Za nami drugi dzień 29. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. A przed Wami kolejna relacja z recenzjami niemieckiego „Bonnie i Clyde", litewskiego obrazu o hazardziście, amerykańskiego komediodramatu o malarzach...pasów i filmu otwarcia festiwalu – „Zatrzymane życie” Uberto Pasoliniego. Banklady (reż. Christian Alvart)  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
"Banklady" to kolejna już w światowej kinematografii biografia pokazująca widzowi, jak beztroskie i miłe jest życie przestępcy. Na szczęście Gisela Werler, o której wyczynach jest ta opowieść, rzeczywiście poniekąd odpowiada wizerunkowi romantycznego rabusia. Będąc najstarszą córką ślusarza, żyła w biedzie i w wieku 30 lat wciąż mieszkała z rodzicami, dzień w dzień zaharowując się w fabryce tapet. Jednak pewnego dnia poznała Hermanna Wittorffa, bankowego rabusia przez dłuższy czas ukrywającego się nawet przed nią pod nazwiskiem Peter Werler, i zakochała się w nim, bez chwili wahania decydując się pomagać mu w skokach. Tak też stała się pierwszą w Niemczech napadającą na banki kobietą, ochrzczoną przez prasę mianem Banklady. W latach 1965-1967 weszła z bronią do dziewiętnastu hamburskich placówek, zyskując w całym kraju sławę i wymuszając wreszcie na policji unowocześnienie metod walki z nad wyraz bujnie rozkwitłą w tamtych czasach działalnością amatorów cudzych pieniędzy. Naturalnie para została w końcu schwytana i osadzona w więzieniu, ale to nie ostudziło uczuć, jaką wobec siebie żywili. Już w więzieniu wzięli ślub i żyli w związku (przerwanym czasowo kolejnym wyrokiem małżonka) 31 lat, aż do śmierci Giseli w roku 2003. Przy czym oczywiście nigdy nie odnaleziono większości pieniędzy z napadów. Film Christiana Alvarta bardzo ładnie i dość wiernie oddaje tę historię, co nie dziwi zważywszy na to, że reżyser spędził trochę czasu w Hollywood (nakręcił tam "Pandorum" i "Przypadek 39") i na tyle się podszkolił w rzemiośle, że "Banklady" zauważalnie odstaje od klasycznych niemieckich filmów dzisiejszej doby i zarówno wartką akcją, jak i rozłożeniem napięcia wyraźnie przypomina kino zaoceaniczne. Historię ogląda się więc gładko i z uśmiechem, zwłaszcza że główna rola została powierzona miłej piegusce, Nadeschdzie Brennicke, która bez problemu potrafi zaskarbić sobie sympatię widza. Słowa uznania należą się też za solidną scenografię, a także za bajecznie kolorowe kostiumy, przypominające nam, że Europa lat 60-tych może i była biedna, ale bynajmniej nie bura i nieciekawa. Jarosław Loretz Hazardzista (Lošejas, reż. Ignas Jonynas)  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Rozlazły film, który starając się pośpiechem budować dramaturgię odnosi rezultat odwrotny do zamierzonego. W centrum chaotycznej fabuły znajduje się Vincentas – facet, który znajduje się na samym dnie, nie potrafiąc wyratować się z hazardowego nałogu. Uzależnienie powoli kradnie mu wszystko – od czasu po poczucia bezpieczeństwa, bo szpony nałogu zaczynają się w wbijać także w jego życie zawodowe. Pracując jako sanitariusz postanawia wykorzystać ten fakt i zawiązać zakulisową działalność na wielką skalę. I jak podczas pierwszej nocy w kasynie: na początku wszystko idzie dobrze, fortunna Vincentasa rośnie i rośnie, apetyt tak samo, a następnej nocy moneta się odwraca. Odwraca się razem z nadejściem miłości – kobieta okazuje się tu większą siłą destrukcyjną niż uzależnienie mężczyzny, a spotkanie tych obu sił – to już piekło totalnie go pochłaniające. Tyle, że w tym rozmemłanym opowiadaniu postać Vincentasa ginie już dużo wcześniej. Przestaje nas interesować, rozpływa się w dynamice wydarzeń i jest pozbawiona uczuciowej szamotaniny, którą moglibyśmy się przejąć, bo uzmysłowiłaby nam jak potężnym emocjonalnym wrakiem jest bohater „Hazardzisty”. Ekstrakt: 20% Urszula Lipińska Prince Avalanche (reż. David Gordon Green)  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Prostota