Wsłuchując się w dokonania kwartetu Space Debris, można odnieść wrażenie, że muzycy tej niemieckiej kapeli urodzili się o cztery dekady za późno. Że znacznie lepiej czuliby się, gdyby mogli żyć i tworzyć na początku lat 70. ubiegłego wieku. Album „Phonomorphosis” idealnie bowiem wpisuje się w ówczesną psychodelię i stylistykę krautrocka.  |  | ‹Phonomorphosis›
|
Pochodzą z górzystego powiatu Odenwald w Hesji. Swoją działalność rozpoczęli na początku lat 90. XX wieku. Pierwotnie podstawowy skład tworzyła jedynie trójka muzyków: gitarzysta Tommy Gorny, klawiszowiec Tom Kunkel oraz perkusista Christian Jäger. Nie mając stałego gitarzysty basowego, musieli na koncerty i do studiów nagraniowych zapraszać gości. Na – wydanej własnym sumptem – debiutanckiej płycie „Krautrock-Sessions 1994-2001” (2002) pojawiło się aż sześciu artystów nie związanych z grupą na co dzień: gitarzyści Eric Bläss i Jochen Meister, basiści Uwe Moldryzk, Rainer Kühnel i Thomas Schütz oraz wokalista Sven Kötke. Trzech z nich – Bläss, Meister i Schütz (plus gitarzysta Daniel Sick i wokalistka „Magic” Petra Klamert) – wspomogło Space Debris również podczas pracy nad kolejnym krążkiem – „Kraut Lok” (2005), który ukazał się już pod szyldem wytwórni Breitklang. Nie jest to żaden potentat na rynku niemieckim; udziały w niej mają sami muzycy, którzy dzięki temu zyskują pełną kontrolę nad ostatecznym kształtem własnych produkcji. W 2006 roku światło dzienne ujrzał album „Three”, którego tytuł oznaczał nie tylko kolejny numerek w dyskografii zespołu, ale również informował, że w całości został on nagrany w składzie podstawowym – trzyosobowym. Jako trio zarejestrowano też pierwsze wydawnictwo koncertowe Niemców – „Into the Sun. Live at Burg Herzberg Festival 2006” (2007).  | |
Za to do nagrania kolejnego materiału – monumentalnego „Elephant Moon”, który trafił do sprzedaży na dwóch krążkach CD i trzech winylach – zaproszono ponownie wokalistów: panią Klamert i pana Kötkego. Ogrom premierowego materiału opublikowanego za jednym zamachem sprawił, że przez następne lata Space Debris za bardzo nie miało co wydawać z bieżących produkcji. By jednak fani nie poczuli się opuszczeni, Gorny i spółka najpierw wypuścili na rynek kolejną płytę koncertową, a następnie zaczęli opróżniać swoje archiwa z kawałków dotychczas wielbicielom nieznanych. Na „Live Ghosts” (2010) formacja zaprezentowała się w nowej odsłonie: bas obsługiwał Peter Brettel, zabrakło też Kunkela, który rozstał się z kolegami, a na jego miejsce pojawił się Winnie Rimbach-Sator, wcześniej udzielający się w pokrewnych stylistycznie zespołach Karmic Society („Journey”, 2007) i Obskuria („The Discovery of Obskuria”, 2007). Wspomniany koncert oraz trzy krążki z serii „Archive” (2011) – „Vol. 1: Journey to the Starglow Restaurant”, „Vol. 2: All Man” i „Vol. 3: Deepest View” – znacznie umiliły oczekiwanie na kolejną produkcję studyjną Space Debris, która trafiła na sklepowe półki przed rokiem. Na „She’s a Temple” zadebiutował jako nowy basista młody Mitja Bessen, który tak dobrze wkomponował się w zespół, że bez problemów dotrwał do nagrania „Phonomorphosis”.  | |
Nowy album Niemców zawiera cztery rozbudowane kompozycje, z których każda trwa po mniej więcej dwadzieścia minut i wypełnia jedną stronę klasycznej płyty winylowej. Ale oczywiście materiał ten został wydany również na kompakcie. Otwiera go „Colossus Stranded” – i jest to początek bardzo klimatyczny, w którym nastrojowym dźwiękom gitary towarzyszą jedynie subtelne uderzenia perkusisty w talerze. Zmiana następuje, gdy do Gornego i Jägera podłącza się Winnie Rimbach-Sator, serwując bardzo klasyczną partię na organach Hammonda, jakiej nie powstydziłby się nawet świętej pamięci