Druga Rzeczpospolita stanowi wdzięczny i interesujący temat badań historycznych, czego dowodzą licznie publikowane w ostatnim czasie opracowania. Pośród naukowych i popularnonaukowych publikacji każdy wielbiciel międzywojnia znajdzie coś dla siebie. „Oficerowie i dżentelmeni” Piotra Jaźwińskiego to przeznaczona dla szerszego grona czytelników książka omawiająca bogaty i owiany mitem żywot kawalerzysty tego okresu.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na wstępie wypada zaznaczyć, że książka Jaźwińskiego nie jest opracowaniem naukowym. Próżno w niej też szukać konkretnych informacji przybliżających czytelnikowi ówczesną sytuację polityczną czy szerszy kontekst historyczny. Nie znajdziemy tu też dogłębnej analizy życia kawalerzysty. Od pierwszych stron widać, że to książka łatwa i przyjemna w lekturze, zupełnie mimochodem ujawniająca iście kawaleryjską fantazję autora. Nie są to w żadnym wypadku błędy. Czytelnik zainteresowany bardziej dogłębną analizą tematu kawalerii może zawsze sięgnąć po jedną z wymienionych w bibliografii pozycji. Jaźwiński ogranicza się do najbardziej smakowitych ciekawostek. Książka omawia rozmaite aspekty kawaleryjskiego życia, organizacji tego rodzaju wojska, a nawet sporów toczonych na jego temat (poczynając od samej słuszności utrzymywania takiego wojska w świetle coraz większej mechanizacji armii, na celu zbrojenia kawalerzystów w lance kończąc). Na szczególną uwagę zasługują wyraźne różnice między oficerami pochodzącymi z różnych armii zaborczych. 1) Ich specyficzne podejście do służby ukształtowane przez rosyjską lub austro-węgierską machinę wojenną (polscy oficerowie z armii pruskiej stanowili zdecydowaną mniejszość), a także słaba znajomość języka polskiego, były tematem wielu żartów, anegdot i nieporozumień. Na jednym z przemówień do kadetów pułkownik Poten, weteran Cesarsko-Królewskiej Armii, miał powiedzieć: „Jest tyle piękne zawody. Ksządz. Dohtór. Włoży w dupę dwa palce i bierze za to dziesięć koron. Aber um Gottes Willem, warum Kavallerie?” 2) Z czasem podobne zachowania i sytuacje przestały mieć miejsce, a miejsce starych, zruszczonych i zniemczonych oficerów zaczęli przejmować świeżo wyszkoleni absolwenci szkół wojskowych. Dzięki swobodnemu podejściu do tematu Jaźwiński może bez obaw pisać o rzeczach, wydawać by się mogło, oczywistych (choć nie zawsze jasnych dla laików). Wyjaśnione zostają różnice między ułanami, szwoleżerami i strzelcami konnymi, a nawet powody niechęci dwóch pierwszych grup do ostatniej. Otrzymujemy również obszerne omówienie każdego z pułków kawaleryjskich stacjonujących na ziemiach Drugiej Rzeczpospolitej wraz z ich historią i największymi zwycięstwami. Osobny rozdział poświęcono żurawiejkom, czyli krótkim przyśpiewkom kawaleryjskim. Obok uniwersalnych znalazły się także pieśni specyficzne dla poszczególnych pułków – nie zawsze wyszukane, ale zwykle humorystyczne i utrzymane w duchu kawaleryjskim. Dla przykładu 3. Pułk Szwoleżerów Mazowieckich śpiewał dumnie: „Łeb jak ceber, ch** jak wałek, To szwoleżer ze Suwałek.” 15. Pułk Ułanów Jezłowieckich doczekał się natomiast złośliwego dwuwersu, najprawdopodobniej ułożonego przez inny pułk: „Po Poznaniu dupą szasta, To z piętnastki pederasta.” Obok żurawiejek, rozmaitych zabaw, rautów i wyścigów życie kawalerzysty odmierzała codzienna i wcale niełatwa służba. Niezależnie od ilości wypitego poprzedniej nocy alkoholu, oficer miał obowiązek stawić się rano na służbie i wykonywać ją nienagannie, stanowiąc tym samym przykład dla swoich podkomendnych. Jaźwiński z humorem opisuje kawaleryjskie sposoby leczenia kaca, ale z większą już powagą inne kłopoty, z jakimi musieli się borykać żołnierze. Jednym z najpoważniejszych były problemy natury finansowej, szczególnie dotkliwe dla oficerów w randze podporucznika, których żołd był przeraźliwie niski, a część wyposażenia (m.in. siodło kawaleryjskie) musieli oni nabyć za własne pieniądze. Co ważne, w żadnym wypadku nie prowadziło to do jakichkolwiek uchybień w służbie czy dyscyplinie: kawalerzyści mogli się zadłużać, ale nigdy nie wpływało to na ich pracę zawodową. Nawet świadomość tego, że wojskowy żywot do łatwych nie należął, nie zniechęcała do niego młodych i ambitnych ludzi: wszyscy postrzegali służbę dla kraju jako coś honorowego i najczęściej pozostawali w armii aż do emerytury. W żadnej książce o polskiej kawalerii nie może zabraknąć najsłynniejszego kawalerzysty II RP, czyli generała Wieniawy-Długoszowskiego. Ta barwna postać przewija się praktycznie przez wszystkie rozdziały „Oficerów i dżentelmenów”, ale zbyt wiele konkretów na jego temat nie doświadczymy. Kilka wzmianek, kilka zdjęć i to praktycznie wszystko. Warto zwrócić uwagę na opracowanie graficzne książki, gdyż jest ono, delikatnie mówiąc, dziwne. Choć zdjęcia przedstawiające rozmaite wyczyny kawalerzystów (od parad wojskowych po zawody hippiczne) pasują do tematu idealnie, o tyle wrzucane tu i tam zdjęcia poszczególnych dowódców i oficerów przewijających się w przytaczanych przez Jaźwińskiego anegdotkach są pomysłem dość nietrafionym. Również korekta i redakcja książki pozostawiają wiele do życzenia. Jak zatem ocenić „Oficerów i dżentelmenów”? W swojej kategorii książek popularnonaukowych jest to pozycja ciekawa i warta uwagi, szczególnie dla miłośników II RP, którzy nie czują się na siłach sięgać po bardziej naukowe opracowania. Dla poszukujących bardziej rzetelnych informacji pozycja Jaźwińskiego będzie z kolei zbyt popularna i mało nowatorska. Mnie książka ta umiliła wielogodzinne podróże pociągami, choć ze względu na styl przeczytanie jej jednym tchem okazało się niemożliwe. 1) Więcej na temat kadry oficerskiej Armii II RP można znaleźć w opracowaniu „Kariery oficerów Drugiej Rzeczpospolitej” Bartosza Kruszyńskiego. 2) „Ale dlaczego, na miłość Boską, kawaleria?”
Tytuł: Oficerowie i dżentelmeni ISBN: 978-83-623-2933-5 Format: 376s. 140×205mm Cena: 39,90 Data wydania: 15 września 2011 Ekstrakt: 70% |