powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CXXXIV)
marzec 2014

***
ciąg dalszy z poprzedniej strony
W drodze do najbliższej biblioteki zaczepiałem co trzeciego przechodnia i pytałem o wszystko. O wojnę, o samochody ***skich marek, o ***ie książki i filmy. Ludzie pojęcia nie mieli, o czym mówię. Czasem udawali uprzejme zainteresowanie, ale w zakurzonym garniturze, który dekadę temu wyszedł z mody, raczej nie wzbudzałem ich zaufania. Sieć można było wyczyścić, ale żeby ludzie tak szybko zapomnieli? A co z materialnymi dowodami? Przecież nie sposób byłoby usunąć wszystkich!
Wszedłem do biblioteki i ukłoniłem się grzecznie starszej pani, najwyraźniej zaskoczonej moim widokiem. Wszystko wokół przykrywał kurz, jakby to miejsce było jeszcze bardziej zapomniane niż mój własny dom. Niecierpliwie wyszarpywałem z półek atlas po atlasie i zamiast nieść do stolika, otwierałem od razu, na wyściełanej dywanem posadzce. Nerwowo przerzucałem kartki, szukając tej jednej, jedynej mapy, której nigdzie nie było. Jęk wyrwał mi się z ust i usłyszałem jak starowinka podnosi się – pewnie by zobaczyć, co się ze mną dzieje.
A po *** zostały w atlasach wypłowiałe ślady liter i ledwie zarys wyblakłego kształtu na błękitnej plamie morza. Babuszka już stała nade mną i zgarbiona, przyglądała się trochę ciekawie, a trochę podejrzliwie.
– Czego szukacie? – spytała grzecznie.
– ***, mówi wam to coś?
– Nie bardzo, ale ja z geografii nigdy orłem nie byłam. A co to jest?
– Wyspa. Państwo. Tu powinno być, o tu. – Pokazałem palcem na mapie.
– A cóżeście zrobili z tym atlasem? Gumką się bawiliście?
– To ja się pytam, co jest z tymi atlasami nie tak? Czemu spłowiałe?
– Może ze starości. Różne się rzeczy dzieją z książkami. A może jakiś żartowniś przy nich majstrował.
Wstałem zniecierpliwiony, minąłem ją i podszedłem do wielkiego globusa na jej biurku. Był z solidnego materiału, malowany, a nie z naklejonymi paskami papieru. Zakręciłem nim i spojrzałem w miejsce, gdzie się spodziewałem znaleźć ***.
Pusto. Jakby ktoś wytarł paluchem. Jakby z uporem maniaka przez lata tarł i tarł, aż wytarł. To nie mogła być sprawka rządu, takich anomalii wywoływać to oni jeszcze nie potrafili. A w czary nie wierzyłem. To co to miało być? I skoro to szaleństwo dotknęło całego świata, to czemu mnie nie? I czy tylko mnie nie? Przecież nie ja jeden miałem tam rodzinę, przecież w dzisiejszych czasach wyspa nie mogła sobie tak po prostu zniknąć z powierzchni ziemi! Przecież satelity muszą ją widzieć, samoloty przelatywać nad nią, statki opływać. Przecież coś tam jeszcze musi być!
I moja żona i córka. Żywe czy martwe.
Zachciało mi się wrzeszczeć z furii i bezradności, więc czym prędzej wyszedłem z biblioteki, zostawiając za sobą rozwaloną na podłodze stertę atlasów i gderającą bibliotekarkę. W drodze do domu zacząłem już sobie wyobrażać, że jestem szalony, i że istnienie mojej żony, córki oraz ich ojczyzny sobie na skutek szaleństwa wymyśliłem.
Usiadłem bezsilnie na łóżku i po raz pierwszy ośmieliłem się rozerwać głosem ciszę domu. Chciałem usłyszeć ich imiona, by przekonać się, czy jeszcze istnieją w puli możliwych do wypowiedzenia słów.
– Saki… Nika… – wyszeptałem. Wtem, jakby dom mi odpowiedział, coś zaczęło szurać pod łóżkiem. Zamarłem z sercem w gardle, gotów pomyśleć, że mam do czynienia z duchami. I to wrażenie nie opuściło mnie, gdy wypełzła stamtąd mała dziewczynka ubrana w szkolny mundurek i obwieszona girlandami kurzu. Do jej białych podkolanówek przyczepiły się pajęczyny. Patrzyłem jak sparaliżowany, gdy się z nich obierała i otrzepywała ubranie, a potem głowę. W końcu spod szarej firanki wyłoniły się czarne, zebrane w kitki, proste włosy. I twarz.
– Nika… – Natychmiast rzuciłem się na nią. Przycisnąłem do siebie, dziwnie wiotką, jakby nie wiedziała, co robić, dziwnie twardą w dotyku, jakby nie była istotą ludzką…
– Nika – wyszeptałem złamanym głosem i odsunąłem ją, by lepiej przyjrzeć się jej twarzy. Spod brudnej od kurzu grzywki patrzyły na mnie oczy czarne i błyszczące, szukające zrozumienia. Niemal czułe. Niemal ludzkie.
– Konstantyn Iwanowicz…? – odezwała się istota głosem mojej córki.
Odepchnąłem ją w nagłym odruchu wstrętu, uderzyła o ścianę ze strasznym łoskotem. Innym, niż można by się spodziewać po pięcioletniej dziewczynce. Pięcioletniej! Teraz Nika musiała mieć przecież piętnaście lat. Miałem ochotę natychmiast zabić to coś, ale uznałem, że najpierw muszę się dowiedzieć, skąd się wzięło i co robi w moim domu.
