„Comrade Kim Goes Flying”, film będący owocem niecodziennej współpracy Korei Północnej, Wielkiej Brytanii i Belgii, opowiada historię pracującej w kopalni Yong Mi, która od dzieciństwa pragnie wznieść się w powietrze. Gdy surowy ojciec pozwala jej na wyjazd do dużego miasta, wydaje się, że spełnienie marzeń jest już blisko. Czy uda jej się jednak pogodzić pracę na budowie z akrobatyką? Czy pomimo przeciwności losu udowodni, że górnik potrafi latać?  |  | ‹Comrade Kim Goes Flying›
|
Jong Mi pragnie zostać artystką trapezu, jak jej idolka Ri Su Hyon. Pierwsze próby kończą się niepowodzeniem, a akrobata Pak Jang Phil ją upokarza. Gdy mówi, że wcześniej od górników latać zaczną świnie mobilizuje się cała budowa. Jako, że „w rewolucyjnym duchu wszystko można osiągnąć”, postanawiają zorganizować pokaz podczas festiwalu robotników i udowodnić przemądrzałemu artyście, że „my, klasa pracująca, nigdy się nie poddajemy.” Po projekcji „Comrade Kim Goes Flying” na usta ciśnie się jedno pytanie: dla kogo właściwie powstał ten film? Podczas Q&A belgijska reżyserka Anja Daelemans odżegnywała się od politycznych aluzji, utrzymując, że starała się stworzyć romantyczną historię o uniwersalnym przesłaniu, rozrywkę dla wszystkich. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że to, co dla wszystkich w końcu jest dla nikogo. Będący propagandową laurką Korei Północnej film stanowi przyprawiające o ból zęba połączenie Disneya, „Flashdance” i „Przygody na Mariensztacie.” Gdyby nie to, że wszyscy zwracają się do siebie per „towarzyszu”, można by pomylić go z turystyczną reklamówką. Przedstawiony tu świat jest zupełnie nierzeczywisty, sztuczny, kolory są tak intensywne, że wydaje się on kręcony w Technikolorze. Aktorstwo jest teatralnie przerysowane, mało subtelne żarty przypominają farsę. W rolach głównych obsadzono prawdziwych artystów trapezu, ich brak doświadczenia widać od razu. Aktorski kunszt grającej tytułową rolę Han Jong Sim ogranicza się do wiecznie przyklejonego do twarzy uśmiechu królowej piękności. Jej bohaterka przekracza normy produkcyjne, układa cegły, ale i tak oczekujemy, że nagle zacznie śpiewać a małe ptaszki będą szorować jej kuchnię. Przypomina Amy Adams w „Zaczarowanej”, ale do uroku tamtej wiele jej brakuje. W końcowych napisach filmu dowiadujemy się, ze został on zrealizowany „w atmosferze humoru i girl power.” Podobno po raz pierwszy główną bohaterką filmu z Korei Północnej została kobieta, udział w produkcji wzięła też producentka, co na tamte realia jest dość nietypowe. Nie zmienia to jednak faktu, że film jest właściwie antyfeministyczny. Jong Mi jest zaradna i miesza cement lepiej niż niejeden robotnik, ale zachowuje się tak, jakby jej osiągnięcia były możliwe tylko dzięki dobrej woli mężczyzn. Najszczęśliwsza jest wtedy, gdy ktoś jej potrzebuje, a na każdym kroku słyszymy komentarze, że jest silna…jak na dziewczynę. Bez względu na to, co próbują nam wmówić twórcy, w tym świecie nie ma równości. Trudno jest oceniać „Comrade Kim Goes Flying” według zwykłych kryteriów; scenom pracy w kopalni towarzyszą marszowe przyśpiewki, najintymniejszą wspólnie wykonywana czynnością jest obwiązywanie odcisków, główną motywacją bohaterki jest to, by nie zawieść kolektywu, Korei i Wodza. Można go potraktować jako ciekawostkę ukazująca realia, które na Zachodzie należą już do przeszłości. Pytanie tylko, czy warto się cofać.
Tytuł: Comrade Kim Goes Flying Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Belgia, Korea Północna, Wielka Brytania Czas trwania: 81 min Gatunek: dramat Ekstrakt: 0% |