Co mają ze sobą wspólnego turbot, zając szarak, patyczak i docent Jakub Szelestowski z „Barw ochronnych” (1976) Krzysztofa Zanussiego? Każdy z nich potrafi świetnie dostosować się do środowiska, w którym żyje. O ile jednak, przedstawiciele świata zwierząt używają ubarwienia ochronnego, by nie skończyć w gardzieli jakiegoś drapieżnika, o tyle bohater filmu Zanussiego musi uciekać się do mimezji, by przetrwać wśród osobników swojego gatunku.  | ‹Barwy ochronne›
|
Obraz Zanussiego skupia się na problemie konformizmu jako świadomego wyboru, który z pragmatycznego punktu widzenia, gwarantuje bezpieczny ale ograniczony rozwój kariery, za to od strony etycznej, powoduje zastój indywidualnych dążeń i celów, upłynnionych w kontrolowanej przez górę bezosobowości. W „Barwach ochronnych” przyglądamy się tej postawie na przykładzie środowiska naukowego. Z pewnością we wnikliwej obserwacji tej grupy społecznej pomogły własne doświadczenia Zanussiego, który zdążył przewinąć się przez trzy uczelnie, próbując swoich sił w tak odmiennych dziedzinach jak fizyka (UW), filozofia (UJ) i w reszcie, zakończona zdobyciem dyplomu, reżyseria (PWST). Echa studenckich doświadczeń są już widoczne w jego wcześniejszych filmach: w kinowym debiucie „Struktura kryształu” (1969) fizyk po habilitacji (Andrzej Żarnecki), odwiedza swojego dawnego przyjaciela z czasów studiów (Jan Mysłowicz), świetnie zapowiadającego się naukowca, który zrezygnowawszy z kariery, zaszył się gdzieś na głębokiej prowincji; w telewizyjnym Za ścianą (1971) doktorantka (Maja Komorowska) szuka pomocy u docenta (Zbigniew Zapasiewicz); w Iluminacji (1972), czerpiącej z poetyki pracy naukowej, otrzymujemy wtrąconą rozmowę dwóch młodych fizyków, a sam Zanussi – traktujący ten film jako rodzaj autobiografii – szukał odtwórcy głównej roli wśród osób, które tak jak on, studiowały zarówno fizykę, jak i filozofię. Wszystkie te filmy, zbudowane na osobistych doświadczeniach reżysera, portretowały inteligencję jako grupę społeczną, konfrontującą racjonalizm i wiarę w naukowe poznanie z postawami, które odnoszą się nie do scjentyzmu, a do indywidualnego poczucia moralności. Dlatego też, „Barwy ochronne” wydają się naturalnym i konsekwentnym rezultatem poszukiwań reżysera, artystycznym spełnieniem próby uchwycenia rozterek środowiska inteligenckiego. Filarem obrazu Zanussiego, podobnie jak w jego poprzednich filmach, jest coincidentia oppositorum, zderzenie dwóch przeciwstawnych postaw. W przypadku „Barw ochronnych” jest to konfrontacja racji młodego magistra Jarosława Kruszewskiego (Piotr Garlicki) i obeznanego z regułami panującymi na uczelni docenta Jakuba Szelestowskiego (Zbigniew Zapasiewicz). Akcja dzieje się na obozie studenckim w tych zamierzchłych czasach, kiedy skończenie studiów było społeczną nobilitacją, a z dyplomem magistra odbywano peregrynację od rodziny do rodziny, wywołując sensację wśród sąsiadów. Głównym celem obozu, oprócz części rekreacyjnej, było przeprowadzenie konkursu referatów z językoznawstwa. Jednak wątpliwości wśród studentów wzbudza fakt, że wśród jury zabrakło jednego z toruńskich naukowców. Kruszewski, jako świeżo upieczony magister i opiekun obozu, solidaryzuje się ze studentami i postanawia dowiedzieć się, jakie były przyczyny tej nieobecności. Okazuje się, że naukowiec został skreślony z listy zaproszonych gości przez samego Prorektora, który, zgodnie ze słowami Szelestowskiego, nie przepada za toruńską kadrą naukową. A to dopiero początek… Docent z nieukrywaną radością przekazuje młokosowi co raz to nowe fakty o kulisach pracy na uczelni, która sprowadza się głównie do tego, aby zadowolić wymagania Prorektora. Tym bardziej ryzykowną wydaje się decyzja Kruszewskiego, by zakwalifikować do konkursu pracę toruńskiego studenta i to w dodatku z drobnym naruszeniem regulaminu. Odważna, z punktu widzenia własnej kariery, decyzja nie ma jednak większego znaczenia – z góry było wiadomo, kto zdobędzie nagrodę, w myśl zasady wygłoszonej przez Szelestowskiego: Nie liczy się jakość, ale to u KOGO się pisze. Powolne odsłanianie przez docenta zasad uczelnianej egzystencji rodzi w młodym magistrze brak zgody na zaistniałą sytuację. Jednak jego gorączkowy idealizm i nadanie sobie roli poprawiacza świata razi naiwnością i przypomina walkę z wiatrakami. Cała kadra jest w pełni zależna od Prorektora, a warunkiem utrzymania się na fali i otrzymania szansy na jakąkolwiek karierę naukową