Wrócił z łazienki poważny. – Dzisiejszy orgazm był jednorazową sprawą, musiałem ustawić pewne poziomy na sprzęcie i czujnikach – powiedział Jonasz, zapisując coś w elektronicznym notesie. – Będziemy raczej dążyć do tego, żebyś był wyposzczony, dzięki czemu całą zaoszczędzoną energię skierujemy w stronę nieświadomości. Lepiej nam to wszystko będzie wtedy pracować. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak potężnym narzędziem jest orgazm, jak olbrzymi potencjał w nim drzemie. Każdy pozostawia niezacieralny ślad w nieświadomości. Potrzebujesz więc odpowiedniej higieny psychicznej. Nie ma sensu zaśmiecać cię jeszcze bardziej – im czyściej, tym łatwiej osiągniemy zamierzony efekt. Nie masturbuj się, ale fantazjować możesz do woli. Gdy będziesz gotowy, zbierzemy całą wypracowaną energię, zakodujemy odpowiednią treścią i w wybuchu orgazmicznej supernowej odciśniemy ją w nieświadomości niczym stempel, który naznaczy świat wokół ciebie w sposób namacalny. Andrzej unikał wzroku Jonasza, jednak w końcu zebrał się w sobie i zapytał: – Czy ci wszyscy ludzie wiedzą, po co to im? – Po co im e-tantra? Niestety, wielu z nich myśli, że seks nic nie znaczy, że to tylko fizjologia, że ciało jest oddzielone od… od czego? Przecież w coś wyższego też nie wierzą. A co dopiero e-tantra. To dla nich jakaś gra, nic nieznacząca zabawa. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, co teraz odkryłeś. Seks to potężne medium, świetne narzędzie, ale może być również przykrywką dla przeróżnych potrzeb. Może je maskować. Ty chciałeś przy jego pomocy wracać w objęcia matki. – Tylko co mi z tej wiedzy? – Świadomość. Znowu poszedłeś o krok dalej. W zrozumieniu siebie. – Nie dziwię się, że niektóre kraje zabroniły e-tantry. – To też nie jest wyjście. Ludzie muszą próbować nowego. Doświadczanie różnych rzeczy to poszerzanie granic. Szczególnie dzieci wciąż eksperymentują, bo na tym polega rozwój, jednak potrzebują tego również dorośli, a nawet starcy. Ale czym musi zakończyć się każdy eksperyment? – Wyciągnięciem wniosków? – Tak i z tym jest największy problem. Bo większość ludzi tego nie robi. Żeby wyciągnąć jakieś wnioski, musimy eksperymentować świadomie. Musimy mieć względną kontrolę nad eksperymentem, a jeśli wiąże się on z utratą kontroli, to musimy się na to zgodzić. Poszerzanie granic to wyjście ze skorupy. Twoja choroba jest tego zaprzeczeniem, ale ważne jest również, z czego ona wynika. Poddano cię zbyt wielu eksperymentom lub eksperymentom nieodpowiednim. Nie potrafiłeś już wyciągać wniosków. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętasz, jest ból. Musiałeś się wycofać przed naporem cierpienia nie do ogarnięcia. Każdy ma swoje tempo, każdy przepracowuje doświadczenia na swój sposób. Ty nie zdążyłeś. Psychika wie jednak doskonale, co robi. Wszystko ma swoje znaczenie, twoja choroba również. Próbowałeś się ukryć. Teraz masz większą przestrzeń do pracy. I po to ja tutaj jestem. – W takim razie co dalej? – Jest obraz matki i innych kobiet, więc chyba poszukamy twojej Animy, duszy, wewnętrznej kobiety. Składa się z obrazów wszystkich ważnych kobiet, prawdziwych bądź nieprawdziwych, jakie pojawiły się w twoim życiu. Dopiero ona pomoże ci wrócić do świata. Oczywiście tak naprawdę to ty sam sobie pomożesz, ale na początku łatwiej będzie nam mówić o Animie jako o kimś oddzielnym od ciebie. Musisz ją najpierw poznać, stanąć z boku. Dopiero później będziemy te treści świadomie integrować z tobą. Jeśli dobrze pamiętam profil twojej seksualności, to jesteś 45% hetero-, 45% auto- i 10% homoseksualny, tak? – Tak. – Moja propozycja jest taka, żebyś od dzisiaj pracował głównie na styku hetero i auto. – Dobrze. Jonasz wyszedł. W nocy Andrzej prawie w ogóle nie spał, tak bardzo ekscytował się nadchodzącym dniem, a wydarzenia z poprzedniego dnia dodatkowo podkręcały jego niepokój. W końcu wzburzony umysł wyłowił jakieś wspomnienia, niektóre bolesne. Na granicy świadomości zaczaił się smutek, który szeptał z ciemności subtelne, mroczne słowa. Makuch miał wrażenie, że powoli usycha, a ekscytacja ustępuje miejsca czemuś ciężkiemu. W końcu zasnął niespokojnym snem. Jonasz przyszedł przed południem i, jak gdyby nigdy nic, rozłożył na biurku niezbędne urządzenia. Andrzej zażył