powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXIX)
wrzesień 2012

Gniew Gai
Bartłomiej Dzik
ciąg dalszy z poprzedniej strony
6.
Świeżo oddany budynek Centrum Kongresowego w norweskiej stolicy łączył skandynawską prostotę z nutą postmodernistycznej ekstrawagancji. Z zewnątrz przypominał lekko wygięty prostopadłościan, złożony z gigantycznych sześciennych kostek, w większości szarych, ale gdzieniegdzie pokrytych warstwą lustrzanego szkła, czarnego polimeru czy naturalnego forniru. Cztery materiały elewacji nie tworzyły żadnego wzoru, te rzadsze, odcinające się od dominującej szarości, wyglądały na rozrzucone w sposób losowy na ścianach budowli.
Na płaskim dachu Centrum rosły dwa eleganckie szpalery drzew, a między nimi majestatycznie obracały się w stronę słonecznej tarczy imponujące panele solarów i luster transferujących światło dzienne do głównych sal kongresowych. Zatwierdzając projekt Centrum, decydenci nie mieli wątpliwości, że miliardy „brudnych” koron, zarobionych na rabunkowej eksploatacji ropy z dna Morza Północnego, należy przeznaczyć na możliwie najbardziej ekologiczny budynek w swojej klasie na świecie.
Setki pracowników, etatowo powiązanych z Centrum i ściągniętych specjalnie na szczyt grupy G25, dwoiły się i troiły, by ośrodek był perfekcyjnie przygotowany na przyjęcie przywódców najbogatszych państw świata, którym towarzyszyć miała armia ekspertów i legion dziennikarzy. W ferworze przygotowań nikt nie zwracał uwagi na dwóch mężczyzn, którzy korzystając z korytarzy ewakuacyjnych, prężnym krokiem zmierzali w stronę centralnego magazynu. Ich karty chipowe otwierały wszystkie drzwi ośrodka, nie pozostawiając jednocześnie śladu w logach systemu bezpieczeństwa. Dziwnym trafem podczas ich przejścia system monitoringu podlegał twardemu resetowi, na skutek czego obraz z wszechobecnych kamer nie był rejestrowany.
Zatrzymali się przed skarbcem depozytowym centrum, wyposażonym w sejf, jakiego nie powstydziłby się najlepszy szwajcarski bank w Zurychu. Pierwszy mężczyzna zaczął wbijać kod odbezpieczający na cyfrowym panelu skarbca, drugi otworzył pancerny neseser. Na wewnętrznej ścianie walizki można było ujrzeć dyskretne symbole piramidy i cyrkla, a w środku znajdowało się kilkadziesiąt egzemplarzy dokumentu wydrukowanego na eleganckim papierze w kolorze sepii.
Okładka każdej kopii pozbawiona była jakichkolwiek napisów i liczb, a jedynie posiadała wytłoczony centralnie duży jasnozielony symbol. Przedstawiał on kolistą strukturę, złożoną z jednej strony z rajskiego ptaka w locie, z drugiej z pochylonego drzewa o bujnej koronie. Na samym dole obrazka, między skrzydłami ptaka i koroną drzewa, widniały dwie nieproporcjonalnie małe ludzkie sylwetki.

Odgłos zatrzaskiwania staroświeckiej benzynowej zapalniczki przerwał panującą w pomieszczeniu dwuminutową ciszę. Marquez zaciągnął się.
– Stuprocentowej pewności nie mamy – zaczął Doyle – ale mnie to przekonuje.
– Korelaty nie mogły wyjść większe na takich danych – wtrącił Latynos. – Dowody są mocne. Alternatywą jest Powrót do Edenu. Warto zaryzykować, zbyt wiele mamy do stracenia.
– Dobrze. – Vernon oderwał wzrok od monitorów. – Air Force One odlatuje do Europy za dwanaście godzin. Musimy działać dwutorowo, bo jeśli zaczekamy na zgodę pierwszej obywatel, to możemy nie zdążyć przygotować… reszty.
Na twarzy profesora pojawił się ciepły uśmiech dobrego wujka.
– Wiem, że staracie się tego unikać za wszelką cenę, że trzeba podtrzymywać iluzję demokracji i tak dalej. Ale… czasem tak trzeba. Agencie Fischer – zaśmiał się, a w jego głosie zabrzmiała nuta delikatnej, życzliwej ironii – na dwa dni przejmuje pan dowodzenie nad światem.

