powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CXXI)
listopad 2012

Symfonia à la carte
Therion ‹Les Fleurs du Mal›
Czego z pewnością nie można odmówić Therionowi, to tego, że Szwedzi zdefiniowali pojęcie metalu symfonicznego. Imponujący dorobek, świetne pomysły, śmiałe eksperymenty z formą, hymn znany prawie przez każdego („To Mega Therion”) i bombastyczne orkiestracje – jeżeli kiedykolwiek ktoś stworzy aleję sław dla takich zespołów, to na jej otwarciu Christofer Johnsson powinien wjechać w lektyce przy wtórze fanfar. O ile kolejny album, jaki wypuści, będzie lepszy niż „Les Fleurs du Mal”.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹Les Fleurs du Mal›
‹Les Fleurs du Mal›
Za ostatnim albumem Theriona stoi dość dziwna historia – to swego rodzaju pożegnanie na pewien czas z fanami, bo Chrisowi zamarzyła się rock-metalowa opera. Zrozumiałe – krążki mają swoje ograniczenia i nawet gigantyczne przedsięwzięcie, jakim były najpierw wypuszczone symultanicznie „Lemuria” i „Sirius B”, a potem „The Miskolc Experience”, narzucało pewne limity. W końcu jednak doszło do pewnego zgrzytu przy pracy z wytwórnią i najnowszą płytę muzyk musiał sfinansować sam, bo Nuclear Blast nie było do końca przekonane do pomysłu.
I, szczerze mówiąc, po kilkudziesięciu przesłuchaniach, wcale się temu nie dziwię. Sformułowanie, że „Nuclear Blast sądziło, że będzie trochę zbyt spektakularna” (a które pojawiło się na stronie głównej zespołu) okazało się trochę PR-owym gadaniem. To, co zaserwowano na płycie, wydaje się zwyczajnie nie na miejscu. Do rzeczy jednak.
Christofer i jego zespół wzięli na warsztat piosenki francuskie, nagrali ich covery i wypuścili z okładką, jakiej nie powstydziłoby się Cradle of Filth. Pierwsze wrażenie z przesłuchania – festiwal chanson, co do którego wyraźnie słychać, czyja to robota (głównie dzięki aranżacjom), ale który wywołuje gruntowne osłupienie w słuchaczu. Po prostu nie wiedziałem, z czym to ugryźć, bo to jednocześnie jest Therion i nie jest – zupełnie obca stylistyka. Cóż, w poszukiwaniu sensu i zrozumienia przeszperałem internet i znalazłem aż trzy klipy promujące album, z czego dwa wyraźnie ze sobą powiązane.
Therion nigdy nie miał dobrych teledysków, ale seks w obskurnej toalecie w podrzędnym klubie to zabieg poniżej godności Marilyna Mansona (przynajmniej tak ukazany i w takim zestawieniu z muzyką). Wtedy już też wiedziałem – Christofer się chyba pomylił i przecenił swoje możliwości.
Zasadniczo na tej płycie są utwory złe i poprawne. Nie ma dobrych, bo jedyny, który aspiruje do miana takiego – czyli „Une fleur dans la coeur” – zostaje zamordowany przez dziwnie wstawiony w drugiej części motyw: niestrawny, zamieniający balladę w metalową papkę. W międzyczasie na krążku pojawia się „Mon amour mon ami” – spopularyzowany przez „8 kobiet”. Jest to kastracja i sprasowanie kawałka do pseudogotyckiej ballady (a początek zapowiadał się tak dobrze). „Polichinelle” się ratuje i jest właściwie osamotnionym, naprawdę przyzwoitym kawałkiem – tylko tak go skumulowano, że w tej sopranowo-blastowej nawałnicy coś ucieka. Piosenkę słucha się jednym tchem, a potem puszcza się drugi raz, bo nie można uwierzyć, że to już koniec. I nie chodzi tu o zachwyt, ale o rozczarowanie. Cóż, taki urok coverów. „Lilith” brzmi jak ordynarny odrzut z „Gothic Kabbalah”. „Wahala manitou” posiada pewien paryski sznyt, przywodzący w pierwszych sekundach na myśl Ataraxię i jej „Paris spleen”, tylko że zostaje on zabity – znowu – męskimi wokalami. Największą porażką jest jednak przywodzące na myśl od razu nieślubne dziecko Hammerfall i Luki Turilliego „Je n’ai besoin que de tendresse”, które jest po prostu zbiorem wrzasków kastrata. Niby taka konwencja, niby zróżnicowanie, ale po prostu głowa boli. Jeżeli dodać do tego koszmarny wręcz akcent piosenkarzy (cóż, ten język jest jak organy kościelne – srodze karze najdrobniejsze potknięcie), to wrażenia są, szczerze mówiąc, nieciekawe.
Przez pewien czas myślałem, że po prostu się czepiam (co dziwne, bo Therion to jeden z moich ulubionych zespołów, a „Sitra Ahra”, czyli ostatnie ich dokonanie, uważam za majstersztyk), ale gdy znajomy Francuz po przesłuchaniu powiedział, że dla niego to jest kpina… Cóż, każdemu zdarzają się potknięcia. Rzecz w tym, że na tle poprzednich dokonań i ekshibicjonistycznych wypowiedzi Chrisa na stronie internetowej można odnieść wrażenie, że ktoś tu po prostu chciał zrealizować marzenia, na które mu zła wytwórnia nie pozwalała.
Chrisowi i zespołowi należą się na pewno owacje na stojąco za chęć zmierzenia się z niewątpliwie trudnym tematem, jakim jest hermetyczna piosenka francuska. Wykonanie pokazuje jednak, że tego rodzaju muzyki lepiej jest nie tykać. Nie w tej konwencji – człowiek naraża się na śmieszność. Wszystkie dotychczasowe atuty okazały się po prostu przeszkodami na drodze do nagrania dobrej płyty. Krążek jest średni, męczący i tylko ma momenty. A to o wiele za mało, jak na zespół takiego kalibru.



Tytuł: Les Fleurs du Mal
Wykonawca / Kompozytor: Therion
Data wydania: 21 września 2012
Nośnik: CD
Czas trwania: 47:56
Gatunek: metal
EAN: 045635183643
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) Poupée de cire, poupée de son: 2:51
2) Une fleur dans le coeur: 3:03
3) Initials B.B.: 3:44
4) Mon amour, mon ami: 4:35
5) Polichinelle: 2:28
6) La Maritza: 3:54
7) Soeur angélique: 3:05
8) Dis-moi poupée: 3:24
9) Lilith: 2:30
10) En Alabama: 2:39
11) Wahala manitou: 2:34
12) Je n'ai besoin que de tendresse: 2:14
13) La licorne d'or: 2:45
14) J'ai le mal de toi: 2:51
15) Poupée de cire, poupée de son: 2:31
16) Les sucettes: 2:40
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

136
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.