„Wszechświat kontra Alex Woods” zapowiadał się kosmicznie, ale skończyło się raczej przyziemnie. Debiut Gavina Extence’a można podsumować krótko: bez rewelacji, ale i bez wstydu.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Fajerwerki w swojej książce Gavin Extence odpala już na samym początku, stosując fabularny trik, jakiego użyto m.in. w pilocie serialu „Breaking Bad”, gdzie z pędzącego po bezdrożach vana wydostał się mężczyzna w samej bieliźnie, a chwilę później stał na środku drogi, celując przed siebie z pistoletu. Potem narracja robiła się już bardziej standardowa, cofała do pewnego momentu, a następnie stopniowo przybliżała nas do rozwiązania zagadki pierwszej sceny. U Extence’a wygląda to bliźniaczo, z tą tylko różnicą, że tutaj więcej fajerwerków już nie będzie – jeśli w zapowiedziach przeczytaliście o wypadku z meteorytem, mogę tylko dopowiedzieć, że kamulec stanowi jedynie dekorację mającą zwabić czytelnika. Co próbuje upiększyć rzeczony meteoryt? Powieść dydaktyczną dla młodzieży, którą w normalnych warunkach powinniśmy potraktować jak najbardziej znienawidzoną zupę z dzieciństwa. Tym razem warunki odbiegają nieco od przeciętności, bo brytyjski debiutant posługuje się niespotykanie lekkim stylem, pozwalającym przymknąć oko na przebijający tu i ówdzie ton starego pedagoga. Ale uwaga – „lekkość” dotyczy jedynie samej konstrukcji zdań, bo już dowcip jest tu raczej ciężkawy, a nawet niesmaczny (vide obszerne rozważania o „pedalskości”). Co dziwi tym bardziej, że na swojego patrona Extence obrał Kurta Vonneguta. Autor „Rzeźni numer pięć” jest cytowany obficie, otrzymuje nawet klub powieściowy własnego imienia i szkoda tylko, że przy okazji narrator próbuje nam objaśnić przesłanie twórczości Amerykanina. Oddanie tak dużego pola własnej powieści innemu autorowi jest o tyle niebezpieczne, że prowokuje do porównywania obu literatów, a póki co Extence wypada w takim zestawieniu niezwykle blado tak frazą, jak również ironią, którą sporadycznie próbuje się posługiwać. Rzecz zapowiadano jako „napisaną brytyjskim stylem” – nie wiem, na czym miałby polegać „brytyjski styl”, wiem za to, na czym polega dobry, brytyjski humor. Jeśli to o niego chodziło, cóż, reklama nie pierwszy raz minęła się z rzeczywistością. Dziwić może też kreacja bohatera, niestety tożsamego z narratorem – niestety, bo Alex często zachowuje się, delikatnie mówiąc, nielogicznie. Wydawałoby się, że słabsi fizycznie uczniowie, potencjalne ofiary, wykształcają w sobie mechanizmy obronne – ale nie Woods. Ten chłopak nie jest po prostu ofiarą, on jest ofiarą-idiotą. I, owszem, jest w tym wszystkim „opowieść o niezwykłym bohaterze, nietypowej przyjaźni i zaskakującej podróży”. Jest w tym umieranie i problem decydowania o sobie. Co z kolei znacząco zawęża krąg odbiorców do tej nieco starszej młodzieży, która przetrawi opowieść o śmierci przeplataną łopatologicznym tłumaczeniem Vonneguta. A także zasad fizyki (nie to, żeby były te zasady sensownie wtłoczone w ramy powieści). Nie dajcie się nabrać: „Wszechświat kontra Alex Woods” nie jest, jak próbuje się ją sprzedać, książką dla wszystkich (chyba, że „wszyscy” mają 17 lat). Extence nie jest literackim odkryciem. Ale jeśli macie na oku nastolatka, którego chcecie uszczęśliwić czymś nieco znośniejszym niż „Alchemik”, niniejsza powieść świetnie się do tego nadaje – czytadło to nieziemskie, pochłania się praktycznie samo. Prawie tak skutecznie, jak czarna dziura.
Tytuł: Wszechświat kontra Alex Woods Tytuł oryginalny: The Universe Versus Alex Woods Data wydania: 3 kwietnia 2014 ISBN: 978-83-08-05342-3 Format: 416s. 145×205mm; oprawa zintegrowana Cena: 39,90 Gatunek: obyczajowa Ekstrakt: 60% |