– Ach… To chyba mi powinno być przykro – odparł z wahaniem. – Niepotrzebnie zgodziłam się na taką formę testu… ale oni nalegali – powiedziała jakby do siebie. – To niebezpieczni ludzie, Hal. Uważaj na siebie. Czarodziej zerknął na Sarę. Przez większość dorosłego życia wydawało mu się, że nie mógłby zaprzyjaźnić się z kobietą. Teraz poczuł, że być może się mylił. – Wiesz, dlaczego elfy z Avalonu nie lubią Svartów? – spytał po chwili. – Bo macie inny kolor skóry? – Nie. Tego rodzaju uprzedzenia to akurat ludzka domena. Strzelaj dalej. – Poddaję się – powiedziała. – Dlaczego? – Bo przeważnie wredne z nas sukinsyny – odparł z zawadiackim uśmiechem. – To nie o mnie powinnaś się martwić. Sara odwzajemniła uśmiech. – Miło było cię poznać, czarodzieju. Hal ukłonił się dwornie. – Cała przyjemność po mojej stronie, panno Ville. Gdy kobieta wyszła, Hal rozejrzał się ciekawie po pokoju. Nowy apartament niewiele różnił się od poprzedniego. Elf zbadał zawartość szafy. Bez wahania wybrał ciemną koszulkę, która najbardziej przypominała tę, którą wcześniej zakrwawił. Potem udał się pod wskazany numer. Bez względu na to, czego oczekiwał upierdliwy producent, Hal chciał mieć to już za sobą. Zapukał. Automatyczne drzwi pokoju otworzyły się bezdźwięcznie. – Usiądź – bez ceregieli zaczął Malcolm. – Drinka? – spytał, wskazując dobrze wyposażony barek. – Czy to podchwytliwe pytanie? – Oczywiście. – Na ustach producenta pojawił się zimny uśmiech. – Ale cieszę się, że masz choć tyle profesjonalizmu, by wiedzieć, że nie należy pić na służbie. – Potraktuję to jako komplement – odparł chłodno elf. – Traktuj to sobie, jak chcesz – powiedział Malcolm. – Ale wyświadcz nam wszystkim przysługę i rzuć tę robotę. Nie owija w bawełnę. – Dlaczego niby miałbym to zrobić? Zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało. Domyślasz się, kto mógłby chcieć ją zabić? – Nie – mruknął producent. – Nie mam pojęcia, kto za tym stoi. Dominik twierdzi, że na skrzynkę Limey od jakiegoś czasu przychodzą listy z pogróżkami. Nie widziałem, co dokładnie w nich było. Dominik regularnie je kasuje, żeby Limey się nie zorientowała. Ona też o niczym nie wie i lepiej, żeby tak zostało. To przez te maile postanowiliśmy znaleźć jej ochroniarza… – Którego teraz tak bardzo chcesz się pozbyć – dodał Hal. – Mogę się chociaż dowiedzieć, dlaczego? – Po pierwsze dlatego, że nigdy w życiu nie spotkałem faceta, który mniej by się nadawał do tej roboty… – Twoje fobie społeczne to nie mój problem – zakpił Hal. – Poza tym Limey i Konarski chyba nie podzielają tej opinii. – Niestety nie – przyznał ponuro Malcolm. – Dlatego najlepiej będzie, jeżeli sam zrezygnujesz. Po dzisiejszej strzelaninie i efektownym omdleniu nikt nie będzie ci się dziwił. – To nie było omdlenie… – Zdaję sobie z tego sprawę – przerwał cierpko producent. – Tam na tarasie… jakoś dałeś sobie radę. – W takim razie tym bardziej nie rozumiem twojego nastawienia – stwierdził rzeczowo elf. – Żaden z waszych niemagicznych kandydatów nie miałby szans. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. O co tak naprawdę ci chodzi? Przez dłuższą chwilę Malcolm wpatrywał się w Hala. – Nie pasujesz tu – powiedział w końcu. – A konkretnie: nie pasujesz do Limey. – Twierdzisz, że nie jestem dla niej dość dobry? – Ja nie dzielę ludzi na dobrych i złych, ale na medialnych i nudnych – odparł Malcolm. – To jest show-biznes. Jeżeli zrezygnujesz, dostaniesz połowę miesięcznej stawki. – Nie. – Całą? – Nie – powtórzył Hal. – Nie chodzi o kasę. Tak się składa, że ostatnio nie miałem zbyt wielu ciekawych zajęć, a ta fucha spadła mi jak z nieba. – Czyli robisz to z nudów? – Malcolm z niedowierzaniem pokręcił głową. – Może lepiej zajmij się czymś… mhm… mniej kontuzyjnym? – Co mam