Powrót do świata Bayaza, Glokty, Jezala i Czarnego Dowa. A przede wszystkim powrót do świata Logena Dziewięciopalcego i Bethoda, władcy Północy, których ostateczna rozgrywka przesłoni nawet apokaliptyczne zmagania z żercami. A „Ostatecznym argumentem królów” jest oczywiście przemoc. Joe Abercrombie dobitnie ukazuje to w ostatnim tomie cyklu, wydanym przez wyd. MAG.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ostatni tom trylogii, zapoczątkowanej „Samym ostrzem”, ukazuje się na polskim rynku z dodatkowym opóźnieniem, spowodowanym zmianą wydawcy. Na szczęście jednak wydawnictwom ISA i MAG udało się dogadać i zakończenie tego świetnego, niestandardowego cyklu fantasy ukazało się jednak po polsku, i to nawet w tej samej szacie graficznej. A było na co czekać. Wielowątkowa opowieść, w której nic nie toczy się tak, jak zakładaliśmy, w której źli opływają w zaszczyty, a dobrzy znikają z areny bądź egzystują w milczeniu, kończy się odpowiednio imponującym finałem. Gurkhulskie oddziały oblegają stolicę Unii, w której nowy i nieoczekiwany król jest tylko marionetką w rękach Pierwszego Maga, a inkwizytorzy pracują na trzy zmiany, zaś na Północy zmienne losy wojny doświadczają Westa, Wilczarza i dyszącego chęcią zemsty na Bethodzie Logena. To nie może zakończyć się dobrze. I dla większości postaci dobrze się nie kończy. Ponownie jednak los wielu osób zaskoczy czytelników. Abercrombiemu udało się stworzyć niestandardowe, jak na fantasy, postacie. Jak już pisałem w recenzji pierwszego tomu, każdy z bohaterów dotknięty jest słabością, ułomnością, co niektórzy – jak inkwizytor Glokta – przekuwają w broń. Rozwiązanie znajdują zagadki i budzące się podczas lektury drugiego tomu wątpliwości co do działań maga Bayaza i większego planu, w którym bohaterowie cyklu są jedynie pionkami. Gra, w której mimowolnie uczestniczą, pozostawia pionkom pewną swobodę ruchu, gdy odegrają już swą rolę, ale nie pozostawia ich takich samych. W finalnym tomie więcej niż wcześniej jest batalistyki – przy tym jest to batalistyka nieupiększona, pełna błędnych decyzji, samowolnych działań, śmierci, brudu i niewiedzy (autor jeszcze rozwinął tę stronę swego pisarstwa w późniejszych „Bohaterach”). Wojna, jak zdaje się mówić Abercrombie głosem Rona Perlmana, nigdy się nie zmienia. Plusem i odejściem od konwencjonalnego, podniosłego i ostatecznego tonu większości cykli fantasy jest umniejszenie wagi działań protagonistów – nie ma tu ostatecznej bitwy u podnóża Ponurej Góry, nie ma tolkienowskiego zniknięcia Wielkiego Złego, nie ma końca Ery. Tę perspektywę przekazuje nie tylko ten ostatni tom cyklu, ale i późniejsze powieści dziejące się w tym samym świecie. Jasne jest, że wielka wojna północna z perspektywy np. Styrii jest odległym konfliktem czy co najwyżej niuansem polityki zagranicznej i ekonomicznej. Ginący w niej ludzie zostają zapomniani, a ich czyny przeinaczone czy zapisane w jednym zdaniu kroniki. Ta fantasy jest nie tylko realistyczna (z zachowaniem proporcji, oczywiście), ale i gorzka, i przewrotna. Pozostaje dać się jej zaskoczyć.
Tytuł: Ostateczny argument królów Tytuł oryginalny: Last Argument of Kings Data wydania: 10 maja 2013 ISBN: 978-83-7480-296-3 Format: 840s. 135×205mm Cena: 49,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 80% |