 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Stąd jego liczne eskapady do Dolnego Miasta – tam się podpinał do łącza. Stąd włam do jego mieszkania – członkowie Ruchu szukali archiwów rozkazów. Stąd jego pościg za zamachowcem – on wiedział o planowanym zamachu. Tylko dlaczego nie powiadomił o tym mundurowych? Czyżby wiedział o infiltracji i chciał sam jeden pokonać Ścieżkowców? Czy on oszalał? – Przecież ty robisz dokładnie to samo – stwierdziła Ayl. – Oboje jesteście siebie warci… A, nie, wróć. On chciał powiadomić przynajmniej ciebie. Ty – nikogo. – Gówno mnie obchodzi, co o tym myślisz! – warknęła Drax. – Teraz najważniejsze jest co innego. – Ostatnia wiadomość dla zamachowców. – Właśnie. A ja głupia nie wzięłam zapisu rejestratora… Przerwał jej śmiech Ayl. Tak wysoki i ostry, że momentalnie rozbolała ją głowa. – Gówno mnie obchodzi, że nie wzięłaś zapisu. Ja go zapamiętałam! – Ale szyfr… – Użyli kodu Morsego, który jest trywialny do bólu. Pierwsza wiadomość dotyczy ataków na wiatraki. Druga – zniszczenia Tarasów. Trzecia brzmi: „Zbiórka peron 7 tor 14 wagon 9. Odjazd 20-17”. Kayla gwałtownie przystanęła. – Nie pomyliłaś się? – Nie, a co? – Bo to jest bez sensu! Powiedzmy, że jestem mózgiem Ruchu. Wiem, że mam przewagę. Część bezpieki jest po mojej stronie. A ja, zamiast to wykorzystać, zamiast siać strach i zniszczenie, wsadzam moich chłopców w pociąg i wysyłam na niziny? – Nie zapomnij, że masz Velrona. Pomógł ci… – …w planowaniu czegoś wielkiego. Na przykład finalnego uderzenia. Ogromnego rozpierdolu… – Kayla urwała. W zamyśleniu bawiła się kosmykiem włosów. – Ratuję swoich chłopców, zanim wszystko się rozpieprzy. Jasna cholera! – Właśnie. Zaciemnienie. Pada wentylacja, windy, kolej, światło, wszystko. – Bomba w elektrowni na Rzece! Boże, naprawa zajmie całe tygodnie! – Albo transformatory wysokiego napięcia. – Dowolny punkt systemu. Do diabła, chciałabym teraz zobaczyć rozpływ mocy. Mogłybyśmy namierzyć najsłabsze miejsca i poszukać ładunków! – Jasne – przyznała Ayl. – Ale szybciej będzie, jeśli ich po prostu spytasz. Kryjówka nie była ani cicha, ani spokojna: dominowało wycie wciągarek i trzeszczenie samej windy, niosące się echem wśród skalnych ścian szybu. Wielka jak budynek komora transportowa sunęła powoli w dół, zawieszona na ośmiu stalowych linach. Kayla schowała się na dachu, wśród ich potężnych zaczepów, tuż przed odjazdem. Kolejowy terminal zaopatrzeniowy był coraz bliżej, a wraz z nim Ścieżkowcy. Siedziała w mroku. Czekała. I bała się tego, że skończy jak Sertor, że Ruch wygra, a Urland utonie w ciemnościach i chaosie. Dopiero teraz, gdy adrenalina przestała buzować jej w żyłach, w pełni pojęła, na co się porywa. Dużo prościej byłoby powiadomić króla i Radę, wycofać się w cień i trzymać kciuki. Na to jednak było już za późno. Pociąg odjeżdżał za dwadzieścia minut. – Czego chciałabyś od niego? – zapytała nagle Ayl. – Od kogo i za co? – Od ojca, naturalnie. Jeśli się nam uda, czeka nas nagroda, audiencja i osobiste podziękowania. No więc? Kayla parsknęła śmiechem. – Fura czasokredytów. Urlop na nizinach. Tyle. – A dlaczego nie władza i wpływy? Przecież on cię porzucił. Czas się odgryźć, do cholery! Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie. – Wystarczy, że powie mi, że się mylił. Że zrobiłam coś ważnego, mimo że nie jestem superinteligentką. Przeboleję audiencję i to będzie koniec naszych kontaktów. Nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. – Idiotka! – A ty? – spytała z irytacją Drax. – Czego byś zażądała? Własnego wieżowca tortur? Stołka w Radzie? Ayl nie odezwała się. Winda zaczęła zwalniać, a skalne ściany tunelu ustąpiły miejsca kratownicom ochronnym. Kayla ujrzała przez nie terminal w pełnej krasie: olbrzymią halę z dziesiątką peronów i dwudziestką torów, z czego