powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXII)
grudzień 2012

Czysta chemia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Ale nie rozmawiam o nim ze służącym! Z nikim w domu! A może… – pułkownik nagle zbladł. – Mówił pan, że ten środek prawdopodobnie jest przyjmowany z pokarmem?
– Pokarmem, napojem… Ma słabo wyczuwalny, ale jednak dość charakterystyczny aromat, więc powinien być podawany z czymś, co tę woń zamaskuje.
– Orzeszki! – wrzasnął Brugge. – Orzeszki, psiakrew! Zawsze kupuję je w drodze do pracy, ale parę dni temu miały jakiś dziwny smak, więc zjadłem najwyżej ze dwa. Nie pamiętam, co zrobiłem z resztą… pewnie zabrałem do domu, a Winston… Może oduczy się wreszcie naśladowania moich nawyków!
– Czyli celem był pan sam – podsumował Hauke. – I tylko przypadek sprawił…
– Winston mało nie umarł – przypomniał Brugge. – Co przyszłoby Pellattiemu z otrucia mnie?
– Nic. Ale nie sądzę, by to miał na myśli. To prawdopodobnie kolejny przypadek – Winston musiał być uczulony na któryś ze składników. Są ludzie, którzy nie mogą pić mleka, osobiście znałem takiego, co się udusił po zjedzeniu krewetek… – Otto wzruszył ramionami.
– Jedziemy do niego – zadecydował Brugge. – Tym razem nie wywinie się, sukinsyn, aresztuję go!
– Obawiam się, że będzie trudno – ostudził go Hauke. – Teoria eksterioru nie jest uznawana przez środowisko naukowe, a fakt, że Charpentier oszalał, nie przysparza jej powagi. Poza tym, jak pan udowodni, że to właśnie Pellatti był podróżnikiem?
– Drań wyprze się wszystkiego… – Brugge smętnie pokiwał głową. – Ale to nic, i tak tam pojedziemy. Niech wie, że wiemy.
• • •
Odźwierny w ambasadzie przywitał ich porozumiewawczym skinieniem głowy – jak większość służby, był człowiekiem Mathilde Nieuwman. Ambasador z powodu choroby nie przyjmował gości, poprosili więc o spotkanie z jego małżonką i czekali teraz w obszernym salonie, aż ta zechce do nich zejść.
Pojawiła się wreszcie, szeleszcząc na schodach długą popielatą suknią – i Brugge jak zwykle zamarł na chwilę, olśniony jej urodą. Anna Pellatti była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie znał – i nic nie przeszkadzało, że właściwie w ogóle nie była w jego typie. Nie lubił wszak ciemnych włosów ani śniadej cery, ani wielkich, czarnych oczu o migdałowym kształcie, ani powolnego, jakby sennego głosu. Wcale.
Tym razem piękne oczy pani ambasadorowej były podkrążone i zaczerwienione, a twarz nienaturalnie blada. Widać było, że kobieta walczy ze znużeniem, jakby nie spała całą noc – i Brugge pomyślał, że sprawy w ambasadzie muszą wyglądać gorzej, niż sądzono.
– Nie mogą panowie zobaczyć się z moim mężem – przywitała ich chłodno Pellatti. – Sądziłam, że sekretarz wytłumaczył to panom wystarczająco jasno.
– Nalegamy – Brugge nie miał zamiaru ustąpić. – Sprawa jest najwyższej wagi i tylko pan ambasador…
– Pan ambasador jest chory! – przerwała mu. – Proszę uszanować spokój tego domu, albo…
– Nie wezwali państwo lekarza – mruknął pod nosem Hauke. Ciemne oczy kobiety błysnęły wściekle.
– Proszę natychmiast wyjść. Dzwonię po służbę – głos Anny Pellatti łamał się, jakby powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Po chwili w drzwiach stanął kamerdyner. – Jakob, panowie już wychodzą. Odprowadź ich.
Brugge niemal niedostrzegalnie pokręcił głową. Jakob stał nieruchomo, z kamienną twarzą.
– Słyszałeś? Słyszałeś? Wyprowadź ich! Albo natychmiast cię zwolnię! – opanowanie opuściło ją całkowicie. – Mają się wynosić!
– Nigdzie się nie wynosimy, pani Pellatti – głos Brugge’a był twardy i nieustępliwy. – Musimy zobaczyć się z pani mężem i uzyskać od niego odpowiedzi na kilka pytań. I proszę nie straszyć Jakoba, to nasz człowiek, nie zrobi to na nim wrażenia…
– Panowie nie rozumieją… – jęknęła ambasadorowa. – Mój mąż…. On naprawdę…
– Ja chyba wiem, co się stało, pani Pellatti – odezwał się cicho Hauke. – To było przedwczoraj wieczorem albo w nocy, prawda? Pan ambasador eksterioryzował się, jak wiele razy wcześniej. Ale teraz coś poszło nie tak – zagubił się, nie może wrócić. Nie ma z nim kontaktu, nie widzi, nie słyszy, nie rusza się… Mam rację?
Kobieta spojrzała na niego z przerażeniem w oczach i wybiegła, zanosząc się płaczem.
– Dobrze – odetchnął Brugge. – Obawiałem się, że będę musiał ją zakuć. Jakob, zaprowadź nas do pana ambasadora.
Kamerdyner zawahał się lekko, lecz w końcu odwrócił się, wskazując obu mężczyznom drogę. Ruszyli korytarzem w stronę prywatnej części rezydencji. Po chwili uchyliły się przed nimi proste, lakierowane na biało drzwi. W sypialni było ciemno i duszno, grube zasłony zostały szczelnie zaciągnięte, światło dawała tylko niewielka lampka z mlecznym kloszem.
Pellatti leżał w skłębionej pościeli, nieruchomy, sztywny jak trup. Siedząca przy jego łóżku siwa kobieta w skromnej brązowej sukni zerwała się, próbując bronić dostępu do swego pana, lecz Brugge odsunął ją na bok jednym energicznym ruchem. Podeszli bliżej. Wystarczył jeden rzut oka na bladą, zapadniętą twarz i oczy o martwym, nieobecnym wyrazie, by ich diagnoza zyskała potwierdzenie. Jaźń Pellattiego krążyła gdzieś w przestrzeni, nie mogąc wrócić do ciała.
– Skończył jak Charpentier… – wyszeptał ze współczuciem Hauke.
Pułkownik natomiast nie współczuł ambasadorowi. Łysy sukinsyn dostał, na co zasłużył. Sprawa skończona. Teraz należy wrócić do biura, napisać raport… na wszelki wypadek nie wspominając w nim jednak o hipotezie Haukego. Ambasadora powaliła tajemnicza, nieznana choroba. Został wyeliminowany z gry. Nie mamy z tym nic wspólnego.
Gdy opuścili rezydencję, odetchnął głęboko. Dzień wydał mu się z nagła bardziej słoneczny, kolory wyrazistsze… Obok nich przebiegł ze swym koszem sprzedawca prażonych orzeszków. Pułkownik już sięgnął do kieszeni po drobne, lecz powstrzymał się w pół gestu.
Niektórych nawyków naprawdę warto się pozbyć.
powrót; do indeksunastwpna strona

8
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.