powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXXXI)
listopad 2013

Kinowe orgazmy
James Cameron ‹Avatar›
W dniach 25-31 października warszawskie Cinema City Arkadia emituje „Avatara” w czterowymiarowej technologii. Byłem, widziałem, odczułem. I muszę przyznać, że, obok IMAX-owej „Grawitacji”, to właśnie ten seans był najintensywniejszym z moich stricte kinowych doświadczeń.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie chodzi tu rzecz jasna o emocjonalne uczestnictwo w opowiadanej historii, bo trzeba przyznać, niczego tym rodzajom nie ujmując, że blockbuster czy Kino Nowej Przygody (do których przynależy „Avatar”) nie wywołują najmocniejszych wzruszeń tego typu. Chodzi mi o to, czego najbardziej oczekuję od ciemności ogromnej sali, dużego ekranu, głębokich foteli i wielkich głośników po bokach. Chodzi mi o świadomość przenosin do przedstawianego świata, o eskapizm, nigdzie poza salą kinową nieosiągający równej intensywności.
Niezrównaną odyseję poza rzeczywistość zaserwował nam niecałe cztery lata temu James Cameron. Choć jego proekologiczna, antywojenna, alegoryczna opowieść skrywa więcej warstw niż, wśród natłoku klisz i archetypów, mogłoby się wydawać (patrz tekst Przemysława Pietrasa), to nic dziwnego, że odbierana jest przede wszystkim jako synonim (i absolut) kinowej rozrywki. Historia rasy żyjących na Pandorze Na’vich dosłownie zresztą traktuje o ucieczce w świat alternatywny (główny bohater, samotny weteran bez władzy w nogach, zawiadując pełnosprawnym awatarem, w ciele innego odnajduje miłość, rodzinę i życiowy entuzjazm; wszystko to dzieje się na Nowej Ziemi, w przeciwieństwie do planety ludzi – wciąż w pełni żywotnej). My także mogliśmy eksplorować i podziwiać zielono-błękitne uniwersum, niby wyobrażone, a na ekranie tak realne. Najnowsza technologia zapewniała perfekcyjną głębię obrazu i pieczołowite przedstawienie olśniewającego kolorem świata.
Nie zapomnę wyjścia po radomskim (!) seansie na deszczowe, szare miasto – wspomnienie o Pandorze tym silniej obrosło blaskiem wspaniałości. I naiwnej tęsknoty: za nową przygodą (i Nową Przygodą!), wrażliwszymi ludźmi i barwniejszym środowiskiem. Pragnienie powrotu do świata Camerona było ogromne. A jednak obawy związane z ponowną wycieczką po fantastycznym ekosystemie, tym razem więcej niż trójwymiarową, były oczywiste. Czytało się przecież anegdoty Zygmunta Kałużyńskiego o zapachu pieczonego kurczaka (pieczonego tylko w jednej scenie filmu) unoszącym się w kinie przez dwie godziny. A co, myślałem sobie, jeśli ruchome fotele zrzucą mnie na glebę? Co, jeśli mnie przewieje lub od razu zacznę kichać – ja, mieszczuch nieodporny na ziołową atmosferę Pandory i aromaty jej przebogatej flory?
Obawy moje nie sprawdziły się. Co prawda, dystrybutor ostrzega mierzących mniej niż 100 cm i dzieci poniżej 4 roku życia, kobiety w ciąży, osoby niepełnosprawne, starsze, o chorym sercu, kręgosłupie lub szyi, cierpiące na chorobę lokomocyjną i epilepsję – i ja Was ostrzegam, bo to seans niezwykle żywiołowy. Szczęśliwie dla mnie, mojej osoby ostrzeżenia te jednak nie dotyczą. Rzekłbym nawet, iż seans przeżyłem w komforcie godnym relaksacyjnej sesji z masażem, mimo niespodzianek czyhających z najmniej spodziewanych miejsc sali kinowej i… fotela. Oczywiste obawy, które pojawiają się przed wielowymiarowym seansem polegają na niepewności zanurzenia się w świat opowieści i uczestnictwa w niej. Efekty czwartego wymiaru mogą być przecież tak intensywne, że zwyczajnie zajmą naszą uwagę, neutralizując atuty