Lider SBB, Józef Skrzek, lubi eksperymentować. Dlatego też ma w swoim dorobku, poza albumami jednoznacznie kojarzonymi z rockiem progresywnym, również płyty z muzyką religijną i organową. Przez ponad trzydzieści lat swojej kariery solowej nie stronił jednak także od rocka elektronicznego. Najnowszym tego przejawem jest, nagrany do spółki z Przemysławem Rudziem, album „The Stratomusica Suite”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zapędy Józefa Skrzeka ku rockowi elektronicznemu z okolic Tangerine Dream i Klausa Schulzego, czyli artystów reprezentujących tak zwaną „szkołę berlińską”, dostrzegalne były jeszcze przed rozpadem SBB w listopadzie 1980 roku. Słychać to najwyraźniej na płytach koncertowych z tamtego okresu, zwłaszcza zaś tych, które zawierają materiał częściowo improwizowany. Nierzadko pojawiały się w ich trakcie syntezatorowe przerywniki, dzięki którym lider tria (a następnie, od wiosny 1979 roku, kwartetu) zabierał słuchaczy w prawdziwie kosmiczne podróże. Również pierwsze solowe płyty Skrzeka – „Pamiętnik Karoliny” (1978) i „Ojciec chrzestny Dominika” (1980) – były w dużej mierze oparte na brzmieniach keyboardów, chociaż podczas ich rejestracji muzyk nie rezygnował jeszcze z wykorzystania innych instrumentów (gitary solowej, gitary basowej, harmonijki ustnej czy perkusji). Były to więc raczej eksperymenty w stylu Mike’a Oldfielda, aniżeli Edgara Froesego. Z biegiem czasu jednak i takich występów doczekali się fani. Miejscem, w którym były lider SBB najchętniej pojawiał się z podobną muzyką, stało się chorzowskie Planetarium (i to się w zasadzie nie zmieniło po dziś dzień). Tam powstały albumy „Podróż w krainę wyobraźni” (1985) i „La tempête” (2007), tam odbywały się współorganizowane przez Skrzeka, a poświęcone muzyce elektronicznej, Festiwale Sztuk Przestrzennych „Schody do nieba”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przemysław Rudź (rocznik 1976) młodszy jest od Skrzeka – urodzonego trzy lata po zakończeniu wojny – o pokolenie. Na świat przyszedł w Elblągu, ale swoje dorosłe życie związał z Gdańskiem. Tam ukończył studia uniwersyteckie (z zawodu jest geografem-klimatologiem), tam też realizuje się w swoich dwóch największych pasjach: jako popularyzator wiedzy o astronomii oraz muzyk. Płyty publikuje zaledwie od pięciu lat, ale – nie licząc albumu nagranego do spółki z liderem SBB – na koncie ma już w sumie dziesięć wydawnictw. Sześć solowych – od inspirowanego prozą Stanisława Lema „Summa technologiae” (2009), poprzez „Cosmological Tales” (2010), „Self-Replicating Intelligence Spawn” (2010), „Cerulean Legacy” (2011), „Pain/tings” (2012), aż po „Discreet Charm of an Imperfect Symmetry” (2013) – oraz cztery zrealizowane w duetach bądź trio: „Unexplored Secrets of REM Sleep” (2011) z Władysławem Komendarkiem (dawnym klawiszowcem progresywnego Exodusu), „Remote Sessions” (2013) z ukrywającym się pod pseudonimem Vanderson Maciejem Wierzchowskim, „Four Incarnations” (2013) z Krzysztofem Dudą oraz – dedykowany Czesławowi Niemenowi – „Hołd” (2014) z Dudą i Robertem Kanaanem. Jak więc widać, kooperacja z Józefem Skrzekiem nie jest żadnym zaskakującym „skokiem w bok”, a raczej normą w przypadku Rudzia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pomijając dwie ostatnie z wymienionych produkcji, wszystkie wcześniejsze mają przynajmniej jeden wspólny mianownik – pełnymi garściami czerpią z dokonań Tangerine Dream (vide „Alpha Centauri”, „Atem”) i Klausa Schulzego („Cyborg”, „Blackdance”) z lat 70. ubiegłego wieku. Płyta nagrana ze Skrzekiem wpisuje się w ten sam nurt artystycznych poszukiwań Rudzia. Ba! ma nawet swój tematyczny odpowiednik w dyskografii grupy prowadzonej przez Edgara Froesego – to krążek „Stratosfear” sprzed