powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXIV)
marzec 2012

„Totally amazing”
‹City Sounds: LAMB›
W brytyjskiej grupie Lamb jest coś niezwykłego. I to coś więcej niż świetne utwory albo urzekający wokal Lou Rhodes. Jakaś sceniczna charyzma, dzięki której duet zawsze porywa tłumnie przybywających i entuzjastycznie nastawionych fanów. Tak jak 9 lutego we Wrocławiu.
‹City Sounds: LAMB›
‹City Sounds: LAMB›
Wreszcie, za sprawą zdobywającego coraz większą popularność cyklu „City Sounds”, stolica Dolnego Śląska doczekała się prawdziwej gwiazdy trip-hopu. Bo choć Lamb w Polsce bywali już kilkakrotnie, to dopiero teraz trafili nad Odrę, gdzie szybko zawładnęli liczną widownią. Ale czy może być w tym coś zaskakującego, skoro do tej pory po każdym koncercie duet był wysławiany pod niebiosa, a chyba żaden z fanów nie powiedział złego słowa pod jego adresem? Dzisiaj można już mówić o swoistej samonapędzającej się machinie – melomani zawsze mają ochotę, by po raz kolejny usłyszeć na żywo choćby taki utwór jak kapitalny „She Walks” i po każdej wykorzystanej okazji ich muzyczne apetyty jeszcze wzrastają. A że Brytyjczyków to dodatkowo motywuje i póki co nie brakuje im sił do podróżowania, to nie tylko polscy słuchacze nie mają powodów do narzekań.
We wrocławskim Eterze budowanie muzycznego nastroju rozpoczęło się od występów nostalgicznego Jaya Leightona oraz zdecydowanie bardziej energicznej grupy The Ramona Flowers. Co prawda support wypadł poprawnie, ale nie ma co ukrywać, wszyscy zebrani wypatrywali sławnej triphopowej pary (na żywo Lamb to w sumie cztery osoby), a ta kazała na siebie dość długo czekać – wśród zebranych pojawiły się nawet pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Na szczęście zniknęło ono wraz z mocnym, elektronicznym otwarciem.
Ciągle zmysłowa Lou Rhodes i chłopięcy, a przy tym żywiołowy Andy Barlow zgodnie z zapowiedziami zaprezentowali materiał z ostatniego albumu, ale nie zabrakło też starszych, największych hitów: „Góreckiego”, wspomnianego „She Walks”, „What Sound” czy kawałka „Alien”. Wszystkie brzmiały trochę mroczniej i bardziej złowieszczo niż w studyjnych wersjach, ale co najważniejsze pięknie – zwłaszcza dzięki znakomitej Rhodes. Bo jeśli mocne, pulsujące beaty oraz żywe aranżacje wykorzystujące także tradycyjne instrumenty (Barlow szalejący na perkusji i skaczący po głośnikach, przykuwający uwagę kontrabas) mogły się podobać, to partie wokalne po prostu powalały. Jak choćby w utworze „Gabriel”, w którym muzycy najzwyczajniej nie przeszkadzali popisom swojej wokalistki. Podobnie intrygujący był, początkowo nieco uspokajający i tonujący nastroje, „What Sound” – naprawdę na długo zapadający w serca. Mógł to być świetny, refleksyjny finał tego triphopowego show, ale na sam koniec Lamb przygotowali potężną dawkę elektroniki. Dawkę niepozwalającą wprowadzonej wcześniej melancholii całkowicie zapanować nad przybyłymi do klubu fanami.
Niewątpliwie otwarcie nowego sezonu „City Sounds” to duży muzyczny sukces. „Totally amazing” – powiedziała w pewnym momencie Lou o wrocławskiej publiczności, a określenie to idealnie pasuje też do samych Lamb oraz ich profesjonalizmu i jakości, które Brytyjczycy wnoszą na każdą z odwiedzanych scen. Tylko ten Eter – to nie do końca najlepsze miejsce, żeby przyjmować tak jasno świecące, prawdziwe gwiazdy.



Cykl: City Sounds
Miejsce: Wrocław
Od: 9 lutego 2012
Do: 9 lutego 2012
WWW: Strona
powrót; do indeksunastwpna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.