Australijski rock alternatywny musi mieć się całkiem dobrze – taki uogólniający wniosek przychodzi do głowy, kiedy pozna się nowy album formacji The Jezabels, która z zadziwiającą łatwością zdobywa nowych fanów. A „Prisoner” to przecież debiut Hayley, Heather, Nika i Sama.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Czwórka przyjaciół z Uniwersytetu w Sydney dotychczas zdążyła nagrać trzy EP-ki: „The Man Is Dead”, „She’s So Hard” oraz „Dark Storm”. Za ich pośrednictwem młodzi muzycy dali się zidentyfikować jako zwolennicy żywych gitar, dynamicznej perkusji oraz energicznego, żeńskiego wokalu. Ten ostatni należy do Hayley Mary, która radzi sobie nawet w mocnych, rockowych numerach, a od takich, jak się okazuje, zespół wcale nie stroni. Z wcześniejszych utworów przywołać wypada choćby „Disco Biscuit Lover” – z rytmiczną, solidną perkusją oraz wybijającymi się klawiszami (pod kontrolą drugiej kobiety w składzie – Heather Shannon). Longplay z trzynastoma premierowymi kompozycjami, wydany po blisko czterech latach wspólnej działalności, otwiera kawałek tytułowy, witający słuchaczy przy udziale przestrzennych organów, do których po chwili dołączają: perkusja oraz Hayley. Ciągle mamy jednak do czynienia ze wstępem, bowiem numer rozkręca się na dobre, a właściwie wybucha, dopiero po dwóch minutach, gdy elektroniczny podkład znacznie przyśpiesza, a do całości dochodzą jeszcze złowieszcze gitary, pojedyncze klawisze oraz potężny śpiew. Już pierwszy „Prisoner” zapowiada, że w przypadku The Jezabels nie ma mowy o ckliwych czy przesłodzonych numerach, które tak często serwują nam przeróżne grupy z nurtu indie. I choć w dalszej części trafiają się piosenki znacznie spokojniejsze, senne, a może nawet smutne, to jednak przeważnie odczuwalna jest siła wykorzystywanych gitar. Tak jest m.in. w singlowym „Try Colour”, który rozkręca się powoli, za sprawą żywej perkusji oraz narastającej ostrości i natężenia gitar zmienia się w końcówce w solidny, prawdziwie rockowy kawałek. Podobnie wypadają: „Nobody Nowhere”, „Deep Wide Ocean” albo „Endless Summer”. W taki schemat po części wpisuje się także jeden z ciekawszych na płycie, ale przystępniejszy i szerzej zaaranżowany „City Girl”, na którym odrobinę subtelniej prezentuje się wokal, a w tle słychać dodatkowo smyczki. Pod koniec albumu pojawia się instrumentalny „Austerlitz” – wyciszony, ze sporadycznymi klawiszami, brzdąknięciami i przesterowaniami. Diametralnie inny niż wszystko zagrane wcześniej, ale równie przykuwający. Chwilę później jego kontynuacją wydaje się „Peace Of Mind” – zainicjowany wyłącznie na fortepianie, delikatnie rozmyty i z opanowanym głosem, który w końcówce także się rozpływa – aż do wyciszenia, jakim jest następny, minutowy „Reprise”. Po nim przychodzi już pora na zamknięcie całego wydawnictwa – znakomity, rytmiczny i przebojowy, ale też w samym finale uspokojony „Catch Me”, łączący w sobie niemal wszystko, co go poprzedziło. The Jezabels zadebiutowało płytą kompletną i intrygującą, ale trudno ją nazwać stricte indierockową. To raczej gitarowa mieszanka, w której wskazać można zarówno elementy rocka, jak i współczesnego gitarowego popu, a przemilczeć nie powinniśmy też małych eksperymentów lub wycieczek w stronę lekko gotyckich lub epickich aranżacji. Nie jest to przy tym muzyka banalna – co więcej, jest to twórczość, która daje mnóstwo pozytywnej siły i prawdziwych, oryginalnych i wielokrotnie intensywnych emocji.
Tytuł: Prisoner Nośnik: CD Data wydania: 16 września 2011 EAN: 932469006189 Utwory CD1 1) Prisoner: 4:13 2) Endless Summer: 4:12 3) Long Highway: 6:02 4) Try Colour: 5:14 5) Rosebud: 4:16 6) City Girl: 5:24 7) Nobody Nowhere: 2:45 8) Horsehead: 4:30 9) Austerlitz: 3:04 10) Deep Wide Ocean: 4:45 11) Piece Of Mind: 4:01 12) Reprise: 0:57 13) Catch Me: 5:45 Ekstrakt: 80% |