Jak przekonują nas twórcy „Pogłosu”, sposobów na otwarcie portalu do świata zmarłych może być cała mnogość. Sęk w tym, że na końcu i tak wrzeszczy wniebogłosy jakaś przypadkowa, zarzynana tępym nożem ofiara.  |  | ‹Pogłos›
|
„Pogłos” to kolejny horror rodem z Wielkiej Brytanii, którego finansowa nędza kłuje w oczy już od pierwszych minut. Zdjęcia są ziarniste, ich kolorystyka jest mocno przyćmiona, sceny rozgrywające się po zmroku z trudem pozwalają rozpoznać, czy patrzy się na aktora, czy może na jego samochód, plan ogranicza się do wnętrz niewielkiego biura, zaś cała obsada to raptem pięć czy sześć osób (nie liczę migawek z grupką statystów w tle). Mimo to jednak twórcom udało się powołać do życia historię, która z grubsza potrafi zainteresować nie aż tak znowu banalnym pomysłem. Marzący o powrocie na scenę muzyk, który po rozpadnięciu się zespołu wylądował jako konsultant w biurze obsługi klienta, dostaje wymarzoną szansę – miejsce na swój utwór na przygotowywanej przez jedną z wytwórni składance. Problem w tym, że utwór, który trzeba dostarczyć za kilka dni, w ogóle jeszcze nie istnieje. Goniony terminem muzyk daje więc w łapę znajomemu i na kilka nocy dostaje do użytku porządnie wyposażone studio nagraniowe. Melduje się na miejscu ze swoją przyjaciółką, zabiera się za komponowanie i… oboje zaczynają mieć świadomość, że coś jest nie tak. Stopniowo wychodzi na jaw, że w grę wchodzą jeżące włos na głowie reperkusje jakiegoś mrocznego rytuału, przeprowadzonego przed wielu laty przez zapomnianego już rockmana, który popełnił wówczas samobójstwo, a teraz przymierza się do powrotu zza grobu. Muszę przyznać, że film potrafi wytworzyć klimat tajemnicy i nieuchwytnego zagrożenia, co jest wręcz zdumiewające w obliczu skromnego budżetu i skąpej, nieprzesadnie utalentowanej obsady aktorskiej. Zapewne spora w tym zasługa gęstej muzyki i tajemniczych dźwięków, niepokojących z tym większą siłą, że bohaterowie nie wszystkie z nich słyszą, a widzowie i owszem. Dodatkowe plusy to nad wyraz oszczędne dialogi i elegancko, choć niespiesznie, poprowadzona akcja. Pewne kłopoty występują w środkowej części historii, kiedy to zaczyna rosnąć liczba tandetnych zagrywek w rodzaju przemykającego się za plecami aktorów cienia czy zębatej mordy wyskakującej na moment w światło ekranu, ale na szczęście ekipa realizacyjna rychło przechodzi do bardziej oryginalnych zagrań, dzięki czemu tuzinkowy z pozoru horrorek przeistacza się z czasem w rasową, okultystyczną opowieść z zacięciem detektywistycznym. Zwłaszcza że w pewnym momencie akcja skręca w kierunku pogłębienia psychologii postaci i wypuszcza oboje bohaterów na dłuższą chwilę na światło dzienne, by złapać ich z powrotem w kleszcze grozy (a wraz z nimi i widza) następnej nocy. Naturalnie nie udało się w tym wszystkim uniknąć sporej dawki sztampy, ale i tak na tle innych filmów z demonicznym bytem w tle „Pogłos” wypada całkiem nieźle. Szkoda tylko, że mało co widać, gdy któreś z bohaterów wejdzie do ciemnego pomieszczenia, tak jak i nie napawają radością osobliwe zabawy montażysty, któremu nieraz zdarza się niemal jak w amoku ciąć sekwencje i lepić je jedna za drugą tak, że wzrok widza nie nadąża z koncentrowaniem się na pokazywanych obiektach i przelewający się przez ekran obraz zaczyna przywodzić na myśl pulsującą magmę w kolorze sepii (bo taka właśnie tonacja na ogół wówczas panuje). W ogólnym rozrachunku „Pogłos” – szczególnie jak na brytyjskie kino grozy ostatnich lat – prezentuje się jednak wyjątkowo strawnie i mimo garści rozmaitych potknięć i uchybień, a także mimo lekko chaotycznego, zbędnie maczanego w slasherze zakończenia, ogląda się zadowalająco gładko.
Tytuł: Pogłos Tytuł oryginalny: Reverb Data premiery: 6 marca 2009 Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Wielka Brytania Czas projekcji: 88 min Ekstrakt: 50% |