powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXXXVII)
czerwiec 2014

Cannes 2014: Opowieść o przyjaźni
ciąg dalszy z poprzedniej strony
GH: Dzięki Bogu, zrobiłabym okropne wrażenie. Wracając do Twojego pytania – poruszałam tematy, które były drażliwe dla każdego z członków zespołu. Dla Gary’ego z pewnością było to najtrudniejsze doświadczenie, bo rzeczywiście może wydać się postacią negatywną, ale Gary to też najsilniejsza osobowość w zespole, jego autorstwa są wszystkie piosenki i to właśnie on był siłą napędową Spandau Ballet. Obawiał się o to, jak wypadnie. Wydaje mi się jednak, że w filmie widać, jak każdy z nich się zmienia. Kiedy dochodzimy do momentu, gdy Gary siedzi samotnie w swoim domu w 1998 roku, nie widzimy tego egoistycznego, pewnego siebie Gary’ego o wybujałym ego sprzed lat; rozpadł się jego zespół, małżeństwo, kariera aktorska w Hollywood nie przyniosła mu spełnienia. Nienawidzę tego określenia, ale w filmie widać podróż, jaką przez te lata odbywa Gary.
MB: Tony, oglądając film wydaje się, że to Ty najmocniej wszystko przeżywasz.
TH: Tak, to był element filmu, który trochę mi przeszkadzał. To skupienie na konflikcie pomiędzy mną a Garym. Wydarzyło się wiele innych rzeczy, których w filmie nie ma, i wtedy trzymam pion. Ale tego oczywiście nie widać.
MB: Czy było coś, czego ostatecznie postanowiliście nie pokazywać?
TH: Było parę rzeczy, które moim zdaniem mogliśmy pokazać inaczej, ale decyzja należała do George. To zabawne, bo później obejrzałem film o Metallice („Metallica: Some Kind of Monster” – przypis autorki) i powiedziałem sobie: „O Jezu, to o nas”. Jest taka scena, kiedy James Hetfield siedzi w twarzą ukrytą w dłoniach. Tak właśnie to wyglądało. To okropne uczucie, gdy ludzie, z którymi przyjaźnisz się od czasów szkolnych nagle zaczynają się nienawidzić.
MB: W filmie członkowie zespołu mówią, że fani zawsze podejrzliwie patrzą na zespoły, które schodzą się ponownie po latach. 20 lat później sami robią dokładnie to samo.
GH: Gary mówi w filmie, że ludzie cynicznie podchodzą do takich pojednań, wszystkim wydaje się, że robią to tylko dla pieniędzy. Ale chodzi też o pragnienie przeżycia na nowo tamtych lat. Uważam się za szczęściarę, bo udało mi się zobaczyć ich koncert w małym klubie w Austin w Teksasie. Zobaczyłam pięćdziesięcioletnich facetów o dokładnie takiej samej energii jak kilkadziesiąt lat temu. Dla nich chodzi o radość ze wspólnego grania.
MB: Wygląda na to, że reaktywacja zespołu Was ucieszyła. Zważywszy jednak na to, co się wcześniej wydarzyło, jak trudny był dla Was ten powrót?
TH: Bardzo trudny. Najtrudniej było oczywiście ze mną i Garym, ale zdaliśmy sobie sprawę, że musimy iść naprzód. Uścisnęliśmy sobie ręce i postanowiliśmy zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Przeszłość to przeszłość i postanowiliśmy już o niej nie wspominać. Myślę, że pozostawienie całej tej agresji i wściekłości daleko w tyle wyszło nam na dobre. Kiedy wcześniej spotykałem Gary’ego omal nie dochodziło do rękoczynów. Teraz nauczyliśmy się darzyć szacunkiem. Jestem artystą solowym dłużej, niż istniał Spandau, lecz granie z nimi po tylu latach okazało się niesamowite. Chcemy to powtórzyć w 2015, ale zobaczymy jak będzie.
MB: Metallica poszła na terapię.
TH: Myślę, że nam za terapię wystarczyło to, że znowu zaczęliśmy razem grać. Nie musieliśmy leżeć u kogoś na kozetce. To Amerykanie, czego można się po nich innego spodziewać? Nam, Anglikom, wystarczy kilka piw, parę słów i uściśnięcie dłoni.
Kiedy zaczęliśmy znów koncertować mieliśmy wrażenie, jakbyśmy rozstali się wczoraj. Poza tym tak naprawdę wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi; opowiadamy te same kiepskie dowcipy, ja zawsze się spóźniam. Teraz za to o wiele lepiej się bawimy. Końcowy etap Spandau Ballet kosztował mnie sporo pewności siebie, zwłaszcza jako artysty. Nie było tego w filmie, ale podczas pracy nad ostatnim albumem nadszedł taki moment, że idąc do studia na Oxford Circus im byłem bliżej, tym gorzej się czułem. Gdy mnie zobaczyli wyglądałem tak źle, że od razu wysłali mnie do domu. Zostałem tam przez tydzień. Doprowadziliśmy do tego, że atmosfera była już nie do zniesienia.
MB: Byliście wtedy na szczycie.
TH: Tak, ale po prostu nie mieliśmy żadnej alternatywy. Podczas pracy nad „Heart Like the Sky” wiedziałem, że to ostatnia rzecz, jaką razem zrobimy. Powtarzałem sobie, że skończę album, pojadę w trasę, spełnię swoje obowiązki i to by było na tyle. Gdy jesteś młodym facetem chcesz podbić świat, potem ideały z młodości ulegają transformacji. Kończysz trzydziestkę i zaczynasz mieć inne priorytety, a to zmienia ludzi. Nie jest już tak samo.
MB: Tą ewolucję można zauważyć także pod względem muzycznym. Czy te ciągle poszukiwania to przykład rozwoju czy braku stylu?
GH: Gdy zaczęli karierę byli bardzo młodzi, gdy podpisali kontrakt płytowy i mieli pierwszy przebój na liście Top of the Pops mieli po 18 lat! Starali się odkryć kim są i co tak naprawdę lubią, dlatego próbowali różnych rzeczy, szukali nowych inspiracji. Zespoły ewoluują, tak jak ewoluują ich fani. Rozpoczęli karierę jako nastolatki, wtedy ich brzmienie było bardziej popowe. Potem przeszli etap fascynacji muzyką soul, by wreszcie odnaleźć swoje miejsce na scenie New Romantic. Myślę, że klucz do ich twórczości stanowi właśnie to, że nie bali się zmian.
TH: Bez względu na to, czy lubiło się Spandau Ballet czy nie, przynajmniej byliśmy interesujący. I w 2014 roku wciąż o nas rozmawiamy.



Tytuł: Soul Boys of the Western World
Reżyseria: George Hencken
Rok produkcji: 2014
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Czas trwania: 102 min
Gatunek: dokument
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.