Jeżeli ktoś myślał, że Liam Neeson został ekranowym twardzielem dopiero niedawno, to po przeczytaniu pierwszej części tego zdania domyśla się już, że się myli. Neeson i jego broda byli twardzi od samego początku, na co oczywiście przedstawimy twarde dowody. Rycerz Okrągłego Stołu (Excalibur, 1981)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsza duża rola Neesona i od razu postać jednego z większych twardzieli filmu (to musiało być w jakiś sposób zaważyć na przyszłej karierze). Sir Gawain wyzywa na pojedynek samego Lancelota i staje z nim jak równy z równym (pomijając fakt, że Lancelot był mocno ranny), ale chwały mu nie przynosi fakt, że robi to we współpracy z czarownicą Morganą, knującą mroczne plany po ciemnej stronie mocy. Oczywiście nie była to rola pierwszoplanowa, ale Neeson pokazał, że dobrze się czuje, ujeżdżając konie, machając mieczem i nosząc na głowie metalowe garnki – przy okazji zapoczątkowując trend swoich kultowych zarostów, które towarzyszyły mu w większości ról kostiumowych. Chociaż do dziś nie rozumiemy, dlaczego nie załatwił Lancelota ciosem karate.
Zbieg/wojownik (Krull, 1983)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie twierdzimy, że Neeson zaczął być obsadzany w filmach według schematu, ale to nie przypadek, że kolejną rolą była znów postać wojownika w filmie fantasy (a później przyszedł jeszcze telewizyjny film o królu Arturze). Ta rola zapoczątkowała kolejny, nieco mniej istotny trend w dorobku Neesona – granie więźniów, skazańców i bandytów. Niestety, znów był to występ drugoplanowy, która kończy się śmiercią. Ważne jednak, że zdążył Neeson wspomóc głównego bohatera w walce z kosmiczną bestią za pomocą swojej olbrzymiej siekiery (prawdopodobnie używał jej również do przystrzygania brody).
Mściwy górnik (Prawo krwi, 1989)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Druga połowa lat 80. to moment, w którym Neeson zamienił miecz na pistolet: w małych rólkach był terrorystą z IRA („Modlitwa za konających”), komandosem (ponoć „Oddział Delta”) i podejrzanym przez Brudnego Harry’ego („Pula śmierci”). Większą możliwość wykazania się przyniosło „Prawo krwi” – sensacyjny film o mafii i zemście. Co prawda Neeson znów był tutaj w cieniu (ergo: znów skończył marnie), tym razem Patricka Swayze, ale to jego postać była największym twardzielem, miłośnikiem broni i orędownikiem zasady „oko za oko” (i największym brodaczem). No i kolejny kamień milowy: po raz pierwszy i nie ostatni Neeson robił za „one man army”, stając naprzeciw hordy złoczyńców.
Superbohater (Darkman, 1990)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsza pierwszoplanowa rola Neesona, która przyniosła znaczący przełom w jego karierze i… wyznaczyła kolejny trend. W „Darkmanie” Neeson gra intelektualistę i zabijakę w jednym – jego postać zaczyna jako naukowiec, ale po wypadku spowodowanym przez mafię staje się żądnym krwi mścicielem o supermocach (odporność na ból! – to jest dopiero twardzielstwo), który nie cofnie się przed niczym. Neesonowi takie podejście chyba się spodobało, bo często później powracał do takiego połączenia cech swoich bohaterów, które wskazywałyby na kryjącą się w duszy zabijaki głębię (w „Darkmanie” stymulowaną m.in. okaleczeniem).
Bokser-amator (Wielki człowiek, 1990)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Był rycerz, terrorysta, komandos, mściciel, superbohater – przyszedł czas na twardziela sportowego w filmie nawiązującym do słusznych 193 cm wzrostu aktora. Tym razem Neeson jako były górnik borykający się z problemami finansowymi daje sobie, z godnością prawdziwego twardziela, obijać facjatę w nielegalnych pojedynkach na gołe pięści. Brody nie stwierdzono.
Szkocki wojowniczy patriota (Rob Roy, 1995)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Neeson ma trochę pecha. Kiedy w końcu znów dostał dużą rolę w filmie noszącym znamiona rozrywkowego (przydało się doświadczenie z machania mieczem z „Excalibura”), okazało się, że rozmachem produkcji „Rob Roya” przewyższa „Braveheart”. Jednak nic to – my wiemy, że Neeson był nie tylko twardszy niż Gibson (w końcu w pojedynku pokonał wrednego oscarowego Tima Rotha), ale i dostojniejszy. Może przez brodę.
Rycerz Jedi (Mroczne widmo, 1999)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jedna z najlepiej rozpoznawalnych ról Neesona (co prawda tym razem raczej ze względu na fryzurę niż zarost, który oczywiście też jest obecny), na dobre określająca jego ekranowe emploi. Qui-Gon Jinn podobnie jak Ra’s al Ghul, Zeus czy Hannibal Smith to mentorzy w sile wieku, którym nie wypada już bez powodu chwytać za broń, ale gdy przyjdzie co do czego… No i punkty do twardzielstwa przysługują też za wyjątkową wytrzymałość: cały film u boku Jar Jar Binksa nie każdy by zniósł. Tutaj też bohater Neesona odchodzi do krainy wiecznych łowów, ale po pierwsze, dopiero w finale, a po drugie, w świecie „Gwiezdnych wojen” nie oznacza to wcale końca końców.
Oficer na atomowej łodzi podwodnej (K-19, 2002)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kolejne urozmaicenie w twardzielskiej karierze Neesona: tym razem marynarz o swojskiej ksywie „Misza”, co prawda radziecki, ale za to niesamowicie kompetentny i przyzwoity. Dba o ludzi, nie waha się w kłopotach proponować przyjęcia pomocy od znienawidzonych kapitalistów, a nade wszystko rozpoznaje ukryte dobro w swoim dowódcy. Tylko jakimś cudem Harrison Ford ma lepszą brodę…
Przywódca gangu (Gangi Nowego Jorku, 2002)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Scorsese dał Neesonowi małą rólkę (tradycyjnie: kończy się zgonem), ale za to niezmiernie ważną (ojciec głównego bohatera) i charyzmatyczną. No bo jak tu nie uwierzyć, że Neeson jest budzącym grozę szefem irlandzkiego gangu, gdy biega po ulicach XIX-wiecznego Nowego Jorku, dźgając ludzi mieczem i okładając wielkim krzyżem bojowym… Świetna ksywa („ksiądz”) i efekciarskie wąsy to już tylko kwiatek do kożucha.
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Rycerz na krucjatach (Królestwo niebieskie, 2005) W pewnym sensie powrót do tradycji – biegam z mieczem na drugim planie, ale i kontynuacja podejścia wypracowanego w „Gwiezdnych wojnach” – generalnie jestem dojrzałym mentorem, to inni niech uprawiają kaskaderkę, ja chwytam za broń tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne. To podejście oczywiście dodaje Neesonowi punkty do respektu, ale nas, spragnionych akcji, przelewanej krwi i łamanych kończyn, trochę rozczarowuje. Na szczęście jest jeszcze broda.
Honorowa wzmianka: Zbawca narodów (Lista Schindlera, 1993)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W tym filmie Neeson nie macha mieczem, nie strzela z pistoletu, nie boksuje ani nie uprawia kung-fu. Ba, nie ma nawet brody! Ale wyobraźcie sobie, jakim trzeba być twardzielem, by siedząc w paszczy lwa, w samym środku nazistowskiej rzeszy, w biały dzień łgać SS-manom i ich przekupywać, by ocalić od zagłady setki Żydów!
|