We Wrocławiu rozpoczął się 4. American Film Festival. W pierwszej relacji recenzujemy "All Is Lost" z Robertem Redfordem, w roli samotnego żeglarza w starciu z siłami natury.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
J.C. Chandor wyjmuje z samotności człowieka wszystko co najlepsze. Mieszając ból i cierpienie z niezłomnością i hartem ducha stawia pomnik ludzkiej woli przetrwania. W przeciwieństwie jednak do „Cast Away: Poza światem” Zemeckisa unika zgranych chwytów, od początku emocjonalnie wiążących widza z losem głównego bohatera. Na tyle sprawnie, że nawet jeśli nie znamy imienia mężczyzny i motywacji samotnego rejsu, w walce o ratunek kibicujemy mu z całych sił. Gdy mała żaglówka uderza w dryfujący kontener oznacza to tylko zapowiedź sporych kłopotów. Łódź momentalnie przecieka, sprzęt do nawigacji i komunikacji ulega zniszczeniu. W jednej chwili wiekowy żeglarz-amator zostaje sam na otwartym morzu. Zagubiony w niezrozumiałych mapach i otoczony niekończącym się horyzontem, na którym widać jedynie majaczącą się w oddali burzę. Mam wrażenie, że gdyby „All is Lost” nakręcono kilkanaście lat wcześniej, film nie miałby tak miażdżącej siły odbioru. Paradoksalnie bowiem dopiero teraz niemal 80-letni Robert Redford „dojrzał” do swojej roli. W stetryczałych dłoniach widać ból życia, sterana, poprzecinana zmarszczkami twarz wyraża jeszcze dosadniej każdy grymas zmęczenia. Jesień życia nie ma wpływu jednakże na ogromną chęć przetrwania dzięki której poddanie się – mimo ciągłych przeciwności – nie wchodzi w grę. Dlatego „All Is Lost” nie przez przypadek rodzi oczywiste skojarzenia z prozą Hemingweya. Tak i tu człowiek z pozoru walczy z naturą, lecz w rzeczywistości ściera się co z siłą jeszcze potężniejszą – z samym sobą. Ograniczając formę Chandor oparł się pokusie portretowania epickiej batalii bazującej na chwytających za serca motywach. Bohater Redforda nie mamrocze pod nosem, jego myśli nie poznamy w dialogu z piłką do siatkówki czy relacji z dzikim zwierzęciem. O wrodzonej niezłomności świadczą jedynie czyny, pytania o cel podróży i bagaż doświadczeń pozostają jedynie w sferze domysłów widza. Dryfując wraz z bohaterem nie mamy pojęcia czy łódź stanowi cały jego dobytek, czy dojrzały mężczyzna to tylko znudzony bogacz, na stare lata realizujący marzenia o samotnym rejsie po egzotycznych wodach. W tej niejednoznacznej roli Redford kreuje występ genialny i godny zapamiętania na wiele lat. To także swego rodzaju manifest odchodzącego w zapomnienie starego Hollywood, którego aktor jest jednym z najznamienitszych przedstawicieli. Kolejne fale próbują zmyć mężczyznę z pokładu, rekiny już czekają na chwile słabości by rozszarpać go na strzępy. Choć nie jest już tak silny jak kiedyś a osobisty urok przykryły zmarszczki, swą wytrwałą postawą wydaje jasne oświadczenie: „jeszcze tu jestem!”. Nawet jeśli życie będzie go przewracać, rzucać na kolana i zadawać serię dotkliwych ciosów. Sztorm może niszczyć mu dobytek, złamać maszt i zatopić łódź, lecz nie jest wstanie złamać w nim ducha. Dlatego kiedy wszystko wydaje się już być stracone, nadzieja w „All Is Lost” – choć trąca to trywializmem – jeśli tylko będzie tlić się nawet najsłabszym płomieniem, umrze ostatnia.
Tytuł: All Is Lost Data premiery: 14 marca 2014 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 106 min Gatunek: akcja, dramat Ekstrakt: 90% |