powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Cień dawnej świetności
Carlos Ruiz Zafón ‹Więzień Nieba›
Carlos Ruiz Zafón kilka lat temu przebojem wdarł się na rynek głośnym „Cieniem wiatru”, którym rozkochał w swojej prozie miliony czytelników, przy okazji rozreklamowując uroki dawnej Barcelony. „Więzień nieba” to skrojona wedle klasycznych zasad kontynuacja, która udaje, że właściwą kontynuacją nie jest. Ale nie jest też niestety dobrą powieścią.
ZawartoB;k ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na karcie otwierającej polskie wydanie najnowszej powieści Zafóna znajduje się adnotacja informująca o tym, że serię „Cmentarz Zaginionych Książek” (do której należą wcześniejsze „Cień wiatru” oraz „Gra anioła”) można czytać w dowolnej kolejności, każda z książek przedstawia bowiem zamkniętą całość. Jest to, delikatnie mówiąc, dość nieprawdziwe stwierdzenie. W rzeczywistości lektura „Więźnia nieba” bez znajomości poprzednich dwóch części byłaby dość kłopotliwa, ba, wręcz bezsensowna – autor wrzuca czytelnika na głęboką wodę, przechodząc od razu do akcji i nie poświęcając wiele czasu na przedstawienie głównych bohaterów. Nie wiem, czemu ma służyć to odautorskie zabezpieczenie, oprócz zmylenia potencjalnych czytelników.
Rzecz dzieje się w roku 1957, krótko po wydarzeniach znanych z „Cienia wiatru”. Daniel Sempere nadal prowadzi wraz z ojcem niezbyt dochodową księgarnię, w której niezmiennie zatrudniony jest Fermín Romero de Torres, obecnie żyjący w szczęśliwym związku i wychowujący syna. Któregoś dnia w księgarni zjawia się tajemniczy mężczyzna, który zakupiwszy bezcenne wydanie „Hrabiego Monte Christo”, umieszcza wewnątrz dedykację, będącą w istocie zawoalowaną wiadomością przeznaczoną dla Fermína. Zagadkowy wpis prowadzi naturalnie do ujawnienia kolejnych sekretów z przeszłości Barcelony – w drugim planie czasowym akcja przenosi się do roku 1939, który przyjaciel rodziny Sempere spędził w więzieniu. Wydarzenia sprzed kilkunastu lat odsłaniają co nieco niejasnych fragmentów z poprzednich części serii, przy okazji rzucając światło na przeszłość samego Fermína Romero de Torresa, bez wątpienia najbarwniejszej postaci cyklu, ale jednocześnie nie ujawniają żadnych wielce istotnych informacji – nic, co wpłynęłoby na odbiór poprzednich części. Zafón rozszerza świat przedstawiony swojego cyklu, właściwie nie wiadomo w jakim celu.
Z pozoru wszystko toczy się w zgodzie z konwencją, która zapewniła sukces „Cienia wiatru”. Niestety, czytając najnowszą powieść hiszpańskiego pisarza, trudno oprzeć się wrażeniu, że rozmienia na drobne swój talent oraz dobre opanowanie pisarskiego rzemiosła. „Więzień nieba” to powieść zaskakująco słaba – pod względem konstrukcji fabuły nie prezentująca niczego nowego, pod kątem przebiegu akcji zaś nie dość że boleśnie wtórna, to jeszcze mało ekscytująca. Brak tu napięcia, dreszczyku niepewności czy choćby iskry zaciekawienia, która zmuszałaby do całkowitego zatopienia się w lekturze. Powieść pozostawia czytelnika raczej dość obojętnym. Tajemnica Fermína sprowadza się w zasadzie do mało wyszukanej literackiej gry z pierwowzorem Aleksandra Dumasa, w dodatku podanej w tak niewyszukanym i łopatologicznym stylu, że obraża wręcz inteligencję czytających. Niezbyt wciągająca historia to za mało, żeby udźwignąć czterysta stron powieści – zapewne wiedział to sam autor, wypełniając puste miejsce kompletnie niepotrzebnymi wątkami obyczajowymi. Młody Sempere chce się żenić, ale podejrzewa ukochaną o zdradę – po drodze natomiast czytelnik zostaje wystawiony na obcowanie z licznymi nieprowadzącymi donikąd dialogami, napisanymi byle jak, nie dość, że bez wyczucia rytmu czy jakiejkolwiek błyskotliwości, to jeszcze zawierającymi niezbyt udane dowcipne, przynajmniej w zamierzeniu, wstawki. W tym wypadku doprawdy trudno byłoby wymagać, żeby „Więźnia nieba” czytać bez znajomości poprzednich części, choć i to nie pomaga: siłą pisarstwa Zafóna nie były przecież ani pogłębione portrety psychologiczne, ani nawet oryginalne ujęcie bohaterów, ale właśnie wciągająca i nieprzewidywalna intryga. Postaci służyły jako motor napędzający kolejne zagadki, ale nikt chyba nie interesował się jakoś szczególnie kulisami związku Fermína z Beą czy Daniela z Bernardą. Pod tym względem najnowszy tom skręca niebezpiecznie blisko rejonów zarezerwowanych dla tasiemcowych czytadeł, niewiele mających wspólnego ze szlachetną tradycją awanturniczej powieści w odcinkach, do której nawiązywał wcześniej Zafón.
Ciężko doszukać się jakichkolwiek pozytywnych wartości płynących z lektury „Więźnia nieba”. Aż kusi, żeby przyjrzeć się bliżej kulisom powstawania najnowszej powieści; nie wiem, czy Zafóna goniły terminy czy umowy z wydawcami, ale powieść sprawia wrażenie napisanej pospiesznie, bez krztyny weny czy pomysłu, pod każdym kątem niedopracowanej. Polskie wydanie po części stara się ukryć ten przykry fakt – książka ma co prawda czterysta stron, ale wydrukowanych dużą czcionką, co biorąc pod uwagę średnią długość rozdziałów (kilka stron), kojarzy się z raczej z usilną chęcią upodobnienia książki do poprzednich tomów, które nie narzekały na brak treści. Może wnikam w to za głęboko. Z przykrością odradzam miłośnikom Zafóna zakup „Wieźnia nieba” – nie ma sensu psuć sobie dobrego zdania o autorze. Nie wiem tylko, jak odebrać wiadomość, że pisarz pracuje nad kolejną częścią (zresztą widać to już po urwanym zakończeniu najnowszej) – może tym razem poświęci jej więcej czasu, i powstanie powieść co najmniej równie udana, jak „Cień wiatru”. Pozostaje trzymać kciuki.



Tytuł: Więzień Nieba
Tytuł oryginalny: El prisionero del cielo
Data wydania: 19 kwietnia 2012
Wydawca: Muza
ISBN: 978-83-7758-187-2
Format: 416s. 145×205mm
Cena: 34,99
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Bookiatryk.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 20%
powrót; do indeksunastwpna strona

43
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.