powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXIX)
wrzesień 2012

Autor
Ufoki w mieście krasnali
Był to chyba najbardziej kontrowersyjny Polcon w dziejach – a to ze względu na decyzję organizatorów, by zaprosić Dänikena i jego wyznawców. Niestety, jakoś nie udało mi się w pełni zaliczyć żadnej prelekcji o śladach kosmitów albo teoriach spiskowych – ale za to możecie poczytać o robotach kroczących, ustawianiu kamery oraz manipulacji przy pewnym głosowaniu.
‹Polcon 2012›
‹Polcon 2012›
Konwent odbywał się w budynku Uczelni Przyrodniczej – który okazał się nieco ciasny jak na trzy tysiące uczestników, co odczuwało się szczególnie w wąskich korytarzach. Główne wejście do budynku uczelni znajdowało się w przeszklonym westybulu, mieszczącym sklepiki oraz stoisko z urną zajdlową. W widocznych miejscach wyeksponowano naturalnej wielkości posągi Aliena i Predatora, wykonane z rozmaitych odpadów metalowych. Natomiast naprzeciwko wejścia z akredytacją dumnie stał Darth Vader z klocków Lego.
Muszę powiedzieć, że program nie oszołomił mnie atrakcjami, ale z drugiej strony, po trzynastu Polconach i dwunastu Falkonach człowiek robi się troszeczkę zblazowany. Jako pierwszy punkt zaliczyłam prelekcję Pewuca i Miśka o zdobywaniu Księżyca. Co prawda byłam już na niej na innym konwencie, ale Pewuca i Miśka lubię posłuchać, bo zawsze jest wesoło. Na początek chłopcy pokazali fragment przedwojennego filmu „Pan Twardowski” z komentarzem: „Jakość jest podobna do filmów, które NASA wysyłała z Księżyca. To nie jest przypadek!”.

Misiek komentuje scenę porywania Twardowskiego przez diabła: Prędkość wyniesienia jest mniejsza, bo wtedy Ameryka nie była taka rozwinięta i Ziemia miała mniejszą masę.

Z prelekcji dowiedzieliśmy się między innymi, że w 1959 roku miała miejsce pierwsza misja Rosjan na Księżyc: próbowali trafić sondą w Księżyc. Dzięki temu, że im się nie udało, stworzyli pierwszego sztucznego satelitę Słońca. A swojego genialnego konstruktora musieli oczywiście wyciągać z łagru, bo tam tradycyjnie kończyli genialni radzieccy konstruktorzy (patrz los wynalazcy katiusz). Kiedy twórca Łun umarł na serce, zwołano trzy komisje NKWD, żeby sprawdzić, dlaczego umarł, „bo to nie my”. W ZSRR Łuny dostawały numery tylko wtedy, jeśli start się powiódł, natomiast w USA wszystkie Apollo numerowano – nawet te, które w ogóle nie wystartowały. Początki były trudne, ale efekt końcowy jest taki, że na Księżycu gościło czterokrotnie więcej osób niż na dnie Rowu Mariańskiego.

Misiek: Łuna 15 miała wylądować na Księżycu tuż przed Amerykanami, wziąć próbkę i szybko wrócić, zanim się zorientują.
Pewuc: Chyba by nie zauważyli, bo cały Księżyc jest zbudowany wyłącznie z próbek.
Misiek: Niestety, nie udało się – na Księżycu wylądowało 15 albo 16 małych Łun.

Pewuc: Astronauta przy starcie ma świadomość, że siedzi na szczycie bardzo dużego urządzenia, pełnego silnie wybuchowych środków, składającego się z pięćdziesięciu tysięcy części, z których każdą wykonał producent, który dał najniższą cenę.

