– No przecież! – przerwała mu Kayla. – Nie po to pozorowałeś własną śmierć, żeby namierzyła cię bezpieka! Po co ci to było? Jak… – Mundurowy, który poszedł ze mną, poświadczył, że zginąłem w wybuchu. Będąc oficjalnie martwy, miałem dużo większą swobodę. – To mówiąc, ruszył w stronę dziewczyny. Zatrzymał się dopiero, gdy lufa wbiła mu się w pierś. – Schowaj broń – powiedział. – Nie, dopóki nie powiesz mi, po co ci to wszystko… Gedeonie. Miała przeczucie, że to zrobi. Sertor wyszarpnął jej rewolwer z ręki i cisnął nim o ścianę. Zrobił obrót wokół własnej osi, a poły jego płaszcza załopotały. Kayla krzyknęła – najpierw ze strachu, potem z wściekłości, gdyż Faustin już znikał jej z oczu. Poderwała z ziemi broń, wypadła z zaułka i rzuciła się jego śladem. Nie zgubiła go, gdy pokonywał po dwa, trzy stopnie klatek schodowych. Ani wtedy, gdy kluczył wśród ludzi czekających na windy. Ani gdy zabrał się jedną z nich, skryty na konstrukcji pod podłogą. Kayla nie miała pojęcia, skąd on bierze tyle sił. Wiedziała jednak, że dopóki działa namierzanie, jakie na niego nałożyła, nigdy go nie zgubi. Czasoprzestrzeń wokół niego działała jak wielkie pazury, znaczące trasę ucieczki smugami mgły, iskrzeniem przewodów, żłobieniami w ścianach korytarzy, uszkodzeniami rozmaitych przedmiotów. Dotąd Drax nie miała problemu z odczytywaniem tych znaków. Problem zaczął się, gdy dotarli na powierzchnię. Wysiadłszy z windy, Kayla znalazła się w tłumie rozradowanych Urlandczyków. Morze ludzi falowało wśród wieżowców, żurawi budowlanych i baraków, zewsząd dobiegały śpiewy i śmiechy, pokrzykiwania, brzęk butelek. Stojąc na najwyższym poziomie przystanku, dziewczyna dostrzegła rozliczne wyspy: platformy z tancerkami, kręgi z połykaczami ognia, strefy hazardowe, teatralne i koncertowe, przenośne kina i bary, knajpy na wózkach… Również w górze zabawa trwała w najlepsze. Na pomostach spinających wieżowce balowały najbogatsze, najważniejsze osobistości Urland. W tym Rada Siedmiu i król Nerwa II. I właśnie w tamtą stronę kierował się Sertor. Drax dostrzegła w tłumie trasę jego ucieczki. Kończyła się u stóp jednego z żurawi. Drax założyła gogle, podkręciła powiększenie. Bingo. Faustin wspinał się po drabinie prowadzącej do kabiny sterowniczej w tempie godnym pozazdroszczenia. – Pobiegniemy? – zasugerowała Ayl. – Z chęcią. Przeskoczyła barierkę przystanku. Wylądowała w przyklęku na poziomie zerowym, zamortyzowana wektorami sił, i wyrwała przed siebie. Zwolniła mentalne blokady. Na wprost niej utworzył się niewidzialny klin, roztrącający motłoch na boki. Tylko nieliczni spoglądali na nią z wściekłością, zdziwieniem, zaskoczeniem. Reszta zatraciła się w zabawie. Kayla przypadła do żurawia, zadarła głowę. Sertor był już prawie przy kabinie. – Szybki jak zwykle – stwierdziła Ayl. – Uwolnij mnie, a… – Nie, nie wywrócisz tego dźwigu! – wycedziła Drax. – Ranisz moje serce. – Zamknij się! Zdjęła następnych kilka blokad. Pobiegła niewidzialnymi schodami, pnącymi się spiralą wokół wieży żurawia, a każdy ze stopni wznosił się w błyskawicznym tempie. Dotarła do kabiny. Sertor był już na skraju ramienia dźwigu. Kayla wskoczyła na niego. Sertor zeskoczył na dach budowanego wieżowca, po czym rzucił się ku jego krawędzi. Namierzanie przestało już działać, ale to było teraz bez znaczenia. Faustin przeskakiwał z budynku na budynek, Drax była tuż za nim, a daleko w dole ludzki ocean nawet ich nie widział. Wieżowce stawały się coraz wyższe, aż w końcu Sertor się zatrzymał. W samym sercu Rozety. Na zagraconym materiałami budowlanymi i sprzętem szczycie Urzędu Państwa. Wokół, jak okiem sięgnąć, niebo dźgały nieukończone wieżyce i iglice, w większości ciemne i puste. Wiatr niósł dźwięki zabaw, muzykę i głosy, wymieszane i przytłumione. Faustin stanął przy krawędzi dachu. Spojrzał siedemdziesiąt metrów dół, na