Chociaż w obecnym składzie Wishbone Ash – legendy brytyjskiego rocka, która swoje najlepsze lata przeżywała cztery dekady temu – pozostał już tylko jeden muzyk pamiętający tamte sukcesy, gitarzysta i wokalista Andy Powell, zespół wciąż regularnie nagrywa nowe płyty. „Blue Horizon” też wstydu mu nie przynosi. Ba! jeśli ktoś lubi typowo Ashowe granie i nie oczekuje od ekipy Powella żadnych nowinek – będzie z krążka bardzo zadowolony.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Korzenie Wishbone Ash sięgają połowy lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to perkusista grupy Scimitars, Steven Upton, zwarł szeregi z dwoma muzykami The Empty Vessels, gitarzystą Glenem Turnerem i jego bratem, basistą Martinem. Tym sposobem narodziło się trio Tanglewood, które – by rozpostrzeć skrzydła mające unieść ich do wielkiej kariery – przeniosło się z rodzinnego Devon do Londynu. Wkrótce jednak kapelę opuścił Glen, którego zastąpił przybyły z Birmingham, udzielający się tam w formacji King Biscuit, Ted Turner (zbieżność nazwisk przypadkowa); po jakimś czasie dołączył jeszcze drugi gitarzysta – Andy Powell (wcześniej w Sugarband) – i tym samym skład został ostatecznie ukształtowany. Kwartet, chcąc rozpocząć wszystko od początku, przyjął nową nazwę – Wishbone Ash. Od tamtego momentu minęło… czterdzieści pięć lat. Przez szeregi zespołu przewinęło się w sumie kilkunastu muzyków; po dziś dzień na posterunku wytrwał tylko jeden – Powell. A na pewno nie było mu łatwo. Parokrotnie musiał zaczynać praktycznie od zera, kompletując kolejne składy bądź namawiając do powrotu starych kolegów. Z Martinem Turnerem pokłócił się o nazwę do tego stopnia, że sprawa trafiła do sądu, który przyznał jednak rację Andy’emu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gwoli ścisłości należałoby dodać, że obecnie istnieją dwie formacje o tej samej – no dobrze, niemal tej samej – nazwie. Oprócz tej, którą kieruje Powell, działa bowiem jeszcze (od 2005 roku) Martin Turner’s Wishbone Ash. O ile jednak grupa byłego basisty skupia się jedynie na odcinaniu kuponów od dawnej sławy (przerabiając w nieskończoność stare kawałki), o tyle ta właściwa – czytaj: Andy’ego – regularnie dostarcza fanom nową muzykę. „Blue Horizon” jest, licząc od początku kariery, dwudziestym czwartym albumem studyjnym, który zawiera całkowicie premierowy materiał. I trzecim – po „The Power of Eternity” (2007) i „Elegant Stealth” (2011) – nagranym w najnowszym zestawieniu, czyli z pochodzącym z Finlandii gitarzystą Jyrki „Muddym” Manninenem, basistą Robertem (Bobem) Skeatem i bębniarzem Josephem Crabtreem. Spośród wymienionej trójki najdłuższy staż w grupie ma Skeat, który wziął udział w realizacji wszystkich płyt Wishbone Ash od czasu powszechnie uznanego za godny potępienia „Trance Visionary” (1997); Manninen dołączył natomiast siedem lat później (po raz pierwszy można go usłyszeć na „Clan Destiny” z 2006 roku), a Crabtree po trzech kolejnych. Premiera „Blue Horizon” miała miejsce 21 lutego w Niemczech; tego samego dnia grupa umieściła również nagrania do odsłuchu na swojej stronie internetowej. Co ciekawe, brytyjscy fani Wishbone Ash będą musieli poczekać na kupno albumu jeszcze kilka dni, do 24 marca, ponieważ dopiero wtedy pojawi się on na półkach w sklepach muzycznych na Wyspach. Czy warto czekać, niecierpliwie przebierając nogami? Zdecydowanie tak! Dla tych, którzy w pierwszej połowie lat 70. XX wieku zachwycali się płytami „Wishbone Ash” (1970), „Pilgrimage” (1971), „Argus” (1972) czy „Wishbone Four” (1973), „Blue Horizon” będzie bardzo miłą podróżą w tamte odległe, ale jakże wspaniałe dla muzyki rockowej czasy. Andy Powell nigdy nie zaliczał się do twórców awangardowych i poszukujących, ale zdołał stworzyć – do spółki z Tedem Turnerem – niezwykły duet, którego sposób gry, polegający na jednoczesnym wyeksponowaniu obu gitar elektrycznych (prowadzących), stał się znakiem rozpoznawczym zespołu. I tak jest po dziś dzień. Tyle że zamiast Turnera jest sympatyczny, jasnowłosy (choć z mocno już przerzedzoną czupryną) Fin, który udowadnia, że z Powellem rozumieją się jak „stare konie”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na „Blue Horizon” znalazło się dziesięć utworów, które absolutnie niczym nie zaskakują. I dobrze. Bo były już takie czasy – w latach 80. i 90. ubiegłego wieku – kiedy Wishbone Ash starało się zaskakiwać fanów (vide „Nouveau Calls”, „Trance Visionary”, „Psychic Terrorism”) i nic dobrego z tego nie wynikało. Grupa najlepiej radziła sobie wtedy, gdy grała swoją własną, charakterystyczną mieszankę rocka progresywnego z hard rockiem, gdy w utworach dominowały długie, powłóczyste solówki i duety gitarowe, gdy romantyzm mieszał się z melodyką. I to właśnie otrzymujemy na najnowszym krążku. Otwierający go „Take It Back” to właśnie powrót do starego dobrego Wishbone Ash, w którym urocza, wpadająca w ucho melodia okraszona jest progresywną partią gitar Powella i Manninena. Ba! zaserwowana w końcowej fazie utworu solówka należy do jednych z najpiękniejszych zawartych na kilku ostatnich krążkach Brytyjczyków. Podobnych kawałków jest zresztą na „Blue Horizon” więcej. W podobnej tonacji utrzymane są i „Being One” (z nieco jednak mocniejszym, hardrockowym uderzeniem), i świetne, balladowe „Tally Ho!” (z miejsca przypominające polskie Turbo z okolic longplaya „Smak ciszy”), i „American Century” (okraszone żeńskimi, jak można się domyślać, chórkami).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Poza odniesieniami do absolutnej klasyki Wishbone Ash (z lat 70.) są też wyprawy w nieco inne rejony muzyczne. „Deep Blues” to typowy hardrockowy kawałek o mocno bluesowym, o czym informuje już tytuł, rodowodzie, w którym mamy do czynienia z dwiema znacznie różniącymi się stylistycznie solówkami. „Mary Jane” z kolei jawi się jako wyprawa na południe Stanów Zjednoczonych, gdzie blues idealnie koegzystuje z southern rockiem. „Strange (How Things Come Back Around)” i „Way Down South” to dwa najsłabsze fragmenty krążka. O dziwo, obie kompozycje mają bardzo podobną strukturę: w części pierwszej dominują banalne i nijakie pop-rockowe melodyjki (w drugim z wymienionych numerów grupa ociera się nawet – o zgrozo! – o country), potem następuje wyciszenie, po którym rozpoczyna się kolejna część, tym razem utrzymana już w nastroju progresywnym (z kolejnymi godnymi uwagi solówkami). Powell zadbał też o to, aby zakończenie albumu wypadło nie mniej przekonująco niż jego rozpoczęcie; stąd umieszczenie na finał dwóch znakomitych utworów. Tytułowy, „Blue Horizon”, daje prawdziwy przekrój zainteresowań stylistycznych grupy; mamy tu więc sąsiadujące ze sobą fragmenty balladowe i hardrockowe, progresywne i bluesowe, a wszystko to podane w taki sposób, że absolutnie się nie „gryzie”. „All There Is to Say” natomiast to Wishbone Ash w starym stylu, znanym z takich klasyków, jak „Error of My Ways”, „Phoenix”, „The Pilgrim”, „Time Was” czy „The King Will Come”. Czegóż więcej mogą chcieć fani brytyjskiej kapeli? Skład: Andy Powell – gitara elektryczna, śpiew Jyrki Manninen – gitara elektryczna, chórki Bob Skeat – gitara basowa, chórki Joseph Crabtree – perkusja
Tytuł: Blue Horizon Data wydania: 21 lutego 2014 Nośnik: CD Czas trwania: 59:13 Gatunek: rock EAN: 4260000341848 Utwory CD1 1) Take It Back: 6:01 2) Deep Blues: 5:28 3) Strange [How Things Come Back Around]: 6:02 4) Being One: 5:07 5) Way Down South: 6:47 6) Tally Ho!: 4:47 7) Mary Jane: 4:38 8) American Century: 5:07 9) Blue Horizon: 7:46 10) All There Is to Say: 7:28 Ekstrakt: 70% |