Przejaw działalności złomiarza-artysty<br/>Fot. Jan Rudziński
Przejaw działalności złomiarza-artysty
Fot. Jan Rudziński
Oczywiście istnieją liczne teorie spiskowe, że żadnego lądowania nie było, a wszystkie zdjęcia i filmy nakręcono w studiu. Jeden badacz posunął się do stwierdzenia, że tuż przed startem astronautów wydobyto z rakiety i wywieziono pociągiem pancernym – nie przeszkadzał mu brak torów kolejowych na Przylądku Canaveral, gdyż stwierdził, że zbudowano je specjalnie w tym celu, a potem od razu rozebrano.
Wieczorem na chodniku przed budynkiem miało miejsce oficjalne otwarcie konwentu, uświetnione występem grupy Gwardia Gryfa: mężczyźni wykonywali imponujące taneczno-akrobatyczne ewolucje z czerwono-żółtymi sztandarami, zaś kobiety poetycznie powiewały tzw. skrzydłami Izydy, wyglądając niczym skrzyżowanie gejszy i plisowanego motyla.
Piątek zaczęłam od prelekcji Pewuca i Miśka o dziwnych broniach – większość z nich, o ile nie wszystkie, znałam z poprzednich konwentów, ale zawsze przyjemnie popatrzeć, jak robot transportowy Big Dog śmiesznie drobi, podnosząc wysoko kolana, a czterowirnikowiec zgrabnie przefruwa przez rzucane obręcze. Dowiedziałam się, że broń jest projektowana w oparciu o warunki klimatyczne projektanta, w związku z czym na przykład helikopter świetnie się sprawdzający w Polsce może nie przetrwać dnia na arabskiej pustyni. Chłopcy powiedzieli, że niemieckie czołgi mają wąskie gąsienice, żeby szybko jeździć po szosach, bo w Niemczech wszędzie da się dojechać szosą albo ostrzelać cel z szosy – ktoś skomentował, że w takim razie stan polskich dróg jest kwestią bezpieczeństwa narodowego.

Oglądamy filmik z Big Dogiem przedzierającym się przez śnieg na poboczu szosy.
Misiek: Nie jest za mądry, bo tu obok ma drogę. Ale takie głupie roboty nigdy nie przejmą władzy nad światem!

Zobaczyliśmy też japońskiego robota kroczącego (niestety, wyłącznie po płaskiej powierzchni) oraz izraelskiego robota zwiadowczego w kształcie węża. Oprócz szpiegowania można go użyć do badania, czy pod gruzami ktoś nie leży. Z innej beczki: ciekawostką jest fakt, że Amerykanie stracili trzy Apacze, bo żołnierze zrobili sobie z nimi słitfocie i wrzucili na fejsa, a do zdjęcia z iPhone’a są dołączone dane GPS w sposób nieusuwalny.

Robot-łazik do patrolowania polskiej granicy.
Misiek: Kompresja etatów: potrzeba trzech specjalistów do obsługi robota, który zastępuje jednego strażnika.

Misiek: Najbardziej bojową droną jest ta, którą dokonujemy inwazji na Marsa. Ma cztery tony sprzętu, reaktor atomowy i laser „górniczy”. Sprawdza, czy Marsjanie są gotowi na przyjęcie demokracji.

Kiedyś to były okładki...<br/>Fot. Jan Rudziński
Kiedyś to były okładki...
Fot. Jan Rudziński
Dorota Guttfeld miała prelekcję o językach. Podkreśliła, że język kosmitów wcale nie musiałby się składać z dźwięków, ale mógłby na przykład z kolorów lub zapachów. Wymieniła osiemnaście cech języka: od kanału głosowo-słuchowego poprzez arbitralność i dyskretność aż po gramatyczność. Niektóre określenia brzmiały dość enigmatycznie, ale prelegentka tłumaczyła je na zrozumiały język: możemy mówić, robiąc inne czynności; mówimy i zarazem słyszymy; mówienie jest czynnością świadomą (a nie odruchową); jesteśmy w stanie nazwać przedmioty i zjawiska, których w danej chwili nie obserwujemy, itp.
Z ciekawostek: Etruskowie pisali „jak wół orał”, to znaczy po dojściu do skraju tabliczki zawracali i pisali w drugą stronę.
Odbył się jubileusz 30-lecia Nowej Fantastyki: zaprezentowano galerię wielkoformatowych wydruków okładek z różnych epok dziejowych pisma, a Maciej Parowski oddawał się wspomnieniom.
Świeczki na torcie jubileuszowym NF<br/>Fot. Jan Rudziński
Świeczki na torcie jubileuszowym NF
Fot. Jan Rudziński
Między innymi powiedział, że po roku 1989 on i niektórzy pisarze poważnie zastanawiali się, czy wobec upadku komuny jest jeszcze sens pisać fantastykę. Na koniec były redaktor naczelny zapalił trzy świeczki na torcie i wszyscy z zainteresowaniem patrzyli, czy włączy się alarm przeciwpożarowy. Jak przystało na jubileusz, był również szampan.
Ewa Białołęcka na spotkaniu autorskim powiedziała, że bycie redaktorem jest trudniejsze niż pisarzem i tłumaczem; i że książki nie przekłada się z języka na język, tylko z kultury na kulturę. Obiecała też, że „Czas złych baśni” ma w tym roku trafić do wydawcy.

