powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CXXIX)
wrzesień 2013

Ranę zadałeś, ranę otrzymasz
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Lizymachu, zaczekaj! – zawołał Diodoros, doganiając przyjaciela w korytarzu. – Musimy pomówić.
– Chodźmy zatem na powietrze. – Mężczyzna wskazał na pobliskie schody, które prowadziły na najwyższą, kwadratową wieżę w pałacu. Silny podmuch wiatru uderzył ich znienacka, ale i przyniósł nieco ochłody.
Ze szczytu rozpościerał się widok na cały Babilon. Nieopodal widniały słynne wiszące ogrody Semiramidy, przypominające stromą, zieloną górę. Tworzyły je kamienne, wypełnione ziemią, wznoszące się coraz wyżej tarasy, na których rosły, wśród okwieconych polan poprzecinanych żywopłotami, liczne drzewa i krzewy. Z krawędzi zwisały setki pnączy, sięgające niekiedy samego podnóża. Dzięki owemu układowi tarasów ogrody wychylały się ponad mury miejskie, a podróżni mogli je dostrzec już z daleka. Najprawdopodobniej zawdzięczały nazwę temu, że wyglądały tak, jakby unosiły się w powietrzu. Wszechobecna zieleń oraz rozległe kępy kolorowych kwiatów kontrastowały z ulicami Babilonu, suchymi, zakurzonymi, wystawionymi na palące słońce. Taki stan rzeczy był możliwy, ponieważ rośliny nawadniano za pomocą systemu kanałów i drenów, wykorzystując wodę z Eufratu. Warstwa podłoża pomiędzy kamiennym sklepieniem a ziemią, wykonana z ołowiu i smoły, sprawiała, że podczas irygacji nie przeciekała nawet kropelka.
Wodząc wzrokiem dalej wzdłuż rzeki, natrafiało się na przedmieścia umiejscowione na wschodnim brzegu, które tworzyły wokół miasta wewnętrznego duży trójkąt. W jego północnym krańcu stał pałac letni, wzniesiony przez Nabuchodonozora II, wielkiego budowniczego Babilonu. Całe miasto łącznie z przedmieściami opasane było podwójnym ceglanym murem, a jego zewnętrzna warstwa posiadała liczne przedpiersia zakończone blankami.
– O co chodzi, przyjacielu? – spytał dowódca. Pod Issos, kiedy szwadron królewski runął z impetem na straż przyboczną Dariusza, jeden z Persów zrzucił Lizymacha z siodła i dopadł do ogłuszonego hetajra, chcąc przyszpilić go włócznią do ziemi. I pewnie ta sztuka by się mu udała, gdyby nagle Diodoros nie stratował go wierzchowcem. Od tamtej pory Lizymacha z Diodorosem łączyły szczególne więzi przyjaźni. Obaj brali udział we wszystkich większych bitwach stoczonych przez Aleksandra i prawie zawsze walczyli ramię w ramię.
Diodoros streścił w kilku słowach, co się przed chwilą wydarzyło w komnacie władcy.
– Król odrzucił nasze rady – odparł Lizymach – więc w ogóle nie dziwi mnie, że odrzucił i twoją prośbę. Zresztą, biorąc pod uwagę wcześniejszą rozmowę, naprawdę sądziłeś, że Aleksander cię wysłucha?
– Ależ oczywiście! – stwierdził Diodoros oburzonym tonem. – Przecież mnie, w przeciwieństwie do was, szło o jego godność i sławę! Nie mogę pozwolić, aby ktoś jawnie kpił z największego męża, który stąpał po tej ziemi!
– Najwidoczniej będziesz musiał, gdyż tylko król może skazać posła. Nie rób niczego głupiego na własną rękę, bo inaczej możesz ściągnąć jego gniew na siebie. Ostatnimi czasy nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się monarcha.
– Obrażając króla, Kassander obraził również mnie! Zasłużył na śmierć i bez względu na wszystko sprawię, by cierpiał do ostatniej chwili!
Lizymach westchnął z irytacją.
– Jesteś wielkim głupcem, przyjacielu, skoro przedkładasz swoje sądy nad sądy króla. Ale jeśli jednak tak bardzo zależy ci na śmierci Kassandra, istnieje jeden sposób – rzekł po chwili zadumy.
– Tak?
– Antypater nie przybył do Babilonu, ponieważ byłoby to równoznaczne z utratą władzy. Niewielu o tym wie, ale król zdążył już wcześniej wyznaczyć zaufanego dowódcę, który po wyjeździe Antypatra miał objąć stanowisko regenta Macedonii. Być może… To tylko przypuszczenia, ale gdybym był Antypatrem, śmierć władcy rozwiązałaby wszystkie moje problemy.
– Sugerujesz, że…?
– Nic nie sugeruję. Jestem daleki od oskarżania kogokolwiek, zwłaszcza jeśli nie mam dowodów. Mówię tylko, że gdyby jednak taki namacalny dowód zdrady się znalazł, wystarczyłby, aby wprawić władcę w szał oraz jednocześnie zakończyć żywot i Kassandra, i Antypatra. Obaj są solą w królewskim oku, a gdyby okazali się nielojalni, ich usunięcie byłoby wygodne dla nas wszystkich.
