powrót; do indeksunastwpna strona

nr 03 (CXXV)
kwiecień 2013

Cykl wiedźmiński to więcej niż kanon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
‹Krew elfów›
‹Krew elfów›
Konrad Wągrowski: Przyznam, że sam obawiam się powrotu – do Sapkowskiego wracałem ostatnio pewnie z dekadę temu, sagę czytałem w całości tylko raz. Ale może warto spróbować, wtedy przekonamy się, czy sukces Sapkowskiego wynikał z czasów, w jakich pojawiły się te teksty, czy z jakości tej literatury.
Beatrycze Nowicka: Czy się wyrasta? Zapewne trochę tak. Jak ze wszystkiego. Choć np. dzięki wiedźminowi „zaraziłam” fantastyką swoją matkę, jakiś czas temu na konferencji spotkałam też starszego pana, profesora z Rosji, który (też zachęcony przez swoją córkę) został wielkim fanem cyklu. Więc to niekoniecznie kwestia wieku. Może bardziej oczytania w fantastyce.
Konrad Wągrowski: To prawda, wiele jest przykładów, gdy Sapkowski podtykany osobom niemającym pojęcia o fantastyce, a o fantasy w szczególności, zachwycał ich i przekonywał do gatunku. Przecież też Sapkowski właśnie, Paszportem Polityki, wyprowadził fantasy na salony głównego nurtu. A z moich obserwacji wynika też, że zdobył także w dużej mierze czytelnika kobiecego. No właśnie, dziewczyny, co takiego jest w Sapkowskim, że jego dzieła mogły przemówić lepiej do kobiet?
Agnieszka Hałas: Wyraziste postacie kobiece? Sapkowski chętnie kreuje silne i charyzmatyczne bohaterki – wredne czarodziejki, twarde wojowniczki, wojownicze królowe…
Magdalena Kubasiewicz…które głównie patrzą, jakby się tutaj wepchnąć Wiedźminowi do łóżka. No dobrze, może nie wojownicze królowe, ale już te wredne czarodziejki na pewno. Postacie kobiece raczej nie były tym, co przyciągnęło mnie do sagi, zwłaszcza że z perspektywy czasu mam wrażenie, jakby część z nich stworzona została na jedno kopyto. Wolałam takich bohaterów jak Jaskier czy Regis.
Beatrycze Nowicka: Zgodzę się z Agnieszką. Dodam też, że Sapkowski skupiał się na relacjach pomiędzy bohaterami i nie chodzi mi tu tylko o wątki miłosne. Towarzyszyła temu dobrze skonstruowana psychologia postaci. Wiedźmiński cykl był opowieścią o konkretnych ludziach i wielkich namiętnościach (tak, wiem, jak to brzmi, ale nie potrafię ująć tego inaczej), a nie zlepkiem walk, pościgów, pojedynków, ucieczek itd. A jak u ciebie, Agnieszko, z ewentualnymi powrotami do cyklu?
‹Czas pogardy›
‹Czas pogardy›
Agnieszka Hałas: Powiem szczerze, że mój odbiór prozy Sapkowskiego jest po kilkunastu latach taki sam, jak był kiedyś, to znaczy ogólnie entuzjastyczny, ale z zastrzeżeniami. Podobnie jak Beatrycze, odkryłam te książki w pierwszej klasie liceum, i tak – wbiło mnie w podłogę, ale nie był to bezkrytyczny zachwyt. Ogromnie podobały mi się przaśne średniowieczne realia, brutalny realizm, mistrzowskie operowanie słowem i humor w dialogach, natomiast przeszkadzało na przykład to, o czym była już tutaj mowa, to znaczy zestawianie szyderstwa i przyziemności z patosem…
Agnieszka Szady: …przeradzające się wręcz w silną (i kopiowaną potem przez wielu) manierę…
Agnieszka Hałas: …złośliwe przerabianie baśni (pomysłowe, ale mnie nie śmieszyło), a w sadze od pewnego momentu również postmodernistyczny miszmasz, wpychanie nawiązań na siłę (widać to zwłaszcza w „Pani Jeziora”). Bardziej spójne estetycznie są opowiadania o wiedźminie oraz późniejsza trylogia husycka. Nigdy nie mogłam się też przekonać do Geralta jako do postaci, jakoś nie budził we mnie sympatii (nie strzelajcie), Ciri nie lubię, ale na szczęście w sadze była gama sympatycznych bohaterów drugoplanowych (należę do tych czytelników, którzy nie mogą autorowi darować wymordowania Cahira, Regisa i Milvy)…
Konrad Wągrowski: Zaraz odezwą się oburzeni czytelnicy, że zdradzasz zakończenie! Całe szczęście, że nie wspomniałaś, że Geralt też ginie.
Agnieszka Hałas: …a opowiadania błyszczały samymi pomysłami i kreacją świata. Z innej beczki: myślę, że Sapkowski, gdyby chciał, mógłby być świetnym pisarzem grozy. Pamiętam, jak nieswojo mi było, kiedy czytałam we „Krwi elfów” o magach okaleczonych w bitwie pod Sodden albo o transie, w który Ciri weszła w noc zimowego przesilenia. Albo scena wleczenia Dzierżki za koniem w „Lux perpetua” – brrr.
Konrad Wągrowski: No przecież próbował – „Muzykanci” chociażby.