O projekcie okładki do wydania „Błękitu maga” w Fabryce Słów:
Ewa: Smok wyglądał jak jakiś chiński jamnik, więc mówię do grafika: weź obejrzyj szkice, on ma być bardzo podobny do psa…
Ika: Ale jamnik też jest bardzo podobny do psa!

Odpowiedź na pytanie, czemu Ewa nic nie pisze o kotach:
Ewa: Kot jest dobrym dodatkiem…
Ktoś: Do ryżu!

Maciej Parowski kroi tort nożem pożyczonym od erpegowców<br/>Fot. Jan Rudziński
Maciej Parowski kroi tort nożem pożyczonym od erpegowców
Fot. Jan Rudziński
Trochę bez przekonania poszłam na punkt programu poświęcony nagrodzie Zajdla, ale okazał się ciekawy (i było na nim dużo znajomych). Witek „Szaman” Siekierzyński najpierw krótko przedstawił historię nagrody, potem trochę pożartowaliśmy, co by się stało, gdyby ktoś napisał opowiadanie o tytule „Bez nagrody”. Ktoś spytał, co się dzieje w przypadku tekstu pisanego przez kilku autorów – Ela odparła, że statuetka musiałaby rotacyjnie odwiedzać ich domy, bo nagroda jest za opowiadanie, a nie za bycie autorem. Na pytanie Ani Brzezińskiej, jak długo przechowywane są głosy, Szaman wyznał, że trzyma u siebie karty z 1999 roku…
Potem uczyliśmy się liczyć głosy systemem australijskim (jego działanie Szaman szczegółowo objaśnił na swoim blogu), wybierając najstraszliwszego potwora: kandydowali Obcy, Predator, Sarlacc, Cthulhu i smok Miluś (który zdobył całkiem sporo głosów, natomiast Predator – żadnego). Wygrał Cthulhu, po czym Ela powiedziała do Ani Kańtoch, która była w komisji liczącej: „A teraz pokaż tatuaż!” i Ania podciągnęła rękaw, odsłaniając sporej wielkości ośmiornicę, co wszyscy skomentowali: „To była manipulacja!”.

Dostrzegam na przedramieniu Eli piękny malunek henną, posypany brokatem.
Ela: Pokażę ci, do czego to służy (strząsa nieco brokatu na mnie): A teraz jedna szczęśliwa myśl!

Achika, Ania, Ela i brokatowy rysunek henną<br/>Fot. Jan Rudziński
Achika, Ania, Ela i brokatowy rysunek henną
Fot. Jan Rudziński
Wieczorem poszliśmy do knajpy konwentowej, a raczej przed knajpę, bo w środku był tłok i strasznie głośna muzyka. Co jakiś czas podochoceni tancerze robili węża między dyskutującymi na chodniku fanami. Tadeusz A. Olszański zgłosił zastrzeżenia do książki Orbitowskiego o Powstaniu Warszawskim, w której są przekleństwa, jakich wtedy nie używała inteligencja, a także wypowiedź o robieniu laski, czyli nieistniejący wówczas idiom. TAO wdał się też w dywagacje na temat pochodzenia słowa „laska” na określenie dziewczyny: twierdził, że to ze szkockiego „lass”, ja natomiast stałam na stanowisku, że z czeskiego „miłość”.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

128
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.