powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CXXXVIII)
lipiec-sierpień 2014

18. Lato z Muzami: Dzień pierwszy
Plan pierwszego dnia 18. Festiwalu „Lato z Muzami” niezamierzenie ułożył się w udaną metaforę przemijania.
‹18. Lato z Muzami›
‹18. Lato z Muzami›
Projekcje rozpoczął adresowany do zdecydowanie młodych widzów, świetny „Almost Home” – oparta głównie na czarnym humorze przesympatyczna odyseja kosmiczna o poszukiwaniu lepszego (bezpieczniejszego!) domu. Powstała w studiu DreamWorks czterominutowa animacja skutecznie pobudziła apetyty przed seansem pochodzącego z tej samej wytwórni „Pana Peabody i Shermana”. Historia genialnego psa Peabody i jego adoptowanego ludzkiego wychowanka w równym stopniu zachwyciła inwencją twórców swobodnie sięgających do zasobów popularnej historii i motywów rodem z science-fiction, co zirytowała nieomylnością pyszałkowatego psowatego, przy którym Tintin z filmu Spielberga wydaje się ofermą i trusią. Na nic jednak zdało się narzekanie, skoro jęki zgorzkniałego krytyka zagłuszyły wybuchy śmiechu kilkuletniej publiczności. Młodzi towarzysze seansu uświadomili obecność komizmu w scenach, których nie zrozumiałyby najtęższe kinomańskie głowy.
Wszelako nawet kinomanom trafiła się tego dnia perełka. Pokazany w bloku poświęconym młodym (ciałem lub duchem) polskim twórcom najnowszych filmów krótko- i średniometrażowych „Mały Palec” to owoc bezpretensjonalnej miłości do kina. Gdyby inni młodzi filmowcy wzorem reżysera tego filmu zrezygnowali z metafor większych niż życie i artystowskich pobudek, a zamiast tego skorzystali z rezerwuaru sprawdzonych chwytów, może już niebawem doczekalibyśmy się w Polsce porządnego kina gatunku. Tomasz Cichoń, bo o nim mowa, udowodnił, że przemoc w kinie ma się dobrze, lecz nie trzeba jej wcale pokazywać, by skutecznie przyciągnąć uwagę widza. Wystarczy postawić znak zapytania i wskazać na tykającą wskazówkę zegara… Napięcie rodem z gangsterskich akcyjniaków Johhniego To, żelazne spojrzenia jak w spaghetti westernach, neonowa scenografia kojarząca się z wnętrzami „Tylko Bóg wybacza”, nawet napisy końcowe stanowiące wizualne cytaty z trylogii „Bleeder” Nicolasa Windinga Refna (miejsce duńskich dresów zajmują tu te polskie) – cała suma nawiązań dała wrzący kinową energią, a przy tym zaskakująco zabawny, obraz polskiej prowincji.
Z kolei najbardziej intrygujący spośród ośmiu dziś pokazywanych krótkich metrażów to „Konstelacje” Anieli Gabryel, fabuła niedawno nagrodzona na Festiwalu „Młodzi i Film”. Sfilmowana kontrowersyjna sesja terapeutyczna według przepisu Berta Hellingera (pisze o niej Jerzy Pilch w „Pod Mocnym Aniołem”) zaskoczyła siłą psychologii, która nawet nakreślona pobieżnym scenariuszem i oparta na niedopowiedzeniach, na ekranie stworzyła aktorom ogromne możliwości. Ci spełnili oczekiwania: choć reżyserka wzbogaciła film o niebezpiecznie symboliczne wstawki ilustrujące najprawdopodobniej wnętrze leczonej bohaterki, to właśnie na grających opiera się sukces tego znakomitego spektaklu odkrywanych traum i emocji.
W towarzystwie ascetycznego, lecz zaskakująco przy tym ambitnego sci-fi („Żelazny obłok”, reż. Nikodem Wojciechowski), satyry na rodzinne przypadłości („Kemping”, Krzysztof Jankowski), dreszczowego szkicu na temat męskości („Mr. Bad Luck”, Bruno Brejt), pastiszu noir o zaburzeniach czasu („Paranoia”, Błażej Kujawa), tak rzadko oglądanego na polskich ekranach horroru („Strange Sounds”, Rafał Andrzej Głombiowski), odważnego dokumentalnego połączenia tematów depresji, zwyczajów seksualnych Polaków i codzienności młodych matek („Lena i ja”, Kalina Alabrudzińska) – to właśnie „Mały Palec” i „Konstelacje” w sekcji „Filmowa Młoda Polska” zachwyciły mnie najbardziej.
„Lato z Muzami” to także pokazy wyczekiwanych zagranicznych premier. Premierowo pokazywany w rejonie „Frank” w reżyserii Leonarda Abrahamsona to w równym stopniu szalone, co irytujące filmowe vademecum po ekscentryzmie. Opowieść o niezależnych muzykach stanowią infantylne niesnaski między bohaterami oraz realizacje ich nietypowych pomysłów. W świecie wielkogłowego Michael Fassbendera (grającego tytułową rolę, lecz niepokazującego przy tym twarzy) muzykę tworzy się, gdzie się chce i jak się chce (np. ze szczoteczkami do zębów jako instrumentami). To jednak świat budowany na wysilonej fikuśności wydarzeń i – co gorsze w przypadku założonej oryginalności filmowych postaci – niezbyt uwodzicielskiej psychologii.
Po projekcjach dla dzieci, filmach młodych twórców i opowieści o klęskach niespełnionych artystów przyszedł czas na dopełnienie tego filmowego cyklu życia. „Mistrz” P.T. Andersona stał się idealnym pretekstem do przeprowadzenia dyskusji poświęconej tragicznie zmarłemu w tym roku Philipowi Seymourowi Hoffmanowi. Gwiazda „Capote” określona przez aktora Wojciecha Solarza i dziennikarza filmowego Rafała Stanowskiego mianem „aktora matematycznego” nigdy nie korzystała z osobistego uroku lub charyzmy. Kreacje Hoffmana budowane były wyłącznie na ciężkiej pracy i talencie. Z kolei Piotr Kletowski nazwał go postacią schizofreniczną – która choć korzystała z aktorskiej metody Stanisławskiego, równocześnie potrafiła się od niej dystansować. Doskonałym komentarzem do dyskusji okazał się luźno oparty na scenariuszu, w dużej mierze improwizowany przez aktorów film Andersona. Dzięki temu bezkrytyczne opinie panelistów znalazły słuszne oparcie na ekranie.



Miejsce: Nowogard
Od: 9 lipca 2014
Do: 13 lipca 2014
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.