Choć ma w sobie nieco sensacji i przygody, pierwsza część „Cyklu barokowego” Neala Stephensona to przede wszystkim lektura dla ciekawych siedemnastowiecznego świata.  |  | ‹Żywe srebro›
|
„Żywe srebro” przenosi nas w burzliwe czasy baroku, kiedy obok wciąż silnego mistycyzmu i wpływowej teologii, umysły pokroju Newtona, Locke’a, czy Leibniza próbują przeforsować bardziej naukowe metody postrzegania rzeczywistości. A w każdym razie naukowe w ich mniemaniu, bo pierwsi naukowcy na kartach książki często bardziej przypominają szaleńców niż ludzi wiedzy, zaś na równi z prowadzeniem badań zajęci są kłótniami i wzajemnymi oskarżaniami o kradzież pomysłów. Ich dzieje śledzimy ze wspomnień niejakiego Daniela Waterhouse’a, który w ciągu długiego życia objechał kawał świata, śledząc doniosłe odkrycia. Ponieważ jednak toczono wtedy nie tylko spory o rachunek różniczkowy, ale także krwawe wojny, losy mniej wykształconych i bardziej gwałtownych warstw społeczeństwa poznajemy dzięki przygodom Jacka Shaftoe’a, awanturnika i wagabundy. Na królewskie i książęce dwory zabiera nas za to trudniąca się szpiegostwem piękna Eliza, niedoszła turecka kurtyzana, uwolniona przez Shaftoe’a z haremu po bitwie pod Wiedniem. Szarżująca polska husaria i król Sobieski też zresztą pojawiają się w tej… powieści? Cóż, chyba jednak nie w powieści. „Żywe srebro” bardziej niż beletrystykę przypomina lekko fabularyzowaną publikacje popularnonaukową. Wątek każdej z powyższych person jest przez autora instrumentalnie wykorzystywany jako pretekst do prezentacji kolejnych faktów z życia siedemnastowiecznego świata. Ich zakres jest szeroki jak biodra modelek z obrazów Rubensa – od filozoficznych podstaw rewolucji naukowej i wynalazków na miarę wahadłowych zegarów Huygensa, przez brytyjską politykę i szpiegostwo przemysłowe, po Noc Walpurgii na górze Brocken i techniki uśmiercania skazańców w londyńskich więzieniach. Stężenie informacji jest tak wysokie, że książka mogłaby śmiało posłużyć jako zastępnik niejednej lekcji historii, geografii, filozofii i jeszcze kilku dziedzin. Niezbyt nadaje się za to na wzięcie do wakacyjnego plecaka – i to nie tylko ze względu na potężne rozmiary. Trudno autorowi zarzucać, że przesadził ze szczegółami, bo ten cykl chyba już w samych założeniach miał być rozpasany i przesadzony („Żywe srebro” to i tak dopiero pierwsza część…). Niemniej tom jest dość nierówny – dużą część całości Stephenson serwuje z wielką brawurą słowa i kontekstu, ale są też obszerne, jakby mniej dopracowane fragmenty, w których przepych baroku zamienia się w mdławe rokoko. Czytelnicy, którzy będą tu szukać wiedzy i informacji, pewnie autorowi te słabsze momenty wybaczą, ale pozostali mogą nie być tak wyrozumiali. Zwłaszcza, że winowajca nigdzie się nie spieszy i ciągle wikła w kolejne opisy i dygresje, a gdy już przechodzi dalej, to często niezgodnie z chronologią, przeskakując latami do tyłu i przodu. Podobno kuchnia baroku charakteryzowała się zarówno obfitością jak i potężną dawką przypraw, serwując na bogatych stołach potrawy w rodzaju łabędzia nadziewanego cytrusami w goździkach i kminku. Danie właśnie tego typu przypomina „Żywe srebro”. Jest oryginalnie przyrządzone i elegancko podane, ale w niejedno podniebienie najzwyczajniej nie trafi.
Tytuł: Żywe srebro Tytuł oryginalny: Quicksilver Data wydania: 23 maja 2014 ISBN: 978-83-7480-428-8 Format: 1120s. 160×230mm; oprawa twarda Cena: 69,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 70% |