Okres transformacji ustrojowej w Rumunii, argentyńska animacja 3D i piękny dokument o osiemdziesięciolatkach grających w ping ponga – to już ostatni dzień tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego.  |  | ‹Ślimaki i ludzie›
|
„Ślimaki i ludzie” („Despre oameni si melci”), reż. Tudor Giurgiu W Polsce zapewne jeszcze przez długie lata będzie nie do pomyślenia, żeby film o trudnym okresie transformacji ustrojowej nakręcić w tonacji innej, niż monumentalnie tragiczna. Można tylko pomarzyć o historii zrobionej w konwencji „Goodbye Lenin” czy „Ślimaki i ludzie”, świeżutkiej propozycji rodem z Rumunii. A przecież ten ostatni film tak naprawdę opowiada właśnie o dość brutalnym odzieraniu ludzi z przekonania, że życie w wymarzonym kapitalizmie to piękna bajka. Sednem jego fabuły jest próba ocalenia upadającego zakładu produkującego samochody terenowe Aro. Główny bohater, szef związku zawodowego, nie dowierza, że dyrektor – ściągnąwszy z Francji dwójkę inwestorów – rzeczywiście chce uratować fabrykę, i zaczyna na własną rękę szukać możliwości pozyskania kapitału, który by pozwolił na przejęcie zakładu przez załogę i kontynuację produkcji. Takim ratunkiem zdaje się być działająca w Bukareszcie klinika, skupująca dla amerykańskich klientów męskie nasienie. Trzeba tylko przekonać kolegów, że to właściwy i nie uwłaczający godności sposób na uratowanie miejsc pracy. Na pierwszy rzut oka fabuła wygląda dość absurdalnie, aczkolwiek podobno oparta jest na faktach. Trudno jednak zgadnąć, które z elementów mają realistyczne korzenie, a które są czystym wymysłem. Jedno jest pewne – naprawdę były tarcia przy prywatyzacji zakładów Aro, choć nie – jak by twórcy chcieli – na początku lat 90., a w roku 2003, kiedy chyląca się ku upadkowi firma została przejęta za 180.000 dolarów przez zagranicznego inwestora, wcale nie zamierzającego wywiązać się z podjętych zobowiązań. Czy wówczas zawiązała się jakaś oddolna inicjatywa pracownicza, mająca na celu ratowanie zakładu? To całkiem możliwe. Czy rzeczywiście ktoś wówczas rozważał oddawanie spermy za pieniądze? Wykluczyć się tego nie da. Ale sądzę, że na „Ślimaki i ludzi” trzeba raczej patrzeć jak na bajeczkę, w sposób zaskakująco lekki i ciepły pokazującą rozpad znanej od lat rzeczywistości i wdzieranie się w stabilną, choć biedną rzeczywistość wilczych praw rynku, bezlitosnych dla wielu grup społecznych, a już szczególnie dla robotników wielkich zakładów przemysłowych. Przy czym film ten nie stroni od scen smutnych i gorzkich, podając je w formie tak naprawdę łagodnej i dającej nadzieję na przyszłość, czego dobitnym potwierdzeniem jest chociażby finał opowieści – bardzo daleki od happyendu, a mimo to ciepły i wywołujący uśmiech na twarzy.  |  | ‹Maszyna do robienia gwiazd›
|
„Maszyna do robienia gwiazd” („La máquina que hace estrellas”), reż. Esteban Echeverría Sądząc po ilości argentyńskich filmów wyświetlanych na festiwalu należałoby uznać, że kino z tego kraju trzyma się całkiem nieźle i zaczyna walczyć o szerszą dystrybucję, pokazując światu, że nie jest już małym Kopciuszkiem, zrozumiałym i cenionym tylko na rodzimym rynku, ale że ma do zaproponowania także historie bardziej uniwersalne, które mogą trafić do gustu również widzom z innych kontynentów. Jedną z takich próbek możliwości ich kinematografii jest „Maszyna do robienia gwiazd”, zrealizowana w technologii trójwymiarowej animacja skierowana do młodszych odbiorców. Gdy z nieba znikają gwiazdy i zapada mrok, a wszyscy mieszkający na skalnych okruchach ludzie pogrążają się w czymś w rodzaju letargu, w kosmos rusza na starej rakiecie