Peter F. Hamilton nie bez przyczyny nazywany jest najlepszych brytyjskim pisarzem sf, nawet jeśli ani jego ostatnia publikacja (zbiór „ Manhattan in Reverse”), ani trylogia „ Pustki” nie należały do rewelacyjnych. Na przeszło tysiącu stron swojej najnowszej powieści, „Great North Road”, Hamilton przenosi nas do zupełnie nowego uniwersum, tym razem bez nadmiaru transhumanizmu, ale za to z porządnym wątkiem kryminalnym.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ostatnią większą wyprawą Petera Hamiltona w stronę space opery był cykl „Pustki”, będący luźną kontynuacją dylogii „ Wspólnoty Międzyukładowej”. Jednak można było wyczuć (chociażby w tytułowym opowiadaniu zbioru „Manhattan in Reverse”), że to uniwersum się wyczerpało i najwyższa pora sięgnąć po coś nowego. Spore nadzieje rokowała nowela „Watching Trees Grow” (opublikowana oryginalnie w 2002 roku, czyli jeszcze przed „Pustką”), ale, ku mojemu zaskoczeniu, autor „Gwiazdy Pandory” zdecydował się na stworzenie jeszcze nowszej konwencji, która dotyka zgoła odmiennych tematów niż jego poprzednie książki. W „Great North Road”, zamiast wielkiego kosmosu, dziesiątek zamieszkanych planet i podróży międzygwiezdnych, mamy do czynienia z o wiele mniejszą, by nie rzec wręcz lokalną skalą wydarzeń. Oczywiście Hamilton nie byłby sobą, gdyby nie powiązał ich z historią całej ludzkości. W efekcie mamy całkiem ciekawy, choć łatwy do przewidzenia, rozwój fabuły: od tajemniczego morderstwa w Newcastle-upon-Tyne, przez rozmaite teorie próbujące wyjaśnić, kim byli zabójca i jego ofiara, aż po wyprawę na tropikalną planetę (o której wiemy, że na pewno się wydarzy – w końcu nie bez powodu zamieszczono w książce jej mapę) i perypetie ruszających na północny kontynent badaczy. Wszystko to ładnie ze sobą powiązane, opatrzone ciekawymi retrospekcjami z przeszłości głównych bohaterów, a przy tym dające nam pole do rozlicznych spekulacji na temat podstawowego pytania: kto zabił? Hamilton znakomicie wprowadza nas w klimat Newcastle i pierwsze kilkadziesiąt stron pozwala doskonale poczuć, że mimo XXII wieku, miasto nadal zachowało w sobie coś z czystej, dziewiętnastowiecznej „brytyjskości”. Autor w znakomity sposób potrafi przedstawić współczesne problemy społeczne w odpowiednio zmodyfikowany sposób, tworząc realną wizję świata i Anglii za sto lat. Jest w tej wizji coś z cyberpunka (podział na obszary mieszkalne oraz opuszczone slumsy, w których rządzą kryminaliści), coś ze space opery (wrota prowadzące na nowe planety, które stały się sposobem na pozbywanie się biedaków i dysydentów politycznych, a przy tym nie będące aż tak rozwiniętym biznesem jak w cyklu „Wspólnoty”), a także coś z dystopii (wysokie podatki nakładane na wszystkich obywateli, zmuszające ich do posiadania ukrytych kont, olbrzymia biurokracja i ciągła walka o polityczne wpływy). Hamilton zręcznie wprowadza kolejne smaczki związane ze swoim światem, wplatając je w główną fabułę (na początku koncentrującą się wokół śledztwa) oraz życie osobiste swoich bohaterów: detektywa Sida, jego kumpla Iana, a później także Angeli, Saula, Raviego czy Vance’a. Z czasem, kiedy wątki śledztwa zostają zepchnięte na bok przez wielką, na poły militarną, na poły naukową, wyprawę na St. Libra, fabuła stopniowo zwalnia. Oczywiście nadal nurtuje nas to samo pytanie: kto zabił? I czy był to nieznany gatunek obcego z zasiedlonej wiele lat temu planety? Stopniowo jednak, kiedy zaczynamy poznawać przeszłość wszystkich postaci dramatu, problem zabójstwa wydaje się być drugorzędny. Choć Hamilton wykorzystuje wiele znanych wątków (choćby ten z drugiej części „Obcego”), zgrabnie je ze sobą łączy, czyniąc z wyprawy nie tyle podróż mającą na celu odkrycie prawdy, co raczej prawdziwą próbę charakterów i pretekst do przedstawienia historii Angeli Tramelo. Jak szybko odkrywamy, ma ona o wiele więcej do ukrycia niż mogło się początkowo wydawać, a i cała opowieść o jej spotkaniu z obcym kryje w sobie kilka niedopowiedzeń. Jednak poza skomplikowanymi losami Angeli, Sida czy Saula książka ma też szerszy wymiar, w którym Hamilton wydaje się stawiać pytania o to, do jakiego stopnia kapitalizm i demokracja ma szansę przetrwać i zapewnić ludzkości bezpieczeństwo. Sposób, w jaki zaprezentowana została niewielka komuna orbitująca wokół Jowisza, z ich nieśmiertelnym przywódcą-wizjonerem stawiającym na rozwój nauki i komunistyczne idee braku rynku czy osobistej własności, wyraźnie pokazuje, po której stronie opowiada się autor. Ostatecznie przecież tajemnica nie zostaje rozwiązana ani przez Sida i jego grupę policjantów, ani przez wyprawę Vance’a na St. Libra, ale właśnie przez dysponujących zaawansowaną technologią osadników z okolic Jowisza (na marginesie, powtarza się tu jeden z wątków występujących we wspomnianym już „Watching Trees Grow”). Mimo całego kunsztu i bogactwa „Great North Road”, Hamilton nie ustrzegł się przed kilkoma dość wyraźnymi błędami czy niedociągnięciami fabularnymi. Jednym z najbardziej bolesnych jest całe rozwiązanie fabuły. Przez prawie tysiąc stron śledzimy z zapartym tchem postępy śledztwa, dostajemy jednak mało ambitne i mało przekonujące zakończenie tego wątku. To zresztą nie pierwszy raz: zakończenie „Pustki” także pozostawiało wiele do życzenia. Tutaj Hamilton tylko potwierdza, że jeśli chodzi o konstruowanie fabuły czy tworzenie ciekawych światów zasługuje na pochwałę, jednak rozwiązywanie podjętych wątków przychodzi mu z o wiele większym trudem. Kilka epizodów przedstawionych na początku książki sugeruje nawet, że sam Hamilton nie zdołał do końca zapanować nad swoją fabułą. Owszem, to rozczarowuje, ale nie czyni książki niestrawną. Przy tak rozbudowanej powieści, z tak licznymi wątkami, niedociągnięć nie dało się uniknąć. Nie odbiera to jednak przyjemności z lektury. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejna powieść Hamiltona będzie równie dobra, a przy tym jeszcze bardziej dopracowana.
Tytuł: Great North Road Data wydania: 11 kwietnia 2013 ISBN: 978-1447231158 Format: 400s. 112×178mm Cena: £ 7,99 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 90% |