– Nie bój się – powiedziała. – Nie jestem już dziewicą. Nawet nie masz pojęcia, z iloma agentami, reżyserami i producentami musiałam się przespać, żeby znaleźć się tu, gdzie jestem teraz. Swobodny ton jej głosu sprawił, że po plecach Hala przebiegł lodowaty dreszcz. Spojrzał w jej wyzywające oczy. Oczy, które widziały zbyt dużo, zbyt wcześnie. Wilgotne od śniegu loki otaczały drobną twarzyczkę błyszczącą aureolą. Oto aniołek, który pomylił drogę i zamieszkał w piekielnej otchłani. I z czasem nazwał ją domem. Hal bardzo chciał powiedzieć coś mądrego i ciepłego. Wiedział jednak, że gdy tylko się odezwie, dobre intencje zmienią się w ironię lub nieszczery, patetyczny bełkot. Dlatego nie powiedział nic. Spojrzał na Limey ze współczuciem i przytulił jej złocistą głowę do piersi. Dotykiem próbował przekazać to, co nie chciało przejść przez naznaczone cynizmem usta. – Co robisz? – spytała zaskoczona, ale nie próbowała się oswobodzić. Przez chwilę trwali w bezruchu. Potem Limey położyła mu dłoń na krzyżu, przycisnęła do siebie. Odchyliła głowę, domagając się pocałunku. Hal przyjął zaproszenie z wahaniem, ledwie musnął pokrytą błyszczykiem skórę. Jednak wargi dziewczyny natychmiast rozchyliły się niczym płatki drapieżnego kwiatu. A Hal dał się pochłonąć i strawić jak owad złapany w sidła pachnącej rosiczki. Hal obudził się, czując na sobie ciepły dotyk dziewczęcego ciała. Z ciemności stopniowo wyłonił się zarys mebli, faktura ścian i kolejne szczegóły. Świece zmieniły się w woskowe kikuty, a wokół kominka unosiły się drobinki popiołu. Svart nieznacznie przechylił głowę. Limey spała. Przycisnęła policzek do jego piersi i łaskotała szyję drżeniem rzęs. Gdy na nią patrzył, miał wrażenie, że znają się od dawna. Była taka krucha, delikatna. Wiedział, że musi jej bronić za wszelką cenę… Że co? Ta myśl wydała mu się równie obca i irracjonalna, jak wczorajszy pociąg do Dominika. Hal nigdy nie był zakochany. A jeżeli nawet, to uczucia, które żywił wobec swoich tymczasowych wybranek, na pewno nie przypominały uniesień opisywanych w romansach. Żadnych motyli w brzuchu, mdłych czułostek czy innych farmazonów. To pewnie zmęczenie. Uspokoił się nieco, ponownie zerknął na dziewczynę… i znów ogarnęła go ta dziwna tkliwość, ten sam wewnętrzny przymus. Zanim zdążył przemyśleć sytuację, drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie. Do apartamentu wpadł Malcolm. Zapalił światło. Pod pachą trzymał dotykowy netlet i dwa płaszcze. Hal rozpoznał jeden z nich. – Wstawać! – producent darł się jak opętany. – Oboje! Limey otworzyła oczy i usiadła. Przeciągnęła się leniwie, zupełnie nie zważając na obecność obu mężczyzn. – Cześć, Mal. – Ziewnęła. – Dlaczego tak krzyczysz? – Ty, do łazienki! Ale już! – huknął, miotając naokoło spanikowane spojrzenia. – Przez wasze igraszki mamy półgodzinną obsuwę! Dziewczyna najwidoczniej była przyzwyczajona do takiej musztry. Owinęła się kocem i posłusznie podreptała w kierunku pokoju kąpielowego. – Przez nasze igraszki? – powtórzył z ironią Hal. – A może raczej przez lenia, który powinien nas obudzić? – spytał prowokacyjnym tonem. – Przyznaj, też zaspałeś. W czasie nocy polarnej to częste wśród południowców. Zimna furia w oczach producenta stanowiła wystarczające potwierdzenie. – Ty już lepiej nic nie mów, Svartalfsson. Nie dość, że ty… że wy… – Bzykaliśmy się – podpowiedział elf. – Rodzice ci o tym nie opowiadali? Wąskie usta człowieka zacisnęły się, tworząc bladą linię. Po chwili grymas zniknął, a Malcolm nieco się uspokoił. – Ledwo zacząłeś dla nas pracować, a już udało ci się wywołać skandal – głos Rittera pobrzmiewał mieszanką irytacji i podziwu. – Co masz na myśli? – Najpierw załóż gacie. Nie będę rozmawiał z gołym facetem. Hal sięgnął za kanapę, wymacał porzucone bokserki i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu reszty ubrań. Malcolm podszedł dopiero, gdy elf miał na sobie wszystko prócz skarpetek. Te jak zwykle zaginęły