Co robią dzieci w odciętym od świata sierocińcu gdzieś w Andach? Organizują swój własny mały świat pełen przyjaźni, zdrad, ambitnych przygód i bezlitosnej walki o władzę. Choć dwa lata upłynęły od zakończenia prac nad „Śnieżynkami” (ang. „Snowflakes”), to jednak jest to opowieść, do której warto wracać.  | ‹Snowflakes›
|
Tym, co czyni tę serię wyjątkową, są niezwykle charakterystyczne i niepowtarzalne postaci, które stanowią znakomitą mieszankę cech dziecięcych z takimi, które przypisać moglibyśmy głównie dorosłym. Te drugie, jak dowiadujemy się stopniowo podczas lektury kolejnych pasków, każdy z bohaterów odziedziczył po swoich rodzicach. Priti, urodzona przywódczyni, ma podejście do życia godne korporacyjnego managera. Mały, szczurowaty Enzo zna wszystkie zakamarki sierocińca i doskonale wie, jak podkradać się niepostrzeżenie do innych dzieciaków. Wray (nie bez powodu uznawana za najciekawszą postać całego komiksu) żyje we własnym świecie pełnym upiorów, ninja i robozaurów, uznając się za potomkinię wikingów i brutalnie narzucając swoje zdanie całej reszcie. Greg jest niespełnionym synem kogoś w rodzaju Indiany Jonesa, a sama aparycja Glory’ego, wraz z jego politycznym obyciem, wskazuje na jego pochodzenie. Jak w prawdziwym życiu, sojusze, przyjaźnie i cele bohaterów są zmienne. Przyjaźń między Lu i Priti trwa do czasu, aż pojawiają się Greg i Enzo walczący o względy tej pierwszej. Znajomość myślącej racjonalnie (najracjonalniej chyba spośród wszystkich przedstawionych postaci) Sloan z Wray również niepozbawiona jest wzlotów i upadków. Lubiany (lub też nie, w zależności od okoliczności) przez niektórych Glory wydaje się jedną z tych niezmiernie pozytywnych postaci, które w każdej sytuacji zdołają znaleźć jej dobrą stronę. Jego wyprawa z Wray i Gregiem na poszukiwanie Eldorado stworzonego przez robozaury wyraźnie pokazuje, jak bardzo jest on w stanie poświęcić się dla dobra (czy raczej dobrej zabawy) innych.  | Kto powiedział, że tyranozaury nie mogły być jedi?
|
Komiks jest nie tylko kopalnią kapitalnych powiedzonek i jakże celnych one-linerów (autorstwa głównie Wray, choćby: „Musisz być słaby, by móc stać się silny. Chyba że jesteś mną, bo ja zawsze jestem silna.”), ale kryje w sobie prawdziwy urok dzieciństwa. Wędrówka po górach i walka ze wszędobylskimi robozaurami strzelającymi laserami z oczu i ziejącymi kwasem czy dwugłowymi yeti (pamiętajcie, że jedna z ich głów jest niewidzialna) – tylko dzieci potrafią mówić otwarcie o tak niezwykłych tworach swojej wyobraźni. Nadzwyczajne jest to, że twórcy komiksu sięgnęli (jak przypuszczam) do swojego własnego dzieciństwa, wyciągnęli z niego ubarwione poznaną później popkulturą motywy, a następnie zdołali nam je przedstawić w tak wciągającej formie. Bo komiks należy do gatunku tych niebezpiecznych pożeraczy czasu, których lektury nie warto rozpoczynać późnym wieczorem. I mimo całej dziecięcej otoczki znajdziemy w nim bardzo wiele dojrzałych przemyśleń i tematów.
Tytuł: Snowflakes |