W przeciwieństwie do siatki agentów, jaką pozostawił za sobą Hans Reichmann. – Piracka agentura w Urland – westchnęła Drax już po raz któryś. – Pięknie. – No co? RNR musi mieć oko na ruchy konkurencji – rzekł Ravati. – Zwłaszcza teraz, kiedy w Urland rządzi bezpieka. W każdym razie planowaliśmy odbić cię z laboratorium. Kiedy wyszła sprawa z kopalnią, uznaliśmy, że druga taka okazja się nie powtórzy. Zgłosiłem się do oddziału, a pozostali zrobili wszystko, żeby moja kandydatura przeszła. – A potem grałeś przerażonego dzieciaka, żeby nikt cię nie podejrzewał? Żołnierz zerknął na nią z ukosa. – Boję się przez cały czas – wycedził. – Nie jestem bohaterem jak Schuster i reszta. Jestem tchórzem. – Ale pozbyłeś się Iudeksa w pięknym stylu. To coś znaczy. Ravati odchrząknął. – To był bezpieczniak. Musiał zginąć. Kiedy się domyśliłaś? – Zaczęłam coś podejrzewać, kiedy „przez przypadek” pieprznąłeś w niego ogniem zaporowym, ale potem już nie byłam taka pewna. Kiedy cię złapał… W takiej sytuacji człowiek jest zdolny do wszystkiego. Machnął ręką. – Mniejsza o mnie. Ty jesteś najważniejsza. – Tak twierdzisz ty czy twoi mocodawcy? Bo jeśli się we mnie zakochałeś… Ravati uśmiechnął się słabo. – Po prostu przyjmij do wiadomości, że zrobię wszystko, żeby wydostać cię z Urland. Kayla zaklęła. Nie chciała uciekać. Piracka pomoc oznaczała, że z drogi do morderstwa króla zniknie milion przeszkód. Musiała przekonać Ravatiego do zmiany planu. Opowiedziała mu o tym, jak pewien bezpieczniak zabił Vincenta Velrona i że to morderstwo do tej pory prześladuje ją w snach. O tym, jak ów bezpieczniak wstąpił na tron jako Tomasz II. W końcu o tym, jak wrobił ją w morderstwa i skazał na gnicie w laboratorium doktor Rose, a winą za wszystko obarczył Republikę Nowego Rzymu. – Nie! Wybij to sobie z głowy! – zaprotestował Ravati. – Odkąd ogłosili, że mordowałaś na rozkaz Reichmanna, trwa nagonka. Szukają naszych ludzi w Rozecie, w posterunkach, na nizinach i są już cholernie blisko. A ty chcesz jeszcze dorzucić zamach na króla? Już drugi z kolei? Przecież to wypowiedzenie wojny! – urwał, rozejrzał się po otoczeniu. Kayla też odniosła wrażenie, że w mroku coś się poruszyło. – Nie będzie żadnej wojny – powiedziała z przekonaniem. – Nie, jeśli wszystko się uda. Nie, jeśli z króla i jego ludzi zostaną mokre plamy. Potem obsadzi się stołki odpowiednimi ludźmi i agenci RNR będą mieli spokój. Możemy to zrobić, wiesz? Z waszymi zasobami i moimi zdolnościami… Żołnierz prychnął lekceważąco. – O tym zadecyduje Reichmann. Pewnie, możesz podsunąć mu pomysły – ale później. Jak już wyrwiemy się z tej cholernej kopalni. Gdy zapadła decyzja o wszczęciu akcji ratunkowej, agenci poprosili piracką centralę o transport. Sterowiec ewakuacyjny powinien już dotrzeć do umówionego miejsca. Tylko jak, do diabła, się tam dostać? – Mniejsza o potwory – ciągnął Ravati. – Prawdziwą przeszkodą są te pieprzone tunele. Najpierw cofnęliśmy się do punktu wyjścia. Potem wpadliśmy na rozwidlenie, którego nie powinno tu być. To miała być prosta droga! – Zakrzywienie czasoprzestrzeni – odparła Kayla. – Iudex chyba miał rację. – Ale jak, do diabła, miałoby to działać? – Mam pewną teorię. Nazywa się „Kurtzman”. – Obudził coś na wykopaliskach? – Dokładnie tak. Cokolwiek to było, cechowało się inteligencją. Nie mordowało ludzi. Bawiło się nimi, demonstrując swą potęgę, po czym przekształcało ich w potwory. A ponadto wiązało się jakoś ze zjawiskiem, o którym wspomniał Iudex. Drax zmarszczyła brwi. Odkąd odzyskała przytomność, odbierała wibracje czasoprzestrzeni, jak podczas walki z Lebiediewem. W miarę jak szła, rosła ich intensywność. Kayla miała wrażenie, że jest coraz bliżej rozjątrzonej rany w strukturze wszechświata. Podejrzewała, że znajduje się teraz poza Strefą Zero, zaś źródło wibracji wskazuje wyjście… dokąd? Do innego tunelu? Do jakiegoś cyklopowego miasta? Do źródła wszystkich strachów? Milczeli. Ich kroki odbijały się echem wśród skał i urywały nagle, jakby wsysane przez mrok. Przez cienie. Przez atmosferę zagrożenia, którą narzucały nie tylko potwory. Drax obawiała się też samej siebie. Jeśli miała uciec z kopalni, wybicie oddziału Schuster było koniecznością. Jeśli jej podświadomość wzięła to za punkt honoru – a potwierdzały to próby morderstw – sytuacja mogła przyjąć bardzo zły obrót.