W ten oto sposób Callidufelos przebrał się w mnisi habit, ukrywając przy tym skrzętnie pod kapturem czarcie rogi, podobne całkiem do koźlich. A gdy zaczynało już zmierzchać, diabeł zapukał do drzwi klasztoru, który stał samotnie w rozległej dolinie. Przyjęto go z otwartymi rękami i szybko okazało się, że Callidufelos potrafi wieść naprawdę świątobliwe życie. Diabeł modlił się w kaplicy kilka razy dziennie – w dodatku leżąc krzyżem przed ołtarzem – i pracował za dwóch w przyklasztornym ogrodzie. Przepisywał też piękną kaligrafią święte księgi z dawnych czasów, zdobiąc je misternymi iluminacjami. Ale lista jego zasług bynajmniej na tym się nie kończyła: diabeł wypucował wszystkie lichtarze i naczynia, jakie tylko znalazł w klasztorze, rozdawał chleb ubogim, oporządzał zwierzęta, pocieszał sieroty i wdowy, biczował się i pościł często, a w klasztornym chórze śpiewał tak czysto i wzniośle, że braciszkowie nie mogli się nadziwić jego talentom i pobożności. I chociaż w tamtym czasie w dolinie panowała niezwykle mroźna zima, diabeł przez cały czas chodził boso, mimo iż reguła zezwalała zakonnikom nosić wtenczas sandały. Po tygodniu zaś Callidufelos odszedł, a gdy się żegnał, tłumaczył wzruszonym mnichom, że prowadzi wędrowny tryb życia, nigdzie nie zatrzymuje się zbyt długo, by nie przyzwyczajać się do wygód, a idąc przez świat odwiedza największe sanktuaria, gdzie modli się żarliwie o zbawienie dla wszystkich owieczek. – Nie mogę wyjść z podziwu – powiedział anioł, gdy spotkali się znowu na rozstajach dróg, pod rozłożystym modrzewiem. – Żyłeś jak prawdziwy mnich. Ja mogłeś znieść to wszystko? – Nie przeczę – rzekł diabeł. – Nie było lekko. Szczególnie, że nie mogłem tam palić swojej fajki. Ale kiedy chcesz poznać dobrze swojego przeciwnika, wtedy powinieneś być skłonny do największych poświęceń. Grunt to wiedza, mój drogi. Muszę ci podziękować, bo bez ciebie nigdy bym się nie zdecydował na taką próbę i rozeznanie, a było to dla mnie wielce kształcące doświadczenie. Anioł poczuł, że znalazł się w niezłych tarapatach. Diabeł nie tylko wykonywał wszystkie zadania, ale w dodatku drwił sobie z nich. – Masz teraz ostatnią szansę – powiedział Callidufelos. – Musisz się bardziej postarać. Anioł pomyślał sobie wtedy tak: „Cokolwiek diabeł robi, jego wysiłki zmierzają do jednego celu: czart chce doprowadzić człowieka do zwątpienia, bo to umożliwia zdobycie jego duszy. Diabeł potrafi sprowadzić na złą drogę, ale nie sprawi, by ktoś się nawrócił.” Sługa Niebios uśmiechnął się na tę myśl, bowiem zdawało mu się, że wymyślił w końcu zadanie, któremu nawet tak biegły w swym fachu czart jak Callidufelos nie zdoła sprostać. – Zbliża się Boże Narodzenie – powiedział. – Chciałbym, abyś wystawił natenczas w katedrze jasełka. – To wszystko? – prychnął diabeł, bo czuł się rozczarowany. – To przecież nic trudnego. – Pozwól, że dokończę. Jasełka to tylko przygrywka to zadania. Sprowadź także do kościoła przynajmniej kilku zapiekłych ateuszy i spraw, aby przedstawienie tak bardzo poruszyło ich serca, iż poczują w sobie potrzebę nawrócenia. – Według życzeń – rzekł diabeł i przystąpił do działania. Jeszcze w tym samym dniu Callidufelos, który wystroił się jak szlachcic lub bogaty kupiec, zjawił się w mieście wraz z orszakiem sług i zajechał swym wytwornym, ozdobionym złoceniami powozem pod pałac biskupa. Przedstawił się tam jako wielki artysta sztuk wszelakich i stały bywalec monarszych dworów. Diabeł był przy tym tak czarujący, że biskup, urzeczony uprzejmością swego gościa, zaprosił go na kolację i oddał mu jedną z komnat w pałacu. Czart podczas wystawnego posiłku długo tłumaczył dostojnikowi kościelnemu, jak wielką siłę ma sztuka i jak bardzo może być pomocna w nawracaniu zbłąkanych owieczek. Biskup był zdumiony wiedzą i charyzmą Callidufelosa, więc pozwolił mu na wystawienie w wielkiej katedrze jasełek, które miały zostać uświetnione obecnością księcia, kardynałów i legata papieskiego. Diabeł dostał wolną rękę i nikomu nie pozwolono wtrącać się do jego przygotowań, chyba że Callidufelos