– Może zerkniemy w pana statystyki złapanych kryminalistów? – Daniel zajął miejsce przy stole. – Taki z ciebie cwaniak, a twój kosiarz zabił wczoraj dwie kolejne kobiety. – Gwiazda zmarszczył gniewnie brwi i oparł się rękoma o stół, próbując górować nad podwładnymi. Na białej tablicy za komendantem wisiały zdjęcia ofiar. Gwiazda odwrócił się do niej i zaświecił czerwonym, punktowym laserem. – Leokadia Oleyseva, lat dwadzieścia sześć. Znaleziono ją dziś rano. Zgon nastąpił wczoraj między czwartą a piątą trzydzieści. Druga to Felicja Emska, lat siedemnaście. Rodzice znaleźli jej ciało na łóżku w sypialni, gdy wrócili ze spotkania ze znajomymi. Zgon nastąpił około osiemnastej. Teraz powiedzcie mi panowie, jak ja mam wytłumaczyć ich rodzinom co się stało? Kowal, może teraz zabłyśniesz? Chcesz z nimi porozmawiać i wytłumaczyć, dlaczego ich córka nie oddycha? Dlaczego jej krew znajduje się na ścianach pokoju, na łóżku, na meblach, prześcieradle, poduszkach i pluszowych misiach?! – Gwiazda uderzył w stół rękoma. Do gabinetu wbiegła Barbara. – Mamy kolejną – poinformowała, próbując uspokoić oddech. Przez moment zrobiło się nieznośnie cicho, a już po chwili każdy chciał coś powiedzieć. W sali zawrzało. Barbara stała w drzwiach. Chrząknęła. – Są świadkowie, którzy widzieli sprawcę. To było piętnaście minut temu, właśnie zakończyłam rozmowę. Wszyscy zerwali się z krzeseł i ruszyli do wyjścia. Gwiazda wstukiwał numer w komórkę. Radiowozy na sygnale wyjeżdżały z piskiem opon z parkingu. Kowal stał w oknie swojego gabinetu, obserwując sytuację przez przygięte palcem żaluzje. Usiadł przy biurku i przeglądał raporty o dotychczasowych morderstwach. Wiedział, że pościg nie da żadnych efektów. O trzynastej czterdzieści siedem w drzwiach pojawiła się Barbara. Rozwiała ręką sinoszary dym wypełniający pomieszczenie. – Komisarzu, to wstępny raport o ostatniej ofierze. Pomyślałam, że będzie pan chciał go przejrzeć. Renata Edel. Daniel podniósł wzrok znad wypełnionej po brzegi papierośnicy. Zerknął na zegar na ścianie i przez dłuższą chwilę wydawał się zupełnie nieobecny myślami. Niespodziewanie zerwał się z fotela. Coś mu zaświtało. Spotkanie z Magdą o czternastej. Założył płaszcz, a wychodząc wyrwał teczkę z rąk kobiety. – Dzięki. Jestem ci dłużny. – Nie pierwszy raz. Deszcz za oknem starał się najprawdopodobniej zmyć Kraków z powierzchni Ziemi. Magda siedziała przy stoliku, w kącie La Strady, pijąc kawę. Dźwięczny dzwonek nad drzwiami zaanonsował nowego gościa. Daniel rozejrzał się po stolikach i podszedł do niej. Był cały mokry. Rzucił na stolik teczki z informacjami o ofiarach. Kilka spadło na podłogę. – Stało się coś? – Magda patrzyła na jego pokaz złości bez emocji. – Nie mam pojęcia, w jaki sposób dobiera ofiary – Daniel schylił się po papiery. Spojrzał na trzy leżące obok siebie zdjęcia. Zamarł. – Co tam masz? – Magda przyglądała mu się zaciekawiona. Kowal kucał dłuższą chwilę. Na jego ustach pojawił się uśmiech. Na każdej fotografii widać było ciała kolejnych kobiet i ich inicjały, wymazane krwią na ścianach. Barbara Romska, Agnieszka Gruz, Elżbieta Nikło… „B” „R” „A” „G” „E” „N” Usiadł przy stoliku i przewertował pozostałe teczki. W ostatniej zabrakło zdjęcia. Nie było jednak potrzebne. Wszystko ułożyło się w spójną całość. Czwarta ofiara: Leokadia Oleyseva, piąta: Felicja Emska. Ostatnia – Renata Edel. „B” „R” „A” „G” „E” „N” „L” „O” „F” „E” „R” „E” – Skurwysyn – Daniel, roztrzęsiony z podekscytowania, spojrzał na Magdę. – Pierdolony matkojebca. Rozwiązanie mieliśmy przed oczami! Magda początkowo nie wiedziała w czym rzecz. Popatrzyła na zdjęcia ofiar, poukładane jedno obok drugiego. I na inicjały. Zrozumiała. – Podpisał się… – Filiżanka