powrót; do indeksunastwpna strona

nr 08 (CXXX)
październik 2013

Esensja ogląda: Październik 2013 (1)
Denis Villeneuve ‹Labirynt›, Davide Manuli ‹Legenda Kaspara Hausera›, Nimród Antal ‹Metallica Through the Never›
Rozpoczynamy październikowe przeglądy krótkich recenzji filmowych. Rozpoczynamy z wysokiego „C” – dziś recenzje aż trzech dzisiejszych kinowych premier – znakomitego „Labiryntu” oraz „Legendy Kaspara Hausera” i „Metalliki: Through the Never”.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Labirynt›
‹Labirynt›
LABIRYNT
Gabriel Krawczyk [80%]
Z tego labiryntu nie ma powrotu. Tuż po wejściu do niego, u progu wybucha Hitchcockowska bomba: oto z rodzinnego gniazdka podebrane zostaje sześcioletnie dziecię i ślad po nim ginie. Czas ucieka, a śledztwo prowadzone przez detektywa Lokiego (wbrew mitologicznym skojarzeniom, wcale nie zdradziecki Jake Gyllenhaal) nie przynosi skutku. Podejrzany jest, lecz nie ma dowodów. Ojciec dziewczyny (niezmordowany Hugh „Zmarszczone Brwi” Jackman) bierze więc sprawy w swoje ręce. Odrzuca na bok ewangeliczne zasady, którym dotychczas przyklaskiwał i zaciska dłonie na szyi oskarżonego, głosząc już nie tak dobrą nowinę – prawo pięści. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że mamy do czynienia z kolejnym egzemplarzem niesławnego torture porn. „Labirynt” to rasowy thriller detektywistyczny, mroczny jak dusza psychopatycznego mordercy, zimny niczym deszczowe metropolie w filmach noir. Prowincja, na której rzecz się dzieje, też zresztą ocieka w równym stopniu krwią, co deszczem. Ognisko domowe iskrzące w prologu gaśnie, za to ekran niemal dosłownie zalewa bagno – nierozłączne filmowym eskapadom po granicach moralności.
Rzadko trafia na ekrany kryminał tak świadomy swoich możliwości – tego, że jest zdolny nie tanią sensacją, a wycyzelowaną, niespieszną intrygą utrzymać nas na bezdechu przez dwie i pół godziny. Denis Villeneuve (reżyser m.in. nagradzanego „Pogorzeliska”, równie zimnej co premierowy obraz „Politechniki” oraz znanego bywalcom festiwali krótkometrażowego „Next Floor”) nie dość, że ma tę świadomość, to jeszcze pozwala mu ona urzeczywistnić obietnicę zawartą w tytule. Lubimy wszak labirynty, do wyjścia z których nie prowadzi prosta droga; labirynty, w których tuż za rogiem czają się niespodzianki; których nie pokonujemy na oślep, a kierujemy się tropem pozostawionym przez inteligentnego przewodnika. I choć drażnić mogą pozostawiane na szlaku mdłe tropy biblijne (niewspółgrających ze sobą starotestamentowej sprawiedliwości oraz nowotestamentowego nakazu przebaczenia win), obok tych z Dantego chyba najchętniej eksploatowanych motywów kryminału, to nie psują one przyjemności czerpanej z inteligentnego, męskiego kina gatunku.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Legenda Kaspara Hausera›
‹Legenda Kaspara Hausera›
LEGENDA KASPARA HAUSERA
Gabriel Krawczyk [70%]
Prawdziwa postać Kaspara Hausera staje się przyczynkiem do opowiedzenia absurdalnej historii o nastolatku (granym przez androgyniczną performerkę Silvię Calderoni), który trafia na niemal bezludną „wyspę X nad morzem Y w roku 0” i chce zostać DJ-em (fachu uczy go szeryf w wykonaniu Vincenta Gallo). Otoczona legendą, pozbawiona tożsamości postać wydaje się być stworzona do takiego kina. Tak jak sami tłumaczyć musimy sobie Hausera, tak samo „Legenda...”, hybrydyczny (po trosze westernowy, postapokaliptyczny i fantastyczno-naukowy), zanurzony w muzyce elektro eksperyment nadaje się do przypisania cudacznych znaczeń – wedle uznania odbiorcy.
