powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Filmowa historia Czerwonej Planety
Choć postacie z „Johna Cartera” znają swoją planetę jako Barsoom, dla nas jest to – zgodnie z ideą twórcy literackiego pierwowzoru E. R. Burroughsa – dobrze znany Mars. Ale właściwie w jaki sposób ten czerwony kamyk tak dobrze zadomowił się w naszej zbiorowej świadomości i jaką rolę miało w tym procesie kino?
‹John Carter›
‹John Carter›
Z popularnością Marsa w powszechnej świadomości konkurować może tylko Księżyc. Ale postrzeganie naszego satelity szło nieco inną drogą niż Marsa, bo dzięki wynalezieniu najprostszych teleskopów najbliższe Ziemi ciało niebieskie mogliśmy obserwować już kilkaset lat temu. A możliwość obserwacji oznacza oczywiście odarcie z nimbu tajemnicy. Stąd twórcy literackiej i filmowej science fiction od początku postrzegali Księżyc w dość realistyczny sposób, czego przykładem są takie filmy jak „Kobieta na Księżycu” (1929) Fritza Langa, „Kierunek Księżyc” (1950), jak również powieść „Z Ziemi na Księżyc” (1865) Juliusza Verne’a (która inaczej niż zainspirowana nią filmowa „Podróż na Księżyc” (1902) Georgesa Meliesa traktowała wyłącznie o przygotowaniach do podróży, a zupełnie nie zajmowała się lądowaniem, a tym bardziej fantastycznymi mieszkańcami Księżyca).1) Oczywiście jakaś część fantastyki, wbrew wszelkim naukowym przesłankom, umiejscawiała na Księżycu, najczęściej na jego ciemnej stronie, fantastyczne krainy i stwory – dość wspomnieć powieść „Pierwsi ludzie na Księżycu” (1901) H. G. Wellsa i jej filmową adaptację z 1964 roku. Częściej jednak Księżyc był bohaterem dość realistycznych opowieści o pierwszym pozaziemskim domu dla człowieka.
Zupełnie inaczej XX-wieczna fantastyka traktowała Marsa. Bo choć człowiek miał możliwość oglądania czerwonej planety za pomocą teleskopów już od dawna, to jednak były to obrazy na tyle niedokładne, że bardziej pobudzały wyobraźnię niż ją blokowały. Linie stwarzające pozory regularności wydawały się kanałami, wzgórza piramidami, a zacienione formacje skalne strukturami o określonych kształtach (słynna „twarz”). To wszystko powodowało, że planeta nazwana od imienia boga wojny stymulowała wyobraźnię pisarzy i filmowców, dla których już sam krwistoczerwony kolor nie był bez znaczenia. To połączenie wyrazistej barwy i mitologicznej etymologii nazwy miało zresztą swoje znaczenie – za sprawą „Wojny światów” (1898) H. G. Wellsa Mars na długo stał się domem dla wszelkiego rodzaju wrogo nastawionych kosmitów. Oczywiście wiele filmów nie mówiło wprost o Marsjanach z dość oczywistych względów – w momencie gdy kino fantastyczne było u szczytu swojej popularności naukowcy amerykańscy i radzieccy mieli już dość dokładny obraz Marsa i przygotowywali się do pierwszych odwiedzin na tej planecie. Stąd „Wojna światów” była inspiracją dla książek i filmów, w których najeźdźcy są z głębszych otchłani kosmosu lub zupełnie nieokreślonego miejsca. Tak było w najnowszej adaptacji powieści Wellsa, „Wojnie światów” Spielberga (2005), „Dniu niepodległości” (1996), ale też w całej masie filmów z lat 50-tych: „Blobie” (1958), „Przybyszach z przestrzeni kosmicznej” (1953), „Planie 9 z kosmosu” (1959), „Rzeczy” (1951) i wielu innych.
