– Szanowni państwo! – zaczął mocnym głosem, który za pośrednictwem mikrofonu i głośników wypełnił salę. – Zaprosiłem was tutaj, gdyż przeżywamy dziś wielkie święto. Święto Założenia Urland, jedynej latarni wśród nocy barbarzyństwa, jaka zapadła po upadku Imperium Rzymskiego. W ciągu niecałego milenium pokonaliśmy drogę pełną przeszkód i trudności i dotarliśmy do tego miejsca. Miejsca, w którym powinniśmy zatrzymać się i zastanowić, jaki powinien być następny krok. Jedni będą chcieli podążać dotychczasową ścieżką. Inni będą postulować zmiany, i właśnie do tej drugiej grupy należę ja. Chciałbym zaprezentować państwu koncepcję Drogi Równoważnego Rozwoju. Nie jako doradca króla. Nie jako Elektrotechnik – ale zwykły Urlandczyk, który zauważa pewne tendencje i możliwości. Drax ziewnęła i pociągnęła z kieliszka. Z Velrona zawsze był nudziarz. Mimo to jakoś udawało mu się przekonać ludzi do swoich koncepcji i zainteresowań. To właśnie przez niego dziewczyna złapała elektrotechnicznego bakcyla. Do tej pory pamiętała dzień, gdy wysłannicy ojca przyprowadzili ją do apartamentu Velrona. Jej matka właśnie oszalała od nadmiaru wizji i została zabrana gdzieś w głąb Rozety. Ojciec zaś uznał, że Kayla nie może dłużej przebywać wśród jasnowidzów, i wydał polecenie przeniesienia. Potem stracił nią zainteresowanie. Miał do tego prawo – nie była przecież superinteligentką. Kayla uśmiechnęła się gorzko. To nie był ojciec, ale wielki władca, który spłodził ją z obowiązku. Między nim a Niną Drax nigdy nie było miłości. Zresztą, czy król Urland jest w ogóle w stanie kochać? Wzruszyła ramionami. Nigdy nie zawracała sobie tym głowy. On miał ją gdzieś i ona go też, i to był najlepszy możliwy układ. – …wiadomy jest fakt, dlaczego nie rozszerzyliśmy jeszcze wpływów poza posterunki na nizinach – ciągnął Velron. – Nasz system naukowo-badawczy opiera się na psychokinetykach, którzy widzą jedną konkretną przyszłość, w której my nie istniejemy. Ingerując w niziny, odsuwamy tę przyszłość coraz dalej od siebie, przez co skuteczność jasnowidzów spada. Dzieje się tak nie tylko ze względu na działalność posterunków. Pozwolę sobie przypomnieć zdradę, jaka miała miejsce przed ośmioma laty, kiedy część naszych naukowców powiedziała „Dość!” polityce izolacyjnej. Kayla dopiła drinka i zamówiła następny. – Ukradli sprzęt i część projektów – ciągnął Velron. – Uciekli na Morze Śródziemne, po czym ogłosili, że odbudują Rzym na własną rękę. Porywają statki barbarzyńców, modyfikują je i zdobywają kolejne zasoby jak pospolici piraci. To przede wszystkim ich działalność szkodzi jasnowidzom i całemu Urland! Dziewczyna rozejrzała się po sali. Część słuchaczy nachylała się ku sobie, wymieniając uwagi. Kilkoro przeniosło się do części restauracyjnej i kontemplowało Alpy. Inni w ogóle znudzili się wykładem i wspinali się właśnie klatką schodową, mijając dwie nowe osoby. Drax zaklęła. Jedną z nich był Scaevola. – Cholera, przyprowadził kumpla – syknęła Ayl. – Patrz, jak do siebie nawijają. Chyba jeszcze nas nie widzą. Nie rzucaj się w oczy. – Chyba kpisz – mruknęła Kayla i wychyliła kieliszek. Alkohol zawsze sprawiał, że puszczały jej hamulce. Teraz miała coraz większą ochotę wyciąć Scaevoli jakiś numer. Na przykład spuścić mu żyrandol na łeb. Tknięta przeczuciem, zogniskowała wzrok na jego towarzyszu. Odniosła wrażenie, że skądś go zna. Nie mogła sobie jednak przypomnieć skąd. – Droga Równoważnego Rozwoju! – rzekł dumnie Velron. – Inwestycja w środki, dzięki którym stopniowo wejdziemy w posiadanie kolejnych terytoriów. Fakt, skuteczność jasnowidzów spadnie, ale skompensujemy to ekspansją. Nie tylko technologiczną, ale i demograficzną – nie muszę chyba przypominać, że Rozeta ma ograniczoną pojemność. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Rzym upomniał się o to, co mu zabrano. Wystarczy pójść Drogą! Rozległy się oklaski – najpierw pojedyncze, potem cała burza. Velron trafił w czuły punkt słuchaczy. U podstaw Urland leżało marzenie o odbudowie potęgi Rzymu, marzenie, któremu podporządkowane było wszystko. Nawet waluta: czasokredyty będące miarą wkładu obywatela w rozwój społeczny i techniczny. Im wygodniejsze stawało się życie, im wyższa technologia wpadała w ręce ludu, tym mocniej domagano się podbojów. Gdy uciekli naukowcy-piraci, wydawało się, że wielu pójdzie ich śladem. Na szczęście Nerwa II i Rada ostudzili nastroje. „Metoda Hansa Reichmanna to ślepa uliczka” – rzekł król podczas jednego z wystąpień w Sieci. „Odbudowa Rzymu musi odbyć się inaczej niż ogniem i szablą. Osobiście nadzoruję projekty, które nam to umożliwią. Jednak aby je ukończyć, potrzebny jest czas.” Drax nie myślała jednak o planach króla. Skupiła się na bezpieczniakach. Scaevola przystanął u podstawy schodów. Jego towarzysz natomiast wbiegł na scenę i szepnął coś do Velrona. – Ruch Utartej Ścieżki myśli inaczej! – rozległo się nagle z głośników. Sala zamarła. Kayla też. A Scaevola wbiegł na klatkę schodową. – Spójrzcie na siebie! – ciągnął głos. – Na waszą dekadencję i słabość! Dzięki technice chcecie przywrócić dawny porządek, ale nie zauważacie, że sami się z niego wyłamaliście! Wiedza z przyszłości to droga na skróty i zbrodnia przeciw wam samym. My was ukarzemy. Jest nas wielu! Jesteśmy wszędzie! Już niedługo Urland pochłoną ciemności i historia wróci na właściwy tor! Nagranie się urwało. Spokój trwał jednak tylko chwilę. Szarpnięcie – i Tarasy się zatrzymały. Wrzask – i goście rzucili się do ucieczki. Ale zanim dotarli do klatek schodowych i wyjść ewakuacyjnych, rozległ się huk eksplozji. Tarasy zadrżały. Jęknęły metalicznie. A potem zaczęły się przechylać w dół, w stronę gór i przepaści. Po podłodze sunęły stoliki, turlały się butelki i kieliszki, jedzenie. Ludzie chwytali się za co popadnie, byle nie ześliznąć się w stronę głównej ściany, nie uderzyć w nią, nie uszkodzić. Po drugiej stronie chlustała woda z basenów, spadały parasole, sprzęt i śmieci. Kayla trzymała się kontuaru i gorączkowo analizowała sytuację. Zrozumiała, że zniszczenie Stacji Wiatrakowych rzeczywiście było przygrywką. Wypowiedź terrorysty sugerowała, że celem Ścieżkowców jest cała sieć energetyczna Rozety. Ale było też coś jeszcze. Atakując Tarasy i gości wykładu, dali do zrozumienia, że polują również na elitę intelektualną Urland. Heriusz Anicjusz Scaevola o tym wiedział. Ponieważ był jednym z nich. – Zwiewają! – syknęła Ayl i w tej samej chwili Kayla zogniskowała wzrok na scenie. Ścieżkowiec poganiał Velrona pistoletem. Zniknęli w wejściu na zaplecze. Szarpnięcie – i Tarasy skokowo przechyliły się o kilka stopni. Ktoś zaklął, ktoś wrzasnął z przerażenia. Kilka osób przyspieszyło wspinaczkę ku wyjściom awaryjnym. Kayla jednak nie planowała ich naśladować. – Zabraliście mi Sertora, a teraz porywacie Velrona? – wycedziła. – Po moim trupie! Zwolniła mentalne blokady: dostatecznie wiele, by wykorzystać psychokinetykę, ale nie tyle, by Ayl przejęła kontrolę. Odepchnęła się od kontuaru, pobiegła ku mównicy. Nie dbała o rosnące nachylenie podłogi. Nie dbała też o to, że coraz więcej ludzi wokół niej zjeżdża ku centralnej ścianie. Wektory sił trzymały ją prostopadle do podłoża i nawet na moment nie traciła równowagi. Zbiegła schodami amfiteatru, przeskakując po kilka na raz. Wpadła na scenę i dalej, za kulisy, a potem pomknęła wąskim korytarzem. Prowadził między innymi do wyjścia ewakuacyjnego dla obsługi technicznej. Kayla szła o zakład, że terrorysta zabrał Velrona właśnie tam. – Może nie chce go zabić – powiedziała Ayl. – Bardziej się opłaci, jeśli wezmą go żywego. Velron zna sieć energetyczną Rozety od podszewki. Jeśli Ścieżkowcy rzeczywiście chcą zrobić zaciemnienie, na pewno go przesłuchają. Korytarz kończył się szeroko otwartymi drzwiami, prowadzącymi na kratownicowe schody. Kiedyś zachodziły na kładkę ewakuacyjną, teraz jednak wskutek przechyłu znajdowały się jakieś dwa metry od niej. Porywacz zatrzymał się u ich szczytu i szykował do skoku. Sam. Musiał przekazać Velrona współpracownikom, by utrudnić jego śledzenie. Tym bardziej że na kładce tłoczyli się ewakuowani. Kayla zaklęła. Zniknięcie wśród nich nie stanowiło żadnego problemu. Wyciągnęła rewolwer i rzuciła się ku Ścieżkowcowi. Ten musiał ją usłyszeć, bo się odwrócił. Miał łagodne rysy twarzy, ciemne włosy i wielkie zielone oczy, ale to nie jego wygląd przyciągał uwagę. Tylko wielki pistolet, który trzymał w dłoni. I sierpokształtny tatuaż na jej wierzchu. |