Trzynasty Falkon miał w logo dodaną literkę „i”: Failkon. Niestety, okazało się to prorocze.  | ‹Falkon 2012›
|
Należy zaznaczyć, że tegoroczny Falkon miał ciekawą oprawę plastyczną: organizatorzy zrezygnowali z trójwymiarowych grafik komputerowych na rzecz wyrazistego rysunku przywodzącego na myśl styl Bohdana Butenki. Motywem przewodnim był czarny kot o imieniu Licho, którego (nader nieortograficzne) komentarze pojawiały się tu i ówdzie w informatorze. Niestety, ładny design to bodajże jedyna mocna strona tego konwentu. Program był bardzo ubogi: zaledwie pięć bloków, podczas gdy od lat na konwentach tej skali standardem jest 10-12. W dodatku Falkon rozdzielono między dwa budynki: Międzynarodowe Targi Lubelskie oraz pobliską szkołę – niezbyt odległą w linii prostej, ale położoną za bardzo ruchliwą ulicą z przejściem dla pieszych spory kawałek dalej. Natomiast dla przyjezdnych na pewno zaletą była mała odległość od dworca PKP: jakieś pięć minut pieszo. Akredytacja mieściła się w holu Targów, przystosowanym do tego rodzaju imprez. Niestety, właściwa część konwentu miała miejsce w głębi budynku, przez co hol sprawiał wrażenie dość osamotnionego – szczególnie w porównaniu z Falkonami na Wyspie, gdzie wchodziło się wprost w gąszcz sklepików. Poza tym rozbicie na dwa budynki sprawiało, że trudniej było wpaść przypadkiem na znajomych. Mnie udało się to tylko pierwszego dnia. Jako pierwszy punkt programu zaliczyłam prelekcję Marcina „Motyla” Andrysa o horrorach. Nie pasjonuję się tym gatunkiem, ale nic ciekawszego program nie oferował. Prowadzący porównywał znane filmy, klasyfikowane – słusznie lub nie – jako horrory. Najbardziej typowa definicja mówi, że w horrorze powinno występować jakieś zjawisko nadprzyrodzone, jednak Motyl uznał, że powinien zjawić się potwór: duch, szaleniec, wampir, mutant itp. Dwie bardzo ciekawe prelekcje zostały umieszczone w bloku RPG, choć z grami nie miały nic wspólnego (tu też zarzut do organizatorów: ludzie niezainteresowani grami raczej je zignorowali, a szkoda). Prowadził je Aleksander „Alex” Daukszewicz – i radzę zapamiętać to nazwisko, bo facet jest naprawdę dobry.  | Spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem Fot. Agnieszka Szady
|
Pierwsza prelekcja opowiadała o gorączce złota, a konkretnie o trzech gorączkach: w Kalifornii, Australii i na Alasce. Dowiedzieliśmy się mnóstwa ciekawostek, na przykład tego, że poszukiwacze złota wieczorem wpuszczali do namiotów grzechotniki, by pozbyć się szczurów, które w czasie snu mogły zjeść im miękkie części twarzy. Jakiś przedsiębiorczy osobnik zbił majątek, przywożąc transport kotów. W San Francisco załogi porzucały statki w porcie – te z czasem tonęły, całkowicie blokując drogę do portu, ale potem wyciągano je na drewno budowlane. Końcem każdej gorączki złota był etap przemysłowy, kiedy to wielkie koncerny wykupywały ziemię i zaczynały masowe wydobycie.  | Elanor: O czym jest ta prelekcja, na którą czekamy? |  |
Druga prelekcja była o Real Life Superheroes; Alex powiedział, że właśnie pracuje nad artykułem do „Nowej Fantastyki” na ten temat. W niektórych krajach – głównie, oczywiście, w Stanach – są ludzie, którzy przebierają się w kostiumy superbohaterów i walczą z tym, z czym uważają za słuszne walczyć. Niektórzy z przestępczością, wchodząc w drogę niezadowolonej policji lub też z nią ściśle współpracując i stając się czymś w rodzaju straży obywatelskiej. Kapitan Ozon od 1989 roku propaguje energie odnawialne i stara się walczyć z zatruciem środowiska. Niektórzy wybierają sobie bardzo wąskie pole działania: Red Justice przekonuje ludzi do ustępowania miejsca w metrze, a Człowiek-Piła Kątowa uwalnia z blokad niewłaściwie zaparkowane samochody. Jako rezerwentka prelegowa miałam wejściową darmówkę. W związku z tym zostałam w trybie nagłym wezwana na 21:00, bo z programu wypadło „Przekładamy nieprzekładalne” (szkoda, lubię słuchać o tłumaczeniach). Poprowadziłam swój wykład „Styl, stylistyka, stylizacja”; początkowo słuchacze nie chcieli brać udziału w dyskusji, ale dzięki zabierającemu często głos Sławkowi się ożywili. Końcówkę musiałam nieco skrócić, bo zabrakło czasu, na szczęście wszystkie najważniejsze rzeczy powiedziałam, więc jestem zadowolona.  | Andrzej Pilipiuk zbierał autografy na... zlewie Fot. Agnieszka Szady
|
