powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXXII)
grudzień 2013

Rezerwaty nieingerencji
Stefano Liberti ‹Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy›
Lampedusa, włoska wysepka na Morzu Śródziemnym, dla tysięcy Afrykańczyków jest bramą do Europy, do świata, w którym może spełnić się nadzieja na lepsze życie. Nic nie powstrzymuje ich przed śmiertelnym ryzykiem dotarcia na Lampedusę, choć przeważnie marzenia o europejskim dostatku okrutnie zderzają się z rzeczywistością. Co skłania tych ludzi do podjęcia tych podróży rozpaczy?
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ta wyspa to dzisiaj wymowny symbol. Dla mieszkańców Afryki jest ziemią obiecaną, na której można znaleźć schronienie przed ubóstwem, prześladowaniami i brakiem perspektyw. Dla Europejczyków – miejscem wzbudzającym irytację, bo „generującym koszty”. Mimo szczelnych kordonów straży i ochrony wdzierają się tędy na kontynent nielegalni imigranci, którymi trzeba się jakoś zająć. Są tymczasowe schroniska dla przybyszów, organizuje się deportacje, co wymaga drobiazgowych procedur prawnych. O tym, co dzieje się na włoskiej wyspie i u jej wybrzeży, wiemy bardzo wiele. O Lampedusie mówiono też przy okazji niedawnej wizyty papieża Franciszka i oddanego przez niego hołdu przybyszom, którzy utonęli w drodze na włoską wyspę.
Stefano Liberti, dziennikarz włoski, zdecydował się ukazać problem tych dramatycznych podróży z punktu widzenia afrykańskich imigrantów. Przemierzył najbardziej uczęszczane szlaki migracyjne, odwiedził zamieszkiwane przez nielegalnych imigrantów dzielnice miast tranzytowych, dotarł do miejsc, z których migranci wyruszali oraz tam, gdzie przebywali czasowo po decyzji o odesłaniu ich z powrotem do kraju. We wszystkich tych miejscach stale aktualne było jedno pytanie, bez słów zadawane pod adresem Europejczyków: „naprawdę myślicie, że jesteście w stanie powstrzymać tę wezbraną falę ludzi?!”
Włoski dziennikarz ukazał całą potęgę „przemysłu migracyjnego”, rozbudowanej sieci przekazywania informacji, miejsc pobytu, osób kontaktowych, pośredników, przewoźników, sprzedawców. Tworzą się swoiste społeczności, mechanizmy zależności, getta, które są „rezerwatami nieingerencji”, zawieszonymi w prawnej i politycznej próżni. Autor odwiedził Senegal, Niger, Mauretanię, Maroko, Algierię, a nawet Stambuł, bo i tam, jak się okazuje, docierają fale nielegalnych przybyszów z Afryki, skuszonych wizją szybkiego dotarcia do Europy. Te nielegalne podróże podlegają we wszystkich krajach rynkowym prawom popytu i podaży: wszystko ma swoją cenę, także ryzyko oraz fizyczne bezpieczeństwo.
Można się jednak zastanawiać, czy autor ujrzał pełny obraz tego zjawiska, bo w jego książce właściwie nie znajdziemy opisów oszustw i okrucieństw, jakich mogą dopuszczać się handlarze ludźmi. Z reportażu Libertiego można wywnioskować, że imigrantami są tylko sami mężczyźni, transport do Europy owszem, kosztuje, a jedynym pechem, jaki może spotkać podróżującego Afrykańczyka jest to, że zostanie on odesłany z powrotem („o wiele więcej ciężarówek wraca, niż wyjeżdża”). Wiemy jednak, że tak nie jest, bo oblicze wyjętych spod prawa „podróży rozpaczy” jest dużo bardziej bezwzględne, niż sugerowałaby to książka. Również niezauważenie przez autora niejako osobnego problemu imigracji kobiet, sprowadzającego się w gruncie rzeczy do urągającego człowieczeństwu handlu nimi i dostarczania ich na europejski rynek „usług” seksualnych, wydaje się tutaj poważnym niedopatrzeniem.
