– Pracuję tutaj już ponad ćwierć wieku… Sprawy gwiazd i gwiazdeczek molestowanych przez fanów to dla mnie nie pierwszyzna. Ale reżyser lub scenarzysta?! Bo pan jest reżyserem i scenarzystą, tak? – I współproducentem… – No właśnie. Naprawdę ciekawe! Chyba będę musiał obejrzeć ten pański fantastyczny cykl albo przynajmniej wypytać czternastoletniego siostrzeńca, o co w nim chodzi. – Zamyślił się na chwilę. – Muszę oczywiście zapytać, czy to pierwszy taki przypadek? Czy ktoś już panu groził? Cialdini rozejrzał się wokół nerwowo, jakby wypatrując, kiedy pojawią się dziennikarskie hieny. – Panie inspektorze, chciałbym, abyśmy się dobrze zrozumieli. Moje stosunki z fanami… z większością fanów cyklu, są wręcz wzorcowe. Wiem, że pan musi wykonywać swoje obowiązki, ja muszę zgłosić szkodę do ubezpieczyciela, ale wolałbym… Nie chcę, by ta sprawa stała się za głośna, bo to może tylko co niektórych nakręcić. Jeśli ich złapiecie, z mojej strony nie będzie prywatnego aktu oskarżenia. Policjant wzruszył ramionami. – Nie powiem, że pana rozumiem. Niemniej, jeśli taka jest pańska decyzja… Cialdini przytaknął delikatnym skinieniem głowy. Dopełnili jeszcze kilku formalności i reżyser wsiadł do taksówki. Maksymalnie podkręcona klimatyzacja zdawała się niebiańską odmianą od żaru ulicy. Cialdini przymknął oczy i chciał pomyśleć o czymś przyjemnym, ale nie mógł uwolnić umysłu od natarczywego obrazu siedmiokątnego pierścienia wymalowanego na pomarańczowej karoserii. – Jezus Maria! – Oszołomiony Bildberg na chwilę zapomniał o swoich żydowskich korzeniach. Ciężko opadł na designerski fotel obity czarną alcantarą, nie odrywając wzroku od leżącej na stole wizytówki, na której odwrocie ktoś odręcznie nabazgrał długi rząd cyfr. – To chyba ich roczny budżet reklamowy! Tony Sims, dyrektor finansowy Mercurium Pictures, zabrał wizytówkę ze stołu i celebrowanym gestem wsunął do wewnętrznej kieszeni jedwabnej marynarki. – Taka była ich oferta, bez negocjacji – rzekł, odsłaniając w szerokim uśmiechu idealne, śnieżnobiałe zęby. Cialdini odstawił od ust kieliszek z margaritą. – No dobra, ale jak oni sobie wyobrażają product placement w filmie fantasy? – mruknął sceptycznie. – Rebelianci odnajdują w końcu skarb Xarima, a w środku obok artefaktów bojowych parę niebieskich puszek? Bildberg z trudem powstrzymał rechot. – No więc, to nie jest taki do końca product placement – zaczął Sims. – To właściwie coś dokładnie odwrotnego. Nie ma na to chyba dobrej nazwy, ale generalnie chodzi o rodzaj rebrandingu. Pierścień rebelii miałby zastąpić ich dotychczasowe logo… Reżyser parsknął tak potężnie, że musiał na gwałt szukać chusteczki do wytarcia ust i nosa. Przez dobre pół minuty w pokoju panowała kłopotliwa cisza. – Podejdźmy do tego poważnie, bez uprzedzeń – Bildberg pierwszy przerwał milczenie. – Jakie jest ryzyko, co możemy zyskać, co możemy stracić? – Głupio by było – zaczął Cialdini – gdyby niektórzy ludzie jakoś na opak zaczęli to sobie kojarzyć, że niby nie pierścień jest na puszkach Pepsi, ale odwrotnie, rebelianci uznali logo z puszek za swój symbol. Sims chrząknął. – Tego się raczej nie musimy obawiać. Zrobiliśmy badania fokusowe na dużej próbce tydzień po premierze Emisariusza. Pierścień rebelii, poza tym, że jest rewelacyjnie rozpoznawalny, lokuje się również na samym szczycie symbolicznej hierarchii, obok… – zawiesił na chwilę głos. – Obok? – dopytał się Bildberg. Dyrektor przełknął ślinę. – Obok krzyża i gwiazdy Dawida… Czternastoletni chłopak wyrzucał z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego: – …i wtedy Janis wraz z księżniczką Asalą polecieli do Gasith na Zorunie, tym dobrym czarnym smoku, o którym ci już mówiłem. Zorun należy do Starej Rasy, dlatego mógł przeniknąć niezauważony przez barierę otaczającą pałac namiestnika. Janis wysiadł na bagniskach u podnóża góry, na której stoi pałac, a Zorun odleciał do Międzyświatowego Oceanu. Janis przeniknął do twierdzy, wspinając się po murze za