Prawdę mówiąc, gdyby nie zwolnienie od musztry, nie trudziłbym się i poradził Sauronowi nie przemęczać się i ubić ich wszystkich za jednym razem. I tak ta partia była prototypowa. Chcieli ich zrobić jeszcze zacieklejszymi, ale przedobrzyli i wszyscy jak jeden mąż są łysi i jąkają się. Prócz tego wszyscy kuleją na prawą nogę. Wielki Boss pod karą śmierci zabronił im chodzić w szyku. My to jeszcze nic, ale Balrogi od śmiechu mocno się grzeją i przetapiają się na najniższe piętra.
Sprawozdania z laboratorium Saurona przeplatają się z opowieściami z frontu: oczywiście walki z elfami polegają głównie na panicznych ucieczkach, a w obozach wojskowych panuje chaos. Glaurung (swoją drogą, jeden z bardzo nielicznych w fantasy nielotnych smoków; zresztą pod względem umysłowym też nie jest zbyt lotny…) z upodobaniem pożera swoich, zaś wysłany na poszukiwanie Gondolinu błąka się przez pół kontynentu.
Jak widać z cytatu, „Dziennik” jest pisany w pierwszej osobie, dzięki czemu narracja jest bardziej emocjonalna (i dzięki temu humorystyczna) oraz potoczna (i dzięki temu humorystyczna). Narrator wplata w swoje wypowiedzi ironiczne komentarze, na przykład nazywając swoich nieudolnych przełożonych imionami wybitnych dowódców lub naukowców z naszego świata. Należy zauważyć, że imiona z naszego świata pojawiają się również w przypadku balrogów – konkretnie, chodzi o nazwy wulkanów. Aso i Tolbaczyk brzmią jeszcze dość enigmatycznie, ale już przy Wezuwiuszu nie można mieć wątpliwości.
Należy też pochwalić przekład – Tomasz Piątkowski i Tigran Latchinian rewelacyjnie wywiązali się z zadania. Nie wiem, czy to specyfika rosyjskiej gawędziarskiej narracji czy większa łatwość tłumaczenia ze słowiańskiego na słowiański, ale nie po raz pierwszy napotykam rosyjski tekst pisany tak żywym i humorystycznym stylem (polecam szczególnie „W torebce nie ma życia”. opublikowane niegdyś w Science Fiction).