powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXXXVII)
czerwiec 2014

Pieśń nad pieśniami
George R.R. Martin ‹Nawałnica mieczy. Krew i złoto›
Polski wydawca, dzieląc oryginalne tomy „Pieśni Lodu i Ognia” na połowy, podał najapetyczniejszą porcję na mniejszym talerzu – na pięciuset stronach drugiej części „Nawałnicy Mieczy” mamy takie natężenie zwrotów akcji, intryg i spisków w przeliczeniu na rozdział, że lektura pobudza silniej niż kawa rozcieńczona Red Bullem.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Nawałnica mieczy. Krew i złoto›
‹Nawałnica mieczy. Krew i złoto›
W HBO dobiega końca czwarty sezon „Gry o tron”, ale wznowiona z jego okazji „Nawałnica mieczy. Krew i złoto” – tym razem z rozwścieczoną wroną na okładce – zapewne jeszcze długo krążyć będzie w okolicach list bestsellerów, bo to zdecydowanie najlepsza część sagi Martina. Nawet znając bieg zdarzeń czyta się ją świetnie, a co dopiero w stanie dziewiczej niewiedzy, za pierwszym razem. Pamiętam, że poprzednie wydanie przeczytałem kilka lat temu podczas kilkugodzinnej podróży nocnym autobusem, docierając do ostatniej strony przy dogorywającej żarówce i książce podskakującej w dłoniach od nierówności na drodze. Brak snu i uszkodzenia wzroku zrekompensowała świetna fabuła, której nie sposób było odłożyć na później.
O szczegółach nie ma sensu się rozpisywać – prawie każdy zdążył się już z nimi zapoznać, czy to dzięki powieści, czy też w formie substytutu poprzez serial. Gdyby na siłę szukać mankamentów, można temu tomowi z czystym sumieniem zarzucić tylko jedno – jest zbyt dobry. W następnych dwóch tempo akcji wyraźnie spada, przez co choć same w sobie nie są złe, nie czyta się ich już z taką podnietą. Patrząc jednak na to, jak wyglądał koncept autora na tę serię, taka sytuacja była chyba nie do uniknięcia.
Martin wielokrotnie wspominał w wywiadach, że zasiadając do pisania swojej sagi zamierzał stworzyć dobrą „powieść historyczną w fikcyjnym świecie”. Powieść historyczną, ponieważ te, dzięki rozgrywaniu się na przestrzeni lat, często są znacznie bardziej złożone fabularnie i wymyślniej przedstawiają losy bohaterów niż powieści fantasy. A w fikcyjnym świecie, bo konieczność odtwarzania prawdziwych wydarzeń krępuje autora, zaś znającemu prawdziwą historię czytelnikowi z góry podpowiada zakończenie.
I rzeczywiście, struktura „Pieśni…” bardziej przypomina wielotomowe powieści historyczne niż standardowe fantasy. Sztampowych wątków jest niewiele, postaci niemal co do jednego niejednoznaczne, a rozwój sytuacji rzadko kiedy da się precyzyjnie przewidzieć. Pominąwszy kilku „faworyzowanych” bohaterów, całą ogromna reszta wydaje się być dostosowana do świata, a nie świat do nich, jak często bywa w fantasy. Samo uniwersum też jest zresztą cokolwiek niemałych rozmiarów i – co ważne – opiera się przede wszystkim na dość wiarygodnej polityce rodowej i ludzkich motywacjach, a nie bliżej niesprecyzowanych fantazmatach.
Biorąc to pod uwagę, panująca rzekomo w sadze Martina niesłychanie wysoka śmiertelność już tak nie dziwi – skoro akcja toczy się przez lata w świecie stylizowanym na wczesne średniowiecze, w którym trwa krwawa wojna, siłą rzeczy od czasu do czasu ktoś powinien umrzeć – tak przecież byłoby w analogicznej sytuacji w prawdziwym świecie. W porównaniu z takimi klasykami powieści historycznej jak „Ja, Klaudiusz” Gravesa czy „Królowie przeklęci” Druona, w których umierają chyba w zasadzie wszyscy pojawiający się na kartach bohaterowie, Martin i tak wypada dość skromnie.
Skromna zdecydowanie nie jest za to fabuła „PLiO”, która razem ze wszystkimi elementami pobocznymi rozrosła się do tak monstrualnych rozmiarów, że niewątpliwie sam autor musi się posiłkować notatkami, aby w pełni nad nią zapanować. Nie dziwi więc, że tak długo pracuje nad kolejnymi tomami. Zwróćcie uwagę, jak wiele różnych teorii – dotyczących zarówno dalszego biegu wydarzeń, jak i tajemnic z przeszłości – tworzą czytelnicy „Pieśni…” na poświęconych jej portalach i forach. Ta historia stwarza tyle możliwości właśnie dlatego, że w większości jest wymyślana i planowana z wyprzedzeniem. Chcąc pozostać wiernym dotychczasowej formule (to znaczy, żeby nadal była to „powieść historyczna w fikcyjnym świecie”, a nie dwa tysiące siedemset trzydziesta czwarta posttolkienowska saga fantasy) trzeba włożyć w nią trochę pracy, często dość nużącej i męczącej, związanej z sensownym powiązaniem dziesiątków pierwszo-, drugo- i szóstoplanowych wątków.
Dlatego zdecydowanie nie chciałbym, aby Martin w jeden rok napisał dwa ostatnie tomy, porzucając niuanse historii i wymyślając na szybko byle jakie zakończenie. Wolę poczekać jeszcze kilka lat, przejść przez etap nieco wolniejszego biegu historii Westeros, w nadziei że w następnym, albo przynajmniej ostatnim tomie rozstawianie figur z ostatnich dwóch części zaprocentuje i jeszcze raz pojawi się taki czytelniczy rollercoaster jak w drugiej połowie „Nawałnicy mieczy”.



Tytuł: Nawałnica mieczy. Krew i złoto
Tytuł oryginalny: A Storm of Swords. Blood and Gold
Data wydania: 7 kwietnia 2014
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7785-447-1
Format: 636s. 145×205mm
Cena: 49,–
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

58
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.