W 2005 roku Philip Gröning zachwycił dokumentem „Wielka cisza” przedstawiającym życie w klasztorze, który okazał się sukcesem także w Polsce. W tym roku przyjechał do Wenecji z fabułą „The Police Officer’s Wife”, filmem trudnym, powolnym i trwającym prawie trzy godziny. Filmem, który można już nazwać wydarzeniem festiwalu.  |  | ‹Die Frau des Polizisten›
|
Swoim najnowszym dziełem Gröning testuje wytrzymałość widza. Pierwsza scena wywołała wśród widowni nerwowy chichot, wiele osób zaczęło wychodzić z kina już po pierwszych minutach. Gdy jednak da się temu filmowi szansę, można przeżyć w kinie coś naprawdę wyjątkowego. Rodzina tytułowego policjanta na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia. On codziennie wychodzi do pracy, ona zostaje w domu z małą córeczką, ich życie pełne jest prostych radości, wspólnych zabaw i czułości. Jedyną rzeczą, która zdradza, jak bardzo nieprawdziwy jest ten obraz są coraz większe siniaki na ciele żony. O tym, co ma miejsce między małżonkami się nie rozmawia. Przechodzi się nad tym do porządku dziennego, udaje się, także przed sobą nawzajem, że nic się przecież nie dzieje. Początkowo rzadkie ataki wściekłości męża stają się jednak coraz częstsze i coraz brutalniejsze. Wszystkiemu przygląda się anonimowy starszy mężczyzna. Nie wiadomo, kim jest; sąsiadem, znajomym, a może samym policjantem? Przed rozpoczęciem zdjęć Gröning rozmawiał z wieloma ofiarami przemocy domowej, starał się zrozumieć ich wybory, sposób radzenia sobie w takiej sytuacji. Mimo to, jego film nie stanowi bynajmniej społecznej kampanii w stylu „bo zupa była za słona.” Gröning nie stara się znaleźć na wszystko odpowiedzi. Nie interesuje go, dlaczego policjant katuje żonę, co nim kieruje; bezsilność, okrucieństwo, choroba. Nie próbuje też snuć teorii usprawiedliwiających postępowanie dręczonej kobiety. To, na co kładzie nacisk to zmieniająca się dynamika w rodzinie, coraz trudniejsze do zachowania pozory normalności. Zarówno David Zimmerschied w roli policjanta, jaki i grająca jego żonę Alexandra Finder dosłownie stają się swoimi postaciami, wydobywając z nich całą złożoność. Gasnąca w oczach kobieta nie przyzna, że jest ofiarą przemocy, nie zaprzeczy kłamstwom opowiadanym dziecku a gdy maż ją bije, krzyczy: „Nie jesteś zły! Nie jesteś zły!” Sam policjant nie przypomina stereotypowego kata, jest uroczy i chłopięcy, tym bardziej zaskakuje nas więc jego drugie oblicze. To mężczyzna, o którym sąsiedzi powiedzą, że jest z niego przecież taki miły człowiek. W tym filmie nic nie jest czarno-białe i nic nie wiadomo do końca. „The Police Officer’s Wife” podzielony jest na rozdziały, taka struktura pozwala na złapanie oddechu i pełne zanurzenie w opowiadanej historii. Widzimy młodego policjanta, który wraca do domu i przytula śpiąca żonę, kolejne ujęcie pokazuje zniszczoną twarz starca na tle zimowego krajobrazu, następne – przesuwany po szybie palec. Pokazuje się nam zaledwie pojedyncze scenki, skrawki coraz bardziej przerażającej codzienności. Trzeba je samodzielnie złożyć w całość jak klocki i wcale nie jest powiedziane, że konfiguracja może być tylko jedna. Jest to bardzo intymny, zmysłowy film, kamera długo przygląda się każdemu obiektowi. Delektuje się delikatnością skóry, przygląda małym mieszkańcom ukrytym w trawie. Tak wolne tempo dodatkowo wzmacnia późniejsze sceny przemocy, czujemy się wytrąceni z bezpiecznego snu. Jak zauważył reżyser, pogłaskanie rankiem ręki po wieczornym biciu może przedłużyć toksyczny związek o lata. Wydaje się, że Gröning próbuje uśpić czujność widza, by po jakimś czasie tym bardziej go zaszokować. Zaczynamy czuć się jak maltretowana żona, która po każdym ataku jeszcze bardziej pragnie czułości. Tego filmu się nie ogląda, w niego się wchodzi, przeżywa się go fizycznie. Gröning pozwala doświadczyć kina w zupełnie niezwykły sposób.
Tytuł: Die Frau des Polizisten Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Niemcy Czas trwania: 175 min Gatunek: dramat Ekstrakt: 100% |