 | ‹Przed świtem›
|
Czy „Zmierzch” ma obiektywne zalety literackie? Jakie? Agnieszka Hałas: Tak, „Zmierzch” ma plusy. Jak najbardziej ma. Bohaterowie, relacje między nimi – to jest momentami ładnie zrobione. Relacja Belli z małomównym ojcem, sympatyczne postacie poboczne – Jacob, Alice i Jasper, Carlisle, choć trochę zbyt idealny… Fakt, że Alice przewiduje przyszłość, i sposób, w jaki to robi (że widzi tylko urywki, ścieżki zależne od tego, kto jaką decyzję podejmie)… Będę też trochę bronić fabuły. „Zmierzch” zaczyna się sympatycznie, kiedy poznajemy Bellę, dostajemy krótką charakterystykę jej rodziców, dotychczasowego życia, razem z nią opuszczamy Phoenix i przyjeżdżamy do Forks. Mnie początek wciągnął, dopiero później zaczęłam przeskakiwać dłużyzny. I akcja znowu robi się dobra, kiedy przyspiesza pod koniec książki. Cała historia z Jamesem, Alice próbująca przewidywać, co nastąpi, wizja pokoju z lustrami – dobre budowanie napięcia. Gdyby tak jeszcze o trzy czwarte okroić romans, wszystkie ochy, achy, rozterki i rozpływanie się nad boską urodą Edwarda… Magdalena Kubasiewicz: Co do fabuły się nie zgodzę. Ja miałam wrażenie, że w pewnym momencie autorka z przerażeniem uświadomiła sobie, że w książce w ogóle coś powinno się dziać. Przez dwie trzecie powieści Bella zachwyca się Edwardem, a on próbuje powstrzymać się przed jej zjedzeniem. Potem znienacka pojawia się wampir, który też chce ją zjeść i Edward (z niewielką pomocą rodzinki) ratuje ukochaną. A na koniec idą na szkolny bal. Cudeńko. Wracając do tematu, bo miało być o zaletach. Dla mnie zaletą są postacie Alice i Jaspera. Chyba jako jedyna z nas przeżyłam lekturę więcej niż jednego tomu i jeśli coś mi się w tej sadze podoba, to ta dwójka. Zachowanie Alice jest zabawne, a zarazem naturalne, przy wielu jej wypowiedziach zdarzało mi się uśmiechnąć. Anna Kańtoch: Też lubiłam Alice, chyba jako jedyną postać. Dziewczyna jest sympatyczna i rzeczywiście bardzo naturalna. Co do zalet… Podoba mi się pomysł związku wampira z dziewczyną (serio), ale wykonanie już nie. Poza tym, hmm, Forks to, sądząc z opisu, bardzo fajna miejscowość, ja uwielbiam deszcz :) Napięcie w końcówce pewnie i by się znalazło, ale ponieważ nie lubiłam głównych bohaterów, ciężko mi się było przejąć. Poza tym, cóż… może my źle robimy szukając tych „obiektywnych” zalet? Zresztą, jakie to są obiektywne zalety? Ta historia, jak sądzę, miała być czymś w rodzaju baśni dla nastolatek, to nie miało być nic głębokiego czy oryginalnego, nawet spójność czy sensowność na dobrą sprawę nie jest przy takim podejściu potrzebna. „Zmierzch” został napisany po to, żeby wzruszał, żeby dziewczyny zachwycały się Edwardem i marzyły o tym, aby być Bellą. I książka im to daje, mamy tu więc idealne wykonanie pewnego założenia (mniejsza o to, czy to założenie było świadome czy nie). Czy to nie zaleta? Magdalena Kubasiewicz: Masz sporo racji. Moja kuzynka, która wcześniej podchodziła do książek jak pies do jeża, po lekturze „Zmierzchu” zaczęła czytać. Wprawdzie same paranormal romance, ale niektóre z nich są przecież całkiem przyjemne, a grunt, że w ogóle zabrała się do jakiejkolwiek lektury. Ze dwa lata temu, kiedy byłam jakiś czas w Warszawie, praktycznie za każdym razem podróżując metrem widziałam jakąś dziewczynę czytającą którąś z części sagi. Meyer przekonała wiele nastolatek do książek, podobnie jak wcześniej „Harry Potter” i to można policzyć jako zaletę. Agnieszka Hałas: Zgadzam się z wami. Chociaż trochę to pesymistyczne, że właśnie książka, w której „nie miało być nic głębokiego czy oryginalnego”, odnosi piorunujący sukces… Na marginesie – ja czytałam wszystkie tomy, ale im dalej, tym mniej mi się podobało. Anna Nieznaj: Mnie się podobał obyczajowy początek – dla mnie pełna egzotyka: tu słońce południa, tu mżawka w Forks, szkoła jak z amerykańskiego filmu, ale przecież opisana przez kogoś, kto sam do takiej szkoły chodził. Relacje z rodzicami, w których Bella przejmuje charakterystyczną, niezbyt zdrową rolę najdojrzalszej osoby w rodzinie. To było ciekawe. Potem zjawił się Edzio i zepsuł taką fajną książkę! Ale serio: zdecydowanie na plus jest zachęcanie do czytania. Zwłaszcza, że cokolwiek mówi stara ciotka we mnie, nie należy demonizować „książek zbójeckich” – nie podejrzewam, żeby mądre dziewczyny nagle popadały w chore związki tylko przez „Zmierzch”, a niemądre popadłyby i bez niego. Agnieszka Hałas: Spójrzmy prawdzie w oczy. Gdyby „Zmierzch” napisać inaczej, ta książka jak najbardziej mogłaby utrafić w nasze trochę… mniej standardowe gusta. Ale wtedy pewnie nie stałaby się bestsellerem. Anna Nieznaj: Większość motywów, jakie się w niej pojawiają, jest szalenie inspirujących – to są klasyczne motywy romansowe czy z literatury grozy, takie stare sprawdzone chwyty, które od zawsze sprawiają, że czytelnik się boi czy wzrusza. Mnie po prostu prawie cały czas zgrzytało wykonanie. Że nie te słowa, nie takie zachowania, no cóż, ja mam na to proste określenie: „coś mi źle robi na romantyzm”. To całkowicie subiektywne odczucie, ale dyskwalifikuje dla mnie książkę czy film. Cały czas myślałam, że chciałabym przeczytać tę samą historię (nawet dosłownie tak samo przebiegającą), ale w zupełnie innym wykonaniu, innym językiem napisaną i z inaczej rozłożonymi psychologicznymi akcentami.
Tytuł: Zmierzch Tytuł oryginalny: Twilight ISBN: 978-83-7384-632-6 Format: 416s. 130×205mm Cena: 29,90 Data wydania: 29 marca 2007
Tytuł: Księżyc w nowiu Tytuł oryginalny: New Moon ISBN: 978-83-245-8539-7 Format: 480s. 130×205mm Cena: 29,90 Data wydania: 19 października 2007
Tytuł: Zaćmienie Tytuł oryginalny: Eclipse ISBN: 978-83-245-8609-7 Format: 552s. 130×205mm Cena: 34,90 Data wydania: 15 kwietnia 2008
Tytuł: Przed świtem Tytuł oryginalny: Breaking Dawn ISBN: 978-83-2458-729-2 Format: 660s. 130×205mm Cena: 39,90 Data wydania: 25 marca 2009 |