powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXXIII)
styczeń-luty 2013

Porażka Callidufelosa
ciąg dalszy z poprzedniej strony
I tak przez cały dzień anioł starał się zgrzeszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Diabeł o dziwo nie drwił sobie z niego, lecz wytrwale mu pomagał i co rusz wynajdywał okazje oraz podsuwał pomysły. Nic z tego jednak nie wychodziło – anioł nie podpalił stodoły, nie wepchnął do przerębla idącego po lodzie mężczyzny, nie zesłał na bydło zarazy, nie sprawił nawet – choć prawie już się zdecydował – aby gołąb zabrudził idącą pod drzewem staruszkę. Różnorodnych prób podejmował wiele, ale za każdym razem było mu kogoś żal.
W końcu zdał sobie sprawę, że będzie musiał uznać wyższość diabła.
– To koniec – powiedział załamany.
– Przestań…. – rzekł diabeł i machnął ręką. – Musisz się tylko postarać bardziej.
– Kiedy nic mi nie wychodzi.
– Wiem nawet, jak ci w ostateczności pomóc.
– Czyżby? – powątpiewał anioł.
Callidufelos po słowach pocieszenia zabrał go do szynku, który stał na obrzeżach miasta. Tam, znalazłszy się wśród tłumu chłopów, usiedli na jednej z ław i obserwowali biesiadę. Anioł w tym czasie zatykał sobie uszy, bo nie mógł znieść ciągłych przekleństw i niewybrednych żartów, jakie zewsząd dobiegały.
– Co to za miejsce? – zapytał drżącym głosem.
– To gospoda.
– A ja myślałem, że piekło.
– Nie – parsknął diabeł. – Czasem to może i brama do piekieł, ale nic ponadto.
– Czemuś mnie tu przyprowadził?
– Bo jeśli tutaj nie uda ci się przekonać do grzeszenia, to już chyba nigdzie.
– Ale ja tu nie wytrzymam dłużej! – zawodził żałośnie anioł. – Proszę… Tu jest tak okropnie! Zabierz mnie stąd.
– Nic się nie bój – powiedział diabeł z uśmiechem. – Zaraz sprawię, że miejsce to, i cały ten świat, wyda ci się przyjemniejszym.
Gwizdnął głośno i zanim anioł zdążył się obejrzeć, na stole przed nimi stanął spory antałek, przyniesiony przez oberżystę.
– Co to? – spytał anioł.
– Ach, to tylko cudowny eliksir, który świat czyni barwniejszym, a przy okazji pomaga grzeszyć.
Anioł niechętnie popróbował gorzałki – bo ją właśnie zachwalał diabeł – skrzywił się okrutnie, i choć tylko zamoczył w trunku usta, prawie zaczął się dusić. Był jednak na tyle dzielny i zdesperowany, że wypił kilka łyków, a że głowy nie miał mocnej, wystarczyło to, aby w krótkim czasie świat zaczął wirować mu przed oczami.
– Co… Co się ze mną dzieje? – wyjąkał płaczliwym głosem i zsunął się z ławy na ziemię, co chłopi zebrani w szynku skwitowali gromkim śmiechem. Diabeł zaś nie czekając ani chwili zabrał anioła pod zamtuz, gdzie miały się nim zająć kurtyzany.
• • •
Gdy tylko znaleźli się w przybytku cielesnej rozkoszy, nieskromne kokiety, zaciekawione niepospolitą i delikatną urodą młodego anioła, obstąpiły go ze wszystkich stron, i o mało co, a zaczęłyby się szarpać za włosy, która ma pierwszeństwo. Wypadło na najstarszą z nich, bo ona prowadziła interes i jej słowo było w tym miejscu najbardziej znaczące. Kurtyzana ta nie miała co prawda wszystkich zębów, zmarszczki mocno już zorały jej twarz, a korzonki nie pozwalały jej się czasem wyprostować, ale mimo to wciąż była niezwykle biegła w sztuce miłości. A anioł, który obudził się z pijackiego snu, szybko zaczął dokazywać i nim się spostrzegł, znajdował się już w jednym z pokoi na górnym piętrze, w którym spędził całą noc.
O świcie zaś wyszedł stamtąd chwiejnym krokiem, cały czerwony, z wymiętą szatą i przekrzywioną aureolą.
– No i co? Spodobało się? – zapytał diabeł, który siedział na dole w objęciach dwóch młodych dziewcząt i palił sobie, jak zwykle, fajkę.
– Głowa boli mnie straszliwie – powiedział cicho anioł, przytrzymując się oparcia krzesła.
– Ale udało ci się zgrzeszyć! To twój wielki dzień i sukces nie lada.
