powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXIII)
styczeń-luty 2012

Autor
Czar „Relaksu” #29: Długie nogi nazistowskiej agentki i samuraj w akcji
‹Relax #29›
Dwudziesty dziewiąty numer „Relaksu” na pewno mógł przypaść do gustu wielbicielom komiksów. I nie chodzi tu nawet o jakość zaprezentowanych w nim opowieści rysunkowych, ale o ich ilość. Sześć historyjek wypełniło bowiem aż trzydzieści (na trzydzieści dwie) stron magazynu.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Relax #29›
‹Relax #29›
Główny kadr, zdobiący dwudziestą dziewiątą – i zarazem, niestety, ostatnią w 1980 roku – odsłonę „Relaksu”, mógł wydać się zaskakujący. Tym bardziej gdy po przejrzeniu numeru okazywało się, z jakiego komiksu został on zaczerpnięty. Lecący w przepaść wojskowy jeep znacznie bardziej bowiem kojarzył się z którąś z rysowanych przez Jerzego Wróblewskiego opowieści wojennych niż z „Kursem na Półwysep Jork” Janusza Christy. Po lewej stronie na pionowym pasku umieszczono rysunkowe zajawki trzech innych historyjek: „Lany w kosmosie” (kawałek robota Monusa), „Centralnego Okręgu Przemysłowego” (z wizerunkiem blondwłosej Maty Hari, czyli Ingi Schmidt) oraz „Ślad wiedzie w przeszłość” (z podobizną docenta Kałużnego). Tło było oczywiście, co stało się już tradycją, niebieskie, a logo – jasnopomarańczowe; natomiast niezmordowany Kajko, a raczej jego głowa, niezmiennie informował czytelników, że mają oni do czynienia z kolejnym wydaniem „magazynu opowieści rysunkowych”. Stronę drugą wypełnił, poza informacjami na temat Centrum Zdrowia Dziecka, kącik filatelistyczny Stanisława Kolińskiego poświęcony – zgodnie z tytułem – „Bajkom ludowym na znaczkach pocztowych”. Zaprezentowano ich – znaczków, nie bajek – dziesięć: osiem mongolskich i dwa radzieckie. W radowaniu oczu niezaprzeczalnymi walorami artystycznymi i bajkową kolorystyką skutecznie przeszkadzały jednak jakość poligrafii oraz… odbite na markach stemple. A potem były już tylko komiksy…
Na otwarcie zaserwowano czytelnikom pierwszy odcinek nowej miniserii historycznej zatytułowanej „Centralny Okręg Przemysłowy”, pod którą podpisali się „relaksowy” przodownik pracy Jerzy Wróblewski (rysunki) oraz scenarzysta o nazwisku Walawski. Akcja całej opowieści skupiona jest wokół jednego z najpoważniejszych przedsięwzięć ekonomicznych II Rzeczypospolitej, za które odpowiadał – w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa – budowniczy portu morskiego w Gdyni, Eugeniusz Kwiatkowski, podówczas, czyli w drugiej połowie lat 30. ubiegłego wieku, pełniący dwie funkcje rządowe: ministra skarbu i wicepremiera do spraw ekonomicznych. COP, którego plany powstały w 1936 roku, miał przede wszystkim doprowadzić do rozbudowy przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego, dając jednocześnie zatrudnienie tysiącom pozbawionych pracy w wyniku wielkiego kryzysu robotnikom i chłopom. Podjęto również niezwykle