powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CXXVI)
maj 2013

To, co najcenniejsze
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Nie przeszkodzisz mi?
– Przeszkodzę. – Na twarzy władcy zagościł uśmiech, smutny i piękny, a potem mężczyzna dodał: – Idź szukać i nie przejmuj się wieruchtami. Są po prostu ciekawe.
Potwór rozejrzał się i spostrzegł, że wokół nich zebrały się Dzieci Jamy. Zmusił się do zachowania spokoju i bez słowa ruszył na poszukiwania. Szybko zorientował się, jak trudne zadanie przed nim stoi. Kluczył alejkami, wodził wzrokiem po kolejnych bryłach… jak miał znaleźć swoją pośród setek tysięcy, a może milionów innych, podobnych? Zatrzymał się na chwilę, zagubiony, próbując nie dopuścić do siebie myśli o własnej bezradności. Wtedy właśnie, kiedy stał bez ruchu, otoczony błękitną mgiełką, najdotkliwiej odczuł pustkę oraz pragnienie, by ją czymś wypełnić. I nagle usłyszał wezwanie, posmakował jego słodkiego zapachu, doświadczył dotyku na skórze, rozpoznał je w refleksach światła migoczących w mozaice pod stopami.
To, co utracił, wołało, żeby przyszedł.
Potwór rzucił się do biegu, a wieruchty obserwowały go i usuwały się z drogi, gdy je mijał. Powiedział mi potem, że spodziewał się ataku, lecz nie potrafił się skoncentrować i gdyby zechciały, łatwo mogłyby go pokonać. One jednak tylko patrzyły, niektóre wyglądały ukradkiem zza brył, inne chciwie pożerały go wzrokiem. Towarzyszyły mu do końca, gdy dotarł do celu. Od razu wiedział, że to właściwe miejsce. W grubej warstwie lodu spoczywała wijąca się wstęga płynnego dymu, jego zdolność do odczuwania satysfakcji, zadowolenia i spełnienia.
– Całkiem nieźle. – Władca stanął obok. – Naprawdę masz wyostrzone zmysły.
– Nie powstrzymasz mnie. – Potwór wyjął sztylet i odwinął materiał. Błysnęło błękitne ostrze.
– Mylisz się. Mogę to zrobić w każdej chwili.
– Dlaczego więc tego nie robisz?
– Nie spieszy mi się. Jestem nawet skłonny złożyć ci propozycję. Będziesz mógł opuścić Jamę z tym, co straciłeś, jeśli uda ci się wydobyć to z lodu.
Potwór zmierzył go wzrokiem.
– Gdybym był na twoim miejscu, nie pozwoliłbym intruzowi odejść.
– Nieważne, czy mi wierzysz. Próbuj odzyskać to, co twoje.
Co miał do stracenia? Uniósł dłoń i dotknął bryły. Gładka powierzchnia przywodziła na myśl kryształ. Przesunął palcami po kanciastych załamaniach, ścierając drobiny zimnego pyłu. Bał się, żeby nie uszkodzić zawartości, lecz nie widział innego sposobu. Uchwycił mocniej sztylet wierucht, wziął zamach i wbił ostrze w lód. Ku jego zdumieniu weszło gładko, zupełnie bez oporu, wśliznęło się do środka jak wąż… I nagle zaczęło się topić, a wraz z nim cała bryła. Błękitne, perliste krople spływały w dół, coraz liczniej, coraz szybciej. Każda, która spadła na postument, zapalała się i mknęła w górę jasnym płomieniem. W mgnieniu oka ogień otoczył własność Potwora, a on nie potrafił tego powstrzymać.
– Będzie bolało – powiedział cicho władca. Potwór zrozumiał natychmiast, o jaki rodzaj bólu chodzi. Wspomnienia kradzieży, odniesionej rany, udręki zalały go, pozbawiając całej odwagi. Włożyć rękę w żar, narażać się na powrót tamtego cierpienia? Nigdy…
– Tak myślałem. – Władca przyglądał mu się uważnie. – Od bardzo dawna Wielka Błękitna Jama broni się przed takimi jak ty. Nie potrzeba nam murów, nie potrzeba setek strażników, skoro wy sami stanowicie dla siebie przeszkodę.
