powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXIX)
wrzesień 2012

Orient Express: Ludzka wartość zamknięta w liczbach
„Życie bez zasad” miało zasilić tegoroczny poczet filmów azjatyckich, wyświetlonych w ramach MFF T-Mobile Nowe Horyzonty. Miało, bo choć to poprawna produkcja wielkiego reżysera, to pozostaje w wielkim cieniu „Prostego życia”. Przegrała z nim walkę o hongkońskie nagrody, przegrała i w oczach festiwalowych widzów.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Życie bez zasad›
‹Życie bez zasad›
„Życie bez zasad” odsłania nieco inne oblicze Johnniego To – reżysera rozkochanego w obrazach hongkońskiej mafii i światka przestępczego. Tym razem twórca snuje opowieść o pewnej organicznej relacji i niezwykłym pożądaniu łączącym człowieka i … pieniądze. Tytuł filmu i idea luźno nawiązują do jednego z najsławniejszych esejów Henry Davida Thoreau, amerykańskiego pisarza i filozofa. Choć Johnnie To nie proklamował go oficjalną inspiracją, korelacja tych dwóch dzieł jest niepodważalna – artykuł Thoreau to dosadny komentarz na temat materializmu XIX wieku i realiów, w których przyszło mu żyć. „Nasz świat to miejsce biznesu (…). Liczy się tylko praca, praca, praca. Nie mogę nawet kupić sobie notatnika, żeby zapisywać w nim myśli; powszechnie rządzą nimi dolary i centy”. Mimo upływu lat przekaz Thoreau nie stracił na aktualności i prawdopodobnie dlatego jego dzieło trafiło na filmową wokandę.
„Życie bez zasad” to nowe spojrzenie na następstwa światowego kryzysu rozpętanego przez problemy finansowe Grecji w 2010 roku. Na przykładzie trzech, skrajnie różnych bohaterów: przedstawiciela prawa, którego życiowa partnerka chce żyć w nieosiągalnym dla nich luksusie, pracowniczce jednego z banków, pragnącej za wszelką wykazać się przed pracodawcami oraz niezbyt zaradnego gangstera, będącego jedynie nierozgarniętą marionetką w rękach hongkońskiej mafii, Johnnie To udowadnia, że każdym w mniejszym lub większym stopniu kieruje żądza pieniądza. Że materializm przesłania świat zarówno tym dobrym, jak i złym.
Z jednej strony jest to konkluzja pozornie bardzo oczywista, z drugiej – Johnnie To uświadamia widzom, że fala kryzysu posiada moc rażenia najgroźniejszej pandemii. Jego produkcja to filmowy sygnał, że echo problemów pewnego państewka gdzieś na południu Europy, dociera z niezmiennym natężeniem aż po krańce Azji… A korozyjna moc kryzysu wżarła się w nawet tak odległy geograficznie zakątek jak Hong Kong.
Pomysł Johnniego To na realizuję filmu o załamaniu rynku finansowego okazał się niezwykle trafiony i na czasie. To azjatycka odpowiedź na „Chciwość” J.C. Chandora. „Życie bez zasad” sprawia wrażenie nieco bardziej dynamicznego (głównie ze względu na mnogość różnorodnych bohaterów i wątków) i chyba nieco bardziej niż amerykański odpowiednik, skupionego na problemach zwykłych ludzi w dobie wszechogarniającego kryzysu. Hongkońska produkcja to przytłaczający, pełny żądzy, desperacji i woli przetrwania obraz społeczeństwa azjatyckiego na tle dusznego, niemal klaustrofobicznego państwa. Nie bez kozery Cheng Siu-keung – jeden z czołowych hongkońskich operatorów, regularnie współpracujący z Johnniem To, dokonywał barwnych zbliżeń na maleńkie biura, mieszkanka, na zatłoczone ulice i połyskujące światła. W „Życiu bez zasad” nie liczą się maklerzy, właściciele wielkich korporacji i posiadacze niezliczonych pakietów akcji – w hongkońskiej produkcji oko kamery skupia się na szarych obywatelach i ich równie szarym życiu, oświetlanym łudzącym złoto-srebrnym blaskiem monet. Światłem, które daje nadzieję, ale i potrafi doprowadzić człowieka na skraj moralności.
Johnnie To poświęcił „Życiu bez zasad” dwa lata, wkładając ogrom pracy w jego realizm, w stworzenie niezwykłego, zasmucającego portretu hongkońskiego społeczeństwa. Niestety produkcja, która wizualnie dorównuje wcześniejszym dziełom reżysera, wraz z upływem kolejnych minut traci na swym magnetyzmie i o ile wątek pracowniczki banku do końca pozostaje interesujący, o tyle historia gangstera i policjanta wydają się raczej przystawką, której nie poświęcono wystarczającej ilości energii… Swoją drogą – może to i dobrze, bo akurat opowieść o Teresie stanowi niekwestionowany fundament filmu. Im bliżej finału opowieści, tym początkowy zamysł reżysera i motyw przewodni stają się coraz bardziej rozmyte i nużące. Choć tempo przyśpiesza, emocje opadają. Puenta filmu rodzi jedynie żal, że tak świetnie rokująca opowieść wypada tak blado i beznamiętnie. A przecież Johnnie To nie jest nowicjuszem – potrafi budować skomplikowane, onieśmielające historie o rzeczywistości, której nie znamy. Tak było w „Elekcji”, tak było i „W zdążyć przed czasem”. I choć hongkoński reżyser nie zalicza się do mojej prywatnej czołówki ulubionych, azjatyckich twórców, wiem, że stać go na więcej.



Tytuł: Życie bez zasad
Tytuł oryginalny: Dyut meng gam
Reżyseria: Johnnie To
Zdjęcia: Siu-keung Cheng
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: Hong Kong
Czas projekcji: 107 min
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

73
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.