powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXIV)
marzec 2012

Odkupienie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Iwan Nikołajewicz splunął raz jeszcze. Jeśli dobrze wychwyciłam czasowy przeskok między pytaniem a odpowiedzią, to epicentrum Egidy wciąż było daleko, ale nawet teraz jego wola naginała rzeczywistość z dużą siłą.
Drugi Niszczyciel był kimś więcej niż tylko wysłannikiem Kościoła. Był jego tarczą i ochroną. Gdy potrzebna była ingerencja Niszczyciela, wysyłano zawsze jednego z czterech. Ale gdy niebezpieczeństwo zagrażało bezpośrednio Kościołowi, wówczas zawsze wysyłano Egidę.
A więc sprawy zdążyły przybrać taki obrót, pomyślałam ze smutkiem.
– Kościół nie jest zadowolony z ciebie – pył wzbił się na wysokość metra formując wykrzywioną grymasem niezadowolenia twarz.
– Nie jestem już niewolnikiem Kościoła, Egida – Iwan rozwiał manifestację leniwym gestem. – Nie tak jak ty.
– Nie myl ślepego posłuszeństwa z wolną wolą – zaszeleścił płaszcz Iwana Nikołajewicza. – Ja-Egida służę Kościołowi z własnej nieprzymuszonej woli. Mnie-Egidę nie stworzono bym wykonywał rozkazy, ale bym sam je sobie wydawał. Jestem wiernością.
– Wolna wola jest fałszem, gdy jest determinowana pojedynczym aksjomatem – odrzekł Trzeci Niszczyciel. – Masz swoje ograniczenia, Egido.
Chłodny wiatr omiótł okolicę, odłupując kilka fragmentów kaplicy Abreu. Niemal dotknął kryształowego krzyża, na którym wisiał spowity psychokrystalicznymi wiązaniami Abreu. Niemal, bo ucichł zgaszony wolą Iwana Nikołajewicza.
– Samowolnie i świadomie narzucone, Trupieju Ptaszniku.
– Nazywam się Iwan Nikołajewicz – w głosie Niszczyciela zabrzmiała duma.
Szyderczy powiew wiatru smagnął moją twarz.
– Przybędę po ciebie, zdrajco – wyszeptał wypalony do fundamentów filar dawnej twierdzy Abreu.
– Będę czekał – uśmiechnął się sam do siebie dawny Trupiej Ptasznik.
Zapadła cisza.
Iwan Nikołajewicz pozornie spokojnym ruchem strzepnął kurz z płaszcza. Przeskok czasowy wynosił kilkanaście sekund. Epicentrum Egidy nie mogło być daleko. Co najwyżej czterdzieści godzin stąd.
Jeśli na cokolwiek miałam czekać, to właśnie nadchodziło.

