powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CXVI)
maj 2012

Rola życia
Maciej Musialik
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Jak sobie chcesz. Ale żeby dostać się tam za dnia, potrzebowałbyś czołgu albo… – otworzył szufladę biurka i zaczął przetrząsać jej zawartość. Musiała być zdrowo zagracona, bo trwało to dobrą chwilę.
– Albo czego? – zagadnąłem.
– Przepustki – obwieścił mój rozmówca, z tryumfalną miną kładąc na blacie rzeczony kartonik. Potem jednak położył na nim dłoń i wbił we mnie przenikliwe spojrzenie. – Ale najpierw chcę usłyszeć historyjkę, która mnie przekona.
Zazwyczaj staram się nie rozpowiadać, dla kogo aktualnie pracuję, tym razem jednak uznałem, iż mogę sobie pozwolić na odrobinę niedyskrecji.
– Wynajął mnie Stephen Donnerson – odparłem jak gdyby nigdy nic. Na twarzy Matthewsa zagościł wyraz tak absolutnego zdziwienia, iż żałowałem, że nie mam przy sobie aparatu. A gdy pokrótce opowiedziałem o sprawie, niewiele się zmienił.
– A niech mnie – wycedził mężczyzna, gdy skończyłem relację. – Facet nieźle wdepnął. Nie sądziłem, że Swagger odważy się zagrać tak otwarcie.
– Taki aktor musi być dla niego sporo wart.
– Fortunę.
– A co wiesz o role creation?
– Niewiele. Gdy siedziałem w Celestial, technologia była jeszcze w fazie prób, a chłopaki od efektów specjalnych byli raczej małomówni. Ale słyszało się to i owo.
– Na przykład?
– Na przykład to, że w te nieszczęsne hologramy zainwestowano masę forsy. I mówiąc „masę” mam na myśli naprawdę obrzydliwie dużą kwotę. Projekt kosztował dobrych parę miliardów. Zespół badawczy dostał do dyspozycji cały budynek. Podobno połowę pomieszczeń zajmują w nim komputery. A obok zbudowano hangar do testów.
– Chyba chcieli zrobić konkurencję NASA – uśmiechnąłem się z przekąsem.
– Wcale bym się nie zdziwił – prychnął Matthews. – Masz pojęcie, jaki tam trzymają sprzęt? Te ich blaszaki mają taką moc przerobową, że podobno byłyby w stanie skopiować ludzki umysł! – dodał z takim przekonaniem, jakby naprawdę wierzył w te rewelacje. – System chłodzenia procesorów zajmuje chyba z pół piętra!
– Przynajmniej zawsze mogą liczyć na zimne piwo. Biuro Swaggera jest gdzieś w pobliżu?
– Nie, główny budynek jest w innej części terenu wytwórni. Jeśli chcesz zrobić skok na oba miejsca, będziesz potrzebował nie tylko karty, ale i śmigłowca. Tyle że takiego sprzętu nie będę ci w stanie skołować. A przynajmniej nie od razu – rzekł z miną starego wygi.
– Obejdzie się – machnąłem ręką. – Nie interesują mnie efekty specjalne, tylko centrala. Trudno znaleźć gabinet szefa?
– Nie, jest na parterze, ale za dnia siedzi przed nim sekretarka. A przy głównym wejściu, tym z bramkami, zazwyczaj stoi dwóch strażników. No i jest jeszcze recepcjonistka.
– Czyli wystarczy minąć cztery osoby – stwierdziłem.
– I upewnić się, że Swaggera nie będzie na miejscu. Ale to akurat nie będzie zbyt trudne, bo drań ciągle gdzieś gania.
– Zaczynam się zastanawiać, czy te papiery na pewno tam są. To wygląda za łatwo.
– Pod latarnią zawsze najciemniej – rzucił Matthews.
– Coś w tym jest. Na pewno nie będziesz miał problemów z tego powodu? – ruchem głowy wskazałem identyfikator.
– Daj spokój, to kopia prawdziwej karty. Oryginał musiałem oddać, gdy odchodziłem z roboty, ale zrobiłem sobie duplikat. Jest o tyle przydatny, że usunąłem z niego dane właściciela – tamci nie będą w stanie namierzyć, kto tak naprawdę wszedł do budynku.
– Zawsze się tak zabezpieczasz? – spytałem z rozbawieniem.
– Taki odruch. Aha, byłbym zapomniał! Pamiętaj o kamerach na korytarzu. Lepiej, żebyś zbyt ochoczo nie pchał się przed obiektyw.
– To najmniejszy problem – odparłem, zgarniając identyfikator. – Mam na to sposób.
• • •
Sposób był może i skuteczny, ale w upale, jaki zapanował następnego dnia, miałem wrażenie, iż doprowadzi mnie do szaleństwa. Szedłem ulicą w kierunku budynku Celestial, a charakteryzacja, którą nałożyłem sobie na twarz, wywoływała swędzenie tak okrutne, że przez całą drogę byłem o krok od rozstroju nerwowego. Miałem silikonowy orli nos, uwydatniony podbródek i ekstrawaganckie, spiczaste wąsy. Z powodu gorąca niemiłosiernie uwierały mnie one w facjatę, a ja za żadne skarby nie mogłem się podrapać, by przypadkiem nie popsuć efektu. Obrazu całości dopełniały kapelusz i kremowy garnitur. Miałem nadzieję, że wyglądam choć trochę jak starzejący się producent filmowy, którego widok w tej okolicy nikogo nie powinien dziwić. W przeciwnym wypadku w ciągu najbliższej godziny będę miał spore kłopoty.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dotarłem do właściwego biurowca i dziarsko wszedłem po schodach prowadzących do wejścia. Gdy tylko pokonałem obrotowe drzwi, owionął mnie przyjemny chłód klimatyzowanego holu. Nie było jednak czasu na rozkoszowanie się klimatem.