Jon Lord. Ale ten skok w kierunku muzyki barokowej jest tylko chwilowy – im bardziej numer się rozkręca, w tym większym stopniu do głosu dochodzą wpływy rocka progresywnego i psychodelii rodem sprzed czterdziestu lat. Świetnie wkomponowana zostaje też wokaliza – trochę nawet szkoda, że jedyna – Petry Klamert, która udowadnia niezbicie, że dodawany przed jej imieniem pseudonim „Magic” jest jak najbardziej uzasadniony. W dalszym ciągu „Colossus Stranded” prym przejmują dwa instrumenty solowe, które praktycznie już do samego końca – nie tylko tego utworu, ale i całej płyty – toczą ze sobą nader szlachetną „rywalizację”; chodzi oczywiście o instrumenty klawiszowe (raz są to organy, to znów fortepian elektryczny) Rimbacha-Satora i gitarę Gornego, znakomicie podkreślające zmieniające się tempa i nastroje kompozycji.  | |
Tytułowemu „Phonomorphosis” muzycy nadali bardziej nowatorski charakter, oddając tym samym hołd tym klasykom krautrocka – jak Amon Düül 2, Faust, Embryo czy Ash Ra Tempel – którzy nie stronili od eksperymentów dźwiękowych i brzmieniowych. Syntetyczne brzmienie klawiszy sąsiaduje tutaj z orientalizującą partią gitary i fragmentami niemal spacerockowymi. Warto jednak dodać, że przez cały czas muzycy nie zapominają o interesujących liniach melodycznych; ten, jak i pozostałe numery z płyty, pełne są sekwencji gitarowych bądź organowych wpadających w ucho. „Cat Flow Deluxe” zaczyna się podobnie do „Colossus Stranded”. Ale już po kilkudziesięciu sekundach przekonujemy się, że mamy do czynienia z zupełnie odmienną w stylu kompozycją. Przede wszystkim dlatego, że do głosu dochodzą tonacje bluesowe (serwowane przez klawisze); z czasem jednak i to – dzięki poszukiwaniom gitarzysty – ulega zmianie: po bluesie przychodzi bowiem pora na psychodelię, a nawet odrobinę rockabilly. Mrugnięciem okiem w stronę słuchacza jest krótki fragment rodem wyjęty z początku „Riders on the Storm” The Doors, kiedy to na plan pierwszy wybija się gitara basowa Mitji Besena. W finale następuje powrót do pierwotnych rozwiązań, z czego korzysta Tommy Gorny, aby po raz kolejny zaproponować przejmującą, pełną melancholii partię gitary.  | |
W zamykającym płytę „Journey Back to the Moon” Space Debris, wciąż pozostając wierne klimatom z lat 70. XX wieku, eksploruje jeszcze inny pokład. Z jednej strony mamy tu bowiem, przynajmniej w części pierwszej, do czynienia z brzmieniem garażowo-progresywnym (z surowością typową dla mniej zamożnych kapel i producentów z tamtej epoki), z drugiej – z wycieczkami w kierunku hard rocka (z „kwasowymi” organami Hammonda w tle). Dopiero w ostatnich minutach nastrój ulega całkowitej odmianie. Rimbach-Sator przenosi muzykę w inny wymiar – robi się subtelnie, balladowo, melancholijnie, niemal rzewnie. Na szczęście, muzycy nie żegnają się w ten sposób ze słuchaczami. Im bliżej końca, tym kwartet z Odenwald ponownie zyskuje na animuszu, nie tracąc jednocześnie nic na nastrojowości. I tak aż do dziewiętnastej minuty, w której następuje wyciszenie. Space Debris nie mają nad Wisłą zbyt wielu fanów; trudno nawet zaopatrzyć się w nowsze płyty tej formacji. A szkoda. Bo dla osób wychowanych na krautrocku i psychodelii sprzed czterdziestu lat możliwość „odpalenia” z własnego odtwarzacza dokonań Niemców byłaby na pewno nie lada gratką. Skład: Tommy Gorny – gitara Mitja Besen – gitara basowa Winnie Rimbach-Sator – instrumenty klawiszowe Christian Jäger – perkusja gościnnie: „Magic” Petra Klamert – wokaliza (1)
Tytuł: Phonomorphosis Data wydania: 1 kwietnia 2014 Nośnik: CD Czas trwania: 78:53 Gatunek: rock Utwory CD1 1) Colossus Stranded: 20:45 2) Phonomorphosis: 19:46 3) Cat Flow Deluxe: 19:47 4) Journey Back to the Moon: 18:35 Ekstrakt: 80% |