w akcji. – Spójrz – producent włączył netlet. – To jeden z największych serwisów plotkarskich. – Czy Limey Celeste ma kochanka? – Svart odczytał wielki, różowy nagłówek. – To jakiś absurd, skąd oni… Przewinął stronę w dół i… zamarł. Pod artykułem widniało niewyraźne zdjęcie… z Halem, Limey i truskawką w rolach głównych. O kurwa. – Nie rób takiej miny. To ja mam teraz przechlapane, nie ty. – Malcolm skrzywił się, zerkając na zegarek. – Już i tak jesteśmy spóźnieni, a twoje fotki zapewniły nam dodatkową atrakcję w postaci inwazji paparazzich. Organizatorzy mnie oskalpują… Ritter równie dobrze mógłby mówić do siebie. Myśli Hala krążyły wokół zdjęcia. Zdjęcia, które nie powinno istnieć. Od północnej strony hotelu znajdował się tylko jeden budynek. Latarnia morska. A na szklanej wieży był wtedy tylko jeden kłębek błękitnego Splotu. Jedno życie. Jeden drań, który nie siedział tam po to, żeby robić zdjęcia. Chyba że… – Gdy tylko Limey się ogarnie, wychodzimy – mówił dalej Malcolm. – Dlatego zakładaj buty i swoją pokraczną ceratę. Rzucił Svartowi skórzany płaszcz. W normalnych okolicznościach Hal odpowiedziałby kąśliwą uwagą na temat tego, co myśli o grzebaniu w cudzych rzeczach. Teraz jednak milczał. Muszę to dobrze rozegrać. – Dominik zorganizował dwa samochody i dublerkę – ciągnął producent. – Odwróci uwagę paparazzich, a my wymkniemy się tyłem. Chociaż tam też pewnie będą. Przez tę aferę liczą na mocny materiał. Teraz. – Nie wyglądasz na szczególnie zatroskanego – niby od niechcenia rzucił Hal. – A powinienem? Ach, no tak. Ty przecież nic nie rozumiesz. – Malcom pokręcił głową. – Romans gwiazdy to świetna metoda na promocję programu. Chyba znam jeszcze lepszą. Ty też. Prawda, Malcolm? – Nie kreujecie jej na dziewiczą idolkę nastolatek, czy coś w ten deseń? – spytał. – Pokaż mi nastolatkę, której imponuje dziewictwo! – parsknął producent. – Poza tym największą krzywdą, jaką można wyrządzić osobie z show-biznesu, nie jest zszarganie jej reputacji, ale medialna cisza. Padlinożercy warujący pod hotelem to w zasadzie nasi sprzymierzeńcy. Oczywiście pod warunkiem, że nie będą zbyt nachalni. Hal w milczeniu analizował jego słowa. Wszystko pasuje… – Dlatego broń jej, ale tak, żeby nikogo nie zmasakrować – poinstruował producent. – Albo nie! – zreflektował się po chwili. – Zabij jednego z tych dziennikarskich odpadów produkcyjnych. Pozostali i tak zrobią swoje, a ja będę miał podstawę, żeby cię zwolnić. Dobrze, że nie podpisaliśmy Geas. Wtedy byłoby trudniej… Co?… – Zaraz – wtrącił Hal. – Dominik sugerował, że to ty chciałeś zawrzeć Kontrakt. – Coś ci się pokręciło. To jemu zależało na magicznej formie umowy. Svart zerknął na producenta. Na jego wąskiej twarzy malował się wyraz szczerej niechęci. – Ty mnie po prostu nie lubisz – z niedowierzaniem mruknął Hal. – Brawo, Sherlocku! Widzę, że jesteś równie spostrzegawczy co… – Malcolm zawahał się. Zmierzył elfa uważnym spojrzeniem. – Zaraz, czy ty mnie o coś podejrzewasz? – Producent niemal wybuchnął śmiechem. Nie. Już nie. Hal chciał odpowiedzieć, ale do pokoju weszła Limey. Ubrała się i uczesała w iście ekspresowym tempie. Przynajmniej jak na gwiazdę. – Jestem gotowa – powiedziała. – Idziemy? – Kiedyś trzeba – westchnął Malcolm, nerwowo wyglądając przez okno. – Gdzie Dominik? – Pojedzie drugim samochodem razem z twoją dublerką. Dziewczyna nie zadawała więcej pytań. Na ramiona zarzuciła moręgowate futro i energicznym krokiem ruszyła w kierunku windy. Mężczyźni wymienili pełne rezerwy spojrzenia i poszli w jej ślady. Na dole czekał już młody boy, który poprowadził ich do gospodarczej części hotelu. Minęli kuchnię, magazyn i chłodnie. Wreszcie dotarli do szerokich, dwuskrzydłowych drzwi. Malcolm dał chłopakowi hojny napiwek. – Zapnij się – powiedział do Limey. – Z tej strony hotelu nie ma tunelu termicznego. Wyszli na zewnątrz. Na podjeździe dla dostawców czekał samochód… i komitet powitalny w postaci stada fotografów. |