W trzech opowiadaniach o losach pewnego rycerza George R. R. Martin porzuca dotychczasowe wątki znane z „Gry o tron” i cofa się do czasów, kiedy Siedmioma Królestwami rządzili jeszcze smoczy królowie, a Westeros nie było tak ponurym miejscem, jakim stało się w kolejnych tomach „Pieśni Lodu i Ognia”. „Rycerz Siedmiu Królestw” jest jednak zbiorem, który zadowolić może tylko zagorzałych fanów prozy Martina.  |  | ‹Rycerz Siedmiu Królestw›
|
„Wędrownego rycerza” znają już ci, którzy przebrnęli przez wydaną u nas w trzech tomach antologię „Retrospektywa”. Oryginalnie historia ukazała się w 1998 roku w antologii „Legendy” (wydanej u nas nakładem wydawnictwa Rebis w 1999). Możemy w niej poznać tytułowego rycerza, Sir Dunka Wysokiego, który, wraz ze swoim giermkiem o swojsko brzmiącym imieniu Jajo, szuka chwały i możliwości rozsławienia swojego imienia na pewnym turnieju. Taki prosty początek kryje w sobie równie prostą historię, w której zupełnie brak większych zwrotów akcji i wyrazistych bohaterów. Jest rycerz, jest turniej, są możni i aroganccy panowie, którym Dunk stara się dowieść swojej wartości. Nie mogło zabraknąć wroga oraz iście heroicznego pojedynku o rycerski honor. Martin nie sili się zbytnio ani na gwałtowne zwroty akcji ani na wyrazistych bohaterów, ale nie można powiedzieć, by jego proza straciła na jakości: wciąż czyta się to szybko i przyjemnie. Nie inaczej jest w przypadku drugiego opowiadania. W „Zaprzysiężonym mieczu” (oryginalnie z 2003, kiedy to weszła do drugiego tomu „ Legend”) Dunkowi udało się wejść na służbę u pomniejszego feudała i wplątać się w kolejne kłopoty związane z lokalnymi potyczkami o ziemię. Nadal jest twardogłowym, ciężko myślącym błędnym rycerzem, który często pozwala robić z siebie pośmiewisko. Można odnieść wrażenie, że miał być postacią poczciwą, ucieleśnieniem tych surowych cech rycerskich, jeszcze niespaczonych przez dworskie intrygi. Efekt jest ponownie średnio zadowalający, szczególnie że ta sama prostota go w kłopoty wpakowuje oraz z nich wyciąga. To, co na początku jest obiektem drwin, z czasem zostaje uznane za cechę wartą podziwu i upór bohatera prowadzi do zmian na lepsze w otaczającym go świecie. On sam zaś pozostaje uparty jak wół i traktujący swój rycerski honor jako najdroższą mu cnotę. Ostatnia opowieść, „Tajemniczy rycerz” (z 2010 roku, po raz pierwszy opublikowana w antologii „Warriors”), znów prezentuje kolejny turniej rycerski, ale wydźwięk całej historii nie jest aż tak lokalny, jak było to w przypadku dwóch poprzednich. Wydaje się, że Martin stęsknił się trochę za nieco większą skalą, dworskimi intrygami i tajemnicami. Nawiązuje przy tym w niewielkim stopniu do pewnych wątków z „Zaprzysiężonego miecza”, w którym niebagatelną rolę odegrało przywiązanie niektórych możnych do jednej lub drugiej strony rebelii mającej miejsce kilkanaście lat wcześniej. O tym, że historia potrafi odgrywać niebagatelne znaczenie, mogliśmy się przekonać jeszcze w „Grze o tron”; także i tutaj dawne sojusze i konflikty odgrywają kluczową rolę. Wśród tego wszystkiego musi odnaleźć się honorowy i niezgrabny Dunk. Opowieść jednak ani w połowie nie jest tak wciągająca jak zawiłości oryginalnej serii Martina, bo w gruncie rzeczy mało nas obchodzi, kto zwycięży, a kto poniesie porażkę. Szczególnie że sam Dunk wzbrania się opowiedzieć za którąkolwiek stroną i po prostu zachowuje się tak, jak nakazuje mu rycerski honor. Problemów z „Rycerzem” jest kilka. Przede wszystkim nie sposób oprzeć się przed porównywaniem go z „Pieśnią Lodu i Ognia”. W tym porównaniu, nawet jeśli przyjmiemy zupełnie inną, bardziej heroiczną konwencję zaprezentowanych opowieści o Dunku, wypadają one niestety kiepsko. Fabuła jest na tyle prosta, by główny bohater się w niej nie pogubił, bohaterowie drugoplanowi (z niektórymi wyjątkami) są mało zajmujący, a wydarzenia mogłyby na dobrą sprawę toczyć się w każdym innym świecie fantasy. Jak gdyby Westeros sprzed „Gry o tron” było o wiele nudniejszym i o wiele mniej charakterystycznym miejscem. Wygląda na to, że autor wcale nie chciał tworzyć konkurencji dla swojej głównej serii, traktując losy Dunka jako odskocznię i możliwość swobodnej eksploatacji historii świata w czasach, gdy było to jeszcze miejsce, w którym tworzyły się legendy o prawdziwych bohaterach. Mało co psuje ową idylliczną atmosferę unoszącą się nad wszystkimi trzema historiami. Jest w niej jednak o wiele więcej z gatunku heroic fantasy niż zwyczajowego realistycznego fantasy, do którego mogliśmy już przywyknąć. Nie znaczy to wcale, że Martin porzucił nagle wątki realistyczne, bo w każdym z zaprezentowanych opowiadań jest coś, co przywodzi na myśl ową brutalność świata znaną z „Gry o tron”, to jednak zwykle zaledwie dodatki. Martin zapowiedział już, że seria o Dunku i Jaju będzie kontynuowana, choć nie wiadomo jeszcze, ile ostatecznie będzie miała części. Prace nad czwartą częścią zostaną podjęte dopiero po ukończeniu „Winds of Winter”, co, jeśli wierzyć zapowiedziom, nie będzie miało miejsca wcześniej niż w 2015 roku. Jeśli zapytacie mnie o zdanie, to nie ma czego żałować.
Tytuł: Rycerz Siedmiu Królestw Data wydania: 30 stycznia 2014 ISBN: 978-83-7785-323-8 Format: 300s. 140×205mm Cena: 34,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 50% |