induktor. Jonasz uruchomił sprzęt. Wszystko działało jak należy. – To naprawdę jest skuteczne? – Co? – zapytał Jonasz, jakby zbity z tropu. – No, e-tantra. – E-tantra to metoda religijna i naukowa zarazem. Seks może być religią, a orgazm – eucharystią. Jeśli sen jest królewską drogą do nieświadomości, to seks jest drogą boską. To najskuteczniejszy sposób, aby się z nią komunikować. Jest wiele teorii, od kompleksów, sigili, poprzez opętanie, aż po archetypy, ale to nieważne. Ważne, że ta metoda działa i pozwala się skontaktować z nieświadomością. Tam ukrywają się wszyscy bogowie, wszystkie nasze części składowe. Przyjmujemy, że jesteśmy zbudowani z bóstw, demonów, aniołów. Wszystkie ich zewnętrzne obrazy są wyrazem naszej głębokiej natury. Tak naprawdę każdy z nas jest bogiem, ale żeby to rozpoznać, musimy najpierw trochę w sobie posprzątać i posklejać oddzielone kawałki. Cień, z którym już trochę pracowałeś, również jest bogiem. Takich mrocznych istot w naszej kulturze była masa i ludzie zawsze starali się jakoś nad nimi zapanować albo je obłaskawić. Tobie już się to wstępnie udało. Teraz czas na kolejne bóstwo. Siadaj wygodnie i zaczynamy. Leżę na brzuchu, obolały, przerzucony przez siodło galopującego konia. Nie mogę oddychać. Świat przesuwa się szybko, wszystko zlewa się w zieloną plamę. Słyszę tętent kopyt. Czuję ostry, trochę duszący zapach zwierzęcia, ale jest zmieszany jeszcze z czymś. Czymś mocnym, kobiecym. Silna dłoń przytrzymuje mnie od góry. Chroni przed upadkiem? A może pilnuje, żebym nie uciekł? Przekrzywiam głowę i widzę pochyloną nad sobą sylwetkę kobiety. W jednej ręce ma wodze, drugą przytrzymuje mnie. Ma zawzięty wyraz twarzy, zaciska usta, mięśnie na jej policzkach grają z każdym mocniejszym szarpnięciem zwierzęcia. Zaglądam w czeluść jej rozchylonej bluzki, widzę bliznę zamiast prawej piersi. Wokół nas jadą inne. Boję się. Dokąd one mnie wiozą? Nagle zrównujemy się z innym jeźdźcem. Kolejne silne dłonie łapią mnie jak kociaka za koszulę na grzbiecie i brutalnie zdejmują z siodła. Jakbym był workiem owsa. Obijam się o mokre boki konia, patrzę przerażony na ziemię pędzącą szaleńczo pode mną. Świat wywinął kozła, a ja ląduję twardo na kolejnym twardym grzbiecie zwierzęcia, coraz bardziej poocierany i posiniaczony. Czuję coś mokrego na nodze, może krew, może pot konia. Nie mogę dojrzeć. Przerzucają mnie jak zabawkę z konia na konia jeszcze kilka razy. Straciłem rachubę. Mdlałem z bólu. Każda kosteczka woła o pomoc. Mięśnie i ścięgna naprężone do granic możliwości pieką jak poparzone. Koni jest więcej. Słyszę kobiece nawoływania. Zwalniamy, aż w końcu zatrzymujemy się. – Tu się rozdzielimy, wy skręcacie ze mną do Temiskyry, reszta jedzie dalej, żeby odciągnąć pościg! – rozkazuje kobieta przed nami. Koń, na którym teraz leżę, prycha, toczy pianę z pyska i lśni od potu. Tańczy i rzuca głową niezadowolony, przez co nie mogę dostrzec mówiącej. Słyszę tylko wysoki, władczy i nieznoszący sprzeciwu głos. – Clymene, po cholerę go z nami taszczysz? – rzuca w naszą stronę. Wyczuwam jej wrogość i irytację. – On nas opóźnia. – Nie przesadzaj, Aella. To tylko dziecko – odpowiada zimno Clymene. Mocniej zaciska dłoń na koszuli okrywającej moje plecy. Nie ufam jej. – Zostaw go tamtym albo go oślep. Żaden mężczyzna nie może zobaczyć drogi do miasta. Przerażony podnoszę głowę. Otaczają mnie uśmiechnięte szyderczo twarze kobiet. W ich oczach widzę zimne szaleństwo. Włosy mają zwichrzone niczym królowe burz. Czekają na decyzję Clymene, czekają na mnie lub na spektakl. – Jedzie z nami – odpowiada Clymene, moja matka. Wykręca mi ręce za plecami, powróz wrzyna mi się w nadgarstki, miażdży ścięgna i stawy. Stękam z bólu, ale już nie mam siły płakać. A może to przerażenie zaparło mi dech w piersi. Matka łapie mnie za włosy i podnosi moją głowę do góry. Nie potrafię się przeciwstawić. Patrzy mi prosto w twarz. Jest piękna. Spogląda oczyma zimnymi jak styczniowe morze. Nie mogę się wyrwać z tej toni, patrzę jak zahipnotyzowany, aż nagle, gdzieś na granicy widzialności, spada na mnie błysk. A potem krzyczę. – Zatkaj mu mordę i jedziemy – ledwo dociera do mnie poprzez ciemność, moje wrzaski i stalowy ból w oczach. Mdleję, gdy znowu ruszamy do Temiskyry. Do miasta kobiet. |