powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXIII)
styczeń-luty 2012

Eksplorator Przestrzeni Kosmicznej Patryk Aldo
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Chciałby już być w Ziyi – zewnętrznej dzielnicy Varsovii, gdzie Ikoyi™ nie stawia swojego stempla na niczym, co nie znaczy, że nie ma tam swoich interesów. Chętnie znowu zobaczy Chowa. No i Mei. Och, Mei zobaczy najchętniej. W Ziyi nazywają je GMK – Genetycznie Modyfikowanymi Kurtyzanami. Każda z triad zaciekle broni swoich patentów genetycznych, według których tworzą kobiety takie jak Mei. Piękne, inteligentne i zmysłowe. Czy to, że Mei jest walnięta, też jest częścią ich receptury? Czy wszystkie jej podobne GMK próbują wsadzać swoje smukłe dłonie w tryby establishmentu? Czy wszystkie w oparach neopium planują rewolucję mas? Nie wie tego. Wie jedynie, że ona taka jest.
Chciałby już tam być. Byle tylko nie próbowali znowu rozmawiać o jego bracie. Chow i Mei od dłuższego czasu ciągle grawitują wokół tego tematu. A on nie chce żadnego otwierania ran. Chce kochać się z nią, palić neopium i słuchać rewolucjonistycznych wizji. Jeśli oczywiście będzie go stać na jej kapitalistyczne stawki. Boże, ależ ona ma cudowne ciało, myśli, czując, jak pojawia się erekcja. Masturbuje się marząc o niej i zasypia niedługo potem.
III.
– Ty nie żyjesz – mówi do brata, ale jednocześnie widzi go przed sobą, więc czuje się jak dureń. Rafał ma na sobie czarne spodnie od garnituru, koszulę i krawat, który powiewa mu koło szyi. W ręce trzyma kieliszek z martini i coraz większą ilością piasku. Innymi słowy, zupełnie nie wygląda jak ktoś, kto jest prawdziwy.
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>
Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady
– Zgadza się – odpowiada Rafał i uśmiecha się. – Ale to w niczym nie przeszkadza. – Obejmuje Patryka ramieniem i wyszczerza białe zęby. Patryk opiera się odtrącając jego ramię.
– Jak to nie przeszkadza? Rafał, nie rób sobie jaj. Przecież ty, kurwa, nie żyjesz!
– No, nie żyję. Naprawdę musimy to wyjaśniać? – Brat wzdycha. – Może ci trochę odbiło? Może nawdychałeś się czegoś w powietrzu tej planety? Nie wiem, ale to nie ma znaczenia, zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze. – I zaraz się poprawia: – To znaczy będzie, jeśli przestaniesz się wygłupiać i wrócisz na statek.
Patryk ignoruje go i przez chwilę idą wpatrzeni w horyzont. Ma wrażenie, że każdy krok sprawia mu coraz większą trudność, jednak tłumaczy to sobie zmęczeniem.
– Dowiedziałem się w końcu jak zginąłeś… – zaczyna, lecz po chwili zdaje sobie sprawę, że znowu jest sam.
IV.
Leje jak z cebra, kiedy ląduje w Varsovii. Udaje mu się złapać busa ze stacji orbitalnej jeszcze tego samego dnia, kiedy zacumował statek. Jego MSE Ikoyi™ przejdzie tymczasem kompletne badanie techniczne i przygotują go do kolejnej podróży. Bus podchodzi do lądowania zataczając krąg nad mrocznymi wieżowcami i połyskującymi w deszczu ulicami. Patryk wysiada bezpośrednio w budynku Wydziału Eksploracji, kupuje kawę z maszyny stojącej w recepcji lądowiska i wsiada do windy. Półtorej godziny później wysiada z tej samej windy dziwnie zmęczony po spotkaniu ze swoim przełożonym. Jak zwykle ma wrażenie, że nie dowiedział się niczego nowego. Omówili przebieg podróży, Patryk przedstawił wstępny szacunek zasobów w sektorze G-98 i wyznaczyli kolejne planety do eksploracji. Jednak trudno było się oprzeć wrażeniu, że dałoby się to samo osiągnąć za pomocą krótkiego maila.
Wychodzi na ulicę i stawia kołnierz kurtki, kuląc się z zimna. Przebiega szybko do wejścia metra i jedzie prosto do Ziyi. Chce jak najszybciej uciec z dzielnicy Ikoyi, gdzie ludzie mają puste twarze i pełne konta bankowe. Obserwuje wsiadających i wysiadających z pociągu. Mężczyzna z metalową protezą ręki, zrobioną w stylu XIX-wiecznej maszyny parowej, siada obok ładnej kobiety w krótkiej czarnej spódniczce i białej koszuli. Patryk myśli kolejny raz o Mei. Kilku hinduskich punków siada na miejscu menedżerów Ikoyi spieszących na sushi w dzielnicy Toyoty. Obładowane zakupami starsze panie przeciskają się do miejsc siedzących, nerwowo rozglądając się dookoła. Kiedy pociąg dojeżdża do Placu Imigracji – pierwszego przystanku w dzielnicy Ziyi – wagon jest już buzującym przekrojem społecznym Varsovii, z kilkoma menelami, akordeonistą i przedstawicielem każdej rasy na pokładzie.
Na zewnątrz nadal leje, ale Patrykowi jakoś już to nie przeszkadza. Dzwoni do Chowa, by umówić się na obiad w tajskiej knajpce tuż obok jego warsztatu. Potem wysyła wiadomość do Mei, z pytaniem czy będzie wolna wieczorem.
