Trzeci tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela nareszcie przedstawia materiał do tej pory niepublikowany w Polsce, a także bohatera, który w naszym kraju nie miał zbyt wielu okazji, by zaprezentować się szerzej – Iron Mana.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pierwsze dwie odsłony kolekcji Hachette stanowiły powtórki komiksów znanych już polskim fanom, dlatego też powoli zaczynałem się bać, że cała seria okaże się jedynie ładnym wznowieniem dobrze znanych rzeczy. Pojawienie się „Iron Man: Extremis” szczęśliwie łamie tę niezbyt pocieszającą tradycję. I dobrze, bo cena tomu znów podskoczyła. Pomimo że postać Iron Mana jest jedną z najstarszych w uniwersum Marvela, polscy czytelnicy bardziej ją zapewne kojarzą z filmów niż z komiksów. Niestety do tej pory pojawiał się w nich jedynie sporadycznie, jako członek Avangers lub po prostu postać z tła. Tymczasem jest to bardzo barwny bohater z dużym potencjałem, o czym świadczą już trzy części jego kinowych przygód (spory w tym udział wcielającego się w Tony′ego Starka fenomenalnego Roberta Downeya Jr.). Warto zatem wspomnieć, że filmy czerpią całymi garściami z historii opowiedzianej przez Warrena Ellisa w „Extremis”. Zaserwował on bowiem nowe spojrzenie na postać Człowieka w Pancerzu. To już nie jest jedynie playboy-ekscentryk, który przywdziewa zbroję, by ratować ludzkość, ale zniszczony człowiek, którego dręczą wyrzuty sumienia związane z tym, że bogaci się, sprzedając nowe technologie wojsku. Zwłaszcza że właśnie jeden z najniebezpieczniejszych projektów firmy Stark International dostał się w niepowołane ręce. Nosi kryptonim „Extremis” i jego celem jest stworzenie niezniszczalnego superżołnierza. Transformacja, jaką musi przejść człowiek, by się nim stać, jest wycieńczająca i bardzo bolesna, a także niejednokrotnie kończy się zgonem. Tylko ktoś niezrównoważony psychicznie mógłby się jej poddać. A ponieważ w świecie Marvela tego typu osobników nie brakuje, szybko znajduje się chętny do wypróbowania nowej technologii. Jak łatwo się domyślić, zamierza jej użyć w niezbyt szlachetnym celu i tylko Iron Man, który pozwolił na zrodzenie się potwora, może go powstrzymać. Niestety sama fabuła, choć nie taka głupia, trochę się rozłazi. Dużo tu momentów przestoju, czczej gadaniny, a wszystko sprowadza się do zwyczajowej naparzanki. I być może komiks ten nie trafiłby do Wielkiej Kolekcji, gdyby nie rysunki Adi Granova, który sprawił, że „Extremis” jest pozycją interesującą. Artysta stawia na realizm, zarówno kiedy koncentruje się na mimice twarzy, jak i na futurystycznym Iron Manie szybującym w powietrzu. Nic dziwnego, że twórcy filmowych przygód Starka zdecydowali się przenieść niektóre kardy na ekran. „Extremis” jawi się więc jako pozycja interesująca, ale nie przełomowa, ani tak genialna, jak chcieliby niektórzy. Narracja jest bowiem dość ciężka, a i kreska Granova nie wszystkim musi przypaść do gustu. Choć jeśli o mnie chodzi, to przede wszystkim dla niej warto sięgnąć po ten komiks. W sumie nie muszę go czytać, wystarczy że otworzę sobie stronę na chybił trafił i będę delektował się obrazkami.
Tytuł: Iron Man: Extremis Tytuł oryginalny: Iron Man: Extremis Data wydania: styczeń 2013 ISBN: 978-83-7739-202-7 Format: 160 s. 175x260 mm Gatunek: superhero Ekstrakt: 60% |