mądrą decyzję odnośnie lokalizacji Okręgu – z dala (oczywiście na tyle, na ile było to możliwe) od ówczesnych granic Niemiec (III Rzeszy) i Związku Radzieckiego, na terenach do tej pory upośledzonych pod względem rozwoju (czy też raczej niedorozwoju) przemysłowego. Pierwsza część komiksu – „Decyzja” – rozpoczyna się w zaciszu rządowego gabinetu, gdzie bohater całej serii, niejaki inżynier Nawrot (kolejna wizualna inkarnacja nieśmiertelnego kapitana Żbika), dowiaduje się od swego przełożonego o „powstaniu nowego centrum przemysłowego”. W pierwszej kolejności mowa jest o wybudowaniu nowoczesnej huty i opartego o nią miasta – Stalowej Woli. A potem ma już pójść z górki… Oczywiście polskimi planami interesuje się wywiad nazistowski (o sowieckim nie ma ani słowa, choć na pewno wykazywał on nie mniejsze zainteresowanie i zaniepokojenie tą gigantyczną inwestycją), który do rozpracowania tematu kieruje jedną ze swoich, jeśli nie najlepszych, to na pewno najładniejszych i najzgrabniejszych agentek – urzekającą urodą i dłuuugimi nogami blondwłosą Ingę Schmidt. Szczęśliwym zrządzeniem losu, inżynier Nawrot nie traci dlań głowy i rozumu, co więcej – dzięki jego współpracy z kontrwywiadem (notabene to jedyny przypadek w całej historii „Relaksu”, by przedstawiono sanacyjne służby specjalne w pozytywnym świetle) udaje się wystrychnąć Niemców na dudka. Abwehra jednak nie rezygnuje, o czym przekonamy się już w następnym odcinku „Centralnego Okręgu Przemysłowego”…
Kolejna opowieść pozostawiła czytelników mniej więcej w tej samej epoce, nie zmienił się również rysownik – Jerzy Wróblewski. „Tajemnica uroczyska Ostrowie” była czwartą i zarazem ostatnią częścią „Ślad wiedzie w przeszłość” według scenariusza pana Chmielewskiego. Po brawurowej ucieczce Maćka i Iwony, która zamknęła poprzedni odcinek („Gra rozpoczęta…”), do akcji wkraczają teraz niezawodne organa Milicji Obywatelskiej. W pałacyku, który służył za bazę wypadową dla przestępców (byłego żołnierza niemieckiego Westphala i Polaka Kaczmarka vel „Sokoła”), znajdują nie tylko matkę dziewczyny, panią Choynacką-Freemantle, ale również wydobyte spod ziemi trumny, w których powinien znajdować się skarb hrabiego Łaszcza. Właśnie – powinien! Skarbów w nich bowiem nie ma. Gdzie są, okazuje się miesiąc później, o czym harcerzy z Międzyborów informuje docent Kałużny, który jednocześnie okazuje się… kapitanem MO. Ostatnie cztery strony komiksu zostają poświęcone na pełne wyjaśnienie zagadki. Historia ta brzmi niezwykle ciekawie i tylko żałować można, że autorzy komiksu nie zdecydowali się poszerzyć jeszcze tego wątku i tym samym dopisać i dorysować kolejny odcinek serii. Uniknęliby w ten sposób „przegadania”, które jest głównym mankamentem „Tajemnicy uroczyska Ostrowie”; rozrośnięty zaś o kilka dodatkowych plansz „Ślad wiedzie w przeszłość” mógłby przybrać również formę osobnego albumu, którym nigdy się nie stał. A szkoda.
Na szczęście zupełnie inaczej potoczyły się „porelaksowe” losy „Kursu na Półwysep Jork” Janusza Christy, który nie tylko doczekał się wydania w osobnym zeszycie (1986, 1988), to na dodatek nie tak dawno został jeszcze przypomniany w Egmontowskim zbiorze „Kajtek, Koko i inni” (2004, 2010). Umieszczony w dwudziestej dziewiątej odsłonie czasopisma odcinek szósty historii, noszący tytuł „Złoty posąg”, nie wnosi w zasadzie do fabuły nic nowego. Śledzimy w nim przede wszystkim dalsze perypetie Gucka i Malaja Burui, którzy uciekając przed bandą złoczyńców, trafiają do prastarej malajskiej świątyni, ściągając, niestety, za sobą także chciwych bandytów. I tyle. Choć nie można nie wspomnieć o stronie plastycznej, z którą Christa tradycyjnie poradził sobie po mistrzowsku… W drugim odcinku „Niezwykłych wakacji” („Misiura w akcji”) Zdzisława Wójcickiego i Andrzeja Sawickiego na plan pierwszy wysuwa się postać pechowego samuraja Mikiego Misiury, który tym samym spycha na nieco dalszy plan swoich europejskich, choć wziętych za Chińczyków, przyjaciół: Badziego-Li (inżyniera Bazylego Malinka), Ma-Cienga (Macieja) oraz Jan-Tseka (Jacka). Przy okazji jednak Bazyli odkrywa, że wraz z chłopcami został przeniesiony w pierwszą połowę XIV wieku, w okres Kamakura (a mówiąc dokładniej – w jego schyłek), znaczony destabilizacją państwa i chaosem, który pogłębiany był zagrożeniem ze strony band wędrownych roninów (takich chociażby jak Misiura i jego najbardziej zawzięty wróg Ryki Ohyda). W trakcie wędrówki bohaterowie spotykają między innymi ślepego masażystę Iciego, który w dalekiej przyszłości – czytaj: w XX wieku – stanie się, jako Zatoichi, bohaterem wielu filmów fabularnych. Problem jednak w tym, że ta fikcyjna postać żyła w epoce Edo, a więc między XVII a XIX wiekiem, kilkaset lat po okresie Kamakura. Z drugiej strony nie mamy przecież do czynienia z dziełem historycznym, a komiksem przygodowym dla młodzieży i z tego też powodu zdecydowanie możemy przymknąć oko na pewne uproszczenia.
A propos dziełka Wójcickiego i Sawickiego, interesujący jest jeszcze jeden fakt. Do tej pory często stosowaną w „Relaksie” praktyką było przenoszenie na język komiksu tekstów literackich (powieści, opowiadań, scenariuszy filmowych), w przypadku „Niezwykłych wakacji” mieliśmy natomiast do czynienia z procesem odwrotnym. Bazując na wymyślonej do spółki z Sawickim historyjce, siedem lat później Wójcicki opublikował w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej niewielką powieść „Siedmiu samurajów i tyluż wspaniałych” (1987)… W trzeciej (tym razem jedynie dwuplanszowej) części „Domicela wzywa pomocy” żyrafa Klementyna i słoń Pankracy mają poważne problemy z przejściem na drugą stronę jezdni, gdzie znajduje się postój taksówek. By przestrzegać przepisów ruchu drogowego, chcą zrobić to na zebrze, nie domyślając się, że nie chodzi tu wcale o zwierzę z rodziny koniowatych. W efekcie powodują poważny karambol na szosie i wpadają w ręce – na szczęście bardzo wyrozumiałego – misia milicjanta. A Domicela wciąż nie może doczekać się ratunku!… Podobnie zresztą jak bohaterowie węgierskiego komiksu „Lana w kosmosie” – kapitan Lana i astronauta Esprit, którzy wspólnie wyruszyli na zbadanie tajemniczej asteroidy. W tym ostatnim przypadku jednak po kilku godzinach braku łączności Premmer i Bragan, kosmonauci przebywający na pokładzie „Erebusa”, oraz towarzyszący im robot Monus decydują się wyruszyć na odsiecz. Szybko też sami doświadczają niecodziennej „atmosfery” miejsca, które najpierw wita ich atakiem potężnych fioletowych skorpionów, a potem pozwala im spacerować w powietrzu. Pod koniec trzeciego odcinka coś się jednak zaczyna wyjaśniać; w każdym razie – posługując się tytułem wcześniej już omawianego komiksu – „ślad wiedzie w przeszłość”. Bardzo zresztą odległą. Pojawia się także, choć na razie jej nie widzimy, nowa postać – genialnego pioniera kosmicznych wypraw międzyplanetarnych Wallingtorna, który ponoć zaginął… pięćset lat wcześniej. A Lana, wciąż nie odzyskawszy przytomności, leży naga (przykryta jedynie niewielkim kawałkiem materiału zasłaniającym najciekawsze części ciała) i kusi.



Tytuł: Relax #29
Cykl: Relax
Data wydania: 1980
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

172
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.