– Czemu? – Fischer wzruszył ramionami. – Ludzie uwierzą we wszystko: że w sześćdziesiątym dziewiątym wylądowaliśmy na Księżycu, że palenie powoduje raka, że za zamachami na World Trade Center stała Al-Kaida… Nad gorącą fuzją pracuje obecnie kilka zespołów na całym świecie. Cóż w tym dziwnego, że za rok któryś przypadkiem dokona przełomowego odkrycia. Tanie i bezpieczne źródło czystej energii na setki lat. Problem z ropą, węglem i odpadami radioaktywnymi zostanie raz na zawsze załatwiony. W Monachium nasz przedstawiciel ogłosi, że USA podpiszą Zieloną Deklarację. Uruchomiliśmy też kontakty w Państwie Środka… Doyle pokiwał głową ze zrozumieniem. – Vernon, zrobiłeś kawał dobrej roboty. Wyniki, które uzyskałeś, są nie do podważenia. Po raz pierwszy udało się nam znaleźć dowody na celowość w działaniu Gai. To wielka rzecz. Od lat wiedzieliśmy, że Ziemia posiada psyche, że manipulując płynną materią jądra zewnętrznego, jest w stanie z zaskakującą precyzją wywoływać lokalne anomalie od powierzchni do egzosfery. Wiemy również, że może częściowo kontrolować florę i faunę, choć ten fenomen rozumiemy dużo słabiej. Ale kto by przypuszczał, że pełna ekspresja świadomości Gai będzie miała miejsce w takim kontekście? Zdajesz sobie jednak sprawę, że to wszystko rodzi nowe pytania… – Dokładnie – odparł agent, zatrzymując się przy krześle profesora. – I liczę, że pomożesz mi znaleźć na nie odpowiedź.
– Zielona Deklaracja nazywana jest również Protokołem Kioto Bis, choć idzie ona dużo dalej niż wcześniejsze międzynarodowe zobowiązania do redukcji emisji CO2. – Rozentuzjazmowany dziennikarz zrobił krok w bok, by pokazać przeszkloną gablotę, w której leżał projekt deklaracji. – Dokument powstawał w iście ekspresowym tempie, jako odpowiedź na nowe wyniki badań zmian klimatycznych i międzynarodowe napięcia na rynkach paliw kopalnych. Nawet słynąca z promowania proekologicznych rozwiązań Komisja Europejska nazwała deklarację „wyjątkowo ambitnym projektem”. Tysiące antyglobalistów i działaczy organizacji ekologicznych protestuje wokół kompleksu, gdzie odbywa się Pierwsze Światowe Forum Zrównoważonego Rozwoju, w odpowiedzi na wygłoszone w ubiegłym miesiącu oświadczenia Chin i Stanów Zjednoczonych, że nie mogą podpisać deklaracji w jej obecnej formie… Dziennikarz nagle zniknął z wizji, gdy kamera powędrowała na lewo, pokazując tłum reporterów, odpędzanych leniwie przez ochronę amerykańskiego sekretarza stanu, który w asyście kilkunastu urzędników prężnym krokiem zmierzał na salę obrad.
– Wszystkie interwencje Gai udało się nam powiązać z konkretnymi działaniami bądź planami działań zmierzających do dalszego rozwoju produkcji przemysłowej czy eksploracji surowców naturalnych. Zwiększone wydobycie węgla i ropy, nowe elektrownie atomowe, gaz łupkowy, plany stymulujące rozwój produkcji przemysłowej po kryzysie finansowym – Ziemia wysyłała sygnały, że coś takiego się jej nie podoba, a raz nawet posunęła się do bezpośredniego wyeliminowania decydentów. – Zgoda – stwierdził Doyle. – Ale to wszystko, może poza gazem łupkowym w Europie, to nie jest żadna nowość. Tymczasem wyraźnie widać, że aktywność Gai nasiliła się w ostatnich kilku latach. Oczywiście, trudno było przeprowadzić analizy dla niektórych przypadków z dwudziestego stulecia, ze względu na gorszą dostępność danych. Niemniej jednak wygląda na to, że Ziemia wcześniej nie karciła nas w ten sposób. – Skończyła się jej cierpliwość? – zapytał Vernon. – Przekroczyliśmy jakiś punkt krytyczny? – Być może. Nie zawsze jest tak, że sprawcę spotyka kara, gdy popełnia swe największe przewinienie. Co wyrabiano w Związku Sowieckim po wojnie… Co przez ostatnich kilka dekad działo się w Chinach… Na tym tle jesteśmy dzisiaj do bólu poprawni, jeśli chodzi o troskę o środowisko naturalne. Nawet Chińczycy od dwóch lat coś tam powoli u siebie porządkują. – Co ich nie uchroniło przed wielką katastrofą górniczą pół roku temu. – To prawda. Gaja jest wściekła, ale musimy się już sami domyślić, jak ją udobruchać. – No, zupełnie jak u kobiety… – Trochę tak – Doyle zaśmiał się cicho. – Ale byłbym ostrożny z tą analogią. Wiesz, że nie przepadam za określeniem „Matka Ziemia”. Zbyt długo zadajemy się z innymi, by przenosić na nich w prosty sposób ludzkie standardy. Czy Gaja jest surową matką, która karze