powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CXXIV)
marzec 2013

Mam na imię Ceyall
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Albo też skończyłabym na dnie rozpadliny. Wcale jej nie widziałam!
– Na szczęście wasza kobyłka owszem. – Roześmiał się niespodziewanie. – Nikt mnie wcześniej nie wziął za koniokrada.
– Nie tak było – zaprotestowała zmieszana. – To przez to, że mój kuzyn, to jest pan Perin, który służy w gwardii naszego pana domena – poprawiła się prędko – opowiadał nam o was w Legli. Mówił, że pewnie jakiegoś bandytę z Kernnu ścigacie, no i w pierwszej chwili…
– Myśleliście, że to ten bandyta. Pięknie dziękuję. – Zaśmiał się znowu, a potem spytał: – Jak na was mówią w domu?
– Jak to? – Przestraszyła się, że w jakiś sposób przejrzał jej kłamstwo.
– Nam, Namil, a może Mili? – zastanawiał się głośno.
Ceyall zachichotała.
– Nami. A was, panie, jak zwą?
– Fael.
Przypomniała sobie, co Perin mówił o tajemnicy, jaką otaczają się ludzie z Saldar i nie namyślając się wiele, spytała:
– To prawdziwe miano?
Znów się śmiał, wcale nieurażony obcesowym pytaniem.
– Prawdziwego wam powiedzieć nie mogę.
– Dlaczego?
– Żebyście się nie mieli jak na mnie poskarżyć, jeżeli w czymś wam uchybię.
– Żartujecie sobie. – Ceyall wydęła usta. Chciała coś dodać, ale w tej chwili światło księżyca zalało dolinę i zobaczyła ciąg niewielkich wzniesień przy jej południowym krańcu. – Na bogów – szepnęła z przestrachem rozpoznając okolicę. – Czemuśmy tu przyjechali? Nie wiecie, co to za miejsce?
– Czarna Dolina – odparł ze spokojem. – Zaraz za nią jest druga, dla odmiany nazywana Białą.
– Ale widzicie? Te pagórki to groby!
– Tylko niektóre i do tego stare, jeszcze z czasów Wielkiej Wojny. Boicie się zmarłych? Oni nikomu nie wyrządzą krzywdy, dawno już stąd odeszli.
– Nie w tym rzecz. – Energicznie potrząsnęła głową. Nie chciała być posądzona o wieśniacze przesądy. Widma nie snują się po ziemi, ani umarli nie nawiedzają żywych. Podobne zmyślenia ganił każdy światły kapłan, uważając je słusznie za przejaw braku szacunku dla Bogów, którzy przecież opiekują się każdą duszą w Zaświatach. – Ale słyszałam, że nie tylko ludzi tu pochowano – powiedziała pragnąc wyjaśnić swój lęk.
– Zapewne. Czy to czyni jakąś różnicę?
– Nie, chyba że alfarska magia wciąż trwa w takich miejscach, broniąc spokoju tych, którzy tu spoczywają.
– Alfarska magia – powtórzył w zamyśleniu, pogodnym tonem. – A jakież życzenia miałaby spełniać? Żeby trawy rosły wysoko, wiatr wyśpiewywał w gałęziach słodkie melodie, a para rudzików uwiła sobie gniazdo na drzewie, które wyrosło obok kurhanu? Jeśli tak, to trudno o bezpieczniejsze miejsce na nocleg.
Przez chwilę milczała poruszona wizją, którą przywołały jego słowa. Piękny Lud, tak o nich mówiono.
– A Verdowie? – zapytała powracając do rzeczywistości. – Nie przyjdą za nami?
– Na wszelki wypadek nie rozpalimy ognia, chociaż nie sądzę. Oni niechętnie wędrują nocą, gdyż prześladuje ich koci demon polujący w ciemnościach. Żeby go odstraszyć, smarują się wilczym sadłem.
– Co za okropność! – Ceyall się wzdrygnęła. – A, to dlatego – zrozumiała nagle. – Zanim się pojawili, nasze konie zaczęły się płoszyć.
– Wyczuwają ten zapach z daleka, dlatego póki są spokojne, my też możemy niczego się nie obawiać.
Wybrał zagłębienie gruntu, na brzegu którego rosły rzadkie, kolczaste zarośla.
– Przyjdzie nam przespać się na końskich derkach – powiedział zabierając się do rozsiodłania wierzchowca. – Mam trochę sera i wędzonego mięsa w jukach. Zgłodnieliście?
– Prawdę mówiąc, tak – odpowiedziała niepewnie.
Saldarczyk przysiadł obok niej na rozłożonym na trawie wojłoku. Włożył jej do ręki kawałek apetycznie pachnącego sera. Uśmiechnęła się w duchu, zastanawiając się, co by na to powiedziała pani Seffren, ściśle przestrzegająca etykiety przy każdym posiłku.
– Jest i chleb, jeśli macie ochotę – powiedział Saldarczyk zaglądając do sakwy. – Tyle że niezbyt świeży.
Ceyall przyjęła grubo ukrojoną kromkę i razem z serem zaczęła pogryzać z zadowoleniem. Chleb rzeczywiście był twardy, ale była dość głodna, by na to nie zważać.
