27 sierpnia 2014, godzina 13:03 UTC, Morze Śródziemne 39°N 6°E. Podczas silnego sztormu algierski gazowiec Energy Eagle II zderza się ze zmierzającym do Tunisu włoskim statkiem wycieczkowym MSC Concerto z trzema tysiącami pasażerów na pokładzie. Dochodzi do rozszczelnienia zbiorników gazu i eksplozji, która doszczętnie niszczy oba statki. Żaden z członków załogi i pasażerów nie przeżył katastrofy. Wypadek wywołał olbrzymie napięcia polityczne między Europą, Afryką i Bliskim Wschodem, wzajemne oskarżenia o sabotaż i terroryzm. Cztery kraje i dwa komitety międzynarodowe wciąż prowadzą oficjalne dochodzenia w tej sprawie. Światowe stocznie wstrzymały produkcję jedenastu gazowców. Oficjalne rezultaty śledztwa: Żadne z dochodzeń nie zostało jeszcze zakończone. Wstępne rezultaty mówią o nieszczęśliwym zbiegu okoliczności – trudnej nawigacji w ekstremalnych warunkach atmosferycznych i awarii napędu włoskiego statku. Nie wysunięto satysfakcjonującej hipotezy, jak doszło do uwolnienia i eksplozji gazu. Rzeczywista przyczyna katastrofy: Statki znalazły się na torze kolizyjnym na skutek potężnej anomalii magnetycznej. Wybuch gazu z uszkodzonych zbiorników został wywołany przez serię zogniskowanych wyładowań atmosferycznych.
– Gdy Katrina spustoszyła Nowy Orlean, pojawiła się teoria, wysunięta przez paru radykalnych kaznodziejów, że jest to kara Boża za szczególną niemoralność tego miejsca – kontynuował Vernon. – Nikt nie potraktował jej poważnie… poza nami. Nie mieliśmy wówczas odpowiednich narzędzi, system PALLAS był dopiero w trakcie rozruchu. No i, przede wszystkim, nie bardzo wiedzieliśmy, jak się do tego zabrać. Z czasem jednak udało się stworzyć metodę, która analizowała dane katastroficzne w poszukiwaniu czynników innych niż ludzkie lub wynikające ze znanych praw fizyki… Prezydent odstawił szklankę na stolik. Bourbon spływał powoli, lepił się do ścianki niczym płynny miód, co dobrze świadczyło o jakości trunku. – Choć nie udało się potwierdzić hipotezy, że to gniew Boży spustoszył Luizjanę, to jednak znaleźliśmy szereg przypadków wielkich katastrof, w których pojawiał się, że tak powiem, „zewnętrzny czynnik”. Ów palec Boży czy też, nawet częściej, nieboski. Większość tych czynników byliśmy w stanie zidentyfikować i przypisać do znanych i monitorowanych przez nas fenomenów. Generał przełknął ślinę na dźwięk słowa „fenomenów”. – Ostatnio podjęliśmy próbę analizy kilkunastu silnych anomalii związanych z różnymi klęskami żywiołowymi oraz katastrofami morskimi i lotniczymi, szukając, czy nie mają one wspólnego mianownika. Z początku praca wyglądała na beznadziejną, ale w końcu udało nam się coś znaleźć. Wiemy już, kto stał za wybuchem algierskiego gazowca sprzed dwóch lat czy za trzęsieniem ziemi w Teksasie cztery miesiące temu. Znamy również motywy sprawcy… Lubię te patetyczne wstępniaki Vernona – pomyślał Marquez i sięgnął do kieszeni. W ostatnim momencie jednak wycofał palce dotykające paczki papierosów. Ach, te poprawnościowe standardy… – Wywołać trzęsienie ziemi… Kto jest aż tak skutecznym skurwysynem? – Prezydent rozpoczął twardym tonem, ale potem każde słowo artykułowane było ciszej i wolniej od poprzedniego. – Synami to poniekąd my jesteśmy, niestety. A parol zagięła na nas… – westchnął Marquez i skierował palec wskazujący na podłogę. Pierwszy obywatel zmarszczył brwi, dając sygnał, że nic nie rozumie. – Matka Ziemia. Gaja – dokończył Vernon. Na pół minuty zapadła martwa cisza.
