powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CXXXVIII)
lipiec-sierpień 2014

Bajeczka dla naiwnych
Miguel Sapochnik ‹Repo Men - Windykatorzy›
„Repo Men – Windykatorzy” to taka nabyta w aptece kolorowa pigułka w lukrowanej otoczce – wszystko jest w porządku, dopóki nie spróbować jej rozgryźć.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Repo Men – Windykatorzy” to kolejny film z cudacznym tytułem. Oczywiście tylko u nas cudacznym. Dystrybutor najwyraźniej nie mógł się zdecydować, czy zostawić tytuł oryginalny – choć w sumie nie wiadomo, po co, bo będąca fabularną podstawą powieść nosi zupełnie inny tytuł („The Repossession Mambo”), a sama nazwa „Repo Men” w filmie tak naprawdę nie występuje – czy może dać polski, średnio zachęcający do seansu. Niestety, zapewne moneta, od której uzależniono wybór, stanęła kantem i dostaliśmy kolejnego potworka w rodzaju „Watchmen. Strażnicy”, siedzącego jedną nogą w Hollywood, a jedną w naszym swojskim bagienku.
Film kosztował ponad 30 milionów dolarów i – łącznie z Europą i rynkiem DVD – zdołał zebrać zaledwie trochę ponad połowę tej kwoty. Nic więc dziwnego, że nie wszedł u nas do kin, nawet mając w obsadzie tak znanych aktorów, jak Jude Law, Forest Whitaker i Liev Schreiber. Na DVD też nie zrobił u nas wielkiej kariery, błędnie uchodząc swego czasu za remake „Repo Mana”, może niezbyt wystrzałowej, ale sympatycznej komedyjki z roku 1984.
Fabuła „Repo Men – Windykatorów” początkowo przedstawia się nawet atrakcyjnie. W świecie wyniszczonym wojną, która wybuchła po pogłębiającej się globalnej recesji, świetnie sobie radzi firma proponująca ludziom sprzedawane na kredyt sztuczne, bardzo wydajne organy. Ponieważ jednak niektórzy klienci nie wytrzymują tempa wyścigu szczurów i zaczynają zalegać z ratami, wysyłani są do nich tytułowi windykatorzy, mający za zadanie wyrzezać z zadłużonego delikwenta organ chamskim nożem i zwrócić go macierzystej firmie. Takimi windykatorami jest para przyjaciół, granych przez Jude’a Lawa i Foresta Whitakera. I wszystko (prawie) układa im się dobrze do momentu, gdy postać Lawa ulega podczas pełnienia obowiązków wypadkowi i budzi się z nowym, sztucznym sercem. Tu wręcz namacalnie można usłyszeć kwik kopniętej w jaja fabuły, bo oto się okazuje, że bezwzględny, pozbawiony krztyny litości i w sumie amoralny facet po zamianie ludzkiego serca na mechaniczne zaczyna… roztkliwiać nad każdym dłużnikiem. Nie może już nikomu przez pępek wyciągać nerki (a raz tak to wyglądało) ani wyrywać dziecku sztucznego przełyku. Po prostu dramat. Tak bohatera (z braku zarobków zbliża się jego własny termin windykacji), jak i Jude’a Lawa (bo jakoś trzeba zagrać tę bzdurę) oraz orżniętego w biały dzień widza.
W momencie fabularnej wolty zaczynają bowiem pchać się w oczy i inne durnoty. Na przykład ów „wyniszczony wojną świat” jest coś podejrzanie ludny, bogaty i nowoczesny. Miasto jest po prostu gigantycznym mrowiskiem pełnym lśniących wieżowców i fikuśnych linii kolejowych, a także dróg szybkiego ruchu, na których… prawie wcale nie ma samochodów. A te, które są – oprócz pojazdów windykatorów – to jakieś wręcz przedpotopowe egzemplarze, nawet w dniu dzisiejszym nie uchodzące za ostatni krzyk mody. Komuś zabrakło w tej kwestii wyobraźni, nadmiernie za to rozkwitłej w paru innych aspektach.
