Śródziemie wraca do kin! Wszyscy zainteresowani tematem zdążyli się pewnie zorientować, że recenzje pierwszej części „Hobbita” nie są tak entuzjastyczne, jak to miało miejsce w przypadku „Władcy Pierścieni”. Fani filmowych adaptacji Tolkiena mogą być jednak spokojni. „Niezwykła podróż” nie jest dla „Władcy” tym, czym dla oryginalnej trylogii „Gwiezdnych Wojen” było „Mroczne Widmo”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Duża część recenzentów narzeka, że Jackson niepotrzebnie rozciągnął względnie małą książkę, jaką jest „Hobbit”, na trzy części. Nowozelandzki reżyser ma jednak sprawę dobrze przemyślaną. Zgodnie z tym, co on sam i jego współpracownicy do znudzenia powtarzali w wywiadach, filmowy „Hobbit” jest nie tylko adaptacją powieści Tolkiena, ale również wszystkich jej uzupełnień umieszczonych przez brytyjskiego pisarza w „Niedokończonych opowieściach” oraz dodatkach do „Powrotu króla”. Już na podstawie „Niesamowitej podróży” można łatwo wywnioskować, że stawką w grze, która się toczy w filmie, jest nie tylko odzyskanie przez krasnoludów ich królestwa, ale także zabezpieczenie północno-wschodniej części Śródziemia. Podczas spotkania białej rady (najważniejsi reprezentanci sił dobra w Śródziemiu), Gandalf tłumaczy, że pomaga krasnoludom w walce ze smokiem Smaugiem, ponieważ obawia się, iż ten mógłby wejść w sojusz z ciemnymi siłami i stanowić bardzo poważne zagrożenie dla całego Śródziemia. Owymi ciemnymi siłami jest Czarnoksiężnik, czyli Sauron, którego powrotu Gandalf zaczyna się domyślać. Tak naprawdę więc w filmie Jacksona – w przeciwieństwie do książki Tolkiena – to nie sam smok, a właśnie Sauron jest głównym przeciwnikiem. Smaug pełni zaś raczej rolę Sarumana z „Władcy Pierścieni”, to znaczy, jest bardzo groźnym (potencjalnym) sprzymierzeńcem głównego czarnego charakteru. Twórcy Hobbita nie ograniczają się tylko do dodania nowego wątku fabularnego, ale rozbudowują te tematy, które już w powieści Tolkiena się znajdowały. O ile w książce krasnoludy w swojej wyprawie przeciwko smokowi zdają się kierować głównie chęcią zemsty, odzyskania honoru oraz skarbów, to w filmie podkreślono jeszcze jedną ważną motywację dla podjęcia próby odzyskania utraconego królestwa. Thorin i jego towarzysze czują się najzwyczajniej w świecie bezdomni. Wątek domu jest bardzo wyraźnie w „Hobbicie” podkreślany. Nie skarb i zemsta są najważniejsze, lecz potrzeba znalezienia swojego miejsca na Ziemi, potrzeba bycia kimś więcej niż zwykłym tułaczem. Jackson pokazuje nam upadek królestwa krasnoludów oraz nieudane próby osiedlenia się w Morii, abyśmy tym lepiej mogli zrozumieć samotność i upokorzenie tej dumnej rasy, jaką są krasnoludy. Bohaterowie często też rozmawiająca na ten temat. To, co wiele osób nazywa niepotrzebnymi dłużyznami, służy zatem Jacksonowi do rozbudowania motywacji bohaterów oraz do ukazania większej części historii Śródziemia, niż to zrobił Tolkien w książkowym „Hobbicie”. Gdyby reżyser musiał wyciąć jakieś 30minut z filmu, to najpewniej padłoby m. in. na sceny poszerzające historie Thorina, co wpłynęłoby na spłaszczenie tej postaci. Wszystkie te dodatki i rozszerzenia wątków „Hobbita” nie zmieniają jednak tego, że wciąż jest to przede wszystkim opowieść o Bilbo Bagginsie. Zwykłym hobbicie, który przechodzi przemianę i udowadnia, że nie wzrostem i siłą mięśni mierzy się bohaterstwo, lecz odwagą i dobrocią serca. Oczywiście, do pewnego stopnia ten temat był już poruszany we „Władcy Pierścieni” na przykładzie Froda. Tam też mały hobbit udowadniał co nieco światu dużych ludzi, elfów i krasnoludów, a także – przy okazji – samemu sobie. Tym razem jednak przemiana hobbita w bohatera jest ukazana bardziej wyraźnie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, Bilbo jest o wiele mniej skłonny ruszyć na przygodę niż Frodo. Po drugie, jego towarzysze są bardziej sceptycznie nastawieni do jego potencjalnej przydatności, niż to miało miejsce w przypadku Froda, gdzie nikt w zasadzie nie kwestionował jego wyboru jako Powiernika Pierścienia (może poza Boromirem w chwili opętania przez Pierścień). Dzięki temu, gdy Bilbo w końcu staje na wysokości zadania, ma to swoją wagę. Najbardziej historię Bilba ożywia jednak grający go Martin Freeman. Wybór tego aktora był strzałem w dziesiątkę! Potrafi on grać w sposób humorystyczny, a jednocześnie nie przesadza w tym stylu gry, przez co bez problemu wkomponowuje swoją postać do Jacksonowskiej wizji Śródziemia (nadal mrocznej i poważnej). Jeśli już jesteśmy przy aktorach, to warto nadmienić, że również Richard Armitage, który gra Thorina, stanął na wysokości zadania. Jackson powiedział w jednym z wywiadów, że Thorin ma być taką bardziej chropowatą wersją Aragorna. Wydawało się, że zbyt wiele wymaga on od samej postaci, jak i grającego ją aktora. Okazało się jednak, że ten pomysł także udało się zrealizować. Problem „Hobbita” nie polega zatem na tym, że jest filmem słabszym niż „Władca Pierścieni”. Bierze się on raczej stąd, że jest on „tylko” tak samo dobry, a nie może już liczyć na efekt świeżości, na którym korzystał „Władca”. Nie było przed trylogią o Pierścieniu filmu fantasy zrobionego z takim rozmachem oraz na tak wysokim poziomie artystycznym. Teraz, widownia po ośmiu częściach „Harry’ego Pottera” oraz po pierwszej trylogii Jacksona jest dużo bardziej wybredna. Jeśli jednak spojrzymy na „Hobbita” po prostu jak na nowy film, a nie jako następcę dzieła, które zgarnęło w sumie siedemnaście Oscarów, to okaże się, iż reżyser Peter Jackson i spółka nadal są w formie i znowu zaserwowali widzom przepyszną filmową ucztę.
Tytuł: Hobbit: Niezwykła podróż Tytuł oryginalny: The Hobbit: An Unexpected Journey Data premiery: 28 grudnia 2012 Obsada: Martin Freeman, Ian McKellen, Hugo Weaving, Graham McTavish, William Kircher, James Nesbitt, Stephen Hunter, Stephen Fry, Adam Turner, Peter Hambleton, Ian Holm, Cate Blanchett, Orlando Bloom, Elijah Wood, Richard Armitage, Christopher Lee, Andy Serkis, Saoirse RonanRok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Gatunek: fantasy Ekstrakt: 90% |