powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXXXI)
listopad 2013

London Film Festival 2013: Sens życia według Terry’ego Gilliama
Terry Gilliam ‹The Zero Theorem›
Pech Terry’ego Gilliama stał się już legendarny; plan zdjęciowy „The Man Who Killed Don Quixote” doszczętnie zniszczyła potężna burza, „Nieustraszonych braci Grimm” naznaczył konflikt pomiędzy reżyserem a produkującymi film braćmi Weinstein, a gdy do głównej roli w „Parnassusie” udało się zaangażować Heatha Ledgera, popularny aktor…zmarł w trakcie zdjęć. Taka seria niefortunnych zdarzeń załamałaby niejednego twórcę, ale nie Gilliama. Były członek trupy Monty Pythona ukończył właśnie kolejne dzieło, „The Zero Theorem”.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Uwielbiam pojęcie „realizmu magicznego” – lubię je, bo przekazuje pewne wartości. Chodzi w nim o poszerzanie granic tego, jak widzimy świat. Myślę, że żyjemy w czasach, w których usiłuje się nam wbić do głowy, że świat wygląda w określony sposób. Telewizja i wszystko, co nas otacza, wydaje się wciąż powtarzać: „taki właśnie jest świat”. To nieprawda. Świat to milion różnych rzeczy.”
Terry Gilliam
Ekscentryczny geniusz komputerowy Qohen Leth (mówiący o sobie w liczbie mnogiej Christoph Waltz), żyje w odosobnieniu i nie zamierza tego zmieniać. Tajemniczy „Zarząd” stojący na czele korporacji ManCom zleca mu rozwiązanie Twierdzenia Zero, skomplikowanej matematycznej formuły mającej ustalić czy życie ma sens. Qohen w pełni poświęca się nietypowemu zadaniu, a w jego życie niespodziewanie wkracza uwodzicielska Bainsley (Mélanie Thierry).
Ustalmy coś na samym początku; jeśli styl Terry’ego Gilliama komuś nie odpowiada, „The Zero Theorem” raczej tego nie zmieni. Mimo, że scenariusz napisał Pat Rusin, odciski palców reżysera widoczne są w każdej scenie. „Dziesięć lat temu scenarzysta, który nie był jeszcze scenarzystą poszedł do biblioteki i przeczytał scenariusz dziwnego filmu „Brazil”. Tak to się zaczęło. Dziesięć lat później, po wielu falstartach, stało się dla nas oczywiste, że na świecie jest tylko jeden reżyser, który zdoła przenieść tę historię na ekran i że jest nim właśnie Terry Gilliam” – powiedział dziennikarzom producent filmu, Dean Zanuck.
Gilliam nie kręci filmów, on buduje światy. Wystarczy zaledwie kilka minut by rozpoznać, kto stoi za „The Zero Theorem”. Krytycy uznali go za trzecią część trylogii, na którą składa się zrealizowany w 1985 roku „Brazil” oraz „12 małp”, jednak sam Gilliam podchodzi do takiego podziału sceptycznie: „Nie wierzę w podział na trylogię, sprawia on, że wydajemy się bardziej inteligentni, pełni głębi, a nasze podejście bardziej naukowe. Film ma więcej wspólnego z „Brazil” niż się początkowo spodziewałem, ale (…) myślę, że opowiada o współczesnym świecie, o Internecie, stawia pytanie, czy możliwe są jeszcze prawdziwe relacje czy zostały nam tylko te wirtualne. Poza tym udało się w nim zawrzeć parę niezłych dowcipów.”
W przypadku „The Zero Theorem” Terry Gilliam cieszył się największą od lat swobodą twórczą i widać to na ekranie. Nawet aktorzy wydają się mieć dobry nastrój; ogolony na łyso Waltz wreszcie nie gra po raz kolejny tej samej postaci, a Mélanie Thierry udaje się znaleźć ludzki rys w Bainsley, którą Terry Gilliam określił jako połączenie Marilyn Monroe i Judy Holliday. „Od samego początku było dla nas jasne, że potrzebujemy czegoś świeżego, pogodnego. Mimo, że jest ona wrażliwą, podatną na zranienie osobą, wydaje się także być czymś w rodzaju tęczy, taką Wróżką Dzwoneczek” – powiedziała o swojej postaci francuska aktorka. Potrafi być niewinna i zarazem seksowna, jest femme fatale i zagubioną dziewczyną. Ta rola stanowi aktorski showreel Thierry, za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie historia nabiera życia.
Film to przyprawiająca o zawrót głowy eksplozja kolorów, stylów i cytatów. Wszystkiego tu po trochu; słodkiego japońskiego stylu „kawaii”, nawiązań do George’a Orwella, Philipa K. Dicka czy „Pi” Darrena Aronofskiego. W rękach każdego innego reżysera taka mieszanka okazałaby się zapewne niestrawna, Gilliamowi udaje się natomiast stworzyć całkiem spójną wizję świata. Nie oznacza to jednak, że nie gubi się czasem w tym nadmiarze.
W przypadku „The Zero Theorem” fabuła stanowi tylko pretekst, punkt wyjścia do gry w budowanie alternatywnej rzeczywistości. Nachalne reklamy goniące potencjalnych klientów, śpiewające pudełka po pizzy, ukrzyżowany Chrystus, który zamiast głowy ma wmontowaną kamerę, mała myszka pojawiająca się za każdym razem, gdy ktoś rzuca na ziemię jedzenie – ukryte szczegóły autorstwa scenografa Dave’a Warrena bawią, ale wydają się bardziej dopracowane niż sama historia.
„The Zero Theorem” porusza filozoficzne tematy tak naprawdę ich nie zgłębiając, przypomina trochę bogato zdobioną wydmuszkę. Bliżej mu do „Przygód barona Munchausena” niż do „12 małp”, ale prawdopodobnie stanowi jedyną w życiu szansę na to, by zobaczyć Matta Damona w garniturze dopasowanym do obicia fotela i rapującą Tildę Swinton.



Tytuł: The Zero Theorem
Reżyseria: Terry Gilliam
Zdjęcia: Nicola Pecorini
Scenariusz: Pat Rushin
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: Rumunia, USA
Czas trwania: 107 min
Gatunek: dramat, fantasy, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.