Nikołaj popełnił dużo błędów i skrzywdził wielu ludzi. Jego zachowanie zwróciło jednak uwagę odpowiednich sił. Pewnego wieczoru w domu Nikołaja pojawia się Jezus i żąda, aby ten odmienił swoje życie i naprawił wszystkie szkody. Czy przemiana okaże się możliwa?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie wszystko, co pochodzi ze Skandynawii i ma literki, musi być kryminałem. „Mój kumpel Jezus” to obyczajowy debiut Larsa Husuma, poprawiacza scenariuszy i pracownika kopenhaskiej wytwórni filmowej Larsa von Triera. Jeśli jednak odnosić ją do duńskiej kinematografii, powieść Husuma bardziej niż filmy reżysera „Przełamując fale” i „Królestwa” przypomina „Jabłka Adama” Andersa Jensena. Temat jest zbliżony, a ujęcie podobne: tyleż humorystyczne, co momentami brutalne. Tak jak neonazista z filmu Jensena trafia na resocjalizację do wiejskiego kościółka, tak bohater „Mojego kumpla…” ląduje w małym miasteczku na prowincji. Tam na polecenie Jezusa zbiera drużynę, która ma mu pomóc w naprawieniu dawnych błędów. Na liście znajduje się: pomoc byłej dziewczynie, którą Nikołaj pobił do nieprzytomności, odwiedzenie grobu siostry, którą doprowadził do samobójstwa oraz przywrócenie sensu życia szwagrowi, który po śmierci siostry Nikołaja pragnie jedynie skręcić mu kark. Bohatera czeka więc większe wyzwanie niż upieczenie szarlotki. Nie brakuje mu jednak wiary, bo choć tożsamość Mesjasza budzi spore wątpliwości (domniemany Jezus ma metr dziewięćdziesiąt wzrostu, potężny biceps i ograniczone zapasy miłosierdzia) Nikołaj jest zdeterminowany spełnić jego oczekiwania. Jezus udziela jedynie mglistych wskazówek, więc ciężar pomocy Nikołajowi spada na jego drużynę. W skład ekipy wchodzi lekko obłąkany kumpel z dzieciństwa, zbiegła Świadkowa Jehowy, fryzjerka-nimfomanka i kilka innych przypadkowo dobranych person. Jak nietrudno się domyślić, pomagając Nikołajowi pomagają też samym sobie – fryzjerka wreszcie odnajduje miłość, wykolejeniec z prowincji odkrywa uroki życia w wielkim mieście, i tak dalej. Wraz z osiągnięciem osobistego celu przyjaciele wykruszają się i z finałowym zadaniem Nikołaj musi zmierzyć się właściwie sam. Zakończenie to pełna groteska, pozostawiająca w lekkim absmaku. W ogóle niemal wszystko jest tutaj „brudne” – od bohaterów i ich postępków, przez oparte na dość prostackich motywacjach więzy między nimi, po samego Jezusa, który nie patyczkuje się z grzesznikami i nie nadstawia drugiego policzka. Historia jest nieskomplikowana, więc proste są i środki wyrazu. Husum napisał powieść krótkimi rozdziałami i zwięzłym stylem, nie stroniąc od wtrącania fragmentów stylizowanych na gazetowe artykuły i pisane na szybko listy, z całym ich dobrodziejstwem od strony językowej. W samej fabule autor nie porywa się na większe subtelności, a czasami tłucze literackim cepem (gdy Nikołaj na chwilę ponownie wpada w złe towarzystwo, Jezus pojawia się, by stoczyć zwycięską walkę na pięści z łachudrą o przezwisku „Szatan”). Można by wytknąć jeszcze wiele braków, ale biorąc pod uwagę „naturalizm” Husuma byłoby to chyba niesprawiedliwe. W literaturze szczerość i bezpośredniość jest dla autora o tyle niewygodna, że ukazuje wszystkie mankamenty, które mogłyby pozostać zakamuflowane pod kwiecistym stylem albo metaforami w metaforach. U Husuma tego nie ma, więc wszystko widać jak na dłoni. Jego styl pisania ma jednak w sobie energię, która przyciąga i każe przeczytać powieść ją do końca – nawet, jeśli ten rozczarowuje. Utwór ukazał się w Danii w 2008 roku i został na tyle dobrze przyjęty, że autor sprzedał prawa do ekranizacji (ale nie von Trierowi i nie Jensenowi). Napisał też kolejną powieść, która jednak nie wiadomo czy zawita do Polski, bo „Mój kumpel…” przeszedł u nas bez większego echa. Może ewentualny film wzbudzi większą uwagę?
Tytuł: Mój kumpel Jezus Tytuł oryginalny: Mit venskab med Jesus Kristus Data wydania: 4 marca 2013 ISBN: 978-83-7785-194-4 Format: 272s. 150×225mm Cena: 29,90 Gatunek: mainstream, obyczajowa Ekstrakt: 60% |