Weźmy na ten przykład wspomniane organy. Są metalowe (żeby jednak na ekranie nie było zbyt krwawo), dość duże i czemuś drobno żebrowane, a także absolutnie NIEELASTYCZNE, jakim więc cudem nie niszczą organizmu nosiciela – nie wiadomo. Co więcej, są wszczepiane nawet narkomanom i lumpom, a ci przecież raczej nie mają ŻADNYCH zdolności kredytowych, cała sytuacja zakrawa więc na zwykły sadyzm, skoro wiadomo, że i tak prędzej czy później trzeba będzie wyciąć im przeszczepy.
Tu dochodzimy do kwestii funkcjonowania całego systemu finansowania przedsięwzięcia. Po pierwsze – gdzie zapodziały się banki? Dlaczego to firma sama musi ryzykować swoimi pieniędzmi? I dlaczego przy tym nie dąży do maksymalizacji zysku poprzez prolongatę spłat, zamiast tego już po bodaj kwartale wysyłając po organy windykatorów i uniemożliwiając tym samym klientowi – który naturalnie wycięcia organu nie ma szansy przeżyć – dalsze spłacanie kredytu? Innymi słowy – dlaczego kredytodawca zarzyna (literalnie) kurę znoszącą złote jaja? Tym bardziej, że organy wcale nie wracają do obrotu, a lądują w jakimś idiotycznym magazynie?
No i co stało się z prawem? Można już ot tak zabijać ludzi? Dekorować ich wypatroszonymi zwłokami ulice, chlapać wszędzie wokół posoką i narażać postronnych przechodniów na widok krwi i przemocy? Gdzie w tym wszystkim w ogóle podziała się policja?
Oczywiście wiadomo, że twórcy chcieli w ten sposób podziałać na widza, dać mu morze krwi, wyciąganie flaków i w dodatku zasugerować, że również dzieciom dzieje się krzywda, ale jak się konstruuje takie cyrki na podbudowie z fabularnego guana, to nie ma co oczekiwać, że widz gładko to wszystko łyknie. Że bezmyślnie prześlizgnie się na przykład nad cielęcym bezwładem zadłużonych ludzi, którzy miast nawiewać poza granice miasta siedzą sobie – i to całymi stadami, boć grupie raźniej być rzezanym – w jakichś magazynach czy na zrujnowanych statkach, czekając, aż prędzej niż później nalot na kryjówkę zrobi cała wataha windykatorów.
A przecież można do tego dorzucić jeszcze kilka innych kwiatków. Jak choćby postać narkomanki i lumpiary, której ciuchów mogłaby pozazdrościć niejedna elegantka. I to lumpiary, która ma w sobie KILKADZIESIĄT mechanicznych organów. Kto jej tyle dał? I dlaczego myślał, że ona kiedykolwiek spłaci choć ułamek ich wartości, skoro każdy taki organ kosztuje tyle, co nieduże mieszkanie? Poza tym – dlaczego w tej wielkiej, światłej Ameryce, przez którą na dodatek przetoczyła się wojna, NIKT NIE MA BRONI? Wszyscy potulnie dają się rzezać, nie śmiąc nawet na milimetr podnieść ręki w swojej obronie? No i ten wspaniały, betonowy wieżowiec – wykonany bez jednego grama zbrojeniowej stali. Jak to wszystko ustało? Dlaczego jak odpadł kawałek stropu, to nie zwaliła się z nim reszta pięter? Bo niby co je trzyma prócz wyobraźni (czy raczej ignorancji) scenarzysty?
Finał, który jest równie durny, jak reszta, przemilczę, bo przezornie został wzięty przez scenarzystę w coś w rodzaju umownego nawiasu. I w sumie szkoda, że tylko finał, bo wtedy można by sobie było odpuścić punktowanie elementów gryzących się z logiką. Najzabawniejsze jest jednak to, że mimo tych wszystkich bzdur, mimo garści schematycznych zagrywek i średnio udanego duetu Law-Whitaker – film ogląda się w miarę gładko i przyjemnie, a niektóre pomysły, scenografia i efekty będą w stanie zadowolić nawet bardziej wymagającego kinomana. Z pewnością nie jest to jednak pierwsza liga filmowego sf.



Tytuł: Repo Men - Windykatorzy
Tytuł oryginalny: Repo Men
Reżyseria: Miguel Sapochnik
Zdjęcia: Enrique Chediak
Rok produkcji: 2010
Kraj produkcji: Kanada, USA
Czas trwania: 111 min
Gatunek: akcja, SF, thriller
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.