Wyraźnie widoczny niski budżet nie razi, bo wszystko w tym projekcie zaskakuje nowością: taneczne pojedynki kowbojów, UFO przylatujące w asyście elektronicznych dźwięków autorstwa Vitalica, a wszystko w odludnej czarno-białej scenerii. Odpowiedzialny za całe przedsięwzięcie Włoch Davide Manulli ujawnia inspiracje m.in. „Kretem” Jodorowskiego, „Stalkerem” Tarkowskiego, „Alphaville” Godarda, „Truposzem” Jarmuscha czy neorealizmem włoskim. Wydaje się więc, że to niemożliwe do rozwikłania dzieło beszta myślących, a wynosi na wyższy odbiorczy poziom tych, którzy pozwolą zawładnąć luźnym skojarzeniom i, bardziej nawet, instynktowi – któremu przecież daje się ponieść sam Hauser, jurodiwyj epoki postmodernizmu, apologeta muzycznych wibracji, najbardziej drażniąca i fascynująca ekranowa postać tego sezonu.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Metallica Through the Never›
‹Metallica Through the Never›
METALLICA: THROUGH THE NEVER
Gabriel Krawczyk [60%]
Oto apogeum bezpretensjonalności: flesze i wybuchy, lasery i (za)dymy, telebimowe podłogi i rozpadające się gigantyczne rzeźby, latające trumny i krzyże wyrastające z ziemi, a wszystko na muzycznej scenie, oglądane w trójwymiarze na największym ekranie w Polsce (rzecz jasna, istnieje też inna możliwość, lecz w tym wypadku wybór kina wydaje mi się prosty). Jest jeszcze szczegół: śmietanka na tym wizualnym torcie, którą stanowi legenda thrash metalu, nieśmiertelna Metallica w zasięgu ręki widza. Choć stałych bywalców dużych sal kinowych wspomniane efekty zapewne nie wprawią w zdumienie, to weźmy jednak pod uwagę koncertowy kontekst, który czyni to widowisko jedynym w swoim rodzaju. Jeśli dodamy do tego przeplatającą występy muzyczne, co prawda ubogą, lecz równie widowiskową co koncert, fabularną apoteozę destrukcji, tak przystającą do agresywnych riffów, z członkiem ekipy zespołu (Dan DeHaan) mającym za zadanie przywieźć tajemniczą walizkę, „bez której koncert się nie uda”, to wypada zastanowić się, czy mamy do czynienia jedynie z tanią obietnicą (rzekome nowatorstwo wyprodukowanego przez samych muzyków kuriozalnego projektu skrywałoby prawdziwy pretekst – mamonę), czy może z czymś więcej. Nieprzypadkowa pora światowej premiery obrazu (26 września, wigilia rocznicy śmierci Cliffa Burtona, tragicznie zmarłego członka zespołu); zagrany w finale „Orion” (ostatni hit stworzony wspólnie z Burtonem); iście upiorny wspomniany McGuffin rodem z „Pulp Fiction” – wszystkie te elementy przemieniają pełnometrażowy teledysk w wielki hołd dla zmarłego przyjaciela. I choć dla niektórych półtorej godziny najwymyślniejszego nawet muzykowania to zbyt dużo, by nie usnąć, to energia kłębiąca się na scenie, wyzwalana przed dwudziestoma tysiącami widzów, rejestrowana dwudziestoma czterema kamerami, szybko zaczyna udzielać się miłośnikom mocnego grania. Pozwala zatracić się i przeżyć audiowizualną ekstazę, której próżno szukać na koncercie w realu.



Tytuł: Labirynt
Tytuł oryginalny: Prisoners
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 4 października 2013
Reżyseria: Denis Villeneuve
Zdjęcia: Roger Deakins
Scenariusz: Aaron Guzikowski
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 146 min.
Gatunek: dramat, kryminał, thriller
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%

Tytuł: Legenda Kaspara Hausera
Tytuł oryginalny: La Leggenda di Kaspar Hauser
Dystrybutor: Spectator
Data premiery: 4 października 2013
Reżyseria: Davide Manuli
Scenariusz: Davide Manuli
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: Włochy
Czas trwania: 95 min
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Metallica Through the Never
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 4 października 2013
Reżyseria: Nimród Antal
Zdjęcia: Gyula Pados
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: Hiszpania, Włochy
Czas trwania: 127 min
Gatunek: muzyczny
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

61
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.