sam sobie tego zażyczył. Czart przez kilka dni budował wspaniałe dekoracje, które odmieniły wnętrze katedry. Oprócz malowideł, haftowanych kurtyn, ogromnych rzeźb i innych cudeniek, znalazły się tam zapadnie i platformy pozwalające aktorom pojawiać się i znikać niespodziewanie, jak również inne skomplikowane mechanizmy, dzięki którym spektakl został wzbogacony o dymy i migoczące światła. Trzeba dodać, że cała scenografia ruszała się wraz z naturalnej wielkości figurami świętych i aniołów, wyrzeźbionymi przez diabła w cisowym drewnie. W przedstawieniu wzięło ponadto udział kilkudziesięciu aktorów przebranych w bajeczne kostiumy szyte z najdroższych i lśniących materiałów oraz żywe zwierzęta, w tym wielbłądy i rajskie ptaki przywiezione statkami z odległych lądów. Sprowadzono też trzy wielkie chóry, orkiestrę liczącą setkę osób oraz monumentalne organy – wszystko po to, by niezwykła muzyka, którą diabeł skomponował do jasełek, zabrzmiała należycie. Przedstawienie odbyło się z iście diabelską precyzją i rozmachem, a o niezwykłych jasełkach opowiadano przez długie lata. Nikt się nie nudził, jak to zwykle bywało przy podobnych okazjach, wręcz przeciwnie: przez kilka godzin zebrani w kościele ludzie siedzieli z otwartymi ustami. Książę, wzruszywszy się w katedrze podczas przedstawienia, chciał nawet oddać diabłu kilka wsi pod władanie i uczynić go swoim nadwornym artystą. Biskup ze łzami w oczach nazywał Callidufelosa świętym, a legat papieski zawiózł do Rzymu wieść, że oto pojawił się ktoś, kto łączy w sobie niezliczone talenty, i ponoć sam papież zażyczył sobie, aby diabeł wystawił swoje jasełka w Wiecznym Mieście. Ale najważniejsze było to, iż niezwykłe przedstawienie wywarło takie wrażenie na wszystkich znajdujących się w kościele ateuszach – którzy udali się tam z czystej ciekawości – że wielu z nich poszło jeszcze tego samego dnia do spowiedzi i nawróciło się. Callidufelos znów triumfował, ale nie napawał się zbytnio swoim sukcesem. Poklepał tylko lekko anioła po skrzydłach, bo widział, że jego przeciwnik jest mocno strapiony. – Czy wykonałem twoje zadanie? Czy jesteś zadowolony? A może coś poszło nie tak? – pytał, niby to ze skromnością, diabeł. – Tak, wszystko to było znakomite – wyszeptał z goryczą anioł. – Nie wiedziałem, że jesteś do tego zdolny.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
– Chodzi ci o nawrócenie tych kilku grzeszników? Nie było przecież z nich tak wielkiego pożytku dla piekieł, jak myślisz. Pan mój cieszy się bowiem podwójnie z dusz tych ludzi, którzy wyrzekli się swej wiary, nie zaś z tych, którzy wątpili całe życie. Teraz będę musiał z powrotem zawrócić tych nieszczęśników na złą drogę, a ich dusze będą wówczas warte dwa razy więcej. – Trochę to nieuczciwe – stwierdził anioł. – Nie wydaje mi się. Zadanie jest zadaniem, a ja je wypełniłem. Anioł przysiadł na schodach katedry, tej samej, w której wnętrzach wystawiono jasełka, i tam, gdzie po raz pierwszy spotkał się z Callidufelosem. Schował głowę w dłoniach i zaczął szlochać. – A więc zwyciężyłeś – powiedział z bólem, a głos jego był jeszcze bardziej piskliwy niż zwykle. – Mylisz się. Nie jest to jeszcze czas mojego triumfu. Głowa do góry! Sprawiłeś mi przecież sporo trudności… Ale to prawda, wszystko, co mi zadałeś zostało wykonane. Teraz kolej na ciebie. – Co miałbym zrobić? – Ja mam dla ciebie tylko jedno zadanie – rzekł diabeł – ale znacznie trudniejsze od wszystkich twoich wziętych razem. Gdy sprostasz temu wyzwaniu, uznam, że twoja moc jest potężniejsza. – Mów więc. Czego ode mnie oczekujesz? – Och, to z pozoru taka drobnostka – powiedział Callidufelos z szelmowskim uśmiechem. – Chciałbym, abyś zgrzeszył. – Co takiego? – Nie przesłyszałeś się. Masz dopuścić się jakiejś niegodziwości. Anioł myślał z początku, że to żart, bo zadanie nie wydało mu się wcale trudne. Co prawda nigdy dotąd nie grzeszył, ale na pewno by potrafił, gdyby tylko chciał. – Nie wiem jednak, co to miałoby być… – zasępił się. – Daję ci wolną rękę – odparł czart ćmiąc fajkę. – Pomysłów jest bez liku. |