powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXII)
grudzień 2012

Ballada po gangstersku
John Hillcoat ‹Gangster›
„Gangster” to prawdziwie romantyczna filmowa ballada dla twardzieli: kino mocne, przykuwające uwagę westernową widowiskowością, a równocześnie wskrzeszające atmosferę amerykańskich lat 30. – czasu absurdów, w którym rodziły się legendy.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Gangster›
‹Gangster›
Jak pięknie można opowiadać o prohibicji! Czasy brylantyny we włosach, pierwszych Fordów na drogach i prymu gangsterów, których prawo się nie imało, stały się tłem do wydarzeń nominowanego w Cannes do głównej kategorii „Gangstera”. Podstawa filmowej fabuły to wydana w 2008 roku powieść Matta Bonduranta „The Wettest Country in the World”, w której amerykański pisarz opowiedział, wspierając się rodzinnymi podaniami i dostępną dokumentacją, w miarę możliwości prawdziwą historię jego dziadka, Jacka i dwóch wujów, Forresta i Howarda Bondurantów – bodaj największych bimbrowników stanu Wirginia czasów prohibicji. Ani sąsiednia konkurencja, ani prawo, ani nawet rządzące wówczas gangi nie przeszkodziły nieugiętej familii w uprawianiu popularnego procederu. Jeśli na początku lat 20. „ognie nielegalnych gorzelni świeciły o północy jak świeczki na choince”, to w następnej dekadzie hrabstwo Franklin (w którym rzecz się dzieje) miało jedną taką świeczkę – była nią akurat działająca wytwórnia Bondurantów. Opowieść o „Niezniszczalnych”, bo tak mówiło się o tym klanie, natychmiast obrosła mitem i romantyczną poetyckością. Reżyserskie dłonie Australijczyka Johna Hillcoata (odpowiedzialnego notabene za znakomitą „Propozycję” z 2005 roku) oprawiły tę historię westernową widowiskowością czyniąc ze wschodniej prowincji Stanów Zjednoczonych istny Dziki Zachód rodem z filmów Sama Peckinpaha.
Nasycony krwistą brutalnością honor nieposkromionych Bondurantów nie pozwala im na jakiekolwiek ustępstwa wobec prawa. Uosobieniem ostatniego jest agent specjalny Charlie Rakes w wykonaniu znakomicie przerysowanego, chciałoby się powiedzieć komiksowego Guya Pearce’a. Jego perwersyjne zachowanie wespół z dandysowską powierzchownością daje nam obraz skrajności, celnie odzwierciedlających niedorzeczności, w których nurza się ówczesne prawo. Podczas gdy absurdalne ustawodawstwo wywarza drzwi do każdej niemal nielegalnej gorzelni, wrota siedziby Forresta, Howarda i Jacka pozostają nienaruszone, a nawet jeśli, natychmiast wstawiane są z powrotem. Lojalność braci nie zostaje poddana w wątpliwość, gdy głową rodziny jest charyzmatyczny Forrest. Tom Hardy tworzy tu postać jeśli nie centralną, to na pewno najmocniej przykuwającą uwagę; każdy jego gest, każde mrugnięcie jest w trakcie seansu pochłaniane przez widza niczym kropla wody przez spragnionego. To porównanie ma choć w małym stopniu oddać mój podziw wobec Hardy’ego, który wykonuje najlepszą rolę w swojej i tak wysokiej klasy dotychczasowej filmografii. Oszczędny w ruchach Forrest jest jak zaspany niedźwiedź o zblazowanym spojrzeniu, a równocześnie inteligentny przewodnik stada; tonuje emocje, a mimo to czekamy jak na szpilkach na ich gwałtowne uzewnętrznienie. Okazją do tego jest styczność z Rakesem, który nie spocznie, dopóki nie odbierze haraczu bądź nie wysadzi w powietrze ostatniej dzikiej gorzelni.
Mimo niejakiej typizacji bohaterów, efektownej dezynwoltury niektórych postaci (mowa o na powrót błyskotliwym Garym Oldmanie w roli poszukiwanego mordercy i gangstera – Floyda Bannera), mimo przedstawienia typowo męskiego świata, w którym spojrzeniem rodem z Sergia Leone mierzy się siły i szanse na zwycięstwo – mimo tej mocno gatunkowej otoczki, „Gangster” jest także, a może przede wszystkim, opowieścią o dojrzewaniu i przemianie. Dojrzewaniu najpierw nieopierzonego, tchórzliwego, pragnącego dojrzeć Jacka, narratora i głównego uczestnika opowieści (w tej roli Shia LaBeouf); także przemianie Forresta, który skontrapunktowany przez wieloznaczną Maggie (nominowana do Oscara za „Drzewo życia” Jessica Chastain), dziewczynę pokrzywdzoną, dzięki niej właśnie choć na chwilę wyswobodzi się z grubej skorupy mrukliwego, bezuczuciowego twardziela. Prawie każda postać w „Gangsterze” wychodzi z historii odmieniona: albo z kulką w ciele, albo z uszczerbkiem na psychice, który ostatecznie okazuje się często zbawienny.
Dramatyczna historia Bondurantów opowiedziana przez najmłodszego z nich, wzbogacona nowymi aranżacjami klasycznego amerykańskiego folku spod znaku Ralpha Stanleya i country z drugiej strony (muzyka autorstwa Nica Cave’a), plus po trosze nawet elegijny charakter opowieści, wizualne dopracowanie (ach, te panoramy!) oraz nieśpieszne tempo opowiadania czynią z „Gangstera” nietypową a równocześnie niezwykle liryczną balladę. Co ciekawe, wydźwięk ideologiczny opowieści jest tożsamy z tym pozostawionym przez Olivera Stone’a w jego ostatnim filmie, „Savages: ponad bezprawiem”. Jeśli więc zestawić ze sobą te dwa obrazy, to żal serce ściska, że czasy prohibicji minęły. Poezja, którą wzbogacił Hillcoat tamte czasy, czynią z niego prawdziwego filmowego barda, który utwierdza legendy, za którymi wciąż tęsknimy, których słuchać możemy w nieskończoność.



Tytuł: Gangster
Tytuł oryginalny: Lawless
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 23 listopada 2012
Reżyseria: John Hillcoat
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w: Empik.com
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

70
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.