Grzmią głosy oburzenia na temat pominięcia „Księstwa” w selekcji konkursu głównego ubiegłorocznej Gdyni. „Błąd” naprawił kilka miesięcy później Roman Gutek, rad nierad wzbogacając konkurs filmów polskich na Nowych Horyzontach o to najsłabsze jego ogniwo. Nawet najzmyślniejsze argumenty recenzentów komplementujących nowy obraz Andrzeja Barańskiego nie wzruszą mojej opinii na jego temat, a „Księstwo” pozostanie w niej wyłącznie 120-minutowym narodowym kuriozum.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Film pokazuje Zbyszka ze wsi, który wyjechał do miasta na studia, a potem już tylko udawał, że studiuje. Upokorzony i niedożywiony wraca do rodzinnego domu, gdzie musi skonfrontować się z kpinami sąsiadów i własnym nieróbstwem. Forma, w której pokazane są jego zmagania (dobrze określa je także prowokacyjne słowo: „przygody”) szczególnie zdumiewa, z uwagi na to, że trudno zebrać ją w sensowną całość. Reżyser nazwał swój film „impresją na temat polskiej wsi”, ale nawet takie zręczne miano nie usprawiedliwia wewnętrznej niespójności. Pewna epizodyczność mogła być założona, jednak brak dramaturgii jawi się już poważniejszym mankamentem scenariusza. Wątki są bowiem rozgrywane jeden za drugim i właściwie żaden z nich nie powraca. Wracają jedynie bohaterowie (głównie drugoplanowi), lecz w zupełnie nowych okolicznościach, z nowymi cechami, bez refleksji na temat poprzednich wydarzeń – jak gdyby autor miał do dyspozycji worek z kilkoma aktorami (nawet nie postaciami), których co jakiś czas trzeba wyjąć i użyć. Dysonans opinii pojawia szczególnie się przy ocenie jednego z nich, odtwórcy głównej roli, Rafała Zawieruchy. Nie pozostaje więc chyba nic innego, jak pozostawić jego grę aktorską (okraszoną w niektórych recenzjach epitetem: fantastyczna) w gestii indywidualnych sądów. I tak chwalony osobliwy sposób wymawiania słów przez Zawieruchę, literacki i rzekomo niejako szlachecki, odbierany może być też jako śmieszy i irytujący. Debiutujący na wielkim ekranie aktor przekłada do filmu teatralną manierę cedzenia każdego słowa w najbanalniejszych nawet zdaniach, co brzmi dość karykaturalnie – nawet w ustach filmowego chłopka-roztropka. Sama postać do najłatwiej znośnych nie należy i jest dość mizernym oponentem w starciu z wiejską ciemnotą. To ostatnie określenie (trudno o bardziej precyzyjne, gdy widzi się tak jednowymiarowy portret społeczności) boli chyba najbardziej, szczególnie w obliczu spotykanych komplementów pod adresem Barańskiego za niepopadanie w stereotyp. Słowem „stereotyp” można by bowiem objąć całość ogólnego sposobu obrazowania polskiej wsi w „Księstwie”. Rodzima prowincja jest tu brudna, mściwa i głupia, zabobonna i zdewociała jednocześnie. Uosobieniem wszelkich myślowych idiotyzmów jest wspomniany główny bohater. Jako student – niedożywiony i kradnący ze sklepu zupkę chińską, jako kochanek – zakleszczony w swojej nieletniej partnerce, jako rolnik bez doświadczenia – skompromitowany przed zaśmiewającą się do rozpuku wsią. Być może miało wyjść zabawnie, być może miało skłonić do refleksji. Tymczasem społeczny krajobraz, którego komponentami są wyłącznie zakrzepłe klisze, jest nie tylko szkodliwy, ale przede wszystkim szalenie żenujący. Trzeba jednak zaznaczyć: nie chodzi o to, by wieś miała być pokazywana tylko miło i przyjaźnie jak w „Ranczu” i „U Pana Boga za piecem”. Głupia i wesoła. Przy takich kryteriach wieś z filmu Barańskiego będzie analogicznie: głupia i ponura. Tej prawdziwie przesiąkniętej złem i niepokojem szukać należy gdzie indziej. Choćby u Anki i Wilhelma Sasnali w „Z daleka widok jest piękny”.
Tytuł: Księstwo Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: Polska Data premiery: 11 maja 2012 Czas projekcji: 115 min. Gatunek: biograficzny Ekstrakt: 20% |