Fani „Kingdom Rush” musieli wykazać się niezwykłą cierpliwością oczekując na drugą odsłonę tej popularnej onlajnówki. Co prawda gra była dostępna już od kilku miesięcy, ale tylko i wyłącznie na urządzenia mobilne. Jak zatem prezentuje się kontynuacja tego klasycznego hitu z gatunku tower defense, która wreszcie dostępna jest w wersji online?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Powiedzmy sobie wprost: wielu innowacji w „Kingdom Rush Frontiers” nie odnajdziemy. Zadbano oczywiście o nowe specjalizacje dla czterech podstawowych wież (które nie uległy zmianie), nową historię (tak jakby ona miała jakiekolwiek znaczenie), scenerię i wrogów, ale wszystko to jest jedynie powtórką z rozrywki. W grze przyjdzie nam przedzierać się przez trzy zróżnicowane scenerie: pustynię, dżunglę i podziemia, a każda z nich cechuje się swoimi własnymi przeciwnikami, poczynając od pustynnych plemion i ich magów, przez dzikusów ujeżdżających wielkie goryle, aż po klasyczne jaszczury dominujące w podziemiach. Zróżnicowanie okazuje się jednak pozorne, bo wszystko to już przecież widzieliśmy: w większości przypadków jedyna różnica między wrogami z pierwszej i drugiej części gry to jedynie kwestia wyglądu, choć znajdzie się kilka ciekawych wyjątków. Na szczęście zadbano o interaktywność kolejnych map, dzięki czemu walcząc nad morzem możemy skorzystać z usług piratów, a w głębi dżungli do naszej dyspozycji będą zwinne amazonki. Jakby tego było mało, po niektórych misjach rozrzucono dodatkowe elementy, w które możemy sobie poklikać: obudzić smoka, pomóc Indy’emu w dostaniu się do skarbu czy po prostu klikając w niczego niespodziewającego się wielbłąda, który w pewnym momencie wybucha (znane z pierwszej części gry i tamtejszych owiec). Są też bohaterowie, ale jest ich jedynie trójka; tym razem zamiast zdobywać doświadczenie w trakcie jednej rozgrywki (jak było po wykupieniu dodatku do „Kingdom Rush”), zdobywają je przez całą grę, umożliwiając nam stopniowe rozwijanie ich umiejętności. Jeśli chcemy wypróbować inne postaci, cóż, wtedy musimy zapłacić. Ale nie – jak było w części poprzedniej – jedną cenę za całą paczkę dodatków (łącznie z nowymi mapami), lecz pojedynczo za każdego bohatera. I, z tego co się orientuję, to jak dotąd jedyny sposób rozwinięcia podstawowej wersji „Frontiers” we flashu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jeśli brać pod uwagę, że zakup gry na urządzenia mobilne od razu daje nam dostęp do unikatowych (niedostępnych w wersji online) bohaterów i map, widać wyraźnie, w którą stronę poszli twórcy „Kingdom Rush Frontiers”. Nie można ich za to winić, można za to ponarzekać na brak większych innowacji w ich najnowszej grze oraz zbyt mocne nastawienie na graczy korzystających z urządzeń mobilnych. Oczywiście dla wiernych fanów ten tytuł będzie prawdziwą gratką i nie dziwi zupełnie, że wciąż zdobywa wysokie oceny od graczy. Jednak moim zdaniem całe to czekanie się nie opłaciło. Na zakończenie warto dodać, że nowa odsłona KR poszła w tym samym kierunku co „Cursed Treasure 2” pod względem poziomu trudności: praktycznie każdą mapę można przejść za jednym podejściem, a pokonanie Wielkiego Złego Bossa, mimo jego dość uporczywych zdolności, okazuje się nie tak trudne jak się spodziewałem.
Tytuł: Kingdom Rush Frontiers |