‹Marsjanie atakują!›
‹Marsjanie atakują!›
Ale były też przykłady, kiedy wprost mówiono, że inwazja przychodzi z Czerwonej Planety. Tak było w przypadku ekranizacji „Wojny światów” (1953) George’a Pala i spóźnionym o dekadę „Dniu inwazji Marsa na Ziemię” (1963), w którym Marsjanie, niczym w „Inwazji porywaczy ciał”, podmieniają ludzi w otoczeniu bohatera. Dość umownie Mars pojawiał się też w tytule kultowej „Devil Girl From Mars” (1954) z Marsjanką w lateksowym wdzianku szukającą mężczyzn (w telewizyjnym „Mars Needs Women” z 1966 roku Marsjanie z kolei, zgodnie z tytułem, poszukiwali kobiet). Podobnie jak w kiepskim serialu kinowym „Flying Disc Man from Mars” (1950), w którym Marsjanin, niczym Klaatu z „Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia”, przybywa by wszelkimi środkami powstrzymać Ziemian przed zagładą – uznając, że nie nadajemy się by dysponować bronią atomową. Z Marsa pochodzili również kosmici planujący inwazję na Ziemię w typowych dla tego okresu „Najeźdźcach z Marsa” (1953) oraz w ich remaku z 1986 roku. Po latach powstało kilka filmów odnoszących się do złotej ery w kinie science fiction i również niektóre z nich upatrywały w Marsie źródła inwazji na Ziemię – na przykład prześmiewcze „Lobster Man from Mars” (1989) i „Marsjanie atakują!” Tima Burtona (1996) czy niedawne, animowane „Matki w mackach Marsa” (2011).
Podobnie jak Marsjanie Ziemię, tak i my często odwiedzaliśmy Czerwoną Planetę, co było okazją do przedstawienia wydumanych społeczeństw i nieprawdopodobnych stworów. 2) Pod koniec XIX wieku kilku pisarzy zajmowało się tym pomysłem i z ich dorobku z pewnością korzystał E. R. Burroughs tworząc cykl „Barsoom” zapoczątkowany wydawaną w 1912 roku w odcinkach „Księżniczką Marsa” (początkowo pod tytułem „Pod księżycami Marsa”). To właśnie ten autor na dobre wprowadził do kanonu literatury obcą planetę, jako miejsce fantastyczne, ale umożliwiające człowiekowi przetrwanie, jako świat nowoczesny, pełen cudów techniki, ale równocześnie romantyczny, jak wypełnione szlachetnymi rycerzami średniowiecze. W ten sposób pisarz nadał nowy sznyt powieści przygodowej o zaginionych, tajemniczych krainach, uprawianej przez takich autorów jak H. R. Haggard (twórca „Kopalni króla Salomona”), Rudyard Kipling („Człowiek, który chciał być królem”) czy Arthur Conan Doyle („Zaginiony świat”) – którzy zresztą chętnie byli odkrywani później przez kino.
‹Czerwona planeta›
‹Czerwona planeta›
Przeniesienie tego schematu w kosmos było posunięciem naturalnym w miarę jak na mapach świata ubywało białych plam i zaowocowało powstaniem nowego podgatunku zwanego „science fantasy”, popularnego w amerykańskich pulpowych magazynach przed II wojną światową. W kinie najoczywistszymi reprezentantami tego nurtu, poza najnowszą (i co zaskakujące jedyną) ekranizacją cyklu o Johnie Carterze, są rzecz jasna „Gwiezdne Wojny”. To w tej znanej wszystkim sadze statki kosmiczne pilotowane są przez rycerzy, a obce planety zamieszkują istoty władające „magiczną” mocą. Mniej bezpośrednim, a bardziej intelektualnym następcą „Księżniczki Marsa” jest też oczywiście „Avatar” (2009) Jamesa Camerona. Niebieskoskórzy Na’vi, którzy mają swój odrębny system społeczny, ujeżdżają fantastyczne smoki i sześcionogie wierzchowce, a spory rozwiązują za pomocą prymitywnej broni, to oczywiste nawiązanie do nomadycznych zielonych Marsjan i ich ośmionogich rumaków u Burroughsa.
