powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CXVI)
maj 2012

To się wytnie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Mam alergię na te małe cholerstwa – mruknął elf. – Poza tym moc Kontraktów konstytuuje coś więcej, niż tylko relację biznesową. Geas w sprawie ochrony związałby mój los z życiem Limey. Raczej nie jestem gotów na taki krok.
– Mnie nie musisz się tłumaczyć – odparł swobodnie Dominik. – To Malcolmowi zależy na Kontrakcie. Ja ci ufam, Hal.
Svart podniósł wzrok znad dokumentu. Dominik patrzył na niego z osobliwą, zachłanną intensywnością. Jego oczy były zielone i głębokie jak pradawny, leśny matecznik. Lub jak ukryte w nim bagno.
– Limey potrzebuje rycerza – powiedział aksamitnym głosem. – Nieustraszonego obrońcy, który zasłoni ją własną piersią, gdy będzie to konieczne.
Przysunął się bliżej. Zbyt blisko. Pachniał piżmem i jałowcem. Hal chciał wstać, zakląć, wyrzucić intruza ze swojej strefy. A jednocześnie chciał zostać, słuchać i być. Po prostu być tu i teraz. Wśród zieleni.
Coś jest nie tak…
– Gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem – ciągnął Dominik. – Wiedziałem, że to będziesz ty. Jesteś dla niej idealny. I dla mnie też…
Na ustach mieszańca pojawił się tajemniczy uśmiech – uśmiech, na widok którego Hala przeszedł dreszcz. Łagodny łuk warg zapraszał i kusił obietnicami.
Co się ze mną dzieje?…
– Czy zrobisz to dla niej? Dla mnie?…
Hal miał wrażenie, że za chwilę oszaleje. Elf wiedział, że nie ma skłonności homoseksualnych, ale ciało udręczone obecnością Dominika sugerowało coś zupełnie przeciwnego. Dysonans poznawczy palił jego synapsy niczym żrący kwas.
– Proszę… – Dominik wyciągnął dłoń…
Dość!
– Jeżeli mnie dotkniesz, stracisz rękę! – syknął elf i wybiegł z pokoju.
W drodze do windy niemal stratował pokojówkę. Stylizowana, złota strzałka wskazała parter. Hal odetchnął. Na miękkich nogach wszedł do hotelowego baru i zmówił podwójną whisky. Ręce mu drżały, gdy zapalał papierosa.
Nie żywił niechęci wobec homoseksualistów. Z kilkoma nawet się kumplował. Było tak między innymi dlatego, że nigdy nie miał podstaw, by kwestionować własną orientację. Aż do dzisiaj.
Gdy wreszcie ochłonął, zapłacił za drinka i ruszył prosto w stronę apartamentu Limey. Liczył, że obecność atrakcyjnej młodej kobiety pozwoli mu zapomnieć o irracjonalnych reakcjach zdradzieckiego organizmu.
Drzwi rozsunęły się, zanim zdążył zapukać. W kominku płonął ogień, powietrze było gęste od zapachu wonnych świec i wykwintnego jedzenia. Obok sofy znajdował się niski stolik, który niemal uginał się pod ciężarem owoców i rozmaitych przekąsek. W centralnym punkcie pyszniła się butelka czerwonego, arkadyjskiego wina.
– Chodź do mnie – głos Limey dochodził z mroku półotwartych balkonowych drzwi.
Stała na tarasie, swobodnie oparta o balustradę. Taką samą jak ta, którą kilka godzin wcześniej zdruzgotały pociski potężnego karabinu. Odwróciła się. Miała niesamowicie długie rzęsy, a w jej lekko przymkniętych oczach nie było nawet śladu przeżytej traumy. Na widok Hala uśmiechnęła się, przyzwała go zapraszającym gestem.
Gdy przekroczył próg, niespodziewany podmuch arktycznego powietrza przyprawił go o gęsią skórkę. Tym razem Limey nie włączyła termicznej bariery. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej strój. Dziewczyna miała na sobie białe wełniane buty, getry i puchaty, haftowany sweter. Jej włosy mieniły się jak złoty welon przyprószony koronką lodowych diamentów.
– W Avalonie rzadko pada śnieg – powiedziała. Obłoczek oddechu powędrował przez noc niczym maleńki cumulus.
– Wejdź do środka. Zmarzniesz.
– Przecież mnie ogrzejesz – odparła zalotnie, ale po chwili weszła do pokoju.
Hal podążył za nią. Ciepło pomieszczenia rozlało się po jego ciele, przywołując wspomnienie niedawnych emocji. Świeżych, lepkich i pulsujących, niczym otwarta rana.
– Jak się czujesz? – spytał, żeby odegnać natrętne myśli.
– Zimno mi i napiłabym się wina. Sommelier już otworzył butelkę, ale postanowiłam poczekać na ciebie. Nalejesz?
– Jasne – odparł, podchodząc do stolika. – Ale nie to miałem na myśli…
– Przecież wiem! – Teatralnie przewróciła oczami. – Uprzedzę też twoje następne pytanie: nie mam pojęcia, kto mógłby chcieć mnie zabić. Porozmawiaj o tym z Dominikiem.
