powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXII)
grudzień 2011

Pod Parasolem nostalgii
‹Rykarda Parasol (k) 24.11.2011›
To miłe, gdy ta sama znakomita artystka po raz trzeci w ciągu kilku lat występuje na tej samej scenie. Jeszcze milsze, kiedy w każdym przypadku brzmi inaczej. 24 listopada we wrocławskim Firleju, podobnie jak zeszłego grudnia i w maju 2008 r., zaśpiewała Rykarda Parasol – nie mniej niż zwykle urzekająca, za to nieco bardziej nostalgiczna.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wrocławski koncert, tak jak w minionych latach, stanowił część dłuższej trasy, tym razem wiodącej niemal wyłącznie po klubach w naszym kraju. Rzecz o tyle nie dziwi, że wokalistce nie brak polskiej krwi – o czym nieraz i tutaj, i ówdzie dało się przeczytać. Jednak sam występ z 24 listopada znacząco różnił się od poprzednich, choćby ze względu na instrumentarium oraz muzyków, którzy wprawiali je w ruch: oto, w Firleju po raz pierwszy, Rykardzie Parasol towarzyszyli Piotr Aleksandrowicz i Marcin Partyka. Za ich sprawą fakt, że tournée zdominowane zostało przez polskie miasta, zaskakuje zresztą w jeszcze mniejszym stopniu.
Gitarzysta Aleksandrowicz i klawiszowiec Partyka – przedstawieni przez swoją szefową jako Szwedzi, pod przekręconymi nazwiskami – siedzieli po obu stronach władającej środkiem sceny wokalistki. Ta, wyposażona w gitarę akustyczną, tym razem ubrana w długą, czarną suknię i przykuwające wzrok korale, tradycyjnie już często rozmawiała z publicznością, nie zapominając jednak, że jest na scenie głównie po to, by śpiewać. Ze względu na brak perkusji całość brzmiała dość miękko – przynajmniej w porównaniu z ostatnim występem – a tęsknoty i smutku zdawało się więcej niż nietłumionego gniewu. Mocno wybijał się głos Parasol – oczywiście zachrypnięty, niekiedy słabiej, niekiedy silniej naznaczony dymem tudzież whiskey. Wybornie nadający się do mrocznych protest songów z Teksasu rodem.
Bywało, że artystka stała przed publicznością sama, a wówczas całkiem mimo wszystko żywiołowa muzyka, stanowiąca bardziej rockowe i bluesowe podejście do amerykańskiego dziedzictwa, ustępowała akustycznym balladom. Częściej jednak Parasol pozwalała, by akompaniowała jej wzmiankowana dwójka – wspólnie przeto wygrywali najlepsze kompozycje z obu dotychczasowych płyt (tym razem, ku uciesze audytorium, rozbrzmiała i „Hannah Leah” z debiutu, tak dokuczliwie nieobecna przed rokiem). Pojawił się też jeden nowy utwór, zdominowany przez głośne nucenie i wokalizy. Przydał się jako pretekst do zapowiedzenia nadchodzącego albumu, który ujrzeć światło dzienne ma w marcu 2012 r.
Nie zabrakło oklasków, a w rezultacie i bisów, na które pani wieczoru wychodziła wraz z zespołem dwukrotnie. Mimo to koncert trwał krótko, bo niespełna półtorej godziny. Tym samym o 21:30 można już było opuścić salę – z niebezpodstawną chyba nadzieją, że powiedzenie „do trzech razy sztuka” w tym przypadku się nie sprawdzi i śpiewająca o ciemnej stronie człowieczeństwa blondynka z gitarą nie zagrała jeszcze we Wrocławiu ostatniej nuty.



Organizator: ODA Firlej
Miejsce: Wrocław, Firlej
Od: 24 listopada 2011
Do: 24 listopada 2011
WWW: Strona
powrót; do indeksunastwpna strona

181
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.