powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXXII)
grudzień 2013

Autor
Zagraj to jeszcze raz, Jaskier
Andrzej Sapkowski ‹Wiedźmin. Sezon burz›
Kto liczy na wciągającą przygodową powieść, ten „Sezonem burz” raczej nie powinien się zawieść. Dostajemy tu wszystkie rzeczy, które lubimy w prozie Andrzeja Sapkowskiego… a także te, których nie lubimy.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Wiedźmin. Sezon burz›
‹Wiedźmin. Sezon burz›
Premiera „Sezonu burz” była tak nieoczekiwana, że wśród fanów zaroiło się od podejrzeń, że to podpucha, fanfik, że autorem wcale nie jest Sapkowski, lecz inny Andrzej o tym samym nazwisku. Przypuszczenia te wzmocnił udostępniony przez wydawcę fragment, który większość czytelników oceniła jako językowo niedorównujący poprzednim tekstom o wiedźminie. Kontrowersje wzbudzała szczególnie scena wystawienia faktury (a przecież o fakturach była mowa już w którymś z pierwszych tomów sagi, w kontekście przekrętów finansowych na budowie floty inwazyjnej) oraz opis starcia z potworem, zawierający zdanie „Obrażeń mu nie zadał, ale zyskał inicjatywę”. Cóż, zdanie istotnie brzmi jak żywcem wyjęte z sesji RPG – do tego stopnia żywcem, że nie wierzę, by ze strony autora był to czysty przypadek, wiadomo przecież, że uwielbia on rozmaite aluzje.
Owszem, znalazłam w „Sezonie burz” fragmenty, gdzie styl – szczególnie w scenach walki – wydaje się nieco obcy, suchy, bez charakterystycznych dla Sapkowskego długich zdań z wieloma czasownikami (jak na przykład te z opisu łowienia suma na wędkę w „Ostatnim życzeniu”). Nie na tyle jednak, żeby mi to zaburzało płynność lektury. Spora liczba czytelników narzeka na sztucznie brzmiące dialogi – pytanie tylko, co w takim razie sądzą o konwersacjach z sagi, również mnóstwo razy ocierających się o manieryczność. Szczególnie widać to w monologach, co w najnowszym utworze autor sprytnie wykorzystał, wprowadzając postać arcywroga upajającego się własną elokwencją, jak w dawnych filmach przygodowych: „Ha ha, jesteś w mojej mocy, bohaterze, ale zanim cię zabiję, muszę ci ze szczegółami wyjawić mój diaboliczny plan, żebyś miał czas obmyśleć sposób ucieczki”. Własną elokwencją upaja się zresztą również narrator, który, na przykład, opisując roślinność namorzynową, nie może się powstrzymać, żeby nie podać dwóch nazw korzeni oddechowych, nie wspominając już o całej masie gatunków drzew, krzewów i pnączy, co sprawia, że momentami opis przeradza się w coś na kształt litanii. Nie robi to dobrze tekstowi, ale też nie jest szczególną nowością u pisarza, którego mottem mogłoby być hasło „Mam fachową biblioteczkę i nie zawaham się jej użyć”. Ładniejsze i bardziej plastyczne były opisy w opowiadaniach wiedźmińskich, gdzie forma wymuszała większą zwięzłość. Do dziś stoją mi w oczach sceny z „Krańca świata” – tam autor skupiał się na kolorach i zapachach, zamiast robić z tekstu inwentaryzację botaniczną.
Oprócz popisywania się sprawnością w korzystaniu ze źródeł naukowych, typowe dla Sapkowskiego jest wplatanie w tekst nawiązań historycznych, kulturowych, popkulturowych i ogólnie jakich się da. W sadze przekroczyło to wszelkie granice rozsądku, do dziś się otrząsam na wspomnienie hobbiciątka imieniem Benjamin, bawiącego się latawcem w czasie burzy. W „Sezonie burz” autor na szczęście przyhamował z popisami erudycyjnymi (dopuszczam też możliwość, że są tak hermetyczne, iż ich nie dostrzegam), co korzystnie wpływa na płynność czytania oraz zatopienie się odbiorcy w przedstawionym świecie… chociaż i tak były momenty, gdzie, nastawiona na wyłapywanie aluzji, gorączkowo się zastanawiałam, czy na przykład szczegółowy opis przedwcześnie wyłysiałego młodzieńca to nawiązanie do konkretnej osoby, a jeżeli tak, to dlaczego.
