Giles Milton opowiada wstrząsającą i jednocześnie niezbyt znaną historię handlu białymi niewolnikami, ale jego „Białe złoto” nie lśni tak mocnym blaskiem, na jaki wskazywałby tytuł.  |  | ‹Białe złoto›
|
Kiedy w 1716 roku jedenastoletni Thomas Pellow błagał rodziców o zgodę na morską wyprawę, nie podejrzewał, że wyprasza sobie właśnie los niezwykle okrutny. Do tego stopnia, że gorszego nie wymyśliłby człowiek z bardzo bogatą wyobraźnią. Chłopiec razem z załogą statku „Francis” został schwytany przez piratów i – jako niewolnik – trafił do pałacu Mulaja Ismaila, despotycznego władcy Maroka. Milton, wykorzystując liczne dostępne mu źródła, opowiada kolejne przygody Pellowa w afrykańskich miastach. Zaczyna od opisów warunków, w jakich egzystowali pojmani – urągających wszystkiemu, co do tej pory znali, z wszechobecnymi chorobami i głodem. Następnie przechodzi do przerażających, momentami drastycznych relacji z tortur, jakim poddawano niewolników. Zwłaszcza tych, którzy nie zgodzili się na konwersję i pozostali przy wierze chrześcijańskiej. Długo opierał się również Thomas, ale wycieńczony, upodlony przez swoich oprawców – uległ, co stanowiło dramat podwójny. Z jednej strony obawiał się bożego gniewu, z drugiej nie mógł już liczyć na to, że zostanie przez swój kraj wykupiony – bowiem konwertyci byli przy negocjacjach zupełnie pomijani. Co ciekawe Pellowa często pomija również sam Milton. Szybko można zorientować się, że pisarza bardziej interesuje opowiedzenie czegoś więcej niż pojedynczej historii. Nie wiem, czy bardziej przyczynił się do tego autorski zamysł, czy może dostępność źródeł, ale zdecydowanie ciekawszą postacią okazuje się Mulaj Ismail. Reportażysta przytacza wiele zdarzeń z jego udziałem, oddając charakter barbarzyńskiego tyrana – zwykle bezwzględnego, ale też zmiennego, z licznymi przebłyskami miłosierdzia. Portretując władcę Milton nie zapomina o jego przywiązaniu do przepychu, wyrażanego również w stroju – despota ubierał się stosownie do nastroju, w jakim był danego dnia i już to pozwalało poddanym wywnioskować, co ich dziś czeka: dodatkowa porcja strawy czy chłosta. Najbardziej interesująco wypada jednak w „Białym złocie” kwestia dyplomacji. Przed Ismailem (a potem też jego następcami) ustawiają się kolejki wysłanników państw, których obywatele trafili do marokańskiej niewoli. Milton pokazuje ich zabiegi z dużą dozą dystansu – punktując a to naiwność, a to bezczelność i chwilami całkowite niezrozumienie problemu, z jakim przyszło im się mierzyć. Rokowania pokojowe przypominają tu zabawę w berka. Kiedy dyplomatom już wydaje się, że szczęśliwie sfinalizowali umowę, sułtan odsyła ich z niczym. Gdy w końcu podpisują porozumienie pokojowe, marokańscy piraci szybko je łamią. Wówczas Europa wysyła kolejnych przedstawicieli. I tak dalej, i tak dalej. Jeśli można coś Miltonowi zarzucić, to mimo wszystko nie dość dobre osadzenie opisywanych wydarzeń w kontekście. Autor raz po raz porzuca historię Pellowa dla wejścia na szerszy poziom opisu, jednak nie dość szeroki. Ani nie zestawia handlu białymi niewolnikami z czarnymi, ani nie kreśli obrazu stosunków panujących między islamem a chrześcijaństwem, choć ucieka się do pojedynczych, kiepsko umotywowanych stwierdzeń na ten temat. Szkoda, bo wskutek tego książka jest zawieszona pomiędzy frapującą historią jednostki a wprawdzie podjętą, acz nieskuteczną próbą zarysowania tła. Mimo częściowych braków „Białe złoto” stanowi jednak fascynującą opowieść o funkcjonowaniu państwa, którego długoletni władca uśmiercił wiele tysięcy niewolników i własnych poddanych, nierzadko dokonując tego własnoręcznie. Historia Pellowa jest tu jedną z wielu, jakie przytrafiły się porwanym przez piratów Europejczykom. I to zwielokrotnienie jednostkowych losów, gdy tylko zostaje uświadomione, uderza z ogromną mocą.
Tytuł: Białe złoto Tytuł oryginalny: White Gold ISBN: 978-83-7392-373-7 Format: 290s. 145×235mm Cena: 32,– Data wydania: 8 marca 2012 Ekstrakt: 70% |