„Sherlock Holmes. Apokryfy” to niewątpliwa gratka dla zagorzałych miłośników opowiadań o słynnym detektywie. Dla innych osób, książka może być mniej interesująca, ale na szczęście tych pierwszych powinno być wystarczająco wielu, by zapewnić jej popularność.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zamieszczone w najnowszym pakiecie Bookrage „Apokryfy” to zbiór niekanonicznych opowiadań powiązanych z mistrzem dedukcji z Baker Street. Piszę „powiązanych”, bo w części z nich Holmes nawet nie występuje nominalnie. Piszę „nominalnie”, bo można jednak przypisać go do pewnych bezimiennych bohaterów. Z różnych jednak względów – fabularnych, stylistycznych, okoliczności powstania – nie należą one do głównego nurtu przygód Sherlocka Holmesa. W zbiorku znajduje się pięć opowiadań: „Kwestia kwesty”, „Zagubiony pociąg”, „Człowiek z zegarkami”, „Dedukcja Watsona” oraz „Tajemnica współautorów”. Pierwsze i czwarte z nich mają zbliżoną, typową dla cyklu formę – domowego dialogu między Sherlockiem Holmesem i doktorem Watsonem. O ile jednak w większości opowiadań taki dialog jest tylko wstępem do obszerniejszej fabuły, tu pozostaje całością tekstu. Ta wypróbowana formuła przydaje się jednak do tworzenia opowiadań na specjalne okazje. „Kwestia kwesty” została bowiem napisana by wspomóc zbiórkę charytatywną na skierowaną do Conan-Doyle’a prośbę przyjaciół z uniwersytetu w Edynburgu. W tekście Sherlock we właściwy sobie sposób odgaduje, że Watson zastanawia się, w jaki sposób może wspomóc… kwestę na rzecz klubu krykietowego przy uniwersytecie w Edynburgu i decyduje się przekazać do uniwersyteckiego albumu zapis tejże właśnie rozmowy, czyli w gruncie rzeczy… opowiadanie napisane w celu wsparcia kwesty. Zawiłe? No to jeszcze raz. Conan-Doyle został poproszony o napisanie tekstu na potrzeby kwesty. W tekście Watson został poproszony o napisanie tekstu na potrzeby kwesty. Holmes, z którym Watson nie podzielił się swym zmartwieniem, odgaduje przyczynę frasunku oczywiście z drobnych gestów przyjaciela. Watson postanawia więc zapis ich rozmowy i dedukcji Holmesa przeznaczyć na kwestę, a Conan-Doyle… czyni to samo. Wybaczcie, że zdradzam pointę, ale to nie kryminał, więc chyba nic się nie stało… Dialogiem między przyjaciółmi jest również „Dedukcja Watsona”, napisana, nietypowo dla cyklu, w trzeciej osobie (zwykle przecież doktor jest narratorem), też będąca tekstem okolicznościowym (powstała jako miniaturowa książeczka przeznaczona... do domu dla lalek). Jak sama nazwa wskazuje, opowiadanie opowiada o tym, jak Watson postanowił zabawić się w Holmesa. Poczciwy doktor twierdzi, że w umiejętnościach Holmesa nie ma nic szczególnego i wystarczy się odrobinę postarać, by dorównać mu w sztuce dedukcji. W oparciu więc o szczegóły, dokładnie tłumaczy przyczyna frasunku Sherlocka. A potem okazuje się… że myli się na całej linii. Stanowisko najsłynniejszego detektywa wszech czasów pozostaje więc zachowane. „Zagubiony pociąg” i „Człowieka z zegarkami” można połączyć w kolejną parę, ich formuła jest bowiem zbliżona. Napisane w czasach, gdy Sherlock Holmes był oficjalnie martwy, nie prezentują jawnie postaci słynnego detektywa, a są czymś, co nazwałbym prasowymi zagadkami kryminalnymi. W obu tekstach, napisanych nieco w stylu gazetowej relacji, otrzymujemy z początku informację o jakimś dziwnym zdarzeniu. W „Zagubionym pociągu” jest nim zniknięcie między stacjami całego specjalnego składu. W „Człowieku z zegarkami” sytuacja, w której do przedziału kolejowego wchodzi para w średnim wieku, a następnie, mimo, że pociąg wcale się nie zatrzymywał, zamiast nich znalezione wewnątrz zostają zwłoki młodego człowieka z wieloma zegarkami. Autor daje czytelnikowi szansę, by sam spróbował odgadnąć co się stało, by w finałach tekstów oddać głos świadkom obydwu wydarzeń, którzy wyjaśniają tajemnice. Gdzie tu Holmes? Ano właśnie – w trakcie tego interludium. Każde z opowiadań najpierw prezentuje teorię pewnego słynnego detektywa (nie wymienionego z imienia i nazwiska). Dowcip w tym, że obie te teorie są… kompletnie błędne. W ten oto sprytny sposób Conan-Doyle nie tylko pisze opowiadania o Holmesie bez Holmesa, ale też bezczelnie nabija się ze swego bohatera. Zbiorek wieńczy tekst „Tajemnica współautorów”, napisany tym razem nie przez Conan-Doyle’a, lecz jego przyjaciela J.M. Barriego, tak jest, twórcę „Piotrusia Pana”. W tekście Sherlock Holmes spotyka samego… swojego autora, a nieco gorzka pointa dotyka problemu, z jakim Conan-Doyle borykał się przez całe życie – pragnąc być wielkim pisarzem, sławę zdobył jako twórca opowiastek kryminalnych. Przewrotna humoreska Barriego jest ładnym zwieńczeniem tego zbiorku. Zbiorku, który w oderwaniu od legendy Sherlocka Holmesa broni się słabo (bo teksty są krótkie, nieskomplikowane, a ich największa wartość leży w odwołaniach do całego cyklu), ale jako uzupełnienie całości przygód detektywa z Baker Street, jednocześnie będąc do nich (czasem złośliwym) komentarzem – może być dla fanów nader miłą lekturą.
Tytuł: Sherlock Holmes. Apokryfy Tytuł oryginalny: Sherlock Holmes: The Apocrypha Data wydania: 10 lutego 2014 ISBN: 978-83-937597-9-8 Format: ePub, Mobipocket Gatunek: kryminał / sensacja |