swoich butnych synów? A może ma osobowość dotkniętego autyzmem arcymistrza szachowego? Albo zblazowanej nastolatki z ADHD? Nie wiemy, na ile selektywna jest jej percepcja tego, co robimy, jakie kryterium sprawiedliwości zdecydowała się zastosować. Tak naprawdę wiemy bardzo mało… – Jakie jest twoje zdanie? – westchnął Vernon. – Myślę, że, przynajmniej na ten moment, należy przyjąć hipotezę, którą sami wysunęliście: to chęć utemperowania ludzkości. Wygląda na to, że zaszliśmy za daleko w rabunkowej eksploatacji środowiska. Chodzi tu głównie o wydobycie kopalin i emisję zanieczyszczeń, ale nie tylko – po prostu zbyt szybko się rozwijamy, za dużo zgarniamy dla siebie, za bardzo ingerujemy w biosferę. Musimy być bardziej pokorni, zrezygnować z pewnych dobrodziejstw cywilizacji. Jeśli ta teoria jest prawdziwa, Zielona Deklaracja może ukoić gniew Gai. Mam jednak i drugą hipotezę, mniej optymistyczną. Jestem pewien, że Gaja w przeszłości używała anomalii do szybkiej przebudowy ekosystemów, tak musiało być choćby w epoce lodowcowej. To, co widzimy, może okazać się preludium do takich większych porządków. Być może Ziemia uznała, że czas dominacji człowieka się skończył. I chce nam powiedzieć, na razie w dość dyplomatyczny sposób: albo wynosicie się stąd na Marsa, albo pokornie wracajcie na drzewa, albo… skończycie jak dinozaury.
– Ten dzień wyryje się złotymi zgłoskami w historii ludzkości! – Egzaltacja, z jaką reporterka nowojorskiej stacji wygłaszała te słowa, ocierała się o mieszankę doznań mistycznych i orgazmu. – To coś więcej niż podpisanie Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, niż koniec dyskryminacji rasowej, niż przyznanie równych praw mniejszościom seksualnym. Światowe mocarstwa uznały, po latach negacji i samooszukiwania, że rozwój gospodarczy jest wtórny wobec ochrony Matki Ziemi. Co jeszcze wczoraj uchodziło za mrzonkę idealistów, dziś staje się udziałem całego cywilizacyjnego świata. Podpisano protokół wstępny Zielonej Deklaracji! Ekran transmisji podzielił się w pionie na dwie części. Na lewej reporterka kontynuowała swoją relację, na prawej pokazywano nagrania z centrum Monachium. Demonstranci, którzy jeszcze kilka godzin wcześniej szturmowali policyjne barykady, rozchodzili się nieśpiesznie po uliczkach miasta. Niektórzy głośno śpiewali, jakaś grupka aktywistek rozebrała się do rosołu i wskoczyła do miejskiej fontanny. Większość jednak wyglądała, jakby była odurzona środkami nasennymi. Włóczyli się smętnie chodnikiem i ulicą niczym rozchwiane zombie. Zwycięstwo, którego nikt się nie spodziewał, ma czasem dziwny smak. Zdjęcie jest zgrabnym fotomontażem albo przedstawia kosztowną instalację szalonego awangardowego artysty – takie wrażenie miałaby większość ludzi, gdyby patrzyła na fotografię w oderwaniu od medialnych doniesień z Beneluksu. Srebrne Porsche 911 zostało niemal przepołowione na pół płatem gigantycznego śmigła, które wbiło się na kilkanaście stóp w wilgotną glebę na krawędzi drogi. Oczywiste zaburzenie proporcji biło po oczach, usiłując narzucić bardziej zgodne ze zdrowym rozsądkiem wrażenie, że to samochód jest nienaturalnie malutki, a nie śmigło nienaturalnie wielkie. Fotografia miała świetną głębię ostrości, ale reporter był na tyle taktowny, że zrobił zdjęcie samochodu od strony pustego fotela pasażera. Tylko wyobraźni oglądających pozostawiono kwestię, jak wyglądają pozostałości człowieka uderzonego gargantuicznym shurikenem o średnicy blisko dwustu stóp. Samochód zniknął z ekranu, a jego miejsce zajęło zdjęcie satelitarne holenderskiego wybrzeża w dość dużym zbliżeniu. Sześć przewróconych i częściowo połamanych generatorów wiatrowych leżało na ziemi, która kiedyś była jednolicie zieloną łąką, a teraz przypomniała brzydki brunatnozielony bohomaz. Tu również czuć było zaburzenie proporcji, skalę kataklizmu unaoczniało dopiero porównanie wielkości zniszczonych wiatraków do cienkiej nitki nadbrzeżnej drogi szybkiego ruchu. Białe wieże i śmigła odcinały się wyraźnie od ciemniejszego tła, przypominając trochę ości ryb wyrzucone na nadbrzeżne głazy. – Wygląda zupełnie jak pokój mojego trzyletniego siostrzeńca przed sprzątaniem – stwierdził Marquez. Vernon mimowolnie się uśmiechnął. – Cóż, nie pierwszy raz okazało się, że byliśmy zbytnimi optymistami – westchnął Doyle.
|