Jak co roku proponujemy zabawę w wybieranie najseksowniejszych aktorów minionego sezonu. Bierzemy pod uwagę tylko występy w filmach, które gościły na ekranach polskich kin. Najwyraźniej poziom seksowności wzrasta, bo po 10 kandydatach kilka lat temu, 12 ostatnio, dziś mamy aż 15 wytypowanych do naszej, jakże prestiżowej, nagrody. George Clooney („Idy marcowe”) Clooney jest jak dobre wino – zdążył już się zestarzeć, ale nie octuje. I chociaż w tym roku za głośno o nim nie było, to jednak fakt, że nasz wieczny kawaler (z drobną, czteroletnią wyrwą) cały czas działa, powoduje, że zasługuje na wrzucenie go na listę seksownych (zwłaszcza że zdominowało ją młode pokolenie). Nikolai Coster-Waldau („Łowcy głów”) Nikolai Coster-Waldau (a właściwie jego bohater) w „Łowcach głów” reprezentuje to wszystko, czym chciałby być głowny bohater – jest szalenie przystojny, magnetyzujący, bogaty, emanujący pewnością siebie i zdeterminowany. A przy okazji jest także doskonale wyszkolonym zabójcą, ale przecież to już detal. Coster-Waldau znakomicie oddaje uroki swego bohatera, a jego kariera nabiera rozpędu. Jeśli nawet nie widzieliście „Łowców głów”, powinniście kojarzyć go z „Gry o tron”. Agent 007 regularnie udawadnia, że z listą seksownych nie zamierza się rozstawać. Chociaż nia ma klasycznej urody, to uwodzi elegancją, stylem i oszczędnością wyrazu. W „Skyfall” nawet Javier Bardem docenił dominującą fizyczność Craiga, to jak mają go zignorować kobiety? Craig reprezentuje typ szorstki i pierwotny, dlatego z Bondem, który w jego wykonaniu sprawdza się znakomicie, pewnie też długo się nie pożegna. Marcin Dorociński („Róża”, „Lęk wysokości”, „Obława”) Nasz polski rodzynek listy oferuje nie tylko atrakcyjny wygląd i wymiętoszony, męski styl spod szyldu „nie zależy mi”. Najważniejsze jest to, że Dorociński nie zadowala się zachwytem kobiet i nie grywa w łatwych komedyjkach, które umieściłyby go w gronie najbardziej rozpoznawalnych aktorów-celebrytów, tylko poszukuje. Nie przez przypadek w zeszłym roku pojawił się na srebrnym ekranie w aż trzech bardzo dobrych, a nawet wybitnych produkcjach („Róży” Wojtka Smarzowskiego). A uroda i charakter to najatrakcyjniejsze połączenie. Robert Downey Jr. („Avengers”, „Sherlock Holmes: Gra cieni”) Robert Downey Jr. to typowy przykład człowieka, który wystarczy, że się pojawi na ekranie, a dziewczyny szaleją. Co prawda sam aktor już lekko „statusiał”, jednak błysk w oku pozostał ten sam, a dezynwoltura, z jaką kreuje swoich bohaterów, powoduje, że niektórzy idą do kina dla niego, a nie dla filmu. I trudno powiedzieć, czy największymi atutami Sherlocka i „Avengersów” są właśnie filmy jako filmy, czy RDJ (a na pewno nie ma co pytać o to jego fanek). Jean Dujardin („Artysta”) Przystojniak w stylu retro. Oczywiście, Jean Dujardin jest przystojniakiem jak najbardziej współczesnym, ale w „Artyście” wciela się jakże przekonująco w amanta niemego kina – idealne połączenie cech Rudolfa Valentino, Douglasa Fairbanksa i Errola Flynna. Uroczy. Chuchro z miną dzieciaka przybrało na wadze i jako Kapitan Ameryka zaczęło prężyć radośnie muskuły, tudzież czasem błyszczeć torsem w opiętym trykocie. Wraz z młodą twarzą wygląda bardziej jak model niż jak aktor, ale jakoś udaje mu się uniknąć bycia sztucznym. Michael Fassbender („Wstyd”, „Prometeusz”) W 2012 roku o Fassbenderze było głośno dzięki roli we „Wstydzie”, nie tylko