Weźmy dwóch słynnych autorów jako głównych redaktorów, a następnie zwerbujmy całą plejadę gwiazd fantastyki do pisania opowiadań z gatunku urban fantasy. Końcowy efekt sprzedajmy fanom, którzy, widząc nazwiska ulubionych twórców, z pewnością sięgną po „Chodząc nędznymi ulicami”. Niezadowolenie przypadkowych czytelników jakoś będzie trzeba przełknąć.  |  | ‹Chodząc nędznymi ulicami›
|
Jak na większość antologii przystało, „Chodząc nędznymi ulicami” pod redakcją George’a R. Martina i Gardnera Dozoisa prezentuje bardzo zróżnicowany poziom tekstów. Trochę dziwi zaangażowanie w ten zbiór tak wielu autorów znanych z listy bestsellerów „New York Timesa” i laureatów licznych nagród – po takiej obsadzie można by oczekiwać znakomitych opowiadań. Niestety, większość z nich prezentuje zaledwie przyzwoity poziom. Motywem przewodnim zbioru było przedstawienie historii z gatunku urban fantasy, z zagadkami, detektywami i motywami nadnaturalnymi. Konwencję tę różni autorzy różnie zinterpretowali. „Błotnemu diabłu” bliżej do klasycznej Chandlerowskiej historii, a taka „Dama lubi krzyczeć” ma o wiele więcej wspólnego z opowieścią paranormalną. Poza tym mam wątpliwości czy rzymskiego detektywa w starożytnym Babilonie („Mury i lemury”) można jeszcze uznać za urban fantasy, a wampirza imprezka w „Śmierci z rąk Dalii” powinna zdecydowanie trafić gdzie indziej. W wielu przypadkach twórcy poszli na łatwiznę, umieszczając opowiadania w realiach tworzonych przez siebie cykli czy powieści („Głodne Serce” Greena, „Mury i lemury” Saylor czy „Złodzieje Cienia” Cooka). Dla kogoś nieobeznanego z tymi konkretnymi dziełami lektura historii może okazać się ciężkostrawna. Na ich tle bardzo dobrze wypada „Wciąż ta sama stara historia” Vaughn, która mimo odniesień do cyklu broni się jako całkiem przyzwoita opowieść. Jednak nawet teksty „niezależne” potrafią być kiepskie. Tak jest na przykład z prostacką fabułą „Śmierci z rąk Dalii” Harris, dość kiepsko przedstawionym „Żadnej tajemnicy, żadnego cudu” Snodgras czy z kiepską imitacją powieści detektywistycznej a’la Conan Doyle „Osobliwa opowieść o deodandzie” Tuttle. Do średnich historyjek można zaliczyć choćby „Błotnego diabła”. Najlepiej prezentuje się natomiast „Krwawiący cień” Lansdale’a (korzystający z Lovecraftowskiego motywu z „Muzyki Ericha Zanna”) i przyzwoicie napisana „Dama lubi krzyczeć” Igguldena. Sięgnąłem po „Chodząc nędznymi ulicami” w poszukiwaniu lekkiego czytadłą. A że urban fantasy, jak zauważa Martin we wstępie, ewoluowało już dawno z elfów na deskorolkach i krasnoludów w grupach heavymetalowych, byłem ciekaw, co mają do zaoferowania w tej konwencji „tuzowie” amerykańskiej fantastyki. Niestety, bardzo niewiele.
Tytuł: Chodząc nędznymi ulicami Tytuł oryginalny: Down These Strange Streets Data wydania: 13 listopada 2012 ISBN: 978-83-7510-821-7 Format: 672s. 150×225mm; oprawa twarda, obwoluta Cena: 59,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 40% |