Potwór zwiesił głowę.
– Wystarczy tylko poczekać. Prędzej czy później…
Guziki zagrzechotały, gdy Potwór nagłym ruchem wyrzucił ramię przed siebie i zanurzył w płomienie. Ogromny ból niemal pozbawił go przytomności, lecz udało mu się dotknąć płynnej smużki, a wtedy dawno utracone uczucia wróciły do niego, wypełniły pustkę i nasyciły triumfem. Czym prędzej oswobodził rękę i już niemal bez zdziwienia obserwował, jak ogień z powrotem zamienia się w lód. Przeniósł wzrok na władcę Jamy.
– Czy mogę już iść? – spytał, łapiąc z trudem oddech. Echa bólu wciąż igrały z jego zmysłami.
Władca patrzył na niego z kamienną twarzą.
– Droga wolna – rzekł. – Tam są schody.
Potwór chciał go spytać o wiele rzeczy, lecz odwrócił się i zaczął iść. Czuł na sobie spojrzenia wierucht, lecz nie odwracał się, by sprawdzić, czy idą za nim. Tak naprawdę wcale go to nie obchodziło. Znów był sobą, znów mógł czerpać przyjemność z prostych rzeczy, zaznać sytości, cieszyć się z tego, że dotarł do Wielkiej Błękitnej Jamy, smakować życie, jak to czynił przedtem. Udało mu się coś, co nie powiodło się wielu innym. Zatriumfował nad wieruchtami, tym razem naprawdę. Nie ma takiej siły, która mogłaby mu teraz przeszkodzić w …
Stanął jak wryty. Przed nim, w lodzie, spała Anuszka, taka, jaką zapamiętał z młodości. Krótko ostrzyżone, czarne kosmyki zamarły w niedokończonym ruchu, lekko rozchylone usta nadaremnie wołały o łyk powietrza. Potwór zacisnął mocno pięści, próbując stłumić gwałtowny gniew, który w nim wzbierał. Odwrócił się do Dzieci Jamy i wyłowił wzrokiem władcę.
– Czego chcesz w zamian za puszczenie jej wolno?
Władca podszedł do niego i obrzucił Anuszkę poważnym spojrzeniem.
– Widzisz, mówiłem, że ci przeszkodzę… – rzekł miękko. – Zabiłeś wieruchtę.
– Jaką cenę mam zapłacić za jej życie? – nalegał Potwór.
– Mam o jednego strażnika mniej – głos władcy zmienił się. Brzmiał sucho i stanowczo. – Układ jest taki. Ona idzie, ty zostajesz w mojej służbie jako wieruchta.
– Nie nadaję się.
– Wręcz przeciwnie. Tylko ludzie bez duszy mogą zostać wieruchtami. Spójrz na nie. One wszystkie oddały dusze lub je straciły. Żaden normalny człowiek nie mógłby wytrzymać w Wielkiej Błękitnej Jamie.
– Ty też?
– Ja mam duszę. Ale chyba nikt nie nazwałby mnie normalnym człowiekiem. Więc jak będzie? Albo ty, albo ona. I nie licz na to, że wyrwiesz ją nam siłą. Tym razem nie zawaham się wydać rozkaz ataku.
Potwór przyznał mi szczerze, że miał ogromne wątpliwości. Mógłby spokojnie odejść, nie oglądając się na nikogo. A jednak widok uwięzionej Anuszki burzył jego zdecydowanie. W końcu to za przyczyną tej dziewczynki stał tutaj, w Wielkiej Błękitnej Jamie i patrzył w twarz żywej tajemnicy.
– Uwolnij ją – rzekł pospiesznie. – Zanim się rozmyślę.
