Barrow dobrze wiedział, że zarzewie buntu w Irlandii ciągle się tli, a cesarz Francuzów tylko czeka na sprzyjającą okazję, aby na Zielonej Wyspie wzniecić płomień zbrojnego oporu. Pułk gwardii irlandzkiej demonstrował przywiązanie mieszkańców tych ziem do korony brytyjskiej. Nieopatrzna wypowiedź mogła Jarvisa wiele kosztować, gdyby dotarła do niepowołanych uszu, co najmniej srogą reprymendę premiera Addingtona. – A więc przeproś go za to, co rzekłem, jeżeli go spotkasz. – Jarvis rubasznie zarechotał. – Pamiętaj tylko, że musisz dochować tajemnicy tej rozmowy, co sam wcześniej podkreśliłeś. Obaj zaczęli się śmiać. Lord St. Vincent przetarł załzawione oczy. Wiedział, że Barrow o niczym nikomu nie wspomni. – Koszta i gwarancje zachowania tajemnicy? – zadając kolejne pytanie, Jarvis oparł ręce o biurko. Barrow osądził, że admirała znudziło długie siedzenie i zamierza wstać. – Minimalne, a pewność dochowania sekretu więcej niż wystarczająca – bez wahania odpowiedział sekretarz. – Od dawna wypłacamy pensje ludziom otwierającym, fałszującym i ponownie pieczętującym różne listy i dokumenty. To dawni przestępcy, ale złożyli przysięgę wierności królowi. Za jej złamanie grozi stryczek. Za lojalną służbę czeka ich gratyfikacja. Znajdą też u nas inne zatrudnienie, jeżeli ich usługi w końcu okażą się niepotrzebne. Jarvis pokiwał głową. – Finch zostanie wcielony do floty, więc nie musielibyśmy mu dużo płacić, gdybym przystał na pańską propozycję, Barrow – stwierdził z uśmiechem. – Jednakże, oczywiście, musi otrzymywać jakieś niewielkie pobory, żeby nie świecił dziurami w spodniach na Strandzie. Odczytaj mu też od razu regulamin floty. Początek służby marynarzy na okrętach Royal Navy zawsze wyglądał tak samo – któryś z oficerów czytał na głos regulamin floty. Tę czynność powtarzano często, przeważnie na zakończenie przeglądu stanu okrętu przez dowódcę. Oznaczała jedno – podporządkowanie się twardym przepisom i drakońskim represjom nawet za drobne przewinienia. Zwrot „kara śmierci” w regulaminie floty nie należał do rzadko używanych określeń. Barrow w milczeniu pokiwał głową. Rozmowa nieuchronnie zbliżała się do chwili, kiedy padnie pytanie o nazwisko człowieka, mającego uzupełniać listy kochanków albo nawet pisać je od nowa. Sekretarz wiedział, że jest to najsłabszy punkt planu. Nie mógłby na żądanie Jarvisa podać nazwiska tej osoby. W zaciszu gabinetu rozważał kandydatury kilku znanych mu postaci z dziennikarskiego i literackiego światka. Wszystkie odrzucił. Znani mu literaci mogli pisać dobre artykuły, obwieszczenia i odezwy, lecz nie sprostaliby niezwykłemu wyzwaniu. Skłamał, mówiąc Jarvisowi, że zastanawia się nad wyborem. Lecz Barrow nie mógł dalej działać bez akceptacji lorda St. Vincent. Czym innym było kontrolowanie prywatnej korespondencji Nelsona, zupełnie czym innym jej fałszowanie, nawet w interesie brytyjskiej korony. Gdyby okazało się, że Barrow sam podjął taką decyzję, jego kariera ległaby w gruzach. Szef Admiralicji, stękając boleśnie, z trudem dźwignął się z fotela. Kuśtykając, wolnym krokiem zbliżył się do kominka. Wrzucił do środka dwa dodatkowe polana. Wielkim pogrzebaczem starannie uformował zgrabny stosik palących się szczap. Barrow poczuł, że zaczyna się pocić. – Sir, jeżeli pan pozwoli, uchylę na chwilę okno – poprosił wielce śmiało. Wszyscy znali przywiązanie Jarvisa do mocno buzującego ognia w kominku. – Powiew wiatru znad Tamizy odświeży nasze umysły – wielkodusznie zgodził się lord St. Vincent. – Dokładnie jednak potem je zamknij. Poczekaj chwilę, zaraz znowu usadowię się na swoim miejscu. Barrow stał przy otwartym na oścież oknie, z przyjemnością wdychając świeże, nieco chłodne powietrze. Widział i doskonale słyszał dwóch ludzi, rozmawiających na dziedzińcu zaledwie trzy kroki dalej – porucznika z naszywkami oficera sztabowego na kapeluszu i kogoś, kogo sekretarz znał i czasami się z nim spotykał, lecz jego nazwiska nie potrafił sobie teraz przypomnieć. – Napisałeś mi trzy znakomite listy, Foster – głos mężczyzny w mundurze brzmiał protekcjonalnie, ale bardzo ciepło. – Przywołanie strof Miltona zrobiło na Mary bardzo dobre wrażenie. To córka handlarza skór i hurtownika mięsa, odebrała jednak staranne