Wbrew kojarzącemu się ze słodyczą tytułowi pełnometrażowego debiutu fabularnego Carlosa Lechugi, „Melasa” jest filmem bardzo gorzkim w wydźwięku i na pewno dalekim od oficjalnej propagandy komunistycznej na Kubie. Stąd też pewnie jej międzynarodowe sukcesy.  |  | ‹Melasa› |
Nawet w czasach komunistycznych obrazy kubańskie nie były szczególnie hołubione w polskich kinach. A co można powiedzieć teraz? Najpewniej tyle, że o kinematografii rodem z kraju rządzonego przez braci Castro nie wiemy nic. Albo jeszcze mniej. Tym większą uwagę należy zwrócić na trafiającą właśnie do kin studyjnych nad Wisłą „Melasę” Carlosa Lechugi. Ten skromny – wyprodukowany z pomocą Francuzów i Panamczyków – dramat społeczno-psychologiczny w ciągu dwóch lat od momentu realizacji zdobył kilka nagród na – co prawda, mniej prestiżowych, ale zawsze – festiwalach filmowych (chociażby podczas Gasparilla International Film Festival na Florydzie, w niemieckim Mannheim oraz hiszpańskiej Maladze); pochwalić może się także paroma nominacjami (w Chicago, Miami, São Paulo). Reżyserię Lechuga studiował w Hawanie; w zawodzie zadebiutował w połowie ubiegłej dekady, początkowo kręcąc jedynie krótkometrażówki. Dopiero przed dwoma laty udało mu się zadebiutować w pełnym metrażu – i od razu z przytupem. Tytułowa Melasa to skąpane w promieniach słońca prowincjonalne kubańskie miasteczko. Mimo że położone jest niedaleko stolicy, sprawia wrażenie odciętego od świata. Życie płynie w nim nadzwyczaj leniwie. Trudno jednak byłoby uznać je za rajski zakątek. Z powodu kryzysu władze już jakiś czas temu zamknęły cukrownię, która była jedynym zakładem dającym mieszkańcom pracę. Od tego momentu Melasa zaczęła popadać w ruinę. Kto mógł, wyjechał do Hawany; kto musiał zostać, stara się radzić sobie na różne sposoby, często wchodząc w konflikt z prawem. Mónica (w tej roli Yuliet Cruz) jest jedną z nielicznych osób wciąż jeszcze zatrudnionych w zamkniętej cukrowni; każdego dnia udaje się do fabryki i uruchamia maszyny, aby następnie zdać szefostwu w stolicy raport z ich stanu. Jej praca nie ma żadnego sensu, ale przynamniej zapewnia jakiś dochód. Nieważne, że niewystarczający na potrzeby rodziny. A ma kobieta kim się opiekować: częściowo sparaliżowaną i poruszającą się na wózku inwalidzkim matką (Ana Gloria Buduén) i córką z poprzedniego związku (Carolina Márquez). Mieszkają w starym baraku we czwórkę. Czwartą osobą jest Aldo (gra go Armando Miguel Gómez) – kochanek, a może nowy mąż Móniki, nauczyciel pływania w miasteczku. Jako że basen stoi jednak od dawna pusty, stara się on uczyć dzieci innych rzeczy. Czasami w ciągu dnia wymyka się do cukrowni, by w zrujnowanej hali zażyć z ukochaną rozkoszy cielesnych; w domu – z uwagi na obecność matki i córki – jest to niemożliwe. Co parę dni wszyscy wyprawiają się wspólnie na długi spacer. To żadna przyjemność, ale bolesna konieczność; w tym czasie bowiem wynajmują barak trudniącej się prostytucją przyjaciółce Móniki, Yamilé (Yaité Ruiz). Prostytucja jest oczywiście w komunistycznym raju zakazana, więc gdy policja podążająca tropem Yamilé przyłapuje ją na gorącym uczynku, konsekwencje tego muszą ponieść również najemcy baraku – za nielegalny podnajem pomieszczenia. Aldo i Mónica nie mają pieniędzy na zapłacenie grzywny, są zatem zmuszeni poszukać dodatkowych źródeł zarobku. Ona najmuje się jako sprzątaczka, on – za namową znajomego postanawia zająć się nielegalnym handlem mięsem. Podobny film nakręcony gdzieś na północy Europy okazałby się zapewne ponurym, naturalistycznym dramatem; z każdego kadru wylewałyby się zwątpienie i beznadzieja. W słonecznej Melasie jest inaczej. Ale to nie powinno mylić. Obrazowi Lechugi, choć jego bohaterowie nie poddają się przeciwnościom losu, jest bowiem równie daleko od pełnego wiary i ufności spojrzenia w przyszłość. Zarówno Mónica (zwłaszcza ona!), jak i Aldo mają świadomość, że życie przepływa im przez palce. Że pozostając w miasteczku, nic nie zmienią. Że będą skazani na wieczne kombinowanie, by przetrwać od jednej do kolejnej marnej wypłaty. Z drugiej strony – dokąd mają wyjechać z balastem, jakim są chora matka i córka Móniki? Carlos Lechuga prawdopodobnie zdołał pokazać tyle, ile mógł, a mówiąc precyzyjniej: na ile pozwoliła mu cenzura. Stąd zapewne mimo wszystko tchnące umiarkowanym optymizmem zakończenie. Na tyle jednak stonowane, by nie zabrzmieć fałszywą nutą i nie popsuć wrażenia. Przed półwieczem, parę lat po dojściu do władzy Fidela Castro, na wyspę udała się ekipa radzieckich filmowców ze słynnym reżyserem Michaiłem Kałatozowowem na czele. Efektem ich pracy okazał się wstrząsający dramat społeczno-polityczny „ Ja, Kuba” (1964), przedstawiający marność kraju pod dyktatorskimi rządami Fulgencio Batisty. Oglądając „Melasę”, trudno pozbyć się wrażenia, że w ciągu kolejnych dekad nic się na Kubie nie zmieniło. Ale chyba nie o takie wnioski z seansu chodziło szefostwu kinematografii w Hawanie…
Tytuł: Melasa Tytuł oryginalny: Melaza Data premiery: 14 listopada 2014 Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: Francja, Kuba Czas trwania: 80 min Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 70% |