Lustro nie odbijało jej chłopaka. W głębi szklanej tafli mieszkał zupełnie inny człowiek. Tak, przypominał Marcina, a jego mieszkanie wyglądało identycznie. Żył z odbiciem Natalii, wychodził z domu i wracał o tej samej godzinie co Marcin, a jednak nim nie był. Zanim Natalia wprowadziła się do mieszkania Marcina i odkryła zamkniętą szufladę, była jeszcze fascynacja o filmowym natężeniu. Oboje lubili klimatyczne kawiarnie, w których mogli bez końca sączyć latte i przyglądać się ludziom. Oboje czytali komiksy i chodzili do kina na megaprodukcje o superbohaterach. Oboje czuli się zagubieni w grupie i na długie okresy uciekali w samotność. To wystarczyło, aby przekonać każde z nich, że spotkało bratnią duszę. Rozmawiali ze sobą powoli, nie zdradzając od razu całych życiorysów, stopniując napięcie. Nieoczekiwane spotkania w różnych punktach miasta, spacery późną nocą, przejażdżki do miejsc, w których mogli się czuć tak, jakby byli jedynymi ludźmi na całej planecie, to wszystko tworzyło atmosferę wyjątkowości. Marcin zachwycał się ciałem Natalii, mówił, jak bardzo jest kobieca i atrakcyjna. Ona z kolei nie mogła uwierzyć, że ten wspaniały mężczyzna należy do niej. Nie zrobiła przecież nic, by na niego zasłużyć. Z migawek, które wyłapywała czasami podczas rozmów, ułożyła historię jego poprzednich związków. Do tej pory Marcin trafiał na nieodpowiednie kobiety. Być może wszystkie jego znajomości nie udały się właśnie po to, aby mógł wreszcie spotkać Natalię. Ona miała za sobą parę „zakochań” z mniej lub bardziej rozbudowanymi scenariuszami, jednak żadne nie chwyciło jej z taką siłą. Nie mogła już nie wierzyć w tak zwane cudowne zrządzenie losu. Nagromadziło się zbyt dużo przypadków i zbiegów okoliczności. Musiała wreszcie przyjąć, że ten mężczyzna został stworzony specjalnie dla niej i czekał na nią jak przegapiona przez innych ostatnia czekoladka w bombonierce Wedla. Praca Marcina kłóciła się trochę z wizerunkiem tajemniczego mężczyzny z zagadkową przeszłością. Pracował jako urzędnik w dużej firmie. Nie umiała sobie za bardzo wyobrazić, jak odbiera telefony, spisuje umowy i biega z nimi do dyrektora. Kojarzył się jej z jakimś samodzielnym stanowiskiem albo własną działalnością, w której byłby sam sobie sterem i okrętem. Czasem opowiadał, że marzy o wyjeździe do jednego z krajów skandynawskich i pracy tam pośród fiordów, a może na platformie wiertniczej… Za to mieszkanie Marcina stanowiło jego integralną część. Urządził je tak, jak chciał. Ściany w salonie pomalował na kolor cappuccino, kupił niewygodną, ale piękną białą kanapę i dwa fotele do niej oraz dużą ławę z zatopionymi w blacie płytkami z rżniętego szkła. Mniejszy pokój był sypialnią. Półkę powieszoną nad łóżkiem zdominowały ogromne paprotki. W kącie stało niewielkie biurko. Trzeci pokój jeszcze nie został zagospodarowany. W przedpokoju wisiało lustro odbijające wnętrze salonu. Marcin chętnie zaskakiwał Natalię kulinarnymi eksperymentami, które prezentował oprawione w blask świec, wino i dobrą muzykę. Na takie spotkania Natalia zakładała ołówkowe spódnice, pończochy i szpilki. Po kolacji siadali z kieliszkami na dywanie, żeby podzielić się opowieściami na temat tego, co robili przez nieskończenie długi czas od ostatniej randki. Kiedy Natalia była w trakcie opisywania swojego dnia, Marcin wyjmował jej kieliszek z dłoni i patrząc dziewczynie głęboko w oczy, zaczynał ją rozbierać. Czekali na to cały wieczór. Przy tym mężczyźnie Natalia odważyła się na więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Odkrywała w sobie zmysłowość, której istnienia nawet nie podejrzewała. Po kilkunastu miesiącach gorącego romansu wprowadziła się do Marcina. Oboje mieli obawy, czy wspólne życie nie zniszczy towarzyszącej ich związkowi magii, ale uznali swoje wątpliwości za kolejną sprawę, która ich łączyła. Natalia pożegnała wynajmowany pokój i namolną współlokatorkę, a Marcin wstawił do sypialni nowy mebel – wielką, garderobianą szafę. Podzielili ją na pół, chociaż w praktyce rzeczy Natalii zajęły większą część. Fakt wspólnego zamieszkania uczcili seksem w nowej pościeli. To była pamiętna noc. Natalia jeszcze nigdy nie widziała Marcina tak pewnym siebie i władczym. W jego rękach czuła się mała, bardzo drobna i całkowicie chroniona. Kiedy się kochali, Marcin popatrzył nagle w przestrzeń ponad jej głową. Był w tym momencie daleki i