powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXXXVII)
czerwiec 2014

Nie oddzielam
Szczepan Twardoch ‹Wieczny Grunwald. Powieść zza końca czasów›
Jest tu jeden bohater, jest główny wątek konfliktu polsko-niemieckiego, jest jeden wyraźny zamiar, rozbity na mnogość fabuł, wątków i rozmaitych bytowań nieślubnego syna Kazimierza Wielkiego. Jest też coś, co można śmiało uznać za pisanie dla samego pisania, po którym widać, że autor doskonale bawi się swoją własną twórczością. Jest i dużo innych elementów czyniących z „Wiecznego Grunwaldu” Twardocha książkę nieprzeciętną, choć niekoniecznie wybitną.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Historia Paszka to jedna narracja, jedna opowieść wypełniona jego próbami przypomnienia sobie, jak to wszystko rzeczywiście wyglądało, poprzetykana licznymi dygresjami, które, choć z głównym wątkiem fabularnym nie zawsze mają istotny związek, to jednak nie są bez znaczenia dla powieści. Trzeba bowiem już na samym początku oddzielić (tak jak czyni to bohater) wątki faktycznie przybliżające nam losy Paszka oraz te, w których autor dość swobodnie bawi się materią swojej książki, prezentując różne, alternatywne przyszłości i przeszłości, w których przyszło Paszkowi bytować.
O ile oczywiście takie oddzielenie jest możliwe, bo przecież bohater żył wielokrotnie w różnych czasach, w różnych rzeczywistościach, doświadczając jednak ciągle tych samych kłopotów, zapętlając się w pozbawionym końca cyklu konfliktów polsko-niemieckich. Mimo woli, mimochodem i mimo wielu prób zdefiniowania (i redefiniowania) swojej tożsamości, Paszko staje raz to po jednej, raz po drugiej stronie, ale nigdy nie zostaje w pełni zaakceptowany przez którąkolwiek z nich. Jako bastard Kazimierza Wielkiego i córki niemieckiego kupca, pozostaje on kimś pomiędzy, dziwnym i nienaturalnym wytworem świata, który wszyscy inni zdają się wyraźnie dzielić na dwie jasno zdefiniowane części: nas i ich. Bez jakichkolwiek odcieni szarości i mimo tego, że przecież „byli Polacy i Niemcy, i Czesi, i Szlązacy, i Francuzi tacy czy inni, ale to ich określało niejako przygodnie, mniej niż to, że byli rymarzami, handlerzami albo rycerzami, poddanymi swoich króli i synami swoich ojców.”
Ale, choć autor zdaje sobie doskonale sprawę z tych historycznych i narodowych niuansów, to wcale mu to nie przeszkadza stawiać swojego bohatera w sytuacjach, w których ów właśnie wątek narodowy jest szczególnie uwypuklony. Temu właśnie służą przeskoki narracji, to pokazywanie jednego i tego samego konfliktu na dziesiątki różnych sposobów i przez to ukazanie nam (bo Paszko wie o tym od samego początku opowieści) jego śmieszności. Widać to najwyraźniej w prawdziwie przerysowanym, futurystycznym świecie Wiecznego Grunwaldu, gdzie nie istnieje praktycznie nic poza polsko-niemiecką walką („W Wiecznym Grunwaldzie cywilizacja, państwo i ludzie są po to, aby zabijać wrogów”), gdzie idee takie jak Polska i Niemcy uzyskały niezależność i w pełni podporządkowały sobie najdrobniejsze elementy życia swoich „obywateli”. Ta jedna wielka metafora pokazuje bardzo wyraźnie, jak pewne wymyślane przez ludzi idee zaczynają żyć swoim życiem, aż do skrajności, w której przestają być zaledwie pojęciem, odbierają wolność i narzucają swoją wolę ludziom.
Zagadnienie narodowości przewija się przez cały „Wieczny Grunwald” i wydaje się być w dużym stopniu wyznacznikiem osobistych poglądów autora, który wyraził je bardziej konkretnie w jednym ze swoich esejów („Jak nie zostałem Polakiem”). Patrząc na powieść właśnie z perspektywy tego tekstu można dostrzec bardzo wiele związków i zależności. Jest ich tak wiele, że pokusiłbym się nawet o uznanie „Grunwaldu” za bardziej przystępne (choć, biorąc pod uwagę nieliniowy i pełen dygresji sposób prowadzenia fabuły, nie jestem tego do końca pewien) i z pewnością mogące zyskać większą popularność przedstawienie tego, co Twardoch myśli o zagadnieniach Polskości i Niemieckości.
Można się z nim nie zgadzać, można się nawet ze mną nie zgadzać co do właściwych interpretacji tej powieści. Ale już sam fakt, że „Wieczny Grunwald” można odebrać tak różnie świadczy o tym, iż mamy do czynienia z książką nieprzeciętną. Trzeba mieć bowiem fantazję, by w taki sposób pisać, mieszać wątki i przedstawiać wszystko w tak, zdawałoby się, nieskoordynowanej formie. Fantazji zaś Twardochowi nie brakuje. Rzecz jednak w tym, by forma nie przerosła treści, a w zabawach językowych i fabularnych można się często zagubić i odnieść wrażenie, że są one sztuką dla samej sztuki, literackim popisem kunsztu, za którym co prawda coś się kryje, ale czegoś tam jednak zabrakło.
I nie jest to apel o pisanie prozy prostszej i łatwiejszej w odbiorze. Nie mam nic przeciwko eksperymentom literackim (a o taki „Wieczny Grunwald” bardzo wyraźnie zahacza), w tym jednak przypadku nie czuję się w pełni przekonany. Nie dlatego, że nie zgadzam się z Twardochem, bo wiele jego spostrzeżeń uznaję za bardzo celne i na czasie, a jego podejście do współczesnych interpretacji historii z pewnością zasługuje na uwagę. Nie dlatego też, by forma była trudna, bo czyta się książkę bardzo szybko, mimo wszystkich zabaw i stylizacji językowych i rwanej fabuły. Wydaje mi się jednak, że pomysł Twardocha, choć dobry, został niepotrzebnie rozdmuchany do rozmiarów powieści.



Tytuł: Wieczny Grunwald. Powieść zza końca czasów
Data wydania: 9 października 2013
ISBN: 978-83-08-05238-9
Format: 212s. 145×205mm
Cena: 29,90
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

64
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.