trzydziestu ośmiu lat. „The Stratomusica Suite” ma bowiem jeszcze wiele wyjaśniający podtytuł: „Music for the Balloon Mission to the Edge of Outer Space”. Muzyka zawarta na albumie powstawała od stycznia do marca tego roku. Na dodatek na odległość. Skrzek tworzył swoje partie w studiu MaQ Records w Wojkowicach (w Zagłębiu Dąbrowskim), a Rudź – tradycyjnie – w Gdańsku. Wśród wykorzystanych instrumentów znalazły się jedynie syntezatory (zarówno analogowe, jak i cyfrowe): lider SBB sięgnął po swego nieśmiertelnego Minimooga oraz Kurzweila, natomiast autor „Summa technologiae” po Korga (Kronos), szwedzkiego Norda i francuską Arturię. Efektem ich kilkutygodniowej pracy okazała się jedna, ale za to bardzo rozbudowana, trwająca blisko godzinę (zaokrąglając w górę), kompozycja tytułowa. Muzycy podzielili ją na sześć części, choć momenty, w których jedne się kończą, a następne zaczynają, nie zostały jasno określone. Gdy jednak wsłuchamy się bardzo uważnie w materię muzyczną, będziemy w stanie intuicyjnie wskazać miejsca płynnych przejść pomiędzy kolejnymi fragmentami. Suitę otwiera stonowany „Prologue”, bardzo spokojny, snujący się leniwie, jak ludzkie myśli, gdy stopami jeszcze twardo stoimy na Ziemi. Ale już z głową uniesioną wysoko ku niebu, zastanawiając się, co też skrywa rozciągająca się nad nami przestrzeń. To minuty zadumy i obaw, jak zakończy się nasza balonowa podróż. W „Towards to Destiny” muzyka nabiera tempa, zaprogramowane syntezatorowe brzmienia basu i perkusji wyznaczają pulsujący, hipnotyczny rytm, dzięki któremu unosimy się coraz wyżej – ku stratosferze i mezosferze, stanowiącej (w przybliżeniu) umowną granicę pomiędzy atmosferą ziemską a otwartą przestrzenią kosmiczną. Podróży tej towarzyszą pełne natchnionego romantyzmu sekwencje Minimooga i Korga, owijające się jak bluszcz wokół rytmicznego jądra kompozycji. Docierając do wyznaczonej granicy – być może artyści mieli na myśli linię Kármána – znajdujemy się w niezwykle niebezpiecznym, newralgicznym położeniu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Towarzysząca mu muzyka („Moments of Suspension”) – spowolniona i majestatyczna – udanie buduje nastrój niepewności i trwogi, z którego wyprowadza nas dopiero następna część – „Suddenly Jet Streamed”. Mocne uderzenie automatycznej perkusji i prawdziwie kosmiczne syntezatory dodają wigoru i odwagi, po kilku minutach płynnie przenosząc słuchaczy do fragmentu zatytułowanego „At the Gates of Cosmic Mysteries”. I tu po raz kolejny następuje zmiana nastroju. W obliczu tajemnic Kosmosu trudno bowiem zachowywać się butnie i wyzywająco, należy raczej pochylić głowę z pokorą – i to samo czynią Skrzek i Rudź, serwując nam brzmienia pełne zamyślenia i medytacji. W finale następuje natomiast powrót do punktu wyjścia: „Epilogue (For All the Explorers”) – chyba najjaśniejszy wyimek całej suity – dodaje otuchy, niosąc ze sobą sporą porcję nadziei. Rozjaśnia też wcześniejszy mrok, co nie powinno dziwić, skoro myślami dane nam jest wrócić na starą dobrą Ziemię. Kiedy otrzymamy kolejną, utrzymaną w podobnej stylistyce, płytę Józefa Skrzeka – trudno orzec; za to Przemysław Rudź na pewno zawieść nas nie powinien i – biorąc pod uwagę jego dotychczasową aktywność artystyczną – jeśli nie w tym, to na pewno w przyszłym roku czekać nas będzie kolejna podróż kosmiczna w jego towarzystwie. Skład: Józef Skrzek – instrumenty klawiszowe Przemysław Rudź – instrumenty klawiszowe
Tytuł: The Stratomusica Suite Data wydania: 1 czerwca 2014 Nośnik: CD Czas trwania: 56:37 Gatunek: elektronika, rock Utwory CD1 1) Prologue 2) Towards The Destiny 3) Moments of Suspension 4) Suddenly Jet Streamed 5) At the Gates of Cosmic Mysteries 6) Epilogue (For All The Explorers) Ekstrakt: 70% |