powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CXLI)
listopad 2014

Gramofon u podstaw
Ken Loach ‹Klub Jimmy’ego›
Ken Loach powraca na irlandzką prowincję, żeby opowiedzieć historię Jimmy’ego Graltona, miejscowej siłaczki skłóconej z właścicielami ziemskimi i Kościołem katolickim. Nie jest to jednak historia tak błyskotliwa jak w przypadku nagrodzonego Złotą Palmą „Wiatru buszującego w jęczmieniu”.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Klub Jimmy’ego›
‹Klub Jimmy’ego›
Jimmy Gralton wraca ze Stanów dotkniętych kryzysem ekonomicznym do rodzinnej Irlandii. Dziesięć lat wcześniej, ścigany przez władze podburzone przez niechętnych mu posiadaczy ziemskich i miejscowego proboszcza, musiał stąd uciekać. Teraz uzbrojony w gramofon wraca, żeby pomóc starej matce w prowadzeniu gospodarstwa. Problem jest to, że o tym, co robił tu przed dekadą, nie zapomniała ani miejscowa społeczność, ani ci, którzy sprawili, że musiał wyjechać. Ci pierwsi robią więc wszystko, żeby Jimmy wrócił do swojej aktywności sprzed lat – ci drudzy, żeby do niej nie wrócił, a najlepiej znowu wyjechał. Tym razem na dobre.
Z takiego punktu wyjścia zaczynamy. Loach opowiada historię, przeplatając ją nieustannymi retrospekcjami z wcześniejszego życia Jimmy’ego. Za wyzwalacz wspomnień służy tytułowy klub – coś w rodzaju domu kultury, w którym spotykają się okoliczni mieszkańcy, żeby podyskutować o poezji Yeatsa, popatrzeć na tradycyjne tańce irlandzkie albo potańczyć i posłuchać muzyki zza wielkiej wody. To z kolei budzi sprzeciw tych, którzy stoją na straży tradycji. Loach pokazuje tu jednak przewrotnie, że ta tradycja wcale nie jest taka stara i święta: Irlandia świeżo odzyskała niepodległość – tymczasem wizerunek żołnierza klęczącego przed biskupem doczekał się już rangi uosobienia tego, co stanowi fundament irlandzkiej tradycji. Słowo to zresztą dla różnych bohaterów znaczy zupełnie co innego: dla księży tradycją jest irlandzki katolicyzm, dla aktualnie panujących polityków tradycją zdaje się być status quo, dla ludzi skupionych wokół Graltona – spotykanie się w klubie i dyskutowanie tam o tym, co istotne, w tym o kształcie niepodległego państwa.
Film składa się jednak nie tylko z tego typu rozważań. Pojawia się tu – całkowicie zresztą zbędny i niewpływający na fabułę – wątek miłosny oraz konflikt pokoleń, który nie do końca ma szansę wybrzmieć, bo wśród mnogości innych wątków nie poświęcono mu zbyt wiele czasu. A wszystko to ozdobione malowniczymi zdjęciami irlandzkiej prowincji, które niestety są dość oczywiste i nie do końca działają na korzyść obrazu. Nie chodziło tu bowiem o pocztówkowość, stąd przykry dysonans między zdjęciami a scenariuszem. Wybrzmieć w pełni ma właściwie szansę tylko wątek antagonizmu na linii Gralton-proboszcz: udało się Loachowi skonstruować godnego przeciwnika dla głównego bohatera. Obaj zresztą księża pojawiający się na ekranie napisani są i zagrani bardzo dobrze: zarówno starszy, zacietrzewiony w swojej obsesji na punkcie Jimmy’ego proboszcz i młodszy, próbujący się odnaleźć w przypisanej mu roli i walczący z jednowymiarowym postrzeganiem rzeczywistości wikary.
Jeśli chodzi o grę aktorską, to jak bywa u Loacha (wystarczy wspomnieć o grupie listonoszy z „Szukając Erica”) doskonałe są sceny zbiorowe . Naturalne, zmęczone, lekko przybrudzone postaci przerywające sobie w pół zdania, żartujące, dokańczające myśli poprzedniej osoby – to w „Klubie Jimmy’ego” sceny doskonałe. Tym bardziej, że świetnie wypełniają główną linię fabuły, osnutą wokół przywrócenia świetności tytułowemu klubowi. Z drugiej strony występy poszczególnych aktorów niekoniecznie zapadają w pamięć. Barry Ward jako Jimmy jest zaskakująco posągowy, przez co jego postać niebezpiecznie zbliża się do socrealistycznych herosów walczących z kapitalizmem. Andrew Scott w roli wikarego miewa przeszarżowane, grane na granicy histerii momenty. Najrówniejszy jest zdecydowanie Jim Norton jako proboszcz: zimny, zdecydowany, a jednocześnie nie mogący zrozumieć, czemu wszyscy tak lgną do Jimmy’ego.
Motywy muzyczne rozbrzmiewające w tle stanowią przeplatankę klasycznych irlandzkich tonów i jazzu. Tym razem jednak, choć jest to rozwiązanie bardzo dosłowne, mamy do czynienia z doskonałym wyborem. Gdyby jeszcze Loach zrezygnował z uderzania widzów po oczach szlachetnością głównego bohatera – czym innym jest w końcu sugerowanie, że ktoś jest komunistą, a czym innym stawianie go na wozie, by krzyczał „towarzysze!” – „Klub Jimmy’ego” nie byłby złym pożegnaniem z kamerą. Reżyser zapowiedział bowiem, że to jego ostatni film. Miejmy zatem nadzieję, że czeka nas jeszcze bardziej porywające „do widzenia”.



Tytuł: Klub Jimmy’ego
Tytuł oryginalny: Jimmy’s Hall
Dystrybutor: Best Film
Data premiery: 31 października 2014
Reżyseria: Ken Loach
Zdjęcia: Robbie Ryan
Rok produkcji: 2014
Kraj produkcji: Francja, Irlandia, Wielka Brytania
Czas trwania: 109 min
Gatunek: dramat, historyczny
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.