Rzecz jasna inspirowana cyklem „Barsoom” wizja podupadającej obcej cywilizacji na Marsie, do której trafia ziemska ekspedycja, pojawiała się w kinie całe dekady wcześniej. Taką koncepcję przyjęły niskobudżetowe „Rocketship X-M” (1950) i „Flight to Mars” (1951), oba nakręcone w błyskawicznym tempie by zdyskontować popularność „Kierunek Ksieżyc” George’a Pala. W obu filmach załoganci rakiety trafiającej na Marsa odkrywają na Czerwonej Planecie cywilizację, która idąc podobną ścieżką historii jak ziemska zmuszona była przetrwać atomowy holokaust. Nieco podobnym tropem poszli twórcy „The Angry Red Planet” (1959), w której znów członkowie ziemskiej ekspedycji przeżywają mrożące krew w żyłach przygody na Marsie (m.in. spotkanie z gigantycznym szczuro-nietoperzem…), by w finale przynieść od Marsjan przestrogę dla rasy ludzkiej. Zresztą traktowanie Marsa (a w gruncie rzeczy jakiejkolwiek obcej planety i jej mieszkańców) jako alegorii Ziemi było posunięciem popularnym w literaturze i kinie. Dość wspomnieć radziecką „Aelitę” (1924) opartą na powieści Aleksego Tołstoja, w której Ziemianie, mając za sobą doświadczenie rewolucji październikowej, wzniecają na Marsie powstanie przeciw władcom planety. Z kolei w „Red Planet Mars” (1952) informacja o utopijnej cywilizacji na Marsie ma konotacje religijno-polityczne i jest tak naprawdę pretekstem do zbadania reakcji ziemskich społeczeństw, a niesławny „Święty Mikołaj podbija Marsjan” (1964), uważany za jeden z najgorszych filmów w historii, to w zamierzeniu przypowieść o roli zabawy, rozrywki i wolności w życiu dzieci.
‹Misja na Marsa›
‹Misja na Marsa›
Nie licząc tego ostatniego filmowego „potworka” w latach 60-tych XX wieku było już widać odmienne podejście do Marsa i fantastyki w ogóle. 3) Zwiastunem zmian był „Robinsona Crusoe na Marsie” (1964), w którym kosmiczny rozbitek zgodnie z dobrze znanym schematem musi przeżyć w nieprzyjaznym środowisku i walczyć z łowcami niewolników, ale też zmagać się z tak podstawowym problemem (a wcześniej często ignorowany) jak brak tlenu do oddychania. To trzeźwe podejście ostatecznie przeważyło na dobre już rok później, gdy sonda Mariner 4 po raz pierwszy w historii ludzkości przeleciała w pobliżu Marsa, przekazując całą masę danych i zdjęć, które ostatecznie obaliły pogląd o istniejącej na Czerwonej Planecie cywilizacji i warunkach zdatnych do życia. Jeśli dodać do tego inne programy kosmiczne, w szczególności badanie planety Wenus i załogowy lot na Księżyc, jasne stało się, że układ słoneczny przestanie mieć rację bytu jako sceneria romantycznych przygód z pogranicza science-fiction i fantasy. Ale odkrycie nowego obszaru do eksploracji i potencjalnej kolonizacji otworzyło inne możliwości.
Jednym z kierunków, w które poszli twórcy były opowieści nie o przypadkowych bohaterach, przeniesionych w kosmos magicznymi sposobami, ale dzielnych pionierach, którzy z narażeniem życia szukają nowego domu dla całej ludzkości. W kinie o takich eksploratorach Marsa opowiadał już „Podbój kosmosu” (1955) George’a Pala, który już w latach 50-tych starał się podejść naukowo do pomysłu badania innej planety, w spektakularny sposób pokazując chociażby nieważkość w próżni kosmicznej i trafiając w sedno z przedstawieniem Marsa jako planety niegościnnej i nieprzyjaznej człowiekowi. Dziś co prawda mogą śmieszyć takie rozwiązania jak rosnąca bez udziału wody i tlenu roślina czy padający na Marsie śnieg, ale faktem jest, że pierwsze kroki zostały poczynione. Po czym okazało się… że eksploracja wierna naukowym faktom nie jest tym co kino lubi najbardziej.
