powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXXII)
grudzień 2013

Autor
Światła na scenę: Monolog nad umarłym światem
ciąg dalszy z poprzedniej strony
„Mr. Speaker! O głos prosi przewodniczący Związku Zawodowego «Solidarność», Lech Wałęsa!”
Wśród wielkiej owacji, ściskając wyciągane doń ręce, Lech Wałęsa powoli, na oczach całego świata wkracza na mównicę. Z góry, z galerii dla korespondentów i gości specjalnych, patrzą na to Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński. Płaczą jak bobry.
Zapada cisza. Speaker dokonuje wprowadzenia:
„Członkinie i członkowie Kongresu! Poczytuję sobie za wielki przywilej i zaszczyt, i za wielką osobistą przyjemność możliwość przedstawienia wam szanownego pana Lecha Wałęsy, przewodniczącego «Solidarności»”.
Znowu wielka owacja na stojąco. Lech Wałęsa zerka na tekst przemówienia, napisanego dlań przez Kazimierza Dziewanowskiego, ambasadora Polski w Stanach Zjednoczonych. Napisanego pod Amerykanów, bo zaczynającego się od słów, którymi otwiera się preambuła do ich Konstytucji (a nie, jak się często mylnie uważa – nawet sam Głowacki w swojej książce – Deklaracja Niepodległości):
„We the People of the United States, in Order to form a more perfect Union, establish Justice, insure domestic Tranquility, provide for the common defence, promote the general Welfare, and secure the Blessings of Liberty to ourselves and our Posterity, do ordain and establish this Constitution for the United States of America.”
Ponownie zapada cisza. Wałęsa wypowiada dwa słowa, natychmiast przetłumaczone na angielski:
„My, naród.”
I tym razem to już nie jest owacja, tylko szał. Wszystko się wypełnia, wielkie symboliczne zwycięstwo idzie telewizorami na cały świat, z serca największego imperium na ziemi, które zbudowano ongiś, by uciec z Europy przed uciskiem. Bajkowy moment, na trwałe zapisany w historii.
W archiwach, jak wszystko inne.
• • •
Film Andrzeja Wajdy jest w przewrotnym sensie idealnym filmem o Lechu Wałęsie. Doskonale doń dopasowanym. Jest nierówny, jak sama postać, o której opowiada. Ma naprawdę dużo mocnych punktów, które opisałem powyżej. Ma smaczki, jak cudowne scenki cameo, gdzie pojawiają się postacie przywołane z „Człowieka z żelaza": Krystyna Janda (Agnieszka) i Jerzy Radziwiłłowicz (Maciek Tomczyk, syn Mateusza Birkuta), roznoszący po pociągu egzemplarze „Robotnika”, jeden egzemplarz wkładając w ręce Lecha Wałęsy (cóż za wspaniała sztafeta!). Marian Opania (redaktor Winkel), idący cokolwiek bezradnie w stronę mównicy opustoszałej Hali, tuż po podpisaniu Porozumień Sierpniowych i wyniesieniu przez robotników Lecha Wałęsy na rękach, ku bramie. Kapitalnie przewrotne, ale udane było obsadzenie Zbigniewa Zamachowskiego, bohatera „Zawróconego”, w roli SB-ka Nawiślaka. Sympatycznie wypadł Maciek Stuhr w roli księdza, odprawiającego nabożeństwa dla Wałęsy podczas internowania w Arłamowie. Za to Dorota Welmann w roli Henryki Krzywonos to jakieś nieporozumienie, nawet jak na rolę drugoplanową. Podejrzewam najgorsze: czyjeś parcie na szkło albo czyjeś parcie na znane ze szkła twarze.
‹Ziemia obiecana›
‹Ziemia obiecana›
Rozumiem, że oczekiwanie po Andrzeju Wajdzie i Januszu Głowackim sprawnego uporania się z tematem „Bolka”, byłoby naiwnością. Nie ci ludzie, nie ten moment. Ale mimo wszystko trochę żal, że wybili historii o Lechu Wałęsie tak wiele zębów. Zwłaszcza jeden. Brakuje pewnej sceny. Jednej, jedynej. Wajda ją już nakręcił, ale w innym filmie. W „Ziemi obiecanej”, która jest jego reżyserską supremacją. Jeden z moich ulubionych filmów w ogóle, a już tego reżysera na pewno. Znakomita obsada, z koncertową rolą Wojciecha Pszoniaka. Świetny scenariusz samego Wajdy, dużo lepszy niż powieść, której jest adaptacją. Doskonała muzyka Wojciecha Kilara. Kapitalne, pozbawione info dumpów dialogi. Niesamowicie sprawnie zmontowana sekwencja w teatrze. Można wymieniać i wymieniać. Wspomniana scena nie zmieściła się w kinowej wersji tego filmu (a przynajmniej nie w wersji, którą reżyser po latach przemontował na potrzeby emisji DVD). Znaleźć ją można w ostatniej części czteroodcinkowego serialu pod tym samym tytułem. Jest jedną z najistotniejszych scen całego tego dzieła, bo to de facto meta analiza epoki, w której zanurzona została fabuła. Monolog Karola Borowieckiego, wyjątkowego lodzermenscha i fantastycznego kolorysty, wygłoszony formalnie nad zwłokami jego zmarłego ojca, a tak naprawdę nad zagarniętym już właściwie przez przeszłość światem, który rzuca na tych, co wciąż żyją, swoje ostatnie, coraz krótsze cienie. To właśnie jest kamień odrzucony przez budujących.
Powinienem się za ciebie modlić. Ojcze nasz, który jesteś na niebiesiech. Ale przecież ty dawno byłeś w niebiesiech, a mnie zostawiłeś na ziemi. Nie potrafię rozpaczać, żeś mnie opuścił. Przecież opuściłeś mnie już dawno, a coś mi zostawił? Twoje szlachetne poglądy, aspiracje, ideały, a tego nijak nie można wymienić na gotówkę i na kredyt. W stoczny ciągne kable, ynstalacje montuje. Co ja wielkiego mogie? Tak niewiele żądam. Tak niewiele pragnę. Tak niewiele widziałem. Tak niewiele zobaczę. Czy myślisz, że nie widziałem, jak żeś mnie karcił każdym spojrzeniem? Wygnałeś mnie, wykląłeś, a ja nie powiedziałem ani słowa, bo wiedziałem, że to jest twoja miłość do mnie. Ja także cię kochałem, ojcze, ale musiałem to w sobie stłumić, bom wiedział, że jak się poddam roztkliwieniu, to stratują mnie jak ciebie, mój biedny stary. Czasy były ciężkie, nadziei żadnej. Czołgamy po nas jeźdźyly, pałamy lali. Wybrzeże krwiom spłynęło. A ja nie chcę się dać stratować dzisiejszemu pochodowi pieniędzy, żelaza, podstępu i podłości. Ja się spóźniłem na czas bohaterstwa i dlatego na nic mi się zdały twoje poglądy i nauki z przeszłości wysnute, bo ci, pomiędzy którymi jestem, sami dla siebie są przeszłością, dniem jutrzejszym, teraźniejszością. I ja muszę być do nich podobny, aby być wolnym pośród nich i ich nagiąć do woli własnej. I dlatego robyłem to, co robyłem. Bo wedziałem, że muszem. Wtedy nie było jeszcze tego gniewu wielkiego. Tego ognia. Wtedy ynaczej to wydziałem. Zrozum, ojcze, przecież to samo osiągali nasi antenaci przed wiekami szablą i krzyżem, co ja dzisiaj osiągnąć muszę żydowskim kredytem i niemieckim przemysłem. Bo dzisiaj to tylko stanowi siłę. Tak niewiele myślę. Tak niewiele znaczę. Tak niewiele słyszałem. Tak niewiele potrafię. Dlatego nie rzucałem w SB kamieniamy, tylko z nymi rozmawiałem. Lawyrowałem. Maksymum zysków, mynimum kosztów. Bo tu trzeba było sprytu. Teatru trochę. Ugęcia, by się nie złamać. Plony z ziemi wydziera się brudnymi rękamy. Za winy zapłacę kedyś, jak przyjdzie czas. Wie o nich mój spowiednik. To jemu obiecałem i Matce Bożej. Bo ja jestem człowiek zawierzenia. Tak jak wtedy, gdy prosiłem w modlytwie w stoczni, ażeby naszym działaniom patronował Krystus. O sobie też myślałem. O wielkiej próbie i wielkiej szansie na lepsze jutro. Na to, żeby zmienić Polskie. Tak niewiele miałem. Tak niewiele mam. Mogę stracić wszystko. Mogę zostać sam. Nie sądź mnie, ojcze, bo ci powiem, że kiedy dopnę swego, wnuki i prawnuki też widzieć mnie będą szlachetnym i dostojnym, zapominając, coś ty tu widział we mnie. Żegnaj mój biedny ojcze, zapłaczę za tobą, kiedy będę miał miliony, obiecuję ci to. Może kedyś. Może zajde wysoko. Może będę szanowany.
Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem.
• • •
„- Panie Trawiński! Pan wyszedł pospacerować, panie Trawiński?
– Tak, pospacerować.
– Łódź bardzo ładna.
– Pan jest amator, pani Halpern.
– Co pan chcesz? Jak się przeżyje w mieście pięćdziesiąt sześć lat, jak się tu zna wszystko, ej, to proszę pana, można zostać amatorem.
– Co nowego słychać?
– Zrobił się ładny deszcz z protestowanych weksli. Ale to głupstwo, panie Trawiński, to wcale nie szkodzi…
– Ale jak to?
– …dzień dobry, witam. Gałganów i tak diabli wezmą. Ale Łódź, Łódź zawsze zostanie. Dla mądrych to jest zawsze dobry czas.
– Kiedy będzie dla uczciwych?
– Niech pan tak nie mówi, panie Trawiński. Oni mają niebo, po co im dobre czasy?”
• • •
Latem tego roku Agnieszka Odorowicz , dyrektorka Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, oceniła, że szanse na ukończenie filmu Andrzeja Wajdy są małe. Powodem były kłopoty z jego finansowaniem, spowodowane przez aferę wokół spółki Amber Gold, obracającej przez 4 lata złotem bez zezwolenia, którego nie mogłaby dostać, mając za prezesa człowieka z sześcioma wyrokami za oszustwa finansowe. Przed oczami staje Al Capone, hojnym gestem ofiarujący duże wiązki banknotów na sierocińce. Producent filmu, Michał Kwieciński, zachował się bardzo elegancko i zwrócił pieniądze otrzymane od tego akurat sponsora, i poszukał źródeł finansowania gdzie indziej, co spowodowało opóźnienie prac nad filmem, choć nie wywróciło go zupełnie.
Ale na złagodzenie symbolicznej wymowy tej całej sytuacji nie mógł poradzić nic a nic, bo klej już wyszedł ze zgniecionej tubki. Tak perfidnego i wymownego symbolu sukcesu transformacji ustrojowej i jakości państwa, ojake walczył Lech Wałęsa, nie wymyśliłby nawet zając w marcu stuknięty przez jadące na pełnej kurwie Pendolino. Janusz Głowacki by się uśmiał jak koń. Odgłosem „paszczowo”.



Tytuł: Wałęsa. Człowiek z nadziei
Data premiery: 4 października 2013
Reżyseria: Andrzej Wajda
Zdjęcia: Paweł Edelman
Scenariusz: Janusz Głowacki
Rok produkcji: 2013
Kraj produkcji: Polska
Gatunek: biograficzny, dramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Przyszłem czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy
Data wydania: 23 października 2013
ISBN: 978-83-7943-323-0
Format: 240s. 130×240mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena: 37,90
Gatunek: non-fiction
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Zobacz w:

Tytuł: Ziemia obiecana
Dystrybutor: Vision
Data premiery: 13 października 2000
Reżyseria: Andrzej Wajda
Scenariusz: Andrzej Wajda
Rok produkcji: 1975
Kraj produkcji: Polska
Czas trwania: 179 min
Gatunek: dramat
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

131
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.