obcy. Wrażenie samotności pojawiło się nagle i równie nagle ustąpiło. W pustym do tej pory pokoju Natalia urządziła swoją pracownię. Wstawiła tam maszyny do szycia oraz całą masę pudełek z nićmi, cekinami, koralikami i różnokolorowymi łatkami. Podobało się jej mieszkanie z Marcinem – jego powroty do domu, wspólne gotowanie przynajmniej trzy razy w tygodniu, książkowe wieczory, ćwiczenia przy głośnej muzyce i oglądanie najnowszych filmów. W weekendy wychodzili do przyjaciół albo zapraszali ich do siebie. Zapisali się na kurs tańca. Pierwszy miesiąc upłynął w całkowitej sielance. Na początku drugiego miesiąca Natalia odkryła zamkniętą szufladę. Szukała chyba nożyczek, a może taśmy klejącej? Sięgnęła do najwyższej szuflady biurka i zauważyła, że brakuje klucza. Wydało się jej to dziwne, bo mogłaby dać sobie rękę uciąć, że jeszcze wczoraj wszystkie szuflady miały uchwyty i bez problemu dawały się zamykać i otwierać. Teraz najwyższa z nich stawiała opór. Na samym środku widniała dziurka, do której pasowałby niewielki klucz, jak do sekretarzyka. Nic nie było dziwnego w tym, że Marcin jedną z szuflad przeznaczył całkowicie dla siebie, ale nie miała pojęcia, kiedy zdążył zamienić uchwyt na klucz. Dlaczego było to dla niego aż tak ważne? Przez całe popołudnie projektowała nowe wzory torebek i szyła, nie przestając myśleć o tym, że Marcin odciął ją od czegoś, do czego wcześniej miała dostęp. Kiedy wrócił, opowiedziała mu o swoich wątpliwościach. Nazwał ją głuptasem. Z półki na książki zdjął mały, srebrzysty klucz i otworzył zamkniętą szufladę. W środku znajdowało się tylko parę płyt, stare czasopisma o grach komputerowych i zeszyty z notatkami ze studiów. – Czego się spodziewałaś? – zapytał rozbawiony Marcin. Nie wiedziała. Właściwie najbardziej zaskakująca była dla niej zamiana gałki na klucz, ale Marcin twierdził, że nigdy nic takiego nie zrobił. Opowiadając jej zdarzenia z minionego dnia, przeszedł do salonu i usiadł na kanapie, wzdychając z zadowolenia, że ma przed sobą długi, leniwy wieczór. Natalia zatrzymała się w przedpokoju, żeby poprawić makijaż i w tym samym momencie zobaczyła w lustrze, jak za jej plecami Marcin wykrzywia się w paskudnym grymasie. Dziwna mina zdeformowała jego rysy i upodobniła go do złośliwego trolla. Widok był tak nieoczekiwany, że zamiast roześmiać się, Natalia poczuła lęk. Odwróciła się w stronę Marcina, a on uśmiechnął się wesoło. Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Jak to możliwe, że błyskawicznie zdołał strząsnąć z siebie gniew? Chciała mu powiedzieć, że takie wygłupy nie są zabawne, ale przecież niczego złego nie zrobił. W jego zachowaniu nie znajdowała irytacji, która przed chwilą zmieniła wyraz jego twarzy. To był ułamek sekundy. Następnego dnia, kiedy zjedli razem śniadanie i Marcin wyszedł do pracy, Natalia sprawdziła szufladę. Była zamknięta. Dziewczyna poszukała klucza w najniższej szufladzie, potem w środkowej. Przejrzała regalik i półki w szafie, ale klucza nie znalazła. Już trzeci dzień budziła się z bólem głowy. Koleżanka, którą zaprosiła na kawę i oprowadziła po mieszkaniu, stwierdziła, że „to te paprotki. Zbierają tylko kurz. W sypialni macie duszno i jesteś niedotleniona”. Natalia nie wierzyła za bardzo w szkodliwe działanie paprotek, ale dla pewności po wyjściu koleżanki zdjęła kwiaty z półki, zaniosła do łazienki i zrobiła im prysznic. Kiedy odciekły i zaczęła je przenosić do sypialni, jedna z porcelanowych doniczek wymknęła się jej z rąk i rozbiła w malowniczy stos skorup. Marcin zastał ją w przedpokoju, zbierającą resztki porcelany. – Coś ty tu narobiła? – zapytał tonem, którego jeszcze u niego nie słyszała. Rzucił na podłogę teczkę, odsunął Natalię i zaczął sam porządkować bałagan. Przyniosła zmiotkę i szufelkę. Kiedy pracowali w milczeniu, zerknęła w lustro i znów zobaczyła odmienione oblicze swojego chłopaka. Był wściekły. Ręce mu się trzęsły, a usta zaciskały w wąską kreskę. Miał nerwowe ruchy. Wyglądał tak, jakby całą siłą woli powstrzymywał się od tego, żeby nie zdzielić Natalii zmiotką po głowie. Natomiast Marcin, klęczący obok Natalii, stanowił ucieleśnienie opanowania i spokoju. – Marcin – powiedziała drżącym głosem i wskazała palcem na lustro. – O co chodzi? – zapytał. Popatrzył swojemu odbiciu prosto w oczy. Przechyliło głowę i posłało mu żartobliwego całusa à la John Travolta w „Pulp Fiction”. |