powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Underground from Poland: „Świat jest wielkim obozem koncentracyjnym” – prawda czy fałsz?
Śmierć Kliniczna ‹Śmierć Kliniczna 1982-1984›
Byli jedną z najoryginalniejszych polskich kapel punkrockowych – i to nie tylko biorąc pod uwagę pierwszą połowę lat 80. ubiegłego wieku, na który to ponury czas przypadło ich istnienie, ale w całych dziejach tej muzyki nad Wisłą. Znacznie wykraczali poza schemat, łącząc proste punkowe rytmy z reggae i improwizowanym jazzem. Niestety, pozostawili po sobie jedynie dwa studyjne single; radością za to napawa fakt, że ukazała się też koncertowa składanka „Śmierć Kliniczna 1982-1984”.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jeśli ktoś dorastał w latach 80. ubiegłego wieku, a dorastaniu temu towarzyszyła fascynacja polskim rockiem – tym spod znaku Jarocina, niekoniecznie Opola – nazwa Śmierć Kliniczna na pewno nie będzie mu obca. Więcej nawet! Za sprawą takich przebojów jak „Nasza edukacja” (alternatywny tytuł to „Edukacja-kopulacja”) czy „Nienormalny świat” zespół ze Śląska miał szansę na długo zagościć w jego sercu jako ten najdobitniej – i często najtrafniej – wyrażający zniechęcenie peerelowską oświatą i rzeczywistością, w której przyszło nam wtedy żyć. Diagnoza przedstawiona przez młodych muzyków, co prawda, porażała swoją bezpośredniością, mogła nawet z tego powodu szokować starsze pokolenie, ale jednego odmówić się jej nie dało – prawdy w odwzorowaniu nastrojów ówczesnej zbuntowanej młodzieży, dla której punktem odniesienia była twórczość Dezertera, Rejestracji, Moskwy i innych kapel pierwszej fali polskiego punka. Początki zespołu sięgają jesieni 1981 roku, kiedy to trzech młodych muzyków – gitarzysta Dariusz Dusza, basista Wojciech Jaczyczko oraz perkusista Marek Czapelski – zakotwiczyło w gliwickim „Gwarku”, by uczyć się grać rocka na sprzęcie wypożyczonym przez dyrekcję klubu. Zaczynali, jak pewnie dziewięćdziesiąt dziewięć procent grup, od coverów, jednocześnie też szukali wokalisty. Pierwszym, który się pojawił, był Marek Rogowski, ale ponoć nie przejawiał większej ochoty, aby zostać frontmanem; wpłynął jednak na losy formacji w inny sposób – pewnego dnia przyprowadził ze sobą na próbę Jerzego Mercika (zwanego przez kumpli „Mercedesem”), który okazał się fenomenalnym śpiewakiem, idealnie czującym freepunkową stylistykę zespołu. Kolejnym nabytkiem był Wojciech Kurdziel – pierwszy menadżer i, obok Darka Duszy, autor tekstów. Pojawiła się też w końcu nazwa – chwytliwa, ale i rodząca nieufność komunistycznej cenzury – Śmierć Kliniczna (wcześniej brano pod uwagę między innymi Diesel i Uśmiech Modliszki).
Na debiut grupa, która z czasem odeszła od grania rockowych standardów na rzecz poszukiwania własnego stylu, musiała poczekać do wiosny 1982 roku; te kilka miesięcy hibernacji było oczywiście spowodowane wprowadzeniem stanu wojennego i zamarciem jakiegokolwiek – mniej lub bardziej podziemnego – życia kulturalnego, w tym i muzycznego. Ale może i dobrze się stało, bo dzięki temu muzycy mieli czas, aby spokojnie dopracować konwencję i porządnie przećwiczyć własny już repertuar. Pierwsze nagrania z prób zawieźli do Brodnicy, gdzie właśnie przygotowywano się do debiutanckiej edycji festiwalu Rock na Pojezierzu (który już rok później przeistoczył się w Muzyczny Camping), oraz do Jarocina. Z miasta położonego w historycznej ziemi chełmińskiej nadeszła wkrótce odpowiedź odmowna, za to z Wielkopolski przysłano zaproszenie na koncert. W efekcie w końcu sierpnia Śmierć Kliniczna zagrała podczas III Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Młodej Generacji, który po raz pierwszy odbywał się nie na scenie Jarocińskiego Ośrodka Kultury (popularnego JOK-u), ale na deskach amfiteatru miejskiego. Koncert, jak wspominali po latach sami muzycy, nie należał do szczególnie udanych – przede wszystkim zjadła ich trema. Lecz i tak trafili do zrealizowanego na zlecenie Wytwórni Filmów Dokumentalnych niespełna 20-minutowego reportażu Pawła Karpińskiego (tak, tego od „W labiryncie” i „Klanu”) „Jarocin ’82”, w którym widzowie mogli wypatrzyć również między innymi grupy SS-20 (czyli późniejszego Dezertera), Rejestracja i CDN (z Pawłem Kukizem na wokalu). Warto od razu dodać, że gliwicka kapela zrobiła wówczas spore wrażenie na Karpińskim, który rok później podążył śladem zespołu na Śląsk, aby nakręcić 13-minutowy dokument zatytułowany po prostu „Śmierć Kliniczna”. Jaki inny zespół z tak głębokiego undergroundu mógł wówczas pochwalić się filmem dokumentalnym – co prawda, bardzo krótkim – na swój temat?