wysunęła się z ręki, ale kobieta zdążyła chwycić ją opuszkami. Kawa spłynęła jednak po stoliku. – Tak – Daniel zaciągnął się głęboko odpalonym przed momentem papierosem. – Kurwa, jak mogłem to przeoczyć?! – Dopiero wczoraj dowiedziałeś się jak ma na imię – zauważyła. Kowal skrzywił się na myśl, że to całkiem dobry argument. – Tak, ale mogłem zainteresować się tymi literami. Myślałem, że to tylko pieprzone inicjały! – Walnął w stół, aż zatrzęsła się filiżanka. Kilku klientów spojrzało na niego ze zdziwieniem. Magda położyła swoją delikatną dłoń na jego potężnej pięści. Powinienem był to zauważyć! – Jego mięśnie zadrżały ze zdenerwowania. – Daniel – zaczęła spokojnie. Jej głos działał na niego kojąco. – Nie mogłeś tego dostrzec wcześniej. To nie twoja wina… Przez chwilę wpatrywał się w tlącą końcówkę papierosa. Zgasił go w połowie i wstał od stolika. – Chodź. – Gdzie? A rachunek? Rzucił banknot na stolik. – Musisz mi pomóc. Pojechali do mieszkania. Daniel rozłożył łóżko, odsunął stolik i postawił na nim kilka szklanych fiolek oraz strzykawkę z bardzo długą igłą. Magda usiadła na fotelu i przyglądała się z zainteresowaniem, ale też z narastającą dezorientacją. Wymieszał składniki w pustej fiolce. Następnie przygotował płyn w strzykawce. Ułożył wszystkie przedmioty na blacie i przyglądał im się przez chwilę. Pobiegł do drugiego pokoju i przyniósł stoper. – Dobra. Będziesz musiała mi pomóc. – Rozebrał się do pasa i ułożył na łóżku. Sięgnął po fiolkę z niebieskim, emanującym nikłą poświatą płynem. Magda ze zdziwienia rozchyliła usta. – Gdy to wypiję, włączysz stoper. Dokładnie po pięciu minutach i trzydziestu sekundach włożysz strzykawkę prostopadle do ciała w to miejsce – wskazał palcem punkt na wysokości serca. Zawiesił na chwilę głos, wstał i przyniósł marker. Ułożył się ponownie i zaznaczył czarnym tuszem miejsce, które wskazywał wcześniej. Magda była coraz bardziej przestraszona. – Człowiek może przebywać w stanie śmierci klinicznej od trzech do pięciu minut. Założyłem cztery minuty od momentu zadziałania mieszanki. Dokładnie po pięciu minutach i trzydziestu sekundach – Daniel podkreślił raz jeszcze podany czas – zdecydowanym ruchem włożysz igłę w serce i wstrzykniesz płyn. Nie musisz być ostrożna, bo i tak niczego nie poczuję. Tylko nie zwlekaj zbyt długo. – A-Ale… Daniel… Jak to w serce? – wymamrotała oszołomiona rozwojem sytuacji. – Włożysz ją prostopadle do ciała. Serce jest dość duże, na pewno trafisz. Zaznaczyłem punkt między żebrami, nie powinno być problemów. – A jeśli nie trafię?! – Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Wszystko zrozumiałaś? – Tak… n-nie… Daniel, musisz to robić?! – Weź stoper. Trzęsącą się ręką wykonała polecenie. Daniel oparł głowę o podłokietnik i wypił miksturę. Oczy rozbłysły mu na niebiesko, a bezwładna ręka opadła na podłogę. Magda włączyła stoper i sięgnęła po strzykawkę. Ze zdenerwowania łzy napłynęły jej do oczu, ale wytarła je dłonią i starała się uspokoić. Oddychała głęboko. Daniel stał na łące. Słońce raziło w oczy, a nieboskłonem leniwie wędrowały białe chmurki. Kilka metrów przed nim znajdowała się olbrzymia, kunsztownie wykończona brama z białego złota, które mieniło się srebrzyście. – Autorze, czy ja wiem co robię? – Wiesz. – To dobrze, bo ta strzykawka wyglądała dość… poważnie. Nie żebym się bał, ale… no nic – dobrze, że wiem co robię. – Spokojnie. Ciesz się łąką i bajkową pogodą. – Łatwo napisać. – Tutaj bym polemizował. Wcale nie tak łatwo. – Chcesz się zamienić? Obok bramy rosło drzewo o intensywnie zielonej, rozłożystej, potężnej koronie. W jego cieniu odpoczywał człowiek – raz wydawał się starcem o siwych włosach, raz młodym chłopcem. Wstał, obserwując bacznie przybysza. |