„Sztuka dorastania” Gavina Wiesena to bezbolesne kino o tak lubianym przez amerykańskich filmowców temacie dojrzewania, nie przynoszące jednakże ani wielkich wzruszeń, ani mądrych obserwacji.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Amerykanie lubią filmy o dojrzewaniu, a ja lubię te filmy. Zarówno w wersji bardziej serio (znakomite „Dazed and Confused” Linklatera, odkrycie zeszłorocznego AFF „The Myth of American Sleep-Over”), jak i tej z pozoru jajcarskiej („Supersamiec”). W jakiś sposób za oceanem udaje się pokazać ten okres bez lukru i złudzeń, ale także bez obowiązkowego u nas zahaczania o patologie, młodocianą przestępczość, narkotyki, nieletnią prostytucję i co tam jeszcze nasi twórcy sądzą o typowych zjawiskach w czasie młodości. „Sztuka dorastania”, film dla nurtu bardzo typowy, nie zahacza o patologie, ale pewnej porcji lukru nie jest pozbawiony. Znany z familijnego kina Freddie Highmore nieco dorósł i gra już chłopaka kończącego szkołę średnią i – co oczywiste – nie mającego pojęcia, co zrobić z własnym życiem. A nawet nie tyle nie mającego pojęcia, co zwyczajnie nie widzącego sensu jakichkolwiek działań. Według niego czeka go jedynie bezsensowne życie zakończone nieuniknioną śmiercią. Nie trzeba chyba dodawać, że chłopak (nazywa się George Zinavoy) jest nie tylko wrażliwy, ale także bardzo uzdolniony, zwłaszcza w sztukach plastycznych. Problem w tym, że nie czuje potrzeby pracowania nad swoimi talentami. Choć „Sztukę dorastania” ogląda się przyjemnie, choć jest to od strony realizacyjnej zupełnie przyzwoita robota, to trzeba jednocześnie stwierdzić, że film jest bardzo przewidywalny, napisany według sprawdzonych schematów. Jak łatwo się domyślić, nieśmiałym, ale inteligentnym chłopakiem zainteresuje się piękna dziewczyna (tak to już jest, że nieśmiałym wrażliwcom zawsze przypada najseksowniejsza dziewczyna w szkole – yeah, right), że miłość nie będzie pozbawiona problemów, ale w ostateczności wpłynie pozytywnie na bohatera, że nauczyciele będą robić wszystko, by George’a postawić na nogi, wysłać na studia i ogólnie zadbać o jego przyszłość, że problemy rodzinne zakończą się jakąś formą pogodzenia, no oczywiście, że koniec będzie budujący i podnoszący na duchu. Zdradziłem fabułę? Dajcie spokój sami byście się domyślili, poza tym po drodze jest trochę zwrotów akcji i epizodów, która ubarwiają fabułę i czynią ją oglądalną. Bo „Sztuka dorastania” jest właśnie takim filmem – ogladalnym. Z ładnie ukazanym Nowym Jorkiem, z bohaterami dającymi sie lubić, z delikatnym humorem, z pozytywnym przesłaniem. Tyle tylko, że do tematu niczego nie wnosi, nie prezentuje żadnej głębi, nie jest obrazem czegokolwiek istotnego. Być może miał być obraz zagubionego pokolenia, wyszedł ciepły film na pierwszą randkę nastolatków.
Tytuł: Sztuka dorastania Tytuł oryginalny: The Art of Getting By Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: USA Data premiery: 9 grudnia 2011 Czas projekcji: 84 min. Gatunek: melodramat Ekstrakt: 50% |