powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CXXIX)
wrzesień 2013

Ranę zadałeś, ranę otrzymasz
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Następnego poranka kilku niewolników opuściło rezydencję, ale żaden z nich nie był tym, kogo szukał Diodoros. Hetajr dobrze zapamiętał jego niezgrabną sylwetkę, zaokrąglony brzuch, pucołowatą twarz i łysinę na czubku głowy. Kassander zabrał ze sobą tylko jednego służącego, więc pewnie ciągle trzymał go przy sobie.
Po południu żołnierz ujrzał Kassandra w towarzystwie gospodarza, z którym wybrał się do miasta. Diodoros śledził ich z bezpiecznej odległości, ale nie robili niczego podejrzanego. Udali się na targ, przespacerowali po wałach brzegowych i najzwyczajniej w świecie wrócili do domu. Kiedy zapadła noc, hetajr zaczął już tracić nadzieję, a kolejny dzień okazał się stracony. Musiał znaleźć inny sposób na przeniknięcie do środka, zwłaszcza że istniała możliwość, iż Kassander niebawem opuści miasto. Potrzebował choćby drobnego dowodu, że poseł działa przeciwko Aleksandrowi.
Nagle potężne wrota uchyliły się ze zgrzytem, a na ulicę wyszedł mężczyzna, błyskający łysiną w świetle księżyca. Nareszcie! Diodoros uśmiechnął się pod nosem i poczekał, aż służący oddali się na bezpieczną odległość, po czym zerwał się na równe nogi i ukradkiem podążył za nim.
Mężczyzna długo trzymał się głównych ulic, lawirując między nielicznymi już o tej porze przechodniami. W końcu jednak zagłębił się w sieć wąskich bocznych uliczek. Nikt o zdrowych zmysłach nie wałęsał się tutaj po zmroku, co działało na korzyść Diodorosa. Niebawem w oddali ujrzał prawdopodobny cel wędrówki służącego – rozświetlony dom uciech, z którego dochodziły odgłosy zabawy. Diodoros przyspieszył kroku i po cichu dobył miecz.
Służący obrócił się chyba instynktownie, a widząc uzbrojonego hetajra, rzucił się do ucieczki. Diodoros był jednak szybszy – kilkoma wielkimi susami doskoczył do sługi, podłożył mu nogę, a kiedy mężczyzna stracił równowagę, znokautował go zamaszystym uderzeniem w głowę.
Biedak ocknął się w ślepym zaułku, z rękoma skrępowanymi na plecach. Diodoros klęczał tuż nad nim i rąbkiem płaszcza ostentacyjnie polerował ostrze.
– Witaj, przyjacielu. Musimy uciąć sobie małą pogawędkę o twoim panu. Opowiedz mi dokładnie, co robił Kassander od chwili, kiedy został wyrzucony z pałacu.
Milczenie. W oddali słychać jedynie pijackie okrzyki.
– Czekam. Moja cierpliwość ma granice, które niedługo przekroczysz.
Służący zacisnął usta, ale wytrzeszczone oczy sugerowały, że tak naprawdę umiera ze strachu.
– Na Apolla, odezwiesz się wreszcie czy mam ci uciąć ten język?
Jeniec spróbował wstać, ale Diodoros jednym uderzeniem pięści przypomniał mu, gdzie jego miejsce.
– Nie – szepnął mu do ucha. – Język zostawimy, będzie ci jeszcze potrzebny, ale palce już niekoniecznie.
Hetajr nie rzucał słów na wiatr. Błyskawicznie wpakował grubasowi patyk między zęby i chlasnął mieczem jego dłoń, tak jak rzeźnik krojący tasakiem kawał mięsa. Nieszczęśnik wrzasnął, a po policzkach pociekły łzy bólu.
– To jak będzie? Powiesz mi coś ciekawego? – spytał oprawca, zabrawszy knebel i przyłożywszy mu ostrze do gardła.
– Wczoraj… – wycharczał sługa, z trudem łapiąc oddech. – Wczoraj spotkał się z wysoko postawionymi oficerami…
– Jak to?! Obserwowałem dom przez cały czas, a nie widziałem, żeby ktoś obcy dzisiaj wchodził.
– W rezydencji jest… jest tajne przejście, które łączy budynek z jednym z pobliskich domów.
– Kim byli ci ludzie?
Służący przełknął ślinę.
– Nie wiem, nie znam ich, a ponadto zostałem odesłany z komnaty. Ale… Ale gdy wróciłem na chwilę, aby uzupełnić wino w dzbanie, słyszałem, jak mówili coś… o rychłym zmierzchu rządów Aleksandra.
– Kassander jest teraz w pałacu?
– Nie… pana Kassandra nie ma w domu, wyszedł tajnym przejściem do jakiejś… kobiety. Co ze mną zrobisz? – dodał błagalnym tonem.
Diodoros myślał gorączkowo, analizując to, co właśnie usłyszał.
– Wytłumacz mi tylko – rzekł pospiesznie – w którym domu znajduje się owo przejście, a puszczę cię wolno. Może jakiś cyrulik obejrzy cię o tej porze.
Kiedy mężczyzna przekazał odpowiednie wskazówki, hetajr uśmiechnął się ze współczuciem, a potem płynnym ruchem poderżnął mu gardło.
Nie mógł pozwolić, aby sługa powiadomił Kassandra o ich rozmowie.