Seksu z postczłowiekiem nie da się opisać ludzkimi kategoriami.
Postludzie często wyzbywają się popędu, najtwardszych kajdan ewolucji. Stosunek staje się zbliżeniem, atawistycznie tylko rytualizowanym fizycznością. Podczas mojego pierwszego razu z postczłowiekiem wyrwałam się z własnej cielesności, wpuszczając go w swoje najskrytsze marzenia i pozwalając mu na zrobienie ze mną wszystkiego, co zapragnie. Sama, umiejscowiłam się na obrzeżach jego świadomości, czując jego męską rozkosz płynącą z dominacji.
Wtedy przestałam wierzyć w jakiekolwiek różnice między psychiką mężczyzny a kobiety. Wszystko sprowadzało się do gry, do odwiecznego pytania, czy władzę ma ten, który dominuje, czy ten, który pozwala na dominację.
Nie pamiętam, jak doszło do chwili, o której chcę teraz opowiedzieć.
Było chyba bardzo chłodno, ale ten chłód już niósł ze sobą Egidę. Iwan Nikołajewicz nie był zgarbiony, stał wyczekująco. Wyprostowany, dumny, z rozcapierzonymi łapami, chciwie wchłaniając powietrze.
Zachowywał się jak istota czująca strach.
Podeszłam do niego, szukając w jego wzroku czegoś określonego. Nie patrzyłam na niego jak na Niszczyciela. Nie patrzyłam wtedy na niego nawet jak na człowieka. Ja patrzyłam na niego jak na mężczyznę.
Gdy uchwycił mój wzrok, zdałam sobie sprawę, że boi się nie Egidy, ale mnie i tego, że jestem kobietą.
– Nastąpiła zmiana planów.
Zmiana. Jak to nienaturalnie brzmiało w jego ustach.
– Chcę, żebyś stąd odleciała. Zrekonstruowałem układy twojego pojazdu. Nawet trochę więcej, niż zrekonstruowałem – dziwny grymas miał być chyba uśmiechem.
– Nie boję się Egidy – ucięłam krótko.
Uciekł gdzieś myślami, odwracając wzrok. Zadumał się na długą chwilę, rozważając wszystko. Walczył ze sobą – to, czego pragnął on, znowu było niezgodne z tym, czego od niego oczekiwano. Najpierw wola Kościoła, narzucony siłą przymus, potem Mesjasz i jego niezwykły sposób poddawania wszystkich swojej woli.
– Powinnaś się go bać – powiedział.
Wszystko co było w nim ludzkie, wyrywało się na zewnątrz. Namieszaliśmy w tej wrażliwej strukturze, zarówno ja, jak i Abreu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ten głupiec się we mnie zakochał.
I nie potrafił sobie z tym poradzić.
Podeszłam do niego, nie pozwalając mu uciec wzrokiem.
– Zakochałeś się w kurwie, wiesz o tym?
Wiedział. Widziałam to w jego oczach. Przeszedł nad tym do porządku dziennego. Dostrzegł w sobie uczucie, zaakceptował je bez kwestionowania. Objęłam go za szyję i nachyliłam do siebie składając mu pocałunek na ustach. Sama nie wiedziałam wtedy, czego chciałam. Chyba zdałam się na intuicję.
Podniósł mnie delikatnie, oddając pocałunek. Pył rozstąpił się przed nami, pierzchając przed tym, co zaraz się stanie. Iwan Nikołajewicz złożył mnie na łożu, które uformowało się tuż przede mną z błyskawicznie replikującego psychokryształu, wskrzeszonych wiązań dawnej twierdzy Mesjasza.
Nie mogłam nie poczuć triumfu z ironii tej sytuacji.
Moje ubranie po prostu rozwiało się na mnie z cichym sykiem, gdy poddałam się jego niezdarnym pieszczotom. Ostrożnie przejęłam inicjatywę, nie chcąc spłoszyć tego, co się w nim budziło. Wskazywałam miejsca, do których zmierzał, ucząc go najprostszych rzeczy, ale żadnej dwukrotnie. Poprowadziłam go i przyjęłam w siebie. Drgnął, szarpnął się, a rzeczywistość wygięła się w szaleńczym fraktalu. Chwyciłam go i przycisnęłam do siebie, uspokajając go. Skryłam się w delikatnych, nieporadnych objęciach, poruszając się wolno. Wchodził we mnie całym sobą, czułam go w swoim umyśle, ostrożnie sięgającego do moich najskrytszych myśli. Sam otworzył się przede mną jak księga, posępny grymuar bólu. Udało mi się sięgnąć w jego duszę, tak jak on w moje ciało, wprowadzając go w błogi delikatny rytm. Zapisałam w jego umyśle swoje pragnienia szaradami gier miłosnych.
Stopniowo wpisywał się w mój rytm, wolno komponując swój własny. Poznawał mnie całą, uczył się mnie, wczytując się w każdą reakcję mojego ciała. Syn Boży pokonał Niszczyciela, budząc w nim człowieka, ja zwyciężyłam, budząc w nim mężczyznę. Dałam mu posmakować świadomości tego triumfu, w zamian kosztując wstydliwą wdzięczność.
Oddałam mu się całkowicie, składając siebie jako dar dla człowieka w postczłowieku. Potem zamknęłam oczy koncentrując się na ogarniającej mnie rozkoszy. Ośmieliło go to. Sięgnął we mnie mocniej, ale bez gwałtowności.
Rzeczywistość pierzchała przed nami, składając nam czołobitny hołd. Władcy chwili, nie dającej się ująć matematyce. Czułam budzącą się w nim siłę jego własnymi zmysłami. Jego pożądanie, pragnął mnie, jak nikt nigdy przed nim, źle posklejany amalgamat człowieka i postczłowieka, zbity razem klejem podłości Kościoła. Przerażała mnie ta fala czułości i budzącej się żądzy, a jednocześnie podniecał mnie strach, który czułam.
Postczłowiek uczy się błyskawicznie.
W jego ruchach pojawiło się wyrafinowanie biegłego kochanka, jednak wciąż dawał mi odczuć nieśmiałość nowicjusza. Układał mnie na boku, leniwie wchodząc we mnie, bawił się moimi piersiami, gdy dosiadałam go, szukając jego spojrzenia. Był we mnie czekając na mój orgazm, nie pozwalając mi dojść, dopóki się mną nie nasycił.
W końcu eksplodował, a ja nie czułam już w nim Niszczyciela, a rodzącego się człowieka, który zrzucił kajdany i choć przez krótką chwilę zaznał tego, co czego odmawiano mu przez te wszystkie wieki. Wtuliłam się w niego ze świadomością, że to, co ode mnie otrzymał, nie pozwoli mu nigdy zapomnieć, kim jest.
Potem, po raz pierwszy od czasu, gdy go poznałam, zasnął, zostawiając mnie sam na sam z myślami, o tym co nadchodziło nad Hioba III. Ale ja też po raz pierwszy od wieków nie czułam się samotna.
Jak bardzo trzeba upodlić i zdeformować istotę ludzką, by Antychryst znalazł w jej ramionach spokój i ukojenie?

Nie dany nam był poranek kochanków, leniwa miłość po przebudzeniu, błoga świadomość tego, że budzisz się koło tej samej osoby, obok której zasypiasz. Wyrwał mnie ze snu brutalnie, nienaturalnie pobudzony, a przy tym śmiertelnie chłodny.
– Uciekaj.
Cień Iwana Nikołajewicza zamknął się w rozpaczliwym spojrzeniu i skrył się za zbroją Niszczyciela. Odwrócił wzrok i pchnął mnie w stronę kaplicy Abreu.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.