powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXIV)
marzec 2012

Klasyka z klasą: Sekrety ducha
Przed Robertem Bressonem dwóch innych twórców starało się o prawa do ekranizacji uznanego dzieła Georges′a Bernanosa – „Pamiętnika wiejskiego proboszcza”. Próby zakończyły się porażką, na wielkie szczęście dla światowej kinematografii. Kto wie, czy gdyby historia potoczyła się inaczej, Bresson podjąłby się realizacji filmu. Jeśli nie, wiele byśmy stracili.

W naszym cyklu co tydzień prezentujemy wybrane tytuły należące do klasyki kina. Niekoniecznie bardzo znane, niekoniecznie obsypane nagrodami, ale z pewnością nadal warte uwagi.

‹Dziennik wiejskiego proboszcza›
‹Dziennik wiejskiego proboszcza›
Za każdym razem, kiedy przed moimi oczami przewijają się kolejne sceny „Dziennika wiejskiego proboszcza”, zadziwia mnie jedna rzecz. Jak to możliwe, że ten wyprany z jakiejkolwiek ekspresji człowiek, monotonnie poruszający się w kadrze na podobieństwo zaprogramowanego automatu, jest jednocześnie tak dotkliwie prawdziwy?
Bresson dekonstruował człowieka i tworzył go na nowo, odkrywając jego prawdziwą naturę. Przy czym kategorię „prawdy” francuski reżyser rozumiał dość osobliwie. Na potrzeby swoich filmów stworzył autorską metodę współpracy z wykonawcami ról. Dla odróżnienia od aktorów nazywał ich modelami.
Bressonowski model, nie mający wcześniej doświadczeń przed kamerą, musiał nie tylko wystrzegać się wszelkich aktorskich praktyk, ale także posłusznie wykonywać polecenia reżysera- mentora, nie analizując ani się interpretując swoich działań czy wypowiadanych słów. Naszych ruchów i głosu nie podporządkowujemy świadomości, twierdził Bresson, istniejemy nieświadomie w relacji z otaczającymi nas przedmiotami i innymi ludźmi. Twórca miał ambicję odkrywać taką prawdę o człowieku, która znajdowała się poza jego rozumowym doświadczeniem. Docierać do jego ukrytej natury.
Claude Laydu, model występujący jako proboszcz z Ambricourt w „Dzienniku wiejskiego proboszcza”, o tym, jaką postać stworzył, dowiedział się dopiero po obejrzeniu ukończonego filmu. Laydu (i nie tylko on) nazwał tę postać świętą.
Metoda narracji wybrana przez Bressona sugeruje nam, że jesteśmy świadkami głęboko wewnętrznego, napełnionego tajemnicą przeżycia. Dzieje się tak za sprawą dziennika, który prowadzi główny bohater. Ręka zapisująca na papierze kolejne zdania, dublujący te zdania głos z offu, sprawiają, że kolejne wydarzenia, pojawiające się na ekranie, są jak gdyby wizualizacją tych subiektywnych spostrzeżeń księdza. Co więcej, uprzedzeni, często wiemy co za chwilę pojawi się w kadrze. Bresson prowadzi swoją opowieść w ten sposób, ażeby jak najbardziej zniwelować oczekiwania wobec przebiegu zdarzeń i skupić naszą uwagę na postaci proboszcza z Ambricourt.
I cóż z tego, że ów proboszcz w otwierającej film scenie deklaruje niewielkie znaczenie notowanych przez niego sekretów? Czy sekrety mogą być mało znaczące, tym bardziej, gdy dotyczą człowieka naznaczonego niewątpliwą duchowością? Człowiek o „natchnionej twarzy”, tak krytycy i badacze określali księdza z Ambricourt. Ten efekt Bresson uzyskał dzięki swojemu modelowi oraz, jak określił to Konrad Eberhardt, poprzez „poetykę ludzkich twarzy”. Reżyser wiele uwagi poświęcił milczącemu obliczu swojego bohatera, która miała oddawać bogactwo jego wewnętrznych przeżyć.
Oprócz natchnienia postać proboszcza z Ambricourt uwidacznia ogromny ból. Bresson odziera swój film z fabularnej i dramaturgicznej dynamiki, za to napełnia nią bohatera, przy czym jest to dynamika stanów duszy. Toczy on nieustanne boje – z chorobą i fizycznym cierpieniem, nieprzychylnymi mu parafianami oraz kryzysem własnej wiary.
Niezwykłe, że ten wątły człowiek, ledwo trzymający się na nogach, niepewny swojego powołania, wykazuje olbrzymią determinację, gdy spotyka na swej drodze zagubionych, potrzebujących duchowego wsparcia. Nie wynika to tylko z poczucia obowiązku, ale autentycznej miłości do drugiego człowieka. Na tym polu proboszcz, napełniony wewnętrzną siłą, odnosi sukcesy.
Można by zadać sobie pytanie, skąd to pasmo nieszczęść, które spada na głównego bohatera? Nurtuje to i jego, choć nie wypowiada tego wprost. Odpowiedź przychodzi nieoczekiwanie, po sugestii zaprzyjaźnionego księdza z sąsiedniej parafii, że każdy ludzki los można odnaleźć w Piśmie Świętym. Duchowny z Ambricourt odnajduje siebie na podobieństwo Jezusa modlącego się w Ogrójcu, przyjmuje na siebie los „więźnia świętego konania”. Ta wiedza nie daje mu ukojenia, nie prowadzi też do buntu. Akceptuje swoje przeznaczenie z największą możliwą pokorą, całkowicie powierzając się woli Najwyższego. Ostatecznie ten święty człowiek uwalnia się od krępujących go więzów słabego ciała i odchodzi w inny wymiar.
„Dziennik wiejskiego proboszcza” jak i inne filmy Roberta Bressona, wymagają od widza wiele skupienia a czasem i cierpliwości. Francuski reżyser idzie pod prąd odbiorczym przyzwyczajeniom. Pozbawia swój film widowiskowości, elementów suspensu, zaskakujących zwrotów akcji czy wymyślnej pracy kamery. A jednocześnie, poprzez sposób narracji, kreację głównego bohatera i naznaczenie świata przedstawionego aurą tajemnicy i świętego misterium zaprasza nas do poszukiwania ukrytego, transcendentnego wymiaru.
Nawet najwięksi sceptycy, ci, którzy twierdzą, że film, z racji przynależnej mu materii i środków wyrazu, absolutnie nie jest w stanie dosięgnąć sfery sakralnej, milkną, gdy mowa o „Dzienniku wiejskiego proboszcza” lub też czynią zeń chwalebny wyjątek.



Tytuł: Dziennik wiejskiego proboszcza
Tytuł oryginalny: Journal d’un curé de campagne
Reżyseria: Robert Bresson
Scenariusz (film): Robert Bresson
Rok produkcji: 1951
Kraj produkcji: Francja
Czas projekcji: 110 min
Gatunek: dramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
powrót; do indeksunastwpna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.