Dziewczyna zachwiała się mocno jakby pchnięta niewidzialną siłą, lecz zdołała ustać na nogach. Opuściła powoli ramiona i oplotła nimi wątły tułów. Zadrżała, jakby mimo świecącego jasno słońca, przeniknął ją chłód. Stała tak jeszcze przez chwilę, ciągle z zaciśniętymi powiekami, łapiąc oddech niczym po ogromnym wysiłku. Wreszcie otworzyła oczy i odetchnęła z ulgą. Najtrudniejszą część zadania miała za sobą. Nad polaną górował dumnie drewniany, dwumetrowej wysokości słup. Zdobienia znów zachwyciły ją misternym wykonaniem i gdyby nie wiedziała, jak powstały, zapewne rozwodziłaby się teraz nad talentem, który je zrodził. Cztery twarze spoglądały na świat niewidzącymi oczyma. Przeniosła spojrzenie na wysokość ramion rzeźby. Drobne, czerwone punkty jarzębinowych koralików odcinały się wyraźnie od ciemnej powierzchni drewna. Kulki były pełne, okrągłe, nabrzmiałe sokami, zupełnie jakby zostały zerwane z drzewa przed chwilą i dopiero co nanizane na nić. Wyciągnęła w ich stronę dłoń, niepewnie zacisnęła palce na ozdobie. Zamarła niezdecydowana. Znów zamknęła oczy i szarpnęła gwałtownie. … … Stuk… Stuk… Stuk… Stuk, stuk, stuk… Stuk, stuk, stuk, stuk, stuk… … … Korale posypały się w dół, odbijając się od zdobień posągu, lecz nim którykolwiek z nich dotknął ziemi, wszystkie rozpadły się w pył. Boginka odwróciła się plecami do środka polany i dopiero wtedy otworzyła oczy. Bez namysłu ruszyła w stronę porzuconego plecaka, byle tylko szybciej oddalić się od drewnianego posągu. Niemal odetchnęła z ulgą, gdy weszła w wysoką po pas trawę. Mechanicznie zebrała rozrzucone buty, usiadła na ziemi i, ciągle nie spoglądając za siebie, zaczęła powoli rozwiązywać splątane sznurówki. Po chwili usłyszała odgłos kroków. – Zabijałem cię w myślach na tysiąc sposobów. Supeł na pierwszym trampku ustąpił, więc wsunęła w but zakurzoną stopę i zaczęła wiązać sznurówkę. Powoli, żeby drżenie dłoni nie rzucało się zbyt mocno w oczy. – Ale tysiąc lat to dużo, nawet dla mnie. Druga sznurówka również ustąpiła. Jaga przystąpiła do zakładania buta. – Nie masz mi nic do powiedzenia? – Zaczepka w głosie stała się bardziej wyraźna. – Istotnie – przyznała w końcu. – To dużo, nawet dla ciebie, a złość ma to do siebie, że przemija. – No tak. Przecież ciebie nic nie jest w stanie zaskoczyć – rzucił rozgoryczony. – Niewiele – przyznała, podnosząc się z ziemi. Odwróciła się wreszcie w jego stronę i ujrzała znów te oczy, zielone niczym trawa na wiosnę, dla których straciła kiedyś cały rozsądek, które spoglądały na nią dawniej z niemym uwielbieniem. Po tamtym uczuciu nie pozostał nawet ślad. Teraz ich spojrzenie było puste. – Masz – powiedziała, podając mu plecak. – Przyda ci się na początek. Wziął od niej pakunek i pobieżnie przejrzał jego zawartość. – To chyba twoje. – Oddał jej wymiętą kopertę, zaadresowaną starannym charakterem pisma. – Dziękuję – powiedziała cicho. Więcej na nią nie spojrzał. Chwycił plecak i odszedł bez słowa w kierunku ścieżki, którą przyszła, w kierunku Niepołomic. Jaga usiadła ciężko na ziemi. Przez chwilę patrzyła tępo za oddalającym się mężczyzną, a potem wzruszyła ramionami. Jej wzrok padł na trzymaną w dłoni kopertę. Królowa Elżbieta zerkała na nią z naklejonego, jak zawsze, równo dwa milimetry od każdego z boków koperty znaczka. Odruchowo otworzyła list i wyciągnęła złożoną na trzy kartkę. Równe rzędy liter powitały ją znajomym tekstem. Droga Jadwigo! Rozpoczynał się tak samo, jak wszystkie inne, które otrzymała dotąd od Jana Raszewskiego, nie było jej jednak dane dokończyć lektury. Nie usłyszała wprawdzie odgłosu kroków, ale w pewnym momencie nabrała po prostu przekonania, że nie jest już na polanie sama. Uniosła wzrok. – Niektórzy nigdy się nie zmienią – pokręciła głową z niedowierzaniem na widok czarnej czupryny Rokity. – Co cię tu sprowadza? – Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo w drodze na dół. Po co masz tachać ten sakwojaż sama? – Jaki sakwojaż? – zapytała niewinnie. Rokita rozejrzał się wokół w poszukiwaniu plecaka. Brak pakunku nieco go zaskoczył i pomieszał mu szyki, ale leśny duch szybko odzyskał rezon. – W takim razie będę bawić cię konwersacją. Masz coś przeciwko temu? – Nie, skądże. – Naraz Jaga zrozumiała, czego obawiał się Rokita. – Ale niepotrzebnie się martwisz. Nie miałam zamiaru robić żadnych głupstw. Za stara jestem na melodramatyczne gesty. – Z wami, płoche istoty, nigdy nic nie wiadomo. Wolę dopilnować cię osobiście – rzucił Rokita radośnie, podając jej dłoń z iście diabelskim błyskiem w oku. |