Korea Południowa od zawsze była wyróżniającą się plamką na mapie Azji – czy to jako polityczna wysepka proamerykańskiego „pierwszego świata”, geograficznie sąsiadująca z komunistycznymi potęgami świata „drugiego” i biedotą „trzeciego”, czy jako jeden z czterech niewielkich, ale wyjątkowo prężnych „azjatyckich tygrysów”. Dziś tę wyjątkowość utrzymuje, a Polska na jej tle wciąż może wyglądać jak kraj stojący o jeden „świat” niżej.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zarysowana we wstępie wybitnie antypatriotyczna teza to oczywiście pogląd wyzierający zza kart „Korei szerokopasmowej” Konrada Godlewskiego, choć też nie wypowiedziany wprost przez autora. Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu niższości gdy opowieści o realnym bogactwie zdobywanym w wirtualnym świecie i łatwości przepływu informacji zderzy się ze smutnymi kontrprzykładami z Polski. Choćby z historią o spotkaniu autora z biurokracją w momencie, gdy Godlewski zgłaszając się na policję, mimo internetowej formy zgłoszenia, musiał, podobnie jak obsługujący go funkcjonariusze, ręcznie wypełniać dziesiątki druków w kilku kopiach (a internetowe zgłoszenie kradzieży trafiło do lokalnej komendy dopiero po tygodniu w formie wydruku z komendy rejonowej…). Takie rzeczy nie mają racji bytu w Korei, blisko 50-milionowym kraju, w którym ponad 80% mieszkańców jest użytkownikami internetu, a na 100 mieszkańców jest aż 35 szerokopasmowych łącz 1), które pozwalają korzystać z najszybszego internetu na świecie 2). I właśnie ta „szerokopasmowość”, zgodnie z tytułem książki, jest przedmiotem rozważań Godlewskiego. Autor przybliża czytelnikowi fascynację Koreańczyków elektronicznym sportem (celebrytami są tam mistrzowie „Starcrafta”, komputerowej gry strategicznej) z czym łączy się fakt, że naturalnym elementem krajobrazu są kafejki internetowe, w których ludzie spędzają po kilkanaście godzin na dobę. Koreańczycy zbijają fortuny na cyberprzestrzeni – czy to jako cybersportowcy wygrywający zawody w „Starcrafta” czy cyberhandlarze oferujący przedmioty w „World of Warcraft” i innych grach internetowych typu MMORPG – albo masowo udzielają się jako społeczni dziennikarze w internetowych mediach. Z kolei rząd, co autor zaznacza z wyraźną satysfakcją, „czuje” ten temat – najpierw stwarzając warunki dla internetyzacji kraju, a później powołując wyspecjalizowane cyberpolicje, które bronią ojczyznę przed hakerami. Nic dziwnego, że dla Godlewskiego Korea jawi się po części jako następca Japonii jako kraju, w którym w iście cyberpunkowy sposób przyszłość ziściła się już dziś. Przy całym tym skupieniu na „szerokopasmowości” dopiero gdzieś na marginesie, co jest zupełnie zrozumiałe, pojawiają się wzmianki o przemyśle elektronicznym i samochodowym, o duchowości Koreańczyków czy historii kraju – wszystko przez pryzmat państwa, które jako cel obrało e-życie i e-rozwój. W poprzednim akapicie celowo użyłem słowa „rozważania”, bo ciężko książkę Godlewskiego zakwalifikować jednoznacznie jako reportaż. Co prawda są tu odautorskie komentarze, wspomnienia z podróży, obrazki z życia w Korei, rozmowy z mieszkańcami, ale raczej jako mające umilić lekturę przerywniki. Gros „Korei szerokopasmowej”, będącej