 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Całkiem niespodziewanie Finch stał się doskonałym pomocnikiem Fostera. Syn pastora odebrał staranne wykształcenie, nigdy jednak nie zamierzał pójść w ślady ojca. Pragnął zostać malarzem. Pilnie studiował rysunek, zasady perspektywy, kaligrafię, stale ćwiczył pewność ręki. Gdy próbował malować pierwsze portrety, zaczął przebywać w środowisku dziewczyn, między innymi zajmujących się profesją modelek. Może dlatego świetnie znał kobiety. – Słyszałem ciągle rozmowy tych panienek i wiele się przy tym nauczyłem – skwitował kiedyś ze śmiechem uwagę Fostera. – „Najukochańszy Mój” brzmiałoby chyba lepiej. – Foster podrapał się po nosie. –„Mój” pisane wielką literą, jak to jest przyjęte. – „Mój Ukochany”. – Finch podniósł palec do góry. – „Ukochany” wielką literą. Tamten początek pisała w miarę troskliwa metresa. Ten – kochająca kobieta. Wielka litera w wyrazie „Ukochany” pokazuje siłę jej uczucia. Pisze szczerze, od ręki, nie bawiąc się w znajdywanie ładnych określeń. Akcentuje miłość. Tak pisze osoba kochająca. Napijemy się herbaty? – Z przyjemnością – radośnie odpowiedział Foster. Finch pomógł rozwiązać kolejny problem. – Czemu kwestionujesz koniec tego zdania? – „Drżę ze strachu, co może się wydarzyć” – mruknął Finch, stawiając czajnik na żeliwnym piecyku. – „Mdleję na myśl, że może Cię, ukochany skarbie, trafić kula wroga.” „Przenika mnie zimno, kiedy myślę, co może Tobie, Ukochany, się przytrafić.” To byłoby to, o co nam chodzi. Policz wyrazy, Foster. W nowym zakończeniu musi ich być mniej więcej tyle samo. – Zdania, podane przez ciebie, wypisałem sobie na liście zmian, oczywiście nie w identycznym brzmieniu. – Foster zatarł dłonie. – Mam ich jeszcze dziewięć. Wybiorę najlepsze. Jesteśmy na dobrej drodze. Nie podoba mi się też środek. „Wszyscy oczekują…” Gdzie w tym zdaniu jest lady H.? Ona nie oczekuje? Można odnieść wrażenie, że opisuje to, co usłyszała od innych. – Na przykład od tego niedoszłego, irlandzkiego kochasia – ironicznie zauważył Finch. – I tak dobrze, że pisze w liczbie mnogiej, dość bezosobowo. On i Foster wiedzieli, kim jest George Fitzpatrick, i znali jego rolę. Listopad rozpoczął się opadami deszczu ze śniegiem. Prawie nie zauważyli, że minęło ponad pół roku od czasu, kiedy dowiedzieli się o czekającym ich zadaniu. Padało prawie bez przerwy i nie wyglądało na to, że pogoda się poprawi. W niskim, obszernym pomieszczeniu nie odczuwali jednak chłodu. Sporej wielkości żeliwny piecyk dawał przyjemne uczucie ciepła. Mieli pod dostatkiem drewna i obficie z niego korzystali. Wszystko od samego początku układało się dobrze. Foster sądził, że znaczną rolę mógł odegrać w tym przypadek. Przyznawał jednak, że wiele zawdzięczają doświadczeniu i wiedzy Fincha, a także organizatorskim umiejętnościom Barrowa. Sekretarz Admiralicji znalazł dla nich świetne locum – dwa pomieszczenia z tyłu stoczniowego budynku, zajmowanego przez kwestora Admiralicji, odpowiedzialnego za rozliczenia finansowe, i jego nieliczny zespół urzędników. Miejsce posiadało sporo zalet. W budynku zbierano listy i przesyłki służbowe dla floty, więc przejmowanie oraz ponowne ekspediowanie pism Nelsona i lady Hamilton nie nastręczało trudności. Barrow niezwłocznie wydał polecenia i dopilnował, aby ich korespondencja spływała do londyńskiego portu, nawet wtedy, kiedy szybciej dotarłaby do adresatów przez Portsmouth, główną bazę floty. Ponadto pokoje miały odrębne wejście. Barrow zastanawiał się nad sposobem zamaskowania działalności Fincha i Fostera. Pomysł Fincha okazał się genialny w swojej prostocie. – Sprawdzamy księgi rozrachunkowe floty, a także kwity depozytowe, czy przypadkiem nie zostały podrobione – rzucił z krzywym uśmiechem podczas jednego z wielu spotkań. – To miejsce idealnie się do tego nadaje. Gońcy Admiralicji regularnie dostarczali i odwozili do archiwum grube księgi i powiązane paczki dokumentów finansowych. Foster rozpakowywał kilka przesyłek, po czym po upływie kilkunastu dni równie starannie je zawiązywał. Starał się niczego za bardzo nie przekładać, nie chcąc zburzyć idealnego porządku ich ułożenia. Nikogo nie dziwiły większe i mniejsze lupy, leżące na stole – badanie