Dziś premierę kinową ma nagrodzone kilka dni temu na Gdynia Festiwal Filmowy Srebrnymi Lwami i nagrodą dla Andrzeja Chyry „W imię…” Małgorzaty Szumowskiej. Film recenzowaliśmy przy okazji relacji z T-Mobile Nowe Horyzonty, dziś przypominamy tamtą recenzję.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To, co nie powiodło się Tomaszowi Wasilewskiemu w „Płynących wieżowcach”, udało się Małgorzacie Szumowskiej. Reżyserka stając na przeciw społecznym kontrowersjom i uprzedzeniom zrobiła mały krok ku ich zwalczeniu, przysłowiową motykę zostawiając młodszemu koledze. „W imię…” jest dla polskiego kina niczym „Filadelfia” dla Amerykanów dwie dekady temu. Pierwszym małym kamyczkiem, rzuconym jednak na tyle silnie, że jest wstanie poruszyć niewidzialną barierę tabu w temacie homoseksualizmu na polu rodzimej kinematografii. Szumowska wzbrania się jednakże przed ostrym atakiem zdając sobie sprawę, że widz jak i człowiek do nowych realiów przyzwyczajać będzie się powoli. Znakomite czucie tej poza filmowej rzeczywistości widać w jej filmie. Dlatego w „Imię…”, nawet jeśli pozostawia pewien niedosyt, bezsprzecznie można uznać za jeden z najważniejszych polskich filmów ostatnich lat. Adam jest księdzem w małej parafii. Podczas kazań mówi o rzeczach prawdziwych, na co dzień jest osoba otwartą i pomocną. Wraz z lokalnym nauczycielem prowadzi ognisko dla trudnej młodzieży z poprawczaka. Są jednak pewne uczucia w głowie Adama, których nie udaje się zdławić pracą, nocnym joggingiem, alkoholem ani słowem bożym. Emocje, choć autentyczne i szczere, nie pasujące w żaden sposób do noszonej sutanny. Szumowska prowadzi historię delikatnie, przenika subtelnie charaktery bohaterów bez potrzeby cechowania ich brutalną wybuchowością. Kreując sielankową atmosferę oswaja nas z tym czego nie zauważamy od razu, a od początku czai się gdzieś pod skórą. Dlatego w przedstawianiu Adama widzimy człowieka dobrego i uczynnego, by obracając jego sekret w stronę widza nie przekreślić go jako osobę, i dać szansę na jakiekolwiek zrozumienie. Argumentacyjnie „W imię…” nie prowadzi szermierki ze świętościami. Choć momentami podważane są dogmaty, to tylko na tyle, na ile pozwala rzeczywistość. W poruszaniu się po temacie tabu dotyka się go z różnych stron, lecz ledwie do miejsca pozwalającego na stworzenie płaszczyzny do dalszych rozważań, niekoniecznie podejmowanych już w filmie. Dlatego homoseksualizm u duchownego to przez długi czas wątek drugorzędny. Trudny i bolesny, lecz w pewien sposób naturalny. Tłumiony ze wszystkich sił, lecz wciąż obecny. Mimo że łatwo zarzucić Szumowskiej w owym ujęciu brak ryzykanctwa, to należy pamiętać, że jako jedna z pierwszych kieruje oczy widza w zakazane miejsca, na które jeszcze do niedawna polskie kino nie chciało patrzeć. Rzucony kamień choć toczy się powoli – miejmy nadzieję – z czasem porwie kolejnych rodzimych filmowców do odważniejszej twórczości. Na lawinę czas już najwyższy.
Tytuł: W imię… Data premiery: 20 września 2013 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 102 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |