Nie ma to jak facet w gumowym kombinezonie (ponoć wilkołak) ociężale ścigający leniwie uciekającą tak zwaną młodzież. „Żer” to naprawdę kiepski pomysł na spędzenie wieczoru.  |  | ‹Żer›
|
Przeprowadzona w 2008 roku druga edycja Horrorfestiwal.pl była dość szczęśliwa dla puszczanych na niej filmów. Bodaj tylko trzy z dziesięciu nie doczekały się później edycji na DVD. Nie jestem jednak pewien, czy jest tak naprawdę z czego się cieszyć, bowiem dzięki temu zyskaliśmy możność nabycia kilku niewąskich knotów, jak choćby właśnie „Żeru” czy równie paskudnego „ Odrodzonego zła”, podczas gdy takie na przykład hiszpańskie „Zbrodnie czasu”, całkiem porządnie zrealizowane i niegłupie, zostały przez naszych dystrybutorów kompletnie zignorowane. Znając życie, zaważyła na wszystkim cena licencji na zakup filmu. A sądząc po tym, że tu i ówdzie można kupić „Żer” za dosłownie pięć złotych, i to Z PRAWAMI DO WYPOŻYCZANIA, licencja na niego musiała być naprawdę w cenie jednej czy dwóch tutek z mentosami. Fabuła filmu jest prosta jak budowa cepa. W odludnej, leśnej okolicy grasuje jakieś drapieżne zwierzę, metodycznie mordujące wszystkie większe od wiewiórki stworzenia. Straż leśna, najwyraźniej zaniepokojona głównie tym, że spada pogłowie jeleni, do których tak przyjemnie jest przecież postrzelać przy piwku, ściąga do pomocy parę speców z Waszyngtonu (on od tropienia i odstrzału, ona od biologii) i rozpoczyna obławę połączoną z usuwaniem turystów z zagrożonego rejonu. Odtąd akcja biegnie dwutorowo – para speców „tropi” zwierza, co polega głównie na tym, że siedzą sobie na jednej z polan licząc na to, że stwór sam się do nich pofatyguje, natomiast grupka siedmiu stosunkowo młodych, niezbyt lotnych turystów idzie w las, żeby poobcować z naturą, przy czym w grę wchodzi głównie obcowanie nie tyle z naturą, ile z ciałami swoich partnerek. Spece zabijają czas rozmową, a „młodzież” całowaniem się i obmacywaniem, tudzież narzekaniem, że płeć przeciwna odmawia całowania się i obmacywania. Wreszcie, mniej więcej w połowie filmu, zwierz w postaci wilkołaka włazi wreszcie w światło kamery i na dzień dobry dokonuje dość kuriozalnej rzeźni na obozowisku turystów (on pozuje na tle nocnego nieba, oni nieustannie krzyczą, stojąc w miejscu) i po chwili ucieka stamtąd na odgłos strzałów idącej z odsieczą pary „łowców”. Później jest już tylko gorzej. Głównie dla widza, który wreszcie w całej okazałości może sobie uświadomić, w co wdepnął, wkładając do odtwarzacza płytę z „Żerem”. Początkowo bowiem można jeszcze się łudzić, że nędzna realizacja zostanie choć częściowo zneutralizowana umiejętnie skrojona fabułą oraz obsadą, która nawet jeśli nie będzie błyszczeć talentem aktorskim, to choć pozwoli zawiesić oko na niewieścich wdziękach (w sumie niby i rzeczywiście pozwoli, ale nie żeby znowuż było nad czym się rozpływać). A tu nic z tego – im dalej w las, tym więcej pokrzyw, kleszczy i wilczych dołów. Fabuła filmu jest skrojona paskudnie nijako. Akcja jest skąpa, dychawiczna i momentami wręcz kuriozalnie idiotyczna, przez co trudno się zdecydować, czy film jest zrobiony aż tak źle, iż stał się po prostu niezamierzoną parodią, czy może jednak twórcy w swojej pokrętnej logice próbowali zrobić pastisz kina grozy, tyle że strasznie im to nie wyszło. Tak jest choćby ze sceną „zasadzki”, gdzie kobieta robi za wabia leżąc przy ognisku, a facet siedzi „przyczajony” na gałęzi pobliskiego drzewa, bo zwierzęta „nie patrzą w górę”. Nic to, że oboje