W sobotę przybyłam na konwent dopiero w samo południe (czy wspominałam już, że program nie oferował zbyt wielu atrakcji?…). Poszłam na konkurs tolkienowski rodzeństwa Kurków, zwabiona obietnicą Elanor, że będzie łatwy. No, dla niej pewno był… Zaciągnęłam zaprzyjaźnionego tolkienistę Ziemka i utworzyliśmy drużynę „Od A do Z”. Pytania były podzielone na ogólne (WP + Silmarillion), z „Hobbita” oraz z cytowania wierszy. To było przeplatane innymi konkurencjami, np. rozpoznawanie, o kim/czym jest dany wiersz, albo jaką scenę przedstawia ilustracja.  | Rozpoznawanie wierszy: Uczestnik po wysłuchaniu cytatu: A to jest o kimś czy o czymś? Elanor: To jest poezja. Ink: Jak nie wiecie, to wam dam upgrade’a, który też wam nic nie da. |  |
Najpierw były pisemne eliminacje, z pytaniami w rodzaju „wymień nazwy Dwóch Drzew”. Trochę nas to… zaskoczyło („Plan jest taki: jak już odpadniemy, to tryumfalnie przybijamy piątkę i wychodzimy”. Niestety, nie odpadliśmy). Próbowałam namówić Ziemka na pójście na prelekcję o wesołym średniowieczu, ale warczał, że skoro go tu przyciągnęłam, to mam siedzieć. Siedziałam więc, bo niewiele więcej mogłam zrobić – moim jedynym osiągnięciem było rozpoznanie Bilba na przeznaczonej do rozpoznawania ilustracji („Jest łysawy i wygląda jak księgowy, więc to musi być Bilbo”). Po zażartej dogrywce Ziemek zajął II miejsce i szlachetnie podzielił się ze mną walutą konwentową. Po powrocie z obiadu zaliczyłam spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem. Ludzie zadawali mu szczegółowe pytania o proces tworzenia, a jakaś panna nawet posunęła się do pytania, czy ma problemy z ortografią i gramatyką. Chyba rośnie nam pokolenie, które nie wyobraża sobie, że można takich problemów NIE mieć… Następna była prelekcja Andrzeja Pilipiuka o ekscentrycznym rzeźbiarzu Stanisławie Szukalskim. Andrzej przedstawił cały jego życiorys, ilustrując go reprodukcjami rzeźb i rysunków oraz fotografiami autora na różnych etapach życia. O ile rysunki w większości były całkiem normalne, o tyle rzeźby mniej, na przykład nagi Mussolini z uszami i ogonem jako wilczyca kapitolińska, z ręką wyciągniętą w hitlerowskim salucie i z dwoma pieskami przed sobą, które miały być wilkami, ale wyglądały raczej jak skrzyżowanie chihuahua z pinczerem. Szukalski był także autorem wielu śmiałych teorii, na przykład głosił pogląd, że wszystkie ludy świata pochodzą od Polaków, których pierwotną ojczyzną była Wyspa Wielkanocna. Ludy te opuszczały Wyspę płynąc wpław, czego ślady można odnaleźć w tradycyjnych tatuażach na ich twarzach: poziome linie są „śladami mułu powodziowego”. Oczywiście również wszystkie języki świata pochodzą od polskiego, na przykład Babilon to „babi łon”, czyli miejsce narodzin. Artysta twierdził także, że ludzkość jest gnębiona przez „yetinsynów” – potomków małpoludów, których fizjonomii upatrywał w rozmaitych postaciach historycznych.  | Pilipiuk: to jest projekt pomnika Bolesława Śmiałego. Zwróćcie uwagę na łuk dwurefleksyjny wielocięciwowy w jego ręku. „Szukalskiemu zwracano uwagę, że jeden bohater narodowy nie powinien wyrastać drugiemu z pleców, serca ani wątroby”. |  |
Potem chciałam iść na prelekcję doktora Frelika o kinie SF, jednak po otwarciu drzwi właściwej sali zobaczyłam tylko ścianę pleców. Poszłam więc na panel dyskusyjny o horrorze polskim, którego słuchałam jednym uchem, bardzo już zmęczona. Na godzinę 20:00 wezwano mnie w trybie natychmiastowym do wygłoszenia prelekcji o haiku, ale ledwie zdążyłam przerzucić dwa slajdy, a odnalazła się właściwa prelegentka i opowiadała o słowiańskich chochlikach oraz innych demonach.  | Rebelia rządzi! Fot. Agnieszka Szady
|
W niedzielę do południa nie było nic ciekawego, a i potem niespecjalnie. Poszłam pokibicować na filmowy konkurs kosmiczny. Uczestnicy w pierwszej konkurencji musieli rozpoznać loga różnych kosmicznych organizacji lub ras, w drugiej – ułożyć z pociętych kawałków zdjęć statki kosmiczne i powiedzieć, z jakiego to filmu, kiedy była premiera i kto był załogą. Trudne! Potem zaczęła się część muzyczna, ale przeszłam do sali obok, na prelekcję „Ile BDSM jest w 50 twarzach Greya”. Młody prelegent podszedł do sprawy fachowo od strony psychologicznej: wyjaśniwszy zjawisko, pokazał na diagramach, jakie są warunki stworzenia szczęśliwego BDSM-owego związku, opisał wymogi komunikacji między partnerami, hasła bezpieczeństwa itp., ilustrując to wszystko przykładami z książki. Z fantastyką oczywiście ma to zero wspólnego, ale bądźmy sprawiedliwi: skoro podobała mi się prelekcja o gorączce złota, to czemu mam się czepiać tej. Niestety, od kilku lat program Falkonu coraz bardziej kuleje. Konwent ściąga średnio 2000 uczestników, ale co z tego, skoro część z nich (ta nie grająca w erpegi ani planszówki) snuje się po kątach albo musi biegać między dwoma budynkami, jeżeli chce zdążyć na kolejne punkty programu. Na szczęście już za cztery miesiące Pyrkon…
Cykl: Falkon Miejsce: Lublin Od: 23 listopada 2012 Do: 25 listopada 2012 |