powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXIII)
styczeń-luty 2012

Wszystkie koty Pani Baas
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Ja wiem.
I puszcza się biegiem, środkiem ulicy, w kierunku śródmieścia.
• • •
Luka Ariegari nie mógł uwierzyć, że to się dzieje.
Pani Baas, bądź litościwa, jak to się kurwa może dziać?
Dziewczynka gnała przed siebie jak strzała przez pogrążone we śnie dzielnice, jakby jakaś magia pchała ją do przodu tak, że nawet kot miał trudności, aby ją dogonić. Biegł za nią przez pół miasta w kierunku dystryktu przemysłowego, samego epicentrum cienia.
Zresztą teraz to już nawet nie było epicentrum. Istota była wszędzie, czuło się jak krąży po ulicach, zabijając, wdziera się z każdej strony.
To już nie pojedyncze przypadki – uświadomił sobie Luka. To jest jak fala, kataklizm. Masowy mord.
Jane Alister biegła.
• • •
Luka widzi, jak ciemność zbiera się wokoło, gdy wbiegają na wielki plac fabryczny, otoczony opuszczonymi hangarami, w pobliżu miejsca, gdzie spotkał monstrum po raz pierwszy. Słabnie nagle, czarne plamki latają przed oczyma, kręci mu się w głowie. Zwalnia, traci dystans do Jane. Widzi jeszcze tylko jak dziewczynka wbiega do jednej z hal, znika w ciemności bramy.
Musi przystanąć na sekundę, złapać oddech. Stworzenie jest naprawdę blisko.
Już to słyszy.
Hipnotyzujące dziecięce nucenie, które ich wtedy zgubiło, za pierwszym razem. Które sprawiało, że wielokrotnie budził się w nocy przerażony, gdy w nowym domu lizał rany po tym starciu.
Śpiew.
W zasadzie nawet ładny. Tak bardzo podobny… – zdążył jeszcze pomyśleć Luka Ariegari, zanim dotarł do niego potwór.
• • •
Jane już czekała, gdy w hali fabrycznej rozległ się odgłos kroków drobnych stóp. Ta druga podeszła powoli, stanęła w odległości kilku metrów, a za nią do pomieszczenia wlewał się cień.
Miała długie włosy kasztanowej barwy, prostą, niebieską sukienkę, identyczną jak ta, w której Jane tak uwielbiała chodzić. Ten sam wzrost, postura, gesty, jak druga kropla wody.
I tylko twarze je od siebie odróżniały.
Jane głośno wciągnęła powietrze na widok oczu bez tęczówek, skóry gładkiej i bladej jak kartka papieru, ust i nosa wykrzywionych kuriozalnie w makabryczną karykaturę.
– Znajomy widok, prawda? – odezwało się stworzenie i głos ten był również identyczny z jej własnym.
– Nie – potrząsnęła głową Jane – to nieprawda. To wszystko kłamstwo, wiesz o tym.
– Może i nieprawda. Ale też i nie kłamstwo. Raczej niespełniona jeszcze, a nieunikniona konieczność. W każdym razie gdybyś żyła dalej tak, jak oni.
– To jest nieuniknione też dla tych wszystkich ludzi?
– Nie używaj tego słowa na ich określenie. Dobrze wiesz, widziałaś Prawdziwe. Wszystkie ich małe istnienia, ich słabostki, ich brudy. Ich kłamstwa i kłamstewka. Ich hipokryzję, chciwość, wszystkie mniejsze i większe podłości życia. Całego tego miasta i tysięcy jemu podobnych. Nie wiem, czy jeszcze gdzieś są jacyś ludzie zasługujący na to miano, ale na pewno nie tutaj. A teraz wszyscy otrzymują to, na co sobie zapracowali, każdy na swój własny, indywidualny sposób.
– Więc to coś w rodzaju kary?
– A nie zasługują? – roześmiało się stworzenie. – Możesz tak to nazwać, jeśli chcesz. To zależy od ujęcia. Choć ja nie lubię o nas myśleć w ten sposób. Jesteśmy po prostu konsekwencją, Jane. Rezultatem. Tym, co przychodzi zawsze na koniec, nieuniknione. Niczym więcej.
– A moi rodzice?
Tamta milczała, zaprzeczyła tylko ruchem głowy.
– Więc to już wszystko? – zapytała jeszcze Jane. – Powinnam iść z tobą, prawda?
– Tak, Jane. Należysz do mnie, nie do nich. Zawsze tak było i zawsze o tym wiedziałaś. Bez ciebie nie jestem kompletna.
– Czy teraz już zawsze będzie tak, jak tutaj?
– Być może. To w zasadzie zależy od nich, nie od nas.
– I będziesz przy mnie?
– Tak. Ja będę zawsze.
Istota wyciągnęła chudą rękę w ciemności, wygięła maskę w parodii uśmiechu.
– Chodź ze mną, siostrzyczko.
Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań może zacząć patrzeć w ciebie.
Fryderyk Nietzsche, Antychryst
powrót; do indeksunastwpna strona

28
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.