powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXXXI)
listopad 2013

Martwa
Maciej Jurgielewicz
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Pojechali samochodem Grześka. Pewien czas milczeli, aż w końcu dzielnicowy zagadał:
– To mówisz, że jest OK?
– Powiedzmy.
– Nie jest. Za długo się znamy, Łany.
– Za długo.
Grzesiek spojrzał na niego i uśmiechnął się smutno.
– Dla ciebie jestem kolesiem z przeciwnej strony barykady.
– Coś w tym stylu.
– Przyjaźń nie pęka od takich rzeczy.
– Uważasz się za mojego przyjaciela?
– Znamy się od zawsze.
– To o niczym nie świadczy. Swojego sąsiada też znam od zawsze.
– Jak uważasz… Łany, powiem ci tyle – na siłę robisz z siebie kogoś, kim nie jesteś.
– To znaczy?
– Nie jesteś złym kolesiem.
Paweł zaśmiał się. Dojechali akurat na miejsce. Wysiedli i ruszyli do rzeźni.
– Wiesz, jaki jest z wami problem? – zapytał Łany. – Z psami.
– Nie wiem.
– Na psa idzie zawsze koleś, który nie ogarnia.
– Chcesz mnie obrazić?
– Nie. Chcę ci powiedzieć, że mnie nie rozumiesz.
Umilkli. Gdy się zbliżali do kojca, Grzesiek powiedział, ni to do Łanego, ni to do siebie:
– To miejsce…
– Co z nim?
– Dużo wspomnień.
– Lałeś mnie tu regularnie.
Grzesiek uśmiechnął się. Stanęli przed uchylonymi drzwiami.
– Ciebie można było lać, ale nie pokonać. Nigdy nie czułem się zwycięzcą, nigdy nie ustępowałeś.
– Szkoła życia – rzucił Paweł i weszli do kojca. Na podłodze pani Lidia, tak jak ją zostawił. Z balkonu, na skórzanym pasku, zwisał pan Tadek. Z ust sterczał mu posiniały język, a pod spodniami pośmiertna erekcja.
– Na litość boską, co tu się stało? – Grzegorz spojrzał na Pawła, podszedł do ciała kobiety i nachylił się nad nim. – Co jej się stało?
– Problemy rodzinne… – mruknął Paweł i cegłą trzasnął go w tył głowy. Policjant osunął się na panią Lidię. Łany wsparł się na nim kolanami i kilka razy poprawił uderzenie, aż fragmenty mózgu szarzejące między kawałkami czaszki upewniły go, że to już nie jest utrata przytomności. Odrzucił cegłę i usiadł na ciałach. Wyciągnął zdjęcie Marty i oglądał je przez chwilę. Podarł na strzępy i rozrzucił. Zaczął chodzić nerwowo dookoła kojca, krzycząc, ile sił w płucach. Przystanął przy wisielcu. Trup wybałuszył oczy i język, w makabrycznym, pośmiertnym grymasie. Paweł wybuchł śmiechem. Podniósł gardę i kilka razy mocno uderzył w dyndające ciało.
– Giniesz! Ginieeeeesz! – krzyczał, boksując z coraz większą siłą. Pięści waliły z głuchym dudnieniem. Wisielec bujał się, skórzany pasek skrzypiał przy każdym ruchu. Łany przestał, gdy mu zabrakło tchu. Odczekał chwilę, złapał oddech i przeszukał ciało Grześka. Znalazł kluczyki. Poszedł do samochodu i sprawdził schowek. Wyciągnął zapalniczkę i pistolet. Upewnił się, że jest naładowany. Odbezpieczył. W bagażniku znalazł kanister benzyny. Wrócił z tym do kojca. Odwiązał wisielca, dorzucił go do leżących ciał i polał je benzyną. Podpalił. Stał w rogu pomieszczenia, patrząc na buchający płomień. Z drugiej strony zamajaczyła ludzka sylwetka. Zrobił kilka kroków w bok – to była Marta. Stała w wejściu do kojca, przekrzywiona, w postrzępionych spodniach, już bez stanika. Powoli ruszyła w jego stronę. Wyciągnął pistolet i wycelował w jej głowę. Przyłożył palec do spustu. Naciskał powoli, aż pojawił się opór. Opuścił broń.
Marta z charczeniem podeszła do niego i zaczęła go obwąchiwać. Gardłowy odgłos zamienił się w jęk. Przylgnęła do niego i ocierała się, wędrując nozdrzami po jego ciele. Odwrócił ją. Naparła na niego biodrami. Pod naciskiem jej pośladków dostał wzwodu. Gwałtownymi ruchami rozpiął jej spodnie. Pchnął ją na ścianę, wyciągnął nabrzmiałego członka i wszedł w nią głęboko. Pieprzył ją nieprzytomnie, a głowę wypełniało mu huczenie płomienia trawiącego trupy.
Po wszystkim ona, zawodząc, poczłapała do nadpalonych ciał. Klęknęła przy nich i zaczęła jeść. Łany zwymiotował i wybiegł z rzeźni.
• • •
Matka siedziała przed telewizorem. Na kolanach miała miskę z mielonym mięsem. Jadła je garściami. Łany z pistoletem w ręku podszedł do niej i odstawił naczynie. Spojrzała na niego. W oczach miała łzy.
– Zabili go, synku.
– Kogo, mamo?
– Zabili Ryśka Lubicza – zatrzęsła się. Usiadł przy niej na podłodze. Położył jej głowę na kolanach.
– Mamusiu, to nie są twoje grzechy.
– To się nie dzieje naprawdę, synku – zapewniła. Dotknęła jego głowy. Zaczęła go głaskać. Jego palec głaskał spust.
powrót; do indeksunastwpna strona

35
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.