powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXXIII)
styczeń-luty 2013

Bieda z nędzą
Tom Hooper ‹Les Misérables: Nędznicy›
To mógł być naprawdę dobry film. Gdyby projekt „Nędzników” powierzyć twórcy, który oprócz Oscara (!) posiadałby odrobinę reżyserskiej intuicji albo przynajmniej większe doświadczenie w obchodzeniu się z kinową materią, być może nie czytalibyście teraz recenzji jednego z największych filmowych rozczarowań ostatnich miesięcy.
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Nędznicy” trafili w ręce Toma Hoopera, autora obsypanego nagrodami „Jak zostać królem”. Dwa lata temu w hollywoodzkich kuluarach zawrzało, kiedy Amerykańska Akademia statuetką za najlepszą reżyserię postanowiła uhonorować właśnie Brytyjczyka. Pojawiły się zarzuty o brak warsztatu, nieumiejętność pracy z kamerą oraz ogólny brak reżyserskiego wyczucia. Przyznam, że o ile nie do końca rozumiałam kontrowersje, jakie towarzyszyły tej decyzji (oprócz tego, że na nagrodę ewidentnie zasłużył wtedy David Fincher za „The Social Network”), po seansie „Les Miserables – Nędznicy” podpisuję się pod każdą krytyką, jaka padła wówczas pod adresem Hoopera.
Twórca, za punkt wyjścia biorąc grube tomiszcze Victora Hugo i bijący rekordy popularności od lat musical Claude-Michela Schönberga, popełnił jeden z podstawowych błędów realizatorskich – dwuipółgodzinny film został bowiem nakręcony w większości w bliskich planach (często nieostrych). Reżyser trzyma się swojej decyzji z uporem maniaka i dlatego w niemal całych „Nędznikach” nie uświadczymy klasycznych choreograficznych numerów. Wyjątkiem jest scena w karczmie, kiedy autor pozwala kamerze objąć całe pomieszczenie i widzowi dane jest popatrzeć na tańczących bohaterów na tle cieszących oko dekoracji. Wybór Hoopera jest bolesny tym bardziej, że film rozpoczyna się efektownym ujęciem pracy więźniów na statku, które jedynie zaostrza apetyt na kolejne spektakularne wstawki, godne wysokobudżetowego musicalu z pierwszoplanowymi nazwiskami w obsadzie. Stylistyka zaważa na odbiorze całego filmu – przez większość seansu zamiast skupić się na fabule, męczymy się wspólnie z aktorami, uwięzionymi w bliskim planie, ograniczającym ich ekspresję, a nawet mobilność.
Mimo fatalnych decyzji inscenizacyjnych, „Nędznicy” mają jedną niezaprzeczalną zaletę. Hooper zdecydował się bowiem rejestrować dźwięk w całości na planie filmowym, dzięki czemu wszystkie utwory wykonywane są na żywo. Śpiew aktorów przyprószony jest warstwą wokalnego „brudu”, który pomaga wydobyć z ich interpretacji nową wartość. Wykonanie „I Dreamed a Dream” łamiącym się głosem Anne Hathaway zawiera w sobie większą dawkę emocji, niż byłaby w stanie unieść jakakolwiek kolejna interpretacja w duchu tradycyjnego musicalu, ”wyczyszczona” do perfekcji w postprodukcji.
Dużym atutem produkcji są właśnie aktorzy, na czele z Hathaway i Jackmanem, zmagający się z przestrzenią w długich ujęciach w stylu „gadających (a właściwie śpiewających) głów”. Anne Hathaway wychodzi z tej walki zwycięsko, głównie dzięki temu, że jej postać pojawia się na ekranie przez zaledwie dwadzieścia minut. Hugh Jackman jest skazany na śpiewanie do statycznej kamery znacznie dłużej, a jego twarz za każdym razem boleśnie przypomina widzowi, jak ważne jest w filmowym przedstawieniu świadome korzystanie z narzędzi, jakimi dysponuje kino w XXI wieku. Bez tego nawet najlepiej napisany musical z ciekawie zarysowanym tłem historycznym zwyczajnie nie nadaje się do oglądania.



Tytuł: Les Misérables: Nędznicy
Tytuł oryginalny: Les Misérables
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 25 stycznia 2013
Reżyseria: Tom Hooper
Zdjęcia: Danny Cohen
Scenariusz: William Nicholson
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Gatunek: dramat, musical
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

133
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.