– Pozostało jakieś pięć minut do pierwszej rundy! – Mój głos rozszedł się po całej sali, oczy wszystkich graczy skierowały się na mnie. – Nie mamy czasu na rozpaczanie po kątach! Czas uformować drużynę i zapewnić sobie stuprocentowe zwycięstwo! – Drużynę? – Urocza spojrzała na mnie uważnie. – Stuprocentowe? Jak? Do podium zbliżył się Bokser. – Pewnie chodzi ci o ustawianie wygranych, co? – Wycelował we mnie palcem. – Naturalnie – odparłem z całym spokojem. – Tyle tylko, że nic z tego – rzekł. – Nie możemy wszyscy głosować na jeden znak, pamiętasz? Runda będzie nieważna i nikt nie dostanie punktu. Uczestnicy Gry zaczęli przybliżać się do podium, chcąc zapewne lepiej słyszeć naszą wymianę zdań. Na ich twarzach malowała się ciekawość… Poza Pyszałkiem. On stał się chodzącym sceptycyzmem. – Runda będzie nieważna, jeśli wszyscy zagłosujemy jednakowo – odparłem. – Ale kto powiedział, że wszyscy głosować będą na wygrany symbol? Połowa z nas wybierze kółko, a połowa krzyżyk. Tyle wystarczy. Wygraną będziemy mieli w kieszeni. – Konkretnie połowa z nas – zauważyła Chłopczyca. – Co z resztą? – Właśnie! – poparł ją Bokser. – Fifty-fifty to żaden plan! Wtedy odezwał się Pyszałek. – Ależ z was ciemna masa – prychnął. – To przecież oczywiste, że grupa głosujących na zwycięski znak będzie zmieniać się co rundę. Każdy zdobędzie połowę możliwych do zdobycia punktów. Skinąłem głową, choć ze strony Pyszałka spodziewałem się raczej kłopotów niż wsparcia. – Dokładnie o to chodzi – potwierdziłem. – Podzielimy się między sobą na grupę głosującą na kółko oraz grupę głosującą na krzyżyk. A potem będziemy na zmianę doprowadzać do wygranej obu symboli. W ten sposób wszyscy zdobędą równą ilość punktów, obchodząc jednocześnie zasadę o unieważnieniu rundy, w której zbyt wiele głosów padło na kółko lub na krzyżyk. Pewna wygrana. Przez chwilę nikt nie odpowiadał, ale zaraz wśród graczy rozniosło się podekscytowanie. – To idealny plan! – wykrzyknęła Urocza. – Wszyscy zwyciężają. – Pomysł ma ręce i nogi – przyznała Chłopczyca. – Wchodzę w to. Młodzik i Cienki odetchnęli z wyraźną ulgą. Dżentelmen kiwał z aprobatą głową. Bokser zacisnął triumfalnie pięści. A Pyszałek… Cóż, Pyszałek dołączył do mnie i Uroczej na podwyższeniu, po czym odepchnął mnie od mikrofonu. – Co za szczęśliwy traf – przemówił do wszystkich – że trafiła mi się banda idiotów na konkurencję. Wszyscy zamilkli na ułamek sekundy. Zanim zdążyli unieść się zupełne zrozumiałym oburzeniem, Pyszałek mówił dalej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Plan szanownego pana Winsa ma poważne wady – rzekł. – Niektóre z nich da się obejść przy pomocy dobrej woli i chęci. Ale jedna… Cóż, spróbujmy. Zobaczymy, jak zadziała ta gra zespołowa w pierwszej rundzie. Udowodnijcie mi, że potraficie to zrobić. Podszedłem do niego. – Jesteś z nami? – spytałem wprost. – Czy nie? – Tę jedną rundę – rzekł – zagram jako członek waszego zespołu. Udowodnijcie mi, że warto w nim zostać. Irytujący koleś. Oczywiście miał rację, mój plan bynajmniej nie był doskonały. Jednak w tej chwili był jedyną opcją. Do czasu, gdy wymyślę coś lepszego. – W porządku, ludzie. – Ponownie dobrałem się do mikrofonu. – Czas podzielić się na czwórkę kółko i czwórkę krzyżyk. Moja propozycja brzmi: trzy osoby, które wygrały kółkiem rundę próbną należą do grupy kółko. Ja i Ur… panna Sanderson używaliśmy krzyżyka, więc należymy do grupy krzyżyk. Pozostają trzy osoby – wskazałem Dżentelmena, Młodzika i Boksera. Jedna dołączy do kółek, reszta do nas, krzyżyków. Dżentelmen uniósł dłoń. – Jeśli można – rzekł – wolałbym głosować na kółko… – Bardzo dobrze – stwierdziłem szybko. – Zatem mamy drużyny. Teraz wystarczy ustalić… – Sprzeciw! – Pyszałek założył ręce. – A może ja chcę należeć do krzyżyka? Tylko dlatego, że postawiłem kółko w rundzie zero, nie znaczy, że wolę ten znak. Robił to specjalnie. Byłem pewien, że robi to specjalnie. – To nie ma żadnego znaczenia – odpowiedziałem – ale jeśli ukoi to twoje