Miasto zostało opanowane przez potwory i, jak zwykle, w naszych rękach jest uratowanie go przed całkowitą zagładą. Pozostaje nam uzbroić się po zęby i ruszać na polowanie. Mimo początkowych trudności „Evilgeddon Spooky Max” wciąga.  | ‹Evilgeddon Spooky Max›
|
Jakich trudności? – zapytacie. Nie ukrywajmy, że początkowe ubijanie szkieletów, zombie i wybuchających dyń z pistoletu potrafi być monotonne. Na szczęście lewitujące tu i tam duszki zapewniają nam odpowiednie wsparcie w postaci dodatkowej broni (strzelba, miotacz ognia czy karabin snajperski), pieniędzy czy apteczek. A to dopiero początek! Każdy etap (a jest ich cztery) ma swojego bossa, którego pokonanie (po rozprawieniu się z kolejnymi falami wrogów) nie jest niczym łatwym. Jak zwykle sedno tkwi w odpowiednim rozwijaniu umiejętności naszego bohatera (zaczynając od żywotności i prędkości poruszania się, na unikach i zbieraniu pieniędzy kończąc) oraz ulepszaniu naszego uzbrojenia. Broń może strzelać szybciej, mocniej lub mieć większy magazynek. Wszystko to silnie wpływa na nasze postępy w grze i pozwala, z czasem, na odkrycie kolejnych poziomów.  | |
Bo prawdziwa zabawa zaczyna się po pokonaniu pierwszego bossa (co wcale nie jest takie łatwe!) i wzbogaceniu naszego arsenału w karabin oraz wyrzutnię rakiet. Jednocześnie oznacza to też trudniejszych przeciwników (pojawiają się niezwykle irytujące wilki i silne potwory frankensteina). Gra ma w sobie to coś, co sprawia, że po kolejnej przegranej, zamiast zakrzyknąć „co za głupia gra!”, siadamy ponownie do rozgrywki z zamiarem dokopania wszystkim tym potworom. Jedyne zastrzeżenia do „Evilgeddon Spooky Max” są natury technicznej: mimo konta na Armor Games sposób zapisu stanu gry wydaje się dość losowy. Niekiedy po powrocie do gry ze zdumieniem odkrywamy, że osiągnięcia zdobyte poprzednio nie zostały zapisane i musimy rozpoczynać całą zabawę (np. zabicia określonej ilości potworów) od początku. Niby drobiazg, ale potrafi zepsuć frajdę płynącą z rozgrywki.
Tytuł: Evilgeddon Spooky Max |