Przypominamy publikowaną wcześniej w ramach „East Side Story” recenzję filmu „Portret o zmierzchu”.  |  | ‹Portret o zmierzchu›
|
Można próbować odczytać „Portret o zmierzchu” jako manifest współczesnego feminizmu. W końcu pod filmem podpisały się dwie kobiety i kobieta – upodlona przez mężczyzn, dążąca do wyzwolenia się z traumy psychicznej – jest także jego główną bohaterką. Takie spojrzenie zawęziłoby jednak niepotrzebnie przesłanie dzieła Angeliny Nikonowej i Olgi Dychowicznej, które jest jednym z najbardziej wstrząsających filmów rosyjskich poprzedniego roku. Nie trzeba szukać daleko, aby znaleźć w rosyjskiej kinematografii ostatnich lat filmy, którymi mogły (choć nie musiały) inspirować się autorki „Portretu o zmierzchu” – to przede wszystkim „Okrucieństwo” (2007) Mariny Lubakowej oraz „Bęben, bębenek” (2009) Aleksieja Mizgiriowa. „Inspirować” w przypadku Angeliny Nikonowej i Olgi Dychowicznej nie oznacza jednak wcale „wzorować się” ani tym bardziej „niewolniczo naśladować”. Należałoby tu chyba raczej mówić o pewnym, obserwowalnym już od dłuższego czasu, nurcie w kinie naszego dawnego wschodniego sąsiada, w który wpisują się dzieła reżyserowane zarówno przez panie, jak i panów, a których motywem przewodnim jest status i kondycja współczesnej kobiety rosyjskiej – tej z nizin społecznych i tej z klasy średniej. Co ciekawe, głos na ten temat zabrał ostatnio nawet sam Andriej Zwiagincew, reżyserując „Jelenę”. A to już klarowny znak tego, że problem narasta i domaga się rozwiązania. Zaczyna się „Portret…” od sceny bardzo dramatycznej, ale doskonale wprowadzającej widza w temat filmu i z miejsca definiującej jego mroczny klimat i posępny nastrój. Funkcjonariusze drogówki, patrolujący okolice przedmieść dużego miasta – Petersburga? Moskwy? a może naddońskiego Rostowa? – natrafiają na prostytutkę (w Polsce nazwalibyśmy ją tirówką), która opuszcza właśnie kabinę ciężarówki i na ich widok, przerażona, ucieka do lasu. Dwóch milicjantów rzuca się za nią w pogoń, a złapawszy, pakuje do samochodu i wywozi na pustkowie. Tam kobieta zostaje bardzo brutalnie zgwałcona i upodlona; na koniec zaś wyrzucona jak śmieć przy leśnej drodze… Ale to nie ona będzie bohaterką filmu, choć tej przytrafi się dokładnie to samo. Marina Siergiejewna jest kobietą w średnim wieku, typową przedstawicielką klasy średniej. Równie dobrze mogłaby siedzieć w domu na utrzymaniu męża-biznesmena, ale chce pracować, pomagać ludziom, zwłaszcza zaś dzieciom wywodzącym się z rodzin patologicznych – jest bowiem psychologiem w ośrodku pomocy społecznej. Na co dzień styka się z brudami codziennego życia i wynaturzeniami ludzkiego charakteru. Przez przyjaciół i znajomych Marina postrzegana jest jako kobieta spełniona, która odniosła sukces – zarówno w życiu osobistym (choć do pełni szczęścia brakuje jej dziecka), jak i zawodowym (cieszy się szacunkiem w miejscu pracy). To jednak tylko pozór, prawda jest zupełnie inna. Jej małżeństwo od dawna jest fikcją – Iliusza to nudziarz, który myśli tylko o tym, gdzie i ile można zarobić; praca psychologa napawa ją zaś frustracją – mimo dużego zaangażowania, ma marne szanse, aby komuś realnie pomóc, za każdym razem trafia bowiem na mur, który tworzą rodzice, szkoła, bezduszne przepisy, w żaden sposób niedające się obejść. Przygnieciona przez rzeczywistość, Marina jest coraz bardziej spychana poza jej nawias; ostatecznie przekracza granicę pewnego wieczora, gdy w wyniku wyjątkowo pechowego zbiegu zdarzeń