Istnieje więcej niż jedna fizyka. Istnieją nawet takie, które wzajemnie się wykluczają. Jak w takiej rzeczywistości tłumaczyć zasady rządzące Wszechświatem? Co więcej, jak żyć w takiej rzeczywistości? Odpowiedzi na te pytania podsuwa nam M. John Harrison w „Świetle” - kolejnej po „Viriconium” powieści wydanej przez MAG w ramach „Uczty Wyobraźni”.  |  | ‹Światło›
|
Powieść została podzielona na trzy pozornie niezależne wątki. Chronologicznie najstarszy z nich osadzony jest u schyłku ubiegłego millenium – w 1999 roku. Michael Kearney to fizyk kwantowy prześladowany przez tajemniczą istotę – Shrandera. To właśnie ta potrafiąca przybrać wiele form postać popycha naukowca do kolejnych mordów na kobietach, co sukcesywnie oddala cień prześladowcy na jakiś czas. Dwa kolejne wątki rozgrywają się w 2400 roku. Seria Mau jest kosmiczną piratką zintegrowaną z K-statkiem – pojazdem będącym reliktem z czasów panowania dużo starszej, tajemniczej rasy. Rozerwana między sennymi wspomnieniami z dzieciństwa a wielowymiarową matematyczną egzystencją na statku, toczy nieustanne boje między pociągiem do cielesności a wzgardą dla niej. Ostatni z wątków, równoległy do poczynań Serii Mau, koncentruje się na losach Eda Chianese. Ed to „twink”, wirtualny ćpun uzależniony od sztucznie wykreowanych rzeczywistości. Właśnie ta używka wpędza go w długi, a co za tym idzie także w spore kłopoty… Harrison w „Świetle” miksuje twarde science fiction z metafizyką przesyconą symbolizmem. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, w powieści sprawdza się znakomicie. Międzygwiezdne wojaże, kosmiczne bitwy mierzone w nanosekundach czy wirtualne rzeczywistości przeplatają się gęsto z oniryczno-surrealistycznymi, retrospekcyjnymi wizjami wprost z psychiki bohaterów. Mroczne strony człowieczeństwa wypływają na wierzch, by za chwilę tonąć w prozie codzienności i wyborów, w których nie ma „dobrego” wyjścia. Pragnienia, fobie i obawy ludzi, których dzieli przeszło 400 lat są zaskakująco podobne. Harrison płynnie przechodzi od fizyczności do duchowości, przeplata zwyczajność z nadzwyczajnym, by ostatecznie pogodzić ze sobą fizykę i metafizykę. Wszystko to zaś przybiera formę ekscytującej opowieści. Po co to wszystko? Wydaje się, że „Światło” jest swoistą drogą do poszukiwania nowego człowieczeństwa. Próbą jego przedefiniowania, ale także przesuwania go do ekstremum, nie tylko stawianiem o nie pytań, ale także jego granice. A te nie są wcale takie oczywiste. Postacie, które przewijają się przez karty powieści to galeria indywidualności. To jednostki będące na skraju szaleństwa, doświadczone przez los. Decydujące się na autodestrukcję, nie widząc już innego wyjścia po tym, gdy widziało się już wszystko. Z jednej strony mogą wydawać się odczłowieczone, jak pilotka K-statku, która praktycznie rzecz biorąc jest człowiekiem tylko z nazwy. Każdy z nich wędruje własną ścieżką przez życie, będące w znacznej mierze pasmem cierpienia mającego różne źródła. Jak sobie z tym poradzą, to już inna kwestia. Jedno jest jednak pewne. Nie pozostanie to bez znaczenia. Styl Harrisona zasługuje na największe z możliwych pochwały. Rozbudowana narracja, operująca zakresem od wulgaryzmów po niemal poetyckie fragmenty, tworzy niesamowitą, plastyczną wizję. Opisy kosmicznych bitew, które w znacznej części tego typu prozy stanowią zlepki grafomańskiego bajdurzenia z potokiem pseudotechnicznych pojęć, tutaj naprawdę porywają, tym bardziej że większość z nich trwa zaledwie nanosekundy. Harrison świetnie oddaje to narracyjnym, przejrzystym zalewem zdarzeń, które często dzieją się w kilku wymiarach jednocześnie. A może nawet i między nimi. Jest też w „Świetle” sporo smaczków i odniesień: do klasyków fantastyki (ale także literatury w ogóle), muzyki rockowej czy telewizji. Uważny czytelnik może śmiało bawić się w ich wychwytywanie, co daje dużą frajdę i satysfakcję. „Światło” nie jest powieścią dla wszystkich, chociaż niewątpliwie każdy miłośnik fantastyki powinien po nią sięgnąć. Harrison tworzy nową jakość na utartym gruncie literatury wyobraźni. Wynosi ją ponad sztampowe ramy, poniekąd nadal się w nich obracając. I tu tkwi właśnie prawdziwy geniusz Harrisona – pozostając fantastą, przestał być tylko nim. To samo twierdzenie można odnieść też do jego prozy. „Światło” to powieść-łamigłówka: odpowiedź jest w niej zawarta w postaci poszczególnych wątków, czasami pojedynczych zdań. Pobudza umysł czytelnika stawianymi przez siebie pytaniami. Pytaniami, które, mimo że nie są stawiane wprost, trafiają w samo sedno.
Tytuł: Światło Tytuł oryginalny: Light Data wydania: 5 lutego 2010 ISBN: 978-83-7480-157-7 Format: 304s. 135x202mm; oprawa twarda Cena: 35,– Ekstrakt: 90% |