Czy banalne zasady i rzucające się w oczy opakowanie wystarczą, by wydane przez Kuźnię Gier „Top-A-Top” stało się kolejnym imprezowym hitem?  | Dziękujemy wydawnictwu Kuźnia Gier za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji. |  |
 |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Już na wstępie trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – to nie wystarczy. Zapakowanie gry w tekturową, przykuwającą wzrok tubę może i przyciąga zaciekawionych klientów, ale jeżeli chodzi o walory praktyczne, niestety nie zdaje egzaminu. Opakowanie jest stosunkowo duże w porównaniu chociażby do „Prawa Dżungli” czy „Dobble”. Można zapomnieć o przenoszeniu gry w kieszeni lub mniejszej torbie. Ponadto wieczko pod naporem ciężkich tekturowych kart łatwo może wypaść, a chyba żaden gracz nie lubi zbierać elementów gry z podłogi czy z dna plecaka. W skład „Top-A-Top” wchodzi dziewięćdziesiąt solidnych, grubych, okrągłych kart oraz instrukcja (po polsku i angielsku, brak niemieckiej pomimo zamieszczenia informacji w tym języku na opakowaniu). Co do jakości kart nie można mieć zastrzeżeń, na pewno przeżyją niejedną rozgrywkę. Za to instrukcja wydrukowana jest na papierze cieńszym niż niejedna ulotka, którą można dostać na ulicy. Na szczęście prostota zasad sprawia, że nie często będziemy do niej sięgać. Nie powinno być też problemów ze zrozumieniem reguł, ale jest to wynik raczej ich banalności niż jakości objaśnień – brakuje chociażby opisu działania Jokera. Na czym polega sama rozgrywka? Każdy z graczy otrzymuje kilka kart, które układa w zakryty stos przed sobą. Poczynając od pierwszego gracza, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, uczestnicy wykładają na wspólną kupkę na środku stołu po jednej odkrytej karcie. Pojawia się nowa karta – każdy gracz musi na nią zareagować. Kto się pomyli albo wyraźnie spóźni – zbiera wszystkie karty i kładzie na spód swojego stosu. Kto wyłoży swoją ostatnią kartę i poprawnie na nią zareaguje, ten wygrywa. A co będziemy robić przy wykładaniu kart? Na przykład wydawać dźwięki różnych zwierząt (byle nie psa lub kota),naśladować Indian, salutować, starać się zachować powagę, uderzać w stół, klaskać i tym podobne. Karty podzielone są na trzy poziomy trudności. Można, zgodnie z sugestiami zawartymi w instrukcji, wprowadzać je po kolei lub od razu grać wszystkimi – i tak trzeba będzie się ich nauczyć.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wszystko to w teorii wydaje się proste, łatwe i zabawne. Proste zaiste jest. Początkowo niezbyt łatwe, później trochę aż zanadto. A czy zabawne? To już zależy od towarzystwa i atmosfery. Przy pierwszych podejściach rozgrywka przebiega powoli, zdarza się, że po wyłożeniu karty następuje chwila ciszy, podczas której gracze próbują sobie przypomnieć, jak odpowiedzieć na kartę. W końcu ktoś reaguje, a reszta robi to samo, co ta osoba. Na etapie przyswajania kart pomyłki zdarzają się najczęściej. Po kilku wpadkach zapamiętujemy karty, reagujemy szybciej, mylimy się rzadziej. Stosunkowo długi (jak na ten typ gier) etap nauki odpowiednich reakcji sprawia, że gdy gra nabierze tempa i będzie miała szansę stać się ekscytującą, część graczy będzie już znudzona i miała ochotę na coś innego. Ponadto jeżeli nowy gracz dołączy do rozgrywki z osobami, które mają parę partii za sobą, to jest stosunkowo długo na znacznie gorszej pozycji. Myślę, że zdecydowanie na dobre by wyszło „Top-A-Top” wprowadzenie różnych wariantów rozgrywki. Dużym plusem także byłaby większa liczba kart, po których zawsze ktoś musi zabrać karty ze środkowego stosu – niestety, jest tylko jedna (przy karcie z muchą trzeba położyć rękę na centralnym stosie, czyja dłoń będzie na samej górze, ten przegrywa i zbiera karty). Kuźnia Gier wydała produkt, który przykuwa uwagę, ale się nie wybija. Pozostaje mieć nadzieję, że zapowiadany dodatek wprowadzi ciekawsze karty, które dodadzą rozgrywce emocji i wykorzystają cały potencjał gry. Do tego czasu, jeżeli mamy już największe imprezowe hity sprawdzone i szukamy czegoś nowego, warto wypróbować „Top-A-Top”.  | Wrażenia z gry: Kamil Sambor: Całkiem przyzwoita gra imprezowa, w której widać bardzo wyraźnie inspirację grą „Dupa biskupa”. Dzięki możliwości stopniowania poziomu trudności nauka symboli może być dość szybka. Za minusy można uznać arbitralność wielu sytuacji w grze czy chociażby długość rozgrywki w przypadku, gdy gracze są już ograni. Jednak w ogólnym rozliczeniu gra może się podobać wielu osobom, szczególnie gdy ktoś szuka tytułu, dzięki któremu będzie trzeba wykonywać różne czynności, a nie schematycznie klepać muchy czy chwytać totem. Jednak sama rozgrywka nie jest na tyle porywająca, by uznać to za hit. Zasłużone 60%. Justyna Lenda: Moje pierwsze skojarzenie po zapoznaniu się z zasadami było dokładnie takie samo. Dobrze pamiętam wiele godzin podwórkowej radości, a szczególnie podekscytowane okrzyki w reakcji na asa. Gra z pewnością nie jest górnolotna, ale imprezówki przecież w większości opierają się na prostej zasadzie – reaguj! Liczy się refleks i z tego płynie frajda. Przy swojej dość niskiej cenie i solidnych kartach, „Top-A-Top” zasługuje na co najmniej 60%. Warto pamiętać, że tego typu rozrywkę proponuje się w odpowiednim gronie – gdy towarzystwo nie jest skore do zabawy i żartów, to żadna gra ich nie rozkręci. |  |
Tytuł: Top-A-Top Data produkcji: listopad 2011 Ekstrakt: 50% |