powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CXXVI)
maj 2013

Towarzyszka nudziarka
Monika Jaruzelska ‹Towarzyszka Panienka›
Trudno powiedzieć, jakie były ustalenia między autorką a wydawnictwem, nie znam okoliczności prowadzących do publikacji „Towarzyszki Panienki”. Ale efekt końcowy wygląda, jakby pisała go nie Monika Jaruzelska, lecz Piekarski na mękach.
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Popatrz no tylko na tego centaura! Uzda z postronka, siodło z derki, szmaciany popręg. Nie wiem, zali reguła świętego Benedykta z Nursji dozwala jazdę konną czy jej zakazuje, doprawdy nie wiem. Ale takiej powinna zakazywać.”
Andrzej Sapkowski „Narrenturm”
Wydawnictwo Czerwone i Czarne strzela w rynek księgarski z różną mocą. Potrafi uderzyć siarczyście. Seria wywiadów-rzek z Janem Marią Rokitą, Ludwikiem Dornem, Leszkiem Millerem i Jerzym Urbanem to solidny kęs soczystego mięsa, znakomite lektury, niezwykle ciekawe, przez które się po prostu płynie. Ale nie brak też pompowanych wodą szynek, jak choćby rozmowa ze znakomitym rysownikiem Raczkowskim, który poza swoim szkicownikiem okazał się być jako cymbał brzmiący. Niestety, następny kiks wspomnianego wydawnictwa poszedł w ślad za nim.
Po lekturze książki „Towarzyszka Panienka” pozostaje szacunek do Moniki Jaruzelskiej jako do człowieka. W jej bardzo nietypowej sytuacji, z odium niesławnego nazwiska na barkach, potrafiła znaleźć dla siebie niszę, wymyślić siebie i sposób na swoje życie, odrębne, budowane samodzielnie pracą, nie odwracając się wszelako od swojego ojca, nie paląc mostów, nie przecinając więzi. Będąc córką najwyższego dygnitarza, nie zaznała w dzieciństwie braków czy trudności, z którymi borykali się ludzie nieuprzywilejowani. Ale za pewną cenę, bo będąc córką jednej z najbardziej znienawidzonych postaci PRL-u, musiała przez znaczną część życia dźwigać wielki ciężar. Raz miała do przodu, raz w czapkę. Mogła zmienić nazwisko, zaszyć się gdzieś, być może nawet opuścić Polskę. Zacząć życie z czystą kartą. Byłoby to łatwe i trudne zarazem. Nie zrobiła tego i o czymś to świadczy.
Czy Monika Jaruzelska chętnie przystąpiła do napisania książki o sobie, co miało być jej „wyjściem z szafy”? Nie wiem. Wiem natomiast, jak wygląda rezultat: jakby wydawnictwo wykopało ją z tej szafy po długich namowach i wydusiło z niej serię krótkich reminiscencji. Dostajemy garść niezbornych notatek, skrawków wspomnień, rozrzuconych po książce bez jakiegoś sensownego ładu, o nici przewodniej i strukturze nie wspominając. Cokolwiek było materiałem wyjściowym, dziennik czy refleksje spisywane na serwetkach, najwidoczniej nie przeszło jakiejkolwiek sensownej obróbki poza korektą ortograficzno-interpunkcyjno-stylistyczną. Toteż kilka ciekawych detali z życia wyższych sfer tonie i znika bez śladu w dość mdłej otulinie. Nietrudno o wniosek, że wydawnictwo połakomiło się na samo nazwisko, wiedząc, że cokolwiek nim sygnują, sprzeda się na pniu przy odpowiedniej promocji.
Pewnie tak, bo ta książka to oczywiście produkt ogólnej tendencji. Domy wydawnicze przystąpiły do wyścigu publikacji wspomnień znanych ludzi, wie to każdy, kto regularnie odwiedza księgarnie. Ciśnienie na kolejne tego rodzaju tytuły jest ogromne, a przecież nie samymi „Dziennikami pisanymi nocą” żyje człowiek. Monika Jaruzelska dostała zatem szansę na opowiedzenie swojej historii, ale albo nie zadbano o to, by należycie ją wykorzystała, albo sama nie miała na to chęci. Wyszedł straszny zakalec. Zupełnie jakby poza autorki: „nikomu nie muszę niczego udowadniać” – notabene, jedyna sensowna w jej sytuacji – była na wskroś sztuczna, jakby wykorzystała tę książkę głównie do udowodnienia swego własnego człowieczeństwa i tego, że mimo wiadomego brzemienia, jest normalną kobietą, matką dla syna, partnerką dla mężczyzny. Chyba przez to właśnie nie brakuje tam refleksji głębokich, jak piosneczka „Kumbaya”: tak, jasne, coś tam wam opowiem o innych generałowych i o tym, jaki krytyczny był mój tato wobec mnie, i jak strasznie źle mi było w domu podczas stanu wojennego, ale nie zapominajcie o tym, że kocham zwierzęta, mój znajomy jest strasznie fajny, a pani Wałęsowa nie powinna jeździć po swoim mężu, bo wszystko zawdzięcza jego sławie.
Może to ja. Może to moja awersja do celebrytów i do tego, że zatruli oni już wszystkie możliwe media swoją potworną banalnością. Socjały nudne i ponure, pedeki, neokatoliki, podskakiwacze pod kulturę, czciciele radia i fizyki. Może nie jestem targetem dla takich pozycji, mimo iż historia PRL-owskiej inteligencji interesuje mnie, jak niewiele innych rzeczy. Sam nie wiem, ale momentami czytałem tę książkę z zażenowaniem.



Tytuł: Towarzyszka Panienka
Data wydania: 17 kwietnia 2013
ISBN: 978-83-7700-124-0
Format: 280s. 140×225mm
Cena: 39,90
Gatunek: biograficzna / wspomnienia
Wyszukaj w: Esensjomania.pl
Zobacz w:
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.