wykształcenie. W pewnych kręgach stajesz się sławny, John. Sztabowiec wybuchnął śmiechem. W tym wesołym, młodzieńczym chichocie dominowała jednak niekłamana nuta uznania. – Mary wyjechała z ojcem do Szkocji. Jej rodziciel poszukuje sporej ilości wołów. Zamawiam u ciebie pięć listów. Szukałem cię, ale nie mogłem znaleźć. Dzisiaj spadłeś mi po prostu z nieba. Dogadamy się, jeśli idzie o cenę. Kordialnie poklepał Fostera po ramieniu. – Słyszałem, Foster, że piszesz jakąś powieść – rzucił na odchodnym porucznik. – Jeżeli jest tak dobra jak twoje listy, może okazać się naprawdę ciekawa. Głos lorda St. Vincent zmusił Barrowa do odwrócenia się. – Podsumujmy. – Jarvis głośno chrząknął. Barrow, uśmiechając się sam do siebie, starannie zamknął okno. Admirał nie cierpiał przeciągów. – Upierasz się przy twierdzeniu, że Horry może wystąpić ze służby, chcąc spędzić resztę życia z lady Hamilton? – Jarvis zaczął nabijać tytoniem gruby cybuch. – Tak, sir – zdecydowanie odpowiedział Barrow. – Admirał Nelson uczynił już dla Anglii aż nadto dużo. Stracił przy tym rękę. Nie widzi na jedno oko. Odniósł szereg zwycięstw, a przy okazji, o czym nie pamiętamy, nieco lżejszych ran. Ta blizna na czole… Ledwo uszedł śmierci. Ma pełne prawo zrezygnować, a nikt nie ma prawa powiedzieć mu złego słowa. Kocha lady Hamilton i uczyni wszystko, żeby jej nie stracić. A finansowo jest już zabezpieczony, mimo tego, że często nękają go wierzyciele. – Hm. – W pomruku Jarvisa nadal brzmiał ton namysłu. Kciukiem starannie ubijał tytoń w fajce. – Prawdą jest, że Horatio szybko się decyduje. Umie wykorzystać szansę. Nie znam innego dowódcy na morzu, mogącego pod tym względem dorównać Nelsonowi. W tej sprawie też może błyskawicznie podjąć i wykonać taką decyzję, jaką uzna za właściwą. Westchnął ciężko. Niewyraźnie wymienił kilka nazwisk. Barrow pochylił się, żeby lepiej słyszeć. – James Saumarez, Collingwood… – kontynuował Jarvis. Prychnął i pokręcił głową. – To nie są admirałowie posiadający umiejętności i talent Horry’ego. – Po prostu, sir – Barrow spojrzał Jarvisowi prosto w oczy – admirał Nelson jest nadal potrzebny Anglii. Więcej, jest niezbędny. Musimy uczynić wszystko, co w naszej mocy, żeby przestał wątpić w uczucia lady Hamilton, a listy kochanki muszą napawać go otuchą. Stać się źródłem nowych inspiracji. – Tak, Barrow. Masz rację, choć na początku, przyznaję, wątpiłem w nią – w głosie Jarvisa zabrzmiało zdecydowanie. – Naturalnie wybrałeś już kogoś, kto układałby listy? – Oczywiście, sir – bez wahania odpowiedział sekretarz. – To John Foster, jeden z naszych dziennikarzy, znawca twórczości autora „Raju utraconego” i początkujący, lecz bardzo obiecujący pisarz. Barrow dawno już przypomniał sobie imię mężczyzny, rozmawiającego z porucznikiem ze sztabu. Miał świetną pamięć do twarzy, imion i nazwisk. – W pewnych kręgach jest uważany za znakomitego fachowca w dziedzinie pisania listów do kobiet – dodał z uśmiechem. – Nie wątpię, że da sobie radę z tworzeniem czułych i pełnych miłości wyznań niewiasty do mężczyzny. Jestem przekonany – w głosie sekretarza zabrzmiało rozbawienie – że z przyjemnością przyjmie nowe, nieoczekiwane zlecenie. – Finch, co sądzisz o takiej frazie: „Najukochańszy Horatio, wiem, że wszyscy oczekują od Ciebie, że wypełnisz swój obowiązek. Niepokoi mnie, co może się wtedy stać z Tobą.”? Barrow podkreślił ją falistą linią. John Foster odczytał na głos wyimek listu lady H. Goniec Admiralicji przyniósł epistołę rano wraz z kolejnym zestawem ksiąg rachunkowych i kwitów depozytowych Admiralicji. Listy lady Hamilton określano „listami lady H.”. Pisma admirała Nelsona do kochanki „listami Horry’ego”. Nikt nie pamiętał, kto pierwszy je tak nazwał. – Pompatyczne i suche. – Finch pokręcił głową. – Nasz pryncypał ma rację, podkreślając ten fragment. Środek niezły, ale początek i koniec fatalne. Finch starannie wypisywał na karcie papieru szeregi kolejnych złączeń liter „t” i „h”. Wierne ich odwzorowanie znowu, zdaniem Fincha, zaczęło sprawiać pewien kłopot. Przypuszczał, że lady Hamilton zaczęła się posługiwać nowomodnym wynalazkiem, indyczym lub gęsim piórem z osadzoną na końcu złotą stalówką, i stąd wzięła się niewielka, lecz wyraźna zmiana charakteru pisma. |