Aleksijewicz przedstawia historię Czarnobyla, jakiej nie znamy. I bynajmniej nie zaskakuje nas nowymi teoriami spiskowymi, tylko – obdzierając katastrofę z popkulturowej mitologii – oprowadza nas za rękę po piekle, jakim stała się część południowej Białorusi po 1986 roku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W Czarnobylu najmocniej zapada w pamięć życie „po wszystkim”: przedmioty bez człowieka, pejzaże bez człowieka […] Czasem miałam wrażenie, że robię notatki z przyszłości – tak wypowiada się na temat reportażu Swietłana Aleksijewicz – laureatka Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”, kilkukrotnie wymieniana w kontekście Nagrody Nobla – która zbierała materiał do swojej książki przez 19 lat. Wszystko zaczęło się 26 kwietnia 1986 roku – seria wybuchów rozsadziła reaktor i blok energetyczny czarnobylskiej elektrowni atomowej. Był to jednak dopiero początek jednej z największych katastrof technologicznych XX wieku. Wybuch zebrał krwawe żniwo, ale to wraz z promieniowaniem przyszła prawdziwa zagłada, która – jak zdaje się sugerować autorka – najbardziej dotknęła naszego wschodniego sąsiada, Białoruś. Na relację pisarki – wbrew temu, co mógłby sugerować przywołany cytat – nie składają się opisy wyludnionej krainy, a wypowiedzi ludzi, bezpośrednio dotkniętych przez czarnobylską katastrofę. Aleksijewicz dotarła do wiejskich nauczycieli i profesorów uniwersytetów, rozmawiała z emigrantami i nielegalnymi mieszkańcami skażonej strefy, wysłuchała wszystkich: przeciwników radzieckiej władzy i fanatycznych komunistów, młodych wdów i prostych staruszek, żołnierzy i dzieci. Zebrane „monologi” przemawiają jednym głosem; nie ma tu niezrozumiałej kakofonii, próby dociekania prawdy, szukania winnych. Białoruska dziennikarka nie skupia się na katastrofie politycznej, a na pojedynczych tragediach. Udziela głosu tym, którym radziecka władza go odmówiła. Aleksijewicz stworzyła portret człowieka dotkniętego zagładą. Losy wszystkich przedstawionych w książce ludzi – tak bardzo odmiennych i różnych – połączył cień Czarnobyla, cień, od którego nie można się uwolnić, bo dotyka końca, opiera się o nicość. Czytając „Czarnobylską modlitwę”, obcuje się właśnie z końcem, tańczy na krawędzi apokalipsy. W duchową równowagę wkrada się pierwiastek chaosu, bezlitośnie rozbijający kaftan szczęścia i samozadowolenia, w jakim próbuje nas zamknąć zachodnia kultura. Dzieciństwo – w którego mit przyzwyczailiśmy się wierzyć – okazuje się tylko kłamstwem i iluzją, gdy dziesięcioletni chłopak mówi: „umrzemy”. Sama wartość życia zaś zostaje poddana weryfikacji, gdy dowiadujemy się, że dorosły mężczyzna jest wart tyle, ile czasu jest w stanie wytrzymać, zbierając radioaktywne odpady. Ważne miejsce w reportażu Białorusinki zajmują kobiety. Książkę otwierają i zamykają relacje dwóch młodych wdów. Ich mężów wezwano na służbę do Czarnobyla. Wyjeżdżali z domów młodzi i silni. Wracali – pokaleczeni, chorzy, z nowotworami i mutacjami. Czasem do pracy na skażonym terenie zmuszano ich szantażem, częściej jednak wybierali się tam dobrowolnie. Nagrodą w końcu były premie, odznaczenia, a nawet pochwały z samej Moskwy. W oczach opinii publicznej byli bohaterami. Ale czy na pewno? Czy prawdziwym zwycięstwem jest poświęcenie własnego życia dla władz, które nawet nie kiwnęły palcem, by uratować setki ludzi? – Aleksijewicz zadaje trudne pytania o człowieka radzieckiego, o istotę zwaną homo-sovieticus. Kobiety nie tylko patrzyły na cierpienie. Niektóre z nich też go doświadczyły. Skażone dużą dawką promieniowania traciły swoją kobiecość, patrzyły jak wypadają im włosy; rodziły dzieci, o których mówiono, że mają przyjść na świat z dodatkowymi kończynami i zdeformowanymi ciałkami. Czarnobyl nie oszczędził nikogo. Najbliżej prawdy byli naukowcy i profesorowie. To oni wiedzieli, jak niebezpieczne jest skażenie terenu i jakie zabiegi profilaktyczne trzeba przeprowadzić, by zmniejszyć straty w ludziach. Ich jednak nie słuchano. Mogli wzbudzić na Białorusi panikę, a wtedy rząd dostałby naganę z Moskwy, która – uwikłana w zimną wojnę – rozpaczliwie próbowała ratować wizerunek Związku Radzieckiego i tak już mocno nadszarpnięty przez zachodnie media. Czarnobyl to popkulturowy palimpsest – przez ćwierć wieku pokryła go taka ilość mitów i legend, że już nie sposób spojrzeć na tę katastrofę inaczej jak przez pryzmat stereotypów. Lektura „Czarnobylskiej modlitwy” zmusza czytelnika, by odłożył na bok łatwostrawną papkę zaserwowaną mu przez literaturę, filmy i gry video utrzymane w konwencji postapokalipsy i spojrzał na katastrofę czarnobylską w kontekście pojedynczych ludzkich tragedii. Oto właśnie fenomen reportażu Aleksijewicz – dociera do sedna katastrofy, oczyszcza pergamin historii zamazany powstałą mitologią i ukazuje go w pierwotnej postaci; sprawia, że ponownie u początków tej legendy znajdujemy opowieść zapisaną krwią niewinnych ofiar. Lektura reportażu białoruskiej pisarki to spacer po piekle; po piekle nie tak znowu odległym, bo znajdującym się za naszą wschodnią granicą, za miedzą.
Tytuł: Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości Tytuł oryginalny: Чернобыльская молитва: Хроника будущего ISBN: 978-83-7536-371-5 Format: 288s. 133×215mm Cena: 44,– Data wydania: 7 maja 2012 Gatunek: non-fiction, podróżnicza / reportaż Ekstrakt: 70% |