powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXXXIX)
październik 2014

Pan Jaromir i Kozioł
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Pstryknął, ale światło nie odpowiedziało. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie mogło. Żyrandol nie wisiał już pod sufitem, a leżał roztrzaskany na dywanie, w postaci tysięcy drobnych kawałeczków, zaś na miejscu lampy dyndało coś mniejszego i niżej zawieszonego, przypominającego sylwetkę malutkiego człowieka, ale z podłużną szczęką i dziwną naroślą na głowie, jakby rogiem. Producent wiedział, że boso podejść nie może, rzucił się więc w lewo, dysząc ciężko i po omacku odnalazł leżący na półce ze starymi woluminami lampion stylizowany na naftowy, ale działający na baterie. Wrócił, próbując uspokoić oddech. Baczył, by nie wdepnąć w cząstki tłuczonej porcelany, co i tak mu się nie udało. Drewniana obręcz stanowiąca oś żyrandola leżała na dywanie, a ponad nią wisiał kozioł – a właściwie Koziołek. Producent wzdrygnął się, obserwując jak pluszowe zwierzątko dynda na długiej lince zawiązanej na wyrwanych z sufitu przewodach. Koziołek Matołek, jasna cholera, toż to groteska; dopiero po chwili jasne stało się, że do czerwonego bucika przytwierdzoną miał karteczkę. Wiadomość, bynajmniej nie mapkę z zaznaczonym Pacanowem.
Dali sygnał, zaatakowali dom, przekroczyli granicę. Wybili… tak, niech to szlag, wybili dziurę w szybie, pancernej szybie, stąd te podmuchy, alarm nie zareagował, żyrandol potłuczony, cały pokój w ruinie, do tego kartka…
Sięgnął po nią i wzdrygnął się po raz wtóry. Po chwili naszła go złość, aż wrzasnął z wściekłości, bo demony przeszłości powróciły i przypomniały o długach, które domagały się spłacenia. A maskotka ze stryczkiem zaciśniętym na pluszowym gardle sugerowała, że zignorowanie przesłania może skutkować utratą czegoś poważniejszego aniżeli lampy. Cholernie drogiej lampy, swoją drogą.
• • •
Jaromir Miklas pojawił się na planie „Panny Agaty i diabła” dopiero w tydzień od pierwszego klapsa, po powrocie z Ukrainy, gdzie brał udział w uroczystym zakończeniu zdjęć do dużej produkcji o rzezi wołyńskiej. Miklas był jednym z drobniejszych inwestorów, a dla filmu, za kamerą którego stanął najlepszy bodaj polski reżyser, zasłużył się głównie dzięki kontaktom z ukraińskimi oligarchami, za pośrednictwem których załatwił ekipie pozwolenia na kręcenie w kilku zabytkowych miejscach, z pominięciem uciążliwych, biurokratycznych procedur.
Niezbyt liczna ekipa nowego projektu, w który Miklasowi udało się wciągnąć bogatego mecenasa kultury i apologetę niemiecko-polskiej przyjaźni, gnieździła się w studiu, obecnie stanowiącym surogat firmy zatrudniającą główną bohaterkę. Agata Makowska, grana przez znaną z kilku seriali i desek stołecznego teatru aktorkę Irenę Śniadek, była wedle fabuły niewielkim trybikiem w korporacyjnej machinie, dzięki diabelskiej interwencji przemieniającym się w firmową femme fatale, łamiącą serca współpracowników i osiągającą rekordowe zyski zapewniające błyskawiczny awans w służbowej hierarchii. Fabuła nie należała do kategorii odkrywczych, była dość prostą przypowieścią o krwiożerczym kapitalizmie i kosztach konszachtów z siłami Złego, słowem: połączeniem „Wall Street” Olivera Stone`a z „Panem Twardowskim” w spódnicy. Tym, co nadawało sens produkcji, były pompowane do Warszawy pieniądze zza Odry oraz, nieoczekiwanie, wcielający się w rolę diabła Łukasz Kozioł.
Ilustracja: <a href='mailto:zyto@poczta.onet.pl'>Maciej Żytowiecki</a>
Ilustracja: Maciej Żytowiecki
– Jest fenomenalny. Lepszy niż Al Pacino w „Adwokacie diabła”, niż Byrne w „I stało się koniec”, niż antychryst z „Omenu”, jak mu tam było… – na powitanie producenta zaczął wyliczać Antoni Paszek.
– Nie rozpędzasz się trochę? – mruknął sceptycznie Miklas.
– Sam zobaczysz. Nie wiem, jak można z tak gównianego scenariusza zrobić perełkę, ale jemu się udaje. Cholera, on modyfikuje te dialogi tak, że brzmią, jakby pisano je w piekielnym kotle!
– Pozwalasz mu zmieniać scenariusz? – uniósł brwi Jaromir, a Paszek rozłożył tylko ręce. Siła wyższa – pokazywał. Potęga, zwana talentem; moc, z którą nie sposób dyskutować.
Nagrywali właśnie scenę pierwszej wizyty czarta w przyciasnym gabinecie pierwotnej wersji Agaty. Kozioł założył czarny garnitur z fikuśną, fioletową poszetką; stał w lekkim rozkroku, usta miał rozwarte w bezczelnym uśmiechu, oczy-węgielki żarzyły się między powiekami.
