– Czego chcesz? – burknął gniewnie Rokita. – Chyba mam myśl. Trzeba ich odegnać. – Co ty nie powiesz, geniuszu? – zakpił jego przyjaciel. – Niby jak? – Normalnie, jak każdy inny żywot. – Lepiej zjedz kolację, bo poziom cukru rzuca ci się na mózg. – Przestań, przecież to zwykłe upiory… – Nie takie znowu zwykłe – przerwał mu Leszy. – Nie, nie – upierał się Boruta. – Technicznie rzecz biorąc to tylko upiory, przeklęte nawie, co znaczyłoby, że można je odegnać. Drugi leśny duch chciał zaprotestować, ale Leszy uciszył go krótkim gestem. Jaga spoglądała na nich nieprzytomnym wzrokiem, wyraźnie nie rozumiejąc, o czym mówią. Pan lasów złożył dłonie przy twarzy i zamyślił się głęboko. – Teoretycznie masz rację, ale żadne z nas nie ma nad nimi władzy. Tego może dokonać wyłącznie człowiek, w dodatku dysponujący odpowiednią wiedzą. Potrzebujemy guślarza. Słysząc to, wiedźma zaśmiała się histerycznie. Przez chwilę liczyła, że Boruta rzeczywiście znalazł rozwiązanie, tymczasem los wydawał się drwić okrutnie z jej nadziei. W świecie, w którym ludzie nie pamiętali już o magii, próżno było szukać kogokolwiek, kto potrafiłby czynić gusła czy chociaż zdołał opanować niezbędne ich podstawy. Rokita spojrzał na nią zaniepokojony, ale wystraszył się nie na żarty, dopiero gdy gorzki śmiech wiedźmy urwał się równie niespodziewanie, jak wcześniej zaczął. – Kostrzewski – powiedziała niepewnie. – Nawet o tym nie myśl – Rokita jako jedyny zdawał się wiedzieć, do czego zmierza wiedźma. – Już zapomniałaś, do czego jest zdolny? – Pamiętam doskonale – syknęła – ale tylko on da tu radę coś zdziałać. Gdzie ja położyłam telefon? Rozejrzała się bezradnie po pokoju, a gdy nie znalazła tego, czego szukała, ruszyła do sieni. Po chwili dobiegły ich odgłosy prowadzonej cicho rozmowy. Rokita zaklął szpetnie, kompletnie przy tym ignorując zaciekawione spojrzenia i znaczące pomruki Boruty i Leszego. – Kim jest Kostrzewski? – zapytał wreszcie rudy. Nie doczekał się odpowiedni, bo w progu pokoju stanęła Jaga. Nie próbowała nawet kryć nerwowego drżenia rąk. – Zgodził się – powiedziała bardziej do Rokity niż pozostałych. – A czego zażądał w zamian? – zapytał, wyraźnie rozdrażniony. – Kolejnego spotkania? – I kim on właściwie jest? – podjął kolejną próbę Boruta. – Facet zajmuje się okultyzmem we wszystkich postaciach i tłucze na tym nieprzyzwoitą kasę – wyjaśnił kwaśno Rokita, zerkając ukradkiem na przysłuchującą się każdemu jego słowu wiedźmę. – Menda jakich mało, w dodatku niebezpieczna. Nie można mu ufać za grosz. – Jesteś pewna, że chcesz go w to mieszać? – zapytał Leszy. – W innej sytuacji nie ryzykowałabym – przyznała niechętnie Jaga – ale teraz… teraz nie widzę alternatywy. Nie zdradzę mu niczego, poza tym, co musi wiedzieć – to powinno wystarczyć za zabezpieczenie. Niech tylko odprawi rytuał… – Pytanie, za jaką cenę? – mruknął niechętnie Rokita. – Mam coś dla niego sprawdzić. Chciał przywieźć materiały jutro, ale się nie zgodziłam – uprzedziła protest. – Przyśle je mailem. Zawahała się chwilę, po czym zwróciła do ciągle nieprzekonanego Rokity: – Mam do ciebie prośbę. Znajdź naszego… gościa. Pora chyba, żeby ruszał w drogę, póki nie wiedzą, gdzie go szukać. Powiedz mu… zresztą, sam będziesz wiedział. Rokita mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i ruszył na poszukiwania. Boruta tymczasem zwrócił się do wiedźmy: – Jesteś pewna, że to rozsądne? Zdawać się na tego człowieka? – Nie mamy wyjścia… – zaczęła wyjaśniać, ale przerwała w pół słowa. – Boruta, co tobie? Rudy grubas wyprężył się nagle, jakby chciał dodać sobie kilka centymetrów wzrostu. Mięśnie jego twarzy ściągnęły się w nienaturalnym grymasie, a zęby zacisnęły z nieprzyjemnym zgrzytnięciem. Chwilę później zwalił się na podłogę jak kłoda, nabijając sobie solidnego guza na potylicy. Jaga i Leszy natychmiast znaleźli się przy nim. – Bariera – wycharczał tylko, zanim kolejny atak pozbawił go mowy. Zaledwie kilka sekund później wywrócił oczy białkami do góry i stracił przytomność. Z nosa i kącika ust popłynęła wolno krew. Wiedźma uniosła przerażony wzrok na Leszego. – Sprawdzę to – mruknął pan lasów, usiłując podnieść się z podłogi. – Panie, nie sądzę… – Odruchowo złapała go za rękę, starając się powstrzymać przed opuszczeniem domu. – Zapominasz się, wiedźmo – oznajmił sucho. Był przekonany, że to wystarczy, by przywołać ją do porządku, tymczasem Jaga ani myślała zwolnić chwytu. Drobne palce zacisnęły się kurczowo na jego przedramieniu tak mocno, że Leszy czuł, jak cała ręka kobiety drży z wysiłku. Chciał dodać coś jeszcze, upomnieć ją, lecz pusty wzrok wbity gdzieś ponad jego ramieniem wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nic z tego, co powie, nie dotrze teraz do świadomości wiedźmy. Wizja urwała się tak samo niespodziewanie, jak nadeszła. Jaga, wyraźnie pozostająca ciągle pod wrażeniem obserwowanych obrazów, zareagowała mechanicznie. – Wybaczcie – powiedziała, choć nie pamiętała już, za co przeprasza. – Nie martw się, wiedźmo. Wrócę cały i zdrowy – Leszy zlitował się nieco nad roztrzęsioną Jagą. – Wiem, panie – odparła, siląc się na uśmiech. Dopiero gdy drzwi zamknęły się za nim powiedziała po cichu: – Wrócicie cali. Po wyjściu z domu Leszy natychmiast skierował się w stronę lasu – tylko tam mógł w pełni skorzystać z tych ograniczonych mocy, jakie jeszcze mu pozostały. Dotąd wiedział jedynie, że bariera ochronna otacza chatę w promieniu mniej więcej kilometra; w takiej odległości wyczuł ją, gdy przybył tu po pomoc. Teraz okazało się, że Boruta wplótł w delikatną materię zasłony własną magię, by mieć pod stałą kontrolą jej stan. Rozwiązanie to sprawdziłoby się doskonale w przypadku jakiegokolwiek zwykłego niebezpieczeństwa – duch leśny mógłby wtedy pojawić się w odpowiednim miejscu niemal na zawołanie – ale gdy do sforsowania bariery przystąpili przeklęci, cała siła ich ataku uderzyła w twórcę zasłony. Leszy przeklął w duchu tę niefrasobliwość. Bez trudu zlokalizował punkt, w którym upiory przystąpiły do badania bariery. Stali tam wszyscy, cała siódemka – obmierzli, urągający naturze, pozbawieni ciał, a jednocześnie przywodzący na myśl rozkład i śmierć. Siódmy znał się na rzeczy, skoro sama obecność Leszego wystarczyła mu, by odnaleźć okolicę, w której powinni szukać swojej niedoszłej ofiary. Teraz tkwili nieruchomo przed zaporą wplecioną w strukturę lasu, wyraźnie starając się zrozumieć, z czym mają do czynienia. Zachowali najwyższą ostrożność, tego Leszy był pewien. Gdyby uderzyli na barierę z pełną mocą, Boruta zapewne już by nie żył. Pan kniei, skryty w gęstwinie, chroniony przez pajęczynę magii mógł czuć się względnie bezpiecznie, tym bardziej, że przeklęte byty zbyt były zaabsorbowane stojącą im na drodze przeszkodą, by zwracać nadmierną uwagę na otoczenie. Niestety zasłona spuszczona nad terenem przylegającym do chaty wiedźmy osłaniała teraz w równym stopniu przeklęte nawie – aby móc podjąć z nimi walkę, Leszy musiałby opuścić bezpieczną kryjówkę. Poza tym stawili się tu wszyscy. Może gdyby napotkał zwiad – dwóch, góra trzech – Leszy odważyłby się wejść z nimi w bezpośrednie starcie, natomiast ujawnianie się przed całą siódemką, w tym przed przeklętym Mściborem, synem Gniewka, mogło doprowadzić tylko do jednego końca. Bóg lasów gorączkowo szukał w myślach rozwiązania. Nie śmiał nawet marzyć o odpędzeniu złych duchów – taka magia leżała od wieków w gestii ludzi – ale mógł je rozproszyć na pewien czas i to właśnie miał zamiar zrobić. Chciał kupić w ten sposób kilka dni, dając Swarożycowi czas na ucieczkę, choć oczywiście wiedział, że Siedmiu nie będzie miało wątpliwości, gdzie na nowo podjąć poszukiwania. Mógł jedynie mieć nadzieję, że człowiek, o którym mówiła wiedźma, zdoła odesłać nawie w niebyt, inaczej los Jagi i obu leśnych duchów był przesądzony. Leszy nie miał wiele czasu do namysłu, gdyż Siódmy podjął właśnie kolejną próbę sforsowania bariery. Bóg lasów dostrzegł delikatną zieloną poświatę, jaką rozbłysły wplecione w strukturę świata pajęcze nici zasłony, gdy widmowa dłoń próbowała schwycić je i rozerwać. Tym razem bariera wytrzymała, co dobitnie świadczyło o tym, że Boruta ciągle znajdował się wśród żywych, choć trudno było zgadywać, w jakim stanie. |