A co poza stylem? Jeśli chodzi o treść, w „Sezonie burz” dostajemy wszystko, czego można się spodziewać po twórczości Sapkowskiego. Wiadomo zatem, że krasnoludy będą zawsze sympatyczne, Geralta własne skrupuły wpakują w kłopoty, a kobiety będą ścielić mu się do stóp. Wiadomo, że politycy i prawnicy co do jednego okażą się podstępnymi szujami – muszę jednak przyznać, że zaskoczyły mnie hektolitry jadu wylane również i na naukowców (oczywiście w tym świecie ich rolę pełnią magowie, ale wiadomo, o co chodzi). Krytykowanie manipulacji genetycznych jest teraz szalenie modne, czy jednak koniecznie trzeba wciskać w powieść fantasy wszystkie aktualne tematy i to niezbyt pasujące do przedstawianych realiów? Już przy lekturze pięcioksiągu miałam chwilami wrażenie, że autor odhacza na liście kolejne problemy do poruszenia: „aborcja jest, narkotyki są, przestępczość nieletnich jest, co by tu jeszcze… o, dokopiemy obrońcom praw zwierząt!”. Wtedy jednak miałam wrażenie, że autor ma do tematów jakieś szczere podejście, a przy „Sezonie.,..” nieustannie zastanawiałam się, czy nie jest to chwyt pod publiczkę.
Mocną stroną AS-a, oprócz dialogów, zawsze była konstrukcja bohaterów. Niewielu znam autorów umiejących w paru zdaniach czy wręcz słowach tak zręcznie przedstawić postać – niekiedy już nie drugo-, ale wręcz piątoplanową, patrz królewski goniec w sadze – że czytelnik ma wrażenie obcowania z realną osobą. To się sprawdza również w „Sezonie burz”… ale też, jak poprzednio, trafiają się sceny, gdzie czyjeś zachowanie jest dziwaczne i niepasujące do charakteru. Kiedyś raziła mnie Ciri, która z zimną krwią zabija człowieka na jarmarku, po czym prawie płacze, że wata cukrowa jej spadła z patyka (rozumiem zamysł autorski kontrastu morderczyni / dziecko, jednak w takim wydaniu mnie on nie przekonuje), teraz z kolei nadziwić się nie mogę, że szlachetny Geralt nakazuje pewnej osobie wrócić w miejsce, gdzie zostanie okrutnie potraktowana. Da się do tego dorobić karkołomną teorią wyjaśniającą, ale jednak logika mi tu zgrzyta. Autor co prawda lubi znienacka pokazać inną twarz jakiejś postaci, jednak wolałabym, żeby czynił to w zgodzie z jej usposobieniem. Bandzior rzucający się na ratunek tonącemu dziecku może być wiarygodny z punktu widzenia pewnych zachowań homo sapiens jako gatunku, ale to nie działa w obie strony i nie w każdej sytuacji.
Konstrukcja powieści jest zasadniczo liniowa, choć Sapkowski lubi urozmaicać ją (oszczędnie) fragmentami korespondencji lub dzienników, a także łamać wstawkami z dość odległej przyszłości, wprowadzając postać Nimue, która marginalnie pojawiła się w „Pani Jeziora”. Wątek ten nic nie wnosi do fabuły i służy chyba tylko po to, by móc w niej umieścić – cukierkowy nieco – epilog. Uważam, że mocniejszym akcentem byłoby zakończenie całości w momencie odjazdu Geralta i Jaskra przed siebie: to bardzo nastrojowa scena i zarazem dość celne podsumowanie losu obu panów.



Tytuł: Wiedźmin. Sezon burz
Data wydania: 6 listopada 2013
Wydawca: superNOWA
Cykl: Wiedźmin
ISBN: 978-83-7578-059-8
Format: 404s. 125×195mm
Cena: 42,90
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.