…pięć powodów, dla których E. Aster Bunnymund jest lepszym królikiem niż cała dziesiątka poprzednich konkurentów.
Uwaga: w poniższym zestawieniu posługujemy się nazewnictwem z oryginalnej wersji „Strażników marzeń”, jako że część argumentów (no dobra, pół argumentu – ale ważne pół!) do niej właśnie się odnosi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
1. Australijski akcent
Wprawdzie ten akcent (i kilka innych szczegółów) wprowadza nieco problemów z identyfikacją gatunkową Bunnymunda przez Jacka Frosta, ale nie można zaprzeczyć że dodaje uroku naszemu bohaterowi. Podpatrzony u użyczającego mu głosu Hugh Jackmana uśmiech też z pewnością mu nie szkodzi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
2. Ogólna twardzielskość
Nie owijajmy w bawełnę – bunny to przecież słodki, mały króliczek. Jednak nasz bohater z pewnością nie jest słodki, i nie zalecamy wchodzenia mu w paradę. Nawet jeśli jest się królikiem-mutantem. A, czy wspomnieliśmy już o bumerangach, którymi operuje z zabójczą skutecznością?
3. Słodkość wersji zmniejszonej
No dobrze, czasem bywa też słodki – i nie jest z tego powodu szczęśliwy, bo też słodkością nie można wygrać z Pitchem. Ale z innymi popkulturowymi królikami pretendującymi do miana najpopularniejszych – jak najbardziej.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
4. Kraina w stylu Wyspy Wielkanocnej / Ameryki Środkowej
Nie doszliśmy w redakcji do porozumienia czy kraina Bunnymunda – szczególnie wielkie, kamienne jajapisanki – bardziej przypomina Amerykę Północną czy Wyspę Wielkanocną. Musicie zdecydować sami. Ale niezależnie od źródła stylizacji, przyznacie, że miło by było tam zamieszkać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
5. Tunele podprzestrzenne
Wprawdzie nikt ich tak nie nazywa, ale jak inaczej określić tworzone przez Bunnymunda na zawołanie nory, którymi w kilka chwil można dostać się do dowolnego zakątka naszego świata – i nie tylko?
P.S. Wszystko pięknie, ale po tegorocznej Wielkanocy Bunnymund chyba znowu będzie musiał poważnie pogadać z Jackiem Frostem…