– Griszeńka, sokoliku ty mój, niemiecki tytoń to siano, zupełnie nieszkodliwe. – Kutuzow prychnął pogardliwie. – Niedługo zaciągnę się biełomorem. To dopiero są prawdziwe papierosy: dym zatyka płuca. Sama przyjemność. Nadal je produkują. John także sięgnął po paczkę cameli. Już nie musiał się ograniczać. – Tworzymy rzucającą się w oczy grupę. – Rosjanin rozejrzał się. – Przejdźcie się parę kroków dalej. Griszka, gazeta. Dyskutujecie o sukcesie Niemiec w Sudetach. Dwaj mężczyźni przez chwilę palili w milczeniu, patrząc na siebie. Petersohn wiedział tylko tyle, że nic nie rozumie. Kutuzow i jego towarzysze, a na pewno Grisza, pochodzili z Rosji. Nic więcej nie przychodziło Johnowi na myśl. Zapytał więc wprost: – O co wam chodzi? Niemłody mężczyzna zastanawiał się chwilę. Niespodziewanie się uśmiechnął, jakby się na coś zdecydował. – Początkowo interesował nas wyłącznie „Latawiec”. Chcieliśmy zdobyć plany i skopiować szalupę czasową. Oszczędzamy na kosztach, a są olbrzymie. Rosji nie stać na tak wielki wydatek. Udało się nam – Jankesi jeszcze o tym nie wiedzą. Kutuzow znowu uśmiechnął się lekko. – Odciągnęliśmy uwagę FBI i CIA: sami zdemaskowaliśmy kilka mniej ważnych operacji, poświęciliśmy paru podrzędnych agentów. Sprzedawczyków – dodał z wyraźnym przekąsem. – I tak by nas zdradzili. Skomplikowana i wieloaspektowa gra. Mamy kopię „Latawca” – nazywa się „Muromiec”. Doskonale się spisuje. Ale – wolno ciągnął Kutuzow – później zainteresowałem się panem, John. Chyba instynkt. Wiedziałem, że zaakceptują pańską kandydaturę jako pilota testowego. Pragnąłem wiedzieć coś więcej o panu – to się zawsze przydaje. I natychmiast mocno mnie pan zaniepokoił. – Czym? – John zadał pierwsze i najbardziej oczywiste pytanie. Słuchał z uwagą, ale myślał teraz o Müllerze. Plan ochrony Hitlera przewidywał, że pod dotarciu wodza do kamienicy trójka agentów zajmie miejsce u drzwi wiodących do mieszkania Evy Braun. Helmuth, na pewno szalejący z niepokoju, musiał zachowywać kamienną twarz i może słuchać wypowiadanych cicho rubasznych dowcipów, udając rozbawienie. Petersohn miał nadzieję, że Müller się nie zdradzi. – Oznaczał pan coś kredą na pasach startowych. Zadałem sobie pytanie: po co? – Kutuzow wypowiadał słowa bez emocji, jakby opowiadał błahą historyjkę. – Gromadził pan stare mapy – wystarczyłaby jedna. Zbierał szczegółowe informacje o holocauście: to nie miało znaczenia dla przebiegu misji, ale pogłębiało jakąś ukrytą motywację. Bardzo interesował się pan rozkładem dnia Hitlera, sięgając nawet do raportów angielskiego wywiadu, a my mamy ich streszczenia i kopie niektórych meldunków, bo kilku agentów pracowało i dla nas. Przeczytałem je uważnie i odkryłem, że Hitler odwiedzał Evę Braun, sprowadzoną w tajemnicy do Berlina. Dużo pan biegał: trening miał dla pana wielkie znaczenie. Nie rozumiałem tego. Nikt przecież nie oczekiwał, że stanie się pan drugim Jesse Owensem. No i jest pan Żydem, tak jak ja. Kutuzow obracał w palcach następnego papierosa. Niechętnie włożył go z powrotem do metalowego pudełeczka. – Praca w wywiadzie polega na umiejętności wyciągania z nikłych i niejasnych przesłanek właściwych wniosków. Zrozumiałem: chciał pan wykorzystać misję do zabicia Adolfa Hitlera. Przyznaję, szczytny cel. Wiedziałem już, kiedy i gdzie zamierza pan tego dokonać – podczas krótkiego, ale samotnego spaceru führera ulicą. Znaliśmy miejsce ukrycia „Latawca”, bo wybrano je jeszcze w Edwards. Grisza, pracując w Gestapo, szybko ustalił, gdzie zamieszkał amerykański inżynier John David Petersen: księgi meldunkowe to bardzo pomocny wynalazek. Cierpliwie czekaliśmy na pana każdego dnia, kiedy führer udawał się z wizytą – tutaj, bo to najlepsze miejsce dla zamachowca. No i doczekaliśmy się… Prawie się panu udało. Wróci pan do Edwards „Muromcem”. Zablokowaliśmy nastawy powrotnego lotu i nie można ich zmienić. To forma zabezpieczenia. Ja wykorzystam „Latawca”. Petersohn patrzył na rozmówcę w milczeniu. Jeszcze parę spraw wymagało wyjaśnienia. Zwrócił spojrzenie na towarzyszy Kutuzowa. Człowiek o nadal nieznanym imieniu perorował głośno, wodząc palcem po rozpostartej gazecie. Młoda kobieta w kapeluszu z woalką, prowadząca pudelka na smyczy, przeszła obok nich. Pomachała dłonią, pewnie z