zostaje wzięta za ulicznicę i potraktowana jak przedmiot przez odczłowieczonych milicjantów (są w tym jakieś echa „Ładunku 200” Aleksieja Bałabanowa i „Słowa jak głaz” Mizgiriowa). To nieszczęście zmienia jej dotychczasowe życie, ale też na swój sposób wykoślawia psychicznie. Chcąc poradzić sobie z traumą, Marina postanawia odnaleźć sprawców gwałtu, a kiedy już jej się to udaje – podejmuje z nimi, a konkretnie z jednym z nich, Andriejem, grę psychologiczną. Problem w tym, że zatraca się w niej całkowicie i przychodzi moment, kiedy wszystko wymyka się jej z rąk. Od tej chwili obserwujemy wydarzenia, które trudno może być zaakceptować widzowi, które mogą rodzić jego złość i niezgodę, ale mają swoje uzasadnienie w psychologii (zostały gruntownie przebadane, zdiagnozowane i szczegółowo opisane). Tytuł filmu Nikonowej i Dychowicznej ma w tym kontekście co najmniej dwa znaczenia – to portret kobiety, która znalazła się w sytuacji ekstremalnej, która na własnej skórze doznała upokorzenia znanego dotychczas jedynie z relacji innych, ale również portret współczesnej Rosji, jej dwoistej natury, rozdarcia wynikającego z pogłębiających się różnic materialnych. Marina pochodzi ze świata sytych i zadowolonych, Andriej – gnieżdżący się w ciasnym mieszkaniu zaniedbanego blokowiska, z nie do końca sprawnym fizycznie i umysłowo ojcem i nadmiernie wyluzowanym bratankiem (względnie siostrzeńcem) – jest typową pozostałością po czasach sowieckich. Sfrustrowany, owładnięty nienawiścią do świata, leczy kompleksy i zabija poczucie odrzucenia w najprostszy dostępny mu sposób – wykorzystując władzę, jaką daje mu mundur, i poniżając słabszych od siebie. Trochę niebezpiecznie robi się, kiedy scenarzystki starają się „uczłowieczyć” Andrieja, sięgając do jego biografii. Służy to głównie wytłumaczeniu jego postępowania – krzywdzi, bo sam został kiedyś skrzywdzony, upokarza, bo został upokorzony. Owszem, to częsty mechanizm, ale czy tym sposobem można usprawiedliwić to, co robią Andriej i jego koledzy z milicji? Tym bardziej że z dalszego ciągu filmu nie wynika, by któryś z nich był psychopatą. Nie działają przecież pod wpływem emocji, w afekcie, nie zmusza ich do tego jakiś wewnętrzny głos; wręcz przeciwnie – wszystko mają wykalkulowane, postępują z pełną premedytacją, na zimno, wiedząc, że tak naprawdę nic im nie grozi. Z tego zdaje też sobie sprawę Marina, dlatego wybiera inne rozwiązanie – owszem, udaje się na posterunek, by złożyć zawiadomienie, lecz nie o gwałcie, a o… kradzieży paszportu. Kobieta, nagle wyrwana ze swojej spokojnej i bezpiecznej egzystencji, doświadcza świata, o którego istnieniu miała, co prawda, pojęcie (dzięki swojej pracy), ale – jak się okazuje – mimo wszystko dość mgliste. Czemu więc świadomie się weń zagłębia? Bo chcąc skutecznie pomagać uciekinierom z Piekła, sama musi poczuć, jak smoła przypala stopy? Bo Andriej staje się największym wyzwaniem w jej zawodowej karierze? Film zmusza widza do zadania sobie całej masy pytań – i to jest jedną z największych jego wartości.
Tytuł: Portret o zmierzchu Tytuł oryginalny: Портрет в сумерках Data premiery: 17 sierpnia 2012 Obsada: Olga Dychowicznaja, Siergiej Borisow, Roman Mierinow, Siergiej Goliudow, Andriej Manockow, Aleksandr Kozyriew, Wsiewołod Woronow, Aleksiej Biełousow, Alia Timkowa, Galina Korień, Anna Agiejewa, Julia Korień, Boris WiernigorowRok produkcji: 2011 Kraj produkcji: Rosja Czas projekcji: 106 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |