powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXXII)
grudzień 2013

Struny umarłych
Radomir Darmiła
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Zaczekaj!
Kiedy ją dogonił, na jej twarzy zobaczył smutny uśmiech.
– Jesteś idiotą, Pawle – powiedziała. – Ja wiem, dlaczego wracam. A ty?
– Ty mi powiedz. Jesteś przecież struną, wiesz, czego chcę.
– Nie znam twoich myśli, Pawle.
– Powiedzmy więc, że chcę zobaczyć, co urodzisz.
Irina roześmiała się i dotknęła jego twarzy.
– Tak. Rainer będzie z nas kpił przez całe tygodnie, wiesz?
– Wiem.
– Może znajdziemy jeszcze jakiegoś człowieka – powiedziała. – Kobietę. Albo inną strunę. Mogłaby do nas dołączyć i wtedy… I wtedy ona będzie mogła… będzie mogła być dla ciebie Leną, wiesz?
– Nie byłaby prawdziwą Leną.
– A jakie to miałoby znaczenie? Dlaczego miałbyś być z tego powodu mniej szczęśliwy?
– Nie mów tak. To mnie boli. Dla mnie to będzie miało znaczenie.
Irina przyglądała mu się przez chwilę. Uśmiech powoli zniknął jej z twarzy. Wreszcie energicznie kiwnęła głową. Poszła przodem, wskazując drogę. Trawa przed nią nabierała kolorów.
• • •
Przez całą drogę Irina szła przed nim, zatrzymując się tylko wtedy, gdy tracił oddech. Stała wtedy nad nim, spokojna i nieruchoma, z włosami rozwiewanymi przez wiatr, wpatrzona w dal – postać z obrazka, postać z okładki romansu. Nie rozmawiali ze sobą. Wspinali się na kolejne łagodne zbocza, tak samo ciche jak struna. Paweł nie widział żadnej różnicy między mijanymi wzgórzami. Nie potrafił także określić ani długości drogi, jaką przebyli, ani tej, która jeszcze została przed nimi. Zastanawiał się nad tym, wpatrzony w ziemię przed sobą, i niemal wpadł na Irinę, gdy ta zatrzymała się raptownie na kolejnym wzniesieniu.
– Jesteśmy – powiedziała, odwracając do niego uśmiechniętą twarz. – Za tym wzgórzem.
Dolina była tak samo spokojna i zielona jak wtedy, gdy ją opuścił. Paweł, patrząc na nią, nie potrafił powstrzymać uczucia rosnącej irytacji. Delikatny wiatr szeleścił w liściach drzew i marszczył taflę jeziora; w środku, kryjąc się wśród zieleni krzewów, stał drewniany dom Rainera. Idealnie dopasowany do reszty doliny, żywcem wyjęty z reklamowego folderu. Brakowało tylko podpisu: odpocznij od zgiełku miasta w naszej przytulnej chatce nad jeziorem, w towarzystwie rozkosznie cudownych bliźniaczek.
– Chodźmy – powiedziała Irina. – Rainer na nas czeka. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
– Niby dlaczego? – parsknął Paweł.
Wzruszyła ramionami i pierwsza zaczęła schodzić w dół zbocza. Niechętnie ruszył za nią, ociągając się i z każdym krokiem zostając coraz bardziej z tyłu.
Drzwi domku otworzyły się i na werandę ktoś wyszedł – Irina pomachała ręką i puściła się biegiem. Paweł zwolnił jeszcze bardziej, nie miał ochoty być świadkiem powitania dwóch stęsknionych sióstr. Zastanawiał się, czy gdyby Irina wróciła sama, czy tak samo pędziłaby na spotkanie swojej dawno niewidzianej siostry? Czy dawałaby takie samo przedstawienie, nawet gdyby nie byłoby żadnego widza?
I wtedy nagle uświadomił sobie, że kobieta stojąca na werandzie nie mogła być Marianną – zbyt ciemne miała włosy. I chociaż stał zbyt daleko, by dostrzec rysy jej twarzy, wiedział, kim ona jest. Mogłem się spodziewać, pomyślał. Powinienem się chyba ucieszyć. I zaczął się śmiać. Nie biegł – szedł równym, spokojnym krokiem.
– Pawle – powiedziała Lena i umilkła. Jej oczy były pełne światła.
Dlaczego nie czuję tego, co powinienem czuć? Gorączkowo szukał słów, żeby przerwać ciążące między nimi milczenie. Lena zrobiła krok w jego kierunku i zatrzymała się, wciąż jeszcze uśmiechnięta.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedział Paweł ostrożnie, starając się nie brzmieć ironicznie.
• • •
Przy obiedzie Lena trzymała go za rękę. Paweł jej nie słyszał; to znaczy, słyszał jej głos; nawet wiedział – a przynajmniej sądził, że wie – że opowiada mu o tym, co przeżyła, jak krążyła, brodząc po kolana w suchej, łamliwej trawie. Rozumiał każde wypowiedziane przez nią słowo – tyle tylko, że nie potrafił tych słów zatrzymać na tyle długo, by złożyć z nich jedno sensowne zdanie. Wreszcie zapadła cisza; nie od razu uświadomił sobie, że Lena umilkła i patrzy na niego wyczekująco. Westchnął i odłożył widelec.
– Rainerze, chciałbym z tobą porozmawiać… sam na sam. Nie masz nic przeciwko temu, prawda, kochanie? – uśmiechnął się do Leny i ścisnął delikatnie jej rękę.
– Nie – powiedział krótko Rainer.
Paweł zaskoczony podniósł na niego głowę.
– Rainerze, ja muszę…
– Nic nie musisz. Wiem, o co chcesz zapytać. – Rainer zaczął się podnosić, ale zanim wstał od stołu, Paweł złapał go za rękę. – Puszczaj. Porozmawiaj najpierw ze swoją ukochaną. Chyba jej się to należy bardziej niż mi? Nie widziałeś jej znacznie dłużej niż mnie.
– Proszę – powtórzył z naciskiem Paweł. Mierzyli się chwilę wzrokiem. Wreszcie Reiner skinął niechętnie głową.
Na zewnątrz Rainer chciał usiąść na swoim bujanym krześle. Paweł zatrzymał go gestem ręki.
– Przejdźmy się trochę – zaproponował i sam poszedł przodem. – Może nad jezioro?
Rainer nie ruszył za nim od razu. Paweł chwilę się bał, że tamten wróci do domu. Poczuł ulgę, słysząc za sobą jego kroki. Zwolnił, dając się dogonić.
– Zadaj mi to swoje pytanie i wracajmy – powiedział Rainer, nawet nie próbując ukryć zniecierpliwienia.
– Kim ona jest?
– O, właśnie. Dokładnie to. Bardzo dobre pytanie, nieprawdaż? – Paweł spodziewał się, że Rainer zacznie się śmiać, ale tamten był poważny. – Przyszła do doliny całkiem niedawno. Przerażona i podrapana. Powiedziała, że szuka ciebie.
– Rainerze… – Paweł zawahał się i zatrzymał.
– O co ci chodzi, Pawle? Przecież chciałeś odnaleźć Lenę. Powinieneś się cieszyć. Ja tam bym się cieszył na twoim miejscu.
– Chciałem ją odnaleźć. Ale… To zbyt wielki zbieg okoliczności. Po prostu przyszła do tej doliny – akurat teraz, akurat tutaj. Jak… Jak ja mam w to uwierzyć?
– Nudzisz mnie. Czy to jest prawdziwa Lena, Rainerze? Czy to jest moja Lena, Rainerze? – przedrzeźniał Rainer. – A skąd ja mam wiedzieć? – Wstał i kopnął piach. – Czy ty jesteś prawdziwy, Pawle? Co to w ogóle znaczy: prawdziwy? A dlaczego właściwie uważasz, że świat, w którym żyłeś kiedyś, był prawdziwy?
– Ale jak ja mam z nią rozmawiać… jak mam się do niej zwracać… Jeżeli nie wiem?
– Dlaczego nie zapytasz Iriny albo Marianny? Swój pozna swego, nie sadzisz?
– Nie jestem pewny, czy powiedzą mi prawdę.
Rainer zaczął się śmiać. Trząsł się ze śmiechu; w końcu zaczęło brakować mu tchu i cały poczerwieniał, próbując coś powiedzieć.
– Więc jednak coś zacząłeś rozumieć – powiedział wreszcie. – Struna może skłamać! Coś podobnego!
– Niezupełnie to miałem na myśli. Irina powiedziała mi, że ona – one – nie tworzą tego wszystkiego świadomie. Przyszło mi do głowy, że Irina może nie mówić prawdy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Może nawet nie być w stanie powiedzieć prawdy.
– Ach, więc wolisz zapytać mnie. Bo ja nie skłamię, tak?
– Ty jesteś człowiekiem, Rainerze.
Rainer zaczął się śmiać jeszcze raz.
– Więc wierzysz w to, że ja jestem człowiekiem – ale w to, że i Lena jest człowiekiem, uwierzyć już nie chcesz. Bo przecież to się do tego tylko sprowadza. Do tego, w co chcesz uwierzyć. To jedna jedyna, ostatnia rzecz zależąca w tym świecie – w tym piekle, w tym czyśćcu, nazwij to jak chcesz – tylko od ciebie.
– Kiepski wybór. Między życiem złudzeniami a piekłem.
– Piekłem, które sam sobie tworzysz, Pawle. Zresztą… może tak właśnie ma być?
Doszli do jeziora i zatrzymali się. Paweł kucnął przy brzegu, złapał mały kamyk i cisnął go do wody.
– Spotkaliśmy po drodze strunę, wiesz? – powiedział, rzucając kolejny kamyczek.
– Nie interesuje mnie to.
– Była… w takim domu, na wzgórzu. Mówiłeś mi, że struna może stać się wszystkim, czego pragnę, prawda? I… – Paweł zaciął się. Milczał chwilę, zanim dokończył – W tym domu nie było Leny.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

18
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.