Gdyby jakiś uparty grafik usiłował udoskonalić zdjęcia tego miejsca w Photoshopie, mógłby je tylko zepsuć. Szeroki łuk plaży z jasnozłotego piasku przechodził z jednej strony w bujny tropikalny las, a z drugiej zanurzał się w krystalicznej wodzie nabierającej w oddali od brzegu pięknego odcienia turkusu. Dzika przyroda swobodnie paradowała po swoim nieskażonym dominium: rozśpiewane rajskie ptaki, maszerująca na mokrym piasku i pływająca pod powierzchnią fal morska menażeria, fantastycznie barwne kobierce koralowców. Tropikalny atol bez dwóch zdań zasługiwał na przypisywane mu potocznie miano raju na Ziemi.
Uczepiony pnia palmy czerwony ptak z zainteresowaniem wpatrywał się w przedziwnych intruzów, którzy przybyli tu w gigantycznych latających maszynach pozbawionych skrzydeł. Widział już kiedyś coś podobnego, niemniej w tej okolicy byli to naprawdę nieczęsto widywani goście.
Na piasku stały w niewielkiej odległości od siebie dwa helikoptery. W sąsiedztwie ściany lasu znajdował się Eurocopter Tiger HAP w barwach francuskiej marynarki wojennej. Na mokrym piasku bliżej morza stała zbliżonej wielkości do Tigera maszyna, przypominająca nieco wycofany przed laty amerykański projekt RAH-66 Comanche. Helikopter pokryty był w całości matową czarną powłoką i nie posiadał żadnych oznaczeń poza trzycyfrowym numerem na drzwiczkach po stronie pilota.
Trzech mężczyzn stało na środku pasa złocistego piasku, kontemplując sielski widok. Jednym z nich był Latynos ubrany w świetnie skrojony ciemny garnitur, drugim bardzo postawny oficer francuskiej marynarki wojennej o szlachetnej twarzy rzymskiego senatora, trzecim odziany w kremowy len i jedwab Azjata z dziwnymi tatuażami wokół oczu.
– Piękne miejsce, nieprawdaż? – zaczął Francuz.

Choć czarny helikopter osiadł na najdalszym krańcu płyty lotniskowca, marynarze widzieli wystarczająco dużo, by głośno komentować wizytę tajemniczej maszyny. Hirsch spojrzał jeszcze raz na stalowoszare niebo, zwiastujące nadchodzący sztorm, po czym obrócił się w stronę idących po lądowisku mężczyzn.
– Jakbym was nie znał, to pomyślałbym, że już do końca zwariowaliście! – Wymienił uściski dłoni z Doyle’em i Fischerem.
– Do końca jeszcze nie – odparł profesor – ale bardzo się staramy.
– Prezydent twierdzi, że wasz pomysł to czysty obłęd – syknął generał. – Jest wściekła, że negocjowaliście z Francją i Chinami za jej plecami. Ale… chce z tobą porozmawiać, Vernon, przed utajnioną częścią obrad G25.
– No to lecimy. – Agent uśmiechnął się zagadkowo, wskazując na czarny helikopter.
– Wyrobimy się do Oslo przed osiemnastą? – zapytał Hirsch.
– Na styk. Ale nie możemy lecieć myśliwcem. Za duże ryzyko.
– A któżby nas chciał zestrzelić? Wszyscy wiedzą…
– Gaja – wszedł mu w słowo Doyle.
Hirsch przygryzł wargi. Ruszyli w stronę śmigłowca.
– Ona wie?
– Chyba się czegoś domyśla. Aparatura pomiarowa daje dziwne odczyty… – Vernon pokiwał głową.
– Niech to szlag! – Generał westchnął ciężko. – W co wy nas pakujecie?! Jeśli wasz pomysł nie wypali, to wszystko skończy się jakimś… Armagedonem.
– O to akurat nie ma obawy – odparł Doyle. – Armagedon będzie najwcześniej w dwa tysiące siedemdziesiątym czwartym.
Hirsch znieruchomiał.
– A skąd to niby wiecie? – spytał cicho.
– Z Objawienia Świętego Jana – odpowiedział Vernon takim tonem, jakby pytanie było trochę niestosowne.
– Aha…
7.
CHAOS – wielkie czerwone litery zwiastowały początek wiadomości serwisu CNBC. W innych stacjach padały, również kapitalizowane, hasła w rodzaju KATASTROFA czy ŚWIAT NA KRAWĘDZI. Dziennikarze uwijali się niczym pszczoły w ulu, selekcjonując wiadomości na superważne i tylko bardzo ważne, tym drugim nie poświęcając prawie żadnej uwagi. Nawet najbardziej zapyziałe lokalne stacje, które dotąd od geopolityki preferowały reportaże o ratowaniu przez straż zabłąkanego na drzewie kotka, zapełniły się wiadomościami z Europy, Dalekiego Wschodu i Bahamów.
Miejsce deliberujących nad poprawionym biustem celebrytów zajęli śmiertelnie przejęci jajogłowi i przepowiadający koniec świata kaznodzieje. Eter pękał w szwach, atmosfera niepewności gęstniała, a ludzie z niecierpliwością czekali, aż ktoś przebije nabity informacyjnym chaosem balon.

