Zawiesił głos, zamyślony. Odwrócił się do rozmówczyni. – Tylko co z tego, skoro nie spełniamy tego jednego, podstawowego celu, jaki postanowili sobie nasi przodkowie? – zapytał. – Jak pani myśli, panno Drax? Kiedy podbijemy niziny i odbudujemy Imperium? Wpatrzył się jej prosto w oczy, a Kayla poczuła ciarki. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że patrzy na nią nie człowiek, ale maszyna. Zimny, przenikliwy automat, który wie o niej wszystko. – No to wpadłyśmy – powiedziała nagle Ayl. – Widywałam już takie spojrzenia. To superinteligent. Nie zadzieraj z nim, kochana. I ani słowa o zamachu. Superinteligent. Elita wśród elity, wynik krzyżowania się króla i Rady Siedmiu z członkami rodów jasnowidzów. Jeśli Ayl miała rację, Scaevola posiadał mózg o porażających możliwościach. Wielopotokowość myśli. Podzielność uwagi. Znakomite zdolności organizacyjne i przywódcze. Zdolność do błyskawicznego przyswojenia i analizy ogromnych ilości informacji. Wszystko to składało się na parametry niezwykle pożądane w strukturach władzy. Albo w Służbie Bezpieczeństwa Urland. Kayla zaklęła w duchu. Pożałowała, że nie dołączyła do tłumu gości. Scaevola nie odważyłby się węszyć w ich obecności. Oparła się o barierkę i wpatrzyła w dal. Powiew górskiego powietrza rozwiał jej włosy i załopotał płaszczem. – Według mnie wciąż jesteśmy za słabi na takie podboje – stwierdziła. – To nie starożytność, gdzie jedna wyprawa wojenna mogła złupić cały kraj. Zresztą już w czasach Upadku barbarzyńcy nieźle sobie radzili, a teraz jest jeszcze gorzej. Te wszystkie ich miasta, państwa, sojusze, Kościół… Jeśli Nerwa II zdecyduje się na wojnę, będzie musiał mieć nad tym towarzystwem miażdżącą przewagę. – Przeniosła wzrok na rozmówcę. – Ja takiej przewagi póki co nie widzę, niemniej cokolwiek zrobi król, poprę go. A pan? Jakie pan ma zdanie? Uśmiechnął się nieznacznie. – Ja sądzę, że Urland powinno się nieco… rozruszać. – To znaczy? – Proszę się rozejrzeć. Wszyscy wokół marzą o odbudowie Rzymu, ale czy robią coś w tym kierunku? – Przecież rozwój miasta i techniki… – To ich tylko rozleniwiło! – przerwał jej Scaevola. – Uzależniliśmy się od wygód i dobrobytu. Wszyscy. Wojna o nowy Rzym przyniesie niewygody i trudności, a to ostatnia rzecz, jakiej życzy sobie naród. Proszę na niego spojrzeć. Na to, jaki jest zakochany w sobie, jak siedzi na tej górze i gnije, a tymczasem barbarzyńcy rosną w siłę. To jest Rzym? Ten sam Rzym, który rządził Europą i kawałem Afryki? – Jeśli to jest test, to wyjątkowo pojebany – stwierdziła Ayl. – Możesz go spławić? Proszę? „Proszę”? – pomyślała Kayla. Od kiedy używasz tak wyszukanego słownictwa? – Od zasranego zawsze… O cholera. Co takiego? – Popatrz na jego rękę. Dziewczyna ukradkiem zerknęła w tamtą stronę. Scaevola stał do niej bokiem i drapał się po grzbiecie lewej dłoni. Zaraz założył rękawiczkę, ale Kayla i tak dostrzegła tatuaż. Tatuaż w kształcie sierpa. Czyżby Górne Miasto zaczęło przejmować modę tych roboli z dołu? A może miała rację co do spisku i stała obok pieprzonego Ścieżkowca z bombą? I ten tekst, że Urland musi się rozruszać… Czy członkowie Ruchu rzeczywiście przeniknęli do bezpieki? – Do czego pan zmierza, panie Anicjusz? – zapytała ostro Drax. Skrzyżowali spojrzenia. Scaevola zmarszczył brwi. – Do tego – stwierdził – że im naród gnuśniejszy, tym większa jest jego podatność na ferment. Najpierw bunt uczonych. Teraz zniszczenie Stacji Wiatrakowych. Dajmy sobie spokój z raportami. Proszę mi po prostu opisać, jak zabiła pani tamtego zamachowca. Potem będzie mogła pani robić, co uważa. – Zmień temat – szepnęła Ayl. – On jest jak wariograf. Wyłapie każde kłamstwo! Kayla też tak sądziła. Ten facet zachowywał się tak, jakby coś wiedział i chciał się w tej sprawie upewnić. Połapał się, że po Rozecie biega sobie niezarejestrowana psychokinetyczka? A może dostrzegł w niej zagrożenie dla swoich kumpli z Ruchu? – Będę mogła robić, co uważam?! – wrzasnęła. – Co to, kurwa, przesłuchanie?! Nagle chwycił