– Mój lokaj ma wtyczkę w wytwórni. Gdy tamci mnie zastrzelili, wśród ludzi Swaggera zrobiło się zamieszanie. Zanim przypomnieli sobie, że mają mnie w komputerze, Arthur wydostał cały zapis mojej skromnej osoby z siedziby Celestial. Razem ze sprzętem, dzięki któremu możemy teraz rozmawiać. Oczywiście skopiowano mnie przed wypadkiem, więc trzeba mi było powiedzieć o całej sytuacji. Proszę mi wierzyć, ostatnie dni były dla mnie wyjątkowo… dziwne. Opadłem na kanapę. Od tych wszystkich rewelacji rozbolała mnie głowa. Próbowałem rozmasować skronie, niewiele to pomogło. – Więc jest tu pan, choć tak naprawdę już pana nie ma? – spytałem z powagą, choć tak naprawdę byłem o krok od zaniesienia się rozpaczliwym, histerycznym śmiechem. Nie wiedziałem, jak mam poradzić sobie z faktem, iż wynajął mnie ciąg zer i jedynek. – Jakie to uczucie? – Można przywyknąć. Tak naprawdę nie czuję wiele, jestem pozbawiony węchu czy dotyku. Przynajmniej do czasu, aż ktoś nie rozwinie technologii. Ale mam za to dostęp do wszystkich swoich wspomnień, zupełnie jakby nigdy się nie zatarły. Pamiętam każdą minutę swojego życia tak, jakby dopiero co się wydarzyła. To niesamowite doświadczenie. – Świetnie, a co ja mam powiedzieć? – sarknąłem. Natychmiast przypomniałem sobie jednak, że mimo przedziwnych okoliczności rozmawiam z człowiekiem, którego dotknęła tragedia. – Proszę wybaczyć – westchnąłem. – Drobiazg. – Więc co z tą policją? – postanowiłem zmienić temat. Z ulgą poczułem, że wracając do meritum, zaczynam odzyskiwać zdolność logicznego myślenia. – Bo chyba nie ma pan wątpliwości, że skoro usiłowanie zabójstwa jest poważną sprawą, to morderstwa tym bardziej nie można przemilczeć? Donnerson przez moment przyglądał mi się swym holograficznym wzrokiem. Wiedziałem, że tak naprawdę na mnie nie patrzy, że to któryś z czujników umieszczonych w pokoju sprawia, iż cała ta iluzja kieruje wzrok dokładnie tam, gdzie jestem. Jakaś część mnie nie mogła jednak pozbyć się wrażenia, że mam przed sobą człowieka z krwi, kości i ciała. – Nie zamierzam go przemilczeć – odparł w końcu aktor. – Zamierzam je wykorzystać. – Niby jak? – Proszę sobie wyobrazić, że świat obiega wiadomość o mojej śmierci. Wszyscy są wstrząśnięci, środowisko ogłasza żałobę, ludzie ślą do wytwórni listy z kondolencjami, w telewizji krytycy robią smutne miny i mówią, jaka to wielka szkoda, że Stephen Donnerson nigdzie już nie zagra. Tyle że ja nadal chcę grać. I w zaistniałej sytuacji mogę to robić. – Chce pan zataić własną śmierć, by kontynuować karierę? – osłupiałem. – To absurd! – Ale całkiem wykonalny – odparł aktor. – W końcu ktoś się zorientuje! Znajomi zaczną się zastanawiać, dlaczego nie bywa pan w towarzystwie! – Nie mam wielu znajomych. I idę o zakład, że czujność wielu osób bez problemu uśpię byle wideokonferencją lub pokazaniem się z bezpiecznej odległości. – A co z Celestial? – Będą musieli pozwolić mi grać u siebie, na moich warunkach. A gdyby mieli wątpliwości, pewne ciekawe nagranie na pewno ich do tego przekona. – Myśli pan, że Swagger da się szantażować? Niech pan pamięta, że stoją za nim ludzie, których żywiołem jest nieczysta gra. Trudno będzie dać im łupnia w ich własnej dyscyplinie. – Mimo to spróbuję. – Moim zdaniem popełnia pan błąd. Ma pan w ręku dowód, który pomógłby wsadzić za kratki niejedną grubą rybę! Skoro posunęli się nawet do morderstwa, to tym bardziej nie można zaprzepaścić takiej szansy. – Gada pan jak policjant – skrzywił się Donnerson. – A myślałem, że pańska przeszłość będzie atutem przy tej robocie… – Po prostu jestem z panem szczery, i to zupełnie gratis. – Więc chętnie dopłacę za brak szczerości. Proszę tylko uznać tę sprawę za zamkniętą. – Nie mogę. – Dlaczego? – Bo, do ciężkiej cholery, widziałem, jak ktoś zabija niewinnego człowieka! – uniosłem się. Egocentryzm tego faceta zaczynał działać mi na nerwy. – Może i złamałem dla pana prawo, ale moje sumienie nie uwzględnia biernego patrzenia na morderstwo. Nie chce pan tego zgłaszać? W porządku, sam to zrobię – podniosłem się z miejsca. Twarz Donnersona, choć nierealna, stężała od tłumionych emocji. Nawet z daleka dostrzegłem, jak pulsują mu skronie. – Niech pan tego nie robi – wycedził głosem, w którym usłyszałem zarówno złość, jak i strach. – Zapłacę podwójnie. – Nie wiem, czy w ogóle powinienem brać jakiekolwiek pieniądze od martwego człowieka – odwróciłem się w stronę wyjścia. – Więc niech pan to chociaż przemyśli! Błagam! – wykrzyknął aktor, zrywając się z miejsca. Gdyby mógł, pewnie podbiegłby do mnie i chwycił za ramię. A wtedy ja mógłbym nawet dać mu w pysk. Bicie powietrza nie wchodziło jednak w rachubę. Zerknąłem więc tylko przez ramię na tę już-niezupełnie-żywą legendę kina. Nie miałem wątpliwości, że niezależnie od tego, co zdecyduję, dla milionów ludzi ta twarz pozostanie ikoną. Ja jednak widziałem w niej już wyłącznie rozpacz. W drzwiach ponury lokaj wręczył mi czek i szepnął: – Niech pan zrobi, co trzeba. Bez słowa schowałem papierek i ruszyłem w stronę samochodu. Zanim dałem cynk policji, tknęły mnie jednak wyrzuty sumienia i wybrałem się jeszcze do kina na ostatni film z Donnersonem w roli głównej. Jak na złość zagrał fatalnie. |