Poniższa recenzja zawiera spoilery dotyczące ważnych zwrotów akcji i zakończenia „Co jest grane, Davis?”. Jeżeli jeszcze nie widziałeś najnowszego filmu braci Coen, obejrzyj, bo naprawdę warto. Jeżeli widziałeś – zapraszam do lektury.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W pierwszej scenie „Inside Llewyn Davis” (będę się trzymał oryginalnego tytułu, bo polski nie ma zbyt wiele wspólnego z filmem braci Coen) tytułowy bohater, pieśniarz folkowy, który próbuje zrobić karierę w Nowym Jorku wczesnych lat sześćdziesiątych, gra w podrzędnym klubie. Po koncercie opuszcza lokal i zostaje pobity przez nieznanego mężczyznę w czarnym garniturze. W innym filmie byłoby to mocne otwarcie, które skłaniałoby do zastanawiania się nad przyczyną incydentu, w „Inside Llewyn Davis” sprawia jednak wrażenie naturalnej konsekwencji stylu życia prowadzonego przez głównego bohatera. Llewyn (Oscar Isaac) sypia na kanapach u znajomych, taszczy ze sobą cały dobytek i pożycza pieniądze od kogo popadnie; nie dogaduje się ani z przyjaciółmi, ani z rodziną. Bywa arogancki i ordynarny, często wybucha przesadną złością. Nie ma domu, zarówno w sensie materialnym, jak i tym nieco bardziej antropologicznym; zawsze pozostaje sam (nawet wtedy, gdy gra przed niemałą publiką) i przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nurza się w melancholii. „Jesteś jak zidiociały brat króla Midasa. Wszystko, czego się dotkniesz, zamienia się w gówno” – słyszy w pewnym momencie od Jean (świetna Carey Mulligan), dziewczyny, którą przez przypadek zapłodnił. Na pierwszy rzut oka Llewyn idealnie wpisuje się w bogatą galerię (anty)bohaterów stworzonych przez braci Coen – nieudaczników, krętaczy, „nieprzeciętnych przeciętniaków”, którzy w mniej lub bardziej uczciwym stylu próbują ułożyć sobie życie. Początkowo wydaje się zresztą, że w jakiś masochistyczny sposób Davis lubi swój tryb życia, że z pewną satysfakcją realizuje stereotyp biednego muzyka, który nie ma co włożyć do garnka, ale mimo tego nigdy się nie sprzeda. Bracia Coen szybko burzą te fasadę. W drugim akcie „Inside Llewyn Davis” staje się już filmem o wiele bardziej poważnym, na serio melancholijnym, momentami wręcz mrocznym, a sam Llewyn zaczyna wyraźnie odstawać od bohaterów takich jak Koleś z „Biga Lebowskiego” – jest dużo mniej jaskrawy i zabawny, bardziej przyziemny, wyraźnie zmęczony ciągłą tułaczką od jednego ciasnego mieszkanka do drugiego ciasnego mieszkanka i od jednej wytwórni do innej wytwórni. Zderzenie marzeń i aspiracji Llewyna – zarysowanych w sposób subtelny, ale bardzo sugestywny – z rzeczywistością nie nie jest tu w zasadzie nawet zderzeniem sensu stricto; to raczej zestrój małych upokorzeń i nagłych spostrzeżeń, które składają się na taki a nie inny obraz sytuacji. Ot, choćby w jednej ze scen Llewyn przynosi do kawalerki znajomego – też muzyka – pudło swoich niesprzedanych płyt. Szperając w pokoju kolegi, odkrywa przez przypadek identyczny karton, także pełen winyli, których nikt nie chciał kupić. Nawet zdjęcia na obu okładkach wyglądają podobnie. Jedną z najważniejszych cech filmów braci Coen zawsze był swoisty dualizm. Reżysersko-scenopisarski duet lubi torturować i upokarzać swoich bohaterów, karać ich za chciwość, głupotę lub nieumiejętność poradzenia sobie w życiu, ale z ich filmów bardzo często przebija szczera miłość, którą darzą stworzone przez siebie postacie. Llewyn Davis nie jest tu wcale wyjątkiem. Z jednej strony to nieudacznik, który nigdy nie osiągnie wymarzonej kariery; z drugiej – z każdą kolejną sceną jego zachowania wydają się coraz bardziej uzasadnione, a jego upór ma w sobie, mimo wszystko, coś w dziwny sposób szlachetnego. Oscar Isaac, kojarzony do tej pory raczej z ról drugoplanowych, wciela się w tę postać z niespodziewaną wprawą, szczególnie wtedy, gdy milczy i ogranicza się do grania mimiką. W jednej ze scen jego znajoma stwierdza z uśmiechem, że „śpiew jest radosnym wyrażaniem duszy”. Isaac się nie odzywa, komentuje to tylko za pomocą odpowiedniej miny, a jego spojrzenie mówi znacznie więcej, niż mógłby powiedzieć jakikolwiek dialog. „Inside Llewyn Davis” jest jednocześnie filmem okrutnie wręcz ironicznym. Llewyn miał kiedyś partnera, Mike’a, z którym nagrał pierwszą płytę, zatytułowaną „Gdybyśmy mieli skrzydła”. W dalszej części historii dowiadujemy się, że Mike popełnił samobójstwo, rzucając się z mostu. Tego typu motywów jest w filmie braci Coen więcej: rudy kocur, którego Llewyn przez przypadek wypuścił z mieszkania znajomych, nazywa się Ulisses – tak samo jak król Itaki, bohater „Odysei” Homera, który tułał się po świecie przez dziesięć lat, zanim dotarł wreszcie do domu. Llewyn do domu jednak nie dociera, a w każdym razie nie na naszych oczach. Braci Coen w ogóle nie interesuje podróż z punktu A do punktu B; o wiele ciekawsze jest dla nich portretowanie bohatera, który nieustannie drepcze w kółko, i co najwyżej przyzwyczaja się do tej sytuacji. Pod koniec filmu, kiedy Llewyn dochodzi do porozumienia ze swoimi przyjaciółmi i zaczyna szukać pracy, wydaje się, że wyjdzie na prostą. Symbolicznym przypieczętowaniem tego wrażenia jest scena, w której Llewyn – ponownie wychodząc z mieszkania znajomych – zatrzymuje kota i zatrzaskuje drzwi, zanim futrzak wyskoczy na klatkę. Po chwili okazuje się jednak, że to tylko element przewrotnej gry z widzem, którą bracia Coen prowadzili do facto na całej długości fabuły. Następna – i przy tym ostatnia – scena filmu to bowiem powtórzenie sekwencji otwierającej. Llewyn znowu gra w klubie tę samą piosenkę, a historia zawija się w zgrabną pętelkę. Kamera Brunona Delbonnela wyławia jednak bardzo istotny dodatkowy drobiazg – po tym, jak Llewyn schodzi ze sceny, zaczyna na niej grać młody (i zupełnie jeszcze wtedy nieznany) Bob Dylan. Dylan zrobi niebawem wielką karierę. Llewyn dostanie w mordę i zatoczy pełne koło, zapewne nie pierwsze i nie ostatnie. A my ciągle jesteśmy razem z nim, na tym samym dnie, śpimy na niewygodnych kanapach, gramy w tych samych podrzędnych klubach, marzniemy na chłodzie i jemy, co popadnie. Ale jest nam już jakoś bardziej swojsko.
Tytuł: Co jest grane, Davis? Tytuł oryginalny: Inside Llewyn Davis Data premiery: 28 lutego 2014 Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Gatunek: dramat Ekstrakt: 80% |