„Frankenweenie” to prawdopodobnie najlepszy film Tima Burtona od lat. Groteskowa opowieść o przyjaźni chłopca i jego psa skupia jak w soczewce esencję burtonowskiego stylu w najlepszym wydaniu: jest makabra, są wyobcowani bohaterowie i warstwa wizualna dopracowana w najmniejszych szczegółach. Przede wszystkim jednak „Frankenweenie” wymierza pstryczka dydaktyzmowi, do jakiego przyzwyczaiły nas produkowane od lat w ilościach hurtowych bajki dla dzieci.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Victor Frankenstein jest dość introwertycznym dzieckiem. Chłopiec stroni od sportu, a nad towarzystwo rówieśników przedkłada zabawę z ukochanym psem Sparkym. Rodzice Victora z entuzjazmem śledzą jego zainteresowania, a rodzinne wieczory mijają u Frankensteinów na kinowych seansach produkcji zrealizowanych przez syna domowymi metodami (przypomina mi się debiutancki krótkometrażowy film Francoisa Ozona „Rodzinny portret”, nakręcony przez 21-letniego wówczas reżysera z pomocą członków jego rodziny. Najbliżsi początkującego filmowca zgodzili się wystąpić w etiudzie, w której rodzinna kolacja kończy się krwawym morderstwem, dokonanym przez psychopatycznego młodzieńca. Ilekroć przypomnę sobie tę groteskową fabułę, nie mogę wyjść z podziwu dla ogromnego dystansu i zaufania, jakim musieli darzyć rodzice Ozona swojego dorastającego syna. Wprawdzie filmy realizowane przez Victora nie są nawet w połowie tak makabryczne, jak wspomniany „Rodzinny portret”, jednak entuzjazm i zdrowy rozsądek, z jakim państwo Frankenstein podchodzą do odmienności swojego dziecka, w pewien sposób sprawia, że te dwie odmienne historie korespondują ze sobą). Pewnego dnia, podczas zabawy, Sparky zostaje potrącony przez samochód. Żałoba po śmierci ukochanego pupila nie trwa jednak długo. Zainspirowany wiedzą zaczerpniętą z zajęć z fizyki Victor postanawia przywrócić Sparky’ego do życia. Być może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale najnowszy film Burtona przywołuje baśniowy nastrój znany dorosłym dzisiaj widzom z ich ulubionych kreskówek z lat 90. (kto nie płakał na „Królu Lwie”?). Mroczna historia o ożywianiu martwego zwierzaka, przyprawiona obowiązkowymi intertekstualnymi nawiązaniami do klasyki gatunku, przede wszystkim jednak wywołuje w widzu nostalgię. Choć nie uważam, że komputery i telefony komórkowe mają zgubny wpływ na tzw. „dzisiejszą młodzież” (a przynajmniej nie bardziej, niż jakiekolwiek inne rozrywki w bliżej nieokreślonej przeszłości), z prawdziwą przyjemnością przeniosłam się w świat sprzed ery internetu, kiedy całe życie (także moje) kręciło się wokół zabaw z ukochanym zwierzakiem, a granice świata wyznaczała trasa, jaką pokonywało się na rowerze. „Frankenweenie” nie jest jednak stereotypową laurką na cześć złotej ery domków na przedmieściach. Idealistyczna wizja rodzinnego szczęścia zostaje przez Burtona zrównoważona solidną dawką groteski i odrobiną makabry, jak choćby scenach, kiedy wskrzeszonemu Sparky’emu co rusz odpada a to ogonek, a to uszko. Strzałem w dziesiątkę było zrezygnowanie w „Frankenweeniem” z koloru. Czarno-biała kolorystyka idealnie wpisuje się w nastrój historii i uwypukla przerysowane cechy charakteru i fizjonomii bohaterów (dziewczynka z kotem!). Wybór takiej estetyki idzie ramię w ramię także z przekazem filmu. Burton ucieka od typowego dla kina familijnego dydaktyzmu i w kulminacyjnym momencie porzuca wypracowany na gruncie gatunku schemat fabularny na rzecz rozwiązania, na które w gruncie rzeczy chyba wszyscy widzowie mają ochotę. „Frankenweenie” z pewnością nie jest typową kreskówką dla najmłodszych, która dzięki postmodernistycznym zabawom z konwencją jest w stanie przyciągnąć przed ekran także ich rodziców. Ba, nie jestem przekonana, czy film Burtona w ogóle jest przeznaczony dla najmłodszych widzów (jeśli ktoś bierze na siebie odpowiedzialność wytłumaczenia 8-latkowi, dlaczego nie może wskrzesić swojego chomika, skoro Victorowi się udało ze Sparkym – śmiało ;)). Dorośli za to mogą w najnowszym dziele twórcy „Gnijącej panny młodej” odnaleźć dla siebie znacznie więcej, niż na pierwszy rzut oka obiecuje kolejna animacja sygnowana nazwiskiem Disneya. Jest wzruszająca historia, jest wisielczy humor i odrobina makabry. Czego chcieć więcej?
Tytuł: Frankenweenie Data premiery: 7 grudnia 2012 Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Gatunek: animacja, groza / horror, komedia Ekstrakt: 80% |