O ile w literaturze Mars zadomowił się na dobre, stając się podstawą terraformingu, domem dla wygnańców, kolebką rebeliantów sprzeciwiających się ziemskiemu rządowi czy bazą wypadową dla kosmicznych górników eksplorujących asteroidy, to z kina właściwie zniknął. 4) Owszem, na fali niepowodzeń programu Apollo (w 1975 roku zamknięto program, zaprzestano lotów na Księżyc) i narastającej nieufności do rządu (afera Watergate, na temat sfałszowania lądowania na Ksieżycu), Peter Hyams nakręcił świetnego „Koziorożca 1” (1977) traktującego o próbach sfałszowania pierwszej załogowej misji na Marsa, ale był to raczej thriller polityczny, niż epicka wizja podboju kosmosu. Na prawdziwą wizytę na Marsie trzeba było czekać do roku 1990, w którym Paul Verhoeven kręcąc na podstawie powieści Philipa K. Dicka „Pamięć absolutną”, zabierał nas na już skolonizowaną Czerwoną Planetę, borykającą się ze społeczno-politycznymi niepokojami i zasiedloną przez mutantów, będących ofiarami niedostatecznej ochrony przed promieniowaniem kosmicznym. Ta dystopijna społeczność wyrzutków czeka na bohatera, który – zgodnie z popularnymi lejtmotywami dotyczącymi Marsa – odkryje pozostałości pozaziemskiej cywilizacji i przeprowadzi udany terraforming pozwalający na normalne funkcjonowanie ludzkości na Marsie.
‹Matki w mackach Marsa›
‹Matki w mackach Marsa›
Znów jednak był to jednorazowy powrót do tematu – na kolejny znów trzeba było czekać kilkanaście lat, gdy na fali popularności misji Pathfindera, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać filmy o podboju Czerwonej Planety. 5) O misjach załogowych opowiadały nakręcone praktycznie w tym samym czasie „Czerwona planeta” (2000), „Misja na Marsa” (2000) Briana de Palmy, hiszpański „Stranded” (2001) i telewizyjna „Ucieczka z Marsa” (1999). Praktycznie wszystkie opowiadały w konwencji thrillera o problemach i zagrożeniach z jakimi wiąże się lądowanie człowieka na Marsie, a „Misja na Marsa” i „Stranded” dokładały do tego wciąż atrakcyjny pomysł o odkrywaniu pozostałości marsjańskiej cywilizacji, która jakimś cudem pozostała ukryta przed badającymi planetę robotami. Ten popularny motyw wykorzystał i połączył z pomysłem na terraforming i zasiedlenie Marsa John Carpenter w swoich „Duchach Marsa” (2001), które jednak okazały się typowym horrorem z zupełnie pretekstową scenerią. Identycznie właściwie rzecz ma się z „Doomem” (2005) Andrzeja Bartkowiaka, ekranizacja gry komputerowej, w której istotne jest zabijanie kolejnych potworów z piekła rodem, a nie fakt, że rzecz dzieje się w laboratorium na Marsie. W stronę grozy poszedł też „Gatunek 2” (1998), który co prawda nie rozgrywa się na Marsie, ale stamtąd pochodzi zagrożenie, które rozprzestrzenia się na Ziemi.
Jak widać wbrew pozorom Mars wcale nie jest tak bogato reprezentowany w kinematografii jak mogłoby się wydawać, przynajmniej jeśli chodzi o filmy, w których Mars gra rolę więcej niż epizodyczną (dotyczy to oczywiście kinowych filmów aktorskich, bo produkcje telewizyjne czy japońskie anime znacząco poszerzyłyby powyższy przegląd). Czerwona Planeta była częściej symbolem i inspiracją niż rzeczywistym miejscem akcji mniej lub bardziej zgodnych z naukowymi realiami filmów o eksploracji kosmosu, a częstotliwość sięgania po podróż na Marsa (lub wizytę Marsjan) jako zabieg fabularny była związana z aktualnymi trendami w rozwoju nauki i podboju kosmosu. Czy „John Carter” rozbudzi kolejną falę popularności Czerwonej Planety? Zapewne nie, raczej możemy się spodziewać kolejnych filmów na modłę „Avatara”, o odległych planetach, zasiedlonych fantastyczną florą i fauną, na których Ziemianie przeżywają emocjonujące przygody – a więc dokładnie takiej fantastyki jaką tworzył Burroughs (i bez wątpienia przyczyną nakręcenia „Johna Cartera” była tyleż setna rocznica wydania „Księżniczki Marsa”, co sukces filmu Camerona). Na bardziej „prawdziwy” obraz Marsa i realistyczne filmy o kolonizacji trzeba będzie pewnie zaczekać do jakiegoś ważnego wydarzenia w programach kosmicznych. Może do ogłoszenia załogowego lotu na Czerwoną Planetę?
1) Zresztą Księżyc w kinie nie stał się nigdy tematem przestarzałym, a do tak zdawałoby się banalnego i ogranego tematu jak początki jego eksploracji i kolonizacji wracano nawet całkiem niedawno w „Apollo 13” (1995) Rona Howarda, „Moon” (2009) Duncana Jonesa czy żerującym na teoriach spiskowych „Apollo 18” (2011).
