powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CXXIX)
wrzesień 2013

Wenecja 2013: „Houston, mamy problem”
Alfonso Cuarón ‹Grawitacja›
„Nienawidzę kosmosu” – mówi grana przez Sandrę Bullock dr Ryan Stone, bohaterka „Gravity”, najnowszego filmu Alfonso Cuaróna otwierającego 70-tą edycję Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Szybko przekonujemy się, dlaczego.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Grawitacja›
‹Grawitacja›
„Gravity” rozpoczyna scena pracy na wahadłowcu kosmicznym. Gdyby nie to, że wszystko odbywa się kilkaset kilometrów nad Ziemią, mogłoby się wydawać, że obserwujemy zwykły dzień pracy. Słychać country, doświadczony astronauta Matt Kowalsky (George Clooney) żartuje z bazą o nieprzypadkowo dobranym przezwisku „Houston”, ktoś inny tańczy i tylko dr Stone wydaje się źle znosić swoją pierwszą misję. Ten swobodny nastrój nie potrwa jednak długo: w wahadłowiec uderzają odłamki satelity, astronauci tracą łączność z bazą, a moc uderzenia wyrzuca ich w przestrzeń z ograniczonym zapasem powietrza.
Następuje tu odwołanie do syndromu Kesslera, który opisuje sytuację, w której mamy do czynienia z tak dużym nagromadzeniem kosmicznych pojazdów, że gdy dojdzie do kolizji między niektórymi z nich, może wywołać to reakcję łańcuchową.
Twórcy podkreślali, że ważne było dla nich zachowanie zgodności z nauką, na planie obecni byli doradcy, a Bullock rozmawiała z astronautami z NASA. Największym wyzwaniem okazało się ukazanie, jak rzeczy zachowują się i reagują w stanie nieważkości, jednak zawsze pamiętano o tym, że jest to film fabularny, a nie dokument.
Od ostatniego filmu Alfonso Cuaróna upłynęło siedem lat. „Gravity” zdecydował się nakręcić już w 3D, co stanowi dobre posunięcie. Stan nieważkości aż prosi się o wykorzystanie tej technologii, której ostatnie wcielenia raczej rozczarowywały. Bawi, gdy na amerykańskim wahadłowcu w powietrzu unosi się Marsjanin Marwin, po chińskiej stacji latają rakietki do ping-ponga, a na dłużej zostanie w pamięci ujęcie, gdy spływająca łza odrywa się od policzka Bullock. W przeciwieństwie do przetwarzanych na szybko „G.I. Joe” czy „Zmierzchu tytanów” tutaj decyzja o zastosowaniu 3D rzeczywiście ma sens, wzbogaca opowiadaną historię.
Jak wiemy z „Obcego” Ridleya Scotta, w kosmosie nikt nie usłyszy krzyku. „Gravity” to film o samotnej walce o przetrwanie. Zagrożenie nie ma tu twarzy, tym trudniej jest więc przewidzieć kolejne przeszkody. Walka prowadzona jest z technologią oraz z grawitacją, a raczej jej brakiem. Bezwładnie przerzucani z jednego miejsca w drugie bohaterowie w obliczu chaosu wydają się bezbronni jak pacynki, zupełnie nie kontrolują swoich ruchów. To najmocniejsze sceny filmu.
Niestety, Cuarón często zupełnie niepotrzebnie popada w sentymentalizm. Nie pomaga bombastyczna muzyka Stevena Price’a, która bardziej pasowałaby do sensacyjnego widowiska typu „Armageddon”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że panująca na górze przejmująca cisza byłaby w przypadku tego filmu o wiele efektywniejsza.
Aktorstwo w filmie jest bardzo nierówne. Rozmawiając z dziennikarzami, George Clooney luźno podchodził do swojej roli: „Nie myślałem o tym, czy postać Matta jest podobna do mnie, po prostu bardzo mi się spodobała. Nie miałem wyboru, tu były tylko dwie role, a nie chciałem kręcić się w kółko w samej bieliźnie. (…) Sandy miała w tym filmie do wykonania o wiele trudniejsza pracę, na planie wciąż towarzyszył jej osobisty trener. Ja przygotowywałem się do roli, pijąc”.
Clooney rzeczywiście wydaje się grać w zupełnie innym filmie niż Bullock, jego sypiąca z rękawa anegdotami postać wydaje się doklejona na siłę. Nie stara się on zbudować pełnowymiarowej postaci, ale pozostaje po prostu ironicznym, dowcipnym George’em, którego kochają widzowie. To nie tyle rola, ile występ gościnny.
Sandra Bullock radzi sobie lepiej, mimo że rola jest wymagająca zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Jak zauważyła podczas konferencji prasowej, ludzie, którzy doświadczyli straty, doświadczają także fizycznej transformacji. W przypadku Ryan oznaczało to pozbycie się wszystkiego, co kobiece i macierzyńskie, silne ciało staje się maszyną, której jedynym zadaniem jest wspomaganie umysłu. Mimo wysportowanej sylwetki Ryan wydaje się krucha, zamknięta w sobie. Decyduje się walczyć o życie nawet mimo tego, że od dawna nie ma ono dla niej żadnego sensu, ogranicza się do pracy i długich, bezcelowych przejażdżek samochodem. „To osoba, która wypisała się już z wyścigu o życie. Jej już nie zależy, nie ma po co żyć. Co może sprawić, ze osoba, która nie ma już nic do stracenia zapragnie znów żyć? Dla mnie właśnie to pytanie stanowiło najważniejszy element filmu”.
„Gravity” to porządnie zrealizowany, trzymający w napięciu thriller. Ani mniej, ani więcej. Jak zauważył autor scenariusza i zarazem syn reżysera, Jonás Cuarón, głównym celem było to, aby stworzyć historię, która trzymałaby widza na skraju fotela przez 90 minut. „Chcieliśmy, żeby był to film, podczas którego nie możesz przestać obgryzać paznokci, ale też żeby stanowił żonglerkę poważniejszymi tematami”. Niestety, te poważniejsze tematy giną na tle efektów specjalnych. Na dużym ekranie multipleksu „Gravity” z pewnością będzie robiło wrażenie, jako film otwierający festiwal w Wenecji pozostawia jednak uczucie niedosytu.



Tytuł: Grawitacja
Tytuł oryginalny: Gravity
Dystrybutor: Warner
Data premiery: 11 października 2013
Reżyseria: Alfonso Cuarón
Muzyka: Steven Price
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
Gatunek: SF, thriller
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.