– Czym jesteś?
– Androidem „NikaWoronow nr 893” – odpowiedziała miękkim głosem mojej córki.
– Kto cię stworzył?
– Akira Kenji-sama.
Akira… To wiele wyjaśniało. Genialny brat mojej żony pracował w tej samej placówce, co ja. Dowodził dużym, niezależnym zespołem badawczym i wykradałem dla niego dane z mojego wydziału. To od niego dowiedziałem się o dołączeniu *** do wojny, i to on pomógł mi załatwić dziewczynom bilety na samolot. Zanim potem zdołałem się dowiedzieć, co się z nim stało, zamknęli mnie.
– Czy wiesz, co się teraz dzieje z Akirą Kenjim i gdzie przebywa?
– Dane związane z Akirą Kenjim-sama mają sześć lat i trzydzieści trzy dni. Nadano mnie w paczce ze Szwajcarii. Moim zadaniem było wyłączyć się na sześćdziesiąt dni, pozwolić kurierom dostarczyć się pod pobliski adres i dostać się tutaj. Od tamtej pory miałam czekać w mieszkaniu na pana Konstantyna Iwanowicza Gawriłowa, panią Saki Gawriłow lub Nikę Gawriłow. Ujawnienie nastąpiło po analizie zachowania. Poproszę próbkę DNA.
– A jeśli jej nie dostaniesz?
– Wyłączę się.
Pozwoliłem jej, by pobrała mi wymaz z błony śluzowej po wewnętrznej stronie policzka, po czym patrzyłem ze zgrozą, jak wyjmuje z siebie mikroskopijną aparaturę i zabiera się do badania. Dlaczego przeklęty Kenji użył do wykonania androida mojej córki? Dlaczego moja żona na to pozwoliła?
Większości badań Kenjego nie rozumiał nikt, prócz niego samego, dlatego powierzono mu zespół, zadanie i kontrolowano go na każdym kroku. Czekano tylko na wyniki, a odpowiedzi zazwyczaj były niesatysfakcjonujące, w rodzaju: „Możliwa jest przybliżona ocena właściwości substancji, ale nie nadaje się ona jeszcze do zastosowania. Niepowstrzymana, w niekontrolowany sposób pomnaża wokół siebie anomalie niezrozumiałe przy obecnym stanie wiedzy”. Badania były niewiarygodnie trudne, wyniki znikały, zabezpieczenia również, a personel tracił pamięć o przeprowadzanych eksperymentach.
Ilustracja: <a href='mailto:irraka@o2.pl'>Adam Rotter</a>
Ilustracja: Adam Rotter
Gdy się poznaliśmy, z miejsca mnie polubił. Nie miał żony ani przyjaciół, był zbyt zapracowany, więc cenił sobie przerwy obiadowe w moim towarzystwie. Zaprosił mnie do siebie, poznał ze swoją siostrą i tak to się wszystko zaczęło. Paranoicznie bał się śmierci, dlatego wciąż wymyślał coraz to nowe szalone koncepcje związane z zastosowaniem nauki do zapewnienia bezpieczeństwa rodzinie. Nie miał własnych dzieci, więc skupił się na nas – na Saki, Nice i na mnie. Chciał nas wszystkich klonować, wszczepiać nam sztuczne organy, przepisywać nasze wspomnienia. Bał się chyba całkowitej utraty kontaktu z kimkolwiek lub że zostanie zapomniany. Nie wiem, co nim kierowało, ale fakt, że miał DNA każdego z nas, wcale mnie nie zdziwił. Nie wiedziałem, jak daleko sięgały jego wpływy. Lubiłem go w takim samym stopniu, w jakim mnie przerażał. Czy on i ślady po nim też zniknęły? Jak Kenji czułby się wiedząc, że broń, nad którą tak długo pracowaliśmy, przetestowano na jego ojczyźnie i to niedługo po tym, gdy kazał się tam ukryć swojej siostrze i siostrzenicy?
– Tożsamość potwierdzona – powiedział android. Kucał, odwrócony do mnie tyłem. – Oddaję się pańskiej opiece. Pan również może liczyć na moją pomoc.
– Odpowiesz na moje pytania?
– Na wszystkie, na które znam odpowiedź.
– Jak Kenji Akira uchronił się przed działaniem substancji?
– Nie jest pewne, czy się uchronił. Od momentu włączenia nie mam od niego informacji. Nie wiem, czy dalej istnieje i czy dalej pamięta. Nie zawieram potwierdzonych danych na ten temat, jednakże w trakcie badań zostały zanotowane spostrzeżenia, którymi kazano mi się z panem podzielić: po pierwsze – nie wiadomo, czy substancja naprawdę niszczy obiekt, na którym zostanie zastosowana. Po drugie – działanie nigdy nie jest natychmiastowe i przewidywalne. Akira-sama snuł przypuszczenia, że tworzący ją musieli mieć informacje na temat ludzkiej psychiki, ponieważ wykorzystuje ona wiele jej procesów i skłonności. Oddziałuje stopniowo i subtelnie. Większość danych o istnieniu *** zostało usuniętych, jakkolwiek zgodnie z badaniami Akiry-sama, nie wszystkie i nie w identycznym stopniu. Ta nieprzewidywalność zniechęciła rząd do kontynuowania badań. Ponadto wśród pracujących nad nią przez dłuższy czas odnotowano jej zmniejszone działanie, co sugeruje możliwość nabycia odporności. Tak jak się pan domyślił, przeprowadzono więc niewybaczalny eksperyment.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

37
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.