Czytając „Utracony tron” Davida Gaidera, sądziłam, że gorzej być już nie może. Trwałam w tym błędnym przekonaniu póki po wielu oporach nie sięgnęłam po „Powołanie” – kontynuację przygód króla Marica.  |  | ‹Dragon Age: Powołanie›
|
Po podstawowe informacje o świecie gry Dragon Age, w której rozgrywa się akcja „Powołania”, odsyłam do recenzji „Utraconego tronu”, bowiem nie chcę się powtarzać. Ograniczę się do stwierdzenia, że tym razem autor sięgnął po motywy znacznie ciekawsze niż w pierwszej części: a mianowicie Szarą Straż, wojowników, którzy przysięgają chronić ludzkość przed mrocznymi pomiotami i za skuteczność w swej służbie płacą ogromną cenę. Rezygnują z całej swojej przeszłości, porzucają rodziny i tytuły, prowadzą wieczną walkę i przede wszystkim zostają skażeni krwią pomiotów – dzięki czemu Strażnicy (o ile przeżyją!), wyczuwają pomioty, pomiocia krew nie jest już dla nich trująca, lecz przez co śnią ciągłe koszmary, zaś długość ich życia ulega znacznemu skróceniu. W „Powołaniu” króla Marica, władcę Fereldenu, odwiedzają właśnie Strażnicy z dalekiego Orlais. Komendantka, elfia czarodziejka Fiona i złodziejaszek Duncan. Potrzebują pomocy w odnalezieniu jednego ze swoich na opanowanych przez pomioty Głębokich Ścieżkach. Głębokich Ścieżkach, które przed laty przemierzył Maric z dwójką swoich towarzyszy. Co robi w tej sytuacji odpowiedzialny władca? Bingo! Natychmiast rzuca koronę na bok, raźno zeskakuje z tronu i po kryjomu wyrusza z Szarymi Strażnikami. Co tam królestwo, co tam niebezpieczeństwo, co tam nieletni syn, co tam fakt, że Strażnicy są Orlezjanami, a on ledwo parę lat temu wyzwolił Ferelden z jarzma Orlais… Ruszamy! Trzeba przyznać, że Szarzy Strażnicy powód poszukiwań mieli całkiem dobry: wiedza zaginionego Strażnika może sprowadzić na świat Plagę (podczas której pomioty, zwykle grzecznie siedzące pod ziemią i urządzające sobie spontaniczne wypady na powierzchnię, masowo ruszają mordować i zjadać co zamordują). Chociaż naprawdę nie wiem, dlaczego rzeczony Strażnik po prostu się nie zabił, zamiast tak ryzykować. I po kiego grzyba komendantce król, bo wyjaśnienia „potrzebujemy, żebyś nas przeprowadził” jakoś nie kupuję. Po pierwsze, skoro trójka przerażonych dzieciaków poradziła sobie z przeprawą, powinni sobie z nią poradzić doświadczeni wojownicy (w tym mag!), których celem życiowym jest ganianie po Głębokich Ścieżkach i ubijanie każdego pomiota, jakiego zobaczą. Po drugie, jakim sposobem Maric mógł pamiętać trasę kilkudniowej podróży sprzed ładnych paru lat, gdy błądzili w ciemnościach… To pozostanie wieczną zagadką. Wciąż też zastanawiała mnie kolczuga noszona przez drobną elfkę o posturze dziecka… Przyznam szczerze, że nie znam się na tym za bardzo, ale czy przypadkiem nie powinna trochę za bardzo obciążać jej ramion i bioder..? To w końcu nie świat Władcy Pierścieni… Fabuła „Powołania” jest więc równie kiepska i równie pełna dziur jak fabuła „Utraconego tronu”. A szkoda, bo powieść o Szarej Straży mogłaby mieć ogromny potencjał. Niewiele lepiej sprawa ma się z bohaterami. Maric jest tak samo nudny i bezpłciowy, jak w pierwszej części, czarodziejka Fiona była postacią, której nieustannie życzyłam śmierci, a sam Duncan (też jakoś spłycony w stosunku do swojego przyszłego „ja” z gry) wiosny nie czyni. Sceneria dawała większe pole do popisu – tutaj Wieża Kręgu Maginów, tutaj Głębokie Ścieżki – i może nawet sprawiłaby, że książkę przeczytałabym bez większego bólu, gdyby nie jedna rzecz. Wątek romantyczny. Skopany równie epicko jak romanse w „Utraconym tronie”. Podsumowując? Pozycja jedynie dla zapalonych fanów Dragon Age. I właściwie nikogo innego.
Tytuł: Dragon Age: Powołanie Tytuł oryginalny: Dragon Age: The Calling Data wydania: 9 marca 2012 ISBN: 978-83-7574-659-4 Cena: 39,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 20% |