Kilka metrów przed sobą miałem obrotowe bramki, które otwierało się identyfikatorem. Nieopodal stało dwóch ochroniarzy. Zajęci byli rozmową, ale na widok nieznajomej twarzy jeden z nich natychmiast ruszył w moją stronę. Udałem, że go nie dostrzegam i wydobyłem z kieszeni kartę, jednocześnie kierując się w stronę bariery. Kątem oka ujrzałem, że mężczyzna przystanął, przekonany zapewne, iż ma do czynienia z gościem może i nieczęstym, ale na pewno uprawnionym.
Przeszedłem przez bramkę i wziąłem na cel nieodległą recepcję. Siedząca w niej apetyczna szatynka podniosła wzrok znad ekranu monitora i posłała mi wystudiowany uśmiech.
– Witamy w Celestial. W czym mogę panu pomóc?
– Witam, nazywam się Charles Barter. Czy zastałem pana Swaggera?
– Och, niestety nie – zatroskała się dziewczyna. – Czy był pan umówiony?
– Owszem, mieliśmy porozmawiać na temat nowej produkcji Genuine Studios. Ale nie szkodzi, w takim razie miałbym prośbę – rzekłem, wyciągając spod marynarki dużą kopertę, do której zawczasu upchnąłem folder pobliskiego parku rozrywki. – Czy mogłaby pani przekazać to panu Swaggerowi? Na pewno się ucieszy.
– Oczywiście – recepcjonistka wzięła przesyłkę.
– Pięknie dziękuję. Czy byłaby pani jeszcze uprzejma powiedzieć mi, gdzie znajdę u was toaletę? – zrobiłem zakłopotaną minę.
– Tamtym korytarzem do końca i w lewo – wskazała dziewczyna. I bez jej pomocy wiedziałem, gdzie iść, gdyż Matthews zdążył udzielić mi lekcji na temat topografii budynku, ale ukłoniłem się uprzejmie, ciesząc się w duchu, iż właśnie zapewniłem sobie namiastkę alibi.
Od tej chwili liczył się czas. Biec jednak nie mogłem, więc krokiem wystarczająco powolnym, by nie wzbudzać podejrzeń, oddaliłem się we wspomnianym kierunku. Pokonałem właśnie zakręt korytarza, gdy jedne z drzwi przede mną otworzyły się i wyszła z nich rudowłosa piękność w kusej garsonce. Nie zwolniłem kroku. Dziewczyna minęła mnie, a gdy kilka kroków dalej spojrzałem przez ramię, znikła już za rogiem. Podejrzewałem, że odebranie koperty dla przełożonego i powrót do stanowiska pracy zajmą jej nie więcej niż dwie minuty. Skierowałem się więc w stronę pomieszczenia, z którego się wyłoniła.
Oprócz biurka nieobecnej sekretarki stały tam jedynie skórzana kanapa dla gości, stolik z gazetami i paskudne, nowoczesne rzeźby, które wyglądały jak dzieło znudzonego złomiarza. Mój wzrok spoczął jednak na kolejnych drzwiach, prowadzących do gabinetu Swaggera. Miałem nadzieję, że nie są zamknięte na klucz. Co prawda miałem przy sobie wytrych, ale grzebanie przy zamku mogło potrwać zbyt długo. Z duszą na ramieniu nacisnąłem klamkę, ale obawy natychmiast prysły, bo wejście stanęło otworem. Dwie sekundy później byłem już w środku. Przekręciłem zamek na wypadek, gdyby asystentce przyszło do głowy podlać tu kwiaty i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Kwiatów w nim nie było. Przy oknie stało za to przysadziste biurko, na którym tkwił laptop i stos papierów. Pod ścianą znajdowała się zaś szeroka komoda, najwyraźniej służąca Swaggerowi za ołtarzyk własnych dokonań, bo obstawiono ją dziesiątkami statuetek o przeróżnych rozmiarach, kształtach i kolorach. Na ścianie powyżej wisiało kilkanaście dużych, oprawionych zdjęć, na których szefa Celestial uwieczniono w serdecznych pozach z ludźmi ważnymi w branży. Fotografie pochodziły głównie z bankietów, a ich bohaterowie szczerzyli się do obiektywu tak, jakby zależało od tego ich życie. Rozpoznałem kilku reżyserów, a także ze dwie aktorki, za noc z którymi większość znanych mi facetów byłaby gotowa wytatuować sobie na czole jakiś głupi napis. Na jednym ze zdjęć dostrzegłem samego Donnersona – stał z kieliszkiem w dłoni, drugą rękę przyjacielsko trzymając na ramieniu Swaggera. Wtedy jeszcze nie wyglądał na kogoś, kto byłby gotów zlecić włamanie. Jeszcze.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

6
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.