powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXL)
październik 2014

San Sebastian 2014: 24 Hour Party People
Mia Hansen-Løve ‹Eden›
Francuzka Mia Hansen-Løve, uchodząca za jedną z najciekawszych młodych reżyserek ostatnich lat, w najnowszym dziele zamyka tematykę, której poświęciła trzy pierwsze filmy. Tym razem zamiast o kobietach postanowiła opowiedzieć o swoim bracie i muzyce garage kreśląc jednocześnie portret generacji „French Touch” oraz znajdując nawet miejsce na osobny wątek poświęcony Daft Punk. „Eden” nie stanowi jednak kolejnego dowodu na to, że płeć piękna jest lepsza w wykonywaniu kilku zadań naraz. Wręcz przeciwnie.
ZawartoB;k ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Dwudziestokilkuletni Paul (Félix de Givry), pomimo obiekcji matki podsuwającej mu wciąż artykuły o zgubnym wpływie ecstasy, uparcie próbuje zaistnieć jako DJ. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem Stanem (Hugo Conzelmann) zakłada duet Cheers i szybko staje się znany. Praca staje się dla niego najważniejsza i początkowo wszystko idzie gładko; Paul rzuca studia, dużo podróżuje i może pozwolić sobie na życie, o jakim zawsze marzył. Dni ukochanej przez niego muzyki są jednak policzone i niedługo pamiętać o niej będzie tylko on sam.
Do biletu na film Hansen-Løve powinno się dodawać mały słowniczek pojęć z zakresu muzyki elektronicznej – w końcu opowiada o epoce, której już nie ma. Tytułowy „Eden” to nie tyle nawiązanie do religii, ile nazwa wydawanego w okresie pierwszych rave’ów fanzinu, garage to natomiast odłam muzyki elektronicznej będący mieszanką house, soulu i jungle, który narodził się w latach 90-tych. Bohaterowie określają go w filmie jako jednocześnie gorący i zimny, wyjątkowe połączenie ludzkich głosów ze zdobyczami technologii. To właśnie w takim środowisku narodził się jeden z najbardziej tajemniczych duetów w show-businessie.
Mimo, że w wielu scenach filmu wspomina się o przeżywających kolejną falę popularności muzykach z Daft Punk, film Hansen-Løve nie jest pogodną opowieścią o drodze od pucybuta do DJa: „Mogłam nakręcić film o ludziach, którym udało się osiągnąć sukces i z całą pewnością o wiele łatwiej byłoby go sfinansować, ale od początku wydawało mi się, że ciekawsze będzie opowiedzenie o tych czasach z perspektywy kogoś, komu się nie udało” – zauważyła reżyserka. Na głównego bohatera wybrała więc… własnego brata. Sven Hansen-Løve, znany kiedyś jako DJ Sven Love i będący także współautorem scenariusza, przebył podobną drogę do granego przez de Givry Paula i musiał przyjąć do wiadomości, że praca, której poświęcił wszystko, okazała się mieć krótki termin ważności.
Będąc pod dużym wrażeniem rozliczeniowego „Après moi” swojego męża Oliviera Assayasa, reżyserka wykorzystała historię brata jako pretekst do opowiedzenia o pokoleniu ludzi przeżywających swoją młodość w latach 90.: „Historia mojego brata i jego kariera, która zaczęła się wraz z pierwszymi rave’ami, eksplozją muzyki elektronicznej i „French Touch” i to późniejsze rozczarowanie, które zmusiło go do przeprowadzenia w swoim życiu radykalnych zmian wydało mi się właściwą drogą umożliwiającą uchwycenie tego, co stało się z moją generacją.” Pomysł ambitny, gorzej z jego realizacją.
Ukazujący modne dzieciaki na imprezach „Eden” przypomina czasem rozciągnięty do nieprzyzwoitości teledysk, który postanowiono „wzbogacić” wyjątkowo nieporadnymi dialogami. Pierwsze sceny przedstawiają smutną młodzież spacerującą po zamglonym lesie i gdyby nie współczesna ścieżka dźwiękowa, ta malowniczo opatulona szalikami grupa mogłaby spokojnie ujść za młodych poetów romantycznych, tak samo nieszczęśliwych i tak samo pretensjonalnych – główny bohater w domu nie ma ciepłej wody, ale kupuje koszule Paula Smitha, bo wydaje pieniądze „tylko na to, co niezbędne.”
Nawet pojawiająca się na chwilę Greta Gerwig, będąca zwykle najlepszą rzeczą w każdym filmie, jaki robi, czyta pretensjonalny list do kamery a potem znika, by zajść w ciążę. Reszta bohaterów też wydaje się raczej rozmnażać, niż dorastać i po dwóch godzinach spędzonych w ich towarzystwie człowiek zaczyna się cieszyć, że ich miejsce zajęli brodaci hipsterzy.
Pomysł Hansen-Løve na ukazanie losów generacji za pośrednictwem muzyki wydaje się interesujący i udało jej się przekonać do tego projektu wielu znanych artystów – nawet Daft Punk zgodził się na wykorzystanie swoich piosenek za minimalną gażę. Choć dla osób nieprzepadających za elektroniką Eden może okazać się nie do wytrzymania, ostatecznie jednak jedyną rzeczą, która tak naprawdę się tu broni jest właśnie muzyka.
Jakkolwiek ciekawe może być odkrycie, że istnieją basy brzmiące jak „inwazja na Polskę”, jedno jest pewne – mimo, że fabuła obejmuje okres prawie 20 lat, „Eden” to nie drugi „Boyhood”.



Tytuł: Eden
Reżyseria: Mia Hansen-Løve
Zdjęcia: Denis Lenoir
Rok produkcji: 2014
Kraj produkcji: Francja
Czas trwania: 131 min
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 20%
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.