sobie przy tym ucinają pogawędkę przez klasyczną, trzeszczącą mikrofalówkę, zupełnie jakby uważali, że zwierz nie pojawi się bez jakiejś mitycznej zapowiedzi, a jak już się pojawi, to wcale nie zwróci uwagi na siedzącą na drzewie paplę. Jeszcze lepszy jest jeden z turystów, przypadkowo trafiony przygotowaną na wilkołaka strzałką usypiającą. Nie kłopocząc się jej wyjmowaniem z okolic serca przebiega ładny kawał lasu, nim – po prostu zmęczony – przysiada na ściółce i w końcu się przewraca, do ostatniego tchu wydając dyspozycje swojej dziewczynie. A wypadałoby przecież wspomnieć jeszcze o sztucznych, drętwych i wściekle pustych dialogach, tak naprawdę absolutnie donikąd nie prowadzących i ewidentnie zastosowanych jako wypełniacz ekranowego czasu. W dodatku to, czego nie zdołał zniszczyć scenarzysta i reżyser w jednej osobie, ochoczo udeptuje osiemnasty garnitur aktorskiej braci, czyli ludzie sprawiający wrażenie przypadkiem oderwanych od nalewaka czy kuchennej szmaty, nie do końca świadomi, co w ogóle robią na filmowym planie. Wszyscy ruszają się tutaj bardzo ospale – leniwie biegają, majestatycznie się przewracają, ostrożnie wymieniają ciosy ze stworem, powoli i delikatnie uderzają swoją bądź czyjąś głową o drzewo czy maskę samochodu. Nie bardzo też wiedzą, co to jest mimika twarzy, a do kompletu wypowiadają wszystkie kwestie bez okazywania większych emocji. Na deser zostaje futrzak, prawdziwe clou programu. Stwór pozuje na ogół nieruchomo, co w sumie nie dziwi, zważywszy że kudłaty kostium zapewne został kupiony przez ekipę za jakieś marne grosze i jego głównymi składowymi są nędzna guma oraz chiński plastik, wzbogacone doklejonymi tu i ówdzie kosmykami sztucznego włosia. W efekcie wilkołak jest co najmniej śmiechu wart. Nie może atakować paszczą, ta bowiem nie dość, że się wcale nie zgina, to w dodatku absolutnie nie daje się zamknąć, stale pozostając w rozwarciu. Nie może atakować pazurami, bo te są po prostu za miękkie, przez co podczas napaści ogranicza się wyłącznie do machania łapami. Nie może też zbyt szybko biegać, bo projektant kostiumu chyba nie przewidział miejsca na genitalia statysty i siedzący w środku facet porusza się powoli i jakoś tak trochę okrakiem. No i to „wycie” (czy może raczej chrapliwy charkot) do księżyca, kiedy trzeba wygiąć całe ciało, żeby wychylić do góry głowę, na czubku której filuternie drgają ewidentnie gumowe uszka… Jak by tego było mało, swoją cegiełkę (czy raczej betonowe butki) dołożył nasz dystrybutor, fundując polskiemu widzowi wyjątkowo paskudnej jakości wydanie. Na ekranie szaleje paskudne ziarno, kolorystyka zdjęć jest przyćmiona, a także szwankuje ostrość. Nie pasuje też format obrazu, bo wszystko jest zauważalnie rozciągnięte w poziomie, przydając samochodom żabiego wyglądu, a aktorom swoistej pulchności (czkawką się to odbija chociażby przy scenach rozbieranych z turystkami). Myliłby się jednak ten, kto by twierdził, że taka wizualna nędza wynika z niskiego budżetu filmu. Wystarczy zerknąć już nawet nie na zachodnie wydanie DVD, a wręcz na jego krążącą po sieci kopię, by się przekonać, że tylko u nas „Żer” wygląda jak psu z gardła wyjęty. Niby strata niewielka, bo i film kiepski, ale doskonale ilustruje to podejście większości naszych przedsiębiorców do klienta.
Tytuł: Żer Tytuł oryginalny: The Feeding Data premiery: 17 listopada 2008 Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 90 Gatunek: groza / horror EAN: 5907461351458 Ekstrakt: 10% |