powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CXXVI)
maj 2013

Te barwy nie blakną
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Zatrzymali się dziesięć kroków od gamyryjskich dowódców. Kapitan przywitała ich skinieniem głowy.
– Kapitanie Fiszbin! – Plamy na czole generała poruszyły się, gdy ten się uśmiechnął. – Myślałem już, że nie przyjedziecie.
– Miałabym odmówić sobie widoku twojej twarzy, generale?
Widziadło odchylił głowę i roześmiał się. Nawet jego podwładni pozwolili sobie na ciche parsknięcia. Generał słynął z dystansu do swojego wyglądu.
– Moja twarz to pieprzony żart bogów. Za to twoja, kapitanie… – Zerknął za siebie. – Młodzieńcy bili się, by ponieść sztandar i móc spojrzeć na ciebie z bliska.
Szkoda, że się nie pozabijali, pomyślała Fiszbin.
– Przejdziemy w końcu do rzeczy? – Sylvian tot Talihia otuliła się wełnianym płaszczem. – Jest cholernie zimno.
– Mądre słowa, moja pani. – Widziadło zmarszczył brwi. – Jestem zawiedziony. Myślałem, że na własne oczy zobaczę twoich słynnych Krynhalli. Nie widzę wśród was także Kolorowego Lorda.
– Władca Chlawyr nie czuje się najlepiej – odparła Fiszbin. Tak naprawdę był bliski śmierci. Kolorowy Lord nigdy nie słynął z dobrego zdrowia, a wywołany wojną stres tylko przyspieszał jego podróż w zaświaty. Większość dni spędzał w sypialni przykuty do łóżka. Codzienne odwiedziny stały się kolejnym z przykrych obowiązków kapitan. – Upoważnił Strachy na Wróble i gildię kupców korzennych do negocjacji w imieniu miasta.
– Bardzo dobrze. – Generał skinął głową. – Majorze Umeertan, będziecie tak mili?
Chudy jak tyczka oficer zsiadł z konia i przekazał Fiszbin zwinięte pismo.
– List o identycznej treści zostanie wysłany do Królewskiej Dumy jeszcze dzisiaj. O ile będziecie rozsądni.
Kapitan zaczęła czytać.
Wasza Wysokość.
Dotarliśmy pod mury Chlawyr bez większych trudności. Dziesiąty Batalion Piechoty i Drugi Pułk Kawalerii Generała Caeca Umendalitha ulokowały się przy Spienionym Nurcie, by były gotowe na ruch wojsk Unii Lagos. Sam kazałem swoim oddziałom rozbić obozy wokół Chlawyr i przystąpiliśmy do oblężenia. Kolorowy Lord okazał się rozsądnym człowiekiem i tego samego dnia poprosił o negocjacje. Waszą wysokość niewątpliwie ucieszy ich wynik. Winnych podpalenia świątyń Amyrl’hana, Matrony, Tkaczki i Ołtarza Spoczynku Porthyna złapano i przekazano pod naszą kuratelę. Moi kaci bez wytchnienia przy nich pracują. Wyznania, które zebraliśmy do tej pory są niezwykle niepokojące. Okazuje się, że istnieje siatka fanatyków, która planuje więcej takich zamachów. „Ryk Wolności” – bo tak każą się nazywać – najwyraźniej jest odpowiedzialny za zatrucie wody w wiosce Skałka i za skrytobójczy zamach na szlachetnego hrabiego Lysendrilla. Wierzę, że przywódcy „Ryku Wolności” przeniknęli do grona Wysokiej Rady Unii Lagos. Według pojmanych członków tej organizacji, rozkazy wysyłano prosto z Chryzantemy.
Kolorowy Lord obiecał wsparcie w naszej misji i prosi Waszą Wysokość o królewską opiekę. Ma nadzieje, że Gamyr i Wolne Miasto Chlawyr wciąż będzie łączyć gorąca przyjaźń, która w przyszłości zmieni się w nierozerwalny sojusz. Sądzę, że można zaufać temu człowiekowi.
Uniżony sługa Królestwa,
GENERAŁ ELERY THEREM’DINAL
(Widziadło)
Fiszbin uniosła wzrok.
– Ryk Wolności?
Widziadło wzruszył ramionami.
– Armii brakuje poetów, kapitanie. Jestem pewny, że w przyszłości ktoś wymyśli lepszą nazwę.
Jak to powiedział Utkany? „Gęsie pióra i spisane nimi słowa stały się nowym rodzajem broni”. Kłamstwa dawały początek wojnom, wygrywały je, a kończąc jedną, zaczynały drugą. By rozpętać wojnę, potrzebny był wróg. Czy istnieje lepszy rodzaj nieprzyjaciela niż taki, który nie istnieje?
Sylvian tot Talihia wyrwała list z dłoni kapitan i wbiła w tekst głodne spojrzenie. Ciemne oczy rozszerzały się z każdą linijką. Błysnęło w nich zrozumienie.
– Ilu ma być tych ludzi? – zapytała takim tonem, jakiego mógłby użyć handlarz sera, pytając „ile funtów pleśniowego sobie pan życzy?”.