jest akceptacja tych warunków. Dlatego postawa docenta ma niejednoznaczny charakter. Z jednej strony jest cynicznym i pewnym siebie ignorantem, którego kpiarski stosunek do ogólnoludzkich wartości wyznawanych przez Kruszewskiego, uderza bezczelnym nihilizmem. Sam zresztą pozwala sobie na autorytarne metody rozprawienia się z niesubordynowanymi studentami – gra nazwiskami i ucieka się do aluzyjnego szantażu. Z drugiej zaś strony, w diaboliczności Szelestowskiego możemy znaleźć przejaw próby uratowania Kruszewskiego poprzez unaocznienie mu moralnego niebezpieczeństwa, jakie kryje się za stopniowym zanikaniem asertywności i niezależności decyzyjnej. „Barwy ochronne”, oprócz stawiania pytań o kondycję moralną współczesnego człowieka, są dość ostrą satyrą na całe środowisko akademickie. Chociaż sam Zanussi zapewniał w wywiadach, że nie należy traktować jego filmu jako próby opisu socjologicznego, to nie sposób zauważyć dość celnego sportretowania naszego społeczeństwa. Sama konstrukcja postaci Prorektora (Mariusz Dmochowski), przypominającego bardziej właściciela bazaru, a nie szanowanego naukowca, który zbudował swoją karierę na wykańczaniu konkurentów i posługiwaniu się nie swoimi osiągnięciami jest dość odważnym portretem człowieka władzy. A pomysł, żeby napuszczać wodę do basenu dzień przed zakończeniem obozu, tylko po to, aby Prorektor mógł spełnić swoją zachciankę, wydaje się celną demonstracją wiernopoddańczej i nieraz absurdalnej relacji między pracownikami a przełożonym. Okazuje się, że zmiany tych feudalnych stosunków mogą przyjść tylko z zagranicy: Włoch przynosi rewolucję obyczajową, za to Nelly (Christine Paul-Podlasky) – Angielka o polskich korzeniach, kompletnie nie rozumiejąca panujących w Polsce zwyczajów – prezentuje studentom metody obywatelskiego nieposłuszeństwa – w końcu na Zachodzie to student (obywatel) decyduje o losie jego wykładowcy (władza). Oprócz wplecenia w fabułę elementów antysystemowych, Zanussi wypowiada się także w kwestiach światopoglądowych, chociażby o feminizmie. Reżyser przedstawił jedną z członkiń jury jako niesympatyczną facetkę, która z obrzydzeniem patrzy na bachory i wymaga używania żeńskich końcówek w nazwach zawodów. Lecz jej cała ideologiczna otoczka blaknie, kiedy pozwala całować się w rękę Prorektorowi (choć nie jestem pewien, na ile było to zamierzone, a na ile jest to moja szarża interpretacyjna). Niechęć do feminizmu została Zanussiemu do dziś. W tym roku skończył pisać scenariusz o zgubnych skutkach działalności ruchu kobiecego, lecz projekt nie otrzymał dofinansowania z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jak daleko nie odbiegł od rzeczywistości scenariusz „Barw ochronnych” przekonał się sam Andrzej Wajda. Podczas Konkursu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku w 1977 roku jego „Człowiek z marmuru” nie dostał żadnej statuetki (oprócz Nagrody Jury Dziennikarzy wręczonej poza częścią oficjalną na schodach gmachu, w którym odbywała się ceremonia). Taki wynik jury pod przewodnictwem Czesława Petelskiego (twórcy filmów socrealistycznych i propagandowych, członka PZPR od 1948 roku aż do rozwiązania partii) został wymuszony przez wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego. Przeciwwagą dla filmu Wajdy miały być właśnie „Barwy ochronne” (swoją drogą także powstające z perypetiami), nagrodzone m. in. Złotymi Lwami. Jednak sam Zanussi nie kwapił się po odbiór statuetki. Po pierwsze, kręcił w tym czasie film dokumentalny w Krakowie, a po drugie, podejrzewał jakie są rzeczywiste przyczyny przyznania nagrody właśnie jemu, a nie Wajdzie. Sam zresztą w geście solidarności z reżyserem umieścił w „Barwach ochronnych” popiersie Birkuta jako element scenografii. Ale dla partyjnych aparatczyków, a z pewnością należał do nich Janusz Wilhelmi, odległości geograficzne nie stanowiły problemu, i do Krakowa podstawiono specjalny samolot rządowy, który miał zawieźć reżysera do Gdańska. Zanussi nie dał za wygraną i namówił pilota, aby ten nie startował, tłumacząc swoją decyzję awarią samolotu… Skoro można nie bacząc na koszty zapełnić basen wodą dla Pana Prorektora, to w imię honoru władzy i samolot się znajdzie. To były czasy. Na szczęście, teraz w wolnej Polsce liczą się kompetencje i umiejętności, a nie jakieś tam układy…
Tytuł: Barwy ochronne Data premiery: 28 stycznia 1977 Rok produkcji: 1977 Kraj produkcji: Polska Czas projekcji: 106 min Gatunek: dramat |