‹Czas pogardy›
‹Czas pogardy›
Agnieszka Hałas: O patrz, czytałam to opowiadanie, pamiętam je mgliście, ale nie, nie miało tego klimatu. Może Sapkowskiemu lepiej wychodzi groza w realiach średniowiecznych niż współczesna.
Beatrycze Nowicka: Mnie też nie porwało, podobnie „Tandaradei” uważam za słabe. Ale wracając do wątku głównego…
Magdalena Kubasiewicz: Z wiedźminem spotkałam się po raz pierwszy, gdy byłam młodsza od was, bodajże w pierwszej klasie gimnazjum. Znalazłam w szafie stare numery „Fantastyki”, a w nich opowiadania Białołęckiej, „Kolor magii” Pratchetta, „Grę Endera” oraz oczywiście – opowiadania Sapkowskiego. I co tu kryć, mnie w przeciwieństwie do Ignite nie tylko wbiły w podłogę, ale wywołały zachwyt bezkrytyczny. Może dlatego, że wcześniej z fantastyką niewiele miałam do czynienia? Zachwycił mnie styl, humor, świat przedstawiony, malownicze sceny. Niektóre dialogi tkwią mi w pamięci do tej pory („- Ptaku? Czym jest prawda? – Prawda – powiedziała pustułka – jest okruchem lodu”).
Agnieszka Szady: Tak, Sapkowski jest mistrzem fraz, które pięknie brzmią i nic nie znaczą.
Beatrycze Nowicka: Aj tam, lata całe zastanawiałam się, co oznacza ten właśnie. Wreszcie klepki zaskoczyły. Kiedy do oka Kaja wpada okruch lodu wszystko dookoła wydaje mu się zmarniałe, skazane na zagładę, nic nie warte (za wyjątkiem płatków śniegu i ciągle się zastanawiam, dlaczego akurat one pozostały w jego oczach piękne). Ten cytat mówi mniej więcej „prawda odbiera piękno” i dość trafnie oddaje tę smutną sytuację, gdy dwoje ludzi nagle orientuje się, że faza zauroczenia minęła a druga strona – jak to ujęła Yennefer – „niczym nie różni się od zwykłych śmiertelników” (cytuję z pamięci, więc zapewne niedokładnie, ale taki był sens).
‹Chrzest ognia›
‹Chrzest ognia›
Magdalena Kubasiewicz: Co do pomysłu przerabiania baśni, dla mnie był genialny – nie ze względów humorystycznych raczej, a tych ich poważniejszych fragmentów. „Trochę poświęcenia” i „Okruch lodu” (choć tu można mówić raczej o nawiązaniach do Królowej Śniegu niż o przerabianiu klasycznej wersji) wciąż zaliczam do swoich ulubionych opowiadań. I muszę przyznać, że wolę je od samego cyklu, choć i ten lubię. Co do postaci, Geralta polubiłam, Ciri zawsze nieziemsko mnie irytowała, a tych postaci drugoplanowych i ja darować nie mogę.
Konrad Wągrowski: Przyznam, że te nawiązania do baśni ani mnie ziębiły, ani grzały. Taki element, by zachwycić literaturoznawców i Maćka Parowskiego, nieistotny w gruncie rzeczy przy odbiorze tekstów.
Miłosz Cybowski: To prawda: fajny motyw dla jakiejś głębszej, literackiej analizy tekstu, ale dla mnie korzystanie z takiej czy innej baśni było dość obojętne. Może to też przez to, że nigdy szczególnie za samymi baśniami nie przepadałem.
Agnieszka Hałas: Ja wiem, czy nieistotny? Bywały inteligentne, jak w przypadku Renfri i siedmiu gnomów. Mnie irytowały, kiedy były ewidentnie – tak to odbierałam – próbą wepchnięcia w tekst dowcipu na siłę, czego koronnym przykładem jest Freixenet przemieniony w pelikana jako złośliwa parodia baśni o Elizie i jedenastu łabędziach. Drobiazg, wiem, ale czasem czytelników złoszczą drobiazgi.
Agnieszka Szady: A dla mnie to był świetny przykład pokazania, jak legenda i zbiorowa wyobraźnia uładza pewne rzeczy – czyż nie mamy podobnie działających przykładów z realnego życia?
Agnieszka Hałas: Inna sprawa, że w sumie jestem żywym dowodem na to, że proza Sapkowskiego może się bardzo (!) podobać nawet wtedy, kiedy jej pojedyncze elementy wydają się zgrzytem. Mnie drażniły niektóre wysilone dowcipy czy nawiązania „nie z tej bajki”, ale za to zachwycały umiejętnie wplatane szczególiki, nazwijmy to, historyczno-obyczajowe, na przykład wyliczanka w „Ziarnie prawdy”, co martwy kupiec miał w sakwie. W ogóle zestawianie konwencji fantasy z prozą życia, czasem bardzo brutalną, to jeden ze znaków firmowych Sapkowskiego. Najbardziej dobitny przykład to chyba Triss Merigold, która we „Krwi elfów” o mało nie zeszła z tego świata na paskudną biegunkę, a leczono ją spleśniałym chlebem i miażdżonym czosnkiem z gorzką solą.
Agnieszka Szady: Czyli możliwe, że na jakimś konwencie usłyszymy kiedyś twoją prelekcję „Choroby zakaźne w literaturze fantasy”?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.