samej fabuły… Tutaj jednak przeżycie emocjonalne i intelektualne, zwykle polegające na słuchaniu i oglądaniu opowieści, nabiera dodatkowego, cielesnego sensu. Efektów specjalnych jest 24, wszystkie ponoć skrzętnie przedyskutowane z samym reżyserem widowiska (nie sposób zliczyć je samodzielnie, bo dystrybutor dokonał tu chyba mało subtelnego rachunku polegającego na podziale podstawowych rodzajów efektów na pomniejsze typy; przykładowo, gdy pojawiają się trzy zapachy, trzy efekty mamy odhaczone). Nie ulega jednak wątpliwości, że w trakcie seansu (w przypadku tego tytułu, co szybko się zapewne nie powtórzy, wykorzystującego całe spektrum efektów dziś dostępnych) jesteśmy nieustannie zaskakiwani. Seans przynosi dziecięcą niemal radość z zanurzenia się w przygodzie. Tylko czasem jest do śmiechu, gdy spojrzy się na bok, a tam sąsiad, poważny dziennikarz po pięćdziesiątce, galopuje na swoim fotelu razem z Jake’em Sullym, trzęsąc się cały i nie będąc zdolnym notować. Takie uroki pokazów prasowych. Takie uroki sali kinowej, w której wszyscy na powrót stajemy się dziećmi i przenosimy się do świata rodem z przygodowych powieści Kiplinga, Karola Maya („Winnetou”!), J.F. Coopera („Ostatni Mohikanin”) czy Juliusza Verne’a.
Odwiedzając po raz pierwszy salę Škoda 4DX™ Cinema City Arkadia, nie warto przed rozpoczęciem seansu przyglądać się wygodnym, iście kosmicznym fotelom, na których zasiadamy. Efekt zaskoczenia w tym wypadku powinien być największy. I ja nie zdradzę wszystkich tajemnic seansu. Pobudzę tylko Waszą ciekawość, wspominając kilka z nich. Kojarzycie moc, z jaką grają największe sale kinowe, gdy basowe dźwięki zbliżającego się zagrożenia sprawiają, że cała sala drży od hałasu? To nic w porównaniu z wibracjami, jakie serwują nam fotele – niby wygodne jak fotele masujące, lecz wprawiające w ekscytację i wbijające w plecy i pośladki metaforyczne szpilki. Kojarzycie trójwymiarową podróż na ikranie (latającym stworze, którego główny bohater „Avatara” próbował okiełznać)? Tutaj nie sposób skupić się na trójwymiarowych przeszkodach na powietrznym szlaku, gdy za sprawą ruchomych foteli dosłownie tkwimy nad przepaścią, a zaraz po tym odczuwamy siłę bezwładności, gdy Jake Sully nie jest zdolny opanować wierzchowca. Przyrodnicze ciekawostki, choć dla niektórych rozczarowujące – by wspomnieć niesklasyfikowany przeze mnie, dziwaczny zapach Pandory – już po chwili są przyjemne dla naszych subiektywnych receptorów, gdy skojarzenia okołozapachowe (związane z miłym wspomnieniem wydarzeń) przemieniają się z naszych głowach w zapachową ucztę, z której chcemy czerpać pełnymi płucami.
Nie jest to tekst sponsorowany, a jednak z pełną świadomością będę zachwycał się tym niemal trzygodzinnym kalejdoskopem wrażeń do ostatniej linijki. I choć zastrzec mogę, że otwarcie kolejnego wymiaru prowadzi na szlak wyjątkowo stromy (wszystko tu bowiem można udoskonalić: umieścić więcej zapachów, upłynnić ruchy fotela, ochłodzić pryskającą wodę, zlikwidować dym, w pewnym momencie zbyt gęsty itd., itp.), to jednak wejście na pierwszy szczyt otwiera panoramę na kolejne, jeszcze bardziej zachwycające. Już zacieram ręce na następną technologiczną rewolucję.



Tytuł: Avatar
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 25 grudnia 2009
Reżyseria: James Cameron
Scenariusz: James Cameron
Muzyka: James Horner
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 150 min.
WWW:
Gatunek: SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

81
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.