Pisarstwo Henry’ego Jamesa coraz mniej przystaje do epoki, w której obecnie żyjemy. I właśnie dlatego powinniśmy je poznawać. Dobrą do tego okazją jest niedawne wydanie „Ambasadorów”.  | ‹Ambasadorowie›
|
Poziom czytelnictwa w Polsce rośnie. Przynajmniej jeśli chodzi o czytelnictwo wpisów na blogach, portalach społecznościowych czy innych twitterach. Jako odbiorcy coraz bardziej oddalamy się od dużych fabuł. Na ów trend stara się załapać również coraz liczniejsze grono autorów, podsuwając nam prozę sprawiającą wrażenie ułożonej z dość przypadkowych elementów, a w najlepszym razie poszatkowaną. Tudzież proponują nam takie wynalazki, jak książka będąca zbiorem wpisów z bloga czy wręcz powieść napisana za pomocą… sms-ów. Liczba zabiegów, jakim poddawana jest literatura, mogłaby przyprawiać o zawrót głowy – mogłaby, gdybyśmy nie byli już na zawroty uodpornieni codziennym oglądaniem mnóstwa wyskakujących znienacka reklam i zmiennokolorowych bannerów. Jak na tym zmiennokształtnym tle w ogóle rozpatrywać takiego autora jak James? Jego proza stanowi idealną antytezę tego wszystkiego, o czym wyżej. Dzisiejszy czytelnik przeważnie jest również internautą, którego od pożądanej informacji dzielą sekundy spędzone w wyszukiwarce, a znaczną część kontaktów międzyludzkich załatwia on przy pomocy Facebooka czy telefonu. U amerykańskiego pisarza na rozwój zdarzeń trzeba nierzadko czekać kilkadziesiąt stron, z czego większość zajmują opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów – nieskończenie pełniejsze od tego, co dziś próbujemy zmieścić w jednozdaniowych statusach czy wręcz pojedynczych hasłach okraszonych emotikonkami. Prozie Jamesa daleko też do dosadności, często wydarzeń i zachowań możemy jedynie domyślać się z aluzyjnych rozmów czy pozornie nieistotnych opisów myśli. A jednak autor „Portretu damy” cały czas urzeka. Być może właśnie przez coraz wyraźniejszy kontrast – kiedy świat przyspiesza, jego twórczość doskonale wpisuje się w ideę niszowych ruchów slow, występując w roli orędownika czytania dokładnego, zorientowanego na czasem trudne do wychwycenia niuanse. Jeśli literatura jest zabawą, to literatura Jamesa jest zabawą w znajdywanie takich mniej dostrzegalnych sensów i wypełnianie celowo zostawionych luk. Nie inaczej jest z „Ambasadorami”, w których pisarz powraca do ulubionych tematów – zderzenia między niewinną i rygorystyczną Ameryką a dwuznaczną moralnie Europą – w tym wypadku reprezentowaną przez „klasyczną ojczyznę romansów” (przygody miłosne to kolejny z często wykorzystywanych motywów), czyli Paryż. Sam rys fabularny nie jest przesadnie skomplikowany, sprowadza się do historii dojrzałego mężczyzny wysłanego na Stary Kontynent z misją skłonienia do powrotu syna przyjaciółki. Na miejscu okazuje się, że latorośl zakosztowała już europejskiego życia i ani myśli wracać. Oczywiście w grę wchodzi wybranka serca, ale kobiety zaczną pojawiać się również wokół głównego bohatera. Mistrz realizmu tym razem mniej skupia się na odmalowywaniu miejskiego tła, poświęcając jeszcze więcej miejsca niż zwykle na odtwarzanie realiów psychologicznych. Co poniekąd można również uznać za budowanie świata przedstawionego – nie przy pomocy opisów miejsc, a poprzez wiarygodne nakreślenie ich mieszkańców. Kreacja postaci nie pozostawia wiele do życzenia – bohaterowie są pełnowartościowi, właściwie każdy został obdarzony szerokim wachlarzem cech i problemów, z jakimi musi się mierzyć. A powodów do rozterek jest w tej historii wiele. „Ambasadorowie” opowiadają o zobowiązaniach, lojalności wobec rodziny (także tej potencjalnej), dojrzewaniu, odnajdywaniu swojego miejsca, wreszcie o cieszeniu się dojrzałością i odkrywaniu własnej niezależności. Wymienione zagadnienia pisarz podejmuje w sposób mniej lub bardziej pośredni, unikając nazywania rzeczy po imieniu i licząc na inteligencję czytelnika. A wszystko to podaje w narracji wyrafinowanej, urzekającej subtelnością, cieszącej oko płynnością kolejnych zdań. Chyba najlepsza w tej prozie – oprócz stylu – jest świadomość, że części faktów i tak nigdy nie będziemy pewni. Ale nie dlatego, że jak to bywa współcześnie, autor zdecydował się na przeróżne zabiegi podające w wątpliwość status narratora czy też ofiarował odbiorcy jedynie strzępki informacji. Niepewność wynika tu z przeniesienia ciężaru snucia historii na przeżycia wewnętrzne i dialogi bohaterów, co siłą rzeczy musi prowadzić do dwuznaczności. Ale poszczególne fragmenty „Ambasadorów” łączą się w spójną, zajmującą historię, wymagającą od czytelnika skupienia oraz uzupełniania miejsc niedookreślenia. Pod tym względem literatura faktycznie okazuje się zabawą, w dodatku nierzadko szalenie estetyczną. I dlatego warto dziś czytać Jamesa.
Tytuł: Ambasadorowie Tytuł oryginalny: The Ambassadors Data wydania: 20 listopada 2012 ISBN: 978-83-7839-396-2 Format: 664s. 130×201mm Cena: 46,– Gatunek: mainstream, obyczajowa |