powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXXIII)
styczeń-luty 2013

Niekończąca się opowieść
Peter Jackson ‹Hobbit: Niezwykła podróż›
Poprzeczka została postawiona zbyt wysoko. Wzniesienie się ponad trudności zekranizowania trylogią powieści ponad dwustustronicowej i osiągnięcie rekordowej wysokości „Władcy pierścieni” to zadanie najwyraźniej nie do zrealizowania. Udane skoki na kasę przeważnie tak się kończą – spektakularnym upadkiem.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Hobbit: Niezwykła podróż›
‹Hobbit: Niezwykła podróż›
Choć żadna kość nie zostaje złamana, ból jest dotkliwy. Mimo wielkich planów, identycznych jak te, które ziścić chciał sam Tolkien – by ex post wpleść historię dla dzieci o niziołku z Shire w legendarium stworzonego przez siebie świata – kreator ekranowego Śródziemia daje się skusić demonowi niewspomnianemu w mitologii angielskiego pisarza, Mamonie. To ona szkodzi zgrabnej konstrukcji literackiego pierwowzoru, czyniąc z niego (jak rzekłby Bilbo) masło rozsmarowane na zbyt wielu kromkach. Wykorzystanie przez scenarzystów, Petera Jacksona i Guillermo del Toro opowieści znanych z innych Tolkienowskich podań, czyni z „Hobbita: Niezwykłej podróży” gratkę w największym stopniu przeznaczoną dla zagorzałych miłośników mistrzowskiej trylogii „Władcy pierścieni”, pragnących wrócić do umiłowanego przez siebie uniwersum, jednego z najwspanialszych wykreowanych przez kino. Powodem powyższego nie jest wcale nieprzystępność i konieczność dostrzeżenia niuansów z „Silmarillionem”, „Niedokończonymi opowieściami” i dodatkami do trylogii. Owszem, Jackson pomysłowo uzupełnia historię o hobbicie z Bag End późniejszymi zapiskami Tolkiena, lecz całość rozwleczona do trzech godzin (a to jedynie pierwsza część zapowiadanej trylogii!), mimo że zrozumiała dla każdego, za sprawą dłużyzn właśnie – nie wciąga.
Nowoczesna technika także odgrywa tu kluczową rolę. Absurdalnie brzmiące krytyczne argumenty zagranicznych recenzentów o wizualnym realizmie zbyt dużym, by udźwignąć ciężar fantastycznego świata, niestety znajdują swoje potwierdzenie. Technologia optyczna (trójwymiarowe 48 klatek na sekundę) pozbawia historię tej magicznej mgiełki dystansującej widza od Nibylandii i wprawiającej go w zachwyt nieosiągalnością świata magicznego, i przez nią właśnie – niesamowitego. Choć płynność obrazu wprawia w zachwyt przy szerokich pejzażach (i wprawiłaby w jeszcze większy w dynamicznym filmie sensacyjnym), to większy procent „Hobbita” każe zacytować Leca: o wizualnej stronie można pisać „jedynie w ujemnych superlatywach”. Produkt Jacksona zdaje się najbardziej teatralno-telewizyjnym blockbusterem w dziejach.
Książkowy „Hobbit” to najwcześniej opublikowany fragment prozy Tolkiena, z tego też powodu w momencie pisania nie był jeszcze pomyślany jako część większej całości – czy to mitologii „Silmarillionu”, czy to sequelowej historii Pierścienia zawartej we „Władcy…”. Ekranizacja „Hobbita”, powieści skierowanej do 13-latków (tyle lat w momencie rozpoczęcia tworzenia opowieści miał najstarszy syn pisarza, któremu powstająca równolegle historia była odcinkowo czytana), zgodna z duchem powstałej na początku poprzedniej dekady „poważnej” filmowej trylogii wydawała się mrzonką. Jackson dodał kontekst geograficzny i historyczny fantastycznego świata (mimo że w utworze literackim jeszcze go nie było), włączył kilka znanych nam z powieściowego „Władcy…” postaci, starając się zachować trochę poważniejszy klimat niż ten znany z idyllicznej bajki dla dzieci, którą jest „Hobbit” Tolkiena. Mamy więc przed sobą już nie gawędę opowiadaną przez Bilba otaczającemu go kręgowi małych hobbitów – niczym w pierwszych scenach „Drużyny Pierścienia” – lecz historię pisaną dla Froda (który wspólnie z Bilbo odgrywanym przez Iana Holma także pojawia się na chwilę na ekranie): równie krwawą jak opus magnum Jacksona, nadal opatrzoną czarnym humorem i satyrą oraz noszącą znamiona świadomego prequela zapowiadającego bitwę z Sauronem i jego poplecznikami.
Ta eposowa, a równocześnie sympatyczna przygodowa historia, mimo wielu wad i sporego rozczarowania, jakie ze sobą niesie, jest de facto solidną opowieścią fantasy zawierającą smaczki, które chwilami mocno przeważają szalę na korzyść Jacksona. Ekstremalny pościg w lochach goblinów poziomem realizacji przypomina wspaniałą sekwencję zjazdu motocyklem z zeszłorocznych „Przygód Tintina”. Gdy widzimy, jak śpiewające krasnoludy z cyrkową zręcznością zmywają naczynia w norce Bilbo, na myśl przychodzą nam klasyczne slapstickowe animacje spod znaku Disneya, a szczególnie zabawne sceny „Królewny Śnieżki” z siedmioma krasnoludkami w rolach głównych. Mimo wielu dynamicznych zwrotów akcji, największą radość przynosi oglądanie pojedynku na zagadki głównego bohatera (udanie pocieszny Martin Freeman) z Gollumem (zdecydowanie najjaśniejszy punkt obsady, Andy Serkis). Scena w założeniu oparta na udawaniu bohaterów i ich przebiegłości, w wykonaniu obu aktorów staje się – tym razem chlubnie – pierwszoklasowym kameralnym teatrem z odtwórcami z najwyższej aktorskiej półki.
Najważniejsze jednak, że Jackson oddał ducha powieści Tolkiena. Opowiedział o przyjaźni i odwadze, które krzepią się w boju wśród niebezpieczeństw; o niemożliwym dokonywanym przez najmniejszych. „Hobbit: Niezwykła podróż” to wreszcie pochwała Wielkiej Przygody, wartej zachodu nawet dla małego, spasionego hobbita, siedzącego często w każdym z nas.



Tytuł: Hobbit: Niezwykła podróż
Tytuł oryginalny: The Hobbit: An Unexpected Journey
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 28 grudnia 2012
Reżyseria: Peter Jackson
Zdjęcia: Andrew Lesnie
Muzyka: Howard Shore
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
WWW:
Gatunek: fantasy
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

111
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.