Jeśli chodzi o możliwości wokalne oraz sceniczną charyzmę, można ją stawiać w pierwszym rzędzie z niebanalnymi i eksperymentującymi artystkami, które jednak nie mogą obrażać się za określanie ich dokonań mianem „popowych”. Susanne Sundfør z potocznie pojmowanym popem ledwie flirtuje, ale dzięki temu „The Silicone Veil” nie stanowi krążka skrajnie trudnego w odbiorze.  |  | ‹The Silicone Veil›
|
Piąty studyjny album Norweżki nie stroni od przyjemnych melodii i eksponowania mocnego głosu. Dzięki temu można go uznać za przystępny dla szerokiej publiczności – wysokie i czyste kobiece śpiewanie przyciąga przecież samo w sobie, a kołyszące melodie gwarantują chwytliwość materiału. Susanne to jednak artystka zupełnie innego kalibru niż choćby Lana Del Rey. Napisać, że zwyczajnie potrafi przykuwać uwagę śpiewem, to mało. Młoda piosenkarka ma przede wszystkim wiele aktorskich cech, stawia na klasyczne instrumenty, a do tego nie ma problemu z mówieniem o trudnych i gorzkich sprawach. Z drugiej strony – opisywana tutaj twórczość leży dużo bliżej m.in. Iamamiwhoami, Grimes czy Zoli Jesus. Sama zresztą zapytana, jak przedstawiłaby własne dokonania przypadkowemu słuchaczowi, odparła, że konstruuje: „dramatyczną, wyszukaną i dynamiczną muzykę elektroniczną”. To właśnie rozbudowane, syntetyczne podkłady budują na „The Silicone Veil” niecodzienny, w dużej mierze niepokojący klimat. Zresztą wystarczy rzucić okiem na wideoklip do znakomitego utworu „White Foxes”, by zrozumieć, o czym mowa. Kawałek rozpoczęto na fortepianie, do którego już po chwili dochodzi miarowy i głęboki beat, a w dalszej części syntetyczne dźwięki jeszcze się rozrastają i rozwarstwiają. Przy tym na pierwszym planie nieustannie pozostaje wokal – czysty, zrozumiały, przeszywający. Z kolei otwierający album „Diamonds” zainicjowany jest sennie przez Susanne, by po minucie wyraźnie ożywić się wraz z dudniącą elektroniką i stopniowo wzmacniać aż do kontrastującego, stonowanego zakończenia. Po dwóch opisanych kawałkach na playliście przychodzi pora na „Rome”, który żadnej odmiany nie przynosi. Silne basowe uderzenia, majaczące i złowieszcze dodatki, a w końcu świetna wokalnie Norweżka to składowe jednego z najlepszych utworów o strachu i wątpliwościach związanych z ulotnością życia. „I don’t want to fell / I don’t want to fear / I don’t want to know that the end is near” – usłyszymy mniej więcej w połowie piosenki, ale niech te proste frazy nikogo nie zmylą. Twórczyni daleka jest od popadania w banały – zarówno w warstwie muzycznej, jak i lirycznej. Więcej spokoju przynoszą smutne, rozmyte i klasyczne „Can You Feel The Thuner” oraz „Meditations In An Emergency”. Kolejny utwór, „Among Us”, powraca do elektroniki i chyba stanowi jedyny chybiony punkt „The Silicone Veil”. Oczywiście nie na tyle, by zepsuć pozytywne wrażenie, zwłaszcza że po nim usłyszymy numer tytułowy, ascetycznie wprowadzony na harfie i urzekająco śpiewany (zaczęty słowami: „I’m a larva wrapped in silk / I am dying in burning flesh”) aż do czasu – powtarzalnego na tej płycie – wzmocnienia i pobudzenia. Susanne Sundfør (przy dużym udziale multiinstrumentalisty Larsa Horntvetha z Jagga Jazzist) doskonale łączy elementy nowoczesnych brzmień z tradycyjnymi instrumentami, otrzymując intrygujące, nieco destrukcyjne i emanujące chłodem utwory. Nade wszystko wokalistka przykuwa głosem – słusznie maksymalnie wyeksponowanym. Głosem, który sprawdza się znakomicie zarówno a cappella, jak i w towarzystwie misternie zaaranżowanego podkładu. Szczerze mówiąc, już on wystarczyłby do stwierdzenia, że po „The Silicone Veil” wypada sięgnąć. Reszta trafionych i dopieszczonych muzycznych detali tylko podnosi wartość całości.
Tytuł: The Silicone Veil Data wydania: 26 marca 2012 Nośnik: CD Gatunek: elektronika, pop EAN: 5099964416410 Utwory CD1 1) Diamonds 2) White Foxes 3) Rome 4) Can You Feel The Thunder 5) Meditations In An Emergency 6) Among Us 7) The Silicone Veil 8) When 9) Stop (Don’t Push The Button) 10) Your Prelude Ekstrakt: 80% |