Od początku tworzenia historii o króliku-roninie Stan Sakai inspirował się przede wszystkim samurajskimi filmami Akiry Kurosawy. Od czasu do czasu sięgał też po pomysły fabularne rodem z westernów. W „Mieście zwanym Piekłem” można odnaleźć wątki z dwóch obrazów z Clintem Eastwoodem w roli głównej – „Za garść dolarów” i „Mściciela”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W „ Za garść dolarów” (1967) – pierwszej odsłonie kultowej „Trylogii dolara” Sergia Leone – włoski reżyser opowiedział historię bezimiennego rewolwerowca, który przybywa do miasteczka na pograniczu amerykańsko-meksykańskim. Jego mieszkańcy od dłuższego czasu są terroryzowani przez dwie zwalczające się bandy przemytników; ich życie zostało tym samym zamienione w prawdziwe piekło. Tajemniczy przybysz postanawia na powrót zaprowadzić porządek, a robi to w sposób bardzo podstępny i brutalny. Z kolei w nakręconym sześć lat później, już przez samego Clinta Eastwooda, „ Mścicielu” snuje on opowieść o kowboju, który po latach powraca do miasta Lago, aby zemścić się na jego wiarołomnych obywatelach. Sprawia, że ci, niczego jeszcze nieświadomi, wybierają go na swego szeryfa; ma chronić ich przed trzema perfidnymi oprychami, którzy właśnie opuszczają więzienie stanowe. Szybko okazuje się jednak, że cena, jaką będą musieli zapłacić za swoje bezpieczeństwo, jest wysoka, o czym pośrednio świadczy już jedna z pierwszych decyzji nowego stróża prawa – zmiana nazwy miasteczka na… Piekło! W Piekle – nie tym biblijnym, ale jak najbardziej ziemskim – rozgrywa się również akcja kolejnego, już dwudziestego siódmego, zbioru opowieści Stana Sakai o króliku-samuraju Miyamoto Usagim. Przemierzający siedemnastowieczną Japonię ronin, szukając najbliższego miasteczka, w którym mógłby spędzić noc, trafia na uciekającą stamtąd rodzinę. Dowiaduje się od niej o panujących w mieście bezprawiu i przemocy. Niegdyś było ono kontrolowane przez bandę Higi, któremu udało się bez większych kłopotów przekupić strażnika Ishiego; żyło się ciężko, ale szło wytrzymać. Przed tygodniem jednak do miasta zjechała nowa szajka, na czele której stoi bezwzględny Komo, mający na dodatek u swego boku niezwykle twardego yojimbo (czyli przybocznego, względnie ochroniarza) Kato. Od tego momentu rozpoczęła się wojna o wpływy pomiędzy gangami, ulice spłynęły krwią; praktycznie nie ma dnia, aby któryś z niewinnych mieszkańców nie przypłacił życiem rywalizacji między przestępcami. Mimo ostrzeżeń przerażonego ojca rodziny, Usagi postanawia się tam udać. Wizytę w miasteczku królik-samuraj rozpoczyna się od wizyt u obu mafijnych szefów, aby zaoferować im swoje usługi. Przy okazji poznaje też Kato i szybko wyrabia sobie zdanie na jego temat – uznaje go nie tylko za wyśmienitego szermierza, ale także za człowieka (umownie, bo przecież wiadomo, że wszyscy bohaterowie serii mają postaci zwierzęce) honoru. A z takim można zrobić interes! Niestety, Usagi nie bierze pod uwagę faktu, że sam może zostać przechytrzony. Tak się jednak dzieje, w efekcie czego przyboczny pana Komo uznaje królika za oszusta i zaczyna na niego polowanie. Opisane powyżej wydarzenia mają miejsce w otwierającej zbiór nowelce tytułowej; w trzech kolejnych rozdziałach albumu królik-samuraj udaje się w dalszą podróż, nie mając nawet świadomości tego, jakie zagrożenie zawisło mu nad głową. I dobrze, bo dzięki temu może przeżywać kolejne przygody, a nie tylko rozpamiętywać swoje niepowodzenie. Opowieść zatytułowana „Nukekubi” zaczyna się jak komedia, by z czasem przeistoczyć się w klasyczny horror, w którym Usagi musi rozprawić się z okropnym i podstępnym demonem. W „Mieczu Narukami” spotyka na swej drodze samuraja Inuyoshiego, który chcąc odzyskać miecz swego pana, a przy okazji własny honor, tropi bandę niejakiego Tozu. Usagi przyłącza się do niego, zdając sobie sprawę, że bez jego pomocy samotny Inuyoshi będzie mógł po wsze czasy zapomnieć i o jednym, i o drugim. Najzabawniejszą historyjką w całym zbiorze jest ta opowiedziana w „Teru Teru Bozu”; przede wszystkim dlatego, że za głównego bohatera, obok sympatycznego ronina, ma młodziutkiego Taro. Chłopiec, zafascynowany samurajem, który na jakiś czas znalazł dach nad głową w domu jego rodziców, z wypiekami na twarzy (czego można się domyślić, bo przecież na czarno-białych rysunkach raczej trudno je dostrzec) wsłuchuje się w jego fantastyczne opowieści. I tak bardzo bierze je sobie do serca, że pewnej nocy sam przeżywa mrożącą krew w żyłach przygodę. W „Spotkaniu na szlaku Krwawego Drzewa” dochodzi natomiast do ponownego spotkania Usagiego z Kato, którzy, jak pamiętamy, mają sobie co nieco do wyjaśnienia. Aby rozstrzygnąć wszystkie nieporozumienia, obaj samurajowie postanawiają wrócić do punktu wyjścia, czyli – do Piekła! W efekcie cała historia zatacza wielkie koło, a Stan Sakai może zakończyć kolejny tom serii widowiskową sceną pojedynku. Fabularnie tym razem jest bez zarzutu. Nawet rozdziały, w których Japończyk wprowadza wątki poboczne, nie sprawiają wrażenia doszytych na siłę (a nie zawsze tak właśnie w poprzednich albumach było). Główny zaś motyw, choć mało oryginalny, został podany w taki sposób, że trudno nie śledzić go z zainteresowaniem. Cóż, opowieści o zdradzie, honorze i zemście zawsze były, są i – miejmy nadzieje – będą w cenie. Od strony graficznej czytelnicy otrzymują dokładnie to, czego mogli się spodziewać – perfekcyjnie wykonane rysunki, których układ i kadrowanie sprawiają wrażenie, jakbyśmy oglądali film animowany. Ale czemu tu się dziwić. Obcując z tym samym bohaterem i otaczającym go światem od ponad ćwierć wieku, można przecież osiągnąć absolutne mistrzostwo.
Tytuł: Usagi Yojimbo #21: Miasto zwane Piekłem Data wydania: luty 2014 Cena: 35,00 Gatunek: fantasy, przygodowy Ekstrakt: 90% |