tego filmu jest wręcz absurdalna – dwójka przyjaciół zajmuje się głównie rozmowami, malowaniem pasów na jezdni i stawienia przydrożnych słupków. Oczywiście, przy drogach prawie w ogóle nieuczęszczanych. Sceneria totalnego pustkowia stanowi natomiast świetną kontrę zarówno dla soczystych bohaterów, jak i błyskotliwych dialogów. Bo to niby film o nudzie, ale zrobiony z duszą i przekonaniem na tyle silnym, że z udziałem zaangażowanych aktorów układa się to wszystko w całkiem sympatyczne kino. Kino o leniwej (ale nie kontemplacyjnej) narracji, bohaterach bez większych problemów, intrydze tyleż banalnej co niedorzecznej i filozofii pomagającej oswajać codzienne trudności. Po trochu tu wszystkiego: filmu drogi, opowiadania o dojrzewaniu i dramatu egzystencjalnego, podanych pod płaszczykiem fabuły niepodkreślającej ciężaru wszystkich tych gatunków w jakikolwiek sposób. Ekstrakt: 70% Urszula Lipińska Zatrzymane życie (Still Life, reż. Uberto Pasolini)  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przepiękny, mądry, ale jednocześnie i zasmucający prezentowanymi wnioskami brytyjski film o narastającym osamotnieniu człowieka kultury zachodniej, o korozji rodzinnych i sąsiedzkich więzi, skutkującej coraz wyraźniejszą izolacją, która prostą drogą prowadzi do śmierci w całkowitym odosobnieniu i zapomnieniu. Bohater filmu, urzędnik zajmujący się ustalaniem tożsamości znajdowanych po mieście zmarłych i organizowaniem ich pochówków, jest jakby błędnym rycerzem, bez ustanku walczącym o znalezienie krewnych czy znajomych denata, którzy oddaliby mu ostatnią posługę i pojawili się choć na chwilę na pogrzebie. Raz za razem jednak ponosi klęskę, stykając się z mniej lub bardziej uprzejmą odmową, z obojętnością, a czasami nawet wzgardą. W efekcie bohater niejako poczuwa się w obowiązku własnoręcznie napisać mowę pożegnalną i - w pojedynkę - uczestniczyć tak w mszy, jak i w złożeniu trumny do grobu. Ale po dwudziestu dwóch latach następuje zawalenie się wypracowanego przez niego systemu: jego stanowisko zostaje zlikwidowane, a on sam zwolniony. Ostatnim zadaniem ma być znalezienie bliskich pewnego pijaczka. Tak oto zaczyna się podróż samotnego, zamkniętego w sobie urzędnika, który poznając kolejnych ludzi i próbując dotrzeć do wszystkich, którzy mogli żywić jakieś cieplejsze uczucia wobec zmarłego, zaczyna zauważalnie zmieniać podejście do życia i wyrywać się z narzuconych sobie lata temu sztywnych ram codziennej rutyny. Opowieść jest skonstruowana w bardzo oszczędny, ale jednocześnie niesłychanie elegancki sposób, jakby siłą rzeczy odciągając uwagę widza od nieprzesadnie wystrzałowej zewnętrznej powłoki i kierując ją na warstwę uczuciową historii, na zrozumienie, że samotność jest rzeczą i straszną, i przykrą, jak również że z każdą odchodzącą osobą znika ogromna ilość emocji, ulega unicestwieniu wcale nie tak mała i nieistotna cząstka historii, w której tworzeniu uczestniczył zmarły. Jednocześnie jest to wyśmienita ilustracja hasła, które swego czasu oderwało się od wiersza księdza Twardowskiego i zyskało samodzielny żywot: "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". "Zatrzymane życie" to nadzwyczaj wzruszający film, ani na chwilę nie pozwalający zapomnieć, jak kruche jest życie i jak ważne są społeczne więzi. Jarosław Loretz
Tytuł: Banklady Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Niemcy Czas trwania: 118 min Gatunek: akcja, biograficzny Ekstrakt: 70%
Tytuł: Hazardzista Tytuł oryginalny: Lošejas Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Litwa, Łotwa Czas trwania: 110 min Gatunek: dramat, thriller Ekstrakt: 20%
Tytuł: Prince Avalanche Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 94 min Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 70%
Tytuł: Zatrzymane życie Tytuł oryginalny: Still Life Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Wielka Brytania, Włochy Gatunek: komedia Ekstrakt: 80% |