powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXIX)
wrzesień 2012

Drugie życie gwiazdy
Bobby Womack ‹The Bravest Man In The Universe›
Prawdziwy wokalny mistrz, który zbliża się do siedemdziesiątki. Dotychczas nie stronił od wyniszczających używek, a przy tym twórczo milczał już kilkanaście lat. „The Bravest Man in The Universe” to jego tegoroczny powrót do wielkiej muzyki. Reaktywacja w zaskakującym i nowoczesnym stylu, potwierdzająca, że Bobby Womack ciągle ma to coś. Coś, czym zachwycał już w latach 70.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹The Bravest Man In The Universe›
‹The Bravest Man In The Universe›
Robert Dwayne Womack wrócił po długiej przerwie w zupełnie odmiennych czasach, w których trudno wróżyć oszałamiający sukces takim postaciom jak on. Miał jednak sporo szczęścia, ponieważ u jego boku stanął właściciel XL Recordings – Richard Russell. Brytyjczyk razem z Damonem Albarnem zajął się brzmieniem albumu, w którym efektywnie połączono klasyczne elementy z nowoczesnymi i nośnymi dźwiękami, a wszystko umiejętnie doprawiono silnym i wszechstronnym głosem ciemnoskórego Amerykanina. Chociaż należałoby raczej napisać, że to udana i eklektyczna, lecz niezbyt skomplikowana warstwa muzyczna stanowi dopełnienie niezwykłego piosenkarza. Bo bez dwóch zdań to zachrypnięty i charyzmatyczny Womack jest tutaj postacią pierwszoplanową, ale w istocie – wsparcie producenckie otrzymał w pełni profesjonalne. Na marginesie warto dodać, że przed dwoma laty na współpracę z Russelem zdecydowała się inna legenda – Gil Scott-Heron, a jej efektem był znakomity, niestety ostatni w dorobku nieżyjącego mistrza soulu i poezji, album „I’m New Here”.
Scott-Heron obecny jest na „The Bravest Man in The Universe” nie tylko duchem. W połowie playlisty pojawia się bowiem krótkie „Stupid Interludium”, w którym humorystycznie wprowadza on słuchaczy do właściwego, chyba najlepszego na krążku „Stupid” – dynamicznego kawałka z charakterystycznym fortepianowym motywem, do którego zaraz dołącza mocny i chwytliwy beat oraz świetny, silny i przeciągany śpiew Womacka. Dorzućmy trochę nienachalnych efektów i mamy jeden z bardziej porywających przebojów roku. Głosem Amerykanin czaruje już w pulsującym utworze tytułowym, gdzie dodatkowo klimat budują pojedyncze klawisze oraz delikatne smyczki. W podobny sposób zaaranżowana jest większość kompozycji – oparto je na klasycznych instrumentach, które wzmocniono lekko futurystyczną elektroniką oraz mocnymi automatami perkusyjnymi. Tradycyjnie wypada na tym tle choćby stonowany „Deep River”, w którym słyszymy tylko akustyczną gitarę i wokalistę – co jednak najważniejsze, taki zestaw w zupełności wystarczy, by przykuć uwagę słuchacza. Dla kontrastu po nim przychodzi pora na „Dayglo Reflection”, który wraca do bardziej złożonych brzmień, ale też przynosi wsparcie w osobie Lany Del Rey. Można by się zastanawiać, co popowa gwiazdka ma do zaoferowania ikonie soulu (poza jeszcze bliższym „związaniem” z dzisiejszą sceną), lecz, o dziwo, piosenka, choć najlepszym fragmentem płyty nie jest, to poziomem od reszty specjalnie nie odstaje. Piękną (mimo że chwilami zniekształconą) wokalną pomocą służy także Fatoumata Diawara, z której udziałem powstał „Nothin’ Can Save Ya”, a uroku studyjnemu projektowi dodaje również m.in. Jessie Ware, śpiewająca w pulsującym i funkowym (jest w nim nawet wspomagająca trąbka), ale nieco monotonnym „Love Is Gonna Lift You Up”.
„The Bravest Man in The Universe” to wyjątkowy album. Zręcznie łączy w sobie rozmaite gatunki (od soulu, r’n’b, funku przez elektropop aż do współczesnej elektroniki), przykuwa zwłaszcza niezwykłym głosem doświadczonego artysty, a potrafi zainteresować również tekstami – nie zawsze wyszukanymi, ale intrygującymi i nieraz skłaniającymi do zastanowienia (a przede wszystkim chwytliwymi). Trudno sobie wyobrazić lepszy krążek korespondujący z przeszłymi muzycznymi dekadami, a tak przystępny dla dzisiejszego młodego słuchacza. I choć pewnie zaraz pojawią się opinie, że to zbyt modernistyczna, przesadzona i nierówna (w tym stwierdzeniu akurat jest trochę prawdy) próba wskrzeszenia uznanego muzyka, to ja, kierowany entuzjazmem, skłaniam się zdecydowanie bardziej w stronę słów samego Bobby’ego Womacka, który stwierdził (co być może podpowiedzieli specjaliści od marketingu), że to najlepsza rzecz w jego całym dorobku.



Tytuł: The Bravest Man In The Universe
Wykonawca / Kompozytor: Bobby Womack
Data wydania: 7 czerwca 2012
Wydawca: XL
Nośnik: CD
Gatunek: elektronika, soul
EAN: 634904056124
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) The Bravest Man In The Universe
2) Please Forgive My Heart
3) Deep River
4) Dayglo Reflection [Feat. Lana Del Rey]
5) Whatever Happened To The Times
6) Stupid Introlude [Feat. Gil Scott-Heron]
7) Stupid
8) If There Wasn’t Something There
9) Love Is Gonna Lift You Up
10) Nothin’ Can Save Ya [Feat. Fatoumata Diawara]
11) Jubilee [Don’t Let Nobody Turn You Around]
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

123
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.