Na Ziemi był od niedawna facetem, który skoczy z kosmosu, ale dwa dni po wylądowaniu będzie znowu nikim. Nikt nie będzie o nim pamiętał i nikt nie będzie na niego czekał. Całą jego wyprawę dawno temu wyreżyserowano i wyliczono, łącznie z ilością czasu antenowego i liczbą sponsorowanych informacji na portalach społecznościowych. Zresztą, kwestiom medialnym poświęcono w umowie więcej miejsca niż zdrowiu i sprawom technicznym. Kamera pokazała blondwłosą zgrabną dziewczynę, która pomachała ręką w stronę obiektywu, a następnie śmiałym ruchem rozchyliła na boki koszulę. Pod nią miała bluzkę z nadrukiem podobizny młodego mężczyzny i z napisem złożonym z czarnej litery „I”, z symbolu serca w kolorze czerwonym oraz z imienia „Irek”. Kiedy głos spoza kadru zapytał, co myśli o Irku, dziewczyna nachyliła się ku kamerze, wydęła usta i wyszeptała: – Kocham cię. – A czego pragniesz najbardziej? – Żeby Irek spadł właśnie na mnie! – padła radosna odpowiedź. W kolejnym ujęciu wielki facet, mierzący powyżej metra dziewięćdziesięciu, ubrany w skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami, w ciemnych okularach i w niemieckim hełmie z drugiej wojny światowej, gwałtownym ruchem wyprostował pięść, celując prosto w obiektyw, tak jakby wyprowadzał cios. Na knykciach miał wytatuowane litery składające się na imię „Irek”. – Jesteś ziom, Irek. Przyleć do nas, to zabalujemy! – zawołał mężczyzna tubalnym głosem i roześmiał się głośno. Ledwo się rozpoczęło następne nagranie – dwie klęczące staruszki trzymające wysoko zdjęcie mężczyzny niczym najświętszy obrazek – kiedy obraz zgasł, po czym kobieta, dla której przeznaczony był ten pokaz, odłożyła pilota na stolik. – I co pani o tym myśli, pani Janino? – Niemal natychmiast doskoczył do niej młody mężczyzna w jasnoszarym garniturze i błękitnej koszuli. Roześmiał się szeroko, ukazując równy rząd śnieżnobiałych zębów. – Wspaniałe, prawda? Kobieta odchyliła się do tyłu i wróciła do wcześniejszej półleżącej pozycji w fotelu. – Wytniemy z tego najlepsze kawałki, a na sam koniec damy panią, okay? Coś krótkiego, ale osobistego. Dosłownie parę słów. Bo ja wiem… Synku, jestem z tobą. Albo – Irek, mama cię kocha, jestem z ciebie dumna, wróć do mamy… Cokolwiek, byle od serca. Mężczyzna mówił szybko i gwałtownie gestykulował. Nawet na moment nie przestawał się uśmiechać. W końcu jednak wobec przedłużającego się milczenia rozmówczyni dał za wygraną i także zamilkł. Głośno wypuścił powietrze, po czym jeszcze przysunął się wraz z krzesłem, dzięki czemu mógł pochylić się nad kobietą. Splótł dłonie i przybrał konfidencjonalną minę, tak jakby za chwilę miał podać datę końca świata. – Chyba rozumiem. Nie ma problemu. Proszę tylko podać sumę i zaraz podpisujemy umowę. Po raz pierwszy kobieta spojrzała mu w oczy. Próbowała wyczytać w nich chociaż cień zrozumienia czy empatii, ale uniesienie brwi powiedziało jej wszystko – temu człowiekowi nawet nie przyszłoby do głowy, że ten fascynujący w jego rozumieniu materiał wideo był dla niej pokazem ludzkiej głupoty i sprawiał jej tylko ból. – On już stamtąd nie wróci – powiedziała cicho, z trudem hamując płacz. – Nie, nie, nie! – jęknął mężczyzna. Zerwał się z krzesła, zrobił krok w stronę telewizora, po czym obrócił się na pięcie i zacisnął dłonie w pięści. – To nie tak! To ma być coś radosnego. Kocham cię, czekam, tęsknię, ugotuję ci ulubioną zupkę…! A nie jakieś czarnowidztwo! Kto to będzie chciał oglądać?! Kobieta zamknęła oczy i zacisnęła je mocno, żeby panoszący się po jej mieszkaniu człowiek nie mógł dostrzec łez. Kiedy opanowała drżenie brody, odezwała się spokojnym, ale stanowczym głosem: – Proszę natychmiast wyjść z mojego mieszkania. − Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Zupełnie niepotrzebne są te nerwy. Ja nie chcę nic pani narzucać, ale to takie wielkie wydarzenie… Ludzie się cieszą, nie można ich karmić jakimś defetystycznym nihilizmem… Nie otwierała oczu. Facet nie dawał za wygraną. Stał nad nią i próbował przekonywać do nagrania, ale po kilku minutach zorientował się, że kobieta w ogóle nie reaguje na jego zachowanie. Wtedy się poddał. Spakował rzeczy. Tuż przed wyjściem położył na stoliku kwadratowe opakowanie. – Zostawiam płytkę. Jakby co… ten tego… No dobra, idę – dodał, widząc brak reakcji. Kobieta otworzyła