pomost łączący Urząd Państwa z wieżowcem naprzeciwko. Właśnie wkraczał nań królewski orszak: król, Rada Siedmiu i ich ochroniarze. Dokładnie tak, jak przewidywał plan. Sekundę później poczuł lufę rewolweru pod łopatką. – Łapska w górę – warknęła Kayla. – Cofnij się. Powoli. Sertor wykonał polecenie. – Skąd się tu wzięłaś? – zapytał. – Magia. – A może psychokinetyka? Chyba wychodzi na to, że miałem rację. Ty też kryłaś się ze swoimi zdolnościami. Tego się nie spodziewała. Zesztywniała, zaskoczona. Ale nie z powodu odkrycia jej tajemnicy. – „Też”? Jak to „też”?! – Ano też. Velron docenił moje zdolności. Dlatego mianował mnie Gedeonem. W chwili, gdy Kayla miała zadać kolejne pytanie, potężna siła cisnęła nią w tył. Dziewczyna wpadła na rusztowanie, które groźnie zatrzeszczało. Syknęła z bólu. Sertor odwrócił się ku niej i zrzucił płaszcz. Na prawym przedramieniu miał urządzenie w kształcie miniaturowej kuszy: prowadnica bełtów i cięciwa między parą widełek. U pasa wisiała pokaźna sakiewka. Na szyi dyndały mu gogle noktowizyjne. – Velron? – wykrztusiła Drax. Wciąż była oszołomiona uderzeniem. – Co ty bredzisz? – W przeciwieństwie do ciebie ja mu zaufałem. Wspierał mnie. Pomagał rozwijać moje zdolności, a jednocześnie krył przed naukowcami króla i bezpieką. Było to o tyle proste, że nie mam nic wspólnego z superinteligentami czy jasnowidzami. Ot, przypadkowa mutacja, którą teraz postanowiliśmy wykorzystać. – Czyli te twoje wypady do Dolnego Miasta… Chodziłeś tam trenować? Na ludziach?! Sertor uśmiechnął się niewinnie. – To tylko prymitywni robole. Dopóki robią swoje, nikogo nie obchodzi, kto komu obija pyski. – A ten pic ze Ścieżkowcami? – Potrzebowaliśmy chłopców od brudnej roboty, straszaka i kogoś, kto odwróci uwagę bezpieki i rozproszy jej siły. Podszycie się pod Ruch było niezłym posunięciem. Kayla powoli wstała. – Czyli co, wychodzi na to, że Scaevola miał rację? Naprawdę pracujecie dla piratów. – Nie pracujemy dla nikogo! – warknął Faustin. – Velron nie toleruje tej schizmy Reichmanna. Dziedzice Rzymu powinni być jednością, a nie bandą frakcji, które chcą sobie wpierdolić. Kiedy Velron dojdzie do władzy, dogadamy się z piratami i ich przygarniemy. Król i część Rady nie chcą o tym słyszeć, bo bezpieka nasrała im do łbów. Dlatego trzeba ich zlikwidować. Kayla pomyślała ze smutkiem, że Velron zmienił się bardziej, niż przypuszczała. Teoretycznie miał rację. Naukowcy, specjaliści i inżynierowie nie brali się przecież znikąd – byli wynikiem kombinacji genetyki, kształcenia i żelaznych zasad. Urland nie stać było na podziały. Ale plan Velrona? Zabójstwo elity rządzącej, królewski stołek i jawna wojna ze Scaevolą? Czy on zwariował? – I dlatego rozwaliliście Stacje Wiatrakowe i Tarasy? – zapytała Drax. – Żeby odwrócić uwagę bezpieki? – Nie tylko. – A porwanie Velrona? – Przekazał mi szczegółowy plan uroczystości i rozmieszczenie Rady podczas przemówienia. Potem się rozeszliśmy. I on musiał namieszać w sytuacji i zrobić swoje, i ja też. A Zielonooki miał go odstawić nie w bezpieczne miejsce, ale prosto do ciebie, pomyślała Kayla. Pieprzony podwójny agent. – A grupy, które mają zniszczyć elektrownię i uwolnić dolnomiastowców? – zapytała. – To też zmyłka? – Tak. Żeby wprowadzić w błąd i rozproszyć siły Scaevoli. – A teraz zabijesz mojego ojca. Faustin wzruszył ramionami. – Masz coś przeciwko? Przecież on cię nie obchodzi. – Nie aż tak – wycedziła Drax i zaatakowała. A raczej spróbowała, gdyż ułamek sekundy później znieruchomiała – zupełnie jakby jej ciało zamieniło się w kamień. Dostrzegła u Sertora złośliwy uśmieszek. Faustin zerknął na zegarek. Potem przyklęknął na skraju dachu i spojrzał w dół. Orszak zatrzymał się pośrodku pomostu, u stóp platformy z mównicą. Król właśnie nachylał się do mikrofonu. Tłumy Urlandczyków zamilkły. Potem zagrzmiały głośniki. |