powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CXXIV)
marzec 2013

Wspomnienia z niepamięci
Wojciech Smarzowski ‹Drogówka›
„Drogówka” zdaje się bardziej bolesnym spływem rynsztokiem ku czeluściom grzesznego bagniska (tym razem bagniska współczesności), niż efektownym rajdem po polskich drogach zakończonym pomyślnym zwycięstwem sprawiedliwości. Wojciech Smarzowski, naczelny znawca bagien polskich, zanurzając w nich nas, nie daje nam ochronnych rękawiczek, nie serwuje też finalnego oczyszczenia – a zanurza głęboko, oj głęboko…
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Drogówka›
‹Drogówka›
Przepis na kino Smarzowskiego wydaje się prosty jak budowa cepa: pokazać jak przysłowiowo kręcić lody, zalać je morzem wódy zmieszanej ze spermą i krwią – wcale nie na domieszkę; bluzgi same przyjdą w sukurs. Te mało apetyczne, lecz – jak sam reżyser lubi powtarzać – energetyczne filmowo składniki dzięki znakomitemu rzemiosłu Smarzowskiego urastają jednak do błyskotliwego scenariusza, wycyzelowanej intrygi i adekwatnej filmowej formy.
Za sprawą tej ostatniej najmocniej przypomina „Drogówka” emitowanych w grudniu „Bogów ulicy” – zbieżnych także na poziomie tematyki, mimo że pokazanej w zupełnie innej tonacji. Polski film ogląda się momentami jak magazyn policyjny, chwilami jak video-dziennik relacjonujący grzeszki polskiego mundurowego, a niekiedy jak kręconą kamerami przemysłowymi niechlubną dokumentację poczynań mieszkańców stołecznych ulic (kolejny raz brawa należą się operatorowi Piotrowi Sobocińskiemu jr.). Widać tu także spore podobieństwa do kryminalnego hitu z połowy lat 50., Tyrmandowego „Złego”, do inspiracji którym Smarzowski chętnie się przyznaje. Ta sama przestrzeń, lecz ukazana pół wieku później, skłania do ciekawych porównań: ustroju, miejsc (ach, te bary mleczne!), mentalności, społecznego klimatu, jak i samych mieszkańców. Można odnaleźć w filmie epizody wprost wyjęte z kart powieści Tyrmanda. (Patrząc na rzucającego w filmie gwarowe wersy pijaczka na myśl przychodzi inwokacja z Tyrmanda: „O, intonacje warszawskie!”; w scenariuszu „Drogówki” mógłby też spokojnie znaleźć się ustęp ze „Złego” o „humorzastym” śniegu warszawskim i „brudnym, dręczącym błocie”, w który tamten natychmiast się zamienia).
„Drogówka” to kryminał najwyższej klasy, do tego kryminał na wskroś polski, w którym klisze gatunkowe na gruncie III RP zastosowane są w niewygodny, bo prowokacyjny sposób. Drażnić może jednokierunkowość spojrzenia twórcy na polskie miejskie realia. Macki spaczenia we współczesnych, lecz jakby zastanych w alternatywnej rzeczywistości miastach (wizyta papieska na początku 2012 roku?) sięgają po każdego – nawet najmłodsze pokolenie musi otrząsać się z nich. Stereotypowe wady Polaków (a raczej siedem grzechów głównych – bo nimi opatrzone są poszczególne postacie) opisane są przez Smarzowskiego w sposób – rzecz to jasna dla znających dorobek twórcy „Małżowiny” i „Wesela” – nie znający kompromisu. Do porównań nie dorasta tu stosunkowo już łagodne kultowe polskie kino policyjne. W kinematografii głównego nurtu pod względem siły przekazu jedynie amerykańskie kino nowej przemocy może równać się z posiekanym nieustannie (niczym pamiętne sceny tortur z „Róży”), gwałtownym, chropawym stylem „Drogówki”. Nie znać tu jednak jakiegokolwiek katharsis – a to zapewniał nawet znany z umiejętności