Steven Spielberg jeszcze nigdy nie nakręcił filmu, który stanowiłby równie wdzięczny temat do żartów, co „Czas wojny”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Spielberg skraca dystans. W „Szeregowcu Ryanie” skonfrontował widzów z obrazem powolnej gehenny setek żołnierzy podczas desantu w Normandii. W „Czasie wojny” szturm na pozycje wroga trwa tyle, co mrugnięcie okiem. Tylko nieliczni docierają do celu, a gdy spojrzą za siebie zobaczą opustoszałe pobojowisko. Wojna u Spielberga obywa się bez ofiar. To wystawny spektakl, w którym nie brakuje scen przemocy i okrucieństwa, ale nie są one przeznaczone dla delikatnych oczu człowieka. W kulminacyjnym momencie Spielberg zawsze znajdzie sposób, żeby odciągnąć uwagę widza od tego, co drastyczne. O ironio, prawdziwe oblicze wojny widzi jedynie koń o wdzięcznym imieniu Joey. Czym on sobie na to zasłużył? „Szeregowiec Ryan” był swego rodzaju krwawą odpowiedzią Spielberga na zarzuty krytyków pod adresem „Listy Schindlera”. Po premierze filmu wielu zarzucało reżyserowi, że spłycił obraz Holokaustu. Jeden z krytyków napisał: „Spielberg wiedzie nas fałszywymi tropami. Widzimy dym, ale nie pochodzi on z kominów krematorium, tylko z parowozu. Widzimy prysznice, z których nie wydobywa się gaz, lecz tryska woda. Pośród zwłok nie rozpoznajemy żadnych znanych twarzy, a wszyscy ludzie, z którymi się identyfikujemy zostają ocaleni. Tymczasem historia wyglądała zgoła inaczej”. Historia, chciałoby się dodać, lubi się powtarzać. W „Czasie wojny” nie przyglądamy się gehennie człowieka, ale zwierzęcia. To ono doświadcza grozy wojny – śmierci, upodlenia, niewoli. Nie widzimy jaką rolę w tym wszystkim odegrali ludzie. Reżyser „Szczęk” po raz kolejny odczarował wojnę, czyniąc z niej romantyczną scenerię dla swoich bohaterów. Wojna u Spielberga nie prowadzi do zezwierzęcenia człowieka. Trud wojaczki nie pozostawia niezatartych śladów w ludzkiej psychice. Dzieje się rzecz zdumiewająca – wojna uczłowiecza zwierzę. Zamiast utożsamiać się z bohaterami uwaga widzów skupia się na Joeyu. Efekt jest groteskowy. Wbrew swoim intencjom Spielberg nakręcił parodię filmu wojennego, w której za punkt wyjścia służy filozofia rodem z YouTube′a. Filmy Spielberga zawsze niosły ze sobą sporą dozę przyjemności. Niezależnie od ostatecznego rozrachunku autorski popis reżyserskiej maestrii zawsze cieszył oko. Nie wyobrażam sobie trudniejszego do zrealizowania filmu niż „Czas wojny”. Praca z żywymi zwierzętami to przekleństwo każdego reżysera. Spielberg wyszedł z tej próby zwycięsko, ale film nie wytrzymuje porównania z jego poprzednimi dziełami. Twórca „E.T” robi, co może, aby oszczędzić widzowi drastycznych scen i angażuje w to całą swoją inwencję. Film traci przez to smak, blednie. Seans „Czasu wojny” przypomina zabawę w ciuciubabkę - widz gania za bohaterami z opaską na oczach, podglądając ukradkiem, co się dzieje wokół. Naprawdę nie dzieje się nic ciekawego.
Tytuł: Czas wojny Tytuł oryginalny: War Horse Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: Indie, USA Data premiery: 13 stycznia 2012 Gatunek: dramat, wojenny Ekstrakt: 50% |