zaledwie kilka minut temu. Na samym środku leżała zaś gruba książka w okładce oprawionej brązową skórą. W tle słychać było utwory Franka Sinatry – w tej chwili „Bad, Bad Leroy Brown”. – Pachnie pysznie. A co to za książka? – Moja biografia. Jakbyś chciał mnie lepiej poznać. Dobrej nocy! – I Tobie też. Dzięki. – Jesteś? – Oczywiście. Ciekawy z Ciebie człowiek. Dzięki za książkę. – Nie ma sprawy. Zastanawiało mnie, czy to się uda. Przecież napisałem tylko, że to moja biografia. – Udało się. |