Kino gatunkowe oparte na faktach; laurka z bombą w środku; pochwała przyjaźni i krwawa jatka równocześnie – oto „Ocalony” w całej okazałości.  |  | ‹Ocalony›
|
Jeżeli „300” stanowiło pean na cześć braterstwa i wytrwałości pisany językiem efekciarstwa, to „Ocalony” gloryfikuje te same wartości na modłę realistyczną. Peter Berg („Królestwo”, „Battleship: Bitwa o Ziemię”), w przeciwieństwie do Zacka Snydera ekranizującego komiks o słynnych Spartanach, tylko momentami buja w obłokach. Nie wystarczy powiedzieć, że sprowadza czczone wartości na ziemię – on wali nimi o glebę, co może z kolei powodować najprawdziwsze bezdechy i skurcze u samego widza. Wybierając się do kina, marzymy o takich właśnie (nie)przyjemnościach. Jeśli „Grawitacja” była zdolna generować swoją własną siłę przyciągania, to „Ocalony” miota nami jak – nie przymierzając – fale uderzeniowe bohaterami na ekranie. Typowo hollywoodzki patos, w który Berg ubiera opartą na faktach opowieść, stanowi tu znikomą amortyzację. Całe szczęście, że miękkie kinowe fotele nie skrzypią, bo napięcie i adrenalina nie pozwalają w trakcie seansu usiedzieć w bezruchu. To pierwszorzędne widowisko wojenne zadedykowano żołnierzom z Navy SEAL (najbardziej elitarnych spośród amerykańskich sił specjalnych), którzy polegli w 2005 roku w operacji „Czerwone Skrzydła” (jej celem była likwidacja bojówek talibów). O nich też film opowiada. Już początkowa sekwencja zapowiada, że nie mamy tu do czynienia z byle jaką wojenką. Dokumentalny video-kolaż przedstawiający urywki z forsownych treningów pokazuje, że wobec hektolitrów przelanego potu, bólów mięśni, dreszczy z zimna, wobec wyczerpania, omdleń i innych cielesnych tortur prawdziwi komandosi powinni zachować obojętność. Po takim wstępie nawet kilka kul dziurawiących jedno ciało nie musi już kojarzyć się z gatunkową sztampą, a stanowi przynależącą do arcytrudnych misji normę, którą walczący muszą jakoś przeboleć. Swoje ciała żołnierze powinni utożsamić z żelazną wolą; ograniczone możliwości fizyczne poszerzyć na wzór nieograniczonych możliwości psyche. Jedyna zatem intuicja, na którą przy tak mechanicznej strategii nie brakuje im w głowach miejsca, to solidarność z „braćmi” walczącymi u boku. Zgrabna ekspozycja dziejąca się w bazie wojskowej, kiedy to bohaterowie obrzucają się ciętymi ripostami i czynią sobie drobne złośliwości, to tylko pierwszy dowód twardej, męskiej przyjaźni, dla której prawdziwym sprawdzianem będą kałasznikowy atakującego zewsząd fanatycznego przeciwnika. Na polu bitwy testującym (nawet jeśli trochę bezmyślne) braterstwo, „Ocalony” odnosi chlubne zwycięstwo. To film zupełnie inny od opisujących tę samą wojnę zeszłorocznych „Brudnych wojen” Ricka Rowleya. U Berga nie ma miejsca na demaskacje i śledztwa niepokornych dziennikarzy. Tutaj na własne oczy podziwiamy i kibicujemy wysłanym do Afganistanu amerykańskim żołnierzom, tutaj walka o życie wciąż trwa. Należą się pochwały tym większe, że scenariusz wydarzeń od początku jest przecież znany. I choć – zapewne właśnie dlatego – intryga w żaden sposób nie zaskakuje, to napięcie opada dopiero pod koniec seansu, co jest dowodem świetnej filmowej roboty. Nominowany w dwóch Oscarowych kategoriach obraz stanowi adaptację „Na linii ognia”, książki Marcusa Luttrella (tytułowego ocalonego), w której autor opisuje nieludzkie metody treningowe oraz odsłania kulisy tragicznej akcji z 2005 roku, z której tylko on wyszedł żywy. Wydaje się, jakby prawidła Hollywoodzkiego kina niezbyt taktownie zawładnęły fatalnymi wydarzeniami z Afganistanu. „Ocalonym” rządzi bowiem dynamika, efektowność oraz prostota narracyjna i fabularna. Świetna praca kamery i nagłe zmiany planów pozwalają dostrzec z jednej strony emocje i ból osaczonych przez talibów komandosów, a z drugiej – ogólny chaos pościgu pośród skał i lasów. Widowiskowość niektórych scen ugina się niestety pod ciężarem patosu, kiedy to dziurawione w slow motion ciało i bohaterska śmierć wydają się parodią słynnej sceny upadającego pod deszczem kul Willema Dafoe w „Plutonie” Olivera Stone’a. Nie powoduje to jednak zgagi u widza świadomego uczciwości reżyserskich intencji. Berg ocala dla Hollywoodu kawał wojennego mięcha. Pokazuje – nie on pierwszy i nie ostatni – że życie pisze świetne scenariusze. Sam zaś rysuje laurkę, która utrzymuje w bezdechu, jak mało która sensacja.
Tytuł: Ocalony Tytuł oryginalny: Lone Survivor Data premiery: 14 marca 2014 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 121 min Gatunek: akcja, biograficzny, dramat, thriller, wojenny Ekstrakt: 70% |