Pewien wpis blogowy zainicjował jakiś czas temu wewnętrzną dyskusję redakcyjną dotyczącą żywotności książek i tego, czy faktycznie należy je traktować jako klasyczny produkt marketingowy. Jak dowodzi nasza korespondencja z wydawcami, jak również powyższy wpis, niektórym z nich faktycznie bardzo zależy na tym, żeby recenzje nowych książek pojawiały się w sieci krótko po ich pierwszym wydaniu. Ma to niewątpliwie swoje zalety, bo w połączeniu z różnymi konkursami i akcjami promocyjnymi pozwala zainteresować danym tytułem większą liczbę potencjalnych czytelników. Wszak nie liczy się to, co piszą, ale to, że piszą. Z drugiej jednak strony weźmy pod uwagę nie tylko ceny książek, ale również czas potrzebny na ich przeczytanie. Są oczywiście maniacy książkowi (do których część redakcji Esensji z dumą się zalicza), którzy z radością kupują stosy książek, by te później równie radośnie obrastały kurzem na półkach w oczekiwaniu na przeczytanie. Dla nich o wiele mniejsze znaczenie ma kwestia zdobycia książki tuż po premierze, a o wiele większe – jej jakość. Natomiast o jakości nie decyduje ilość hurraoptymistycznych tekstów pojawiających się tuż po premierze. Piszę tu oczywiście z perspektywy redaktora internetowego magazynu, który w ostatnich miesiącach kupił więcej e-booków niż książek papierowych, a jeśli już uległ celulozowej pokusie, to zamówienia dokonał i tak przez Internet. Być może wydawcy wciąż myślą kategoriami księgarni i wielkich sieci sklepów, gdzie ich książki wystawiane są na widoku tylko przez pierwsze dni i tygodnie od premiery, a później znikają gdzieś w odmętach licznych półek i kolorowych okładek, bez szansy na przyciągnięcie uwagi przypadkowego czytelnika. Bo jeśli książki tracą swój „marketingowy żywot” po miesiącu, to powinny być chyba wypuszczane w o wiele mniejszych nakładach niż obecnie. A jeśli jest inaczej – to chyba dobrze, że wszystkie teksty na ich temat nie ukazują się w ciągu kilku tygodniu od premiery. No ale może to być sam problem jakości. Dobre książki bronią się same (czego staramy się dowieść w takich cyklach jak „Przeczytaj to jeszcze raz” i „Książki nieoczywiste”), podczas gdy te słabe… no cóż, sami wiemy, jak kończą. |