• • •
Hetajr z trudem wyważył drewniane drzwi, starając się narobić jak najmniej hałasu. Po kilku próbach zawiasy wreszcie puściły. Mieszkanie, w którym znajdowało się przejście, stało kompletnie puste, od dawna nikt w nim nie mieszkał. Diodoros uważnie przyjrzał się podłodze, szukając wzrokiem klapy, o której wspomniał służący.
– Hola, chyba nie powinno cię tu być! – usłyszał nagle z tyłu. Odwrócił się i ujrzał postawnego dozorcę z pałką, który nie różnił się zbytnio od zwykłego ulicznego zbira. Rozbudzone, niewyspane oczy ciskały gromy. Oczywiście, właściciel rezydencji nie zostawiłby tajnego wejścia bez należytej opieki.
W dłoni Diodorosa w okamgnieniu pojawił się miecz, żelazo nie zniechęciło jednak dozorcy. Uderzył pałką, celując w skroń hetajra. Ten uchylił się zręcznie, przeturlał po podłodze i znalazł za jego plecami. Nim olbrzym się obrócił, Diodoros ciął go ostrzem wzdłuż pleców, a potem poprawił w tętnicę szyjną.
Kolaż: <a href='mailto:charande@o2.pl'>Agnieszka ‘Ignite’ Hałas</a>
Kolaż: Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Kiedy dozorca nie stanowił już problemu, hetajr odszukał klapę w podłodze, wiodącą do pałacyku. Korytarz był ciemny i niski, toteż Diodoros przez całą drogę musiał iść schylony. Na końcu stała drabina, nad którą mieściła się kolejna drewniana klapa.
Mężczyzna znalazł się w holu, zapewne gdzieś w pobliżu kwater służby, sądząc po wystroju. Podszedł do najbliższego okna wychodzącego na dziedziniec. Na zewnątrz, przy palenisku, stało pięciu strażników i gwarzyło w najlepsze, wspierając się beztrosko na włóczniach. Dobrze. Diodoros ruszył po cichu w głąb rezydencji.
Nie uszedł kilkunastu kroków, gdy usłyszał głośne chrapanie. Z mieczem w jednej dłoni i sztyletem w drugiej zakradł się w pobliże drzemiącego na krześle wartownika, zwróconego przodem do wrót wejściowych, których najwyraźniej miał pilnować.
Chłód miecza na gardle wyrwał go ze snu. Na szczęście był na tle mądry, żeby nie krzyczeć.
– Gdzie nocuje Kassander?
Kropelka krwi pociekła wzdłuż ostrza, gdy czubek sztyletu drasnął podbródek.
– Schodami do góry, trzecie drzwi na prawo – pisnął wartownik nienaturalnie wysokim głosem. To były ostatnie słowa w jego życiu.
Hetajr na paluszkach udał się we wskazane miejsce i ujrzał niewielką sypialnię z szerokim łożem, czteronożnym stolikiem zasypanym papirusami, krzesłem, dwoma skrzyniami i kilkoma ozdobami. Mężczyzna rozpoczął od kufrów, przeszukał je dokładnie cal po calu, a także przebadał ścianki w poszukiwaniu ukrytych komór, ale nie znalazł nic prócz ubrań i przedmiotów codziennego użytku. Nie, oczywiście że nie, pomyślał, drapiąc się po głowie. Tylko głupiec trzymałby ważne dokumenty w kufrze.
Przejrzał papirusy na stole, spenetrował łóżko, rozciął nawet materac i zanurkował dłonią w pierze, ale bez powodzenia. Patrzył dosłownie wszędzie. Nic, kompletnie nic godnego uwagi. Może Lizymach się mylił? Może nie było żadnego spisku? Tak naprawdę tylko głupcy śmieliby podnieść rękę na boga, a Kassander i Antypater, mimo swej bezczelności, nie wydawali się niespełna rozumu.
Diodoros już sposobił się do wyjścia, kiedy nagle jego wzrok padł na amforę panatenajską, stojącą w rogu pokoju. W sumie… Dlaczegóż by nie? Spróbował wsunąć rękę przez wieko, ale okazało się za ciasne. Potem odwrócił ją otworem do dołu; usłyszał, że wewnątrz coś obija się o ścianki. W końcu wypadły z niej trzy zwoje papirusu. Hetajr zbliżył się do okna, żeby w bladym świetle księżyca odczytać ich treść.
Dwa listy od Antypatra nie zawierały niczego ciekawego, ojciec wypytywał jedynie o zdrowie i podróż. Autorem trzeciego był z kolei Peukestas, który pisał, że on, Leonnatos oraz Perdikkas zmienili zdanie i są gotowi wspomóc Kassandra i Antypatra w ich planie. Jako wyjaśnienie dodał, że wreszcie zrozumieli, iż Aleksander popycha kraj w ruinę. Na końcu zaznaczył, aby list został spalony natychmiast po przeczytaniu, lecz najwyraźniej ten głupiec Kassander zignorował jego prośbę.
Diodoros przygryzł wargę z wściekłości. A zatem przypuszczenia Lizymacha jednak się sprawdziły. Stało się jasne, kim byli owi trzej oficerowie, którzy odwiedzili Kassandra zeszłej nocy, najpewniej po to, aby omówić szczegóły zamachu.
Musiał jak najszybciej donieść o tym Aleksandrowi. Ruszył po cichu w drogę powrotną.
• • •
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

60
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.