– Dwudziestu. – Generał Widziadło wzruszył ramionami. – Może lepiej dwudziestu pięciu. Kilkoro powinno umrzeć podczas przesłuchań. Ponadto wasz Lord wyrzuci swoje berło, koronę czy co tam symbolizuje jego urząd, i złoży królowi Gamyru hołd lenny. Obok waszej gwiazdy będzie powiewał czerwony sztandar. Wtedy wszyscy będziecie mogli zachować swoje dotychczasowe stanowiska. Oczywiście zostawimy tutaj symboliczny garnizon wojska i jednego z moich oficerów, który obejmie stanowisko królewskiego legata. Możliwe, że w przyszłości uczynimy Chlawyr stolicą zachodniej prowincji. Jeśli jednak nie zechcecie współpracować – wbił w mury miasta wymowne spojrzenie – zamiast stolicy będziecie mieli zgliszcza.
– Brzmi rozsądnie – powiedziała Sylvian tot Talihia.
Kapitan wiedziała, że reszta gildii przyzna lichwiarce rację. Kolorowy Lord zapewne także pokiwa głową, o ile przeżyje dzisiejszy dzień. Czym było życie dwudziestu obywateli wobec perspektywy bezpieczeństwa? Nie miała zamiaru z tym dyskutować. Istniała ważniejsza kwestia.
– Co z nami? – zapytała Widziadło.
– Nic. Nie było bitwy o Chlawyr, nie było więc najemników, którzy bronili miasta. Z pewnością będą krążyć plotki przeczące oficjalnej wersji, ale moi specjaliści od propagandy nie bez powodu biorą tak wysokie pensje. Pozwolę wam odejść. Ale na południe w stronę wybrzeża, nie na zachód. Nie dopuszczę, by wynajęła was Unia Lagos.
– Pozwolisz odejść Strachom na Wróble? – Kapitan zmrużyła oczy. – I ja mam w to uwierzyć?
– Kapitanie Fiszbin – rzekł Widziadło – nie masz czego się obawiać. Ty i twój oddział nie wzbudzacie mojej wrogości. Bez obrazy, ale nie jesteś „tym” oficerem Strachów. Nie jesteś Rechotem, księciem Dan-Gasem, Zdziczałym ani Chwalipiętką. Gdyby chodziło o nich, wykrwawiałbym swoją armię o te mury tak długo, aż nie zostałby tu kamień na kamieniu. Ty zaś jesteś…
Zbyt mało ważna. Rozumiała to doskonale. Zawsze czuła złość na myśl, że dźwięk jej imienia w porównaniu do innych kapitanów robił niewielkie wrażenie. Nie wiedziała, że kiedyś się z tego ucieszy.
A więc to koniec wojny. Przegraliśmy. Z tym mogę żyć.
– Przekażę twoje słowa Lordowi i gildii, generale. – Lichwiarka z radości o mało co nie spadła z konia. – Jeszcze dzisiaj damy odpowiedź.
– Pośpiech jest wskazany – zgodził się Widziadło. – Zatem spotkamy się znów o zachodzie słońca. Kapitanie?
Życie z piętnem porażki to jedno. Klęski i zwycięstwa zmazują się nawzajem jak gówno i mydliny. Taki był los. Raz czysty i pachnący, raz zasrany. Fiszbin przywykła do tego.
Czym innym było życie bez wywarcia zemsty.
– Nie musimy czekać na zachód słońca, generale. – Własny głos wydawał jej się obcy. – Mogę dać ci odpowiedź już teraz. Strachy na Wróble przyjmą te warunki. O ile oddasz nam Ansycka Mitterdolfa. Żywego. W przeciwnym razie możesz ten swój list spalić.
– Co ty wygadujesz?! – wykrzyknęła Sylvian tot Talihia. – Oszalałaś?
– Muszę się zgodzić z twoją towarzyszką, kapitanie. – Widziadło zmarszczył łaciate czoło. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Daruj sobie. – Kapitan pochyliła się w siodle. – Chodzi mi o twojego czarodzieja. Życie jednego zdrajcy w zamian za setki twoich ludzi, generale. Nie wiem, co mu obiecaliście, ale czym jest jedno kłamstwo więcej?
– Naprawdę, Fiszbin, nie rozumiem…
– W takim razie będziemy walczyć.
– Nie słuchaj jej! – Na twarzy lichwiarki pojawił się wyraz czystego przerażenia. – Gildia kupców korzennych ma tyle samo do powiedzenia…
– Gówno macie do powiedzenia – syknęła kapitan.
Sylvian tot Talihia na przemian otwierała i zamykała usta, jak dusząca się ryba.
– Wystąpisz przeciwko swoim pracodawcom? – nie mogła uwierzyć. Jakby zdrada i kłamstwa były zarezerwowane tylko dla takich ludzi jak ona. – Złamiesz kontrakt?
– Jeśli będzie trzeba.
– Kapitanie, bądź rozsądna. – powiedział Widziadło. – Walczyliście dzielnie, lecz nie macie szans, by obronić miasto. Ilu zostało ci ludzi? Pięciuset?
Kapitan przygryzła wargę. Gdyby tylko miała pięciuset żołnierzy. Została jej setka mniej, z czego większość stanowili ranni.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.