oczy, dopiero kiedy drzwi zamknęły się za jej gościem. Uniosła się w fotelu i sięgnęła po płytę DVD. W pierwszym odruchu chciała nią rzucić o ścianę, ale wówczas przypomniało jej się, że pierwsza scena nagrania to krótka rozmowa z Irkiem. – Synku… – szepnęła, tuląc do siebie płytę. Jednak dopiero po paru godzinach odważyła się włączyć płytę w odtwarzaczu. Nagranie jej dziecka było jeszcze krótsze niż pamiętała. Mimo to każda chwila oglądania i słuchania syna była dla niej bezcenna, choć słowa sprawiały jej ból. „To jest wyczyn, o który warto walczyć” – mówił Irek wprost do kamery. „To jest wyzwanie, dla którego warto poświęcić życie.” Irek siedział sam w ciemnym pokoju. Godzinę temu był umówiony z jakąś dziewczyną. Moniką? Marzeną? Jakoś tak. Poznał ją na kolejnej konferencji z okazji jego misji. Prawie nie pamiętał dziewczyny, a już w najmniejszym stopniu jej twarzy. Kobieta cały czas się śmiała, nachylając się ku niemu w taki sposób, aby dekolt mógł odsłonić jeszcze większą część biustu. Na koniec wcisnęła mu numer telefonu i niby żartobliwie zagroziła, że nie pozwoli mu nigdzie lecieć, jeśli wcześniej się z nią nie umówi. Zadzwonił do niej po dwóch dniach. Był zmęczony treningiem i ciągle tymi samymi ludźmi oraz tak znudzony pustką własnego mieszkania, że potrzebował po prostu usłyszeć jakikolwiek obcy głos. „Jeśli nie odbierze, to zadzwonię na infolinię kablówki pomęczyć ich, że nie mam sygnału” – postanowił w myślach, czekając na połączenie. Odebrała. Naszczebiotała się tak, że prawie jej tchu zabrakło. Irek jej nie przerywał. Rozkoszował się bezsensownym słowotokiem, który wręcz strumieniem wylewał się z ust dziewczyny. To było lepsze niż obsługa klienta kablówki. Ocknął się, kiedy się zorientował, że jest o coś pytany. − Hej, jesteś tam? Pytam, kiedy chcesz się ze mną umówić? Może w ten piątek? Moglibyśmy pójść do kina w centrum handlowym niedaleko ciebie. O siódmej? Irek mruknął coś, co tylko przy maksimum wysiłku i dobrej woli można było zinterpretować jako wyraz zgody. W tym przypadku wystarczyło. O randce przypomniał sobie dopiero wtedy, kiedy dziesięć po siódmej zadzwonił telefon. Jasność ekranu niemal raziła w oczy w zupełnym mroku mieszkania, a natarczywy dźwięk dzwonka panoszył się po całym mieszkaniu. Irek wyjął baterię z aparatu. Zostały jeszcze dwa tygodnie. Do wyczynu. Rekordu. Osiągnięcia. Mógł się jeszcze wycofać. Pamiętał, co mówił mu ojciec: − Twoje mocne strony pozwalają ci wierzyć, a twoje słabości każą ci myśleć. Jeśli to pogodzisz, znajdziesz własną doskonałość, własną drogę do szczęścia. Ojciec powtarzał to przy każdej okazji, za każdym razem przypominając Irkowi, że zawsze zdąży się zrezygnować z planów. „Poddać się to w końcu też jest wyjście” – podkreślał, a Irkowi jakby dodawało to tylko sił na realizację kolejnych ambitnych planów, dla których poświęcał coraz więcej czasu, sił, uwagi i zdrowia. I wtedy cały świat się zawalił. Ojciec powiesił się następnego dnia po tym, jak otrzymał z sądu pozew rozwodowy. Irka nie było wówczas w kraju – przebywał w Niemczech w ramach wymiany studenckiej. Kiedy odebrał telefon od matki, zamienili tylko kilka zdań. − Kiedy przyjedziesz do Polski? – padło pytanie. Irek nie odpowiedział. Rozłączył się. To była jego ostatnia rozmowa z matką. Irek wyrwał się z zadumy. Przeciągnął się w fotelu, po czym sięgnął po aparat telefoniczny. Włożył baterie i zadzwonił do dziewczyny. Nawet nie słuchał, co mówiła, tylko bezceremonialnie oświadczył, że ma ochotę na seks, po czym podał jej swój adres. A potem na powrót zatopił się w rozmyślaniach. − Tępa starucha! Mężczyzna, który wyszedł z mieszkania matki Irka, jechał zatłoczonymi ulicami miasta. Właśnie zaczynał się najgorszy korek, co dodatkowo psuło mu humor. Złorzecząc kobiecie, miastu i innym kierowcom, mężczyzna walił co jakiś czas pięścią w kierownicę. Przestał, kiedy zobaczył, że kobieta siedząca w samochodzie obok popukała się w czoło, patrząc na niego wymownie. Pokazał jej środkowy palec, na co kobieta zareagowała oburzeniem. Wymachiwała rękami i coś wykrzykiwała, ale bariera odległości oraz dwóch szyb nadawała śmieszny ton tej pantomimie. Zadzwonił telefon. Mężczyzna odebrał połączenie za pomocą słuchawki bluetooth. − I co, Rafał, zgodziła się? – usłyszał głos szefa. − Pracuję nad tym… |