ją za ramię. Tak mocno, że syknęła z bólu. Przyciągnął Kaylę do siebie i szepnął jej do ucha: – Nie przesłuchanie, tylko rozmowa dla dobra twojego, twojej rodziny i twoich znajomych. Kto wie, gdzie Ścieżkowcy zaatakują następnym razem? Powiedzmy, że napadną jasnowidzów i umrze twoja matka. Albo wezmą na celownik superinteligentów. Nie tylko tych prawdziwych. Również tych, co chcieli, a nie mogą, takich jak twoja pierdolona osoba. Kiedy poczujesz się zagrożona, poprosisz o ochronę. Ale nie dostaniesz jej. Nieważne, do kogo się zwrócisz: do Velrona, Niny Drax, ojca. Już ja się o to postaram. Chyba że zaczniesz gadać. To już były jawne groźby. Kaylę ogarnęła wściekłość, tak samo jak wtedy, podczas walki z dolnomiastowcem. Najchętniej spuściłaby Ayl ze smyczy i patrzyła, jak ten skurwysyn wije się z bólu, przelatuje przez barierkę i łamie kark dziesiątki metrów w dole, w śmieciach okalających Górę Odrodzenia. Niestety, ta opcja nie wchodziła w grę. Potrzebowała czegoś subtelniejszego. Na przykład barierki. Scaevola opierał się o nią jedną ręką. Zwolniła niewielką część mentalnych blokad. Ayl nie zwlekała. Zaczepiła o balustradę jeden potężny wektor i wydała mu polecenie. Rozległ się trzask, jęk giętego metalu. Bezpieczniak zachwiał się w stronę przepaści. Kayla szarpnęła się w przeciwną stronę – tak mocno, że rzuciła go na ziemię, a drań w końcu ją puścił. Odwróciła się i podbiegła na przystanek. W samą porę. Tarasy właśnie nadjeżdżały. Już od dobrej chwili w powietrzu rozbrzmiewał turkot i odgłosy pracy silników trakcyjnych. Teraz dołączył do nich pisk hamulców. Przed balkon zajechała rozłożysta platforma z basenami i stolikami, otoczona balustradą ze szkła. Dach Kryształowych Tarasów. Gdy z balkonu wysunął się trap, zaroiło się na nim od gości. Kayla wmieszała się w tłum. Kilka chwil później zeszła spiralną klatką schodową na główny poziom Tarasów. Jego ściany składały się niemal wyłącznie z tafli szkła; zdawały się w ogóle nie istnieć, co potęgowało wrażenie przestronności. Przy krawędzi sali stały stoliki części restauracyjnej, gdzie gości obsługiwały kelnerki. W głębi natomiast znajdowała się część teatralno-prezentacyjna: opadające schodkowo tarasy z rzędami krzeseł i scena z mównicą. Zupełnie jak w amfiteatrze. Goście wykładu wciąż napływali, niektórzy już kierowali się ku swoim miejscom. Kayla dostrzegła wśród nich osoby w tradycyjnych tunikach i togach. Stanowiły one jednak mniejszość – dominowały garnitury i suknie, smokingi i krynoliny, z pewnością wykonane kosztem mnóstwa czasokredytów. Urlandczycy od zawsze interesowali się modą przyszłości. Tak mocno, że sprowadzili ją do siebie. Dziewczyna zręcznie lawirowała wśród gości i w końcu dotarła do kontuaru w prawym skrzydle sali. Podała barmanowi kartę czasokredytową, zamówiła wódkę z sokiem. Oparta zawadiacko o kontuar, sącząc powoli drinka, wodziła wzrokiem po otoczeniu. Miała stąd niezły widok na mównicę, a także na wszystkie trzy klatki schodowe. Wypatrywała Scaevoli i Velrona. Jak na razie bez skutku. Zawsze uważała, że Kryształowe Tarasy to najbardziej niepraktyczny i zbędny obiekt w Rozecie. Krążył po obwodzie miasta po dwupoziomowej szynodrodze na licznych wózkach trakcyjnych, dotrzymując kroku słońcu. Wbudowane w krawędzie ścian pryzmaty zalewały wnętrze powodzią stonowanych blasków. To i iluzja otwartej przestrzeni stanowiły jeden z powodów, dla którego Kayla czasem tu zaglądała. Drugim były awarie sprzętu. Rozległ się cichy, niemalże nieuchwytny pomruk. Tarasy podjęły swoją wędrówkę u boku słońca. Raptem rozległy się oklaski i za mównicą stanął Vincent Velron. Drax założyła gogle, podkręciła powiększenie. Zauważyła, że jej nauczyciel wyłysiał niemal całkowicie – ostały mu się jedynie siwe kępki wokół uszu. Czoło miał przeorane jeszcze większą ilością zmarszczek, a jego broda i wąsy stały się całkowicie białe. Marynarkę zapiął tylko na jeden guzik. Kayla pomyślała z rozbawieniem, że wraz z latami przybyło mu również kilogramów. |