niby robić? Oglądać telewizję? – spytał sarkastycznie Hal. – Może jednak jakoś cię przekonam, żebyś zrezygnował? – Próbuj. Przez kilka uderzeń serca obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem. – Widziałeś pilotażowy odcinek „Proroctwa”? – producent przerwał krępującą ciszę. – Kawałek. – I co myślisz? – To kiczowata szmira, która ma tyle samo estetycznego sensu, co spódniczka mini w rozmiarze XXL. – Właśnie o tym mówię – z ożywieniem powiedział Malcolm. – Ty po prostu nie rozumiesz tego rynku. Tworzenie ambitnych programów przypomina sranie: człowiek się namęczy, a potem i tak nikt nie chce tego oglądać. Teraz liczy się skandal, show, blask jupiterów. Miarą mojego sukcesu są badania oglądalności. Limey jest gwiazdą. Prawdziwą księżniczką małego ekranu. Jej ochroniarz powinien pasować do tego obrazka. A ty nie jesteś Houdinim… – Houdini był tylko iluzjonistą, nie prawdziwym czarodziejem – zauważył Hal. – Czy to ma jakieś znaczenie? – Malcolm wzruszył ramionami. – Ty używasz prawdziwej magii i co z tego? Jesteś tylko kolejnym cieniem w szarej masie ogółu. Nikim. A on jest nieśmiertelny. Choć od Zerwania Kurtyny minęło siedem wieków, fałszywy mag, Harry Houdini nadal pobudza masową wyobraźnię lepiej, niż twoje zabójcze błyskawice. To jest prawdziwa magia! – Wolę być żywym przeciętniakiem, niż martwą legendą – stwierdził beznamiętnie Hal. – Dlatego proszę cię po raz ostatni: zrezygnuj – odpowiedział Malcolm, dobitnie akcentując każde słowo. – Czy to groźba? – Ty to powiedziałeś – odparł niewinnie producent. – Dobry program telewizyjny poznaje się po tym, że każdy znajdzie w nim to, czego szuka. – Ty chyba naprawdę lubisz swoją pracę – Hal uśmiechnął się drwiąco. – To nie jest tylko praca. – Szare oczy Malcolma błyszczały za szklaną barierą szkieł. – To intelektualny hedonizm. – Wolę ten zwyczajny, cielesny. – Tego też się obawiam – westchnął Malcolm. – Limey to ładna dziewczyna. Widzę, jak na nią patrzysz. Jak masz jej bronić przed światem, skoro nie potrafisz obronić jej przed samym sobą? – Nie wziąłem tej roboty po to, by uwodzić nastoletnie panienki – prychnął Hal. – Trzymam cię za słowo. Hal drgnął, wyczuwając drugie dno. – Co masz na myśli? – spytał z wahaniem. – Panna Celeste mocno przeżyła zamach – Malcolm zawiesił głos. – Zażyczyła sobie, żebyś spał dzisiaj w jej pokoju. W zasadzie nawet nie skłamałem – pomyślał Hal, podziwiając swoje odbicie w lustrze. – Uwodzić to nie to samo, co być uwodzonym. Svart miał nadzieję, że wieczorem śliczna panna Celeste będzie zachowywać się równie bezpośrednio, co w czasie ich południowego tête-à-tête. Erotyczny oportunizm nakazał mu odpowiednio przygotować się na taką ewentualność. Nowe ciuchy leżały naprawdę świetnie, a opuchlizna na policzku prawie zniknęła. Hal właśnie poprawiał mankiety koszuli, gdy rozległo się ciche pukanie. – Proszę. Do pokoju wkroczył Dominik. – Przyszedłem załatwić formalności. – Wyjął z teczki dwa egzemplarze umowy. – Sprawdź, czy prawnicy uwzględnili wszystkie twoje uwagi. Jeżeli jest już w porządku, podpisz. – Dobrze, że jesteś – zaczął Hal. – Malcolm powiedział, że ktoś groził Limey. – Jak każdej gwieździe. – Menadżer wzruszył ramionami. – Ona dostaje mnóstwo listów od różnych psycholi. Nie mam pojęcia, kto mógłby stać za zamachem. – Chcesz to tak zostawić? – A mam jakieś inne wyjście? Malcolm uznał, że nie powinniśmy zawiadamiać Agencji. Powiedział, że to mogłoby poważnie utrudnić tournée. Dlatego tym bardziej liczę na ciebie. – Dominik usiadł na sofie i wymownie wskazał dokumenty. Hal skapitulował. Bez słowa zajął sąsiednie miejsce i zagłębił się w lekturze. – Na pewno nie zdecydujesz się na Geas? – rzucił od niechcenia menadżer. – Magiczna forma umowy chroni lepiej i nas, i ciebie. |