powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXXXV)
kwiecień 2014

Tydzień z Wesem Andersonem: Pociąg, czyli historia. „Pociąg do Darjeeling”
Piąty długi metraż Wesa Andersona nie przynosi chyba nikomu, kto widział którykolwiek z filmów reżysera, wielkich zaskoczeń. Mamy w nim statyczne kadry, prowadzące spojrzenie widza przez przekrój kolejnych pomieszczeń, jakby oglądał wnętrze domku dla lalek. Mamy zwichrowanych, neurotycznych bohaterów. I mamy Owena Wilsona i Jasona Schwartzmana (obaj aktorzy grali kolejno: w sześciu i w pięciu filmach Andersona). Można by zatem przyjąć, że Anderson nie zaskakuje: opowiada prostą historię, osadzając ją w wielobarwnej panoramie Indii. I tyle. Tymczasem jednak, jeśli przyjrzeć się głębiej, film odsłania przed widzem kolejne pokłady znaczeń.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W Indiach, czyli wszędzie
Trzej bracia, których wzajemne relacje trudno nazwać ciepłymi, spotykają się w pociągu. Najstarszy, Francis (Owen Wilson), freak control z boleśnie odczuwanym deficytem ojcowskiej miłości, właśnie cudem uszedł z życiem. Nie jest do końca jasne, czy faktycznie miał wypadek, czy dokonał celowej próba samobójczej, w każdym razie bohater przez niemal cały film nosi na twarzy plastry i bandaże, z lubością opowiadając o tym, jakie rany odniósł i jak przebiegało ich opatrywanie. Skłania braci do podróży pociągiem, w nadziei, że w czasie drogi przez uduchowione Indie – bo duch, jak wiadomo, krąży na wschodzie – uda mu się odbudować ich wspólne relacje. Peter (Adrien Brody), brat środkowy, przyjeżdża w ostatniej chwili, taszcząc ze sobą głównie rzeczy zmarłego ojca. Goli się jego maszynką, nosi jego neseser – wzbudzając tym samym we Francisie odium ojcowskiej miłości, której temu zawsze brakowało. „Umierając powiedział, że to ja byłem jego faworytem” – powie Peter, później przyznając się, że ojciec mówił już wtedy na tyle niewyraźnie, że mógł powiedzieć cokolwiek. I jest jeszcze brat najmłodszy, Jack (Jason Schwartzman), którego historię poznajemy już wcześniej w krótkometrażowym „Hotelu Chevalier”, będącym swego rodzaju wstępem do historii z „Pociągu do Darjeeling”. Jack zmaga się z toksycznym związkiem i z trudnością pisania, które stanowi dla niego drogę wyrażania emocji. Na co dzień jest tak samo oszczędny w ich wyrażaniu, jak inne postaci z Andersonowskiego uniwersum: mówiące szybko, długimi zdaniami, jednostajnym tembrem głosu, z mocno ograniczoną mimiką, o największym cierpieniu opowiadające tak, jakby zdarzyło się w gruncie rzeczy komu innemu. W końcu cała trójka znajdzie się już w pociągu – który na nikogo nie czeka, nieszczęśliwych spóźnialskich zostawiając na peronie. Tak jak biznesmena, granego przez Billa Murraya, od którego rajdu taksówką przez miasto rozpoczyna się cały film. Moglibyśmy oczekiwać, że postać Murraya jest jednym z głównych bohaterów, ale reżyser robi nam psikus: bohater spóźnił się, więc pociąg odjechał bez niego. A przecież cała historia bez pociągu odbyć się nie może.
Pojazd ten staje się dla Andersona pretekstem, by prowadzić widza przez długie, wąskie pomieszczenia (taki był dom Tennenbaumów z „Genialnego klanu”, takie są jamy, które kopie Pan Lis, uciekając z rodziną przed bezwzględnymi farmerami w „Fantastycznym Panu Lisie”). Pociąg staje się nie tylko środkiem lokomocji, ale jest też miniaturą całego świata. tutaj spotykają się nie tylko trzej bracia. W jednej z ostatnich scen w rytm jazdy ukazani są, pousadzani w ciasnych kabinach, wszyscy pozostali bohaterowie filmu. Indie, w których Anderson osadza akcję, są podobnym wybiegiem: Francis chciałby, żeby ta duchowa podróż zbliżyła go z braćmi, podstępem chce też doprowadzić do spotkania z matką, która opuściła synów i została przeoryszą w niedostępnym klasztorze. „Nie przyjeżdżajcie, w okolicy grasuje tygrys ludojad” – pisze, co synowie biorą za absurdalną próbę zniechęcenia ich do odwiedzin, a co, jak każdy absurd w filmach Andersona, okazuje się najszczerszą prawdą.
Tygrys ludojad, czyli rodzina
Matkę gra zresztą Anjelica Huston, ta sama aktorka, która w „Genialnym klanie” jest matką dysfunkcyjnej rodziny Tennenbaumów. Tutaj zaszywa się w górskim klasztorze, nie chcąc się widzieć z synami. Nie było jej także na pogrzebie męża. Po prostu nie chciała tam być – wyjaśnia. Postać nie zajmuje sobą dużo miejsca – szybko znika, bo opowieść o rodzinie jest tutaj dosłownie opowieścią: bohaterowie realizują się w opowiadaniu, w słownym projektowaniu możliwości, a nie w ich faktycznej realizacji. Pragnienie bycia z matką było dla bohaterów pretekstem do opowiadania, snucia planów, marzenia. Faktycznie spotkanie jest jednak nieco rozczarowujące i szybko się kończy.
