I tak przez cały dzień anioł starał się zgrzeszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Diabeł o dziwo nie drwił sobie z niego, lecz wytrwale mu pomagał i co rusz wynajdywał okazje oraz podsuwał pomysły. Nic z tego jednak nie wychodziło – anioł nie podpalił stodoły, nie wepchnął do przerębla idącego po lodzie mężczyzny, nie zesłał na bydło zarazy, nie sprawił nawet – choć prawie już się zdecydował – aby gołąb zabrudził idącą pod drzewem staruszkę. Różnorodnych prób podejmował wiele, ale za każdym razem było mu kogoś żal. W końcu zdał sobie sprawę, że będzie musiał uznać wyższość diabła. – To koniec – powiedział załamany. – Przestań…. – rzekł diabeł i machnął ręką. – Musisz się tylko postarać bardziej. – Kiedy nic mi nie wychodzi. – Wiem nawet, jak ci w ostateczności pomóc. – Czyżby? – powątpiewał anioł. Callidufelos po słowach pocieszenia zabrał go do szynku, który stał na obrzeżach miasta. Tam, znalazłszy się wśród tłumu chłopów, usiedli na jednej z ław i obserwowali biesiadę. Anioł w tym czasie zatykał sobie uszy, bo nie mógł znieść ciągłych przekleństw i niewybrednych żartów, jakie zewsząd dobiegały. – Co to za miejsce? – zapytał drżącym głosem. – To gospoda. – A ja myślałem, że piekło. – Nie – parsknął diabeł. – Czasem to może i brama do piekieł, ale nic ponadto. – Czemuś mnie tu przyprowadził? – Bo jeśli tutaj nie uda ci się przekonać do grzeszenia, to już chyba nigdzie. – Ale ja tu nie wytrzymam dłużej! – zawodził żałośnie anioł. – Proszę… Tu jest tak okropnie! Zabierz mnie stąd. – Nic się nie bój – powiedział diabeł z uśmiechem. – Zaraz sprawię, że miejsce to, i cały ten świat, wyda ci się przyjemniejszym. Gwizdnął głośno i zanim anioł zdążył się obejrzeć, na stole przed nimi stanął spory antałek, przyniesiony przez oberżystę. – Co to? – spytał anioł. – Ach, to tylko cudowny eliksir, który świat czyni barwniejszym, a przy okazji pomaga grzeszyć. Anioł niechętnie popróbował gorzałki – bo ją właśnie zachwalał diabeł – skrzywił się okrutnie, i choć tylko zamoczył w trunku usta, prawie zaczął się dusić. Był jednak na tyle dzielny i zdesperowany, że wypił kilka łyków, a że głowy nie miał mocnej, wystarczyło to, aby w krótkim czasie świat zaczął wirować mu przed oczami. – Co… Co się ze mną dzieje? – wyjąkał płaczliwym głosem i zsunął się z ławy na ziemię, co chłopi zebrani w szynku skwitowali gromkim śmiechem. Diabeł zaś nie czekając ani chwili zabrał anioła pod zamtuz, gdzie miały się nim zająć kurtyzany. Gdy tylko znaleźli się w przybytku cielesnej rozkoszy, nieskromne kokiety, zaciekawione niepospolitą i delikatną urodą młodego anioła, obstąpiły go ze wszystkich stron, i o mało co, a zaczęłyby się szarpać za włosy, która ma pierwszeństwo. Wypadło na najstarszą z nich, bo ona prowadziła interes i jej słowo było w tym miejscu najbardziej znaczące. Kurtyzana ta nie miała co prawda wszystkich zębów, zmarszczki mocno już zorały jej twarz, a korzonki nie pozwalały jej się czasem wyprostować, ale mimo to wciąż była niezwykle biegła w sztuce miłości. A anioł, który obudził się z pijackiego snu, szybko zaczął dokazywać i nim się spostrzegł, znajdował się już w jednym z pokoi na górnym piętrze, w którym spędził całą noc. O świcie zaś wyszedł stamtąd chwiejnym krokiem, cały czerwony, z wymiętą szatą i przekrzywioną aureolą. – No i co? Spodobało się? – zapytał diabeł, który siedział na dole w objęciach dwóch młodych dziewcząt i palił sobie, jak zwykle, fajkę. – Głowa boli mnie straszliwie – powiedział cicho anioł, przytrzymując się oparcia krzesła. – Ale udało ci się zgrzeszyć! To twój wielki dzień i sukces nie