powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXXXV)
kwiecień 2014

Na tropie Króla w Żółci
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Krzysztof Spór: Po prostu u Lyncha wszelkie niedomówienia kupowałem bez zastrzeżeń, a jego świat był w jakiejś części moim światem (przynajmniej w części). W „Detektywie” zastosowano podobny zabieg, ale czy przypadkiem nie przekombinowano? To co uważane jest powszechnie za zalety (brak domknięcia wszelkich tematów, bez wyłożenia wszystkiego wprost) dla mnie jest pewnego rodzaju rozczarowującym doświadczeniem. Wszystko, co piszesz o klimacie, nawiązaniach, bohaterach, kupiłem od pierwszego odcinka, ale to dla mnie za mało by pisać o serialu wybitnym, ponadczasowym, krokiem milowym w telewizji. Bo rozumiem tę dyskusję jako ocenienie, z czym mieliśmy do czynienia.
Gabriel Krawczyk: Mimo że zgodnie przyznaliśmy, że oglądaliśmy przede wszystkim kryminał, nie byłbym taki pewien uczciwości konwencji. Stąd mój dylemat i określenie „Detektywa” metafizycznym – wcale nie na wyrost. Tu nachodzą na siebie nie tylko perspektywy czasowe i narracyjne, ale i – w przeciągu całego sezonu w ledwie zauważalny sposób – rzeczywistość i wyobraźnia czy też rzeczywistość i metafizyka właśnie. Jawnie nierealistyczny epizod z finału nie jest jedynym takim przypadkiem. Zapewne musiałbym ponownie obejrzeć serial (albo przejrzeć fora internetowe), by wypatrzyć je wszystkie. I choćby dlatego „Detektyw” sprawia radość, że nie samo śledztwo tytułowych detektywów jest tu najistotniejsze (nie musi być). Liczy się także detektyw-widz, który nie dostaje wyłożonej kawa na ławę, dopiętej na ostatni guzik intrygi, lecz może prowadzić własne dochodzenie. Jak zawsze zresztą, lecz tym razem pole do popisu ma wyjątkowo szerokie.
Konrad Wągrowski: A sam finał… Cóż, na dziś można powiedzieć, że zaskoczył przede wszystkim brakiem większych zaskoczeń. Czy to źle, czy dobrze?
Krzysztof Spór: I tutaj leży pies… Przez siedem odcinków (od połowy serial dobrze się rozwijał) byliśmy wodzeni za nos, nic nie było takie oczywiste, a poszukiwanie śladów zapewne sprawiło wielu osobom frajdę. A co dostaliśmy w finale? Proste i sprawne rozwiązanie tajemnicy, przypadkowe odkrycie decydującego śladu (zdjęcie pomalowanego domu? jak to ich naprowadziło na tego mordercę?), klasyczne rozwiązanie zagadki, ukaranie zła, triumf dobra. Jako że uwielbiam bunkry i stare budowle, przechadzka po fortyfikacji ukrytej na bagnach była bardzo fajna, a scenograficznie rozegrano to po mistrzowsku. Cóż, goście dostali toporem i nożem pod żebra, a jednak okazali się twardzi bardzo… Ech. Nie uważacie, że przy całym tym wcześniej budowaniu filozoficznych tropów, niezwykłych rozwiązań, finał pokazał/udowodnił, że mieliśmy tak naprawdę do czynienia z czymś przeciętnym, tylko pozującym na nietuzinkową produkcję?
Gabriel Krawczyk: Asekuracyjnie wstrzymam się od głosu i nie zdecyduję teraz, czy ktokolwiek tu pozował. Muszę urządzić sobie ponowny, uważniejszy seans, by rzetelnie ocenić, co tu było przypadkiem. Zdecydowanie nie zgadzam się jednak, by każda poza musiała być wadą. Teksty kultury żyją własnym życiem, a bardziej niż to, co zostało pomyślane przez twórców, liczy się to, co wyniosą/zauważą odbiorcy. Recepcja „Detektywa” udowadnia, że jego twórcy umiejętnie pozostawili otwartą furtkę, a wejście na szlak i poszukiwanie tropów przez widza jest bardzo kuszące. I choćby dlatego mogę zrozumieć fenomen tego tytułu.
Konrad Wągrowski: O finale – moim zdaniem spójnym, klimatycznym i nie obrażającym całości serii, jak niegdyś domknięcie „Lost” – można powiedzieć, że nie dał rady sprostać bardzo wyśrubowanym oczekiwaniom. Nie zgodzę się akurat z argumentem dotyczącym przypadkowości odkrycia decydującego śladu – to przecież wynikało z całego szeregu wcześniej zdobytych tropów i jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak właśnie w wielu przypadkach to działa – nagłe olśnienie po latach pracy pomaga rozwiązać sprawę. Ale z drugiej strony wszyscy oczekiwali jakiegoś Wielkiego Zwrotu. Część z pewnością liczyła na ostateczny zwrot serii w kierunku nadnaturalnej grozy, część oczekiwała wielkiego twistu (Królem w Żółci miał by okazać się Cohle, Hart, Maggie…), część liczyła, że finał będzie wielkim filozoficzną obserwacją na temat Życia, Wszechświata i Całej Reszty, a inni – w tym ja – oczekiwali po prostu mocnego emocjonalnego kopa.
Małgorzata Steciak: A ja mam wrażenie, że emocjonalne tętno „Detektywa” spadło, kiedy skończyły się retrospekcje. Budowane przez sześć odcinków napięcie, piętrzące się wątpliwości nagle zaczęły ustępować prostym, często niesatysfakcjonującym rozwiązaniom. Okazało się, że konflikt między bohaterami ma chyba najbardziej banalne podłoże, jakie można było sobie wyobrazić (pokłócili się o kobietę…). Chwilę później lata milczenia i wrogości zostają przekreślone jednym spotkaniem przy piwie. Nieprzekonująco wypada też scena w finałowym odcinku, w której Hart wpada na trop mordercy oglądając zdjęcie świeżo pomalowanego domu (klasyczne „jump to conclusion” w stylu Carrie Mathison z „Homeland”). Sporo wad i niedociągnięć, ale i tak trudno nie kochać tego serialu za niepowtarzalny nastrój i pretensjonalne monologi Rusta w wykonaniu bezbłędnego McConaugheya.
Konrad Wągrowski: Nastrój, monologi, struktura narracyjna, kapitalne zdjęcia Luizjany, kino akcji w finale czwartego odcinka, Reggie Ledoux w masce gazowej, Carcosa w starym forcie, gra aktorska obu wykonawców – dużo jest powodów, by nadal kochać „Detektywa” i uważać go za ważne wydarzenie telewizyjne. A czy zostanie uznany za wybitny, na miarę wspominanego dziś „Twin Peaks"? Cóż, to zależy z pewnością od tego, co zobaczymy w następnych sezonach, krótko mówiąc – czas pokaże.



Tytuł: Detektyw
Tytuł oryginalny: True Detective
Reżyseria: Cary Fukunaga
Zdjęcia: Adam Arkapaw
Scenariusz: Nic Pizzolatto
Kraj produkcji: USA
Serial: Detektyw, Sezon 1, odcinków 8
Czas trwania: 480 min
Gatunek: dramat, kryminał
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

88
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.