Ziyi jest paskudne albo piękne, w zależności od tego, jak chce się na to spojrzeć. Deszcz zaciekle wali o falistą blachę rozpychających się między sobą straganów, zza których wyrastają kamienice z setkami przybudówek i modyfikacji. Wszystko zdaje się być powiązane ze sobą plątaniną kabli i drutów wiszących nad ulicą. Patryk przeskakuje nad kałużami, w których odbijają się neonowe szyldy w różnych językach. Zapachy z ulicznych barów z chińskim, polskim i indyjskim żarciem sprawiają, że coraz bardziej burczy mu w brzuchu. Co jakiś czas nad ulicą przelatuje czujka Ikoyi, jednak nikt się tym szczególnie nie przejmuje. W Ziyi to, co ma pozostać ukryte, pozostaje ukryte.
Patryk wchodzi do tajskiej knajpy i siada przy stoliku w rogu. Przy dwóch pozostałych stolikach siedzą robotnicy z pobliskiej Fabryki i z zapałem pochłaniają wielkie miski makaronu z mięsem. Zamawia szota tequili, piwo i chipsy krabowe. Szota wypija od razu, zagryza go chipsem i czuje się naprawdę dobrze. To będzie dobry wieczór, myśli uśmiechając się do siebie. Po kilku łykach piwa przychodzi Chow. Potężny, brodaty Chińczyk ze smokami wytatuowanymi na przedramieniu. Witają się ściskając i klepiąc po plecach.
– Coś spieprzył tym razem, kowboju przestrzeni kosmicznej? – pyta Chow uśmiechając się szeroko.
– Muszę coś psuć, żebyś nie wyleciał z interesu – odparowuje Patryk i opowiada mu, co się stało z Odtwarzaczem Wszystkiego.
– Spoko, naprawimy tę puszkę raz dwa. Kiedy masz następny kurs?
– Za tydzień. Jakaś pustynna planeta w układzie G-98. Podobno jest tam sporo szczątków starej cywilizacji, ale wiesz jak to jest – to nikogo nie interesuje.
Chow uśmiecha się i przez chwilę patrzy na niego.
– To, co jest na tej planecie, interesuje nie tylko Ikoyi.
– Co masz na myśli? – pyta Patryk.
– Zamówmy kolejkę.
Kiedy czekają na piwa, dostaje wiadomość od Mei. „Kochany, wieczór mam zajęty. Ważni panowie w garniturach. Musimy porozmawiać, gdzie jesteś?”
– Mei chce pogadać. Poproszę ją, żeby tu wpadła – mówi do Chowa.
– Oczywiście, niech wpada. To w końcu jej gra.
– Jaka gra? Chow, coś ty się zrobił taki tajemniczy?
– Słuchaj, minęło pół roku, a ty nadal nie chcesz wiedzieć nic o Rafale?
– On umarł. Nic więcej nie muszę wiedzieć.
Chow patrzy na niego z niedowierzaniem.
– Chcesz powiedzieć, że nie wiesz, co robił? Nie chcesz wiedzieć, dlaczego zginął? I jak?
– Rozbił się podchodząc do lądowania podczas badania jakiejś planety. To się zdarza.
– Mhm, zdarza się. Ale dobrze wiesz, że to nie jest cała historia.
Patryk zaciska pięści pod stołem. Jego twarz nieruchomieje.
– Nie. To jest cała historia – mówi.
– Patryk…
– Pierdol się, Chow! To jest cała historia! – wyrzuca z siebie i zakłada ręce na piersi.
Siedzą, w milczeniu popijając piwa, kiedy przed drzwi podjeżdża czarna, chińska limuzyna. Wysiada z niej Mei, a kierowca rozkłada parasol nad jej głową. Patryka przechodzi dreszcz, jak za każdym razem, kiedy ją widzi. Czasem mówi sobie, że jej nie kocha, ale sam w to nie wierzy.
Mei siada koło Patryka i jej zapach uderza mu do głowy. Feromony bezlitośnie chwytają go w objęcia, nie pozwalając myśleć o czymkolwiek innym. Jej kobiecość to prawdziwa siła, wobec której większość mężczyzn jest bezradnych. To dlatego udaje jej się prowadzić ten śmiertelny taniec pomiędzy korporacjami i triadami. W tym tańcu Mei zawsze dyktuje kroki.
– A wy, co tacy poważni? – pyta Mei biorąc do ręki menu. – Boże, ale jestem głodna!
– Próbowałem mu powiedzieć, ale nie chce słuchać – mówi Chow stawiając na stoliku zagłuszacz szyfrujący rozmowę. Przez chwilę słychać cichy pisk. Ktoś obraca się i spogląda na nich obojętnie.
– Oj, oczywiście, że chce – mówi Mei patrząc Patrykowi prosto w oczy. – Po prostu się boi. Mam rację? – Uśmiecha się przeczesując mu włosy.
– Mei! – Patryk odsuwa głowę. – Przestańcie traktować mnie jak dziecko! – cedzi przez zęby. – Jeśli mówię, że nie chcę rozmawiać na ten temat, to nie chcę. Dość tego! – Chow i Mei uśmiechają się do siebie, co irytuje go jeszcze bardziej. – Ja pierdolę, za kogo wy się macie? – pyta wstając. – Co to ma być? Kółko pomocowe? Ściągacie mnie tu podstępem, żeby mnie „uratować”? Wsadźcie sobie w dupę swoje ratowanie!
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

4
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.