Na okładce „Dwanaściorga z Paryża” widzimy wielkiego faceta w zbroi ociekającej krwią. W dobie zestandaryzowanych opraw graficznych, niewiele mówiących o charakterze książki, ta zasługuje na pochwałę – jest w pełni symptomatyczna względem treści.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Srogi mąż z okładki to Mattias Tannhauser, bohater znany już z innej powieści Tima Willocksa, „Religii”, w której niemal samodzielnie obronił Maltę przed turecką inwazją. Tym razem ten nieustraszony wojownik wyrusza z wizytą do Paryża, aby odwiedzić goszczącą w Luwrze żonę. Niestety, pech chce, że w międzyczasie wybucha Noc świętego Bartłomieja i wszystko wskazuje, że żona Mattiasa padła jedną z jej ofiar. Wobec takiego rozwoju sytuacji wściekły Tannhauser chwyta za broń i rusza w miasto dokonać krwawej pomsty. Litości rzecz jasna nie będzie. Pod miecz idą katolicy, hugenoci, strażnicy, muszkieterowie, żacy, ulicznicy i właściwie każdy, kto się napatoczy. W ferworze walki Tannhauser ubija nawet polską delegację, która przybyła z zaproszeniem na tron dla księcia Henryka. Od początku z ciekawości liczyłem kolejne ofiary, aby zobaczyć czy padnie rekord Guinnessa, jednak gdy już w połowie książki zabici zaczęli iść w dziesiątki, pogubiłem się w obliczeniach i straciłem entuzjazm. Od napisania i pierwszego wydania „Religii” do ukazania się „Dwanościorga z Paryża” upłynęło siedem lat. Dla Willocksa ten czas nie okazał się całkowicie zmarnowany, bo druga powieść o Tannhauserze jest mimo wszystko nieco lepsza od pierwszej. Są w niej fragmenty szybkie i pełne akcji, podlane czarnym humorem, a przy tym wierne podstawom logiki, co w „Religii” raczej się nie zdarzało. Gdyby cała książka była utrzymana na tym poziomie, Paryż wart byłby mszy. Niestety, są też obszerne, nawet kilkudziesięciostronicowe rozdziały, sprawiające wrażenie pisanych na kolanie. Fabuła nagle traci nawet pozory wiarygodności, zaś jakakolwiek zależność przyczynowo-skutkowa ginie w fontannach krwi lub pompatycznych dialogach. Na dodatek bohaterowie wciąż są przerysowani i skrojeni według wytartych do białości schematów, a ich psychika płaska jak naleśnik rozjechany walcem. No i sceny walki… To zrozumiałe, że autor postawił na efektowność, ale permanentne dźganie nożem jedną ręką pierwszego przeciwnika, skręcanie drugą karku następnemu, a potem odcinanie zdobyczną bronią genitaliów trzeciemu, przy jednoczesnym miażdżeniu czaszki czwartego, by na koniec piąty poślizgnął się i zabił w kałuży krwi pozostawionej przez poprzedników, wywołując zawał serca u szóstego i pęknięcie śledziony u siódmego, wydaje się lekką przesadą. Przesada to jednak znak rozpoznawczy prozy Willocksa i jeśli powstaną kolejne powieści o Tannhauserze, niewątpliwie nic się w tej kwestii nie zmieni. Cieszy przynajmniej to, że autor robi choć drobne postępy. Jeśli nadal będzie się rozwijał w tym tempie, już za jakieś 30-40 lat powinien zacząć pisać niezłe rzeczy.
Tytuł: Dwanaścioro z Paryża Tytuł oryginalny: The Twelve Children of Paris Data wydania: 4 lutego 2014 ISBN: 978-83-7818-401-0 Format: 816s. 135×215mm; oprawa zintegrowana Cena: 47,90 Gatunek: historyczna Ekstrakt: 40% |