powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CXVI)
maj 2012

Nim zawieją wichry zimy
George R.R. Martin ‹Taniec ze smokami. Część I›, George R.R. Martin ‹Taniec ze smokami. Część II›
Fani czekali i coraz bardziej wątpili, a George R. R. Martin pisał i poprawiał, poprawiał i pisał… W połowie ubiegłego roku jednak dożyliśmy kolejnej części „Pieśni Lodu i Ognia”, a w kolejnych miesiącach (na raty) także polskiego tłumaczenia. Niestety, „Taniec ze smokami” to najsłabszy z dotychczasowych tomów, co oczywiście nie znaczy, że resztę cyklu należy już spisywać na straty.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Recenzja nagrodzona w Konkursie Esensji.
„Taniec ze smokami” miał z założenia ukazać losy bohaterów, którzy nie zmieścili się w „Uczcie dla wron”. Po dwunastoletniej nieobecności na karty sagi powraca więc najpopularniejsza trójka POV-ów – Jon, Tyrion i Daenerys, a wraz z nimi reszta dawno nie widzianych znajomych. Do tego grona dołącza kilku zupełnie nowych bohaterów, pojawiają się też postacie, które spotkaliśmy już w „Uczcie” – niektóre dostają swoje własne rozdziały, inne występują jedynie epizodycznie. Ich poczynania obejmują łącznie ponad tysiąc stron i dzieją się w niemal całym uniwersum – od Muru po Morze Dothraków.
Czytelnicy, którzy wciąż wzdychają za szalonym tempem akcji z „Nawałnicy mieczy”, z pewnością nie będą lekturą „Tańca” ukontentowani – jak na tak pokaźną objętość dzieje się stosunkowo niewiele. Choć pojawiające się coraz częściej porównania do „Koła czasu” Roberta Jordana są zdecydowanie przesadzone, nie da się ukryć, że duża część „Tańca” to fabularny zapychacz, którego nieobecność nie stanowiłaby żadnej straty dla całości cyklu. Różnica między Martinem a Jordanem polega jednak na tym, że od lektury wodolejstwa tego drugiego bolały oczy i zęby, natomiast Martina wciąż czyta się przyjemnie.
Nie jest też tak, że nie dzieje się zupełnie nic. Zapadają pewne ważne decyzje, dochodzi do przetasowań politycznych, oraz oczywiście kilku śmiertelnych zejść. Do tego okazuje się, że niektóre persony z przeszłości, które według wszelkich wieści powinny być od dawna martwe, jednak żyją i oczywiście zamierzają aktywnie włączyć się do gry o tron (a w przypadku jednej z postaci chyba nawet o coś więcej). Tyrion nadal jest zabawny i pomysłowy, Jon i Daenerys dają się lubić, a przymusowa przemiana, jaką przechodzi jedna z dalszoplanowych postaci, naprawdę robi wrażenie. Do tego wraz z „Tańcem” saga zyskuje nowego lidera wśród szwarccharakterów – bękart Boltona zdecydowanie deklasuje Joffreya.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Problem polega na tym, że to wszystko nieco rozmywa się w gąszczu niezobowiązujących pogaduszek, niezrealizowanych planów i wędrówek donikąd. Perypetie Tyriona, kampanie Jona czy miłostki Daenerys nie są nudne, ale wcześniejsze tomy przyzwyczaiły nas do czegoś innego. Nawet „Uczta dla wron”, pominąwszy może wątek Brienne, konsekwentnie posuwała fabułę do przodu. W „Tańcu” zbyt często jest ona zapętlona, co trochę rozczarowuje, a trochę irytuje. Przecież chcielibyśmy wreszcie poznać odpowiedź na co najmniej niektóre z dręczących nas pytań, prawda? Niestety, na zdecydowaną większość przyjdzie jeszcze poczekać.
Inną wadą jest jakość niektórych rozwiązań fabularnych. Jedna z „nowych” postaci sprawia wrażenie wyciągniętej z kapelusza, nawet mimo tego, że jej istnienie było sygnalizowane już w pierwszym tomie sagi. Nie najlepiej zaprojektowano wątek młodego Martella, który dopiero na koniec nabiera rumieńców. Do tego za dużo w tym tomie pseudo-cliffhangerów, które nie są ani trochę emocjonujące. No i wreszcie chyba największa bolączka – główna wolta fabularna, do jakiej dochodzi w tej części, jest boleśnie przewidywalna i aby się jej domyślić nie trzeba wcale słuchać niesłynnego wywiadu z Sapkowskim.
Czy w świetle tego warto czekać na „Winds of Winter”? Na to pytanie każdy musi sobie po lekturze „Tańca” odpowiedzieć sam, ale warto zwrócić uwagę, że większość figur jest już rozstawiona, wiele decyzji podjętych, a wiele innych powinno niebawem zapaść. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że punkt wyjścia dla następnego tomu jest znacznie lepszy niż w przypadku „Uczty” i „Tańca”, które musiały uporządkować uniwersum po rzezi z „Nawałnicy mieczy”. Uczyniły to tak, jak uczyniły, ale teraz powinno być już tylko lepiej. Warto więc dać Martinowi kredyt zaufania, tym bardziej, że wcześniejszymi częściami „PLiO” zasłużył na niego jak nikt inny.



Tytuł: Taniec ze smokami. Część I
Tytuł oryginalny: A Dance with Dragons
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-897-9
Format: 632s. 125×185mm
Cena: 45,–
Data wydania: 22 listopada 2011
Wyszukaj w: Bookiatryk.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 60%

Tytuł: Taniec ze smokami. Część II
Tytuł oryginalny: A Dance with Dragons
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7506-898-6
Format: 760s. 125×185mm
Cena: 45,–
Data wydania: 21 lutego 2012
Wyszukaj w: Bookiatryk.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

48
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.