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przełom nastąpił w 1983 roku. Już w styczniu zespół rozszerzył skład o perkusjonalistę i… drugiego wokalistę Jacka Szafira; cztery miesiące później w gliwickim kinoteatrze dał natomiast niezapomniany koncert z inną legendą polskiego podziemia muzycznego lat 80. – łódzkim Brakiem Ziemowita Kosmowskiego. Nagrania z tego występu wysłano do Waltera Chełstowskiego, który – zauroczony nowym obliczem kapeli – zaprosił Śmierć Kliniczną na realizowany przez siebie nocny maraton rockowy w ramach XX Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu (w czerwcu). Potem były koncerty podczas świnoujskiej FAMY, czyli Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej (lipiec), oraz jarocińskiego Festiwalu Muzyków Rockowych (sierpień) – na obu pojawił się, jako kolejny członek kapeli, „odgrywający psychodeliczne solówki szalony saksofonista z Warszawy” – tak przynajmniej ocenił go Szafir – Piotr Malak. Wreszcie w październiku zespół wszedł do studia Tonpressu na warszawskim Wawrzyszewie, aby nagrać trzy kawałki: „Nienormalny świat” (śpiewany przez Jacka) oraz „Naszą edukację” i „ASP” (z Jurkiem na wokalu). Dwa pierwsze jeszcze w tym samym roku zostały wydane na singlu – i była to płytka, która przeorała świadomość fanów polskiego punka w nie mniejszym stopniu niż legendarna EP-ka Dezertera. Niestety, w grudniu Mercik zapowiedział kolegom, że nie chce już śpiewać, oznaczało to oczywiście jego rozstanie z kapelą; szczęściem w nieszczęściu było to, że jego obowiązki mógł bez większych problemów przejąć Szafir. Tak też stało się w trakcie kolejnej wizyty w tonpressowskim studiu, która miała miejsce na początku 1984 roku. Śmierć Kliniczna zarejestrowała wówczas – z myślą o kolejnym singlu – „Jestem ziarnkiem piasku” (alternatywny tytuł: „Sahara”) oraz „Psychopatę”. Cenzura przyczepiła się jednak do drugiej z piosenek – nic w tym dziwnego, bo jej tekst, z punktu widzenia peerelowskich władz, był dla nich boleśnie niecenzuralny; w efekcie wytwórnia sięgnęła po nagrany przed paroma miesiącami kawałek „ASP” – dzięki temu Mercik, nieobecny już w składzie, zaistniał i na tej płytce.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Orwellowski rok 1984 to kolejny rok zmian personalnych i innych wielkich zawirowań. Z zespołem pożegnał się Malak, którego miejsce zajęli trębacz Antoni Gralak (w przyszłości chociażby Tie Break, Graal) oraz saksofonista Mateusz Pospieszalski (gdzie i z kim on nie grał!). Po koncercie w Jarocinie (sierpień) ze Śmiercią Kliniczną pożegnał się również jeden z jej założycieli – Dariusz Dusza, który postanowił skupić się na występach z Ireneuszem Dudkiem w rockandrollowym Shakin’ Dudi oraz w powołanym przez siebie punkowym Absurdzie. Na jego miejsce zostało przyjętych dwóch nowych gitarzystów: Ireneusz Zawadzki i Leszek Biolik (po latach także w Republice i Wilkach), którzy wytrzymali do końca istnienia kapeli. Niestety, nie zawsze wytrzymywali za to wielbiciele gliwiczan, którym raczej średnio przypadło do gustu kolejne wcielenie formacji – mniej punkowe, mniej reggae’owe, bardziej jazzowo-psychodeliczne (o czym zespół przekonał się chociażby podczas Jarocina ’85, gdzie wystąpił już bez Duszy). Wierni fani na pocieszenie otrzymali za to kilka koncertowych migawek „starej” Śmierci Klinicznej w bardzo nieudanym i infantylnym filmie fabularnym Pawła Karpińskiego „To tylko rock” (nagrano go jeszcze w 1983, ale premiera kinowa odbyła się w maju 1984 roku). Mimo takiej promocji grupa zaczęła dogorywać – Marek Czapelski przeniósł się do Warszawy, a Jacek Szafir na kilka miesięcy wyemigrował (za chlebem) do Grecji. Po powrocie do Polski podjął jeszcze jedną próbę reaktywacji zespołu, ale była ona z góry skazana na porażkę – czas kapeli bowiem zwyczajnie przeminął. Odeszli definitywnie Czapelski i Biolik, ale pojawił się za to bębniarz Dariusz Mazurkiewicz (przyprowadzony na próbę przez Irka Zawadzkiego); z kolei Szafir namówił do ponownego śpiewania… Mercika, który przyprowadził ze sobą… Marka Rogowskiego – tego samego, który kilka lat wcześniej zaanonsował „Mercedesa” na pierwszego wokalistę Śmierci Klinicznej. Historia zatoczyła zatem wielkie koło. Z tą różnicą, że nowy skład przyjął nową nazwę i skupił się na trochę innej – po raz kolejny – muzyce. Tak właśnie, w październiku 1985 roku, narodziła się jedna z największych legend polskiego reggae – R.A.P. (co należy tłumaczyć jako Reggae Against Politics). I choć umarł stary król, to jednak narodził się nowy! Równie wspaniały.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.