powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXIII)
styczeń-luty 2012

Eksplorator Przestrzeni Kosmicznej Patryk Aldo
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Mei, mówię poważnie.
– No i co z tym zrobisz? – Uśmiecha się zalotnie.
– Zabiorę cię ze sobą?
Jej uśmiech zamiera.
– No chyba oszalałeś.
– No co?
– Patryk, ja należę do Triady. Powstańcy każdego dnia robią z nimi interesy. Wydaliby mnie bez mrugnięcia okiem, gdybym uciekła.
– I co? To tyle? Tak po prostu o mnie zapomnisz?
– Nie, głuptasie. Poczekam, aż się spłacę.
– O rany! Ile to potrwa?
– Nie tak długo jak myślisz. A poza tym… – Mei rozgląda się konspiracyjnie po pokoju i przykłada dłoń do ust. – Mam znajomości – szepcze. – Mogę cię odwiedzać.
X.
– Więc zostałeś Powstańcem? – pyta Rafał podrzucając kamień w dłoni. – Patryk, to niebezpieczne. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
– I kto… to mówi… – sapie Patryk, z trudem stawiając kroki.
– Ja to co innego.
– Oczy… wiście. Jak… zawsze…
– No popatrz na siebie. Ledwo oddychasz. Nie możesz ryzykować życiem tylko po to, by mi coś udowodnić.
– Nie… robię… tego… dla… ciebie – wyrzuca z siebie słowo po słowie.
– Nie?
– Nie… siebie… – Patryk widzi mroczki przed oczyma. Ma wrażenie, że jego gardło z każdym oddechem staje się coraz węższe. – Musisz… się… odpieprzyć… to moje… życie…
– Patryk, no co ty? – Rafał zamyśla się na chwilę. – Pamiętasz ocean? Pamiętasz, jak byliśmy tam z Vasco?
– Tak…
– Często myślę o tamtym dniu. Kiedy wskoczyłem wtedy do wody, chciałem tylko płynąć dalej i dalej i dalej. Ta obietnica, która kryje się w nieznanym – nigdy nie potrafiłem się temu oprzeć. To uczucie, że w nowym miejscu, z nowym celem, z nową kobietą – może w końcu będzie dobrze. W końcu zasypię tę dziurę. Wtedy w morzu, kotłowałem rękami i nogami, co chwilę połykałem wodę i wcale nie posuwałem się do przodu. Ale nie dałbym za wygraną. Pamiętam, że obracałem się co jakiś czas i widziałem cię na brzegu. Pilnowałeś mnie. To było jedyne, co sprawiło, że w końcu zawróciłem. – Spogląda na Patryka i po chwili dodaje. – To było jedyne, co trzymało cię na brzegu.
Patryk słyszy te słowa, ale nie ma siły się nad nimi zastanawiać.
Coś jest nie tak, myśli.
Nogi ma jak z waty. Nadal nie potrafi nabrać do płuc wystarczająco dużo powietrza. Przed oczami migają mu różne kształty.
Spogląda na brata, który idzie w swoim garniturze przez pustynię jakby nigdy nic.
Jego brat.
– Brakowało… mi… ciebie… – Wydobywa te słowa z ogromnym wysiłkiem. Czuje, jak łzy napływają mu do oczu. Rafał uśmiecha się.
– Mi ciebie też – odpowiada zatrzymując się i kładąc ręce na jego ramionach. Wiatr rozwiewa im włosy. Patrzą na siebie dłuższą chwilę. Patryk czuje się coraz słabszy. Nawet stanie sprawia mu trudność. Ręce brata zaczynają mu ciążyć na ramionach.
Nagle ma wrażenie, że rzeczywistość ledwo dostrzegalnie pulsuje. Wydmy, metaliczne chmury, postać brata – wszystko nieznacznie zmienia swoje rozmiary. To wrażenie w jakiś sposób skupia się wokół dłoni brata. Wydają się nienaturalnie duże, lecz po chwili odzyskują normalne rozmiary. I znowu – tym razem są naprawdę ogromne – ale zaraz wyglądają zwyczajnie. Patryk przeciera oczy, próbując nabrać powietrza do płuc. Jednak nawet z zamkniętymi powiekami to wrażenie nie znika. Ręce brata wydają się coraz cięższe. Wydaje mu się, że wrzynają się w jego ramiona.
Co się kurwa dzieje? Spogląda na brata, który zastygł z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego rozwichrzone włosy tańczą w rytm nieznośnego pulsowania. Patryk próbuje się ruszyć, ale nie potrafi. Wkrada się panika. Czuje się uwięziony w tej scenie. Jest na zawsze zamurowany na obcej planecie, z widmem swojego brata uwieszonym na ramionach.
Łapie powietrze jak ryba, czuje, że pot występuje mu na plecy. O kurwa, o kurwa… – powtarza w myślach. Przestaje wyraźnie widzieć. W końcu ugina się pod naciskiem dłoni. Pada na kolana i spogląda na stojącą nad nim postać, która nie jest już Rafałem. Rozmazana twarz przypomina wiele osób, ale nie jest nikim konkretnym. Z każdym wdechem powietrze staje się coraz gęstsze. Zakleja mu płuca niczym smoła. Stopniowo, jakaś myśl próbuje się przebić do świadomości.