Figura trzech braci też nie jest przypadkowa. Dobrze znana, chociażby z kanonu europejskich baśni braci Grimm, zostaje przez reżysera przepisana w sposób nieoczywisty. Chociaż Francis chciałby być tym najstarszym, a więc najmądrzejszym, widać ograniczenia, jakie sam na siebie nałożył – widać też poprzez to, jak bardzo podobny jest do matki, również pragnącej mieć wszystko pod kontrolą. Francis okazuje się jednak bardziej odpowiedzialny: nie znika, kiedy rzeczywistość zaczyna wymykać mu się spod kontroli. Środkowy brat, w baśni pełniący rolę zapychacza, zazwyczaj zagorzałego stronnika brata najstarszego, w filmie otrzymuje wyrazistą osobowość – chodzący w okularach ojca, dodających mu lat, boi się konfrontacji z rzeczywistością, w której jego partnerka spodziewa się dziecka. Za bardzo obciąża go bagaż – dosłownie i w przenośni – rodzinnych zaszłości. Nie przez przypadek bowiem ten właśnie bohater zostaje wyposażony w przedmioty należące do ojca: nie zawsze przydatne, jak okulary, które korygowały wadę wzroku ojca, ale już nie syna, po te użytkowe, których użycie jednak wywołuje w dwóch pozostałych braciach raczej usprawiedliwioną negatywną reakcję (maszynka do golenia po zmarłym nie jest może rozwiązaniem higienicznym stulecia).
Równocześnie bagaże, które dźwigają bracia, okazujące się być walizkami i neseserami zmarłego ojca, stanowią prosty do odczytania symbol. Obarczeni niełatwym dziedzictwem bracia snują się po Indiach tak długo, póki niechcianego ciężaru nie zrzucą ze swoich bark. Nawet kiedy barki są jednak mocno metaforyczne – Anderson, zgodnie ze swoim poczuciem humoru, każe braciom objuczać bagażami dodatkowy pojazd i wynajmować służących do zajmowania się nim. Starannie zaprojektowane walizki po raz kolejny są pretekstem, by pokazać przekrój wnętrza, w którym wszystko jest starannie poukładane – tak jak poukładane są scenariusze Andersona – jednocześnie wygrywając, nieco na marginesie filmu, kontrast. Bracia, zwłaszcza epatujący bogactwem Francis, po opuszczeniu pociągu wędrują po indyjskiej prowincji, i konfrontują się ze światem, w którym rzeczy właściwie nie ma. Ubogie mieszkania tubylców to feeria kolorów, ale zaskakująco pusta – poza łóżkiem czy zasłonami nie ma w nich tego przepychu rzeczy, które tachają za sobą bracia (a także tego, co wypełnia inne filmowe mieszkania z wyobraźni Andersona).
Wąż, czyli ucieczka do wolności
W jednej ze scen Peter kupuje na targu węża. Nie wiadomo, po co mu tak naprawdę jadowite stworzenie, które staje się czymś w rodzaju myśliwskiego trofeum, dopóki nie opuści pudła. Później wąż-uciekinier terroryzuje braci i staje się przyczyną, dla której są zmuszeni opuścić pociąg. A wraz z nim jedną z linii opowiadanej historii.
Tak jak wspomniałam, opowiadanie to ważny element „Pociągu do Darjeeling”. Jack, najmłodszy z braci, pisze opowiadania – jak u Andersona bywa, papier, na którym je zapisuje, nie jest bez znaczenia. Od początku bracia, komentując opowiadanie, wyrażają się o nim pochlebnie, dorzucając jednak coś w stylu „ale nie pamiętam, żebym nakrzyczał na mechanika”. W końcu udaje nam się zobaczyć, że opowiadanie to fabularyzowana wersja wyprawy braci na pogrzeb ojca – mimo to Jack zaznacza, że na nikim się nie wzorował i wszystko jest fikcją. Fikcja kończy się tam, gdzie uderza rzeczywistość – kiedy bracia zostają zaproszeni na pogrzeb dziecka w indyjskiej wiosce, wspomnienia z tego najważniejszego dotąd dla nich pogrzebu powracają.
Jack przepisuje też dla widzów „Pociągu do Darjeeling” historię, którą widzieliśmy w krótkometrażowym „Hotelu Chevalier”. Wydźwięk historii przepisywany jest ciągle na nowo, ulegając nieznacznym zmianom. Przecież widzieliśmy to na własne oczy przed chwilą, a jednak zapisane brzmi zupełnie inaczej. Niby było tak, a jednak było inaczej. Anderson eksperymentuje ze szkatułkową budową narracji, wprowadzając urywki opowiadań Jacka, pozwalając na odczytanie filmu jako rzeczywistej opowieści o braciach, ale także jako metafory skomplikowanego życia rodzinnego.
Pociąg jest metaforą historii, która pomieści wszystko.



Tytuł: Pociąg do Darjeeling
Tytuł oryginalny: The Darjeeling Limited
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 1 lutego 2008
Reżyseria: Wes Anderson
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 91 min
WWW:
Gatunek: dramat, komedia, przygodowy
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

8
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.