ze względu na jego rewelacyjne aktorstwo, lecz również na inne atuty aktora. Atuty tak wyraźnie pokazane na ekranie, że sam George Clooney, odbierając Złoty Glob na ceremonii 2012 roku, skupił się na tym, że Fassbender mógłby grać w golfa z rękami założonymi za plecy. Ale oprócz odwagi w obnażaniu się, aktor uwodzi stylem, profesjonalizmem i głębokim spojrzeniem. Ryan Gosling („Idy marcowe”) Klata jak z Photoshopa, wzrok spaniela i nieśmiertelny uśmiech zmęczonego playboya – czyli witamy Ryana Goslinga. Braki innego rodzaju wynagradza w 100% aparycją. A nie dość, że powoduje omdlenia co delikatniejszych przedstawicielek płci pięknej, to jeszcze ma dobrą opinię u krytyków. Ich nie interesuje jednak to, że Gosling doczekał się nawet… gumowej lali ze swoją podobizną! Tom Hardy („Mroczny Rycerz powstaje”, „Gangster”) Hardy to przypadek podobny do Daniela Craiga: charyzmatyczny twardziel i mruk, który ma w sobie to „coś” przyciągające uwagę. W „Gangsterze” był jednym z najjaśniejszych punktów obsady, a to, jak patrzył na Jessikę Chastain przyprawiało o ciarki. Chris Hemsworth („Avengers”, „Królewna Śnieżka i Łowca”, „Dom w głębi lasu”) O ile następny seksowny na liście to typowy bad boy ze skłonnością do psot, o tyle Chris Hemsworth jest raczej typem faceta, do którego chętnie przytuliłaby się większość kobiet w nadziei, że je obroni swoim młotem przed jakimś Lokim. I tak po raz pierwszy od czasów Beowulfa wiking (a raczej ich bóg) nie wygląda jak zapuszczony niedźwiedź gdzieś znad norweskich fiordów. Brad Pitt („Zabić, jak to łatwo powiedzieć”) Brad Pitt to nadal – choć latka lecą – obowiązkowa pozycja na liście najbardziej seksownych aktorów. Chłopięcy urok (kojarzony z występami w „Thelmie i Louise” czy „Wichrach namiętności”) już dawno temu zastąpił męską twardością, a jego występ w „Zabić, jak to łatwo powiedzieć” daje nam szansę na przedstawienie go w kolejnej nominacji. Ciekawe, ile jeszcze lat utrzyma formę? Jeremy Renner („Dziedzictwo Bourne’a”, „Avengers”) No, bądźmy szczerzy, Renner to nie wygładzona buźka, nie uroda modela, ale testosteron i spojrzenie, które może rywalizować ze wzrokiem „kończ waść, wstydu oszczędź” w wykonaniu Daniela Craiga. I chociaż rolę amanta w „Avengers” kradli mu konsekwentnie do spółki Downey Jr, Hemsworth i Evans, to jednak w tandemie z naszą seksowną Johansson pokazywał nie tylko oblicze twardziela, ale również faceta po przejściach. I za to mu sława, cześć i chwała, jak również miejsce na liście seksownych wraz z nadzieją, że nie skopie tego w „Jasiu i Małgosi”. Channing Tatum („Magic Mike”, „21 Jump Street”) Channing Tatum zasłynął w tym roku głównie jako Magic Mike, a chippendale raczej nie powinien być aseksualny, prawda? I nie jest. Publika szaleje, aktor gra swoje, a i tak wszyscy wiedzą, że jego dodatkowa masa mięśniowa to na potrzeby filmu. Ted to najlepszy dowód na to, że mężczyzna to nie przynależność gatunkowa (w rozumieniu „mężczyzna-mężczyzna”, nie „mężczyzna-samiec”), ale stan umysłu i styl bycia. Szorstki, szowinistyczny kobieciarz i wieczne dziecko – typ, któremu wszystko uchodzi na sucho wśród (wolnych, dodajmy) kobiet, tylko dlatego, że jest radośnie pluszowy i kosmato-obsceniczny. Jego rozbuchanemu libido nie przeszkadza nawet fakt, że Hasbro zapomniało dodać to i owo między nogami – nadrabia zatem mózgiem i… sercem. Wykapany bad boy, któremu nie sposób się oprzeć. |