zresztą pozycją dość skondensowaną jeśli chodzi o objętość, to syntetyczne informacje będące czymś w rodzaju zbeletryzowanej i wygładzonej wersji pracy naukowej na podstawie zebranych materiałów. Na szczęście w żaden sposób nie utrudnia to odbioru książki, a wręcz ułatwia zrozumienie przekazu, zwłaszcza, że Godlewski – jeśli chodzi o część reportażową – jakimś wybitnym artystą pióra nie jest i stawia raczej na prostotę. Zresztą niektóre wybory autora można uznać nawet za chybione, między innymi pokazywanie rozwoju Korei przez pryzmat relacji Polaka odwiedzającego ten kraj przed ponad stu laty, niepotrzebne tematyczne dryfowanie w stronę Chin przy pomijaniu Japonii, czy wysokie stężenie odniesień do „cyfrowej” popkultury (m.in. liczne nawiązania do prozy Williama Gibsona 3) czy wchodzenie w szczegóły fabuły „Starcrafta”). To ostatnie oczywiście ucieszy miłośników i znawców tematu, ale chyba nie do nich „Korea szerokopasmowa” jest skierowana – bo w gruncie rzeczy każdy nie okazjonalny bywalec internetu i konsument popkultury nawet bez książki Godlewskiego (co prawda przyjemnej w lekturze i wzbogacającej ogólny obraz o ciekawe szczegóły) ma mniej więcej pojęcie o stopniu cyfrowego zaawansowania społeczeństwa Korei. Czy więc po lekturze „Korei szerokopasmowej” azjatycki „tygrys” jawi się jako wymarzony raj, brama do przyszłości? No cóż, na pewno do wyobraźni przemawiają pędzące 350km/h superpociągi, oszałamiająca panorama seulskiego „city” 4), humanoidalne roboty czy tacy globalni giganci przemysłu jak Hyundai, Kia, Samsung i LG. Trzeba jednak pamiętać, że rozwój był okupiony stuleciem nie mniej bolesnym niż w Polsce 5), który również dzisiaj ma swoją cenę: Korea ma drugi na świecie najwyższy wskaźnik samobójstw, 31 rocznie na 100 tysięcy mieszkańców (w Polsce o połowę mniej), a media co jakiś czas elektryzuje wiadomość o kolejnym zgonie przed monitorem wywołanym uzależnieniem od gier komputerowych i niemożnością oderwania się od klawiatury przez kilkadziesiąt godzin. Poza tym pod względem ogólnogospodarczym „zacofana” cyfrowo Polska jest tylko kilka „oczek” za Koreą, również zajmując miejsce wśród 25 krajów świata o największym PKB (w ostatnich latach Polska okupowała 20-22 miejsce z PKB równym ok. 500 milionów dolarów, Korei 15 miejsce daje miliard dolarów PKB). Co nie zmienia faktu, że zamiast karmić biurokrację i uprawiać kolejkologię stosowaną, chyba każdy Polak wolałby, by państwo obsługiwało go przez internet. Tani i szybki oczywiście. 1) 80% to wbrew pozorom nie rekord – dominuje Skandynawia i małe kraiki europejskie: Luksemburg, Holandia, Szwajacaria (wysoko jest też Liechtenstein, Andora, Monako), o dziwo nieco wyższy wskaźnik ma też Wielka Brytania, a wysoko plasują się też wysepki egzotyczne: Falklandy, Bermudy czy Antigua. Polska jest co prawda w pierwszej dwudziestce pod względem liczby użytkowników (ponad 23 miliony ludzi – w Korei ponad 40 milionów, a dla przykładu w mniej ludnej Kanadzie prawie 28 milionów, a w tylko nieco ludniejszej Hiszpanii ponad 30 milionów), ale dość daleko jeśli chodzi o procent populacji – u nas wskaźnik ten wynosi zaledwie 62%. W przypadku łącz Polska ma podobną pozycję co w ogólnej liczbie internautów – 5 milionów łącz (13 łącz na 100 mieszkańców) wobec 17 milionów w Korei daje miejsce w pierwszej dwudziestce na świecie. 