Drugi dzień Repliki Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, to spotkanie z wyzwolonym kinem chińskiej reżyserki, które w obawie przed cenzurą, wyprodukowano w bardziej tolerancyjnym Hong Kongu. Kinem z pogranicza jawy i snu.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie wiem, czy to za sprawą weekendowej potrzeby relaksu, czy też raczej sugestywnego tytułu, sala kinowa drugiego dnia festiwalu zapełniła się w dużo większym stopniu niż podczas piątkowego seansu „Z tobą, bez ciebie”. „Wilgotne sny” to pierwsza, nie będąca dokumentalną, produkcja w dotychczasowym, skromnym dorobku chińskiej reżyserki. Nie przez przypadek ten film o absolutnie chińskim rodowodzie, rozgrywający się na tle współczesnych Chin, z udziałem chińskim aktorów i pod batutą chińskiej autorki, prezentowany jest na festiwalach jako dokonanie o hongkońskich korzeniach. Skąd ta sprzeczność? W rozmowie z Hollywood Reporter, reżyserka Lina Yang jasno określiła powód: cenzura w Państwie Środka. „Zrobiłam to, by chronić film, ponieważ nie byłoby opcji, żeby chińscy opiniodawcy zaakceptowali scenariusz, zdjęcia lub wyrazili zgodę na dystrybucję produkcji”. Cóż więc takiego próbowała przemycić reżyserka, co mogło rozsierdzić władze? Cichymi bohaterkami „Wilgotnych snów” są chińskie kobiety, w różnym wieku, wywodzące się z różnych klas społecznych, jednak akcja filmu skupia się wokół przedstawicielki – wydawałoby się nie mającej powodów do narzekania – bogatszej klasy średniej. Fang Lei wiedzie żywot pozornie godny pozazdroszczenia: ma uroczą córkę, dobrze zarabiającego męża i tym samym – finansową stabilność, dzięki której nie musi pracować. W rzeczywistości jej codzienność to przygotowywanie posiłków dla rodziny, żegnanie męża i odbieranie córki z przedszkola. Już od pierwszych minut wiemy, że woalka materialnego szczęścia przysłania jedynie zgliszcza pożądania i namiętności między Fang a jej mężem. Znudzona rutyną swego życia i zawiedziona brakiem jakichkolwiek emocji w swym małżeństwie kobieta, spędza dnie na odliczaniu czasu, zajmowaniu się domem i okazjonalnej masturbacji. Pewnego dnia w jej poukładaną choć ponurą rzeczywistość wkrada się jednak nieoczekiwany gość, który zawładnie światem i seksualnością Fang. Nowa fascynacja kobiety okazuje się wyłącznie onirycznym wytworem, lecz tak rzeczywistym, że Fang nie będzie już potrafiła powrócić do swego dawnego ja… W „Wilgotnych snach” Lina Yang postanowiła zaszyć kilka bolączek chińskiej rzeczywistości. Próbuje przede wszystkim udowodnić, jak rozwój gospodarczy tego kraju wpłynął destrukcyjnie na relacje międzyludzkie. Fang zamiast kochać się z mężem, oddaje się w marzeniach sennych fizyczności z mężczyzną, którego twarzy nie jest nawet w stanie opisać. Jej małżonek nie pozostaje jej dłużny, gdyż zamiast sypiać z żoną, woli przeżywać noce w towarzystwie swojego tabletu. Yang skupia oko kamery na sytuacji chińskich kobiet – w patriarchalnej rzeczywistości Państwa Środka, rzadko pokazuje się ich bolączki i pragnienia. Yang – choć sprytnie podkreśla stopień globalizacji Chin – nie odcina się jednak od chińskiego rodowodu i poświęca lwią część filmu tamtejszej kulturze etnicznej. Mimo wykształcenia i statusu ekonomicznego, bohaterki „Wilgotnych snów” nadal szukają ratunku w obrzędach taoistycznych i buddyjskich, wierzą w moc amuletów i siłę modlitwy. Trochę jak „Sekretnym świetle” Lee Chang-donga, w którym to bohaterka próbuje odnaleźć remedium na swe cierpienie w Bogu… To, co zasługuje w filmie Yang na ogromny szacunek, to świetne ujęcia, mocno nacechowane jej wcześniejszym, dokumentalnym warsztatem, doskonale pasujące do socjologicznego charakteru „Wilgotnych snów” oraz genialna kreacja Siyuan Zhao, która – w co trudno uwierzyć – była jej debiutem aktorskim. I nie chodzi tu wyłącznie o fakt, że odważyła się na dość nieskrępowane sceny erotyczne. Dzięki niej Linie Yang udało się namalować wiarygodny, zasmucający fragment większego obrazu rodzimego społeczeństwa. Niestety w pewnym momencie historia ta zaczyna się lekko rozwarstwiać i wątek kobiet, potrzebujących atencji i desperacko poszukujących choćby namiastek miłości, przeradza się w dość chaotyczną, semi-erotyczną mantrę, z której de facto niewiele wynika, która nie wnosi nic do quasi-feministycznego charakteru tego filmu. Szkoda, aczkolwiek zważywszy na otwartość z jaką Yang mówi głosami bohaterek o kobiecej seksualności, nadal czyni go pozycją godną uwagi. W końcu to kolejny apel z Państwa Środka, gdzie każdy próba sprzedania widzom erotyzmu, natrafia na mur cenzury.
Tytuł: Wilgotne sny Tytuł oryginalny: Chunmeng Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Chiny, Hong Kong Czas trwania: 95 min Gatunek: biograficzny, dramat, kryminał Ekstrakt: 60% |