Dzięki Libertiemu dowiemy się, że dramatyczne losy tych, którzy decydują się na „podróż rozpaczy” do Europy, mają wiele wspólnych cech. Ich rodziny zadłużają się po uszy, żeby opłacić im podróż. Gdy jednak po drodze stanie się coś nieprzewidzianego – migranci zamieniają się w „usidlonych”. Nie mogą ani wrócić, ani podróżować dalej, bo brakuje im pieniędzy. Jedni godzą się z losem, starając się osiągnąć stabilizację tam, dokąd rzucił ich los. Inni – żyją (złudną przeważnie) nadzieją, że jednak któregoś dnia dotrą do Europy, dla nich czas się zatrzymuje, egzystują z dnia na dzień w wiecznym oczekiwaniu na zmianę. Tworzą specyficzne, hermetyczne, ogarnięte inercją społeczności.
Jak pisaliśmy wcześniej, na szlaku podróży Libertiego znalazł się Stambuł. Niezwykle ciekawym wątkiem w tej książce jest odsłonięcie przez Libertiego prawdy o przygranicznych krajach Unii Europejskiej, do których należą Ukraina, Maroko, Libia i właśnie Turcja. Unia, zawierając z nimi ciche porozumienia i wywierając naciski, otacza się kordonem sanitarnym, dodatkową warstwą, by jeszcze bardziej utrudnić docieranie do „twierdzy Europa” kolejnych fal imigrantów, a na kraje ościenne – zrzucić mało przyjemne obowiązki związane z ich wyłapywaniem i repatriacją. Włoski dziennikarz wiele pisze tu przede wszystkim o Turcji i Libii, ale jeśli chodzi o ten kraj, wydana w 2011 roku książka zawiera już wiele nieaktualnych informacji. Po upadku reżimu Mu’ammara Kaddafiego realia „podróży rozpaczy” stały się, jak można się domyślać, jeszcze bardziej rozpaczliwe.
Jedno jest pewne: książka „Na południe od Lampedusy” nie została napisana po to, by uspokoić europejskie sumienia, wręcz przeciwnie. Mocno akcentowana jest tutaj „europejska schizofrenia”: kontynent potrzebuje imigrantów, a jednocześnie wydaje fortunę na obronę przed ich napływem. Z Afryki dochodzi oskarżenie: „gdybyście przestali ograbiać nasze kraje z naturalnych bogactw, gdybyście dotrzymali ustaleń przyjętych w momencie dekolonizacji, finansując projekty rozwoju, być może wcale nie musielibyśmy stąd wyjeżdżać. Prawda jest jednak taka, że wy chcecie, żebyśmy wyjeżdżali”. Wiele do myślenia daje też inny głos: „Europa zamyka granice nie dlatego, że nie chce imigrantów, ale dlatego, że chce napływu ludzi uległych, pozbawionych praw, a zatem takich, którzy nie będą stawiać żadnych żądań”.
Reportaż Stefano Libertiego opisuje dążenie zdesperowanych swoim ubóstwem i brakiem perspektyw Afrykańczyków do znalezienia się za wszelką cenę w sytej, zamożnej i bezpiecznej Europie. Marzenia o lepszym świecie i nadzieję na polepszenie swojego bytu ma każdy człowiek. Czy należy się dziwić, że są tacy, którzy decydują się je spełnić za wszelką cenę, nawet nielegalnie? Sumienie Europy wobec Afryki nie jest czyste. Jednak dopóki granice naszego kontynentu będą zamknięte, dopóty będą istnieć nielegalni imigranci i ludzie organizujący przeprawy.



Tytuł: Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy
Tytuł oryginalny: A sud di Lampedusa – Cinque anni di viaggi sulle rotte dei migranti
Data wydania: 23 października 2013
Wydawca: Czarne
ISBN: 978-83-7536-531-3
Format: 214s. 135×215mm
Cena: 34,90
Gatunek: non-fiction, podróżnicza / reportaż
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

83
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.