– Panna Agata jest taka nieszczęśliwa. Taka stłamszona, cicha, a w środku wszystko buzuje. Ja to czuję. Ja chciałbym z panią zrobić pewien… interes… – ostatnie słowo niemal wysyczał, zgłoska „s” przeciągnęła się dźwięcznie. Po chwili kontynuował, stając tuż przy Irenie Śniadek. – Panna Agata nie zasługuje na taki los. Na poniżenia, na niedocenianie, na pogardę… Na chłopa niewiernego, na choroby i na ból… Znalazłoby się kilku ludzi, którzy zasługują. Ale czy panna Agata? Raczej nie. Czy mylę się?
– Kim… kim pan jest? – jęknęła kobieta, wyjątkowo dobrze grając lękliwe zaciekawienie. A może nie grała wcale?
– Widzisz? Jest taki autentyczny, że wszyscy dookoła to przejmują – szepnął Paszek, a Miklas pokiwał w milczeniu głową.
– Nazywam się… – po krótkiej pauzie odzywa się Kozioł-Diabeł, aż nagle ledwo wyczuwalny z początku zamęt ogarnia plan. Jaromir instynktownie patrzy w prawo – a stoi tuż pod olbrzymimi kolumnami rozstawionymi pod ścianą przez dźwiękowców – i zdaje sobie sprawę, że kolumnom owym stabilności zdecydowanie brakuje, do tego stopnia, że chwieją się nienaturalnie, a po ułamku sekundy odlepiają od ściany i lecą ku ziemi, napędzane bezlitosną siłą grawitacji. Dosłownie mgnienie; Miklas odskakuje, Paszek stoi jak sparaliżowany, nie zwietrzywszy zawczasu zagrożenia. Po chwili reżyser krzyczy, ale jest za późno i producent nie potrafi mu pomóc – na Antoniego spadają dwie dwumetrowe czarne bryły, jedna wprost na kolana, powala go, słychać trzask łamanych kości i głośne przekleństwa, druga mija ofiarę o centymetry.
Zawirowało. Cała ekipa doskoczyła, na progu pomieszczenia zrobił się nieludzki tłok, reżyser to wrzeszczał, to klął, to łkał, scenka wyglądała fatalnie. Ktoś wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił po karetkę, kilkoro ochotników błyskawicznie podniosło głośniki, ale Paszek nie mógł się ruszyć. Miklas zaczerpnął tchu i doskoczył do przyjaciela; spojrzał na nogi, lekko dotknął nabrzmiałego rejonu pod lewym kolanem, Paszek wrzasnął z bólu. Złamanie, otwarte złamanie kości piszczelowej, nie ma wątpliwości, oby nic więcej – jakby i to nie było za dużo – toż to katastrofa!
– Noż kurwa – wycedził przez zaciśnięte zęby poszkodowany. – Jakiś skandal, kto to poustawiał, dźwiękowcy-srowcy, zrób z nimi porządek!
– Aha – mruknął Miklas. – Przeprowadzę śledztwo, jasne. Może nie zauważyłeś, ale mamy poważniejszy problem na głowie.
– Zdjęcia się opóźnią, psia mać, mam nadzieję że to nic poważnego, ale kilka tygodni…
– Nie bredź – warknął Jaromir. – Dobrze wiesz, że to nie wchodzi w rachubę!
W ten oto sposób producent stał się również pełniącym obowiązki reżysera. Bo doskonale wiedział, że co jak co, ale terminów należy dotrzymywać – a przecież dyplom z łódzkiej filmówki nie wisiał na ścianie dla splendoru. Zresztą wystarczy wpuścić na plan Kozła i pozwolić mu grać, ba, być diabłem – i wszystko się ułoży. Tylko wypadków losowych trzeba unikać, a z tym zbyt często zdarzają się problemy.
• • •
Ostatniego dnia zdjęć w Warszawie Irena Śniadek wybiegła z płaczem z planu filmowego i więcej nie wróciła.
Przez ostatnie dni chodziła zestresowana, spięta, spóźniała się na rozpoczęcie zdjęć, opuszczała ekipę jako pierwsza po ostatnim klapsie. Miklas próbował przywołać ją do porządku – prosił, błagał, groził – ale nie skutkowało, wręcz przeciwnie. Sceny z jej udziałem trzeba było powtarzać po kilkakroć, a efekty i tak – jak głosiła Biblia – marność nad marnościami.
Każda zaś scena z udziałem Agaty i Diabła – czyli gros filmu – przyprawiały aktorkę o coraz większą depresję i niechęć do zawodu; potrafiła kobiecina wybuchnąć płaczem po odegraniu krótkiej konwersacji i uciec do damskiej toalety, a że przeszli już do fragmentów, w których bohaterka przeistoczyła się w krwiożerczą, korporacyjną bestię, nie do twarzy jej było z rozmazanym makijażem i łamiącym się głosikiem. Co więc zrobić? Jak żyć? Machnąć ręką i odliczać płynące zza granicy euro, zatrudnić psychologa, wstrzymać zdjęcia?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

40
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.