część zajmowały pociągi towarowe. Obsługa terminalu – mrowie ludzi w roboczych kombinezonach – wyładowywała z nich dziesiątki… setki… tysiące paczek, skrzyń i kontenerów. Wędrowały potem na taśmociągi i sunęły do sortowni, gdzie właśnie zatrzymała się winda. Drax rozejrzała się, czy nikt nie patrzy, i zeskoczyła z dachu na pomost techniczny. Zbiegła po trzeszczących schodach, żałując, że nie odebrała Scaevoli swojego rewolweru. – Moja kolej! – zażądała Ayl. – Daj mi kontrolę albo cię zabiją! Kayla zignorowała ją. Skryła się za stertą pootwieranych skrzyń i rozejrzała. Panował zbyt wielki ruch i pośpiech, by ktoś ją przyuważył. Robotnicy sortowali towary z nizin; wokół sunęły taśmociągi; jeździły wózki widłowe i transportery; dźwigi i suwnice przenosiły kontenery; powietrze wibrowało od turkotu mechanizmów i pokrzykiwań. Towary trafiały do wind identycznych jak ta, którą przyjechała Drax. – Dziesięć minut – mruknęła. – Cholera! Ruszyła ku peronowi: najpierw wolnym krokiem, potem truchtem, w końcu biegiem. Z posadzki poderwała bezpański łom. Skądinąd pistolet na gwoździe. Wpadła na peron siódmy. Pobiegła wzdłuż stojącego przy nim składu, wypatrując wagonu ze Ścieżkowcami. Ale to Ścieżkowcy wpatrzyli ją. W chwili, gdy przypadła do drewnianego wagonu, jego drzwi gwałtownie się odsunęły. Kayla dostrzegła wewnątrz dwójkę mężczyzn w szarych płaszczach. – Tutaj! – rzucił jeden z nich. – Szybko! Przez jeden straszliwy ułamek sekundy Drax nie wiedziała, co robić. To brzmiało tak, jakby ci terroryści zapraszali ją do siebie. Przypomniała sobie Zielonookiego. „Zdradziłaś” – powiedział. To było niemożliwe i szalone, ale Ścieżkowcy chyba ją znali! Tylko skąd? Sertor im powiedział? Chcieli ją wykorzystać jako zakładniczkę? Ale przecież gdyby tak było, po prostu porwaliby ją jak Velrona… Otrząsnęła się z rozmyślań. Wskoczyła do wagonu. Zanim drzwi na powrót się zasunęły i zapanował półmrok, naliczyła wewnątrz jeszcze sześciu mężczyzn. Wpatrywali się w Kaylę z podejrzliwością. – Co z Gedeonem? – zapytał niski, wibrujący głos. Drax widziała jego właściciela jako plamę czerni, największą z wszystkich. Gedeon? – pomyślała. Czyżby wasz szef? Wiedziała, czym ryzykuje. Musiała jednak zagrać w tę grę. – Nie wiem – odparła. – Podał mi namiar na ten pociąg i tyle go widziałam. Przybiegłam co sił w nogach. Po cholerę to zrobił? – Przecież chce cię chronić, nie? – rzucił Niskogłosy. – Gedeon mówił, że nasza robota skończona. – Mówił? Widzieliście się z nim? – Znaczy się podesłał posłańca z namiarami na zbiórkę i tyle, reszty się domyśliłem. Najwyższy czas spierdzielać na niziny po nagrodę. – Jak wyglądał ten posłaniec? – Taki laluś z zielonymi oczami. Zielonooki, pomyślała. Cholera! – A plan? Co teraz? – Planem zajmą się inne grupy – rzekł z dumą Niskogłosy. – Jedna rozwali elektrownię. Druga otworzy Dolne Miasto. Urland już za długo żeruje na robotnikach. Czas z tym skończyć. I podciąć filary, na których opiera się państwo, pomyślała Drax. Bez dolnomiastowców Rozeta upadnie. Mieszkańcy przeniosą się na niziny. Skuteczność jasnowidzów spadnie do zera. Na potomków Rzymu spadnie technologiczny i społeczny regres, po pewnym czasie zasymilują się z barbarzyńcami, i tak oto świat wróci na utartą ścieżkę. – Co Gedeon wam obiecał? – zapytała Kayla. – No, wolność na nizinach – powiedział Niskogłosy. – Nie mówił ci? Przecie wszyscy robiliśmy, co kazał, żeby uciec z tego syfu, nie? Rozeta, tfu! Gnój i burdel, a nie miasto! – Jak na dobrą znajomą naszego szefa zadajesz dziwne pytania – wtrącił drugi głos, wysoki i bardziej charczący. – Nie ufał ci? Skąpił informacji? – A może was po prostu sprawdzam, co? – zapytała Drax, siląc się na irytację w głosie. – Dokąd porwaliście Velrona? – Velron? – odezwał się ktoś. – Vincent Velron? Ten grubas z Rady Siedmiu? |