„Iron Sky”, koprodukcja fińsko-niemiecko-australijska (!) z pewnością był – w pewnych kręgach – jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów roku. Opowieść o tym, jak to grupa nazistów w 1945 roku wyemigrowała na… Księżyc, by po 80 latach próbować podbić Ziemię miała ambicje stać się kinem kultowym.  |  | ‹Iron Sky›
|
Nie ma co udawać, że „Iron Sky” jest filmem dla wszystkich. Ta satyryczna komedia SF skierowana jest przede wszystkim do najwierniejszych fanów gatunku, miłośników campowej fantastyki, zdolnych do przełknięcia każdego absurdu, oczekujących przede wszystkim zabawy konwencjami i humoru. Uczciwie mówiąc, przyznać należy, że humor w „Iron Sky” nie należy do bardzo wyszukanych. Zdecydowana większość żartów jest oparta na pomyśle wyjściowym: „pokażmy nazistów na Księżycu, a potem zderzmy ich ze współczesnym światem”. Trudno jednak się nie uśmiechnąć, widząc nazistowskie kombinezony księżycowe (przypominające nieco strój Dartha Vadera, ale z hitlerowskim hełmem), widząc wielką bazę w kraterze w kształcie swastyki, widząc jak jeździ po tej barze samochodem sprzed 70 lat nowy Fuehrer. Bawi też widok bohaterów ze swastykami na rękach maszerujących po ulicach Nowego Jorku, czy wchodzących na pokład statku kosmicznego. Oczywisty absurd pomysłu wyjściowego jest głównym komediowym motorem filmu i przyznać należy, że sprawdza się całkiem dobrze. Nie jest to jedyny motyw – głównym celem satyry staje się tu republikańska Ameryka. Pani prezydent, ewidentnie wzorowana na Sarze Palin jest idiotką, zajmującą się głównie aerobikiem i wspólnie ze swą szefową kampanii i stylistką, zastanawiającą się, jak wygrać kolejne wybory (a tu oczywiście wszystkie chwyty są dozwolone). Gdy w jej kampanii pojawiają się teksty wyjęte żywcem z nazistowskiej propagandy, nikogo nie zaskakują. Zestawienie groteskowych hitlerowców z bezwzględnością współczesnego świata, w którym źródła energii są wystarczającym powodem do rozpętania wojny, wcale nie wypada bardzo negatywnie dla tych pierwszych. Wchodzenie na poważniejsze tony nie do końca jednak „Iron Sky” pasuje. Pomysł na film (który ponoć przyśnił się jego reżyserowi, wcześniej twórcy parodii „Star Wreck: In the Pirkinning”) jest oczywiście jakąś pochodną starych niskobudżetowych filmów SF i grozy z lat 50. I 60., ale nie wyczerpuje to nawiązań i inspiracji. Frajdą dla fana będzie ich odszukiwanie – dość oczywiste są tu żarty ze „Star Treka” (uzbrojone po zęby statki „eksploracyjne”, wygląd mostka), twórcy nawiązują kilkukrotnie do „Dr. Strangelove”, są ukłony w kierunku fanów „Gwiezdnych wojen”, można doszukiwać się inspiracji „Żołnierzami kosmosu” czy „2001: Odyseją kosmiczną”, z pewnością można znaleźć dużo więcej. Nie rozczaruje się również nikt, kto oczekiwał, że w filmie o inwazji nazistów z Księżyca na Ziemię, zobaczy samą inwazję. Choć w pewnym momencie film skręca w nieco kameralnym kierunku, na szczęście ostatecznie wielkiej bitwy kosmicznej nie zabraknie. W dziele za jedyne 7,5 miliona Euro (z czego milion pozyskany od fanów z internetu) otrzymujemy naprawdę całkiem dobre efekty specjalne, szereg całkiem widowiskowych scen, cieszących oko miłośnika klasycznej fantastyki (nawet w satyrycznym wykonaniu). Cóż, wygląda na to, że dożyliśmy czasów, w których atrakcyjność wizualną filmów może zapewnić nawet kinematografia fińska. W Polsce doczekamy się tego zapewne już za jakieś 50 lat… Ładnie prezentuje się również scenografia – inspirowana zarówno klasyką SF, jak i kina wojennego. Księżycowa baza z jednej strony wygląda jakby była wzięta ze starych filmów fantastycznonaukowych, z drugiej strony nasuwają się skojarzenia z bazą hitlerowskich łodzi podwodnych. Starannie przygotowana zostaje nazistowska flota kosmiczna – ale oczywiście nie wypada zdradzać, na jakim pomyśle jest oparta. Kostiumy… Cóż, już Piotr Uklański na posiekanej szablą Kmicica wystawie „Naziści” udowodnił seksowność hitlerowskich mundurów. Odkryciem „Iron Sky” będzie również ogromna atrakcyjność nazistowskich uniformów kobiecych. Julia Dietze we wszystkich swych kreacjach wygląda doskonale… „Iron Sky” nie jest jakimś wielkim odkryciem, dziełem rewolucyjnym, przełomowym, czy nawet bardzo oryginalnym. Opiera się na dość prostych, sprawdzonych pomysłach, dowcip ma nieskomplikowany, nie nudzi, ale też bardzo nie zaskakuje. Uczciwie mówiąc, recenzje są dość zróżnicowane, jestem w stanie zrozumieć, jeśli ktoś był filmem rozczarowany. Ja jednak bawiłem się doskonale.
Tytuł: Iron Sky Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Australia, Finlandia, Kanada, Niemcy Data premiery: 27 kwietnia 2012 Gatunek: akcja, komedia, SF Ekstrakt: 70% |