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A Ravati? Czy jego wyznanie ocaliło mu życie? Czy tylko odroczyło wyrok? Jakie znaczenie miał fakt, że Kayla coraz bardziej lubiła tego chłopaka? Nie życzyła mu śmierci. A przynajmniej nie z jej ręki. W chwili, gdy minęli wibrujące wyjście z tunelu, oślepiły ich światła latarek. – Ani kroku! – ryknął Bestia. – Zidentyfikować się! – Przestań, idioto, zaraz oślepnę! – warknął Ravati. – Carlo Ravati i Kayla Drax do usług! Zabieraj to! – Mogą być zmienieni – dobiegł ich głos Schuster. – Przecież wyszli z cienia na litej skale. Kayla spojrzała na kapitan. Na jej twarzy odbijało się zmęczenie; wyglądała, jakby przybyło jej dziesięć lat. Ale żyła, wzięła się w garść i miała broń, za co Drax była jej wdzięczna. Ciekawe, czy płakałaś za Lucem, pomyślała. Głośno zaś rzekła: – Po prostu użyliśmy portalu czasoprzestrzennego. – To znaczy? – To znaczy, że Urland ma przesrane. Zapomnijcie o przejściach w obrębie kopalni. Zakrzywiając czasoprzestrzeń, potwory dostaną się wszędzie: na posterunki, do Rozety, do gabinetu cholernego króla. A wtedy nie pomoże nawet zabetonowanie całego Szybu Maximusa. Schuster wytrzeszczyła oczy. – Więc to o tym mówił Iudex – powiedziała cicho. – O czym? – zdziwił się Bestia. – „Boże, udało mu się”. Tak powiedział. Bo Kurtzman dobrał się do artefaktu. Wszyscy jak na komendę wbili w nią wzrok. – Jaki znowu artefakt? – spytał Ravati. – Dzięki niemu powstała świątynia i wszystko inne – wyjaśniła Schuster. – Według inskrypcji Alchemików może go zdobyć jedynie wybraniec. Kurtzman często wspominał, że słyszy śpiew, który wskaże mu kryjówkę. Wiktor nie chciał do tego dopuścić, więc wyleciał z wykopalisk. – Śpiew znikąd. A wcześniej szepty, które słyszał brat Ravatiego – mruknęła Kayla w zamyśleniu. – Psychokinetyczne emanacje. To ma sens. Jeśli można zaprogramować czasoprzestrzeń do robienia różnych rzeczy, można też kazać kawałkowi metalu, żeby wykrywał potencjalnych użytkowników i dawał im znać. – Pstryknęła palcami. – Inteligentne pole psychokinetyczne! Stąd zainteresowanie doktor Rose. Gdzie psychokinetyka, tam i magowie! – Ku pamięci Luca wyrwę Kurtzmanowi jaja – wycedził Bestia. – A potem resztę. – Chwila! – wtrącił Ravati. – Skąd wiadomo, że to jego robota? Na cholerę mu to wszystko? – Może dlatego, że chciał stworzyć superżołnierzy? – zasugerowała Drax. – Może dlatego, że to anatomik i neurolog, więc wie, jak taki superżołnierz miałby działać? – Poza tym to maniak labiryntów – rzekła Schuster. – Rozwiązywał je dziesiątkami i rysował własne, niesamowicie skomplikowane. Dlatego kiedy pod świątynią odkryto plątaninę korytarzy, zajął się nią osobiście. Kochał pokazywać swoją wyższość. No i traktował podwładnych jak narzędzia, a nie ludzi. Widzicie analogie? – STO PROCENT RACJI, SARO. To brzmiało jak głos samej materii, przemawiającej za pomocą czasoprzestrzennych wibracji. Wprawiało w drgania skałę i ciało. Rezonowało z umysłem. Kayla zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć. – Kurtzman! – ryknęła Schuster. – Zabiję cię, Kurtzman! – MOŻESZ SPRÓBOWAĆ! Wszechobecne cienie zadrgały, zniekształciły się, zaczęły puchnąć. Wypełzły z nich zlepki ciał żołnierzy, górników i archeologów: makabryczne kraby, odrażające skorpiony, ohydne wije… Wypełniały drogę odwrotu, coraz więcej i więcej, aż zlały się w ścianę pełną rąk, nóg, głów, jelit, wyrastających zewsząd macek. W pojedynczy organizm stworzony z czystej makabry. Ale ci ludzie wciąż byli w jakimś stopniu świadomi. Drax słyszała wrzask dziesiątek zniewolonych umysłów, splątanych ze sobą na podstawowych poziomach percepcji i pozbawionych wyższych funkcji. |