wyciągania na wierzch najgorszych brudów służb policyjnych Nowego Jorku Abel Ferrara (vide „Zły porucznik” z 1992 roku). Najnowszy film WS najlepiej wytrzymuje porównania z filmografią samego twórcy: z racji na czarny humor (najwyższej pijackiej próby! Niektóre dowcipy, myślę sobie, kultem mogą dorównać tym z Pasikowskiego) atmosfera nie przygnębia tak mocno, jak to było w mazurskim rynsztoku czasu wojny ukazanym w poprzednim filmie. Z drugiej jednak strony świat siedmiorga policjantów pracujących w warszawskiej drogówce nie przynosi nadziei na poprawę, a jeśli już – to nadzieję znikomą i innego rodzaju. W „Róży” Smarzowski pokazał, że nawet w piekle na ziemi da się zachować godność. W życiu pierwszoplanowej postaci „Drogówki”, sierżanta Króla (rewelacyjny, jak cała zresztą bezbłędna obsada, Bartłomiej Topa), godność to ostatnie, o co można walczyć. Godność dawno utracona w morzu alkoholu, rodzinnego zakłamania, wszechobecnej korupcyjnej sprzedajności (w łapę dają biedni i bogaci, ludzie władzy i reprezentanci niższych klas społecznych, trzeźwi i pijacy, ludzie wszystkich profesji; jakby na plecach każdego chciał Smarzowski – wzorem Tyrmanda naigrawającego się z wszystkich warszawiaków – wywołać strużkę wstydliwego potu). Wszystko to zamienia się na naszych oczach w beznadziejną walkę o przetrwanie – ocalenie już nie sumienia, lecz życia.
Sierżant Król, „Ścigany” polskiego ekranu, musi udowodnić niewinność nie tylko systemowi sprawiedliwości, przed którym ucieka, ale i nam samym. Moment rzekomego przewinienia (idzie o morderstwo, więcej zdradzać nie warto) nie jest bowiem znany widzowi, podany jest natomiast w formie chaotycznego, zaskakująco bliskiego „Wkraczając w pustkę” Noe, imprezowego majaku – podanego jednak w duchu werystycznej, nieprzyjemnej całości (w tym sensie najbliżej „Drogówce” do „Domu złego”). Który z policjantów zawinił i czy to możliwe, by tylko on umywał ręce? Polscy mundurowi, w obrazie WS dziwkarze, prymitywy i pijacy, budzą jednak naszą sympatię. Widać tu kunszt scenopisarski Smarzowskiego, który tworząc drastyczną historię i kształtując wcale nie tak rzadko budzące wstręt mocno nakreślone, negatywne postacie, potrafił równocześnie wzbogacić każdego z bohaterów w niejednoznaczności i cechy znamienne (czy to charakteru, czy języka), a nawet wywołać w nas współczucie i sympatię do nich. Znajdujemy w tych postaciach sporo polskiej, a więc naszej, mentalności.
Pytanie tylko, jak mocno uwiera nas ona… Czy dostrzeżenie umieszczonych w filmie dosadnych, błyskotliwych scen-perełek, jak choćby trzech oblicz polskiej religijności (raz reprezentowanej przez proponującego łapówkę księdza; innym razem ucieleśnionej w głuchej na świat zewnętrzny szaleńczo rozmodlonej staruszce; w trzecim przypadku ukazanej w sfinalizowanej gwałtem katolickiej pielgrzymce), coś zmieni? Zakończona firmowym u Smarzowskiego odjazdem kamery „Drogówka”, zdaje się wcale nie wskazywać jednego winnego. Po raz kolejny za pomocą tegoż prostego filmowego ruchu, jeden z najbłyskotliwszych polskich twórców stara się burzyć narodowe mity, wskazując palcem na nas wszystkich. Warszawskie błoto brudzi każdego.



Tytuł: Drogówka
Dystrybutor: Next Film
Data premiery: 1 lutego 2013
Kraj produkcji: Polska
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

79
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.