3 maja 2016, godzina 4:00 UTC, Oceania 14°S 170°W. Dwóch obywateli amerykańskich, trzydziestodwuletni Jack Schwartz i czterdziestoletni F. Nelson Eadington, zostało zaatakowanych przez rekiny podczas surfingu w nadbrzeżnych wodach. Schwartz zginął na miejscu, a Eadington, pomimo natychmiastowej akcji ratunkowej, zmarł w drodze do szpitala. Mężczyźni byli pracownikami naukowymi w California Institute of Technology. Wraz z rodzinami spędzali urlop w jednym z kurortów Samoa Amerykańskiego. Oficjalna diagnoza zdarzenia: Choć ataki rekinów na ludzi należą do incydentów niezmiernie rzadkich, niemniej zdarzają się w tym rejonie świata. Nieszczęśliwy wypadek opisały szczegółowo lokalne media, został również wspomniany w głównych programach informacyjnych na kontynencie. Diagnoza zdarzenia: W trakcje realizacji (…). SYSTEM: ECHELON-2 _ NODE: A-64 _ PRIORITY: MED-LOW.3
– …anomalie stają się coraz bardziej oczywiste. Cholernie trudno będzie ukryć przed opinią światową ich supernaturalne źródło – Vernon zakończył wyjaśnienia. Wygląda gorzej niż Obama, kiedy mu wyłożyłem przyczynę interwencji w Iraku – pomyślał, przyglądając się pobladłej twarzy i zaciśniętym wargom głowy państwa. Prezydent spojrzał jeszcze raz na plik wydruków ze zdjęciami satelitarnymi trzymany w spoconych dłoniach. – Ale jeśli to zrobię… – Westchnął ciężko. – To oznacza koniec Ameryki. To gwóźdź do trumny naszej gospodarki, naszej pozycji w świecie. Przecież nie możemy tak po prostu przykręcić kurka… – Francuzi powiadają: le plus ça change, le plus c’est la même chose – wszedł mu w słowo Jesus Alonso, uzupełniając szklankę bourbonem. – Czasem im bardziej coś zmienimy, tym bardziej pozostanie to takie same. Teraz musimy wiele zmienić, panie prezydencie, ale jak dodatkowo zmienimy jeszcze jeden drobiazg, to prawie nic się nie zmieni. Prezydent otworzył usta, ale zamiast słów, z jego gardła dobył się tylko przytłumiony jęk. – Agencja ma w zapasie różne użyteczne wynalazki na wypadek prawdziwych kryzysów – stwierdził Vernon, akcentując słowo „prawdziwych”. – Planowaliśmy poczekać jeszcze dziesięć lat, ale okoliczności zmuszają nas do wyciągnięcia tego asa z rękawa już dziś. – Bardzo gorącego asa… – uśmiechnął się Marquez, podnosząc szklankę do ust. Rozpędzony kawałek płyty chodnikowej odbił się z hukiem od przezroczystej pleksiglasowej tafli. Uderzenie było tak silne, że tarcza od góry do dołu pokryła się siatką pęknięć, a trzymający ją policjant cofnął się o dwa kroki. Kordon trzydziestu funkcjonariuszy zafalował przed rzędem metalowych barierek, przygotowując się do przyjęcia kolejnej serii kamieni, petard i innych ulicznych pocisków. Grupa demonstrantów liczyła dobre dwieście osób i była jedną z kilkunastu, które szturmowały biznesowe centrum bawarskiej stolicy. Po większości protestujących znać było dobre przygotowanie do ulicznych starć: zasłonięte twarze, kaski, ochraniacze na ręce, nogi i korpus, drewniane kije, gaśnice, nawet koktajle Mołotowa. To nie była młodzież, która z nagą piersią wykrzykiwała idealistyczne hasła, by potem dać się pokornie spałować brutalnej policji. To była awangarda antyglobalistycznej rewolucji. Łopotały czerwone, zielone i czarne sztandary, megafony roznosiły radykalne hasła: „Kapitalizm R.I.P. 2016”, „Zakończyć Holocaust Ziemi”, „Poszukiwani seryjni mordercy: USA, Chiny, narzędzie zbrodni: CO2”, „Ropa = krew planety”.
Profesor Alexander Doyle, drobny mężczyzna o długich białych włosach, lekko wyłupiastych piwnych oczach i orlim nosie, wyglądał jak zubożały angielski szlachcic żywcem przeniesiony z kolacji przy kominku swojego pałacyku do centrali Agencji. Tweedowa marynarka w kratkę, możliwe, że jeszcze z połowy zeszłego wieku, popielata koszula, czerwony kardigan i brązowe spodnie kontrastowały z laboratoryjną surowością pomieszczenia, gdzie dominowały biały laminat, aluminium i chrom. Blisko siedemdziesięcioletni naukowiec przerzucał kolejne strony na dużym dotykowym ekranie. Vernon spacerował powoli wokół stołu, przesuwając dłoń po krawędzi blatu. – Jak było w Egipcie? Sfinks coś powiedział? – zapytał Doyle’a. – Same zagadki, jak zwykle… – odparł starszy mężczyzna, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu. – Były problemy z przekonaniem prezydenta? – Wahał się tylko przez chwilę, dopóki nie powiedzieliśmy mu o reaktorze – westchnął Vernon. – Czasami zastanawiam się, czy Agencja kiedyś nie przeciągnie struny. Myślicie, że publika nie zorientuje się, że to zbyt duży zbieg okoliczności? |