 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kuba Ćwiek wykonał one man show „Kto się boi popkultury”. Na początek stwierdził, że ma szczęście, że w Polsce takich ludzi jak on „jeszcze ciągle nazywa się znawcami, a nie nerdami”. :-) Powiedział, że dzieło popkulturowe powinno być wielowarstwowe: osobnika prostego rozbawi gumowa kaczka na masce samochodu, a fan rozpozna, że to nawiązanie do filmu „Konwój”. Różne dzieła sztuki z czasem przenikają do popkultury, na przykład człowiek witruwiański Da Vinciego, który bywa powielany na koszulkach lub przedstawiany jako Darth Vader.  | „Nawiązanie do tej sceny… jeżeli oglądaliście dalsze części „Indiany Jonesa”, jeżeli nie, to wyjdźcie.” Kuba wyznał, że „Szklaną pułapkę” widział 142 razy. Kuba: Kto nie widział „Szklanej pułapki”? (cisza) Kuba: Widziałem za was! Ale to ma znaczenie praktyczne: na przykład idziecie ciemną ulicą i drogę zachodzi wam paru dresiarzy. Najlepiej w takiej sytuacji udać wariata. Wtedy mówicie do nich: „Widziałem „Szklaną pułapkę” 142 razy!” „Moja gitara ma na imię Safron, ale nie chciała tu przyjechać bez pokrowca”. „Gitara rozstrojona nerwowo”. Stroiciel gitary robi jakiś gest. Kuba: A żebym ja wiedział, w jakiej tonacji będę śpiewał! Mojej własnej: c-Ćwiek. Kuba (wykonuje parę akordów na pożyczonej gitarze): Uaau!… (przytomniejąc): Jak ktoś powie o tym Safron, to zabiję. |  |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na koniec Kuba zaśpiewał własnoręcznie napisaną piosenkę, a publiczność miała wyłapywać w niej nawiązania do różnych filmów (np. „i jeszcze raz zagramy”). Prelekcja o rekonstrukcjach słupowych domostw neolitycznych była dość ciekawa, ale trochę za bardzo specjalistyczna – nie wiem, czy naprawdę niezbędna nam jest informacja, że poprzeczna belka nazywała się ślemię. Zamiast tego wolałabym się więcej dowiedzieć o programie telewizyjnym, o którym prowadząca tylko napomknęła, a w którym grupa ochotników w wieku od dzieci do babci przez parę miesięcy żyła jak ludzie z epoki pierwszych osad. Prelekcja „Jak wychować sobie podnóżka” ściągnęła takie tłumy, że ledwo można było wejść do sali. Prowadził ją chłopak w realistycznie zakrwawionym fartuchu rzeźniczym, pomiatając swoją asystentką w kocich uszkach i łapkach. Na początek kazał jej wejść na stół i na czworakach udawać podnóżek w sensie dosłownym. W sensie niedosłownym podnóżki podzielił na lizusów, niewolników oraz Igory (kto czytał Pratchetta albo chociaż oglądał „Frankensteina”, ten wie). Podnóżki są potrzebne każdemu złemu władcy albo szalonemu naukowcowi.  | Prowadzący: Czy podnóżek jest człowiekiem? Achika: Genetycznie tak… |  |
Panel „Przygotowania przed końcem świata” prowadziła młoda dama zwracająca się do uczestników per pan(i) – czy naprawdę trzeba tak konsekwentnie 1) mordować piękną fandomową tradycję zwracania się do siebie po imieniu? Tematem dyskusji były różne wizje zagłady ludzkości oraz sposób przetrwania inwazji zombiech (zamknąć się z zapasem wody i jedzenia i czekać, aż wyzdychają z głodu). Ewa Białołęcka mimo awarii notebooka z notatkami dzielnie opowiedziała nam o różnych mutacjach: syrenomelia (dziecko rodzi się ze zrośniętymi nogami, czasem bez stóp), progeria, syjamskie bliźniaczki wyglądające jak dwugłowa dziewczynka, człowiek-drzewo z Indonezji, człowiek bez dolnej części tułowia. Niestety, musiałam wyjść dziesięć minut wcześniej, żeby zdążyć na swoją prelekcję w sąsiednim budynku.