Świat Dysku w „Para w ruch” wkracza w wiek pary, żelaza i węgla. Sieć torów zaczyna przecinać równiny, pociągi ruszają w trasy, Moist von Lipwig znów knuje i dokonuje niemożliwego – a czytelnik z nostalgią myśli o starym, dobrym Świecie Dysku, sprzed wynalazku druku, ruchomych obrazków i sprawnie działającej poczty.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Sztandarowy cykl Terry’ego Pratchetta składa się już z czterdziestu tomów. Autor wielokrotnie udowadniał, że potrafi zmusić czytelnika do głośnego wybuchu śmiechu, nakłonić do myślenia, zbudować zarówno otoczkę komediową, jak i stworzyć mroczny, trzymający w napięciu klimat. Były powieści takie jak „Straż nocna” – niby bawiące, ale o rozbudowanej i tak naprawdę poważnej fabule, zawierające niekiedy wręcz makabryczne elementy. Były takie jak „Równoumagicznienie” – przede wszystkim zabawne, miejscami zahaczające o parodię. Każdy chyba zauważył, że ostatnie tomy cyklu mocno różnią się od tych pierwszych: poważniejsze, zwykle z bardziej rozbudowaną fabułą, mniej komediowymi postaciami. Zmieniał się też sam świat, do którego z każdym kolejnym tomem wkraczały nowe wynalazki i idee. Osobiście lubiłam Pratchetta w każdym wydaniu. Lubiłam Świat Dysku wtedy, gdy władała nim dzika magia, Rincewind spadał z krawędzi Dysku, a Ankh-Morpork było miastem chaosu i bezprawia. Lubiłam go, kiedy po ulicach zaczęli biegać codziennikarze, pracownicy sprawnie zorganizowanej poczty, a gobliny zostały uznane za pełnoprawnych obywateli. Ale nie potrafię polubić Świata Dysku z „Pary w ruch”. W porównaniu z poprzednimi tomami cyklu, fabuła najnowszej powieści Pratchetta jest wyjątkowo prosta. Dick Simnel wynajduje lokomotywę. Harry Król i patrycjusz Vetinari uznają, że w pomyśle tym tkwi potencjał i… To właściwie tyle. Oczywiście, podczas budowy drogi żelaznej występuje wiele kłopotów, z którymi poradzić musi sobie znany już wiernym fanom Pratchetta Moist von Lipwig. Gdzieś w tle pojawiają się kłopoty z polityką krasnoludów, zamachy terrorystyczne, ale to nic w porównaniu z knowaniami znanymi czytelnikom z „Łupsa” czy gierek politycznych z „Piątego elefanta”. Wszelkie niedostatki historii mogłyby z powodzeniem wynagrodzić humor, bohaterowie czy klimat… ale jakoś nie wynagradzają. Postacie – zarówno te nowe, jak i te znane i kochane – wypadają jakoś blado. Gdy gdzieś w tle kręcił się uwielbiany przeze mnie Vimes, zamiast cieszyć się z ponownego spotkania, zastanawiałam się, po co właściwie na siłę wciskano go do akcji. Vetinari nie jest tym samym Vetinarim, co kiedyś. Nowy bohater, Dick Simnel poleruje swoją Żelazną Belkę i z pasją rozprawia o pociągach, ale gdyby nagle wpadł na tory i został rozjechany przez własny wynalazek, ledwo bym to zauważyła. Wszystkie problemy zostają rozwiązane zbyt szybko, zbyt gładko. Zakończenie jest, przynajmniej dla mnie, naciągane i wręcz cukierkowe. Elementy humorystyczne, chociaż wciąż obecne, mogą wywołać co najwyżej blady uśmiech na ustach. Brak „perełek”, dialogi i opisy stały się… po prostu zwyczajne. Dobre, poprawne, ale gdzie podział się ten dawny, charakterystyczny, pratchettowski styl? Fani Pratchetta pewnie po tę książkę i tak sięgną. Nowi czytelnicy, nie znający poprzednich części – prawdopodobnie niewiele zrozumieją. „Para w ruch” boleśnie pokazuje, że wszystko powinno mieć swój początek i koniec: nawet tak świetna seria jak „Świat Dysku”. Czy to tylko jedna słabsza powieść, czy też nadszedł już czas, aby pozwolić wielkiemu żółwiowi odpłynąć gdzieś w mrok dalekich galaktyk?
Tytuł: Para w ruch Tytuł oryginalny: Raising Steam Data wydania: 15 maja 2014 ISBN: 978-83-7839-751-9 Format: 336s. 142×202mm Cena: 32,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 50% |