powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXL)
październik 2014

Pomysł na powstanie
Jan Komasa ‹Miasto 44›
Kto obawiał się, że „Miasto 44” Jana Komasy okaże się drętwą akademią „ku czci”, z kina powinien wyjść pozytywnie rozczarowany – nawet jeśli z wieloma decyzjami reżysera trudno się zgodzić, historyczna superprodukcja z wyraźnie odciśniętym autorskim piętnem jest dziś w polskim kinie wartością samą w sobie.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Komasa wie, że jedna sugestywna scena jest warta więcej niż tysiąc mądrych słów, dlatego nie szczędzi w „Mieście 44” atrakcji. Jest pocałunek w bullet-time, seks w rytm dubstepu, ewakuacja kanałami przywodząca na myśl klaustrofobiczny horror – nie wszystkie z tych pomysłów mają uzasadnienie, ale przynajmniej zapadają w pamięć i nadają filmowi energię – o ilu scenach z „Katynia” czy „W ciemności” można powiedzieć to samo? Problemem „Miasta 44” jest nie tyle ekscentryczność filmowego języka dostosowanego do wrażliwości współczesnego, młodego widza, ale nadmiar. Reżyser nie szczędzi nam brudu, krwi i obrazów rodem z najniższych kręgów piekielnych: najpierw robi to wrażenie, zwłaszcza w znakomitej scenie eksplozji czołgu-pułapki na ulicy Kilińskiego, zwieńczonej deszczem krwi i ludzkich kończyn; z czasem jednak kolejne obrazy warszawskiej hekatomby, podawane w kadrze bez cienia niedopowiedzenia, zaczynają nużyć (o tym, że to, czego nie widać czasem bywa bardziej wstrząsające, reżyser przypomina sobie dopiero na końcu filmu).
Z wieloma wyborami Komasy-inscenizatora można się nie zgadzać – ale należy docenić ich odwagę, niespotykaną we współczesnym polskim kinie historycznym. Znacznie gorzej wypada Komasa-scenarzysta. Główni bohaterowie „Miasta 44”, powstańcy Stefan, Alicja i Kama (Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz i Anna Próchniak) są jedynie cieniami postaci – konia z rzędem temu, kto potrafiłby powiedzieć o nich więcej niż „są młodzi, odważni i zakochani”. Wprawdzie o Alicji mówi się, że „emancypacja przewróciła jej w głowie”, ale na ekranie dziewczyna definiowana jest wyłącznie przez uczucie do Stefana, jakby Komasa zapomniał, że na początku filmu kazał jej odwzajemniać pocałunki w rękę. Zdolniejszy scenarzysta potrafiłby też rozwinąć konflikt klasowy między bohaterkami, który w filmie sprawia wrażenie doczepionego na siłę. Ledwie naszkicowany licealny romans jako oś dramaturgiczna niebezpiecznie osuwa „Miasto 44” w stronę banału – choć ma przynajmniej tę zaletę, że bohaterowie nie odmieniają słów „wolność” i „Polska” przez wszystkie przypadki. O wiele bardziej przejmujący niż losy Stefana, Alicji i Kamy jest obraz Warszawy tamtych czasów, która nie jest jedynie perfekcyjną scenografią, ale równoprawnym uczestnikiem dramatu.
Mimo iż eksponujące makabrę „Miasto 44” chce być filmem antywojennym, a akowcy słyszą wyzwiska z ust warszawiaków obwiniających ich o upadek stolicy, powstańczy mit zostaje poddany tylko częściowej rewizji. Film próbuje pomieścić wszystko, z czym walcząca Warszawa się kojarzy – są tu mali powstańcy w hełmach, odwrót kanałami, walki na Starym Mieście i Czerniakowie – ale, wbrew ambicjom widocznym już w samym tytule, oddaje tylko niewielki wycinek historycznego dramatu. Choć ginęli wtedy głównie cywile, ich rola w „Mieście 44” ogranicza się do anonimowego statystowania w tragedii powstańców. Tych z kolei Komasa romantyzuje – są wrażliwi, honorowi i piękni (reżyser poświęca nawet osobną scenę, byśmy mogli docenić posągową budowę ciała chłopców z AK). Najciekawszy moment w filmie następuje, gdy po euforii pierwszych powstańczych triumfów (czy świętowanie na ulicy przypadkowo kojarzy się z słynną fotografią z Dnia Zwycięstwa na Times Square? – pojawia się nawet brunetka w bieli, ewidentnie szukająca pocałunku żołnierza), staje się jasne, że Rosjanie nie przyjdą walczącym z pomocą, a Niemcy obrócą miasto w popiół. Poetyka horroru, ku której zwraca się wtedy Komasa (choć znów nieco bez umiaru), oddaje obłęd walki bez szans na zwycięstwo, w której halucynacja miesza się z rzeczywistością, a „młodzi i piękni” zamieniają się w „żywe trupy” beznamiętnie błąkające się po warszawskim piekle.
„Miasto 44” wieńczy widok płonącej Warszawy, która na oczach kochanków w jednej chwili zamienia się w nowoczesną stolicę – podobny zabieg zastosował Martin Scorsese w „Gangach Nowego Jorku”, jednak u Amerykanina metropolia wzrasta stopniowo, a i ofiara jest znacznie bardziej dwuznaczna: „Gangi” to przecież film o klasowym i etnicznym antagonizmie jako podszewce wielokulturowej demokracji. „Miasto 44” nie pozwala sobie na podobne półcienie. W romantycznej tradycji, której Komasa ostatecznie ulega, śmierć nie może przecież być przecież rezultatem piramidalnego błędu ani absurdem, musi mieć sens – tu, nie bez pewnego triumfalizmu, jako fundament współczesnej Polski.
Nawet jeśli przekaz „Miasta 44” bywa dyskusyjny, trzeba oddać twórcom, że udało im się stworzyć film posługujący się współczesnym językiem kina, superprodukcję, która może nie jest na tyle mądra, by wchodzić w polemikę z „Kanałem” czy „Eroicą”, ale prawdą emocji potrafi chwycić za gardło nie słabiej niż „Szeregowiec Ryan”.



Tytuł: Miasto 44
Dystrybutor: Kino Świat
Data premiery: 19 września 2014
Reżyseria: Jan Komasa
Zdjęcia: Marian Prokop
Rok produkcji: 2014
Kraj produkcji: Polska
Gatunek: dramat, wojenny
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.