– Naprawdę? Nic nie pamiętam. Wydaje mi się tylko, że ten grzech to całkiem przyjemne zajęcie i bardziej interesujące, niż układanie psalmów.
– Nie szkodzi, że nic nie pamiętasz – odparł czart. – Istotne jest tylko to, że muszę przyznać, iż udało ci się wykonać zadanie. Potwierdzam tym samym, że twoja moc jest potężniejsza od mojej.
Diabeł chichotał długo, a potem ponownie poszli we dwójkę do szynku, albowiem – z jakichś tajemniczych powodów – aniołowi posmakowała ta gorzałka, na którą jeszcze niedawno się krzywił. Szybko też stał się duszą towarzystwa: dokazywał, tańczył, wznosił toasty i przeklinał, siłował się również z chłopami na rękę, o mało co gospody nie rozniósł.
• • •
Na koniec Callidufelos odprowadził anioła pod samą Niebiańską Bramę, która skrzyła się od blasku. Już z daleka dostrzegł ich Święty Piotr i zaczął przecierać oczy ze zdumienia. Nigdy przecież nie widział czegoś takiego: diabeł szedł z uwieszonym na ramieniu aniołem, wydawało się też, że dwójka ta jest w dobrej komitywie, a anioł w dodatku trzymał w ręku dzban. Na domiar złego niebiański posłaniec przeklinał siarczyście, powtarzając skrupulatnie to, co usłyszał w gospodzie i przybytku cielesnych uciech.
– To chyba wasz podopieczny, Święty Piotrze? – przemówił diabeł. – Odprowadzam go, bo ledwie się trzyma na nogach. Zabawił się dobrze zeszłej nocy, ale nic to. Poznałem go w końcu i zaręczyć mogę, że jeszcze dziś dojdzie do siebie i zaśpiewa w anielskim chórze swoim słodkim sopranem bez fałszywej nuty, kiedy tylko przyjdzie na niego pora.
Co miał czynić Święty Piotr? Nie otworzył niebiańskich bram przed aniołem, przegonił go tylko i nakazał, aby się tutaj nie pokazywał więcej.
Tego dnia opłakiwali go wszyscy serafini i przez to na kraj spadły ulewy, które trwały dobry tydzień.
• • •
– Nie martw się – powiedział diabeł czule, kiedy schodzili z aniołem po niebiańskich stopniach z powrotem na Ziemię. – Jakoś to będzie. U mnie w piekle szybko przyuczysz się do nowej roboty. Jesteś całkiem bystry, więc dasz sobie radę.
– A… A czy… – zaczął jąkać się anioł, ponieważ męczyła go pijacka czkawka. – Czy tam, w tym piekle, jest ta… Ta… Jakże jej…
– Gorzałka?
– Właśnie…
– A jakże! – zawołał diabeł. – Gorzałki będziesz miał, ile tylko zechcesz. Prawdziwe strumienie. Będziesz się mógł w niej nawet kąpać… Nie, nie… – zamyślił się. – To akurat odradzam. U nas tyle ognia, jeszcze byś się usmażył.
– A czy… Czy w tym piekle. To… To czy tam są, te… No jakże im tam…
– Kobiety?
– Jak… Jak mówisz?
– Kobiety! – powtórzył głośniej Callidufelos zaśmiewając się głośno.
– Nie krzycz… Bardzo proszę… Kobiety? Tak, chyba o te mi chodzi…
– Kobiet znajdziesz u nas bez liku! – zawołał diabeł. – Jakie tylko zapragniesz. Wszystkie będą padać do twoich stóp na jedno skinienie. Czasem będą nieco utytłane w smole, pachnideł od nich nie poczujesz, jeno siarkę, ale przyzwyczaisz się.
– To u was musi być wesoło, co?
– Najweselej pod słońcem! – zapewnił diabeł. – Choć pod słońcem, to niezbyt fortunne określenie…
– Powiedz… Powiedz mi tylko jedno…. Wygrałem zakład?
– No oczywiście – powiedział diabeł. – Ile razy będę musiał jeszcze przyznawać się do porażki? Jesteś dla mnie wielce okrutny, wiesz? Wciąż mi wypominasz, i wypominasz, żeś ode mnie potężniejszy. Basta, mój przyjacielu! Nie zniosę tego dłużej. Ranisz me diabelskie serce, w którym tyle dobroci dla ciebie…
– Wybacz… Wybacz, przyjacielu – rzekł anioł.
Ale Callidufelos się nie gniewał, o nie! Przez całą drogę śmiał się głośno, mimo iż było mu trochę ciężko, bo anioł nie mógł iść o własnych siłach.
Jednak dla czarta nie była to pierwszyzna.
powrót; do indeksunastwpna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.