2) Z oczywistych względów taka koncepcja była atrakcyjniejsza niż ta, która na poważnie panowała na początku XX wieku w środowiskach naukowych – że Mars był domem dla jakiejś inteligentnej cywilizacji, która niestety dawno wyginęła pozostawiając po sobie widoczne ślady, takie jak piramidy. Ten motyw „śladów” jest zresztą dość powszechny w fantastyce i występuje również w odniesieniu do Księżyca czy nawet Ziemi – dość wspomnieć paleoastronautyczne teorie Danikena.
3) Podobnie jak w kinie, tak i w literaturze pojawiali się „spóźnialscy”, albo twórcy świadomie wykorzystujący Haggardową wizję Marsa, jak Roger Zelazny, który w 1963 roku w „Róży dla Eklezjastesa” pisał o badaniu kultury i dziejów wymierającej cywilizacji marsjańskiej.
4) W literaturze te tematy przewijały się przez całe dekady, pojawiając się jeszcze przed programem Mariner. O rewolucji na Marsie pisał już Robert A. Heinlein w „Red Planet” (1949) łącząc jeszcze nowoczesne problemy społeczno-polityczne, ze staroświecką wizją Marsa zamieszkałego przez dziwacznych, obłaskawionych przez człowieka autochtonów, a po latach tematem zajął się choćby Greg Bear w nagrodzonym Nebulą „Moving Mars” (1993). Terraforming i wykorzystanie ekonomiczne Marsa pod lupę wzięli pod koniec stulecia Ben Bova w swoim cyklu „Droga przez układ słoneczny” (luźno powiązane książki o eksploracji układu słonecznego autor tworzy od lat 80-tych do dziś) i Kim Stanley Robinson w trylogii marsjańskiej (1992-1996), ale o realistycznej kolonizacji Marsa Arthur C. Clarke pisał już w 1951 roku, w „Piaskach Marsa”.
5) Ten sam trend dało się zauważyć też w literaturze, w takich powieściach jak „The Martian Race” (1999) Gregory’ego Benforda, „Mars Crossing” (2001) Geoffrrey’a A. Landisa, „First Landing” (2002) Roberta Zubrina – wszystkie korzystały z najnowszych badań naukowych i opracowywanych wówczas planów ekspedycji na Marsa, w szczególności koncepcji „Mars direct”.



Tytuł: John Carter
Reżyseria: Andrew Stanton
Zdjęcia: Daniel Mindel
Scenariusz (film): Michael Chabon, Andrew Stanton
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 9 marca 2012
Gatunek: familijny, przygodowy
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie

Tytuł: Marsjanie atakują!
Tytuł oryginalny: Mars Attacks!
Reżyseria: Tim Burton
Scenariusz (film): Jonathan Gems
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 1996
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Warner
Data premiery: 28 lutego 1997
Czas projekcji: 106 min.
WWW: Strona
Gatunek: komedia, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie

Tytuł: Czerwona planeta
Tytuł oryginalny: Red Planet
Reżyseria: Antony Hoffman
Scenariusz (film): Chuck Pfarrer, Jonathan Lemkin
Rok produkcji: 2000
Kraj produkcji: Australia, USA
Dystrybutor: Warner, Warner
Data premiery: 5 stycznia 2001
Czas projekcji: 106 min.
WWW: Strona
Gatunek: SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie

Tytuł: Misja na Marsa
Tytuł oryginalny: Mission to Mars
Reżyseria: Brian De Palma
Scenariusz (film): Jim Thomas, John Thomas, Graham Yost
Rok produkcji: 2000
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Syrena
Data premiery: 5 maja 2000
Czas projekcji: 113 min.
WWW: Strona
Gatunek: SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie

Tytuł: Matki w mackach Marsa
Tytuł oryginalny: Mars Needs Moms
Reżyseria: Simon Wells
Zdjęcia: Robert Presley
Scenariusz (film): Simon Wells, Wendy Wells
Muzyka: John Powell
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 11 marca 2011
Czas projekcji: 88 min.
Gatunek: animacja, komedia, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
powrót; do indeksunastwpna strona

109
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.