prawdziwości kwitów depozytowych w pełni uzasadniało ich posiadanie. Tak samo nikogo nie dziwiła obecność dwóch żołnierzy przy wejściu – strzegli ważnych dokumentów Admiralicji. Szybko utarł się sposób postępowania z nadchodzącymi listami. Otwierał je Finch przy użyciu rozpalonego do czerwoności noża, z wielka maestrią usuwając lakową pieczęć. Okazało się, że nie jest potrzebny żaden dodatkowy pomocnik – syn pastora świetnie sobie radził. Nie chciał zdradzić, gdzie posiadł tę umiejętność. – Rozgrzewasz ostrze, z tym że sztych musi być płaski i dość cienki – poinstruował kiedyś Fostera. – Przedtem ostrożnie schładzasz pieczęć i papier wodą. Nie za dużo płynu, aby nie przesiąkł do środka i nie rozmazał atramentu. Delikatny, ale zdecydowany ruch tuż nad powierzchnią, i ostrze przechodzi przez wosk jak przez masło. Lak albo wosk się rozgrzewają, ale nie na tyle, żeby uszkodzić kartkę. Jeszcze ciepłym czubeczkiem rozwieramy pozostałości nadal miękkiej pieczęci. Spójrz tylko! Foster zafascynowany przyglądał się leżącej na stole krągłej, płaskiej bryłce laku z nadal nienaruszonym odciskiem metalowego znaku nadawcy. – Dokument delikatnie osuszamy nad piecem, kładziemy na stole, przykładamy coś ciężkiego, żeby papier się nie pomarszczył. Będzie taki, jak poprzednio – gładki. Pozostałości na złączeniu pokryje ponowne lakowanie. Ten sposób pozwala też na uzyskanie kopii pieczęci – z uśmiechem dodał Finch. – To nic trudnego, jeżeli ma się do dyspozycji czytelną odbitkę. Pieczęcie używane przez lorda Nelsona i lady Hamilton wykonał zaufany grawer Admiralicji. Barrow od razu ustalił też, że lady H. i Horry nie sporządzają kopii listów. Foster szybko przekonał Barrowa, jak bardzo rozszerza to możliwości zmiany treści. – Projektując nowy rozdział mojej powieści, mam w głowie prawie wszystko, łącznie z tym, co kto komu powie – stwierdził zdecydowanie. – Po dwóch dniach zostaje mi tylko osnowa zdarzeń. Oni będą pamiętać, co chcieli napisać. Nie będą pamiętali, jak to uczynili. Słowa szybko ulatują. Oczywiście muszę zachować umiar i ostrożność. Sekretarz Admiralicji dał Fosterowi wolną rękę. Po otworzeniu listu Foster uważnie go czytał. Na odrębnej karcie notował spostrzeżenia i sugestie. List niezwłocznie wędrował do Whitehall. Wracał jeszcze tego samego dnia, z uwagami sekretarza Admiralicji. Podkreślenie jakiejś frazy i znak zapytania oznaczały, że Barrow akceptuje treść, jednakże należy ją nieco zmienić. Wzmocnić znaczenie, uczynić czulszą. Linia opatrzona wykrzyknikiem informowała, że konieczna jest zdecydowana przeróbka. Faliste podkreślenie informowało, że zaznaczoną frazę należy napisać od nowa. Te znaki Barrow stawiał nie tylko przy źle brzmiących zdaniach, ale też przy pojedynczych wyrazach. Na odrębnej karcie sekretarz wypisywał uwagi, czasami konkretne propozycje. Już po pierwszym liście opatrzył podkreślenia drobno stawianymi cyferkami, powtarzającymi się później na „karcie sugestii”. Tak Foster nazwał to, co pisał do nich Barrow. List wracał do niepozornego budynku na tyłach londyńskich doków. Foster, uwzględniając życzenia Barrowa, pisał nowy. Bardzo często sam wprowadzał dodatkowe zmiany, rozszerzenia i uzupełnienia. Czasami pisał list prawie od początku. Tworzył coś, co enigmatycznie określano „próbką”. „Próbka” lądowała na biurku sekretarza Admiralicji. Barrow dość często nanosił ołówkiem kolejne uwagi. Wtedy Foster sporządzał drugą „próbkę”. Przeważnie okazywała się wystarczająca, choć niekiedy ich zwierzchnik jeszcze sugerował zmiany. Bywało, że treść przeróbek i uzupełnień stawała się przedmiotem sporów, z konieczności szybko rozstrzyganych. Po ostatecznym uzgodnieniu wszystkiego Jack Finch przystępował do pracy. Pisał list kilka razy, porównując tekst z oryginalnymi listami lady H. lub Horry’ego. Nie niszczono ich – Finch potrzebował wzorców. W końcu sporządzał list, jak to określał, „na czysto”, lakował i odciskał pieczęć. Foster podziwiał maestrię pracy Fincha. Mimo używania lupy nie potrafił odkryć żadnych różnic w charakterze pisma. Pewnego dnia Finch wyjaśnił Fosterowi istotę popełnianych przez niego przestępstw. Chyba wziął pod uwagę, że towarzysz i tak mógłby poznać prawdę z ust Barrowa. |