nerwy, możesz zamienić się z jednym z nich… Młodzik i Bokser, bo to o nich mówiłem, nie okazali jednak aprobaty. – Właściwie to wolę krzyżyk – bąknął Młodzik. – Zaraz! – Bokser był znacznie bardziej asertywny. – Dlaczego to on ma decydować, na co będziemy głosować? Niech się trzyma kółka! Cierpliwości, największa z cnót, nie odchodź… – Słuchajcie, przecież to nieistotne… – zacząłem. – W takim razie ja przejdę do kółka – odezwała się Urocza. – Zgoda? Wszyscy spojrzeli na nią i wymruczeli, że tak będzie w porządku. Nie uśmiechała mi się zamiana Uroczej na Pyszałka, ale jak sam mówiłem, to bez znaczenia. – W porządku, więc mamy zgodę – stwierdziłem. – Teraz czas ustalić, który symbol ma wygrać w pierwszej rundzie i błagam, w następnej rundzie wygra ten drugi, więc nie róbcie problemu. – Moim zdaniem powinien wygrać krzyżyk – odezwał się od razu Pyszałek. – Rundę zero wygrało kółko. Odpowiedź była do przewidzenia i padła ze strony Chłopczycy. – Ty wygrałeś w rundzie zero! – zaprotestowała. – To żaden argument. – Prawie wszyscy wygraliśmy w rundzie zero – przypomniał Dżentelmen. – Sądzę, że najlepiej będzie rzucić monetą i uniknąć zbędnych kłótni. Za chwilę skończy nam się czas. Z ulgą powitałem głos rozsądku. Postąpiliśmy zgodnie z sugestią Dżentelmena i w drodze losowania zdecydowaliśmy doprowadzić do zwycięstwa kółka. Pozostał element ostatni – jak ułożyć kółka i krzyżyki na planszy. – Myślę, że nie ma co kombinować – powiedziałem. – Ułóżmy pierwszy rząd kółek, a jeśli w pierwszym rzędzie trafi się nam Gospodarz, który mógłby postawić krzyżyk, zmienimy na drugi rząd. Stoi? – Chwileczkę – Cienki uniósł rękę. – Skąd wiadomo, że grupa kółko trafi do jednego rzędu? – Nie wiadomo – odparłem szybko, bo Pyszałek wyglądał, jakby chciał rzucić kolejną niepochlebną uwagę o graczach. – Ale uciąłem sobie krótką rozmowę z Gospodarzem, który potwierdził, że dozwolone jest wszystko, czego nie zabrania regulamin. Reguły nie zabraniają stawiania symbolu innego niż ten, na który się zagłosowało. Po prostu osoby, które utworzą nasz umówiony rząd, postawią kółka, obojętnie, na co głosowali. Miałem wrażenie, że gracze nabierają coraz większej wiary w moją strategię. Osobiście daleki byłem od euforii. Nawet bez Pyszałka próbującego wszystko zepsuć, pomysł miał istotne niedociągnięcia. Teraz jednak bardziej od zapewnienia sobie wygranej liczyło się zjednoczenie zawodników. Gra, w której braliśmy udział, była w swej istocie grą zespołową – pojedynczy gracz mógł liczyć tylko na uśmiech losu. Zespół mógł ustawiać koła i krzyżyki wedle uznania. – Pamiętajmy – zaznaczyłem – że aby dostały się nam punkty, nasz rząd trzech kółek musi być jedynym rzędem na planszy. Dlatego pamiętajcie, żeby na pozostałej części planszy ustawiać krzyżyki i kółka naprzemiennie. Rozmowy nie są zabronione podczas oznaczania pól, więc możemy swobodnie się konsultować. Dokładnie w chwili, gdy wypowiedziałem ostatnie słowo, rozbrzmiał dzwonek. Za minutę musieliśmy znaleźć się na krzesłach. Ruszyliśmy w stronę stołów z kartami do głosowania. Z tego, co widziałem, wszystkim zdecydowanie poprawił się humor. Niepokoiło mnie jednak zadowolenie na twarzy Pyszałka. Moje obawy okazały się słuszne. Zdawać by się mogło, że plan udał się doskonale. Miejsca w pierwszym rzędzie wylosowałem ja, Dżentelmen i Chłopczyca. Zgodnie postawiliśmy na naszych polach kółka. Reszta graczy zadbała o to, by nie utworzyć przypadkiem kolejnego rzędu jednakowych znaków. Pierwszą rundę wygrało kółko, zgodnie z planem. Jednak podliczywszy głosy, Gospodarz wyświetlił obecny ranking na ekranie. Natychmiast stało się jasne, że nie wszystko jest tak, jak być powinno. W tej rundzie punkty otrzymało pięć osób. Graczy, którzy mieli zagłosować na kółko, było czworo. Wiedziałem, czyja to sprawka, jeszcze zanim ujrzałem siódemkę przy jednym z punktów. Pyszałek. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale najwyraźniej pomysł wspólnego zwycięstwa nieszczególnie przypadł mu do gustu. |