[16:25]
…Usunięcie wszystkich akredytowanych przedstawicieli mediów z nadzwyczajnego szczytu grupy G25, przy jednoczesnym przedłużeniu obrad o trzy dni, jest wydarzeniem absolutnie pozbawionym precedensu. Podobnie jak fakt, że do ochrony budynku rządowego w stolicy Norwegii zaangażowane zostały amerykańskie oddziały specjalne…
[16:29]
…Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z najsilniejszym tego rodzaju zagrożeniem w ostatnich kilkunastu latach. Prognozy przewidują, że huragan Tammy może zrównać z ziemią wszystko od Key Largo do Orlando, zanim przemieści się do Alabamy. Gubernator stanu Floryda zarządził ewakuację mieszkańców zagrożonych obszarów. Klimatolodzy pytani, czemu zabrakło wcześniejszych ostrzeżeń o nadchodzącej katastrofie, bezradnie rozkładają ręce, wskazując na zaskakujące tempo uformowania się Tammy na wschód od Bahamów na samym początku sezonu huraganowego.
[16:34]
…Po ostatniej wymianie ognia między siłami chińskimi a korpusem ekspedycyjnym NATO u wybrzeży Tajwanu ambasador Japonii przy ONZ w dramatycznym apelu wspomniał, że wzrost napięcia na Dalekim Wschodzie grozi globalną katastrofą. Kierująca misją Sojuszu Północnoatlantyckiego Francja zapowiedziała, że natychmiast podejmie kroki, które definitywnie uspokoją sytuację w regionie. Nie padła jednak konkretna deklaracja, o jakie działania w praktyce miałoby chodzić…

Określenie „największe barbarzyństwo dwudziestego pierwszego wieku” nie było bynajmniej najostrzejszym spośród tych, którymi światowe media ochrzciły próbę nuklearną na francuskim terytorium zależnym w Oceanii. Paryż argumentował, że ta demonstracja siły była jedyną metodą uspokojenia rozgrzanej do białości atmosfery na Dalekim Wschodzie, przypomnieniem, że broń masowego rażenia pozostaje rzeczywistą, choć ostateczną opcją na straży światowego pokoju.
Zdaniem ekspertów, chociaż militarna demonstracja odniosła spodziewany efekt dyplomatyczny, Francja wyjątkowo cynicznie wykorzystała napięcia międzynarodowe, by zerwać Traktat o całkowitym zakazie prób nuklearnych i przetestować broń termojądrową najnowszej generacji wraz z przenoszącą ją rakietą Constance 5000. Rezultatem testu było zniszczenie jednego z ostatnich sanktuariów nieskażonej cywilizacją przyrody, archipelagu będącego schronieniem dla setek endemicznych gatunków lądowych i morskich, obszaru szczególnie bogatej rafy koralowej. Wybuch wywołał również falę tsunami, której konsekwencje odczuły wyspy położone setki mil poza obszarem Polinezji Francuskiej.
Gigantyczna dewastacja środowiska naturalnego wywołała sprzeciw całej społeczności międzynarodowej. Rada Bezpieczeństwa ONZ natychmiast podjęła działania w celu nałożenia na Francję najsurowszych sankcji politycznych i gospodarczych. Jednak nadzwyczajne posiedzenie Rady zakończyło się zupełnie niespodziewanym impasem. Ostatecznie, po kilkakrotnym wznawianiu obrad, jedyną konsekwencją, jaka spadła na Paryż, była równie patetyczna, co niemająca praktycznego znaczenia nagana.
Epilog
Piętnaście miesięcy później…
– „Raporty trzech światowych gigantów reasekuracyjnych wskazują na rekordowo dobre wyniki. Po kilkunastu gorszych latach branża ubezpieczeniowa oddycha z ulgą, głównie za sprawą skokowego spadku odszkodowań związanych z wydarzeniami o charakterze katastroficznym”. – Doyle złożył gazetę i sięgnął po szklankę z capirinhą. – Nie masz wrażenia, że to był trochę nudny rok?
– Nie narzekam – Vernon uśmiechnął się delikatnie. – Choć faktycznie, gdyby nie odżyła sprawa Roswell, nie byłoby prawie nic ważnego do roboty…
Rozmowę przerwał potężny pomruk dwunastocylindrowego silnika. Limitowany Lamborghini Aventador w kolorze białej perły zatrzymał się tuż przed podestem altany. Marquez zgasił silnik, wysiadł z samochodu i ruszył w ich stronę.
– Cóż, po historii z Gają należała się nam chwila wytchnienia – dokończył Fischer.
– Nasza kochana Gaja o osobowości rozkapryszonego bachora – westchnął Latynos, zaczynając przekładać szczypcami lód z pojemnika do szklanki. – Gdy daliśmy jej palec, zapragnęła całej ręki, zaczęła się wściekać i psuć zabawki. Wystarczyło jednak wymierzyć porządnego klapsa i teraz jest grzeczna jak nigdy…
1) Pijana krewetka to azjatycki specjał: krewetki marynuje się żywcem w alkoholu, przez co stają się jak najbardziej dosłownie pijane. Wspomniana w tekście konsumpcja żywej ośmiornicy (co grozi nawet uduszeniem) to również autentyczna atrakcja dla ekstremalnych smakoszy z Dalekiego Wschodu.
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.