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ludzi przyszło całkiem sporo; na początku trochę się zestresowałam, bo nie działał rzutnik, a bez slajdów z tekstami prelekcja nie miałaby sensu. Na szczęście kochany Boguś z SKF poszedł po gżdacza i po jakimś kwadransie mogłam wreszcie wyświetlać slajdy. Prelekcja polegała na tym, że pokazywałam fragmenty fikcyjnych (w większości) tekstów pisanych marnym stylem (z powtórzeniami, z monotonnym czasownikami, zbyt oficjalnie, zbyt szkolnie) i wespół z publicznością zastanawiałam się, co z nimi jest nie tak i jak to poprawić. Były też przykłady pozytywne – poprawione wersje tekstów lub cytaty ze znanych pisarzy. Z soboty na niedzielę była zmiana czasu i konieczność wcześniejszego wstania sprawiła, że zdążyłam dopiero na drugą połowę warsztatów literackich z Ianem MacDonaldem. Spodziewałam się tłumów, ale zapewne wczesna pora plus konieczność znajomości angielskiego (prelekcja nie była tłumaczona) ograniczyła liczebność publiczności. Pisarz na przykładzie „Szczęk” i innych filmów, na przykład IV epizodu „Gwiezdnych wojen”, analizował punkty zwrotne w fabule oraz kreację bohatera. Zamiast prelekcji Pilipiuka odbyło się spotkanie z przedstawicielkami dwóch popularnych w pewnych kręgach analizatorni, czyli blogów, których autorki pastwią się nad nędzną gramatyką i kulawymi realiami tak zwanych opek – opowiadań umieszczanych w internecie przez początkujących autorów. Prowadzące pytały o to, skąd pomysł na analizowanie, gdzie analizatorki znajdują opka, jakie szokujące fragmenty najbardziej pamiętają.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Najciekawsza była prelekcja „Prawda życia a prawda książkowa”. Michał Sołtysiak opowiadał o różnych aspektach życia w średniowieczu (i nie tylko): podróżowanie, zdrowie, wojny, religia, rozrywki itp. Pokazywał obrazy Breughla i podobne jako ilustracje. Stwierdził, że w książkach fantasy są religie, ale nie ma świętych. Dowiedzieliśmy się między innymi, że święta Katarzyna w wieku sześciu lat zakładała kółka biczowników dla dzieci, zaś Thor Heyerdahl zbudował w ciągu dwóch tygodni niewielki stateczek z wiązek papirusu i dopłynął nim na Barbados, aby udowodnić, że starożytni Egipcjanie mieli szanse odkryć Amerykę.  | „Czekanie na śmierć było podstawowym hobby zamiast telewizji”. „Łódź z Nydam jest artefaktem, dzięki któremu Niemcy wpadli na świetny pomysł, że to oni są protoplastusiami Wikingów”. |  |
W książkach fantasy nie ma odpowiednika Hanzy, co prelegent uznał za nieżyciowe. Hanza kontrolowała życie swoich kupców, mieli wyznaczone kościoły do chodzenia, a nawet spis imion, które mogli nadawać dzieciom. Michał opowiadał też o średniej długości życia – w przeciwieństwie do wielu innych osób wreszcie nie powielał tych popularnych bzdur, że umierało się zaraz po trzydziestce.  | „W Danii w skansenach są odtworzone średniowieczne krowy mięsne. To jest taki większy york”. Pokazuje zdjęcie ciężko opancerzonego uczestnika festiwalu gockiego: „To jest turbowiking”. |  |
Pyrkon’12 oceniam jako udany. Z mojego punktu widzenia nie było żadnych większych niedociągnięć organizacyjnych, brakujące punkty programu na bieżąco uzupełniano zastępczymi, a liczba wystaw i sklepików mogła zaspokoić najwybredniejsze gusta. Dodatkowo organizatorzy zadbali o posiłek również dla ciała, zapewniając dwa stoiska piekarnicze oraz punkt sprzedaży pizzy konwentowej. Wracając do pytania zadanego na początku: a co ma z tym wszystkim wspólnego Sherlock Holmes? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ale był na jego temat konkurs. 1) Pamiętam tę prowadzącą z któregoś z poprzednich konwentów, a w programie ma nawet ksywkę, więc teoretycznie powinna fandomowy savoir-vivre znać…
Cykl: Pyrkon Miejsce: Poznań Od: 23 marca 2012 Do: 25 marca 2012 |