– Już to zrobiłem, ale pomyślałem…
– Bardzo się cieszę, że mój ochroniarz myśli – przerwała, energicznie rozcierając dłonie. – To miła odmiana. Ale bądź tak dobry i nie rób tego teraz. Na wszystko jest czas i miejsce. – Strząsnęła z włosów resztki śniegu i rozsiadła się na kanapie. – Jeżeli Dominik ci nie wystarczy, pogadaj z Malcolmem… a może lepiej nie. On jest ostatnio nie w sosie.
– Dlaczego? – zapytał.
– Pilot „Proroctwa” obejrzało o sześć milionów widzów mniej, niż zakładał. – Wzruszyła ramionami. – Jak myślisz, czemu w ogóle tu jesteśmy? Szefowie stacji uznali, że serial potrzebuje bezpośredniej promocji. A asgardczycy to idealny target! W czasie nocy polarnej nie ma tu zbyt wiele do roboty i oglądalność programów telewizyjnych znacząco wzrasta. Dominik mówi, że wystarczy parę odpowiednich zagrań, żeby odrobić te kilka brakujących procent przy emisji następnego odcinka. Jutro mam pierwsze spotkanie z fanami.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Hal w milczeniu nalewał wino. Próbował przeanalizować to, co przed chwilą usłyszał. O Malcolmie, serialu i problemie oglądalności. Jednak wnioski jakoś nie chciały ułożyć się w logiczną całość. Jego myśli były ciężkie, poplątane i spaczone. Nadal czuł na sobie zielone brzemię wzroku Dominika. W ustach miał smak whisky, tytoniu i jałowcowych igieł.
– Jesteś jakiś spięty – zauważyła Limey. – Rozumiem, że zamach i w ogóle… ale ja nie wierzę w to, co powiedziała ta napuszona lekarka. Co się stało?
Dziewczyna zaczęła skubać winogrona. Jedno po drugim wkładała je do ust, co chwilę zerkając na Hala. Słyszał jak owoce pękają z soczystym mlaśnięciem pod naciskiem drobnych, białych zębów.
– Twój menadżer chyba ma na mnie ochotę. – Hal podał Limey kieliszek i usiadł obok niej. – Bezczelnie mnie uwodził…
– Dominik? – Machnęła lekceważąco ręką. – Nie przejmuj się. Pewnie czegoś od ciebie chce i próbował cię oczarować.
– Właśnie o tym mówię!…
– Oj, nie w tym znaczeniu – odparła, popijając wino. – Jego matka była wilą.
To go zaskoczyło.
– Myślałem, że z takich mieszanych związków rodzą się tylko dziewczynki – powiedział ostrożnie Hal.
Poruszył kieliszkiem i zbliżył naczynie do twarzy. Jego nozdrza wypełnił zapach dojrzałych jeżyn i czarnej porzeczki. Jałowiec zniknął.
– W osiemdziesięciu procentach przypadków rzeczywiście tak jest. – Limey sięgnęła po ostrygę. – Faceci po prostu się tym nie chwalą.
– Dlaczego mnie to nie dziwi? – Svart uśmiechnął się krzywo. – „Cześć, mała. Moja mama jest nawijską driadą. Mogę cię uwieść w pięć sekund” chyba nie jest najlepszym tekstem na początek znajomości.
Limey zachichotała. Hal spojrzał w jej roześmiane oczy i wypił pierwszy łyk wina. Smak soczystej ziemi, leśnych owoców i tanin spłynął po języku jak miód lub gęsta krew.
– Dominik wykorzystuje swoje zdolności przeważnie wtedy, gdy chce coś załatwić – powiedziała Limey. – To zawsze działa na laski. Na niektórych panów też – dodała ze znaczącym uśmiechem.
– Wierz mi, ja naprawdę wolę kobiety – odparł Hal.
Limey jakby na to czekała. Położyła mu dłoń na szyi, odgarnęła białe włosy. Musnęła wargami spiczaste ucho i szepnęła:
– Udowodnij to.
Hal nie potrzebował lepszej zachęty. Odstawił kieliszek, przyciągnął dziewczynę do siebie. Przymknęła oczy w geście słodkiej uległości. Serce elfa biło mocno, gwałtownie, zupełnie jakby chciało wyskoczyć z piersi. Uciec przed gorączką trawiącą ciało. Hal podświadomie otworzył się na Splot. Zmysły zapadły się pod ciężarem doznań, tworząc jednolity impuls smaku, zapachu i wielobarwnego podniecenia. Czas zwolnił, myśli przyspieszyły. Napędzany magią mózg na jeden, krótki moment oderwał się od fizycznej powłoki. Tyle wystarczyło.
To wszystko jest zbyt doskonałe. Nienaturalnie oczywiste.
Hal miał wrażenie, że stał się aktorem, grającym według cudzego scenariusza. Pocałunek zawisł w próżni, niczym słowa niewypowiedzianego zaklęcia.
Limey błędnie zinterpretowała jego wahanie.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

27
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.