Najlepsza część wielotomowego cyklu to taka, w której otrzymujemy odpowiedzi stawiające stare sprawy w nowym świetle i rodzące jednocześnie nowe pytania. Tak jest w „Dzikim Gonie” – jedenastej części „Hellboya”, gdzie Mike Mignola i Duncan Fegredo wspólnie dają popis scenograficznej i graficznej maestrii.  |  | ‹Hellboy: Hellboy #11: Dziki gon›
|
Dawno, dawno temu, kiedy liczbę wydanych przygód Hellboya można było policzyć na palcach ręki nieostrożnego drwala, byłem przekonany, że to już koniec nowości i niespodzianek. Okazało się, że nasz bohater wezwany został z piekła przez nazistów przy współudziale niesławnego mnicha Rasputina i ma przynieść koniec świata. Ciężko przebić coś takiego, prawda? Hellboyowi pozostało co najwyżej podróżować po świecie, wyrzynać folklorystyczne monstra i tłuc niedobitki hitlerowców. Mignola zaczął jednak rozbudowywać mitologię swojego świata; początkowo, jeśli wierzyć wywiadom, bez jakiegoś ogólnego planu. I tak Hellboy, który począł się jako prosty potwór, co miał walczyć z innymi potworami, zyskał ludzką matkę, ojca za diabła i został Bestią Apokalipsy siedzącą w samym sercu rozbudowanej lovecraftowsko-biblijnej mitologii. „Dziki gon” idzie dalej w tym kierunku i zdradza kolejne sekrety związane z pochodzeniem i przeznaczeniem Chłopca z Piekła. Komiks zaczyna się, gdy wędrujący po świecie w poszukiwaniu odpowiedzi Hellboy zostaje wezwany do Anglii przez nietypowe arystokratyczne stowarzyszenie, kultywujące odwieczne tradycje polowania na wychodzące spod ziemi olbrzymy. Zaproszony do udziału Hellboy wyrusza w łowieckiej kawalkadzie, zaczynając wędrówkę, która zaprowadzi go do odkrycia zaskakujących dla niego i czytelników tajemnic. Wyczuwając okazję, wrogowie Hellboya wyłażą dosłownie zewsząd; w trakcie swej długiej kariery pogromcy monstrów podpadł on bowiem wielu stworom widzącym nagle okazję, by się odwdzięczyć. Między nimi jest też Gruagach – świnipodobny stwór rodem z faerie, któremu dawno, dawno temu Hellboy solidnie zalazł za skórę. Szukając swojej szansy na zemstę, zapoczątkowuje lawinę wydarzeń i szybko traci nad nimi kontrolę. W poprzedniej części serii w jego łapy wpadła tajemnicza skrzynka. Teraz ją otworzył, dodał krwi z licznych ofiar – w tym momencie miałem skojarzenie z zupką instant – i wyszła z niej bardzo paskudna istota, proklamując się nową królową ludu faerie i obiecując poprowadzić go do odwetowej wojny przeciwko ludziom. Atmosfera komiksu, już i tak pełna złowrogich zapowiedzi o końcu świata, momentalnie stała się jeszcze mroczniejsza. Aby ukoronować ciekawą fabułę, pojawiają się także zupełnie nowi gracze, którzy od razu przystępują do przestawiania Hellboya jak pionka w realizacji swych planów. Talent i doświadczenie Mignoli sprawiają, że opowieść biegnie płynnie, nowo wprowadzone postacie fascynują i są integralną częścią opowieści, pchając ją do przodu. Przywołane wydarzenia z przeszłości wzbogacają świat, pokazując, że akcje mają konsekwencje (kto by pomyślał, że prosta sprawa sprzed lat – odebranie dzieciaka podmienionego przez irlandzkie faerie – może mieć tak poważne pozytywne i negatywne skutki?). Siły gromadzące się przeciwko bohaterowi wydają się niezwyciężone, a sam Hellboy jest taki, jakim go lubimy – uparcie trzyma się własnej drogi i z sarkazmem komentuje wydarzenia, choć odkrywa o sobie rzeczy, które mu się nie podobają. Ciemne barwy, w jakich komiks jest narysowany, pomagają stworzyć nastrój świata na skraju ostatecznego konfliktu. Mike Mignola, tak samo jak w poprzednim tomie, ograniczył się do stworzenia scenariusza, pałeczkę rysownika przekazując Duncanowi Fegredo. Ten dobrze naśladuje styl twórcy Hellboya – z charakterystycznymi kanciastymi sylwetkami i plamami ciemnych kolorów – a nawet go poprawia. Fegredo rysuje z większą ilością szczegółów i śmielej, jego kadry pokazują więcej, w przeciwieństwie do Mignoli, który raczej skupiał się na ciasnych, mrocznych wnętrzach i zbliżeniach postaci. Dzięki temu sceny walki, jakich nie brakuje w komiksie, wyglądają interesująco – są dynamiczne, brutalne i przekazują dziką radość, jaką Hellboy ma z okładania i miażdżenia pięściami swych wrogów. Innymi słowy – „Dziki gon” bardzo się autorom udał. To znakomity komiks, jeden z lepszych w cyklu przygód Hellboya i zapowiada czas, gdy tytaniczne siły zewrą się w ostatecznej, mitycznej wojnie dobra ze złem.
Tytuł: Hellboy #11: Dziki gon Data wydania: maj 2012 Cena: 59,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 70% |