– Nasz układ uważam zatem za zawarty.
Władca położył dłoń na bryle. Przez moment nic się nie działo, gdy wtem jedna, dwie drobiny lodu oderwały się od niej i zawisły w powietrzu. Zaraz dołączyły do nich kolejne, a po chwili całość zmieniła się w konstelację błękitnych okruszków, migających i wirujących w powietrzu. Potwór chwycił na ręce osuwającą się Anuszkę, nie odrywając wzroku od tańczących śnieżynek. Wystarczył jeden ruch ręki władcy i poszybowały w górę, rozpływając się pod błękitnym sklepieniem Jamy.
– To ty? – Potwór drgnął, gdy cichy głos wyrwał go z zadumy. Dziewczynka patrzyła na niego ze zdziwieniem.
– To ja. Jak się czujesz?
– Dobrze. Gdzie jesteśmy?
– W miejscu, gdzie nie powinno cię być.
Postawił ją na ziemi i przyklęknął, żeby ich twarze znalazły się na jednej wysokości.
– Posłuchaj mnie teraz. Wyjdziesz stąd tymi schodami, na samą górę. Tam… – pomyślał o martwym strażniku – możesz zobaczyć coś, co cię przestraszy, ale nie zatrzymuj się, tylko idź dalej. W pewnym momencie przekroczysz granicę, a wtedy będziesz w domu.
– A ty? – w jej szeroko otwartych oczach czaił się strach.
– Ja tu zostaję.
– Nie pójdę bez ciebie!
– Pójdziesz! – huknął na nią. – Nie chcę cię więcej widzieć! – Wstał. – Biegnij, bo nic tu po tobie. Biegnij, słyszysz?!
I pobiegła, przerażona i zrozpaczona, chociaż ledwie widziała przez łzy i chociaż miała niejasne przeczucie, że na końcu tych schodów, za tą granicą, o której jej mówiono, nie czeka jej nic dobrego. Pobiegła i nie odwróciła się ani razu.
• • •
Jestem Anna, w dzieciństwie mówili mi Anuszka. Zostałam ukradziona przez wieruchty i uwolniona przez Guzikowego Potwora. Przyszedł do mnie dopiero piętnaście lat później, przyszedł, bo czuł, że jest mi winien wyjaśnienia. Miał w sobie piękno i smutek wierucht, ale widziałam w nim przede wszystkim niezwykłego człowieka, którego znałam jako dziecko i o którym słyszałam wiele opowieści. Wyjawił mi całą prawdę, lecz ukrył wszystko to, co mogłoby mnie naprowadzić na ślad Szaleńca, Jamy czy innej wiedzy, która jego zdaniem powinna odejść w zapomnienie. Gdy skończył mówić, zadałam mu pytanie, chociaż w głębi serca znałam odpowiedź.
– Przyszedłeś tutaj nie tylko po to, żeby złożyć mi wyjaśnienia. Jesteś tutaj jako wieruchta, prawda?
Potwór patrzył na mnie. Wielokrotnie przekonywałam sama siebie, że wówczas widziałam w jego oczach ból.
– Przyszedłem tutaj, by ofiarować ci moją opowieść… ale i by przypieczętować kradzież tego, co masz najcenniejsze.
Pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek.
– Nie zobaczysz mnie już nigdy więcej. Od tej pory, bardziej niż kiedykolwiek, należę do Jamy.
Cofnął się, zanim zdążyłam go chwycić, uciekł w objęcia błękitnych płomieni, zanim spróbowałam go zatrzymać.
Wielka Błękitna Jama i jej władca okradli mnie z tego, co miało dla mnie największą wartość. Zamierzam to jednak odzyskać. Zamierzam odzyskać Guzikowego Potwora. A kiedy to zrobię, znajdę sposób na zwrócenie mu duszy, by mógł mnie pokochać.
powrót; do indeksunastwpna strona

19
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.