lada. – Naprawdę? Nic nie pamiętam. Wydaje mi się tylko, że ten grzech to całkiem przyjemne zajęcie i bardziej interesujące, niż układanie psalmów. – Nie szkodzi, że nic nie pamiętasz – odparł czart. – Istotne jest tylko to, że muszę przyznać, iż udało ci się wykonać zadanie. Potwierdzam tym samym, że twoja moc jest potężniejsza od mojej. Diabeł chichotał długo, a potem ponownie poszli we dwójkę do szynku, albowiem – z jakichś tajemniczych powodów – aniołowi posmakowała ta gorzałka, na którą jeszcze niedawno się krzywił. Szybko też stał się duszą towarzystwa: dokazywał, tańczył, wznosił toasty i przeklinał, siłował się również z chłopami na rękę, o mało co gospody nie rozniósł. Na koniec Callidufelos odprowadził anioła pod samą Niebiańską Bramę, która skrzyła się od blasku. Już z daleka dostrzegł ich Święty Piotr i zaczął przecierać oczy ze zdumienia. Nigdy przecież nie widział czegoś takiego: diabeł szedł z uwieszonym na ramieniu aniołem, wydawało się też, że dwójka ta jest w dobrej komitywie, a anioł w dodatku trzymał w ręku dzban. Na domiar złego niebiański posłaniec przeklinał siarczyście, powtarzając skrupulatnie to, co usłyszał w gospodzie i przybytku cielesnych uciech. – To chyba wasz podopieczny, Święty Piotrze? – przemówił diabeł. – Odprowadzam go, bo ledwie się trzyma na nogach. Zabawił się dobrze zeszłej nocy, ale nic to. Poznałem go w końcu i zaręczyć mogę, że jeszcze dziś dojdzie do siebie i zaśpiewa w anielskim chórze swoim słodkim sopranem bez fałszywej nuty, kiedy tylko przyjdzie na niego pora. Co miał czynić Święty Piotr? Nie otworzył niebiańskich bram przed aniołem, przegonił go tylko i nakazał, aby się tutaj nie pokazywał więcej. Tego dnia opłakiwali go wszyscy serafini i przez to na kraj spadły ulewy, które trwały dobry tydzień. – Nie martw się – powiedział diabeł czule, kiedy schodzili z aniołem po niebiańskich stopniach z powrotem na Ziemię. – Jakoś to będzie. U mnie w piekle szybko przyuczysz się do nowej roboty. Jesteś całkiem bystry, więc dasz sobie radę. – A… A czy… – zaczął jąkać się anioł, ponieważ męczyła go pijacka czkawka. – Czy tam, w tym piekle, jest ta… Ta… Jakże jej… – Gorzałka? – Właśnie… – A jakże! – zawołał diabeł. – Gorzałki będziesz miał, ile tylko zechcesz. Prawdziwe strumienie. Będziesz się mógł w niej nawet kąpać… Nie, nie… – zamyślił się. – To akurat odradzam. U nas tyle ognia, jeszcze byś się usmażył. – A czy… Czy w tym piekle. To… To czy tam są, te… No jakże im tam… – Kobiety? – Jak… Jak mówisz? – Kobiety! – powtórzył głośniej Callidufelos zaśmiewając się głośno. – Nie krzycz… Bardzo proszę… Kobiety? Tak, chyba o te mi chodzi… – Kobiet znajdziesz u nas bez liku! – zawołał diabeł. – Jakie tylko zapragniesz. Wszystkie będą padać do twoich stóp na jedno skinienie. Czasem będą nieco utytłane w smole, pachnideł od nich nie poczujesz, jeno siarkę, ale przyzwyczaisz się. – To u was musi być wesoło, co? – Najweselej pod słońcem! – zapewnił diabeł. – Choć pod słońcem, to niezbyt fortunne określenie… – Powiedz… Powiedz mi tylko jedno…. Wygrałem zakład? – No oczywiście – powiedział diabeł. – Ile razy będę musiał jeszcze przyznawać się do porażki? Jesteś dla mnie wielce okrutny, wiesz? Wciąż mi wypominasz, i wypominasz, żeś ode mnie potężniejszy. Basta, mój przyjacielu! Nie zniosę tego dłużej. Ranisz me diabelskie serce, w którym tyle dobroci dla ciebie… – Wybacz… Wybacz, przyjacielu – rzekł anioł. Ale Callidufelos się nie gniewał, o nie! Przez całą drogę śmiał się głośno, mimo iż było mu trochę ciężko, bo anioł nie mógł iść o własnych siłach. Jednak dla czarta nie była to pierwszyzna. |