chłopiec, będący dalekim potomkiem budowniczych tytułowej maszyny i przekonany o tym, że tylko on może ją naprawić i przywrócić niebu gwiazdy. Wkrótce dołączają do niego robot z wiekowego, zrujnowanego warsztatu kosmicznego i malutki, niebieski przedstawiciel rasy budowniczych kosmosu. Razem muszą stawić czoło pewnemu niegodziwcowi, który ukradł światło gwiazd, i który wspomnianą maszynę zepsuł. Film jest mocno przegadany, zbędnie skomplikowany w kwestii zamieszkujących kosmos ras i momentami nadmiernie infantylny, niepotrzebnie też był robiony w 3D, skoro twórcy nie potrafili odpowiednio wykorzystać tej technologii. Nie da się mu jednak odmówić pewnej bajkowości przygód i chwalebnej oryginalności kreacji, dzięki czemu intryga zaskakująco skutecznie unika fabularnych klisz i jest oparta na znacznie mniejszej liczbie schematów, niż to się na ogół zdarza animowanym produkcjom wypuszczanym przez mniej znane studia. Nie ma co jednak ukrywać – jest to film w sumie dość przeciętny, i nawet jeśli ogląda się go bez przykrości, od czasu do czasu zaskakując się – oczywiście na plus – wyobraźnią twórców, to opowiadana historia szybciutko ulatuje z głowy.
 |  | ‹Ping Pong›
|
„Ping Pong”, reż. Hugh Hartford To chyba jeden z najpiękniejszych dokumentów, jaki w życiu widziałem. Nie wizualnie, a treściowo. Świetnie zrealizowany, nadzwyczaj pogodny mimo poruszanej tematyki, a także niebywale inspirujący i wskazujący drogę, którą ze wszech miar warto kroczyć. Jest to bowiem nie tyle film o ping pongu, ile o woli życia, o znalezieniu sposobu na zwalczenie przeciwności, okiełznanie słabości i cieszenie się życiem, póki jest czas i siły. Bohaterami filmu jest ósemka emerytów liczących sobie ponad 80 wiosen, którzy – częstokroć schorowani i zniedołężniali – utrzymują kondycję fizyczną przygotowując się do rozgrywanych co roku mistrzostw ping ponga w kategorii 80+. Kamera towarzyszy im w domu, gdzie poznajemy ich życie, pokazuje ich przygotowania (przykładowo jeden z Brytyjczyków ćwiczy na siłowni sztangą, zaś Szwed biega po lesie), a w końcu śledzi zmagania w Chinach, gdzie w kilku kategoriach ściera się o złote medale ponad dwa tysiące zawodników. W tym na przykład Australijka, która właśnie ukończyła sto lat, Niemka, która dzięki ping pongowi pokonała demencję i znalazła nowy cel w życiu oraz Chińczyk, który nie stroni ani od alkoholu, ani od papierosów. Albo inny Brytyjczyk, który pozbawiony jednego płuca i mający trzeci nawrót raka, tym razem już zdecydowanie śmiertelnego (poprzednio wycinano mu prostatę i nerkę; kości jednak usunąć się nie da), z ogromną determinacją pokonuje swoich przeciwników, mimo że od czasu do czasu dramatycznie traci oddech. Przy czym wszystko to jest podane z humorem, żadnym wymyślnym, a takim codziennym, szalenie naturalnym, biorącym się z dowcipkowania zawodników czy z dosadności niektórych ich wypowiedzi. Ten film budzi ogromny podziw dla sportretowanych w nim osób, tym bardziej, że to, co wyprawiają ci pingpongiści, z łatwością może zawstydzić większość czterdziestolatków, znacznie mniej od nich elastycznych. Po prostu wspaniałe, mądre i niesamowicie ciepłe kino.
Tytuł: Ślimaki i ludzie Tytuł oryginalny: Despre oameni si melci Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Rumunia Gatunek: komedia Ekstrakt: 70%
Tytuł: Maszyna do robienia gwiazd Tytuł oryginalny: La máquina que hace estrellas Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Argentyna Gatunek: animacja Ekstrakt: 50%
Tytuł: Ping Pong Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Wielka Brytania Czas projekcji: 80 min Gatunek: dokument Ekstrakt: 100% |