W powietrzu…
Uczepia się jej kurczowo. …się czegoś w powietrzu tej planety? Słyszy w głowie kawałek jakiejś wypowiedzi. Gdzie to słyszał? O co chodziło? Dusi się, krew napływa mu do twarzy. Próbuje wziąć kolejny oddech, ale nie daje rady. Wtedy pojawiają się w całości słowa Rafała:
Może nawdychałeś się czegoś w powietrzu tej planety?
Resztkami sił nakłada hełm. Przefiltrowane przez kombinezon powietrze dostaje się w końcu do płuc. Patryk bierze głęboki oddech i traci przytomność.
XI.
Budzi go grzmot. Patryk zrywa się z ziemi i spogląda w zachmurzone niebo. Dobiega z niego ciągły szum. Sprawdza czas – zaczęło się. Jest o wiele za blisko. Rzuca się przed siebie. Co chwilę grzęźnie w wilgotnym piasku, ale zmusza się, by biec dalej. Szum staje się coraz głośniejszy. Nie zatrzymując się, spogląda jeszcze raz w niebo i widzi, jak pokrywa chmur rozświetla się jaskrawym blaskiem. Próbuje biec jeszcze szybciej. Przerażenie sprawia, że nie czuje zmęczenia. W tej chwili jest tylko wolą znalezienia się jak najdalej od tego blasku.
Szum zamienia się w huk. Brzmi jak ciągnący się w nieskończoność grzmot. Mężczyzna nadal jest daleko od miejsca, w którym byłby bezpieczny. Widzi, jak pojawia się przed nim jego własny cień. Stale się wydłuża. Patryk obraca się za siebie dokładnie w momencie, kiedy gigantyczny dziób statku Ikoyi™ przebija się przez chmury i pikuje prosto w ziemię. Po chwili z chmur wystaje już połowa statku. Jest tak wielki, że Patryk zaczyna wątpić, czy uda mu się przed nim uciec. Jednak odwraca się i zmusza mięśnie nóg, by pracowały jeszcze ciężej.
Sekundy później statek rozbija się w oddali. Ogromny wybuch zwala Patryka z nóg. Mężczyzna kotłuje się wciągnięty w podmuch piasku i przelatujących ze świstem metalowych części. Fala uderzeniowa szarpie jego ciałem na wszystkie strony jak szmacianą lalką. Coś uderza w jego udo, lecz w natłoku wrażeń Patryk nie zwraca na to uwagi. W końcu upada na ziemię z taką siłą, że traci oddech. Dookoła widzi tylko wzburzony piasek i zarysy poszarpanych części statku. Leży na plecach, słuchając, jak opadające ziarenka piasku stukają o wizjer hełmu.
Dopiero po chwili dociera do niego ból w udzie. Siada i ogląda je. Kombinezon jest rozerwany, a ze środka sączy się krew. Patryk wyciąga z plecaka apteczkę i wysypuje na ranę proszek z nanorobotów. Potem z innego opakowania wyciska masę elastyczną, którą łata kombinezon. Leży przez jakiś czas, czując mrowienie, kiedy nanoroboty wykonują swoją pracę. Po jakimś czasie wstaje i kuśtyka przed siebie.
XII.
Kilka godzin później, Patryk siedzi oparty o skałę i wpatruje się w gwieździste niebo. Dookoła panuje pierwotna ciemność. Nic poza gwiazdami nie rozświetla powierzchni planety. Cokolwiek się na niej dzieje, pozostanie przed nim ukryte. Jest bezpieczny, ale instynkt wie swoje i ciemność przybiera złowrogie kształty. Mimo to czuje radość. Wszystko poszło zgodnie z planem. Skrzynka Chowa przeprogramowała system operacyjny statku, wycinając tę godzinę, w której Patryk zszedł lądownikiem na powierzchnię. Zmieniona trajektoria lotu wyglądać będzie tak, jakby rozbił się przy wchodzeniu na orbitę.
Niebo jest tak pełne gwiazd, jak bywa tylko wtedy, gdy przeżywa się prawdziwą przygodę. Jest potężne i majestatyczne. Patryk ma wrażenie, że widzi je takim pierwszy raz od bardzo dawna. Wszystko jest wyraźniejsze i bardziej żywe.
Jakiś czas później, jeden z tych świecących punktów zaczyna się poruszać. Wygląda jak spadająca gwiazda i Patryk uważnie śledzi jej ruch. Po chwili punkt rozżarza się żółtym blaskiem, znika mężczyźnie z oczu i pojawia się chwilę później, jako jasny płomień sunący przez rozgwieżdżone niebo.
Statek Powstańców ląduje w pobliżu, wzniecając tumany kurzu. Patryk wstaje i kuśtyka w jego kierunku. Jest to niewielki, niczym niewyróżniający się statek transportowy. Pilot uśmiecha się i macha mu z kabiny. Patryk okrąża przód statku i wchodzi do środka. Siada na miejscu drugiego pilota, zdejmuje hełm i zakłada słuchawki.
– Witaj, Patryk, nazywam się Christoff. Gratuluję pierwszej akcji. – Przybysz wystawia kciuk do góry.
– Dzięki – odpowiada Patryk zapinając pasy. Czuje szarpnięcie i statek odrywa się od ziemi. Bierze głęboki oddech i uśmiecha się, kiedy Christoff mówi:
– To w drogę.
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.