Diodoros pokiwał głową w zamyśleniu. Doskonale pamiętał, jaki los spotkał Filotasa, hetajra należącego również do somatofylakes. Zaufany dowódca Aleksandra, będący do tego jednym z jego przyjaciół z młodzieńczych lat, został stracony, kiedy tylko władcy dostarczono dowody, że brał udział w spisku. Diodoros uważał, że król postąpił właściwie, nie okazując ani krzty litości, zdrada jest bowiem największym przewinieniem na świecie. Ten, kto się jej dopuszcza, hańbi swoje imię i zasługuje na najgorszą karę. Zgadzał się z tym nawet Dzeus, karząc boleśnie Prometeusza za kradzież ognia i Syzyfa za wyjawienie boskich tajemnic.
– Będę go śledził dzień i noc. Jeśli rzeczywiście jest coś na rzeczy, to pierwszy się o tym dowiesz.
– Powinieneś przesłuchać osobistego sługę, który przyjechał z nim z Macedonii. Jeśli ktoś wie coś o brudach Kassandra, to pewnie on – dodał Lizymach. – Musisz jednak uważać. Fałszywe oskarżenie może równie dobrze ciebie pozbawić głowy. Król jest bardzo czuły na tym punkcie.
– Trafna podpowiedź. Dziękuję.
Fortuno, pomyślał Diodoros, zbiegając z wieży, mam nadzieję, że będziesz w najbliższych dniach spoglądać na mnie łaskawym okiem.
• • •
Przekazawszy Silasowi tymczasowo komendę nad swoim oddziałem, Diodoros udał się do własnej komnaty, mieszczącej się w bocznym skrzydle pałacu. Złożył tam, na honorowym miejscu na podwyższeniu, pancerz z metalu, nagolenniki oraz hełm beocki, gdyż nie miał zamiaru paradować teraz po ulicach w pełnym rynsztunku. Kirys, pamiętający wiele wypraw i potyczek, wgnieciony w bitwie pod Issos i naprawiany później naprędce w obozie, zastąpił zwykłym, brązowym płaszczem z kapturem. U boku prócz sztyletu pozostawił krótki, zakrzywiony miecz zwany kopis, ale ukrył go pod cienkim materiałem.
Z królewskiej rezydencji wykradł się bocznym wyjściem, przeznaczonym dla służby pracującej w kuchni. Zasięgnąwszy języka u kilku zaufanych strażników miejskich, dowiedział się, że Kassander zatrzymał się w rezydencji przyjaciela Antypatra z dawnych lat. Nie zwlekając ani chwili, pognał jak wicher Drogą Procesyjną. Minął ogromną świątynię Marduka, słynącą ongiś ze szczerozłotego posągu boga, który został skradziony przez Kserksesa, a także znajdujące się tuż przy niej pomieszczenia dla kapłanów i pielgrzymów oraz zagrody dla zwierząt ofiarnych. Potem, kiedy przed jego oczyma wyrósł południowy mur wewnętrzny, skręcił na wschód.
Pałacyk znajdował się w pobliżu kanału łączącego się z Eufratem. Była to budowla charakterystyczna dla uboższych arystokratów. Miała kształt prostokąta, wejścia strzegły smukłe kolumny, a ściany ozdabiały nadkruszone płaskorzeźby. Z głównego gmachu wyrastał wysoki mur, który otaczał obszerny dziedziniec połączony z ogrodem.
Diodoros przysiadł nieopodal w cieniu daktylowców, wzorem żebraków postawił przed sobą misę i zaczął obserwować. Niestety wrota do końca dnia pozostały zamknięte, choć światła, które rozbłysły wieczorem w oknach, świadczyły o tym, że mimo późnej pory wewnątrz toczyło się życie.
Hetajr długo trwał na stanowisku, zarobił nawet kilka miedziaków, które wrzucił mu do misy jakiś, sądząc po ubiorze, kupiec. Spędził pod daktylowcem całą noc, rozmyślając dużo o Aleksandrze, jego rumianej cerze, o błyszczących w słońcu ostrych i spiczastych zębach, o drobnym pieprzyku na skroni. Tyle razy wpatrywał się w wodza, że pamiętał praktycznie każdy szczegół. Przed oczami wciąż miał szeroki uśmiech Aleksandra, kiedy ten świętował zwycięstwo nad Dariuszem pod Gaugamelą. Wtedy ów uśmiech nie znikał ani na moment z jego boskiego oblicza. Ach, jakże piękne to były czasy! Szkoda jedynie, że kiedy opadł kurz, a krew wsiąkła w ziemię, wzrok władcy szukał wyłącznie twarzy okolonej grzywą ciemnych włosów, należącej do Hefajstiona. Na samo wspomnienie Diodoros bezwiednie zaciskał pięści. Nigdy nie mógł ścierpieć tego aroganckiego, zapatrzonego w siebie obłudnika. Czy Hefajstion kiedykolwiek wsławił się czymś szczególnym? Czy dokonał kiedyś jakiegoś znacznego czynu? Czym zasłużył na uwielbienie boskiego władcy? Niczym, Hefajstion nie był godzien względów króla. Diodoros uważał, że wielu innych mężów wykazało się znacznie większą odwagą. Tak naprawdę jednak oddałby wszystko, aby Aleksander choć raz obdarzył właśnie jego takim samym spojrzeniem, jakie kierował ongiś ku Hefajstionowi.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.