Kończąc posiłek, znów się rozejrzała. Księżyc wisiał już wysoko, zamieniając znany krajobraz w jakąś tajemniczą krainę. Jej wzrok znów powędrował ku rzędowi kopców majaczącemu na skraju doliny.
– Różne rzeczy opowiadają o Drugim Ludzie – zagadnęła. – A wy mówiliście tak, jakbyście go znali.
– Wątpię, by ktokolwiek ze śmiertelnych mógł to powiedzieć o sobie – odparł Fael. Wydawało się, że on również daleko błądzi myślami.
Miała chęć go zapytać, co przez to rozumie, ale niespodziewanie ziewnęła szeroko.
– Czas spać. – Saldarczyk podniósł się i rozłożył derki na trawie. – Pewnie przywykliście do wygodniejszego łoża, ale na dziś to musi wystarczyć. Postarajcie się zasnąć, bo jutro cały dzień jazdy przed nami.
Ceyall posłusznie zwinęła się w kłębek. Było jej całkiem wygodnie, bujne trawy pod spodem sprężynowały niczym materac, tuż obok ucha słyszała cykanie świerszcza. Poczuła, że mężczyzna okrywa ją kocem, który pachniał dymem z ogniska i stajnią, lecz to też zupełnie jej nie przeszkadzało.
– Zmarzniecie – zaprotestowała słabo, już odpływając w sen.
– Nie, ciepła noc.
• • •
Ceyall poruszyła głową i mocniej zacisnęła powieki, pod którymi wirowały ciemnopurpurowe kręgi. Słońce ogrzewało jej teraz prawy policzek. Reszta twarzy pozostawała w cieniu, dziewczyna czuła, jak marznie jej czubek nosa. Jeszcze śpiąc przekręciła się na posłaniu i przesunęła w poszukiwaniu ciepła.
Zbudziła się, zdając sobie sprawę z czyjejś obecności obok, a w chwilę później z tego, że leży mocno przytulona obejmując go i będąc obejmowana. Zamrugała oczyma próbując się pozbyć resztek snu i napotkała rozbawione spojrzenie.
– Witaj o poranku, Namillyn – powiedział Saldarczyk uśmiechając się do niej ciepło. Pogłaskał ją po głowie, delikatnie mierzwiąc jej włosy, jakby była dzieckiem lub ulubionym psem. – Już dzień, trzeba wstawać.
Usiadła, energicznie odrzucając z siebie przykrycie. Była tak zakłopotana, że unikała jego wzroku. Ale on zdawał się wcale tego nie zauważać. Podniósł się z posłania i wyciągnął do niej rękę.
– Dobrze spałaś? – zapytał wesoło.
– Tak, dziękuję. – Przyjęła wyciągniętą dłoń i szybko stanęła na nogi.
Rozejrzała się dookoła. Słońce zaglądało w dolinę, przeganiając z niej poranny chłód. W jaskrawym świetle wstającego dnia miejsce to nie wydawało się już ponure, przeciwnie, tchnęło spokojem. Oba wierzchowce pasły się zgodnie obok wąskiej strugi sączącej się między kamieniami.
Ceyall poszła w tamtą stronę, żeby trochę się odświeżyć. Chciało się jej pić, więc przysiadła na brzegu próbując nabrać wody w dłonie. Saldarczyk przyklęknął obok i podał jej metalowy kubek, a sam schylił się, żeby napełnić bukłak. Woda ze strumienia ziębiła usta i zęby, zatem Ceyall piła powoli. Przyglądała się swojemu towarzyszowi, starając się, by tego nie zauważył.
On także obmył się w strumieniu, usuwając z włosów kurz i paprochy, a także oczyścił nieco ubranie. Dzięki tym drobnym zabiegom czynił teraz zupełnie inne wrażenie. Dało się zauważyć, że rysy miał regularne, a brwi ciemne i gęste. Jednak tym, co najbardziej zwracało uwagę w opalonej na złoty brąz twarzy, były oczy, niezwykle jasne, koloru morskiej wody, przez którą prześwieca słońce. Kiedy spojrzała w nie zaraz po przebudzeniu, zdały się jej, mimo uśmiechu, aż nazbyt przenikliwe. Ciekawe, cóż ten człowiek pomyślał sobie o niej? Że jest ledwie dziewczynką, za młodą, aby rozumieć potrzebę skromności? Albo że chciała go podstępnie uwieść? Tak piękny mężczyzna miał zapewne nie byle jakie mniemanie o sobie.
Zastanawiała się, ile może mieć lat. Młodo wyglądał, lecz to z pewnością już nie młodzieniec. Chyba trochę starszy od Perina, raczej w wieku jej brata. Zachciało się jej śmiać, gdy porównała tych dwóch w myślach. Menufel, zawsze czuły w kwestii swego wyglądu, zatrudniał najlepszych szwaczy, lecz ostatnio bogate szaty nie potrafiły już ukryć niedostatków sylwetki, w szczególności coraz wyraźniej rysującego się brzuszka. Saldarczyk natomiast nie dość, że przynajmniej o pół głowy przerastał go wzrostem, był przy tym szczupły i gibki, a szeroki jedynie w ramionach.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

30
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.