powrót; do indeksunastwpna strona

nr 01 (CXXIII)
styczeń-luty 2013

Film w teatrze, teatr w filmie
Joe Wright ‹Anna Karenina›
Gdy kręci się ekranizację słynnej, jednej z najsłynniejszych powieści wszech czasów po raz nie wiadomo już który (na szybko naliczyłem 31 ekranizacji kinowych, telewizyjnych i krótkometrażowych), należy zadbać o jakiś wyróżnik, o coś, co uzasadniałoby kolejną wersję. Joe Wright o to zadbał, a przy okazji nie utracił nic z siły samej klasycznej opowieści.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Joe Wright, twórca znakomitej „Dumy i uprzedzenia” i nagradzanej, acz zdecydowanie przestylizowanej „Pokuty” po raz kolejny sięga po literacki pierwowzór i ponownie po klasykę. Znów jest to klasyka z najwyższej półki – „Anna Karenina” powieść Lwa Tołstoja z 1877 roku bywa klasyfikowana jako najwybitniejsza powieść wszech czasów. I choć o to pewnie można się spierać (Flaubert? Dostojewski?), to nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jednym z najbardziej rozpoznawanych tytułów literatury światowej. Kładzie to z pewnością na filmowcach sięgających po tę historię dużą odpowiedzialność – nie wypada sięgać po Tołstoja i kręcić miałki, banalny film, lub nawet film przyzwoity, ale nie próbujący wykonać jakiegoś nowego odczytania powieści. Wright nie wpadł w tę pułapkę – miał pomysł na film, a co więcej, pomysł nie przysłonił całej historii.
Pomysłem jest tu stylizacja na przedstawienie teatralne. Scenografia, dekoracje nie mają za zadanie jak najlepszego odtworzenia świata carskiej Rosji XIX stulecia, lecz są mocno umowne (choć może nie tak, jak w „Dogville” von Triera...), a co więcej, zmieniane w trakcie kolejnych scen filmu. Niektóre sceny są mocno symboliczne – tłum urzędników bijących pieczątkami, zmiany ubrań w przechodzeniu ze sceny na scenę, wykorzystywanie tych samych dekoracji do różnych scenerii. Do tego mamy widoczną widownię, a wszystko w pewnym stopniu sprawia wrażenie sfilmowanej sztuki teatralnej. Mówię „w pewnym stopniu” bo twórcy nie są tu konsekwentni – nadal niektóre sceny odgrywane są autentycznych plenerach, a widownia czasem staje się również miejscem akcji (gdy np. sami bohaterowie idą do teatru). Wszystko to brzmi dość skomplikowanie, ale sprawdza się zadziwiająco dobrze. Z jednej strony podziwiamy pomysłowość inscenizacji niektórych scen (np. z pociągiem, zmieniającym się z dziecinnego modelu w pełnowymiarową makietę), z drugiej – wszystko to jest nadal bardzo atrakcyjne wizualnie, a do tego nie ma żadnej umowności w projektach wszelkich pięknych kostiumów z epoki, aktorzy również grają serio.
Jeśli miał to być dowód na to, że umowność nie wpływa na odbiór opowiadanej historii, to udał się doskonale. Widz do umowności przyzwyczaja się bardzo szybko, podziwia pomysły i chłonie fabułę. Zasługa w tym zarówno Tołstoja, jak i Wrighta. Ten pierwszy stworzył opowieść łączącą sobie złożony obraz rosyjskiej arystokracji XIX stulecia z ponadczasowym wątkiem rozdarcia między pożądaniem a rozsądkiem, między normami społecznymi a potrzebami jednostki, między chęcią stabilizacji, a pragnieniem wielkich przeżyć i uniesień. Wright z kolei dobrze wybrał wątki z obszernej , świetnie poprowadził aktorów i doskonale wykorzystał swój pomysł wyjściowy w szeregu znakomicie zainscenizowanych scen, z których prym chyba wiedzie piękny i dynamiczny bal, na którym zawiązuje się romans między hrabią Wrońskim a Anną. W efekcie po prostu po raz kolejny przeżywamy opowieść Tołstoja, delektując się różnymi niuansami i szeroką gamą tematów, jakie pojawiają się w „Annie Kareninie”.
Wright po raz kolejny zawierzył Keirze Knightley – i po raz kolejny zwyciężył. To już nie „kobieta na skraju dojrzałości”, jak w „Dumie i uprzedzeniu”, to już kobieta dojrzała, choć jeszcze młoda, świadoma własnej wartości, ale niepewna własnych pragnień i wyborów. A przy tym niezaprzeczalnie piękna. Znakomicie się odnajduje również Matthew Macfadyen, pokazując bardzo szeroki zakres aktorskich możliwości – po sztywnym Marku d’Arcym z „Dumy i uprzedzenia” dowcipny i rozwiązły Obłoński. Kapitalnie, wbrew własnemu emploi gra Karenina Jude Law i jedynie młody Wroński chyba ustępuje nieco reszcie wykonawców – trudno jednak uwierzyć w uwodzicielskie moce znanego z „Kick Ass” Aarona Taylora-Johnsona. Z pewnością więcej w wersji Wrighta tym owej ponadczasowości, dramatów Anny Kareniny niż obrazu rosyjskiej społeczności, tradycyjnie też angielscy aktorzy wymawiają rosyjskie nazwy i nazwiska w sposób nieodmiennie kojarzący się z „Miłością i śmiercią” Woody’ego Allena, ale historia tytułowej bohaterki wybrzmiewa z pełną siłą i w pełnej gamie emocji. Filmowy eksperyment sprawdzający się jako kino popularne? Wrightowi się udało.



Tytuł: Anna Karenina
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 23 listopada 2012
Reżyseria: Joe Wright
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Scenariusz: Tom Stoppard
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: Francja, Wielka Brytania
Czas projekcji: 130 min
Gatunek: dramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

118
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.