Po kapitalnym „Dostatku” przyszedł czas na polski przekład nieco wcześniejszej powieści Michaela Crummeya. „Pobojowisko” nie tylko potwierdza jego klasę, ale też pokazuje, jak wszechstronnym jest on autorem.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kiedy kilka miesięcy temu czytałem „Dostatek”, zadawałem sobie pytanie, ile zostałoby z prozy Kanadyjczyka, gdyby wytrącić mu z rąk mocny atrybut, jakim w tamtym tytule był realizm magiczny. „Pobojowisko”, „umagiczniających” zabiegów praktycznie pozbawione (lub wykorzystujące je w minimalnym stopniu – zależnie od interpretacji), przynosi odpowiedź pozytywną. Moc pisarstwa autora pozostała na tym samym poziomie, a czasem nawet wyższym, bo symboliczne postaci zostały zastąpione dwójką równoprawnych bohaterów, co siłą rzeczy ułatwia oddziaływanie na czytelnika. Historię Wisha i Sadie śledzimy naprzemiennie z perspektywy raz jednej, raz drugiej osoby, powoli zdając sobie sprawę, że konwencja romansu historycznego jest tu przede wszystkim pretekstem do opowiedzenia o innych wielkich tematach – wojnie i pamięci. Pierwszy z nich Crummey porusza w wątku japońskiego obozu jenieckiego położonego niedaleko Nagasaki. Opiera go na relacji między więźniami a tłumaczem-oprawcą, któremu znęcanie się nad więźniami sprawia wyraźną satysfakcję. Pozorna klarowność tej sytuacji zostaje jednak zaburzona kilkoma scenami, jakie rozegrały się przed i po obozowych wydarzeniach. Widzimy w nich uczestników wojennych zdarzeń w podobnych sytuacjach, ale z nieco inaczej rozdanymi rolami. Subtelność, z jaką Kanadyjczyk kreśli te wydarzenia, właściwie zmusza do ponownego prześledzenia niektórych fragmentów po skończonej już lekturze. Co prowadzi nas do tematu numer dwa – pamięci. W jednej ze scen Sadie klei taśmy filmowe, spostrzegając łatwość, z jaką pasma rozmów i gestów giną z życia filmów – gdyby zapomniała wycięte fragmenty, kształt historii zmieniłby się bezpowrotnie, tak jak zmienił się w oczach widzów, którzy nie mają pojęcia o klatkach, jakie uległy uszkodzeniu. A przecież w życiu zapominamy stale i mnóstwo, nie mówiąc już o tym, że do wielu szczegółów nie mamy dostępu, póki nie dowiemy się o nich od osób trzecich. Rozciągając czas akcji na ponad pół wieku Crummey osiągnął uderzający efekt – gdy historia dobiega końca, kilka rozmów, parę wyciągniętych z zakamarków pamięci puzzli nagle zmienia wymowę całej układanki. W tych momentach „Pobojowisko” przypomina inną rewelacyjną powieść, mianowicie „Poczucie kresu” Juliana Barnesa. Obaj autorzy chętnie rozważają na temat poczucia odpowiedzialności, u obu pielęgnowana we wspomnieniach bohaterów przeszłość powraca i uderza z wielką siłą, u obu wielka w tym zasługa stylu. „Dom, w którym dorastała, stał wykoślawiony, jakby narysowało go dziecko” – takimi opisami raczy nas Kanadyjczyk, którego sposób opowiadania wygląda na dość prosty, lapidarny, ale jest też jednocześnie niezwykle celny i obrazowy. Crummey wydobywa z obrazu, jaki chce przekazać, pewien szczegół, przedstawia go w plastycznej, oddziałującej na wyobraźnię formie, z której z kolei czytelnik może bez wysiłku zbudować własny, równie bogaty kadr. To umiejętność dostępna wyłącznie najlepszym pisarzom i autora „Dostatku” wypada już do takich zaliczać. Być może od najgłośniejszych powieści Faulknera i Marqueza, do których jest porównywany, minęło już sporo czasu, ale to Crummey jest jednym z nielicznych autorów, którzy ten czas potrafią wypełnić z równie wielką klasą.
Tytuł: Pobojowisko Tytuł oryginalny: The Wreckage Data wydania: 19 maja 2014 ISBN: 978-83-936653-5-8 Format: 408s. Cena: 39,99 Ekstrakt: 90% |