2) Z kolei średnia prędkość połączenia internetowego w Korei to ponad 17,5 megabita na sekundę (średnia światowa ok. 2,3Mb/s), co robi wrażenie przy prędkości w Polsce przekraczającej ledwo 4,1Mb/s. O dziwo w czołówce oprócz Skandynawii (5-6Mb/s), krajów Beneluksu (Holandia – 8,2Mb/s), państw nadbałtyckich (szczególnie wybija się Łotwa – 7,8Mb/s) i azjatyckich potęg (Hong-Kong i Japonia – po 9,1Mb/s) są takie bastiony nowoczesności i potęgi gospodarczej jak Mołdawia (4,8Mb/s), Ukraina (4,2Mb/s), Bułgaria (4,8Mb/s) i Rumunia (6,5Mb/s). Od Polski lepsi są też sąsiedzi z Grupy Wyszehradzkiej (5-7Mb/s), którzy zresztą wypadają lepiej niż USA (5,8Mb/s). Różnice jeszcze się powiększają, gdy zacznie się mierzyć nie średnią prędkość połączenia, a średnią realną prędkość ściągania danych – przy przeciętnej wartości na świecie na poziomie 184 kilobitów na sekundę Polska nie wygląda źle mając 430kb/s. Ale przestaje być optymistycznie, gdy porównamy się nawet nie z Koreą (2200kb/s) i Japonią (1300kb/s) a po prostu z Rumunią (1900kb/s), Bułgarią (1600kb/s), Ukrainą (1200kb/s) czy nawet Mołdawią (915kb/s)… 3) Jako punkt odniesienia pojawia się nie tylko „Neuromancer” ale i „Zamieć” Stephensona, „Paradyzja” Zajdla czy „Rok 1984” Orwella, a także filmowy „Matrix”. W pewnym momencie pojawia się nawet horror „Manitou” Grahama Mastertona opowiadający o wskrzeszonym indiańskim szamanie – w jakim kontekście pasuje do skomputeryzowanej Korei Południowej łatwo odgadną ci, którzy pamiętają w jaki sposób w finale udało się pokonać czarownika i jego bóstwa. 4) Miasto Seul, jako jednostka administracyjna zamieszkała przez ponad 10 milionów ludzi, jest największym miastem wśród krajów OECD, ludniejsze jest tylko dziesięć miast krajów azjatyckich (Chiny, Turcja, Pakistan, Indie) oraz Moskwa i Sao Paulo. Jednocześnie Seul jako aglomeracja liczy sobie ponad 25 milionów mieszkańców, a więc więcej niż Meksyk, Delhi czy Nowy Jork (21-23 miliony), co daje stolicy Korei wraz z Dżakartą, Szanghajem i Kantonem drugie miejsce za megalitycznym Tokio (blisko 35 milionów mieszkańców). Tym samym Seul jest w czołówce listy 25 aglomeracji posiadających ponad 10 milionów mieszkańców i określanych futurystycznym terminem „mega-city”. 5) Godlewski przypomina, że Koreę na podobieństwo Polski też spokojnie można nazwać „bożym igrzyskiem”, bo właściwie cały XX wiek to dla tego kraju okres polityczno-społecznych (choć niekoniecznie gospodarczych) perturbacji: okupacja Japonii, bolesny podział po II wojnie światowej, służenie za poligon wojskowy dla USA i ZSRR, a po względnej stabilizacji kolejne autokratyczne rządy junt wojskowych i byłych generałów, poprzedzielane zamachami stanu i krwawo tłumionymi protestami studentów… Dopiero z igrzyskami olimpijskimi w Seulu i wyborami prezydenckimi w 1988 roku Korea Południowa, prawie równocześnie z Polską, stała się państwem w pełni demokratycznym, wolnym i nierepresyjnym.
Tytuł: Korea szerokopasmowa ISBN: 978-83-932534-9-4 Format: 192s. 145×205mm Cena: 29,90 Data wydania: 2 marca 2012 Gatunek: non-fiction Ekstrakt: 80% |