rozbawieniem obserwując ich zaaferowanie. Piesek starannie obwąchał nogawkę spodni Griszy. John odczekał, aż dziewczyna przejdzie. Gdzieś w jego mózgu wciąż tliła się myśl o Müllerze, nierozumiejącym, co się wydarzyło. Może i dlatego zadał kolejne pytanie, choć nie spodziewał się odpowiedzi: – A tamci dwaj? Powrócą z panem? „Latawiec” to pojazd jednoosobowy. Twarz Kutuzowa spochmurniała. Palcami stukał w wieczko papierośnicy, jakby wybijał rytm jakiejś melodii. – Są członkami dawno temu powstałej grupy wywiadowczej – westchnął. – Niebawem włączymy ich do o wiele większej organizacji, nazwanej potem przez Abwehrę „Czerwoną Orkiestrą”. Nic nie wiedzą. Po prostu wykonują zadanie zlecone przez centralę. Wargi Kutuzowa zacisnęły się. Po chwili kontynuował cicho: – Sądzą, że przyjechałem pociągiem, w istotnej misji. Pan wie, jak doskonale działają systemy maskujące naszych pojazdów. Nie mają pojęcia o „Muromcu”. Nie pytają o szczegóły – często nie warto wiedzieć za dużo. Z całego serca pragnąłbym dać im rozkaz powrotu, ale nie mogę: mam jednoznaczne polecenia. Są zbyt ważni. Usta Kutuzowa wyglądały jak cienki sznurek, przecinający twarz. – Nie przeżyją wojny. Żal ściska duszę, ale cóż począć: tak trzeba. Twarz Rosjanina nagle przybrała zwykły, jowialny wyraz, jakby przypomniał sobie, że teraz prawie wszyscy Niemcy cieszą się z wielkiego sukcesu i nie powinien przyciągać zdziwionych spojrzeń. John wiedział, że nie może wspomnieć o kimś, kto też uważał się za Żyda – Kutuzow sądził, że dotarł do Berlina „Latawcem”, przeznaczonym przecież tylko dla jednej osoby. Może z Czwartej Rzeszy dotrze wyprawa ewakuacyjna, ale Helmuth wspomniał niedawno, że Christian Heydrich dysponuje jednym pojazdem. Drugi budowano, starając się go ulepszyć – i prace się przeciągały. Müller mógł nie dożyć przybycia kolejnej wyprawy, ze skrzętnie skrywaną rozpaczą w sercu czekając na ratunek – jeżeli tylko wcześniej nie zginie, na przykład w Stalingradzie. A on nie mógł mu w niczym pomóc, tak samo jak ten postawny Rosjanin swoim wiernym ludziom. – Muszę jeszcze coś ważnego wyjaśnić – głos Kutuzowa przerwał rozmyślania. – Powiem krótko: długo zastanawialiśmy się nad skutkami zamachu. Panu naprawdę mogło się powieść, może udałoby się też uciec. Sądzimy, że po śmierci Hitlera nastanie okres walki o przywództwo. Rozważaliśmy skomplikowane aspekty takiej sytuacji. Pewnie zdziwi się pan, Petersohn, ale wszystko wskazuje na to, że wygra Reinhard Heydrich. Kutuzow pokręcił głową. – To bardzo wiele zmieni. – W jego głosie brzmiało napięcie. – Ten człowiek byłby znacznie groźniejszym przeciwnikiem od zadufanego w sobie Hitlera. Heydrich może perfekcyjnie przygotować Rzeszę do wojny. Może opóźnić Bitwę o Anglię, żeby odtworzyć po ataku na Francję siłę ofensywną Luftwaffe. Prawdopodobnie nie popełni błędu Hitlera i nie uderzy na nas, pakując wojska niemieckie w krwawą rzeźnię, zanim nie rozprawi się z Brytyjczykami. Posłucha mądrych rad doświadczonych generałów… Bardzo wiele się zmieni. A przecież my wygraliśmy wojnę światową i zdobyliśmy Berlin – ciągnął z tą samą nadspodziewanie twardą intonacją. – To dla Rosji bardzo ważne – i chcemy, aby tak już na zawsze pozostało. Ton głosu nieco złagodniał. – Z kilku analiz wynika nawet, że Heydrich może wygrać. Jest inteligentny, zimny i wyrachowany. Świetny organizator – i pokazał, na co go stać, przy akcji „Ostateczne rozwiązanie”. Wtedy los Żydów zostałby ostatecznie przesądzony. John poczuł w sercu ukłucie zazdrości. Kutuzow i inni – bo na pewno Lew nie działał sam – bardzo trafnie przewidzieli przyszłość, nieomal w każdym calu. Nie wiedzieli najważniejszego: to już się wydarzyło. John pilnował się, żeby, tak jak podczas niedawnej, a już odległej rozmowy z Reinhardem Heydrichem, z jego ust nie wymknęło się niepotrzebne zdanie. Gest Griszeńki – podniósł nieznacznie rękę, pokazując zegarek – zwrócił uwagę Kutuzowa. Drugi towarzysz Rosjanina złożył starannie gazetę i włożył do kieszeni marynarki. – Nie możemy tu sterczeć do rana – rzucił sucho Kutuzow. – Jeżeli ma pan jakieś pytania, niech się pan pośpieszy. – Zapalmy jeszcze – zaproponował Petersohn. – W końcu to trafika z tytoniem. Nikogo nie zdziwi widok ludzi rozkoszujących się dobrymi papierosami. |