 | |
Nie inaczej jest we fragmencie bezpośrednio poprzedzającym słynny monolog „Być albo nie być…” – widzimy rozszalałe morze, fale ze wściekłością rozbijające się o skały, a na nich udręczonego księcia, który zaczyna w myślach roztrząsać sens istnienia. Dla purystów scena ta może być sporym zaskoczeniem (niekoniecznie miłym), słynne słowa w wydaniu Kozincewa stają się bowiem monologiem wewnętrznym Hamleta, a więc zostają wypowiedziane ze znacznie mniejszą ekspresją, niż zazwyczaj to praktykowano. Monumentalnością i patetyzmem urzeka również zakończenie obrazu, w którym obserwujemy kondukt pogrzebowy młodego Duńczyka. Kamera przesuwa się równolegle z maszerującymi żałobnikami, tuż przy ziemi, a uszy słuchacza (i widza) atakują przeszywające dźwięki bębnów. Można odnieść wrażenie, że uczestniczymy w jakimś tajemnym rytuale religijnym, dla którego wyznawców Hamlet był – względnie stał się – ziemskim wcieleniem bóstwa. Szekspir Kozincewa nie stracił nic na swoim geniuszu, zyskał za to rozmach i klimat typowy dla dzieł gotyckich. Ale czy to powinno dziwić, skoro akcja dramatu rozgrywa się w średniowieczu, a jedną z głównych bohaterek dzieła – choć nienazwaną z imienia – jest zbierająca nadzwyczaj bogate żniwo Śmierć? Czy tym samym powstała najlepsza filmowa adaptacja sztuki dramaturga ze Stratfordu? O to można się sprzeczać, ale nie można też mieć wątpliwości, że w niczym nie ustępuje ona innym klasycznym już dzisiaj ekranizacjom – ani tej bardzo teatralnej Laurence’a Oliviera, ani tej zapierającej dech w piersiach widowiskowością Kennetha Branagha.  | |
Rolę tytułową Kozincew powierzył Innokientijowi Smoktunowskiemu („ 9 dni jednego roku”, „ Czajkowski”, „ Wujaszek Wania”), który był dopiero u progu wielkiej kariery. Jeśli uznamy, że grając Hamleta, zaciągnął pewien dług, trzeba przyznać uczciwie, że niebawem spłacił go z nawiązką całej radzieckiej kinematografii. Podstępnego króla Klaudiusza zagrał Michaił Nazwanow („ Iwan Groźny”, „ Spotkanie na Łabie”), w latach 50. ubiegłego wieku specjalizujący się głównie w odgrywaniu carów rosyjskich (był bowiem na ekranie Aleksandrem I, Mikołajem I i Aleksandrem II). W królową Gertrudę wcieliła się natomiast, nieżyjąca od siedmiu lat, Łotyszka Elza Radziņa. Zanim została aktorką, pracowała w księgarni i bibliotece, była również chórzystką i tancerką, przez lata występowała na deskach teatru w Jełgawie (historycznej Mitawie). W kinie, poza filmami Kozincewa („Hamletem” i późniejszym „Królem Learem”), nie zabłysnęła. Rolę Poloniusza reżyser powierzył dobrze już sobie znanemu Jurijowi Tołubiejewowi („Don Kichot”), a jego córki Ofelii – pięknej Anastazji Wertyńskiej („ Diabeł morski”, „Anna Karenina”). Rozpoznawalnymi aktorami byli także odtwórcy ról drugoplanowych: Władimir Erenberg („ Dama z pieskiem”), czyli filmowy Horacy, przyjaciel Hamleta z Wittenbergi, Igor Dmitrijew („ Cichy Don”), który obdarzył swą twarzą Rozenkranca, oraz Wadim Miedwiediew („Żurbinowie”), to jest Gildenstern; w grabarza wcielił się, znany z „ Don Kichota”, Wiktor Kołpakow, zaś w Laertesa – Ukrainiec Stiepan Oleksiejenko, przez ponad czterdzieści lat (do swojej śmierci w 2006 roku) aktor Narodowego Kijowskiego Teatru Dramatycznego imienia Iwana Franko.  | |
Za zdjęcia odpowiadał, urodzony w 1928 roku, Jonas Griciaus (ewentualnie, w wersji nieco zruszczonej, Gricjus), syn litewskiego prozaika, dramaturga i dziennikarza Augustinasa Griciausa. Jako dwudziestosześciolatek został on absolwentem wydziału operatorskiego moskiewskiego Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), gdzie do zawodu przygotowywał go sam Boris Wołczek. Po ukończeniu studiów Jonas został asystentem Andrieja Moskwina w leningradzkim „Lenfilmie” i wraz ze swoim nowym mistrzem znalazł się na planie kręconego przez Kozincewa „ Don Kichota” (1957). Kiedy rok później się usamodzielnił, przeprowadził się po raz kolejny – tym razem wrócił do Wilna, gdzie został głównym operatorem Litewskiej Wytwórni Filmowej. Grigorij Michajłowicz nie zapomniał o nim jednak i skorzystał z jego „usług” zarówno przy „Hamlecie”, jak i ostatnim swoim dziele – „Królu Learze” (1970)… Muzykę do adaptacji historii księcia duńskiego stworzył natomiast jeden z najsłynniejszych kompozytorów rosyjskich XX wieku – Dymitr Szostakowicz, który często pisał na potrzeby kinematografii (z Kozincewem i Leonidem Traubergiem współpracował od 1929 roku). Nie wszystkie stworzone przez niego ścieżki dźwiękowe zasługują na pochwałę, ale to, co znalazło się w „Hamlecie”, to prawdziwy majstersztyk. Warto sięgnąć po wydaną przed ośmioma laty płytę, która zawiera całość materiału skomponowanego z myślą o tym filmie, także to, czego Grigorij Michajłowicz nie wykorzystał. Kilka fragmentów – chociażby uwertura, scena spotkania Hamleta z duchem ojca czy wieńcząca dzieło minisuita ilustrująca pojedynek z Laertesem, a następnie śmierć i pogrzeb młodego księcia – robi kolosalne wrażenie. Kiedy dodamy do tego jeszcze obraz, nie sposób będzie oprzeć się przekonaniu, że mamy do czynienia z prawdziwym arcydziełem muzyki filmowej. Choć kompozycje Szostakowicza doskonale sprawdzają się także jako samodzielne tworzywo…
Tytuł: Hamlet Tytuł oryginalny: Гамлет Rok produkcji: 1964 Kraj produkcji: ZSRR Czas projekcji: 142 min. Ekstrakt: 80% |