powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXXXI)
listopad 2013

29 WFF: Dzień piąty
Hallgrim Haug, Katie Hetland ‹Kobieta ze stali›, Sebastian Buttny ‹Heavy Mental›
Półmetek 29. Warszawskiego Festiwalu Filmowego za nami. W dzisiejszej relacji proponujemy recenzję dokumentu o niezłomnej narciarce i rodzimej produkcji z artystycznymi aspiracjami. Zapraszamy.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kobieta ze stali (Vilje av Stal, reż. Hallgrim Haug)
Bohaterką tego norweskiego dokumentu jest Karina Hollekim, narciarka i BASE jumperka, która w 2006 roku z powodu awarii spadochronu grzmotnęła w ziemię z prędkością stu kilometrów na godzinę, przypłacając to strzaskaniem kości w obu nogach i prognozą trwałego kalectwa, zwłaszcza że w prawej nodze, i tak cudem uratowanej, nie zachował ani jeden mięsień na odcinku od biodra do kolana. Nie poddała się jednak i po dwudziestu chirurgicznych zabiegach oraz wielu miesiącach żmudnych, bolesnych ćwiczeń stanęła na własnych nogach, zaś kolejne miesiące zabrało jej odzyskiwanie ogólnej kondycji fizycznej. A wszystko po to, by dokonać swoistego sprawdzianu – pójść mimo swojego kalectwa na trudną, biegnącą zboczami alpejskich gór trasę Haute Route, wiodącą z francuskiego Chamonix do szwajcarskiego Zermatt. I właśnie głównie o tym przejściu, dokonanym w asyście przewodnika, dziennikarza, który był pomysłodawcą wyprawy oraz fizjoterapeuty, mówi ten film.
Owszem, góry są przepiękne, śnieg skrzy się drobinami światła, ekipa dzielnie trudzi się i sapie, zaś determinacja bohaterki krzepi serce, tyle że ukierunkowanie narracji na marsz przez góry mocno osłabia wydźwięk filmu. „Kobieta ze stali” zanosiła się – przynajmniej wedle zapowiedzi – na budującą lekcję wychodzenia ze zdawałoby się niemożliwych do przezwyciężenia trudności. Na mądrą, silnie motywacyjną opowieść, która przy odrobinie szczęścia będzie miała szansę przekonać niejednego z widzów, że źródło niemocy bardzo często tkwi nie w ciele, a w umyśle, który zbyt wcześnie się poddał. A tu klops. Z aktywności Kariny przed 2006 rokiem – jedno czy dwa ujęcia. Z pobytu w szpitalu – kilka fotografii, dość wstrząsających zresztą, a potem rzut oka na bohaterkę leżącą na łóżku. Z rekonwalescencji – parę ujęć z pierwszych kroków, jedno z fizjoterapii oraz wizyta w nowoczesnym centrum treningowym dla alpinistów. Cała reszta to właśnie wyprawa, przeplatana co i rusz wspominkami Kariny na temat niesamowicie silnej więzi z ojcem. Bo to on samodzielnie ją wychował (matka doznała uszkodzenia mózgu podczas wypadku samochodowego i wylądowała w domu opieki społecznej), to on zaszczepił jej miłość do ryzykownych zabaw, to on wpoił jej upór, to on w końcu odwracał jej uwagę od kalectwa i popychał w kierunku walki o zdrowie.
W efekcie zamiast porywającej, chwytającej za serce baśni o pokonaniu ciemności, o mozolnym i bolesnym wyganiania ze swojego ciała resztek bezwładu, wyszedł dość konwencjonalnie zobiony dokument skoncentrowany głównie na ukoronowaniu lat starań o powrót do zdrowia, czyli na samej górskiej wędrówce. To prawda, z seansu „Kobiety ze stali” można wynieść całkiem dużo wartościowych spostrzeżeń, ale zabrakło tutaj siły zdolnej zasadzić w umyśle widza ziarno, które mogłoby się z czasem rozrosnąć i popchnąć do walki o rzeczy dawno już poniechane i zdawałoby się utracone. Jednak nawet w tej formie film potrafi wzbudzić szacunek wobec Kariny i tego, co udało jej się osiągnąć mimo sprzeciwów losu.
Heavy Mental (reż. Sebastian Buttny)
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Z polskimi filmami jest odwieczny problem. Nikt nigdy nie robi zwyczajnych, ciepłych historii. Ciągle tylko dramaty, komedie (też dramaty), ekranizacje lektur i rzeczy bliżej nieokreślone jeśli chodzi o zawartość, ale posiadające wyraźne artystyczne aspiracje. Film Sebastiana Buttnego należy do tej ostatniej kategorii. Szczęście w nieszczęściu, że udało się w „Heavy Mentalu” uniknąć sporej liczby trapiących nasze kino nowotworów i produkcja może się pochwalić dobrymi, profesjonalnymi zdjęciami, porządnym udźwiękowieniem, sensowną scenografią, rozpisanymi z jajem dialogami i zaskakująco znośną grą aktorską. Naturalnie od czasu do czasu zdarzają się wyraźne zgrzyty (i Grzegorz Stosz, i Piotr Głowacki źle, po prostu sztucznie i mocno teatralnie wypadają podczas awantur; śmiech budzi też fuszerka w wykonaniu jednej czy dwóch osób z drugiego planu), ale chwilami w ogóle się zapomina, że film powstał w naszym kraju.
Sęk w tym, że fabuła tak na dobrą sprawę jest tutaj bardzo skromna i denerwująco prosta, nawet mimo różnych reżyserskich udziwnień, jak choćby ta nieszczęsna wróżka, która wedle Buttnego „umieszcza w nawiasie tę z gruntu realistyczną opowieść. Jest żartem na serio, ale reprezentuje to, w co sam nieprzerwanie wierzę i co pozwala mi lepiej zrozumieć naturę ludzkich spraw i toczących się w naszym życiu procesów. Bo wszystko toczy się w życiu od jednego niewypowiedzianego na głos życzenia do drugiego.” A tak naprawdę tę wróżkę to reżyser mógł sobie za przeproszeniem… wyciąć. I nic w intrydze by się nie zmieniło. Bohaterem opowieści jest bowiem trapiony od dawna jakimś mentalnym blokiem aktor (Grzegorz Stosz), uparcie pracujący nad monodramem o sztuce zen, pozostającej dlań niezgłębionym tajnikiem do ostatniej minuty seansu, który pewnego dnia dostaje od opiekującego się starszymi osobami nieznajomego (Piotr Głowacki) propozycję otrzymania mieszkania po swoim dziadku (bo dziadek przepisał je na opiekuna). Darczyńca prosi jednak o jedną rzecz: o poderwanie dla niego pewnej dziewczyny. Bohater ją podrywa, zaciąga do łóżka, a potem we trójkę jadą nad morze. Co tam się dzieje, raczej nietrudno się domyślić. I nie, żadna tragedia nie wchodzi tu w rachubę, bo film jest czymś w rodzaju suity o prostaczku, co to nawet nie umiał zejść na niewłaściwą drogę.
W całej tej opowieści jest sporo ładnych kawałków, różnych żywych dyskusji i ciekawych ról (najbardziej wiarygodnie wypada postać przybranego ojca Piotra, ale i cała trójka głównych bohaterów też na ogół dobrze sobie radzi), potrafi też bez większych problemów utrzymać do samego końca uwagę widza, ale kilka elementów nie daje spokoju, prowokując podejrzenia, że twórcom nie chciało się już bardziej szlifować dzieła. Na przykład rozczarowuje nijaki, dość banalny finał, stawiający przysłowiową kropkę nad i tylko w przypadku jednego wątku. Drażni wspomniana wróżka, kiepsko zanimowana, wypowiadająca się z nienaturalną intonację i po prostu pretensjonalna. Denerwują nadmienione już niedociągnięcia w grze aktorskiej, przejawiające się też – na szczęście rzadkimi – kłopotami z wyrazistością dykcji. W końcu martwią widoczne na liście płac problemy z odmianą zagranicznych nazwisk, zbyt hojnie obdarzonych apostrofami. Trudno więc uznać „Heavy Mental” za dzieło w pełni udane, choć i tak jak na nasze warunki reżyserowi (a także scenarzyście i montażyście w jednym) wyszedł film sympatyczny i lekki.



Tytuł: Kobieta ze stali
Tytuł oryginalny: Vilje av Stal
Zdjęcia: Hallgrim Haug
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: Norwegia
Gatunek: dokument
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Heavy Mental
Reżyseria: Sebastian Buttny
Scenariusz: Sebastian Buttny
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 100 min
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

14
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.