Czerstwy wydął policzki, patrząc na Gnata. – Ach ta dzisiejsza młodzież. Czy my też byliśmy tacy głupi? Gnat wzruszył ramionami. – Pewnie tak. – Nie pamiętam, żebym był aż tak żądny krwi. Gnat ponownie wzruszył ramionami. – Takie nastały czasy. – Prawda, prawda, po trzykroć prawda. Zostawimy wam ognisko. Chodźcie, chłopcy. – Ruszyli w stronę południowego zbocza, po drodze zabierając ostatnie przedmioty, po czym kolejno zniknęli w ciemności pomiędzy głazami. Siostrzeniec Czerstwego obrócił się, gdy przechodził przez lukę, i gestem pokazał Gnatowi, że może się pierdolić. – Jeszcze tu wrócimy, podstępny draniu! Jego wuj zdzielił go w potarganą łepetynę. – Ała! No co? – Okaż trochę szacunku. – Przecież jest wojna. Czerstwy uderzył go ponownie, aż młodzieniec pisnął. – To nie powód, żeby być nieuprzejmym, gówniarzu. Gnat stał nieruchomo, słuchając, jak narzekanie chłopaka rozwiewa się na wietrze za kamiennym kręgiem, po czym przełknął gorzką ślinę i wyjął kciuki zza pasa. Drżały mu dłonie; chcąc to ukryć, zatarł ręce, udając, że mu zimno. Jednakże zadanie zostało wykonane i wszyscy wciąż oddychali, więc poradził sobie lepiej, niż się spodziewał. Wesoły Yon był innego zdania. Stanął obok Gnata posępny jak burzowa chmura i splunął do ogniska. – Kiedyś możemy pożałować, że ich nie zabiliśmy. – Niezabijanie zazwyczaj mniej ciąży mi na sumieniu niż zabijanie. Brack cmoknął z dezaprobatą po drugiej stronie Gnata. – Wojownik nie powinien się obarczać sumieniem. – Ani pełnym brzuchem. – Whirrun strącił Ojca Mieczy z ramion i oparł go o ziemię, tak że głowica sięgała mu do szyi. Obracał bronią, patrząc, jak światło migocze na jelcu. – Każdy dźwiga jakieś brzemię. – Moje jest w sam raz, chudzielcu. – Człowiek ze wzgórz z dumą poklepał się po ogromnym brzuchu, jak ojciec klepie po głowie syna. – Wodzu. – Agrick pojawił się przy ognisku z łukiem w dłoni i strzałą zwisającą między dwoma palcami. – Odeszli? – spytał Gnat. – Patrzyłem, jak mijają Dzieci. Teraz przeprawiają się przez rzekę i kierują w stronę Osrungu. Athroc ma ich na oku. Będziemy wiedzieć, jeśli postanowią wrócić. – Myślisz, że to zrobią? – spytała Cudna. – Czerstwy to dumny człowiek. Uśmiechał się, ale wcale mu się to nie spodobało. Ufasz temu staremu draniowi? Gnat zmarszczył czoło. – Nie bardziej niż innym w dzisiejszych czasach. – Więc lepiej wystawmy straże. – Racja – przytaknął Brack. – I upewnijmy się, że nasi ludzie nie zasną. Gnat uderzył go w ramię. – Miło z twojej strony, że zgłosiłeś się na pierwszą wartę. – Twój brzuch dotrzyma ci towarzystwa – dodał Yon. Teraz to jego Gnat zdzielił w ramię. – Cieszę się, że podoba ci się ten pomysł, będziesz następny. – Psiakrew! – Drofd! Kędzierzawy chłopak najwyraźniej był najmłodszy stażem w drużynie, ponieważ błyskawicznie zareagował na wezwanie. – Tak, wodzu? – Weź osiodłanego konia i cofnij się do drogi do Yaws. Nie jestem pewien, czyich chłopców spotkasz najpierw, pewnie Żelaznogłowego, a może Brodda Dziesięć Sposobów. W każdym razie przekaż im, że przy Bohaterach natrafiliśmy na jedną z dwunastek Wilczarza. Prawdopodobnie byli to tylko zwiadowcy, ale… – Tylko zwiadowcy. – Cudna zerwała zębami strup z knykcia i splunęła nim z czubka języka. – Wojska Unii są wiele mil stąd, rozdzielone i rozproszone; próbują poruszać się w linii prostej po kraju pełnym gór. – Zapewne. Ale i tak wskakuj na konia i przekaż im tę wiadomość. – Teraz? – Na twarzy Drofda odmalowała się wyraźna niechęć. – Po ciemku? – Nie, zaczekaj do lata – odburknęła Cudna. – Tak, teraz, głupku. Wystarczy, że będziesz się trzymał drogi. Drofd westchnął. – To zadanie dla bohatera. – Jak każde zadanie na wojnie, chłopcze – odparł Gnat. Wolałby posłać kogoś innego, ale wtedy sprzeczaliby się do świtu o to, dlaczego nowy chłopak został. Przed niektórymi decyzjami mężczyzna nie może uciec. – Racja, wodzu. Zobaczymy się za kilka dni. Pewnie będę miał obolałą dupę. – Dlaczego? – Cudna wykonała kilka ruchów biodrami. – Dziesięć Sposobów to twój bliski przyjaciel? – To wywołało salwę śmiechu. Brack zaryczał basowo, Scorry zachichotał, nawet Yon nieco rozprostował zmarszczone czoło, co oznaczało, że był rozbawiony. – Bardzo, kurwa, śmieszne. – Drofd zniknął w ciemności, szukając konia, by wyruszyć w drogę. – Słyszałam, że smalec z kurczaka ułatwia sprawę! – zawołała Cudna, a chichot Whirruna odbił się echem od Bohaterów i poniósł w mrok. Gdy emocje opadły, Gnat poczuł się wypalony. Opadł na ziemię przy ognisku, krzywiąc się, gdy zgiął obolałe kolana. Piasek wciąż był ciepły od tyłka Czerstwego. Scorry zajął miejsce naprzeciwko i zaczął ostrzyć nóż, a zgrzyt metalu wyznaczał rytm dla jego cichego, wysokiego śpiewu. To była pieśń o Skarlingu Bez Kaptura, największym bohaterze Północy, który dawno temu zjednoczył wszystkie klany, żeby przepędzić wojska Unii. Gnat siedział i słuchał, gryząc podrażnioną skórę wokół paznokci, myśląc o tym, że powinien przestać to robić. Whirrun odłożył Ojca Mieczy, przysiadł na piętach, po czym wyjął stary woreczek, w którym trzymał runy. – Lepiej powróżę, co? – Musisz? – mruknął Yon. – A co? Boisz się, co powiedzą znaki? – Boję się, że wygłosisz stek bzdur, a ja przez pół nocy będę próbował coś z nich zrozumieć. – Zobaczymy. – Whirrun wysypał runy na dłoń, splunął na nie, po czym rzucił na ziemię obok ogniska. Gnat nie mógł się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć szyi, chociaż za nic na świecie nie potrafił odczytać tego świństwa. – Co mówią runy, Rąbnięty? – Runy mówią… – Whirrun zmrużył oczy, jakby próbował zobaczyć coś z dużej odległości – …że poleje się krew. Cudna parsknęła. – Zawsze to mówią. – Owszem. – Whirrun szczelniej owinął się płaszczem i zamknąwszy oczy, przytulił się do rękojeści miecza jak kochanek. – Ale ostatnio częściej mają rację. Gnat rozejrzał się ze zmarszczonym czołem po Bohaterach, zapomnianych gigantach uparcie strzegących pustki. – Takie nastały czasy – szepnął.
Tytuł: Bohaterowie Tytuł oryginalny: The Heroes ISBN: 978-83-7480-248-2 Format: 764s. 135×202mm Cena: 49,– Data wydania: 18 kwietnia 2012 Dla chwały… Dla zwycięstwa… Dla przetrwania…Powiadają, że Czarny Dow zabił więcej ludzi niż zima, i wspiął się na tron Północy po górze usypanej z czaszek.Król Unii, wyjątkowo zawistny sąsiad, nie ma zamiaru przyglądać się z uśmiechem, jak Dow pnie się jeszcze wyżej. Wydał rozkazy i wojsko już brnie przez północne błota. Tysiące ludzi gromadzą się przy zapomnianych kamiennych kręgach, na bezwartościowych wzgórzach i w mało ważnych dolinach, a przy sobie mają mnóstwo ostrej stali.Bremer dan Gorst, zhańbiony mistrz szermierczy, poprzysiągł odzyskać utracony honor na polu bitwy. Trawiony obsesją odkupienia i uzależniony od przemocy, dawno przestał dbać o to, jak wiele krwi przy tym przeleje. Nawet jeśli będzie to jego własna krew.Księcia Caldera nie interesuje honor, a tym bardziej śmierć. Pragnie tylko władzy i jest gotów na każde kłamstwo, sztuczkę oraz zdradę, żeby ją zdobyć. Byle nie musiał własnoręcznie o nią walczyć.Curndenowi Gnatowi, ostatniemu uczciwemu człowiekowi na Północy, wojaczka nie przyniosła niczego poza opuchniętymi kolanami i zszarganymi nerwami. Nie zależy mu na tym, kto wygra, po prostu chce czynić to, co właściwe. Ale czy uda mu się wybrać dobrą drogę, gdy świat wokół niego stoi w płomieniach?Trzy dni krwawej bitwy zdecydują o losie Północy. Jednak gdy po obu stronach szerzą się intrygi, szaleństwo, kłótnie i małostkowa zawiść, trudno liczyć na to, że zwyciężą najszlachetniejsze serca, czy nawet najsilniejsze ręce… |