Jak łatwo domyślić się po tytule i okładce, „Czerwona kraina” to łagodna proza obyczajowa, pozbawiona przemocy i wulgarności.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
No dobrze, wcale nie. W rzeczywistości jest krwawa, brutalna i wypełniona słownictwem, którego nie używają dobrze wychowane dziewczynki. Joe Abercrombie tworzy ostre, napisane z czarnym humorem powieści low fantasy i z „Czerwoną krainą” nie jest inaczej. Niemniej, choć autor systematycznie poprawia warsztat i coraz lepiej radzi sobie językowo, to jednak fabularnie bywał w wyższej formie. Tym razem Abercrombie postawił na przygodę. Akcja rozpoczyna się od dwóch równolegle prowadzonych wątków. W pierwszym niejaka Płoszka Południe i jej stary ojczym podążają tropem porywaczy dzieci. W drugim kompania najemników Nicomo Coski zaciąga się na służbę u Inkwizycji i rusza tropić buntowników, paląc i rabując mijane wioski. Obydwa wątki szybko przetną się za sprawą pracującego dla kompanii prawnika Temple – postaci zaskakująco poczciwej jak na świat Abercrombiego – który zniechęcony prymitywizmem towarzyszy opuszcza ich i przypadkowo dołącza na szlaku do Płoszki. Z nowej znajomości, poza rzeką krwi, wypłynie także przyjaźń i nawet coś na kształt relacji miłosnej. Te ostatnie to jednak tylko przerywnik między kolejnymi ucieczkami, pościgami, zaskakującymi zmianami tożsamości i ciętymi dialogami, w których każdy próbuje dogryźć każdemu. Fabuła wszystkich powieści Abercrombiego jest mocno „kreskówkowa” – przesada i uproszczenia są tak duże, że trudno sobie wyobrazić, aby w jakimkolwiek świecie mogło się to dziać naprawdę – ale nigdzie nie widać tego aż tak jak w „Czerwonej krainie”. Jedna wielka, galopująca przygoda, w której mnóstwo się dzieje, ale logika bierze sobie urlop. To na razie nie zarzut – bo powieść wciąż jest niezła, a dla koneserów gatunku powinna być ucztą – ale przestroga na przyszłość. Autor planuje ponoć jeszcze co najmniej cztery powieści ze świata „Pierwszego prawa”, a po lekturze tej daje się u niego wyczuć lekkie zmęczenie materiału. Oby nad następnymi solidnie popracował, zamiast podążać prostą drogą: „mocniej, szybciej, brutalniej”. Ale o tym, że autor nie jest leniwy, najlepiej świadczy rozwój jego stylu. W porównaniu z pierwszą powieścią Abercrombiego, siermiężnie napisanym „Samym ostrzem”, „Czerwona kraina” to co najmniej kilka kroków naprzód. Język nie tylko jest żywszy, ale i bogatszy, a niektóre z przewijających się co jakiś czas obrazowych porównań zyskałyby uznanie samego Chandlera. Ciekawe, czy autor powiedział tu już ostatnie słowo, czy zdoła jeszcze pójść dalej i dzięki temu wyjść w kluczowych momentach fabuły poza tani cynizm, który, choć efektowny i zabawny, na dłuższą metę męczy i momentami mnie w „Czerwonej krainie” nudził.
Tytuł: Czerwona kraina Tytuł oryginalny: A Red Country Data wydania: 20 lutego 2013 ISBN: 978-83-7480-290-1 Format: 640s. 135×202mm Cena: 39,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 70% |