pomocą takich specjalnych haków-przyssawek, o takich… – Chłopak złożył palce obu rąk w dziwny kształt tuż przed nosem wujka. – Ale widmowi strażnicy wyczuli jego obecność, przecież taki był plan, on miał dać się złapać. Zabił kilku gwardzistów, a sam został ogłuszony i wtrącony do lochu. Balbel, ten wielki kat, który torturował Migesa w trzecim epizodzie, przykuł Janisa do ściany, ale namiestniczka zakazała go torturować. No więc, na końcu, ona zeszła do podziemia i odprawiła żołnierzy. Janis tylko na to czekał, bo tliła się w nim iskra Niebieskiej Mocy, przekazana przez mistrza Ho. Zerwał te no… kajdanki i rzucił się zabić namiestniczkę, ale… – Na zaczerwienionej z ekscytacji twarzy nastolatka pojawiało się zakłopotanie. – Wtedy się zaczęli całować. To znaczy, ona go pocałowała, wuju, ona zaczęła! Tak się właśnie skończył Zapomniany emisariusz, właśnie jak się zaczęli całować. – Ale to chyba dobrze, że się tak skończyło – stwierdził niepewnie inspektor Antonides. – To może do jakiegoś pojednania doprowadzi? – Ale co ty odpowiadasz? Jakie pojednanie?! – w głosie szwagra bezbrzeżne zdziwienie mieszało się z oburzeniem. – Z Imperium nie ma pojednania, ono musi zostać zniszczone. Nysmena ma pod sobą widmową straż we wszystkich siedmiu światach, ona musi zginąć, jeśli rebelia ma mieć jakieś szanse. No i przecież ta czarna suka zabiła mu ojca. – Zwariowali – stwierdziła beznamiętnie Eleni, młodsza siostra inspektora, nakładając bitą śmietanę na porcje jabłecznika. – Chłopaka jeszcze rozumiem, może nawet lepiej, że siedzi na tych forach o Siedmioświecie, niż się włóczy z gangami po ulicach, ale żeby staremu też tak odbiło… – Baby lubią wypowiadać się na tematy, o których nie mają bladego pojęcia – stwierdził wzgardliwe szwagier. – Ale Samantha Ashton jest w naszej frakcji. – Chłopak wziął w obronę płeć piękną. – Ona nawet wytatuowała sobie pierścień rebelii na… – Zaczerwienił się. Eleni wzniosła oczy ku niebu. – Córka doktora Ashtona? Mój Boże! – Dobra, ale jeśli chodzi o film – inspektor desperacko usiłował wrócić do wcześniejszego tematu. – Co będzie, jeśli scenarzysta zadecyduje, że rebelianci nie zabiją namiestniczki? Ojciec i syn wymienili pełne konsternacji spojrzenia, a słowa wyrwały się z ich ust z zadziwiającą synchronizacją: – Żartujesz, prawda?! – Też niedobrze – westchnął Bildberg tak ciężko, jak tylko może wzdychać żądny kolejnych milionów multimilioner. – Fani mogą to potraktować jako profanację. Pepsi to jednak coś zupełnie innego niż oficjalne gadżety z cyklu, nad którymi mamy większą kontrolę. – To jak robimy? Mam negocjować cenę, czy odprawić ich z kwitkiem? – spytał Sims. Cialdini wzruszył ramionami. – Szkoda, żeby taka kasa przechodziła koło nosa, ale Harold ma rację, udostępnienie komuś pierścienia to zbyt duże ryzyko. To my powinniśmy trzymać rękę na wszystkim. Oczywiście, nie musisz tych od Pepsi od razu wystawiać za drzwi, niech zaproponują coś innego. Bildberg przeciągnął się w fotelu, rozprostowując skostniałe stawy. – Co zrobisz po tej akcji z ferrari, Michael? – zmienił temat. – A właśnie! Widziałem, że dealer się nagrał na pocztę głosową, ale jeszcze nie odczytałem wiadomości. Stare auto jest oczywiście do kasacji, nowe dostanę pewnie najwcześniej za pół roku, przy założeniu, że znowu obsłużą mnie priorytetowo. – Właściwie to nie pytałem o samochód, tylko o groźby… – Jakie znowu groźby, nie róbmy z igły wideł! Kogoś tam trochę poniosło, ale taka jest cena popularności. Mamy najlepszych, najwierniejszych fanów na świecie. To, że jednemu na milion trochę odbije, musimy wliczyć w koszty. Sims nerwowo podłubał w zębie. – No nie wiem – mruknął. – Ja jednak na twoim miejscu bym uważał. Myślałeś o ochronie? – Po co, Tony, po co? Powtórzę jeszcze raz – nie róbmy z igły wideł. Fani zasypywali mnie sugestiami już przed trzecim epizodem. Zasada jest prosta: trzeba ich wysłuchać i całkowicie zignorować, tak jak ignorujesz prośby kochanki, by się rozwieść z żoną. |