powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXIV)
marzec 2012

Autor
Pół żartem, pół serio
Simon Curtis ‹Mój tydzień z Marilyn›
Kim tak naprawdę była Marilyn Monroe? Colin Clarke miał szansę poznać choćby częściową odpowiedź na to pytanie podczas pracy na planie jednego z jej najsłynniejszych filmów – „Książę i aktoreczka”. Dzięki tej znajomości powstały pamiętniki, a Simon Curtis pół wieku później mógł nakręcić „Mój tydzień z Marilyn”, film nierówny, lecz niepozbawiony uroku starych lat.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Mój tydzień z Marilyn›
‹Mój tydzień z Marilyn›
Elementem nierozłączalnym z magią kina jest kult gwiazd, tajemniczych i uwielbianych przez miliony. Niedostępność ekranowych sław sprawia, że gwiazda urasta w oczach widza do nadczłowieka, istoty niesamowitej i absolutnie wspaniałej. Tak właśnie postrzegano najsłynniejszą blondynkę kina – Marilyn Monroe. Monroe była aktorką nieodgadnioną: kojarzono ją z naiwnymi bohaterkami, a jednocześnie ze zmysłowością i ikoną seksu. Mężczyźni za nią szaleli, tak samo jak publiczność na całym świecie. Stała się bohaterką jednej z najsłynniejszych scen w historii kina z filmu „Słomiany wdowiec” z 1955 roku, gdy biała sukienka Marilyn zostaje podwiana wiatrem wywołanym przejazdem metra. Wydawało się, że miała wszystko, ale jej życie nie było – mimo sławy, urody i uwielbienia fanów – pasmem sukcesów. W życiu prywatnym popadała w depresje, nadużywała leków i alkoholu, dwukrotnie poroniła. „Mój tydzień z Marilyn” to próba zobaczenia kobiety z problemami pod maską Marilyn-seksbomby. Simon Curtis stara się odbrązowić legendę, pokazując ją oczami wielbiciela, któremu udało się zerknąć na prawdziwą twarz gwiazdy. Nie chce jednak robić z postaci Marilyn dramatu, wydobywając z jej historii elementy humorystyczne i w ten sposób tworząc film słodko-gorzki, a miejscami – niestety – mdły.
Głównym bohaterem filmu Curtisa nie jest boska MM, lecz Colin Clarke, młody entuzjasta kina, któremu udaje się zaczepić przy pracy na planie filmu „Książę i aktoreczka” Laurence’a Oliviera. Jako trzeci asystent reżysera ociera się o gwiazdy, a przede wszystkim o jedyną i najwspanialszą Marilyn Monroe. Zafascynowany nią chłopak okazuje się idealną odskocznią od problemów: w jego towarzystwie aktorka może zapomnieć o tabletkach, alkoholu, ciągłych spóźnieniach na plan i niekończących się dublach powodujących konflikt z ekipą i samym Olivierem, czy wreszcie o wyjeździe trzeciego męża, Arthura Millera, z powrotem do Stanów. Colin patrzy na ukochaną gwiazdę ekranu bezkrytycznie, dlatego pozytywnie oddziałuje na jej nadwątlone chwilami poczucie wartości. Chłopak spędza z nią coraz więcej czasu, jest na każde zawołanie, wreszcie zadurza się w Marilyn pozbawionej światła reflektorów i blichtru kina. Z góry wiadomo natomiast, że dla niej Colin jest rodzajem przejściowej terapii, która pozwoli poradzić sobie z przygnębieniem i obawami.
Scenariusz filmu oparto na wspomnieniach prawdziwego Colina Clarke’a, zatytułowanych „Książę, aktoreczka i ja”. Reżyser nie konstruuje własnej wizji tego, jak mogło wyglądać życie Marilyn, tylko ogranicza się wyłącznie do pamiętnika Colina. Dlatego na ekranie zostaje pokazane to, co zobaczył i opisał autor, bez wchodzenia w szczegóły, których można się tylko domyślać. W następstwie film staje się fragmentaryczny i nieco zbyt powierzchowny. Curtisowi udaje się uchylić rąbka tajemnicy MM i ukazać ją jako człowieka z krwi i kości, a nie tylko gwiazdę, lecz po temacie jedynie się prześlizguje. W rezultacie „Mój tydzień z Marilyn” okazuje się zlepieniem filmu lekkiego i przyjemnego z niewykorzystanym potencjałem dramatycznym. Najbardziej nijako wypada przesłodzona relacja Colina i Marilyn. To nie był romans, a tylko fascynacja, rodzaj układu, z którego najwięcej korzyści czerpała Marilyn, dlatego nuta sentymentalna, grana przez Curtisa do upadłego, nie współgra z niejednoznacznym postępowaniem aktorki. Ten dysonans uwypukla rewelacyjna rola Michelle Williams. Jako Marilyn potrafi być uroczą kokietką, zagubionym niewiniątkiem, sprytną kobietką i nieszczęśliwą cierpiętnicą. W każdym wcieleniu przekonuje, jednocześnie odkrywając przed widzem wiele twarzy jednej z najsłynniejszych aktorek w historii kina. Kreacja Williams sugeruje dużo więcej, niż przewiduje scenariusz i wizja reżysera.
Oprócz wątku Colina i Marilyn w filmie pojawia się wątek powstawania „Księcia i aktoreczki”, co wprowadza na ekran atmosferę lat 50., ówczesnego kina i muzyki. Curtis prowadzi narrację zgrabnie, bez niepotrzebnych przestojów, dzięki czemu fabuła filmu toczy się wartko. Niestety, w drugiej połowie, gdy akcja odchodzi od subtelnej komedii, a wkracza na terytoria bardziej dramatyczne, energia tej historii spada. Dlatego, chociaż wszystko jest ładne i przystępne, a Michelle Williams i Kenneth Branagh w drugoplanowej roli Laurence’a Oliviera błyszczą, w finale pojawia uczucie niedosytu. Krótka historia znajomości trzeciego asystenta i gwiazdy zostaje urwana bez znaczącej puenty.



Tytuł: Mój tydzień z Marilyn
Tytuł oryginalny: My Week with Marilyn
Reżyseria: Simon Curtis
Zdjęcia: Ben Smithard
Scenariusz (film): Adrian Hodges
Muzyka: Conrad Pope
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 3 lutego 2012
Czas projekcji: 99 min
Gatunek: dramat, melodramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

49
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.