powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXII)
grudzień 2011

Magiczny, kojący, soulowy
‹Andreya Triana (k) 27.11.2011›
Andreya Triana w wersji live to postać dużo bardziej energiczna i ciepła, niż można by sądzić po zawartości jej debiutanckiego „Lost Where I Belong”. I choć w niedzielny wieczór w Firleju nie zabrakło melancholijnego, momentami nawet rzewnego soulu, to występ zdominowała kołysząca, klimatyczna zabawa, dzięki której wszyscy zebrani opuszczali wrocławski klub w doskonałych nastrojach.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Drobnej Brytyjce podczas koncertu zorganizowanego w ramach cyklu „City Sounds” towarzyszyli dwaj gitarzyści i perkusista. Ze swoich zadań muzycy wywiązali się co najmniej dobrze, ale zostali kompletnie przyćmieni przez ciemnoskórą gwiazdę, której kariera znacznie przyśpieszyła od czasu kooperacji z Bonobo. Ta, kiedy tylko pojawiła się przed mikrofonem, a właściwie dwoma (które co chwilę zmieniała), od razu zjednała sobie, zebraną dość licznie, wrocławską widownię. Co najważniejsze, okazało się, że Triana to bardzo pogodna, a jednocześnie pełna poczucia humoru artystka, potrafiąca zachęcić słuchaczy do aktywnego współtworzenia występu – nie dość, że sama pięknie śpiewała, grała na instrumentach i obsługiwała część elektroniki, to jeszcze nieustannie balansowała na granicy sceny, niemal dotykając publiczności, do której zresztą w końcu zeszła podczas porywającego bisu. Bisu zwieńczonego fantastycznym coverem „Sweet Dreams” – zaaranżowanym jedynie przy udziale śpiewu i charakterystycznego dźwięku pochodzącego z ochoczo potrząsanych przez wszystkich kluczy. Efekt był powalający.
Wcześniej było to, czego można było się spodziewać – choćby najlepsze numery z debiutanckiego albumu („A Town Called Obsolete”, „Something in The Silence”, „Far Closer”), ale też inne pozycje, jak świetny „Grandma’s Hands” z repertuaru Billy’ego Withersa czy „I Love You More Than You’ll Ever Know” Donny’ego Hathawaya. Ten ostatni to delikatna, przejmująca ballada – takich melancholijnych perełek było wprawdzie kilka, ale większość z zaprezentowanych utworów wypadła nieco żywiej i bardziej pobudzająco niż w wersjach utrwalonych na studyjnej płycie – to zaowocowało wieloma okazjami do łagodnego kołysania się, co przypadło do gustu przede wszystkim przybyłym parom.
Od samego początku dało się widzieć i słyszeć, że Andreya była solidnie przygotowana – z przyjemnością i swobodą konwersowała z polską publicznością, śpiewała a cappella (kiedy rzekomo rozłączył jej się mikrofon), szalała wokalnie, wykorzystując sampler oraz różnorakie pogłosy i rozmycia, a w końcu zachwyciła firlejowskich gości podczas wzmiankowanego już bisu. Po takim show bez znaczenia pozostają nawet pewne niedoskonałości techniczne („shit happens” – skwitowałaby sama wokalistka), bo i tak nikt nie będzie o nich pamiętać. Wspominany będzie za to doskonały, soulowo-funkowy koncert, ciepła, nieco kameralna atmosfera i oczywiście sama Andreya Triana – przesympatyczna, jakby stworzona do sprawiania radości słuchaczom. Kolejną porcją przyjemności będzie jej nowy krążek, nad którym wokalistka cały czas pracuje – po takim występie, wśród wrocławian na pewno znajdzie on wielu nabywców. Co ważne, spokojne powinno być też „City Sounds” – o frekwencję i zainteresowanie kolejnymi odsłonami przedsięwzięcia.



Organizator: City Sounds
Miejsce: Wrocław, Firlej
Od: 27 listopada 2011
Do: 27 listopada 2011
WWW: Strona
powrót; do indeksunastwpna strona

182
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.